- Opowiadanie: Wicked G - Poza tęczą Maxwella

Poza tęczą Maxwella

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Poza tęczą Maxwella

Problemy jak zwykle zaczęły się od dźwięku budzika. Nastał moment, w którym mózg zdaje sobie sprawę, że już nie śni, lecz na powrót odbiera sygnały z okrutnej, przerażającej rzeczywistości. Tętno przyspiesza, umysł ogarnia strach i niechęć do życia. Wstanie z łóżka wydaje się niemożliwym zadaniem. Objawy ustępują z czasem. Pierwotny lęk tłumią kolejne obwody świadomości wracające do normy po wizycie w krainie Morfeusza, aczkolwiek nigdy nie są w stanie w pełni pozbyć się tego uczucia towarzyszącego Sheradze od wielu lat.

Tym razem jednak sprawy miały się odrobinę inaczej. Sufit zamiast optymistyczną żółcią przywitał go szarością. Podobnie jak ściana, fotel obrotowy, biurko, drzwi. Wszędzie mieszanka czerni i bieli w różnych proporcjach.

Stan nie przeminął po kilku minutach. Fałszywe przebudzenie? Nie, percepcja i propriocepcja zbyt klarowna jak na typowy sen. Zatem choroba. Na szczęście inne parametry wzroku pozostały w normie. Żadnych szumów, nieostrości.

Sheraga postawił się do pionu, po czym uruchomił przeglądarkę internetową w telefonie. Achromatopsja czy agnozja barw? Objawy nie zgadzały się w obu przypadkach. Co mogło być przyczyną? Uszkodzenie układu nerwowego w wyniku chronicznego stresu? Ukryta wada genetyczna? Wertowanie forów o medycynie nie przynosiło odpowiedzi. Tak czy inaczej musiał umówić się na wizytę u lekarza, a to oznaczało rejestrację przez telefon lub rozmowę w recepcji… Nie lada wyzwanie dla kogoś z fobią społeczną.

Zajmie się tym po południu. Nie ma sensu zwalniać się z pracy, niezdolność postrzegania kolorów nie powinna przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków, a kolejna nieobecność tylko rozzłościłaby szefa. Kto przejmowałby się drobnymi problemami zdrowotnymi prekariusza?

Czas gonił, więc Sheraga ograniczył poranną toaletę do umycia zębów. Pospiesznie założył koszulę, krawat oraz spodnie, zarzucił marynarkę, wsunął buty i wyszedł z mieszkania. Nie zjadł śniadania. Po drodze do biura kupi słodką bułkę i skonsumuje ją w windzie.

Większość obiektów dało się rozpoznać po kształcie lub wzorze. W sumie, nie stało się nic strasznego. Jednak świat widziany wyłącznie w odcieniach szarości przygnębiał jeszcze bardziej niż wcześniej. Zniknęły barwy, pojawił się smutek.

Jest chory. Tak, do jasnej cholery, jest chory! Nie może tego negować. A co jeśli to tylko wstęp do całkowitej utraty wzroku? Jak wtedy sobie poradzi w życiu? Na pewno straci pracę, stanie się niesamodzielny i nie zechce go żadna kobieta. Strumień myśli czarnych niczym znaczna część obiektów w polu widzenia wypełnił umysł Sheragi.

Stop. Nie wolno się załamywać. To na pewno da się jakoś wyleczyć. Może nie w najbliższym okresie, ale za parę lat medycyna powinna znaleźć rozwiązanie. A teraz trzeba przestać się zamartwiać i skupić się na teraźniejszości.

Na parterze klatki schodowej ktoś nabazgrał na ścianie: „Niech stanie się światłość!”. Przeklęci wandale. Dlaczego akurat cytat z Biblii? No i ciekawe, jakiego koloru był sprej. Nieistotne, w tym momencie i tak się tego nie dowie. Wyszedł na zewnątrz. Czarno-biały świat, niczym w starych filmach.

– Nie martw się, kolego. – Sheraga usłyszał głos za plecami. – Czopki na twojej siatkówce są w porządku. Ja też przestałam widzieć barwy. Cała ludzkość przestała. To rzeczywistość uległa zmianie.

Sheraga odwrócił się. Na murku przy drzwiach siedziała nastolatka w popielatym dresie oraz grafitowej bejsbolówce. Żuła gumę i popijała energetyka. Nie odezwał i zaczął iść dalej.

– Zaczekaj! – krzyknęła dziewczyna. – Zanim uznasz siebie lub mnie za wariata, pozwól mi dokończyć. Robota nie ucieknie.

Stanął jak wryty. Szaleństwo… Może na tym polegał problem? Postradał rozum, uroił sobie, że ma uszkodzony wzrok, a teraz gada z nieistniejącą osobą. Bo niby kim była ta gówniara, jeśli nie wytworem wyobraźni? Nigdy wcześniej jej tu nie widział. Skąd mogła wiedzieć, że zmierza akurat do pracy?

– A dokąd indziej mógłbyś zasuwać w garniturze w czwartek o siódmej rano? – małolata odpowiedziała na błąkająca się po głowie Sheragi myśl. – Poza tym, nietrudno cię przejrzeć. Wręcz promieniujesz informacją. Ale o tym za moment. Chodź, usiądź koło mnie, porozmawiamy. Nie musisz się bać.

Postąpił wbrew wszelkiej logice i spoczął na murku obok dziewczyny. Jakie jeszcze niespodzianki czekały na niego w tym pokręconym dniu?

– Mów mi Mary – przedstawiła się nastolatka. – Proszę, przyjrzyj się okolicy i powiedz, czy widzisz coś nietypowego, nie zważając na brak kolorów.

Mężczyzna przeskanował wzrokiem otoczenie. Szarzy ludzie kroczyli po chodniku, słuchając muzyki lub gapiąc się w telefony. Srebrne i antracytowe samochody stały na niegdyś czerwonym świetle. Dawniej atakujące paletą jaskrawych pigmentów billboardy reklamowe wyblakły, lecz były na swoich miejscach.

– Wszystko wygląda normalnie – stwierdził nieśmiało Sheraga. – Naprawdę powinienem już…

– A co ze Słońcem? – wtrąciła się Mary.

Rzut oka na macierzystą gwiazdę wprawił Sheragę w przerażenie. Po horyzoncie wspinała się absolutnie czarna kula otoczona smolistymi smugami.

– Nikt tego nie zauważył – powiedziała nastolatka, upijając łyk napoju energetyzującego. – Są zbyt zajęci własnymi sprawami. Pomnażaniem pieniędzy, zdobywaniem statusu, zaspokajaniem żądz. Przyznaję, sama też nie jestem idealna. Żłopię to świństwo, choć to niezdrowe, a zamiast tego mogłabym kupować wodę i oddawać zaoszczędzone pieniądze biednym. Lecz taki już ludzki byt. Odległość od perfekcji. Współistnienie dobra i zła w cielesnej powłoce. Klucz to odnaleźć właściwą równowagę.

Sheraga wstał i złapał się za głowę. Oszalał, ma halucynacje, zaczyna się dusić… Na domiar złego Mary poczęstowała go mocnym ciosem pięścią w ramię.

– Wybacz, ale musiałam zastosować metodę podobną do tej, którą kiedyś Samuel Johnson wykorzystał do obalenia immaterializmu George'a Berkeleya. Poczułeś to? W takim razie przestań się zastanawiać, czy to, co dociera do twojego umysłu, jest realne czy nie. Zaraz wszystko ci wyjaśnię.

– Jak to możliwe, że Słońce nagle stało się czarne? – rzekł z niedowierzaniem Sheraga.

– Kombinuj. Znajdź logiczne wytłumaczenie. Przecież nie jesteś głupi – zachęcała go Mary.

– Zaczęło świecić antyświatłem?

– Coś takiego prawdopodobnie nie istnieje. Fotony mają zerowy ładunek, liczbę barionową i leptonową… Niektórzy uważają, że są swoimi własnymi przeciwcząstkami.

– Przysłonił je materiał absorbujący promieniowanie elektromagnetyczne, a czerń i biel jest wynikiem widzenia skotopowego?

– W takim przypadku przy sztucznym oświetleniu barwy powinny być w normie.

– Błąd w maszynie symulującej rzeczywistość?

– Sprytne, ale znowu dryfujesz w niewłaściwą stronę. Problem leży gdzie indziej.

Bezsens, bezsens… Jakim cudem nikt nie zauważył zniknięcia kolorów? Skąd ta dziewczyna posiadała tak rozległa wiedzę? Sheraga nie potrafił powiązać wydarzeń w logiczną całość, choć mózg niemal mu się gotował przy próbach analizy bodźców. Nie, to na pewno tylko urojenia, za jakiś czas czekają go kaftan i neuroleptyki…

– Chodź, przejedziemy się do centrum. – Mary wykonała zachęcający gest dłonią. Sheraga podążył za nią. – Nie martw się, zaraz przejdę do sedna. To, co widzimy, to nie tylko rozchodzące się w przestrzeni zaburzenia pola elektromagnetycznego. Stanowią one wyłącznie wycinek docierających do nas informacji. Oprócz tego, każda istota emituje własną aurę, która może interferować ze światłem, i ten fakt jest przyczyną obecnego wyglądu świata.

Słowa Mary brzmiały jak brednie typowego przedstawiciela ruchów New Age. Czy jednak dałoby się znaleźć sensowniejsze wytłumaczenie? Sheraga nic nie rozumiał. Stojący na przystanku ludzie nawet nie zwracali uwagi na ich nietypową konwersację.

– Na razie nas ignorują – wyjaśniła Mary. – Nie wierzą w to, o czym mówimy, tak samo jak negują fakt, że świat stracił barwy. Jednak wkrótce przekonają się o swej ignorancji. Wracając do tematu… Aura pozwala na poznanie procesów myślowych właściciela. Dlatego potrafię odgadnąć, co gra ci w duszy.

Nadjechał autobus. Mężczyzna oraz nastolatka wsiedli do niego i skasowali bilety, po czym zajęli miejsca vis-à-vis.

– Nie widzę żadnej aury – powiedział Sheraga.

– Owszem, widzisz, tylko twój mózg ją odfiltrowuje – odparła Mary. – Po odpowiednio długim treningu byłbyś w stanie skoncentrować się na tyle, by wydobyć te bodźce. Czasami jednak są one na tyle silne, że samoczynnie przebijają się do wyższych warstw świadomości. Tak jest i w tym przypadku, a moc sygnału wciąż rośnie. Monochromatyczne barwy to echo aur należących do potężnych istot. Ich źródło znajduje się w środku naszej gwiazdy.

Nagle autobus się zatrzymał, a ludzie zaczęli wydawać okrzyki przerażenia. Gdy tylko otworzyły się drzwi, wszyscy wybiegli na zewnątrz i spojrzeli w górę. Z ogromnej kuli na niebie wypływały wstęgi substancji o kolorze węgla. Smugi układały się w przeróżne, odrażające kształty, od zdeformowanych ludzkich sylwetek po wielogłowe bestie.

– Co to jest?! – zapytał roztrzęsiony ze strachu Sheraga.

– Istoty, o których wspominałam, przybywają na Ziemię. Pochłania nas Dwoistość. – Mary uśmiechnęła się delikatnie.

Dziwne twory stawały się coraz większe i większe, aż w końcu przykryły cały widnokrąg. Kontrast widzenia rósł do momentu, w którym wszelkie odcienie szarości zniknęły, a jedynymi barwami pozostały czerń i biel. Histeryczne wrzaski zlepiły się w jeden jazgot, tłumy uciekały donikąd. Sheraga w tym momencie modlił się, by wszystko okazało się wyłącznie koszmarem.

– Witajcie, ludzie. – Byty na niebiosach wtłaczały informacje bezpośrednio do myśli odbiorców. – Jesteśmy Wszystkim i Niczym. Kryjemy się w kwantowej pianie, w najdrobniejszych ziarnach wszechświata. Przywołaliście Nas. Czy pragniecie być jak My? Tylko negacją lub afirmacją? Tylko czernią lub bielą?

Co to miało oznaczać? Wrogość unosiła się w powietrzu. Sheraga przeczuwał, że za moment zostanie unicestwiony.

– To dla was niedostępne – kontynuowała Dwoistość. – Musicie emanować pełnią spektrum. Inaczej nie moglibyście nazwać się ludźmi. Nie jesteście godni prostoty. Zostaliście skazani na mękę złożoności, niemożliwość odnalezienia się we własnej naturze, niezrozumienie komplikacji wynikających z waszego istnienia. Noście z dumą wszelkie barwy, herb duchowego zagubienia. I pozwólcie Nam wrócić tam, gdzie nasze miejsce.

Potwory zniknęły. Czarna zasłona opadła ze Słońca, a świat na powrót wypełniły kolory. Sheradze zawirowało w głowie i upadł na ulicę.

– Lekcja wyciągnięta? – zapytała Mary, pochylając się nad nim. – By pojąć istnienie, musiałbyś zredukować je do przeciwieństw. To niemożliwe, bo zarazem zatraciłbyś większość cech, które je definiują. Przestań się zastanawiać. Żyj.

– Kto… ich wezwał? – wymamrotał Sheraga.

– Ty – odpowiedziała Mary. – Wszystkie myśli to modlitwy. Lepiej naucz się je kontrolować.

Nastolatka odeszła. Sheraga z trudem utrzymywał powieki otwarte. Czuł się okropnie, jakby zaraz miał stracić przytomność. Po chwili nieco się poprawiło, zaczął swobodnie oddychać. Nie chciał wstawać. Choć asfalt był zimny, miło było znów oglądać błękit nieba…

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Hmmm. Niektóre elementy ciekawe, inne takie… newage-owe – mistycyzm przemieszany z kilkoma naukowymi terminami. Ale pomysł na konkursowy tekst interesujący.

Pospiesznie ubrał koszulę, krawat oraz spodnie,

Ubrań się nie ubiera.

Wypierają się tego, o czym mówimy,

IMO, w tym kontekście raczej wypiera się coś. Jeśli czegoś, to można się wyprzeć wiary przodków albo stłuczenia wazonika.

Babska logika rządzi!

“wizycie w krainie Morfeusza“ – ten zwrot jest tak wyświechtany literacko, że gdziekolwiek się pojawia, wartość stylu i oryginalność spadają szybciej niż niektóre słupki giełdowe. Unikałbym (chyba, że wykorzystane jakoś ciekawie), ale co kto lubi.

 

“zbyt klarowna na jak na typowy sen” – czegoś za dużo.

 

“Czas gonił, więc Sheraga ograniczył poranną toaletę do umycia zębów. Pospiesznie ubrał koszulę, krawat oraz spodnie, zarzucił marynarkę, włożył buty i wyszedł z mieszkania. Nie zjadł śniadania. Po drodze do biura kupi słodką bułkę i skonsumuje ją w windzie.” – zastanawiam się, jak bardzo ten nudny akapit był tekstowi potrzebny. Wiem, że czasem się tak robi, wprowadzając w ten sposób konkretny element osobowości bohatera (powtarzalność życia), ale im więcej razy to widzę, tym mniej chcę znać tą część osobowości jakichkolwiek bohaterów ;).

 

“W sumie, nie stało się nic strasznego…” – jako aktywny bojownik antywielokropkowy, muszę zapytać, czemu on tutaj służy, i czy odbieranie akapitowi wizualnego uroku jest tego warte? Wcześniej zrobiłeś to w jeszcze jednym zdaniu. Wiesz kto nadużywa wielokropków? Początkujący, bo wydaje im się, że te potrafią samotnie zbudować odpowiedni nastrój. Nie, nie potrafią. Trzeba się nimi dobrze posługiwać. Więc nawet jeśli nie jesteś początkujący, to udawaj, że jednak nie. Unikaj wielokropków, buduj nastrój bez nich. A jak już zacznie Ci to wychodzić, dopiero wtedy zastanów się, czy w danym miejscu rzeczywiście takiego manewru jak wielokropek potrzebujesz.

 

“Na pewno straci pracę, stanie się niesamodzielny i nie zechce go żadna kobieta…” – abstrahując od kolejnego wielokropka (po co? jak? dlaczego? zabrałeś ze sobą kanapki?), ja nie jestem pewien czy w ciągu logicznym straci pracę/stanie się samodzielny/kobiety nie będą go chciały, to ostatnie nie jest odrobinę… nieprzystające do dwóch poprzednich. Mocno subiektywna uwaga – po prostu przy takich myślach, uruchomienie takich kategorii, wydaje mi się absurdalne.

 

“Jakie jeszcze niespodzianki czekały na niego w tym pokręconym dniu?” – nie lubię takich zwrotów. Jeśli czytelnik uznał, że dzień bohatera jest pokręcony, to nie trzeba tego werbalizować. Uprzejmie proszę autorów o unikanie sztucznego wpychania wrażeń między moje zwoje ;).

 

“– Nikt tego nie zauważył – powiedziała nastolatka, upijając łyk napoju energetyzującego. – Są zbyt zajęci własnymi sprawami.” – i bum, po głowie, atomówką abstrakcji. A tytuł mnie skusił zapowiadaną namiastką logiki, jakimś zwiastunem fizycznego podejścia do tematu :(.

 

Zaczęło świecić antyświatłem xD. Leżę. Rzeczywiście, niegłupi ten bohater. Kilka opuszczonych lekcji to tu to tam. Zdarza się.

Proszę, nie, zabierzcie mu głos. Błagam, meteoryt, albo trzęsienie ziemi. Cokolwiek xD.

 

Co to znaczy, że błąd leży “głębiej”, kiedy pada wzmianka o możliwej symulacji? To chyba nie jest stwierdzenie, które mogło zostać tutaj użyte.

 

Boże mój drogi, przemówienie Istoty wygląda jak horror i filozoficzny dramat klasy c. A pomysł był znakomity. Wizja istoty monochromatycznej, który to monochromatyzm stanowi o sile rzekomej aury został zarżnięty. A to mogło być, cholera jasna, epickie. EPICKIE. Koniec. Nie odzywam się do autorów, którzy tak bezpardonowo mordują swoje własne, genialne dzieci :P.

Żeby z tak fajnego, plastycznego pomysłu zrobić absurd z jakimś wydumanym morałem. Grrr. Czy tam ćwir ćwir. Nie wiem jak robią zdenerwowane słowiki :(. Tirli tirli?

 

 

Z uwag drobniejszych: styl jakiś raczkujący, katowany przez wielokropki. Odpuściłbym próby pseudo-naukowego tłumaczenia zjawiska, bo są, no, śmieszne. Natura czerni i bieli jest bardzo fajna, i wciąż czekam na wykorzystujące je opowiadanie. Sensownie wykorzystujące. Nie rozumiem też, co ma tutaj tęcza maxwella do rzeczy. Znów, kłania się natura tych dwóch “kolorów”. Myślę, że tekstowi dobrze zrobiłoby pójście w całkowite fantasy i odcięcie od starej, dobrej rzeczywistości. No i to zakończenie :(.

Przemyślenia bohatera w zaistniałej sytuacji są paskudnie nielogiczne. Rozumiem absurd opowiadania, ale nie przesadzajmy. Nie panikuje w pierwszym odruchu, tylko potem? To pierwszy odruch ma ku temu największe predyspozycje, o ile nie jest przytłumiony innymi wrażeniami. Zwłaszcza, że sama panika też jest dość groteskowa…

 

No, sfruwam.

Powodzenia przy następnych tekstach oraz w samym konkursie :).

 

 

 

 

A mnie się “Tęcza Maxwella” spodobała. Rozumiem to w ten sposób, że Maxwell zajmował się promieniowaniem elektromagnetycznym. Normalna tęcza to wycinek z jego spektrum. I ten wycinek nagle zniknął. Chociaż już “naukowych” wyjaśnień na ten temat nie kupuję – jest światło białe i pryzmat, można zrobić tęczę. :-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję za przeczytanie i komentarze.

Błędy poprawiłem, wywaliłem część wielokropków.

Logicznie tekst wymiękł, to było do przewidzenia :)

 

Zaczęło świecić antyświatłem xD. Leżę. Rzeczywiście, niegłupi ten bohater. Kilka opuszczonych lekcji to tu to tam. Zdarza się.

Proszę, nie, zabierzcie mu głos. Błagam, meteoryt, albo trzęsienie ziemi. Cokolwiek xD.

W świecie nauki pokutuje wiele miskoncepcji. Nawet inteligentni ludzie mają je w głowie, bo po prostu na co dzień potrzebna jest im zgoła inna wiedza i nie mają czasu/zasobu żeby rozwijać się w innych kierunkach. Główny bohater mógł trochę pozapominać z lekcji fizyki, trochę poprzekręcać i bezpodstawna hipoteza gotowa.

 

Co to znaczy, że błąd leży “głębiej”, kiedy pada wzmianka o możliwej symulacji? To chyba nie jest stwierdzenie, które mogło zostać tutaj użyte.

Chodziło o “wewnątrz świata fizycznego”. Tak czy inaczej zmieniłem.

 

Co do tęczy Maxwella – mówi się tak ogólnie o całym spektrum fal elektromagnetycznych, od fal radiowych do promieniowania gamma. Poza tęczą Maxwella leży aura Istot – jest czymś łamiącym znaną ludziom fizykę. Taki był pierwotny zamysł, chociaż wytłumaczenie Finkli też ma sens :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Jako sam tytuł, tak sam w sobie, jest bardzo ładny. Tylko dla mnie zawodzi przy tym opowiadaniu. Nie jestem po prostu przekonany, czy biel, jako złożenie kolorów, można uznać za “nieobecną” w tęczy Maxwella. To nie jest tak, że jak widzimy biel, to pochodzi ona spoza zakresu fal przewidzianych w tejże tęczy, wręcz przeciwnie. Tym bardziej, że przede wszystkim odpowiedzialny za nią jest nasz odbiornik – znaczy oko. A czerń, to już w ogóle osobny temat , chociaż przy niej zdecydowanie bardziej zgodziłbym się z tytułem.

Może nie powinienem po prostu traktować tytułu tak fizycznie, w końcu jest ładny i, tak właściwie, odpowiednio fantastyczny. Tylko, że odrobinę nakierował mnie na science w tej całej fantasy, co mi zupełnie rozstroiło oczekiwania względem tego, co tekst rzeczywiście oferował.

Marudzę ;). Może też gadam głupoty. Światło to nie mój konik.

 

EDIT: Edytuję, bo widzę, że wpadła odpowiedź autora :).

Koncepcje koncepcjami – prawda, że wszystko we współczesnej nauce opierane jest na dogmatach względem których rzeczywistość nie stawia kolosalnych zaprzeczeń (są jej wystarczającym do odpowiednio precyzyjnych obliczeń przybliżeniem). Faktycznie, nie oznacza to, że nie są złe czy mylne.

Jednak koncepcja “antyświatła” wybrzmiewa trochę jak współczesna mistyka. Rozbawiło mnie, bo oczami wyobraźni zobaczyłem studenta, który próbuje współlokatorowi wytłumaczyć, czemu kanapka zniknęła – że lodówka na chwile przeszła w tryb antylodówki ;).

 

Wyjaśnienie co do tęczy poniekąd kupuję. Jednak w samym tekście nie jest to jakoś dobitnie zaznaczone (albo przegapiłem, może tak być). Druga sprawa, że uznanie czerni od tak za coś znajdującego się spoza spektrum, znowu mi trochę tłamsi logikę ;). Bo jeśli znajduje się poza spektrum, to jakim cudem bohater Istotę w ogóle widział?

EDIT 2: Chyba, że tylko aura(która jest niefizyczna?) jest spoza spektrum, a kolor ciała istoty to inna sprawa, i po prostu nie odbija ona światła, stąd czerń. Nie wiem, pogubiłem się, poddaję :(.

Chyba, że tylko aura(która jest niefizyczna?) jest spoza spektrum, a kolor ciała istoty to inna sprawa, i po prostu nie odbija ona światła, stąd czerń.

To wytłumaczenie najbliższe moim zamysłom. Aura Istot jest odbierana przez ludzi jako kolor, ale nie jest falą elektromagnetyczną, stąd “Poza tęczą Maxwella”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł niewątpliwie był i okazał się całkiem czarno-biały, cóż z tego, skoro zbyt wiele mądrych terminów uniemożliwiło mi płynne czytanie i sprawiło, że takie przedstawienie rzeczy zupełnie do mnie nie trafiło.

 

po­zbyć się tego uczu­cia to­wa­rzy­szą­ce­mu She­ra­dze od wielu lat. – …po­zbyć się tego uczu­cia to­wa­rzy­szą­ce­go She­ra­dze od wielu lat.

 

Jed­nak świat wi­dzia­ny wy­łącz­nie od­cie­niach sza­ro­ści… – Jed­nak świat wi­dzia­ny wy­łącz­nie w od­cie­niach sza­ro­ści

 

Rzut okiem na ma­cie­rzy­stą gwiaz­dę… – Rzut oka na ma­cie­rzy­stą gwiaz­dę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Reg, błędy poprawiłem :)

Wychodzi na to, że powinienem był pójść mniej w stronę “science”, a bardziej w fantastykę.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

“Fotony mają zerową ładunek, liczbę barionową i leptonową…“ – niewłaściwa odmiana

 

Marudzenie mode on. Przeczytałam, ale bez entuzjazmu. Za dużo filozofii i fizyki, a są to dwie rzeczy, których nie rozumiem i – niestety – zrozumieć już nawet się nie staram. Próby wyjaśnienia zjawiska nie trafiły więc do mnie zupełnie. Również dziwne twory znikąd, wszechwiedząca nastolatka i bohater, który nie ma w zasadzie żadnych cech charakterystycznych mnie nie kupiły. Może miał być “szary” jako odpowiednia ilustracja do tematu konkursu, niemniej po prostu nie wzbudza emocji. No i pointa też jakoś nie przekonuje, jest zbyt wprost i łopatologiczna ; (

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za przeczytani i komentarz, Jose :) Błąd poprawiłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmm, nie do końca do mnie przemówiło. Chyba był w tym jakiś pomysł, ale wydaje mi się, że cos nie zagrało – chociażby płaski bohater, o którym wspomniała Jose, czy równie płasko przedstawione zakończenie. Brakuje plastycznego opisu, wielokrotnie pokazanie tego, co się dzieje, zastępujesz suchą relacją – jak choćby w stwierdzeniu że “ludzie zaczęli wydawać okrzyki przerażenia”. No niby coś tam się dzieje, ale nijak nie mogę tego poczuć.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Werweno :)

Jak to zwykle bywa z twórczością, raz jest lepiej, a raz jest gorzej…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Witaj!

Jak dla mnie, pomysł jest. Ale zbytnio skondensowałeś Anonimie to opowiadanie. Limit nie gonił przy 11k znaków, można było rozwinąć trochę akcję.

Gdzieś w tekście brakowało "się".

Masz długi wstęp sporo teorii a jak zaczyna się akcja to sprowadza sie do rozmowy bohatera z nastolatką i krótkiego spięcia w stylu pojawiły się potworne byty, rach ciach i znikły. I żyli długo i szczęśliwie The end. Zabraklo choćby pokazania jakimi to myślami bohater przyzwał monstra i jakichś ciekawszych opisów paniki ludzi.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Mytrixie :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No, Autorze, przywaliłeś z grubej rury. Widać, że z wprawą operujesz słowem. Uważam też, że ciekawie połączone tu zostały nauka i filozofia (czy strawnie? To chyba osobna kwestia, zależna od czytelnika). Tytuł przykuwa uwagę, a treść, moim zdaniem go odzwierciedla.

Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, to przyznam, że trochę mnie dziwi Mary. Jak na nastolatkę wie baaardzo dużo i widzi chyba jeszcze więcej. I to, że tak wszystko wykłada Sheradze, jak kawę na ławę… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za komentarz i wyróżnienie, Śniąco :)

 

Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, to przyznam, że trochę mnie dziwi Mary. Jak na nastolatkę wie baaardzo dużo i widzi chyba jeszcze więcej. I to, że tak wszystko wykłada Sheradze, jak kawę na ławę… 

Chciałem trochę złamać stereotyp, że mądrzy i oświeceni mogą być tylko starcy z długą brodą :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł ciekawy, tekst w sumie napisany sprawnie, ale opowiadanie do przepracowania. Językowo tekst prezentuje się nieźle, chociaż pewne zdania można byłoby po prostu wyciąć, bo nie przynoszą informacji.

Problemem jest to, że od pewnego momentu narracja prowadzona jest w formie wykładu. Dokładnie od chwili, gdy bohater spotyka Mary.  Niby powoli wszystko się odkrywa, ale to jest właśnie taki wykład osoby wszechwiedzącej. To jedna sprawa, a druga – w tekście pobrzmiewa fałsz, i to mocno, bo niby skąd Mary to wszystko wie? Na początku mamy zajawkę tajemnicy, ciekawej, należało ją chyba bardziej dramatycznie rozegrać. Ale potem napięcie momentalnie siada. 

Tak od tego spotkania należałoby tekst zdecydowanie zmienić. Udramatyzować. Może, po prostu, wspólnie dochodzą do pewnych wniosków, coś sobie ustalają, zastanawiają sie, czemu jest tak, a nie inaczej?

No i tak – przybycie sprawców całego zamieszania. To powinno być całkowite zaskoczenie. Ale, niestety, nie jest. Mało to dramatyczne.

Dobry pomysł i wersja poprawiona byłaby na pewno ciekawa. 

Pozdrówka. 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Rogerze :)

 

Problemem jest to, że od pewnego momentu narracja prowadzona jest w formie wykładu.

Nie wiem dlaczego, ale upodobałem sobie taką relację uczeń-mistrz, i teraz zauważam, że powielam ją odrobinę zbyt często… Rzecz do poprawienia w następnych tekstach.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka