- Opowiadanie: HPL - Zosia

Zosia

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zosia

Patrzyła rozmarzonym wzrokiem na jego palce, muskające delikatnie struny gitary. Jarek grał dla niej piosenkę. Napisał ją specjalnie dla Zosi. Czuła, jak każdy dźwięk przesycony jest czułością, uczuciem. Zaczęła marzyć, że jego dłonie, zamiast instrumentu, dotykają jej ciała. Poczuła, że robi się jej coraz cieplej. Jaki on jest przystojny. Wszystkie koleżanki będą mi zazdrościły – myślała. Skończył.

– Podobało ci się?

– Cudowna. Zagraj mi ją jeszcze raz.

– Nie mogę. Musze iść. Matka kazała mi załatwić coś na obiad.

– Mogę pójść z tobą? – Zosia tak bardzo nie chciała się z nim rozstawać.

– Dobra. Chodź.

Wstali z nagrobka, ich stałego miejsca spotkań. Zosia kochała tę ciszę i spokój starego, opuszczonego cmentarza na skraju wsi. Wyszli na drogę.

– Pójdziemy w stronę gospodarstwa Garlika – powiedział Jarek.

Zosia nieco się zdziwiła, ale nie protestowała. Brunon Garlik był znanym w okolicy handlarzem narkotyków. Hodował w swoich szklarniach przeróżne rośliny sprowadzane z Ameryki Południowej. Wszyscy, łącznie z władzami, wiedzieli o tym, nikt jednak nie ruszał Garlika. Był on hojnym darczyńcą. Sponsorował kościół, szkołę, miejscowy klub piłkarski, który dzięki niemu miał nowoczesny stadion na osiemdziesiąt tysięcy widzów. We wsi wybudował centrum sportowe z pełnowymiarowym basenem. Miłośnicy sportów zimowych dostali od niego w prezencie tor łyżwiarski. Oczywiście kryty, żeby również w ciepłym okresie roku mogli oddawać się swojej pasji. Inni mieli skocznię narciarską. To tylko niektóre z dzieł sponsorowanych przez Garlika.

Zosia i Jarek byli już prawie przy ogrodzeniu.

– Co ty od niego chcesz? – zapytała.

– Nic takiego. Poczekaj tu. Muszę iść za potrzebą. Szukałem jakiegoś płotu, żeby się schować.

– Aha – odparła Zosia.

Kiedy Jarek wrócił, skierowali się znów na główną drogę.

– Idziemy do sklepu? – zapytała.

– Po co?

– No chciałeś kupić coś na obiad.

– Nie kupić, tylko załatwić.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że zaraz ukręcę ci główkę.

Zanim do Zosi dotarły jego słowa, Jarek już wykonał to co powiedział. Poczekał aż ustąpią ostatnie drgawki i wrzucił martwe ciało do plecaka.

 

– Masz coś na obiad? – powitała go pytaniem matka.

– Jasne – odparł Jarek.

Otworzył plecak i wyjął śliczną, tłustą kurę.

– Świetnie synu. Idealna na rosół.

Zosia była bowiem gadającą kurą. Kilka miesięcy temu miała romans z papugą. Mówiono, że wylądowali w łóżku. Od tamtego czasu zorientowała się, że potrafi mówić. Jarka poznała w momencie, kiedy miała doła po rozstaniu z papugą. Chłopak był miły, przynosił jej zawsze dorodne ziarna, kiedy spotykali się na cmentarzu. Lubiła go.

– Pyszny rosół – mruknął Jarek, kiedy talerz był już pusty.

On też lubił Zosię.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie, szort jest chyba zbyt abstrakcyjny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj!

 

Twiścik jest, raz uśmiechnęło, tylko ta łopatologia na końcu nie podeszła. No i hojność Garlika jakaś taka przesadzona, (nie wiem zresztą, co wnosi do opowiadania opis jego działalności) niezłej wielkości musiałyby być jego plantacje.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

To wytłumaczenie na końcu zbyt łopatologiczne, ale usprawiedliwia je historia z papugą. Dobre opowiadanie, zacnie abstrakcyjne. 

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

XD

 

Nie będę się niczego czepiała, bo wszystko składam na karb abstrakcji. A abstrakcja w tym opowiadaniu misie ;)

Uśmiechnąłem się, przypominając sobie starą historię rodzinną :) Miły tekst, fakt faktem łopatologia na końcu raczej na minus. Taki miły przerywnik świąteczny, raczej zapomnę go za kilka dni.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sympatyczny tekścik, ciekawy pomysł. Łopatologia raczej zbędna, tylko wyjaśnienie z papugą interesujące.

miejscowy klub piłkarski, który dzięki niemu miał nowoczesny stadion na osiemdziesiąt tysięcy widzów.

Jak rozumiem, na wsi. Po co komu taki gigantyczny stadion? Kto ponosi koszty utrzymywania obiektu, kto sprząta te osiemdziesiąt tysięcy miejsc? ;-)

Babska logika rządzi!

Chyba trzeba podejść jak lenah. Wszystko abstrakcja.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Finklo, stadion stadionem, ale skocznia narciarska… ;)

Ja tam się nie znam na obiektach sportowych. W moim mieście chyba są dwa duże stadiony i kilka mniejszych. Nic mi nie wiadomo o żadnej skoczni. Ale jeśli rzecz się dzieje w górach… Bywają chyba miejscowości, w których zbudowano więcej niż jedną skocznię?

Babska logika rządzi!

Pomysł może i był, tylko jakoś zupełnie mnie nie przekonał. W pierwszym akapicie rzucił mi się na oczy nadmiar zaimków. Gdzieś w środku tekstu zgubił się przecinek. I dlaczego Garlik sprowadzał przeróżne rośliny (i właściwie jakie), skoro chyba wystarczyłby jeden gatunek, żeby zarobić?

Odnośnie obiektów sportowych mam te same zastrzeżenia, co Finkla.

 

It's ok not to.

Nie no, jest sporo pożytecznych roślin: mak, konopie, krasnodrzew… Diabli wiedzą, jakie jeszcze niezbadane skarby rosną nad Amazonką. ;-)

Babska logika rządzi!

Zosia po romansie z papugą miała chyba też szybki kurs “jak człowiek postrzega świat”. Jak na ptaka, podejrzanie ludzkie rozumowanie :)

 

No ale przecież to nie jest na poważnie, weź się nie czepiaj

Ja to rozumiem – ale w takim razie, czy konieczne jest wspominanie o papudze, tłumaczenie absurdu na siłę? Jak już absurdalnie, to po całości, a ten szort – ani taki, ani siaki…

 

Pozdrawiam.

Precz z sygnaturkami.

Wielkie NIE dla takich tekstów:)

 

Znaczy, że jak ktoś pisze o dupie marynie i podleje to odrobiną ohydy to jest wtedy to bizzaro, czy jak? Ja się nie znam, za stary jestem:) Wolałbym tekst o czymś.

Eee, do bizarro to tu jeszcze sporo płynów fizjologicznych brakuje… ;-)

Babska logika rządzi!

Ech, a już myślałem, że załapałem o co kaman… :)

Poczytaj sobie Fasolettiego albo Thraina. Tylko ten, nie mów, że Ci kazałam. To tylko drogowskazik, do niczego nie zobowiązujący.

Babska logika rządzi!

Poczytaj, poczytaj… posłuchaj dobrej rady Finklii :D Zapewniam, że po Thrainie i Fasolettim, nie będziesz miał wątpliwości co do bizarro.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Opowiadanko o Zosi to oczywiście abstrakcja, i tak ma być. Lubię tego typu humor i tyle. Wiem też, że są osoby które zupełnie go nie poczują. Celowo nie piszę, że nie zrozumieją, bo tutaj nie ma nic do rozumienia, ma być abstrakcyjnie, groteskowo i na luzie. Dziękuję wszystkim za uwagi i komentarze. Nie spodziewałem się tak dużej reakcji na tak krótki tekst. Pozdrawiam :) 

Krótki tekst szybko się czyta, to i więcej chętnych… ;-)

Babska logika rządzi!

Wszystko fajne, ładne, piękne, a pod koniec czar prysł. Nie dlatego, żeby tekst mi się nie podobał, ale dlatego, że na końcu naprawdę miałem nadzieję, że mamy do czynienia z jakąś wioskową rodziną kanibali lub strzyg i strzygoni :)

Pozdrawiam :)

Przybyłem, przeczytałem, nic nie odczułem. W tekstach pojawiają się trzy podstawowe elementy: bohater, historia i przesłanie (jest ich o wiele więcej, ale rozpisywanie się jest pozbawione sensu). I przynajmniej jeden z tych elementów powinien zachwycić czytelnika. Bez tego będzie nic. Niestety u ciebie nic mnie nie porwało. Wszystko tak jakby smaku pozbawione. No nie porwało, ale pamiętać mus autorze drogi, że nauka mistrzem czyni.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Jeżeli to miała być groteskowa abstrakcja to coś nie wyszło. Tekst o niczym zostaje tekstem o niczym, a popyt na utwory o niczym jest mały, bo tekst jakieś tam wartości dydaktyczne powinien nieść.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Nowa Fantastyka