- Opowiadanie: soku1403 - To nie jest historia o futbolu

To nie jest historia o futbolu

Dziękuję użytkownikom ocha, funthesystem oraz Skull za betowanie. Bardzo przyczynili się do powstania finalnej wersji tego szorta. 

Czytelnikom zaś życzę przyjemnej lektury :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

To nie jest historia o futbolu

Mecz trwał już piętnaście minut, a Tomek wciąż się nie pokazywał. Zaniepokoiło to Marcina, który przekręcił się na kanapie i zerknął w kierunku drzwi wyjściowych. Przecież jego przyjaciel na pewno by nie przegapił tak istotnego spotkania, a poza tym miał tylko wyskoczyć po coś do żarcia.

Chwilę później, jak na zawołanie, ciemnowłosy trzydziestolatek z bujnym zarostem i sporawym brzuchem przekroczył próg mieszkania, przyciskając do piersi zakupione jedzenie. Był niewysoki i pozornie niegroźny, ale spojrzenie miał surowe, jadowite. Efekt ten często psuły podkrążone oczy – skutek imprezowania i picia wódki. 

– Gdzieś ty się podziewał? – spytał Marcin, sięgając po zapalniczkę. – Barca zdążyła już bramkę strzelić.

– Kolejka była – odparł tamten i rzucił paczkę chipsów na blat stołu, znajdującego się przed sofą. Potem postawił na nim dwa browary oraz kolejne opakowanie z przekąskami i usadowił się obok kolegi, otwierając piwo. – Trzeba zwilżyć sobie gardło, he, he. Dlaczego mnie tak suszy?

– Może dlatego, że jesteś alkoholikiem? – zasugerował Marcin, zapalając papierosa. Zaciągnął się i wypuścił dym z ust. Przez moment obnażał pożółkłe od tytoniu zęby, które idealnie zgrywały się z jego zaniedbanymi paznokciami i zniszczoną twarzą. 

– Nie alkoholikiem, a koneserem trunków – uściślił Tomek i wybuchnął gromkim śmiechem.

– Z czego rżysz?

– Bo mnie tu wyzywasz, a sam nie jesteś lepszy. Który to już szlug dzisiaj? Pięćdziesiąty?

– Musiałbym palić non-stop. To dopiero druga paczka.

– Aha – powiedział przeciągle, drwiąco – rozumiem, DOPIERO druga paczka.

– Nie naśmiewaj się, tylko oglądaj. O, patrz, znowu byś ominął gola. Jak można marnować takie sytuacje? Ten Neymar to jednak kawał drewna.

Pierwsza połowa dobiegła końca. Puszki zostały opróżnione. Marcin dopalał drugiego papierosa.

– Kurna, nie ma już piwa? – oburzył się brunet. Nie był pijany, ale sprawiał takie wrażenie, wodząc mętnym wzrokiem po całym pomieszczeniu.

– W lodówce powinna być jedna butelka. 

– Heinekena?

– Nie, żubra.

Tomek zmarszczył brwi. Marcin długo powstrzymywał się przed uśmiechnięciem.

– No jasne, że heinekena. Chociaż na twoim miejscu już bym nie pił.

– Nie jestem alkoholikiem! – zagrzmiał Tomek. 

– No dobrze, już dobrze. Wypij, jak chcesz. I tak muszę jutro zrobić zakupy. 

Wkrótce reklamy nowoczesnych aut, supermarketów i banków zastąpił widok zielonej murawy, na którą właśnie wybiegało dwudziestu dwóch mężczyzn.

– Będzie dwa zero, zobaczysz – powiedział Marcin.

– A ja tam obstawiam remis.

– To źle obstawiasz. Barca nie da sobie strzelić bramki. 

– Tak, z całą pewnością. Och – Tomek złapał się za brzuch – paskudnie się czuję. Jakby coś miało zaraz wysadzić mnie od środka.

– Pij więcej, to może przestanie – zarechotał przyjaciel, lecz momentalnie spoważniał. Zakaszlał, tryskając śliną z ust. – Uch, cholera.

– Ty pieprzony hipokryto… o mój Boże, nie wytrzymam! – Poderwał się z kanapy i zakręcił się nerwowo w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania. Najwidoczniej ból stawał się nie do zniesienia. – Co się, kurwa, dzieje?!

Brzuch Tomka poruszał się jak podczas niebywale ciężkiej niestrawności. Po kilku sekundach tułów mężczyzny zamienił się w istną rzeźnię. Jego wnętrzności wylądowały na podłodze, a on sam wrzeszczał wniebogłosy. Kawałek ciała powoli odklejał się od reszty, odsłaniając organy wewnętrzne.

Zza wylewających się jelit wyskoczyła jakaś istota, całkowicie umazana w gęstej posoce. Wydała z siebie przeraźliwy dźwięk, coś na podobieństwo skrzeku kruka, i zabrała się za spożywanie Tomkowej wątroby.

Marcin, otrząsnąwszy się z szoku, postanowił jakoś zareagować, jednak w chwili przebudzenia coś rozerwało mu mostek. Drugi stwór, łudząco podobny do tego, który właśnie raczył się narządem należącym niegdyś do Tomka, upadł na ziemię, ściskając w kościstej, pazurzastej łapie lewe płuco Marcina.

Dwaj przyjaciele leżeli martwi na podłodze. Butelki po piwie stoczyły się ze stołu, jedna się rozbiła. Zapalony papieros wypalał dziurę w wykładzinie.

A mecz nadawany w telewizji trwał w najlepsze. Stwory z zainteresowaniem wpatrzyły się w ekran i usiadły na sofie.

– Ale nam się delikwenci trafili – zarechotał Marcinowy Stwór. – Dawno nie miałem gościa z tak czarnymi płucami. Podoba mi się taka odmiana. Jest się czym najeść.

– Mogę powiedzieć to samo – przytaknął Tomkowy Stwór. – Ta wątroba jest taka tłuściutka, ale też strasznie wypełniona toksynami. Raj dla podniebienia, rzekłbym.

– Ech – westchnął Marcinowy Stwór po jakimś czasie – ale się najadłem. To była wspaniała uczta. 

– Tak się zastanawiam – Tomkowy Stwór wygrzebał coś spomiędzy zębów – czy tobie jest czasami żal tych ludzi?

– A gdzie tam! To przecież zwykłe pasożyty są, tylko tlen marnują. A tak – wyszczerzył się – to przynajmniej świat odetchnął z ulgą, a my jesteśmy nasyceni. 

Wgapili się w telewizor. Minutę przed zakończeniem spotkania Neymar, ochrzczony przez Marcina mianem “drewna”, celebrował zdobycie bramki. 

Koniec

Komentarze

Przykro mi, Soku, ale nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. :(

 

Efekt ten czę­sto psuły pod­krą­żo­ne oczy – efekt im­pre­zo­wa­nia i picia wódki. – Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Efekt ten czę­sto psuły pod­krą­żo­ne oczy – skutek im­pre­zo­wa­nia i picia wódki.

 

za­nie­dba­ny­mi pa­znok­cia­mi i wy­nisz­czo­ną twa­rzą. – …za­nie­dba­ny­mi pa­znok­cia­mi i z­nisz­czo­ną twa­rzą.

 

– Nie, Żubra. […] – No jasne, że He­ine­ke­na.– Nie, żubra. […] – No jasne, że he­ine­ke­na.

http://sjp.pwn.pl/zasady/;629431

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok, błędy poprawione. Wydawało mi się, że nazwy alkoholi pisze się z wielkiej litery, bo jak w Internetach sprawdzałem, to wszędzie właśnie z dużej było, ale trudno ;)

Przykro mi, Soku, ale nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

To niedobrze. Mała podpowiedź: to na pewno nie jest historia o piłce nożnej :)

No i dzięki za komentarz i poprawki!

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Strzelam, że to alegorie nowotworów.

Jest kilka zgrzytów, np. ja bym postawił piwo na stole, a nie je kładł. 

“ Barca nie da sobie stracić bramki”. – to trochę dziwnie brzmi. Ja bym napisał nie da sobie strzelić bramki.

Jednego mi brakuje – w szortach musi być mocna końcówka. A tutaj jakoś blado to wyszło.

Strzelam, że to alegorie nowotworów.

W sumie to masz rację, Trico ;)

W sprawie zakończenia nie będę się wypowiadać,  bo chyba autorowi nie wypada oceniać swojego tekstu. Skoro się nie podobało – trudno. Mam nadzieję, że następnym razem przypadnie Ci do gustu. smiley

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Że nie napisałeś historii o piłce nożnej, wiedziałam, bo obwieściłeś to w tytule. Natomiast huraganowy, jednoczesny atak dwóch raków… wybacz, Soku, ale to chyba nie tak wygląda.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyznaję, że nie zdążyłam przeczytać poprawionej wersji, więc trochę głupio mi teraz komentować. Ale przecież w końcu o komentarze tu chodzi, wszystko jedno, czy podczas bety, czy spóźnione.

Nie jestem już do końca obiektywna, bo wiem, co chciałeś przekazać. Wydaje mi się, że zamysł w tej wersji jest nieco jaśniejszy niż w pierwotnej. Rozbudowałeś dialogi – miejscami są zdecydowanie przegadane.

Przyznam, że po pierwszym komentarzu na becie nie odzywałam się, bo po prostu nie miałam pojęcia, co Ci doradzić, by ten tekst uczynić jaśniejszym i ciekawszym dla czytelnika. Zastanawiałam się zdecydowanie za długo, za co przepraszam. Ale napiszę szczerze, że dalej nie mam pomysłu.

Jak dla mnie przekaz jest jasny – konsekwencje niezdrowego trybu życia zostały przedstawione w sposób groteskowy, przejaskrawiony, fantastyczny. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Natomiast huraganowy, jednoczesny atak dwóch raków

W sumie to nie o nowotwory mi chodziło, a o to, co napisał powyżej Fun. Konsekwencje niezdrowego trybu życia. Jak ktoś chce to interpretować jako raki, może być, ale nie to miałem na myśli, pisząc opowiadanie ;)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Przeczytałam – zwabił mnie tytuł ;-)

Horror to to nie jest, bo nie straszy wcale, raczej prosta, dydaktyczna scenka. Tak sobie myślę, że mniej dydaktycznie by było, gdyby informacje o nałogach dwóch kumpli nie były podane w dialogach, tylko jako dodatkowe informacje, początkowo mało ważne, a potem, po ataku RakówNieraków, nagle nabierające znaczenia. Ale żeby całość straszyła, to trzeba by zrobić dużo więcej…

Też nie zakwalifikowałabym tego tekstu do horrorów. Dialogi trochę przydługie, a na tej długości sporo tracą. IMO zbyt wiele razy podkreślasz niezdrowy tryb życia kumpli. A do tego scenka kulminacyjna potraktowana tak trochę po macoszemu. Drastyczniejsze opisy raczej by nie zaszkodziły ;)

Opowiadanie nie miało na celu wystraszyć czytelnika, dlatego zastanawiam się nad zmienieniem “horror” na “inne”. I chyba tak zrobię. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Witaj!

A mi się podobało. Przesłanie jest a i fantastyki nie zabrakło.

Rako-alieny, wychodzą z bohaterów w klasyczny sposób. Jest grofeskowo i chyba o to chodziło.

Gdy zacząłem się zastanawiać w trakcie czytania, "ale co za fantastyka nnie tu spotka?" nastąpił atak alienów. Nawet wywołało uśmiech.

Tylko ten drewno-piłkarz w zakończeniu jakoś sztywno wyszedł. Przydałoby się coś mocniejszego na koniec.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki za opinię, Mytrix! Rad jestem, że się spodobało.

Tylko ten drewno-piłkarz w zakończeniu jakoś sztywno wyszedł. Przydałoby się coś mocniejszego na koniec.

No niby tak, ale czy wypada łamać kończyny poczciwym piłkarzom albo coś w tym stylu? ;)

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Przeczytała zarówno tekst jak i komentarze. Nie ukrywam – ​podobało mi się, niestety z wyjątkiem zakończenia, bo do tej pory nie mam pojęcia o co Autorowi chodziło (jeśli nie o nowotwory).

Hmm... Dlaczego?

O negatywne skutki nadużywania używek :) W dużych ilościach mogą skutkować wyskoczeniem demona z brzucha. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Jest jakieś przesłanie. Całość wypada trochę moralizatorsko, ale niech Ci będzie. Mam wrażenie, że przesadziłeś z gwałtownością objawów i szybkością rozwoju, a przez to tekst robi się niewiarygodny jak wiktoriańskie straszenie chłopców, że od masturbacji oślepną albo coś w tym guście.

Butelki po piwie stoczyły się ze stołu, jedna się rozbiła.

A przedtem nie pili piwa w puszkach?

Babska logika rządzi!

O, nie zauważyłem wcześniej komentarza.

Z tą niewiarygodnością jestem skłonny przyznać Ci rację, ale jako żem młody, to i naiwność czasami mnie bierze ;) 

A przedtem nie pili piwa w puszkach?

A musisz się tak czepiać? :D

Dzięki, że wpadłaś, Finklo. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Nie muszę, ale jakoś mi się puszki zapamiętały. ;-)

Babska logika rządzi!

A myślałaś o kryminalistyce? :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

W sensie pisania?

Babska logika rządzi!

Nie, o zawodzie :P

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

A, o zawodzie. Raczej odpada – silna awersja do mundurów. Na detektywa prywatnego też się nie bardzo nadaję, czasy Holmesa już minęły. ;-)

Babska logika rządzi!

E, to słabo. Z taką wnikliwością… ;)

W sumie to dzięki za klika, nawet nie zauważyłem :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Ależ proszę. Ale pisać na temat już się zdarzało, więc nie całkiem marnuję talent. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka