- Opowiadanie: marek.ariel - Pustynia

Pustynia

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Pustynia

Pociąg z Lublina do Gdańska wlókł się, zatrzymując się na każdej podrzędnej stacji, zabierając z nich po kilku podróżnych wysiadających zazwyczaj dwie trzy stacje dalej. To codzienny, porządek życia, pociąg na określona godzinę, wsiadanie wysiadanie. Monotonia nudnego rytmu, w kolorze miękkiego grafitu. W jednym z przedziałów drugiej klasy siedziało dwóch ludzi, którzy reprezentowali zdecydowanie odmienne poglądy.

-Dzień dobry panom, o przepraszam niech będzie pochwalony. Wszedł jakiś trzeci mężczyzna, ubrany w zieloną marynarkę w brązową kratę i kapelusz z dużym rondem. Miał na oczach ciemne okulary i mocno uwydatnione kości policzkowe. Usiadł przy oknie, nie zwracając większej uwagi na współtowarzyszy.

-A, więc mówi ksiądz, że szatan najbardziej się cieszy jak ludzie w niego nie wierzą

-Tak, pan jest jeszcze młodym człowiekiem, łatwo w dzisiejszych czasach jest w nic nie wierzyć. Kiedy przychodzą ciężkie czasy, wojna, kataklizmy klęski, ludzie pragną wiary, szukają Boga?

-Tak, ale to są pewne specyficzne warunki, większość ludzi nie zastanawia się nad wiarą, prawdą, Bogiem, w pokojowych warunkach żyją tylko tradycją, świętami. Niewiele wiedzą o religii, której są wyznawcami. Chcą żeby za nich ktoś myślał, dawał wytyczne potrzebne do zbawienia. Wszystko to niezbędne dodatki żeby prosty człowiek normalnie funkcjonował. Fakt, że prosty człowiek to pojęcie względne, to bardzo skomplikowany system potrzeb i zachowań, ale można nad tym zapanować. Dobro i zło to kłamstwo, jest tylko większe i mniejsze zło. Jeżeli istnieje Bóg, to na pewno nie jest to bezwzględne dobro tylko jakąś tam istota, która do czegoś dąży i trudno to zrozumieć tak jak nas ludzi, którzy sami siebie nie rozumiemy.

-Niezły wykład, ale brakuje panu serca, jest pan pozbawiony uczuć. Boga trzeba odczuwać, to dar, kto jest Bogu oddany zostaje nim obdarzony, kim jest człowiek bez Boga, staje się zwykłym zwierzęciem, którym miotają zwierzęce popędy albo maszyną, która jest zdolna tylko coś wytwarzać, wyliczać zyski i straty, odnosić sukcesy tylko dla samych sukcesów bez większej satysfakcji. Czy byłby tym, kim jest bez Boga, czy czułby potrzebę dążenia do doskonałości nie czując punktu odniesienia, kim niech pan odpowie byłby człowiek?

-Tu jest dużo racji, ale religia jest tworem ludzkim, stworzonym by człowiek sam się nie zniszczył. Człowiek to istota, która przede wszystkim myśli o przyszłości, dla niej buduje tworzy, poświęca życie. Musi mieć punkt odniesienia by to wszystko nabierało coraz większego sensu.

-Wiedza jest dla nas coraz bardziej abstrakcyjna, bo coraz bardziej oddala się od Boga, coraz bardziej biegamy po omacku, niby coraz bardziej jesteśmy mądrzejsi, a coraz bardziej czujemy się coraz bardziej bezradni, często nie potrafimy nad nią zapanować, ona staje się dla nas coraz większym zagrożeniem, bo nasza moralność  i odpowiedzialność nie idzie w parze z rozwojem nauki.

-Wiedza zawsze była dla większości ludzi abstrakcją, potrzeba było wieków, tysiącleci, żeby jednostki, powtarzam jednostki mogły coś zmienić, odkryć, wynaleźć. Najłatwiej powiedzieć, że wszystko Bóg stworzył i powinniśmy mu być za to wdzięczni, a że ktoś musi władzę sprawować na ziemi w jego imieniu, bo On jest zbyt zajęty, to taki szczegół bardzo wygodny dla elit, którym chodzi tylko i wyłącznie o dobro poddanych. Gdyby nie te jednostki, kim bylibyśmy dzisiaj, czy w ogóle byśmy byli.

-Wiedza to nałóg bardzo niebezpieczny – odezwał się człowiek siedzący przy oknie patrzył dalej na uciekający krajobraz, nie zwracając uwagi na rozmówców. To, o czym tutaj mówicie to kropla w morzu jej ogromu, którym również istoty wyższe zawracają sobie głowę.

– Co pan chce przez to powiedzieć? Odezwał się nieco zdziwiony ksiądz, drugi

z rozmówców, również ze zdziwieniem spojrzał na tajemniczego człowieka siedzącego przy oknie.

– To zależy, czego się ksiądz chce dowiedzieć

– No oczywiście, co pan miał na myśli, mówiąc to kropla w morzu i o jakie istoty wyższe panu chodzi.

-Wiedza to nałóg jak każdy inny, często niszczy człowieka i nie tylko jego, jest oceanem bez kresu, nad którym nie można zapanować ani ogarnąć. Człowiek, który właśnie wkroczył w świat kwantów i gwiazd, zaczyna czuć coraz większy głód i coraz większą bezradność.

-To są takie oczywistości, człowiek może siebie zniszczyć może się ocalić, nigdy nie pozna do końca prawdy, ludzie zdają sobie z tego sprawę. – Odrzekł ksiądz.

-Tu do końca nie chodzi o prawdę, wiedzę, zrozumienie tego wszystkiego, bardzo ważną rolę tutaj odgrywa odpowiedzialność. Wiedza bywa niebezpieczna i trzeba ją dozować, bo inaczej może stać się śmiertelną chorobą, na którą nie ma lekarstwa. Zawsze będą pytania, na które nie ma odpowiedzi, kto zadaje pytanie, wchodzi na niebezpieczną drogę, będzie czuł coraz większy głód. To nie dotyczy tylko człowieka, ale innych istot również.

-Jakich innych istot! Odezwał się nieco poirytowanym głosem filozof.

-Jeżeli chcecie się czegoś więcej dowiedzieć musicie wysiąść ze mną na tej stacji.

-To jakiś absurd! – Stwierdził poirytowany filozof.

-Nie to żaden absurd panie Zenonie S.

-Skąd….?

-Wiem, musi mi pan na razie uwierzyć na słowo, potem wszystko będzie się coraz bardziej rozjaśniać

-O, co panu chodzi! Wykrzyknął ksiądz.

 

-Tak to bardzo dziwne, a właściwie bardzo idiotyczne. W przedziale pociągu spotykacie tajemniczego człowieka, który proponuje wam dowiedzenia się czegoś więcej o naszej egzystencji, o problemach, z którymi nie radzą sobie od zarania dziejów nasi filozofowie kapłani i naukowcy. Mówi wam żebyście wysiedli z pociągu, a wtedy – kto wie? To śmieszne, żaden poważny człowiek by na to nie poszedł. Mam nadzieję, że jednak wy dacie się namówić, bo jest w was pewna naiwność, która już nie raz sprawiła wam wiele nieprzyjemności i zawodu, ale posiadacie ją nadal i wciąż jesteście gotowi by za nią pójść.

Jeżeli wysiądziecie ze mną nie wiem czy znajdziecie odpowiedzi na wszystkie nurtujące was pytania, ale na pewno staniecie się zupełnie innymi ludźmi i wasze poglądy na ten otaczający was świat zmienią się diametralnie. Jeżeli boicie się, że zrobię z was idiotów. To tylko jedna stacja, pół godziny drogi do celu.

-Ale, dlaczego na tej stacji mamy poznać jakieś wielkie tajemnice tego świata, to jakiś absurd! – Stwierdził filozof.

-Czasami takie chwile nadchodzą w najbardziej banalnych okolicznościach i zwykłych szarych miejscach, które później stają się niezwykłe, święte lub historyczne.

-No dobra ja mogę wysiąść, tak dla zwykłej ciekawości, by zobaczyć, kim pan naprawdę jest. Odrzekł filozof.

-Ja też mogę to zrobić. – Stwierdził z lekkim uśmiechem ksiądz.

Po chwili pociąg się zatrzymał i trzej mężczyźni znaleźli się na peronie właściwie nieznanej im stacji, no może nie do końca wszystkim.

-Co to za miejscowość – zapytał ksiądz.

-To nie ma znaczenia, za chwilę i tak znajdziemy się zupełnie w innym miejscu.

-Jak to w innym miejscu – odezwał się nieco poirytowany filozof.

Nagle tajemniczy nieznajomy zdjął ciemne okulary, pozostali dwaj stanęli osłupieni. Jego oczy były zupełnie czarne, bez źrenic, bez białek, po chwili zmieniły się

w jednolity błękit, następnie w zieleń. Po chwili wszystko dookoła zniknęło, oprócz zmieniających się kolorów. Cała rzeczywistość stała się jakąś dziwną przestrzenią bez jakiegokolwiek punktu odniesienia, zmieniały się tylko kolory. Filozof z księdzem osłupieli, nie mogąc nic z siebie wydobyć. Na szczęście trwało to tylko chwilę, po tym dziwnym zjawisku ich oczom ukazała się pustynia, ale nie była to pustynia w pełnym słońcu, to raczej był wieczór, słońce zachodziło świecąc kolorem purpury.

-Gdzie my jesteśmy! Kim pan jest, jakimś demonem, który nas zwiódł!? – odezwał się mocno przestraszony tym wszystkim ksiądz.

-Nie zwiodłem was, co do demona, to mogę być demonem, diabłem, złym duchem, tak często się mnie nazywa, choć ja nie wiem, kim jestem. Zdecydowaliście się ze mną wysiąść, więc teraz musicie za mną podążać.

 

 

 

-Co to za pustynia? – zapytał filozof.

-To pustynia wiecznych poszukiwań, wielu ludzi ma ją w sobie, wy również ją macie.

Każdy z was czuje tę pustkę, to nienasycenie, które każe wam czegoś zawsze szukać, nie można uciec przed tym to taki nałóg, najgorszy ze wszystkich, któremu poświęca się całe życie, a w zamian otrzymuje się tylko okruchy, którymi nie można się najeść. Na tej pustyni nie ma nocy ani dnia, jest tylko taki letni wieczór, można tu swobodnie spacerować, nie grożą nam upały.

-Nic z tego nie rozumiem, jak to wszystko jest możliwe, jak to się stało, dokąd teraz pójdziemy? – zapytał ksiądz.

-To zostawcie mnie i nie starajcie się niczego, co się przed chwilą stało rozumieć, możecie to sobie różnie tłumaczyć, ale to naprawdę strata czasu. Chodźmy już pustynia i jej tajemnice czekają.

Szli jakąś godzinę nie mówiąc nic, jakby było im już wszystko jedno, jakby nic już ich nie mogło zdziwić, a słońce było cały czas czerwone, trwało niezmienne w tym samym miejscu, wciąż był wieczór, jakby wszystko stanęło w miejscu oprócz naszych wędrowców.

Zobaczyli jakieś inne światło, było od nich 200 może 300 m.

-Tam się pali chyba jakieś ognisko, stwierdził od niechcenia ksiądz.

-Tak dobrze ksiądz widzi, właśnie tam zmierzamy

-Czy to nasz cel?

-Tak, jeden z wielu. Odpowiedział lakonicznie nieznajomy

Po chwili doszli do ogniska, siedział przy nim człowiek mniej więcej koło czterdziestki, o dość długich, czarnych, kręconych włosach. Miał na sobie tylko przepaskę na biodrach. Siedział wpatrując się w ogień, prawie nie zauważając przybyłych.

-Witaj Poszukiwaczu, czy coś od naszego poprzedniego spotkania się zmieniło?

-Nie Duchu Ziemi Jałowej nic się nie zmieniło, wciąż poszukuję, a jak sam wiesz znaleźć to, czego się tak naprawdę pragnie to bardzo trudne wyzwanie.

-Kim on jest i dlaczego tak cię nazywa!. Odezwał się jakby wyrwany z letargu filozof

-Sam go o to zapytaj

-Nie wiem, kim jestem, czasem ktoś tu przychodzi i mnie o to pyta, czuje się strasznie staro, ale nie jestem starcem – odezwał się nieznajomy. Kiedyś nie mieszkałem tutaj. Pamiętam cudowny ogród, bezmiar roślin, kolorów, rzekę, w której pierwszy raz zobaczyłem swoje odbicie, na początku nie wiedziałem, że to ja, to takie cudowne doświadczenie jak się widzi siebie pierwszy raz. Nawet się sobie spodobałem. Po dłuższym czasie, poczułem, że ktoś albo coś jest jeszcze, ukrywa się we mnie, gdzieś bardzo głęboko pod skórą, słyszałem głos, pojawiał się, kiedy miałem jakieś wątpliwości, ale wtedy miałem ich jeszcze bardzo mało. Zadziwiał mnie świat, fascynowało mnie jego piękno. Pamiętam anioła, który grał na harfie, codziennie przychodziłem go słuchać. Miał piękną, choć bardzo melancholijną twarz, patrzył gdzieś daleko w przestrzeń, jakby za czymś tęsknił, w ogóle mnie nie dostrzegał, choć siedziałem blisko niego, uzależniłem się od jego muzyki, było w niej jakąś błogość, która pozwalała poczuć jak to jest być czystym dźwiękiem, takim wolnym, który można tylko wydobyć, ale on należy tylko do siebie, płynie delikatnie, dotykając ciszy, jakby szukając miejsca, w którym może na nią opaść. Sprawiał, że zapominałem o sobie, czułem się jak jakaś istota, która jest ponad wszystkim,

a jednocześnie jakby była cząstką każdej istniejącej rzeczy, nie miałem ciała, ja

i otaczająca mnie rzeczywistość, wszystko było jednym dźwiękiem. Nie pamiętam ile to trwało, być może był to bardzo długi sen, ale miał w sobie tą moc, która sprawia, że zaczyna się wierzyć w piękno, że to dzięki niemu wszystko się tworzy i istnieje. Któregoś dnia postanowiłem zapytać go, jak to się dzieje, że pod jego wpływem czuję taką radość, w której zapominam, że istnieję. Kiedy przyszedłem w miejsce gdzie zawsze grał, nie było nikogo? Tylko kamień, na którym siadywał. Przychodziłem tam codziennie, z nadzieją, że wróci, ze usłyszę ta niesamowitą muzykę, ale niestety odszedł bezpowrotnie. Poczułem ogromną samotność, która też miała swój dźwięk. Taki bardzo jednostajny i tępy jak ból zęba. Cały świat z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niebezpieczny i wrogi. Postanowiłem odnaleźć tego anioła, strasznie się bałem. Przemierzałem ogromne obszary, nie raz ledwie uchodząc z życiem. Miałem wrażenie, że całe istnienie tego świata czyha by mnie pożreć. Były chwile, że chciałem się poddać, często zadawałem sobie pytanie, po co to wszystko. Ten świat jest mi tak bardzo obcy. Któregoś dnia zobaczyłem „Ją” – była tak samo zagubiona jak ja i była jeszcze bardziej bezbronna. Nie była godna zachwytu, ale bardzo pragnęła nią być, wszystkiego się bała i często chowała się za moimi plecami, nie wiem, czemu, ale wierzyła we mnie, z czasem ja również zacząłem w siebie wierzyć, było nam bardzo ciężko, ale jakoś dawaliśmy radę. Nie wiem czy miała jakieś życiowe cele, być może do czegoś dążyła, ale zrezygnowała z tego poświęcając się mi, który szukał czegoś, co odeszło gdzieś w niewiadomym kierunku. Trudno nam było znaleźć właściwą drogę, nigdzie nie można było się zatrzymać na stałe. Zawsze trzeba było zaczynać wszystko od początku. Ona, czasami potrafiła również sprawić, że mogłem poczuć się szczęśliwy. Była dziwna i często nie mogłem jej zrozumieć, ale w tych dalekich stronach i często nieprzyjaznych miałem tylko ją. W końcu dopadła ją jakąś choroba i umarła, przed śmiercią powiedziała, żebym wykopał głęboki dół i położył ja tam, a następnie zasypał ziemią. Codziennie odwiedzałem to miejsce, pewnego dnia zobaczyłem, ze wyrosły tam kwiaty, ona je bardzo lubiła, często je zrywała, wąchała, wplatała je sobie we włosy. Tak… Bardzo ją kochałem. Znowu straciłem wiarę, nie wiedziałem, co mam robić. Powędrowałem dalej, chciałem o tym wszystkim zapomnieć, czasem nawet mi się to udawało, bywały też bardzo ciężkie chwile, chciałem wtedy przestać istnieć, albo przynajmniej zapomnieć o wszystkim. Niczego już się nie bałem, było mi wszystko jedno. Nie mając już żadnej nadziei, poddając się losowi, wędrowałem kompletnie bez celu, któregoś dnia natknąłem się na waszego przewodnika. Nie wiem, czemu zafascynował się mną i nauczył mnie jak przetrwać w tym okrutnym świecie. Tak… wiele mu zawdzięczam. Dzięki niemu zacząłem radzić sobie w każdych okolicznościach i warunkach. Świat, który chciał mnie zniszczyć został przeze mnie opanowany. Smutek jednak pozostał.  Nie potrafiłem jednak przestać tęsknic, za tym, co było, za tymi chwilami jedności ze światem, za muzyką, za „Nią” to jest we mnie wieczne, nie wiem, co będzie dalej. Pragnę odnaleźć tego anioła, który opuścił, mój raj, może wtedy będę mógł spokojnie umrzeć, choć być może wtedy znowu zapragnę żyć. Ciebie Duchu Ziemi Jałowej nigdy nie potrafiłem polubić, choć powinienem – tyle mnie nauczyłeś. Niestety czuję, że te wszystkie umiejętności uczyniły mnie zupełnie kimś innym niż byłem. Tak.. Czuję, że już dawno nie jestem sobą.

 

-Czym jest ta pustynia?, Duchu Ziemi Jałowej, jeśli tak mogę mówić do ciebie?

-Filozofie, mów do mnie jak chcesz i tak będziesz kłamał, ja mam wiele imion

 i wszystkie są fałszywe, bo ja tak naprawdę nie wiem jak się nazywam. Ja również poszukuję, a czym jest ta pustynia dowiesz się później, musimy się zbierać, jeszcze długa droga przed nami.

Wszyscy trzej bohaterowie podnieśli się prawie równocześnie, krótko żegnając się z tym bardzo smutnym człowiekiem.

-Tyle pytań chciałem mu zadać, dlaczego tak szybko go opuściliśmy?!

-Jeszcze go spotkamy, niech ksiądz będzie spokojny, ale nie wiem, kiedy to nastąpi.

Szli w milczeniu około godziny, ksiądz z filozofem od czasu do czasu rozglądali się, dookoła, lecz poza pusta przestrzenią, piachem i wiecznie zachodzącym słońcem nie mogli niczego nowego dostrzec. W pewnej chwili Duch Ziemi Jałowej wskazał palcem, obaj spojrzeli i zobaczyli ognisko oddalone od nich o jakieś dwieście metrów.

– To niemożliwe. Odezwał się ksiądz

– Tu wiele rzeczy jest możliwych. Z lekkim uśmiechem odrzekł Duch Ziemi Jałowej.

-Witaj mistrzu!

-Mistrzu?– Spojrzał ze zdziwieniem– nie jestem żadnym mistrzem, tylko nieudacznikiem

-O każdym można tak powiedzieć– odrzekł Duch Ziemi Jałowej– za dużo pragnąłeś wiedzieć

-Tak to prawda, wiedza jest niebezpieczna, można przez nią popaść w nałóg, po pewnym czasie nie ma się dość

-Czy to są moi oprawcy?– Spojrzał na filozofa i księdza, spokojnym wzrokiem– czy to będzie już mój koniec?

-Ależ skąd, to tylko ciekawi prawdy, chcą czegoś się dowiedzieć

-A…., To siadajmy, są dni, kiedy strasznie się boję, a czasami jest mi wszystko jedno.

Co za piekielna cisza, nic nie pomaga, że tutaj siedzicie, na tej pustyni brakuje mi doświadczenia, bo choć wydaje mi się, że wiem wszystko, to moja wiedza o niczym nie wie, krwawi w tej nieokreślonej przestrzeni? Nie wiem czy jestem jakąś głębszą prawdą, czy tylko iluzją, czymś zupełnie sztucznym. Czym jest myśl, czym dążenie?

– Myślałeś, że znajdziesz na to odpowiedź, po wypiciu trucizny – stwierdził Duch Ziemi Jałowej

– Dużo o mnie wiesz– uśmiechnął się starzec– tak miałem taka nadzieję, że znajdę na tamtym świecie wiele odpowiedzi, których nie mogłem znaleźć w swoim dotychczasowym życiu.

– No i nie udało się, chcąc nie chcąc zostałeś męczennikiem– odrzekł Duch Ziemi Jałowej

– Męczennikiem, nie… zamyślił się na chwilę– jestem nikim

– Może jednak nie do końca– uśmiechnął się Duch Ziemi Jałowej – twój sposób myślenia, to wielka rewolucja, ludzie dzięki tobie znajdą wiele odpowiedzi, świat dzięki tobie będzie bardziej zrozumiały.

– Ludzie!? Duża większość z nich, ma to zupełnie gdzieś. Żyją dla mięsa, tworzą kochają zabijają, mięso i tylko mięso kult mięsa– znowu się zamyślił, oparł głowę na dłoniach. 

– A dusza przerwał to krótkie milczenie ksiądz.

-Czym jest dusza?

-Tego nie wiem, ale czuję, że ona istnieje

-To za mało, to wszystko za mało, czuć, co to znaczy. Teraz czuję się bardzo samotny, ale co to znaczy, czy Bóg jest samotny, patrząc jak wszystko, co zmierza w jego stronę w jakimś punkcie umiera– lekko zmrużył oczy i spojrzał na księdza– dusza?

Z czego się składa? Ponoć jest wieczna, ale czy to dobrze? Być skazanym na wieczność. Wieczna radość, też może stać się nie do zniesienia.

-To zupełnie inna radość niż ziemska, to coś niepojętego! Powiedział stanowczym głosem ksiądz.

-Starzec uśmiechnął się i spojrzał z nutką ironii na księdza.

-Niepojętego? Co uważasz za niepojęte?

-Bóg jest niepojęty

-A ten piasek zawiera w sobie coś niepojętego?

-Zapewne tak, ale piasek nic nie może

-Tak to prawda, nic nie może– zaczął wpatrywać się w ogień– ja również nic nie mogę

-Możesz zdecydowanie więcej niż ten piasek

-W tej kranie niewiele różnię się od tego piasku, myślę, ale niczego już nie czuję.

-To straszne! Spojrzał z przerażeniem na starca ksiądz

– Musimy już iść– Cichym głosem odezwał się Duch.

-Żegnajcie wędrowcy, może dowiecie się czegoś więcej niż ja.

-Dlatego znalazł się w twoim królestwie? Zapytał filozof.

-Tak to moje królestwo, ale nie ja decyduje, kto tu się znajdzie. Odpowiedział Duch Ziemi Jałowej

-A, kto Bóg?

-Filozofie nie poznaję cię, przecież jesteś osobą niewierzącą

-Skoro ty jesteś….

-A może tylko ja jestem, było by to przerażające, prawda?

Nie wiem, co o tym wszystkim sądzić, ale to wszystko się nie mieści….

-To nie sądź, może to wszystko jest snem, albo prawdziwą rzeczywistością. Porozmawiamy o tym we właściwym czasie. Tym czasem zbliżamy się do kolejnego ogniska.

Kolejne ognisko miało się dopiero rozpalić, człowiek o długiej siwej brodzie właśnie skończył zbierać chrust i łamał gałęzie, był już dość stary, chociaż sił mu nie brakowało. Był ubrani niczym pustelnik z wczesnych lat chrześcijaństwa, workowaty materiał przepasany sznurem, podarte rękawy, z których wyłaniały się mocno wyżyłowane przedramiona.

 

 – Witaj! Odezwał się Duch Ziemi Jałowej

 

– Witaj. Odezwał się starzec

– Ostatnio widziałem cię z synem

– Tak miałem syna, ale on mnie opuścił, wywędrował gdzieś w poszukiwaniu swego miejsca

w życiu.

– No cóż to nieuniknione, ale pamiętam, że chciałeś go zabić.

 Nie zabić tylko ofiarować Bogu! Oburzył się starzec.

– Bóg zażądał od ciebie, byś dla niego zabił syna?

– Nie mów tak, ofiarowanie było próbą.

– Próba?? Czyż Bóg nie wiedział, że jesteś do tego zdolny!?

– Tak! Wiedział, ale było to potrzebne, by dać świadectwo!

– Zatem wierność Bogu jest ważniejsza od życia, własnych pragnień, szczęścia?

– Oczywiście! Przecież to Bóg jest szczęściem. W końcu pokazał, że nie chce ofiar z ludzi, ludzie powinni się szanować.

– I to Bóg musiał stwierdzić!? Człowiek nie jest w stanie tego dokonać?

– Bogu zawsze składało się ofiary, to rzecz święta. Starzec odpowiedział ściszonym głosem.

– A może źle go zrozumiałeś, może on chciał stwierdzić, czy samodzielnie potrafisz odróżniać dobro od zła. Nigdy się nie zastanawiałeś nad tym, co by było gdybyś powiedział „nie”. Być może Bóg stwierdziłby, że samodzielnie potrafisz odróżnić dobro od zła i nie potrzebujesz już żadnej opieki, był byś naprawdę wolny.

– Idź precz kusicielu! Starzec z małej skórzanej pochwy wydobył nóż i ruszył w stronę Ducha.

– Uważaj starcze! Tu nikogo nie można zabić naprawdę, twoja nienawiść, poczucie obowiązku, nie mają żadnego znaczenia.

Starzec opadł na kolana, opuścił głowę i zaczął nią kiwać, na znak bezradności.

– Żegnaj! I pamiętaj, że czasem ludzie, udają Bogów by zniewalać głupców.

Duch ziemi jałowej kiwnął na towarzyszy, dając znak, że pora iść dalej.

-Kim był ten starszy człowiek o wyglądzie pustelnika?

-Dobrze wiesz, kim był i na pewno czułeś, że to, co mówiłem było ci bardzo bliskie.

-Zawsze nad tym ubolewam, że moja wiara jest tak słaba, że…..

-Że masz czasami wiele wątpliwości.

– Czy znasz każdą moją myśl?

-Nie każdą, tylko twoje wątpliwości. To często cię zastanawia, prawda!?.

-Jestem słaby, a te wątpliwości to zapewne twoja sprawa.

-Nie! Wątpliwości to cenny dar, co bez nich można by było osiągnąć, kim ludzkość była by bez nich. Tymczasem patrzcie kolejne ognisko, kolejne spotkanie.

Człowiek ubrany w biały garnitur, z chusteczką ściskana w dłoni, chodził tam i z powrotem, patrząc raz w niebo raz na piasek pod nogami. Po chwili usiadł, podbródek opierając na dłoniach.

-Witaj wielki człowieku!

-A… Witaj

-O, czym tym razem myślisz

-Kiedy foton jest…

-A! Foton, rozumiem, więc kiedy jest?

-No, to trudne do określenia, on jakby wiedział, że jest obserwowany i wiele zależy od jego widzi mi się, czy chce być falą czy cząstką. To bardzo dziwne, jestem, nie jestem, zależy, kto na mnie patrzy. Wy na mnie patrzycie i jestem.

-A gdyby nikt na ciebie nie patrzył?

-To być może by mnie nie było.

-To przed naszym przyjściem, nie istniałeś?

-Istniałem

-Więc, o co chodzi z tą teorią?

-Może ktoś z góry mnie obserwuje.

-Bóg?

-Może jakiś Bóg

-A foton, czym jest w tej niejasnej grze?

-Z jednej strony, może być fundamentem teorii, z drugiej zupełnie niczym, mam już tego dość, to wszystko można tworzyć, potem mieć nadzieję, iść do przodu, a na końcu się pogubić i nie ma już żadnego celu, a właściwie jest ich zbyt wiele.

-Więc co było na początku? Zapytał Duch Ziemi Jałowej

-Kłamstwo

-To znaczy?

-To znaczy, że było tak, albo tak, albo jeszcze inaczej, a tacy jak ja udowadniają, że, tak czy tak na pewno nie było, choć zawsze też do końca nie mówimy prawdy. Prawda jest jak kobieta, lubi się zmieniać, pragnie by ja wciąż na nowo odkrywano, jest nieprzewidywalna i nigdy do końca nie można jej poznać, Zawsze taka autentyczna, na tyle i tyle możliwości, jest tylko ta jedna, ograniczona tylko sobą. Czy mogłaby być inna gdyby tylko chciała? Taka niezależna od czasu i bezwzględna? Można ją na chwilę ukryć, przemilczeć, zignorować, ale ona zawsze z czasem wychodzi i bywa przerażająca, choć na co dzień jest zwykle banalna.

-No cóż, może i masz rację, a może wcale jej nie masz. Stwierdził Duch Ziemi Jałowej

-Być może jesteś kimś niezwykłym, w porównaniu do zwykłych śmiertelników i trudno cię określić, ale wiele rzeczy jest trudno określić w życiu i to bardzo zwykłych. Być może jesteś tylko moim snem, albo być może całe życie jest jakimś programem, który służy do wykonywania jakiś banalnych rzeczy i nie warto się nad niczym zastanawiać. Ja jednak się zastanawiam, nie dlatego, że tak powinienem tylko, dlatego, że jakoś tak się złożyło i z pewnością nie było to przeznaczenie. Całe istnienie ma swoją prędkość i siłę, a my musimy to wytrzymać, ty też temu podlegasz.

-Musimy już iść– odezwał się Duch Ziemi Jałowej, wyrywając się z zamyślenia– wiesz, że możesz tylko przypuszczać – nic więcej.

-Wiem, mogę również wątpić, wierzyć nie potrafię.– Odwrócił się plecami do rozmówców i zaczął iść przed siebie.

Tamci również zaczęli się oddalać podążając w przeciwnym kierunku. Przeszli jakiś kilometr w zupełnym milczeniu. Wszyscy, no może z wyjątkiem Ducha byli pogrążeni w wewnętrznych rozmyślaniach. Fotony, hipotezy, kłamstwa, jakieś w pewnym sensie prawdy. Jest nad czym się zastanawiać.

 

 Te wewnętrzne rozważania przerwał im widok siedzącego człowieka. Mężczyzna wyglądał strasznie, jego ciało było pokryte, plamami, krostami, gdzie niegdzie skóra odchodziła od ciała.

-Co ci się stało. Zapytał ksiądz z trudem patrząc na cierpiącego.

– To tylko konsekwencje.

-Jakie konsekwencje?!

– Jestem wierny swej idei

– A co to za idea?

– Człowieczeństwo.

-, Co to znaczy człowieczeństwo? Zapytał Duch Ziemi Jałowej.

– To świadomość wyboru, droga, którą się z własnej woli podąża.

-Jakie obszary przemierzasz? Zapytał Duch Ziemi Jałowej.

– Ogromne przestrzenie niezrozumiałego świata, który mieszczę w sobie. Staram się poznawać po kolei każdy zakamarek mojej natury.

– Może lepiej stanąć i pozostać w miejscu.

– Już wybrałem i nie zmienię tego. Odparł łagodnym. a zarazem pewnym głosem cierpiący.

– Myślisz, że ma to jakieś znaczenie? Zapytał Duch Ziemi Jałowej.

 Im dalej idę, tym bardziej utwierdzam się, że niewiele znaczę, że świat beze mnie da sobie radę. To jednak moja droga, z pośród wielu wybrałem właśnie tą. Bez punktu odniesienia, bez drogowskazów. Tylko wyczucie, a właściwie uczucie. Często muszę walczyć w obronie mojej idei. Bywam przytłaczany do samej ziemi, czuje czyjeś dłonie na mej szyi. Kiedy uda mi się pokonać przeciwnika, zawsze z przerażeniem stwierdzam, że ma moją twarz? Tak jest zawsze…

-Czym według ciebie jest piekło? Zapytał Duch Ziemi Jałowej.

– Bezruchem.

– Ciekawa odpowiedź. Niektórzy w bezruchu szukają wytchnienia, ruch jest męczący Odrzekł Duch Ziemi Jałowej.

– Mnie sama myśl o tym przeraża.

– No cóż, czy podróżujesz wyłącznie w głąb siebie?

– Tak naprawdę istnieję tylko wewnątrz, reszta to iluzja. To, co widzimy czujemy, możemy poznać tylko, dzięki wnętrzu. Każdy uśmiech, każda wojna ma swe źródło gdzieś w środku nas.

– Nie sądzisz, że to, co robisz to antyżycie zapytał Duch

– Nie, to prawdziwe życie. Odparł z życzliwym uśmiechem.

– No cóż, na nas już czas, żegnaj, powiedział duch Ziemi Jałowej.

– Żegnajcie– odpowiedział cierpiący.

Odeszli jakieś dwadzieścia metrów i ksiądz kręcąc głową odezwał się

-To dziwne, ale mam wrażenie, że gdyby ten człowiek wstał…

– To byłby wolny. Wszedł w zdanie księdzu Duch Ziemi Jałowej – a co

z człowieczeństwem?

– Nie wiem, ale on… Ksiądz się zamyślił.

 – Chcesz powiedzieć, że zasłużył na spokój – odrzekł Duch ziemi Jałowej– tak naprawdę, nie wiem, czym jest człowieczeństwo. To wasz wynalazek, dla niego wielu z was potrafi oddać wszystko, choć zdecydowana większość woli, jak kieruje nimi zwierzęcość. Dziś jest o wiele bardziej bezpieczna, przynajmniej na chwilę można założyć jej kaganiec. Kiedy jednak wasz rozum idzie z nią w parze, to wszystko zmierza ku zagładzie.

– Patrzcie oaza! Krzyknął filozof .

Kiedy podeszli bliżej zobaczyli palmy daktylowe, kilka cytryn i figowców, wszystko to nad krystalicznie czystym stawem, pod jedną z palm siedział znany już naszym bohaterom człowiek zwany Poszukiwaczem. Witamy ponownie.

-Ja was również

-Czy twoje poszukiwania już się skończyły?

– W pewnym sensie tak

-Co to znaczy w pewnym sensie, odnalazłeś tego anioła, o którym mówiłeś – zapytał zdziwiony ksiądz

– Tak odnalazłem go, ale choć to ten sam anioł, to już nie to samo.

– Nie rozumiem. Odrzekł ksiądz

 -Jest tam przy tym kamieniu

-Pójdźmy, więc się z nim przywitać. Powiedział ksiądz

Przy ogromnym głazie siedział człowiek ubrany w białą szatę z długimi włosami

 i brodą. Wpatrywał się w wodę jakby sam tylko jej widok go uspokajał. Wyglądał jak marzyciel, albo poeta, który czeka na natchnienie.

-Witaj dobry człowieku. Odezwał się Duch Ziemi Jałowej.

On spojrzał na nich i kiwnął głową na znak pozdrowienia, uśmiechając się przy tym bardzo ciepło.

-To Jezus mój pan!. Krzyknął ksiądz i upadł przed nim na kolana. Tamten podszedł do niego i podniósł na nogi, potem znoju usiadł przy kamieniu, jakby całe to zajście trochę go zawstydziło

-Tak…. Odezwał się Duch Ziemi Jałowej. Pamiętam cię, swojego czasu zadawałem ci dużo pytań, zaciekawiłeś mnie, chciałem się o tobie czegoś więcej dowiedzieć. Miałem do czynienia z większymi filozofami, ale w tobie była jakaś niewytłumaczalna moc, która uderzała gdzieś bardzo głęboko, nie wiem dokładnie gdzie, po ludzku w serce. Nigdy mi bezpośrednio nie odpowiadałeś, to był jakiś dziwny rodzaj prawdy, której nie można udowodnić, można tylko czuć jej oddech na sobie, nie wiem czy można ją jakoś racjonalnie pojąć, jest zawsze gdzieś, obok, choć właściwie w samym środku każdej istoty, można w nią wątpić, ale coś w niej jest, albo czegoś w niej nie ma, przynajmniej tak mi się wydaje.

-Czy dzisiaj też będziesz milczał? Zapytał trochę zirytowany Duch Ziemi Jałowej.

.

– To ten anioł, którego widziałeś w raju? Zapytał ksiądz

-Tak ten sam, ale ja już o nic nie chcę pytać. Ta droga była zbyt długa, wiele rzeczy zostawiłem za sobą. Teraz tylko siebie mogę pytać czy słusznie. Chociaż stwierdziłem to dopiero wtedy, kiedy go odnalazłem.

-A może się boisz? Zapytał Duch Ziemi Jałowej, spoglądając na Niego, że jest zbyt banalny, ze nie będzie się zgadzał z twoimi oczekiwaniami. Osiągnąłeś cel,

a właściwie niczego nie osiągnąłeś, boisz się, że całe twoje życie było niczym ważnym, twoje poszukiwania, twój upór i Ona, która przede wszystkim chciała być!….. Z tobą.

-Daj mu spokój. Odezwał się ksiądz. To nie takie proste, często nie rozumiemy tego, co dzieje się dookoła nas, podejmujemy decyzje, których do końca życia żałujemy, nie można niczego już zmienić. On pragnął jeszcze raz go spotkać, bo miał nadzieję, że kiedy go odnajdzie będzie jak dawniej, jego niepokój i codzienna niepewność, przestaną go nękać. Był pierwszym, który zaczął tę wielką wędrówkę by odnaleźć pierwotny spokój ducha. Czy to jest tylko chwila, która wyciska na każdym z nas swe piętno, zostawiając nas samych z jej głębokim spojrzeniem, potem jesteśmy zawsze spóźnieni, czasem bardziej czasem mniej, ale zawsze o tą krotką chwilę i tylko on może to zmienić, z nim nie będziemy musieli już do niczego dążyć, On ma w sobie wieczność, jest alfą i omegą. Adamie zbliż się do Niego, On jest prawdą?

– Adamie? Hm.. Nawet nie pamiętam, kto mnie tak nazwał.

-A może wcale tak nie jest. Odrzekł Duch Ziemi Jałowej – może jego tęsknota, jest zupełnie czymś innym, jakimś nałogiem, dla którego jest w stanie poświęcić wszystko. Wieczność, wszyscy jej pragniecie, trudno wam sobie wyobrazić, że wszystko kończy się tak do samego końca i nie ma niczego tylko pustka, wydaje mi się, że jakby istniało tylko piekło i nicość to ludzkość wybrałaby piekło.

– Nie! To nieprawda. Odparł ksiądz – człowiek dąży do szczęścia, a jego wędrówka to najlepszy przykład. Czy to, że chciał pamiętać o tych wszystkich pięknych chwilach? To, że zaczął panować nad światem nie dało mu radości. Tylko zbliżenie się do Boga przynosi zgodę z sobą samym i całym światem.

Poszukiwacz spojrzał na rozmówców– żegnajcie. Powiedział życzliwie się uśmiechając. Potem się odwrócił i zaczął iść przed siebie.

– Adamie! Krzyknął ksiądz.

– Nie wołaj go. Zwrócił się do księdza Duch.

-Dokąd poszedł?

-Nie wiem, może twoje słowa go zbawiły, a może nie ma niczego takiego jak zbawienie. Na pewno opuści tą pustynię jego poszukiwania się skończyły.

Patrzcie! Tam przy kamieniu nikogo nie ma, Chrystus również odszedł. Krzyknął zaniepokojony ksiądz o nic Go już nie zapytam! Wiedziałeś, że tak się stanie?

-Nie wiem wszystkiego, mogę bardzo trafnie przewidywać, ale mieć pewność to, co innego, nigdy jej nie miałem.

-Dlaczego odszedł!?

-Dlaczego księże nie zapytałeś Go o nic, dlaczego dopiero teraz zauważyłeś, że go nie ma, nie miałeś odwagi? Może tam pod kamieniem wydał ci się zbyt banalny, bo chyba nie zbyt dostojny, a może boisz się prawdy, może jego wyznawcy źle go zrozumieli. Co byś zrobił, gdyby cały porządek, według, którego żyjesz, nie miał dla niego najmniejszego znaczenia? Może on tu po prostu przyszedł popatrzeć w wodę, w cieniu kamienia i nie miał zamiaru z kimkolwiek rozmawiać, a całe zbawienie ludzkości przestało go interesować.

-Milcz! Krzyknął ksiądz.

-Pamiętaj wszelka wątpliwość to ja, a ty masz ich wiele. Możesz tu zostać i poczekać na niego, być może jutro znowu tu przyjdzie. Pamiętaj jednak, że to wszystko nie jest takie pewne, możesz na niego czekać bardzo długo, a potem…..​? Trudno powiedzieć, co potem

-Masz rację, bałem się, ale teraz jestem pewny, chcę zostać i mieć tą nadzieję, że jeszcze raz go zobaczę, może wtedy będę miał odwagę pójść za nim….Tak to prawda, największą wadą człowieka jest tchórzostwo, potem żałuje się tego do końca życia, ale tego już się nie da zmienić.

-Więc żegnaj, sam wybrałeś, my idziemy dalej, prawda filozofie

-Tak. Westchnął ledwo słyszalnym głosem.

Chwile później zobaczył znowu te przerażające oczy, które już wcześniej widział, na samym początku tej niezwykłej podróży. Stacja tak… Ta sama, na której wysiedli.

-Znowu normalny świat. Powiedział filozof.

-Tak, znowu, ale czy ty dalej jesteś normalny?, Czy będziesz dalej mógł w nim tak zupełnie normalnie żyć? Nie zostałeś „tam”, bo niczego nie czujesz, wydaje ci się, że tylko ten świat jest realny, normalny, a inne to iluzja. Przed naszą wyprawą, nie wierzyłeś w „ten” świat, uważałeś, że jest chory, a ludzie są tak banalni ze swoimi problemami, że nie warto poświęcać im uwagi, zajmowałeś się, więc, czymś, co pozwoli ci zapomnieć o codzienności. Wiecznie uciekasz, ale to tylko iluzja, bo tak naprawdę, odwracasz tylko wzrok. Ty również jesteś tchórzem, bo boisz się w cokolwiek uwierzyć. Jesteś niewolnikiem pustej przestrzeni, bo wszystko cię przeraża. Ten świat, tamten świat, być może wszystko zależy od ciebie, a być może nic. Wsiądź teraz do pociągu i spróbuj być takim jak dawniej, może ci się uda.

-Kim tak naprawdę jesteś?

-Wciąż masz wątpliwości, przecież wiesz, jestem tobą, w każdym razie tą częścią ciebie, która wciąż ucieka i wciąż ma wątpliwości. Mieścisz w sobie całą tę pustynię i nigdy nie masz wyznaczonego szlaku. Żegnaj. Nie spotkamy się już nigdy. Życie to przede wszystkim pytania, na które odpowiedzi przychodzą zdecydowanie za późno. Teraz o tym wiesz, jak nikt inny na tym świecie.

Siedział, patrząc przez okno pociągu na wciąż zmieniający się krajobraz, jakby wszystko dookoła niego było wieczne i tylko on był tu intruzem, który nie pasuje do tego świata. To nie czas ucieka, tylko on coraz bardziej się oddala jak wieczny wygnaniec. Może tylko patrzeć na wszystko z pewnej odległości za szyby, kiedy się próbuje zbliżyć, wszystko się oddala. Przypomniał sobie teraz zdanie z książki Marqueza, nie pamiętał jej tytułu, czytał ją bardzo dawno temu, ale to zdanie, jednocześnie dawało mu nadzieję i przerażało: „To nie śmierć, ale właśnie życie nie ma granic”.

-Przepraszam pana, wygląda pan tak strasznie blado, czy coś panu nie dolega? Jakaś starsza kobieta siedząca naprzeciwko z gazetą w dłoniach, raczej ciekawa niż zaniepokojona

-Nie, nic mi nie jest, mam na imię Adam

-Bardzo mi miło. Odpowiedziała starsza kobieta, nieco zdziwiona – wcale nie pytałam go, kim jest, dlaczego więc?….

Koniec

Komentarze

Przeczytałam z największym trudem. Starałam się zrozumieć tę religijno-filozoficzną treść, niestety… Szalenie trudno bowiem skupić się na lekturze tekstu fatalnie wyedytowanego, pozbawionego akapitów, pełnego błędów, literówek, powtórzeń i innych usterek. Tekstu, w którym zlekceważono interpunkcję, dialogi zapisano w sposób skutecznie utrudniający ich odczytanie, a wiele zdań złożono w sposób uniemożliwiający ich zrozumienie.

Nie wiem dlaczego, Marku Arielu, opatrzyłeś Pustynię tagiem science fiction, skoro nie ma tutaj żadnej fantastyki naukowej.

 

W jed­nym z prze­dzia­łów dru­giej klasy sie­dzia­ło dwóch ludzi, któ­rzy re­pre­zen­to­wa­li zde­cy­do­wa­nie od­mien­ne po­glą­dy. – Skąd wiadomo, jakie kto ma poglądy?

 

-Dzień dobry panom, o prze­pra­szam niech bę­dzie po­chwa­lo­ny. Wszedł jakiś trze­ci męż­czy­zna… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd występuje w całym opowiadaniu.

Praktycznie wszystkie dialogi są źle zapisane. Pewnie przyda Ci się ten watek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Proponuję: – Dzień dobry panom, o prze­pra­szam, niech bę­dzie po­chwa­lo­ny – powiedział, wchodząc, jakiś męż­czy­zna

 

Miał na oczach ciem­ne oku­la­ry i mocno uwy­dat­nio­ne kości po­licz­ko­we. – Czy dobrze rozumiem, że mężczyzna, oprócz okularów, miał na oczach uwydatnione kości policzkowe? ;-)

 

Ode­zwał się nieco zdzi­wio­ny ksiądz, drugi

z roz­mów­ców… – Zbędny enter. Ten błąd występuje wielokrotnie w całym opowiadaniu i szalenie utrudnia lekturę.

 

na­iw­ność, która już nie raz spra­wi­ła wam wiele nie­przy­jem­no­ści… – …na­iw­ność, która już nieraz spra­wi­ła wam wiele nie­przy­jem­no­ści

 

bez bia­łek, po chwi­li zmie­ni­ły się

w jed­no­li­ty błę­kit, na­stęp­nie w zie­leń. Po chwi­li wszyst­ko do­oko­ła znik­nę­ło, oprócz zmie­nia­ją­cych się ko­lo­rów. – Zbędny enter. Powtórzenia.

 

Zo­ba­czy­li ja­kieś inne świa­tło, było od nich 200 może 300 m.Zo­ba­czy­li ja­kieś inne świa­tło, było od nich dwieście może trzysta metrów.

Liczebniki zapisujemy słownie; nie używamy skrótów.

 

-Tak do­brze ksiądz widzi, wła­śnie tam zmie­rza­my – Brak kropki na końcu zdania. Ten błąd występuje wielokrotnie w całym opowiadaniu.

 

-Kim on jest i dla­cze­go tak cię na­zy­wa!. – Po wykrzykniku nie stawia się kropki.

 

czuje się strasz­nie staro, ale nie je­stem star­cem… – Literówka.

 

było w niej jakąś bło­gość, która po­zwa­la­ła po­czuć… – Literówki.

 

Prze­mie­rza­łem ogrom­ne ob­sza­ry, nie raz le­d­wie ucho­dząc z ży­ciem.Prze­mie­rza­łem ogrom­ne ob­sza­ry, nieraz le­d­wie ucho­dząc z ży­ciem.

 

była tak samo za­gu­bio­na jak ja i była jesz­cze bar­dziej bez­bron­na. Nie była godna za­chwy­tu, ale bar­dzo pra­gnę­ła nią być… – Objaw byłozy.

 

Trud­no nam było zna­leźć wła­ści­wą drogę, ni­g­dzie nie można było się za­trzy­mać na stałe. Za­wsze trze­ba było za­czy­nać wszyst­ko od po­cząt­ku. Ona, cza­sa­mi po­tra­fi­ła rów­nież spra­wić, że mo­głem po­czuć się szczę­śli­wy. Była dziw­na… – Kolejny przykład byłozy.

 

Smu­tek jed­nak po­zo­stał.  Nie po­tra­fi­łem jed­nak prze­stać tę­sk­nic… – Powtórzenie. Zbędna spacja po kropce. Literówka.

 

-Czym jest ta pu­sty­nia?, – Po pytajniku nie stawia się przecinka.

 

-A…., To sia­daj­my… – Co to jest, ten rząd kropek z przecinkiem na końcu???

Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Po wielokropku nie stawiamy ani kropki, ani przecinka. Ten błąd pojawia się wielokrotnie w dalszej części opowiadania.

 

ale nie ja de­cy­du­je, kto tu się znaj­dzie. – Literówka.

 

Tym cza­sem zbli­ża­my się do ko­lej­ne­go ogni­ska.Tymcza­sem zbli­ża­my się do ko­lej­ne­go ogni­ska.

 

Był ubra­ni ni­czym pu­stel­nik… – Literówka.

 

rę­ka­wy, z któ­rych wy­ła­nia­ły się mocno wy­ży­ło­wa­ne przed­ra­mio­na. – Czy mam rozumieć, że osobnik miał przedramiona pozbawione żył?

Za SJP: wyżyłować – «oczyścić mięso z żył, stwardniałych włókien itp.»

 

nie po­trze­bu­jesz już żad­nej opie­ki, był byś na­praw­dę wolny. – …nie po­trze­bu­jesz już żad­nej opie­ki, byś był na­praw­dę wolny.

 

cza­sem lu­dzie, udają Bogów by znie­wa­lać głup­ców. – …cza­sem lu­dzie, udają bogów by znie­wa­lać głup­ców.

 

Czło­wiek ubra­ny w biały gar­ni­tur, z chu­s­tecz­ką ści­ska­na w dłoni… – Literówka.

 

gdzie nie­gdzie skóra od­cho­dzi­ła od ciała. – …gdzienie­gdzie skóra od­cho­dzi­ła od ciała.

 

-, Co to zna­czy czło­wie­czeń­stwo? – O! A co robi przecinek po dywizie?

 

To jed­nak moja droga, z po­śród wielu wy­bra­łem wła­śnie .To jed­nak moja droga, spo­śród wielu wy­bra­łem wła­śnie .

 

coz czło­wie­czeń­stwem? – …co z czło­wie­czeń­stwem?

 

Przy ogrom­nym gła­zie sie­dział czło­wiek ubra­ny w białą szatę z dłu­gi­mi wło­sa­mi i brodą. – Dlaczego szata miała długie włosy i brodę? ;-)

 

potem znoju usiadł przy ka­mie­niu… – Literówka.

 

ze nie bę­dzie się zga­dzał z two­imi ocze­ki­wa­nia­mi. – Literówka.

 

ale za­wsze o tą krot­ką chwi­lę… – Literówka.

 

wydał ci się zbyt ba­nal­ny, bo chyba nie zbyt do­stoj­ny… – …wydał ci się zbyt ba­nal­ny, bo chyba niezbyt do­stoj­ny

 

chcę zo­stać i mieć na­dzie­ję… – …chcę zo­stać i mieć na­dzie­ję

 

Chwi­le póź­niej zo­ba­czył znowu te prze­ra­ża­ją­ce oczy… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeskanowałem i nie podjąłem się pokonania tych 35k znaków, przez fatalne wykonanie. Jeżeli autor da znać, że poprawił błędy to przeczytam. Za to w łapance Reg. kilka razy się uśmiałem :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przeczytałam ponad jedną trzecią i nie wciągnęło. Odpadłam na takiej straszliwie długiej wypowiedzi kogoś spotkanego na pustyni.

Początek tekstu jest gadaniem. Rozmawiają sobie faceci w różnych konfiguracjach i żaden z tych dialogów nie był dla mnie ciekawy.

Mnóstwo usterek: interpunkcja kuleje na obie nogi (często brakuje nawet kropek na końcu zdania), zapis dialogów do remontu, często zapominasz o pauzie oddzielającej wypowiedź od didaskaliów, literówki, zbędne entery…

ale miał w sobie tą moc,

Tę moc.

Babska logika rządzi!

Naprawdę trudno przebrnąć przez taki tekst. Zmęczyłam się :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka