- Opowiadanie: klm89 - Kasandra (wersja rozszerzona)

Kasandra (wersja rozszerzona)

Rozszerzona wersja opowiadania, które napisałem na konkurs „CyberPunk’s not dead”. Od tego czasu nie dawało mi jednak spokoju, więc w końcu postanowiłem coś z tym zrobić:)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kasandra (wersja rozszerzona)

I

 

Czarny samochód mknął ulicami Metropolii, rozbryzgując dookoła wodę z co dopiero powstałych kałuż. Szybko i zwinnie pokonywał kolejne zakręty oraz z niesamowitą precyzją wyprzedzał i omijał inne pojazdy. Wewnątrz siedzieli dwaj mężczyźni ubrani w srebrzysto-szare szaty. Pierwszy śledził wzrokiem leniwie spływające po szybie krople deszczu, drugi natomiast siedział z wyciągniętymi w przód nogami i spuszczoną głową, usiłując się zdrzemnąć przed kolejnym zadaniem. Mogli sobie na to pozwolić, ponieważ pojazdy Bractwa wyposażone były w nowoczesny system autopilotażu, na który nie było stać nawet wyższych urzędników Państwa.

Gdy Helix zdołał w końcu odsunąć na bok dręczące go wątpliwości, a głowa samoczynnie zaczęła opadać mu na klatkę piersiową, co uznał za oznakę nadchodzącego snu, usłyszał głos przyjaciela. Pierwszym odruchem było zignorowanie zaczepki Kalina, lecz gdy ten powtórzył pytanie trzykrotnie, przy czym szturchnął go w ramię, Helix nie wytrzymał. Niemalże krzyknął:

– O co ci chodzi?

Kalin, niewzruszony lekkim wybuchem towarzysza, nadal spoglądając na szybę samochodu, powtórzył po raz czwarty:

– Nie zastanawia cię, dlaczego chcą tego hakera świadomego?

– Człowieku, cały czas chodzi mi to po głowie.

– Mogłem się domyślić. Od kilku dni jesteś dziwnie markotny. To do ciebie nie podobne.

Helix wziął głębszy wdech, a następnie ciężko wypuścił powietrze przez usta. Poczuł, jak jego ciało ogarnia fala gorąca. Wziął kolejny wdech, po czym powiedział ściszonym głosem:

– Mam też inny problem.

– Niby jaki? – Lekko zdezorientowany Kalin spojrzał w kierunku rozmówcy, lecz ten tylko z jakąś dziecięcą nieśmiałością pokręcił głową. – Nie wygłupiaj się, Helix. Znamy się siedem lat. Mi możesz powiedzieć, co nie? Czy ma to związek z twoją wizytą u Najwyższego Kapłana?

Helix odwrócił głowę w stronę bocznej szyby pojazdu.

– Nie mogę powiedzieć… naprawdę – wyszeptał.

– Jak chcesz – Kalin burknął nieco urażony. – Wracając do tematu hakera – zaczął po chwili. – Jak myślisz, dlaczego chcą go przytomnego?

– Nie wiem. Być może dlatego, że jako pierwszy złamał piątą barierę zabezpieczeń i chcą się dowiedzieć, jak tego dokonał? – Wzruszył ramionami. – Trudno cokolwiek o tym powiedzieć. To pierwszy taki przypadek i ciężko do czegokolwiek to przyrównać. Ale to już nie nasze zmartwienie, tylko Najwyższego Kapłana.

– Najwyższego Kapłana i jej.

– Jej?

– No wiesz, Ayu. Ayu i jej podobnych. Powiem ci, Helix, że nie ufałem jej dziesięć lat temu, gdy po raz pierwszy pojawiła się w Bractwie, nie ufam jej teraz i nie zaufam nigdy. Wykluczone.

– Co ty wygadujesz? To przecież dzięki jej pomocy Bractwo jest tak potężne. Stanowimy jedyną realną opozycję dla instytucji podlegającym bezpośrednio Państwu.

– Helix, przeżyliśmy wiele przygód. Kocham cię jak własnego brata i nawet nie wiesz, jak bardzo ubolewam nad twoją niewiedzą. Czy naprawdę nie widzisz, że ona owinęła sobie Najwyższego Kapłana wokół palca? Obecnie nie jest on w stanie podjąć żadnej decyzji bez konsultacji z nią. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy bez jej zgody może podetrzeć sobie dupę?

– To podchodzi pod bluźnierstwo, Kalin!

– Bluźnierstwem było przyjęci pomocy od tych dziwolągów.

Helix spuścił głowę. Pot gęstym strumieniem ściekał mu po czole. Chciał już coś powiedzieć, kiedy nagle odezwał się sztucznie modulowany głos systemu autopilotażowego:

– Jesteśmy na miejscu.

 

II

 

Samochód zatrzymał się przed blokiem wykonanym z wielkiej płyty. Betonowa bryła straszyła swą obskurną architekturą na obrzeżach najstarszej dzielnicy Metropolii. Deszcz przestał już padać, jednak kałuże, które po sobie pozostawił nadal połyskiwały w mdłym świetle ulicznych latarni. W taką właśnie kałużę wdepnął Kalin, gdy wychodził z samochodu. Wiatr szarpał jego srebrzysto-szary strój, który krojem do złudzenia przypominał sutannę. Niewzruszony tym faktem mężczyzna powoli obszedł pojazd dookoła i stanął u boku partnera, po czym, tak jak on, skierował wzrok w górę. Na tle zachmurzonego nieba dostrzegł ruch.

– Wrony dotarły – stwierdził.

Humanoidalna sylwetka z wolna wyłaniła się znad dachu budynku. Stanąwszy na jego skraju, Wrona zgięła się w pół i tytanowymi szponami, które wieńczyły jej dłonie, wszczepiła się w betonową ścianę. Zaczęła po niej schodzić, przypominając przy tym jakiegoś dziwacznego, czworonożnego pająka.

W blasku świateł dochodzących z mijanych okien lśniło jej chromowane ciało. Smukłe, długie ręce oraz niemalże identyczne do nich nogi świetnie nadawały się do tego typu zadań. Dzięki kulowym przegubom, mogły wyginać się i skręcać niemalże we wszystkie strony pod nieosiągalnymi dla zwykłego człowieka kątami. Maszyna poruszała się niesamowicie szybko i zwinnie. Tytanowe szpony raz po raz wbijały się w beton, pozostawiając po sobie pięć głębokich śladów.

Gdy Wrona dotarła do poziomu szóstego piętra, skręciła w lewo i minąwszy cztery kolejne okna zatrzymała się przy piątym. Mocniej niż dotychczas uczepiła się ściany, jakby chciała mieć pewność, że nic nie będzie w stanie odrzucić ją od budynku, po czym wyciągnęła lekko szyję i zajrzała do środka. Dwie pary czerwonych ślepi zaczęły lustrować pogrążony w mroku, niewielki pokoik.

– Wrona zajęła pozycję. Wchodzimy – oznajmił Kalin.

 

III

 

W pokoju panowała ciemność. Światło latarni przenikające do środka poprzez wąskie szczeliny w żaluzjach nie potrafiło rozświetlić zupełnie niczego. Można by powiedzieć, że w pokoju nie było w zasadzie żadnych mebli, a mimo to poruszanie się w nim mogło stanowić nie lada wyzwanie. Setki wiązek kabli i przewodów walały się po podłodze, pięły się po ścianach, a nawet zwisały z sufitu, tworząc nieład, w którym tylko prawdziwy fanatyk elektroniki mógłby się odnaleźć. Pod dwoma ścianami ciągły się rzędy sporych rozmiarów jednostek zespolonych ze sobą, w celu zwiększenia mocy obliczeniowej całego systemu. Typowe mieszkanie hakera.

W Metropolii, jak zresztą w całym Państwie hakerów było mnóstwo. Większość jednak była domorosłymi znawcami, których czyny, takie jak przechwytywanie i dekodowanie krążącej po sieci pornografii była uznawana za drobne przestępstwa. Oprócz nich istniała natomiast garstka osób, którzy sieć mogli nazwać swoim domem. Czuli się w niej jak ryba w wodzie. Ci jednak już dawno znajdowali się na usługach Państwa i podlegających mu instytucjach, próbując wykradać informacje pozostałym mocarstwom w zamian za pieniądze oraz przywileje.

Był też on, haker, który zdołał złamać pięć pierwszych barier bezpieczeństwa Bractwa. Osób o chociażby zbliżonych, a i tak nieporównywalnych osiągnięciach można by zliczyć na palcach jednej ręki. Niektórzy ludzie z branży nazywali go geniuszem, inni szczęściarzem, a byli też tacy, którzy uznawali go swoistego następcę legendy – Kasandry, która od trzech lat nie dała żadnych oznak aktywność.

Obecnie znajdował się w wynajmowanej kawalerce. Pół siedział, pół leżał na ogromnym, wygodnym fotelu. Na głowie nałożony miał pewnego rodzaju hełm, z którego wychodziły dziesiątki przewodów i ginęły gdzieś w plątaninie na podłodze. Twarz zasłaniała mu ciemnozielona, nieco przezroczysta szyba, spod której wydobywała się lekka poświata. Dłonie, którymi wykonywał różnorakie gesty w powietrzu, odziane były w grube, szare rękawice, od których również biegły przewody. Zdawał się być zdumiewająco spokojny, a mimo to dało się wyczuć u niego pewnego rodzaju nerwowość. Bez wątpienia oczekiwał.

 

IV

 

Weszli schodami na szóste piętro. Korytarz, na którym się znaleźli ciągnął się w obie strony dobre kilkadziesiąt metrów i zwieńczony był ścianami z brudnymi oknami. W dłuższych ścianach natomiast znajdowały się wejścia do poszczególnych mieszkań. Kalin bez zastanowienia ruszył do mieszkania numer sześćset siedem.

Miał już chwycić za klamkę, gdy z sąsiedniego mieszkania niespodziewanie wyszła starsza, niska kobieta z garbem. Zatrzasnęła za sobą drzwi i z uśmiechem spojrzała na dwóch mężczyzn.

– Witam szanownych członków Bractwa – powiedziała ochrypłym głosem.

– Niech pani stąd…

– Mój syn – przerwała Kalinowi – również należy do Bractwa.

– Rozumiem, ale teraz musi…

– Nazywa się Artee. Znacie go?

– Co? Nie, zresztą to bez znaczenia. – Zirytowany rozmową Kalin chwycił kobietę za ramię i przyciągnął do siebie. – Słuchaj, babciu! Proszę stąd odejść. Tu może być niebezpiecznie.

– Trudno tak iść, gdy trzymają człowieka za rękę – stwierdziła beztrosko.

– Oj, przepraszam. – Mężczyzna rozluźnił palce.

– Mój syn też ma taki silny uścisk dłoni. – Odwróciła się i zaczęła odchodzić w głąb korytarza. – Nie zawracajcie sobie głowy moim sąsiadem, to dziwak i mruk. Ja to jestem prawdziwą damą do towarzystwa. – Ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie niż członków Bractwa, aby następnie krzyknąć niemalże na cały głos: – Ale od kilku lat nikt mnie nie chce!

Starsza kobieta mamrotała coś jeszcze pod nosem, ale Helix oraz Kalin nie zwracali już na to uwagi. Spojrzeli tylko po sobie nieco rozbawieni całą sytuacją, aby następnie znów skupić się na drzwiach.

Kalin kład już rękę na klamce, kiedy mamrocząca kobieta szybko odwróciła się na pięcie i wyjęła spod swetra pistolet. Kątem oka dostrzegł to Helix, lecz wszystko, na co mógł się zdobyć, to okrzyk:

– Ona ma broń!

Chwilę potem poczuł silne uderzenie w bark. Stracił równowagę i uderzył w ścianę, aby następnie osunąć się po niej na podłogę. Gdy zdołał się opamiętać widział wszystko, jakby w zwolnionym tempie. Zauważył trzymającego się za ramię towarzysza. Rana po kuli mocno krwawiła, ale była stosunkowo niegroźna. Kobieta nadal jednak trzymała broń, którą tym razem wycelowała w głowę Kalina i pewnie zabiłaby go, gdyby nagły szczęk metalu nie odwrócił jej uwagi. Z niepokojem spojrzała w górę i chyba tylko dzięki instynktowi zdołała odskoczyć kilka metrów w tył, nim uczepiona sufitu Wrona opadła na podłogę, zostawiając w niej głębokie ślady szponów.

Wrona, a wraz za nią Helix, ruszyli w stronę napastniczki. Ta, uciekając już w stronę końca korytarza, oddała kilka niezbyt celnych strzałów, co wystarczyło tylko na chwilowe spowolnienie maszyny, która zatrzymała się, aby osłonić członka Bractwa. Kobieta, nie mając innego wyjścia rzuciła się przez okno. Wiekowa, spękana szyba oraz spróchniała, drewniana rama łatwo poddały się pod naciskiem jej ciała.

Wrona zatrzymała się przed oknem i odsunęła na bok, robiąc miejsce Helixowi. Mężczyzna wychylił się przez okno i spojrzał w dół. Nie dostrzegł ciała.

– Nie ma jej! – zawołał. – Cholera, zdołała uciec.

– To pewnie agentka Państwa. Taki haker to dla nich łakomy kąsek.

– Boże, Kalin. Nic ci nie jest? Krwawisz.

– Spokojnie. Kula przeszła na wylot.

– Przepraszam… Nie wiem, co mogę ci więcej powiedzieć. – Podczas mówienia Helix nerwowo gestykulował rękoma. – Zamyśliłem się… Nie zdążyłem zareagować… Dziękuje ci…

– Uspokój się. – Kalin klepną towarzysza w twarz otwartą dłonią. – Ja też nawaliłem. Dałem się zwieść, jak nowy.

– Dziękuje – szepnął, a kilka łez spłynęło mu po policzku.

– Nie ma za co. Przyjaciele muszą sobie pomagać, co nie? Ty pewnie zrobiłbyś dla mnie to samo. A teraz skończmy się mazgaić i bierzmy się za dupę tego hakera. Pewnie już wie, że coś się święci.

W pełni skoncentrowani i przygotowani stanęli przed mieszkaniem numer sześćset siedem. Obaj w dłoniach dzierżyli już pistolety, a Helix dodatkowo trzymał również latarkę. Kalin lekko nacisnął na klamkę, a ta ustąpiła bez większych oporów. Drzwi okazały się otwarte. Mężczyzna ostrożnie i powoli je uchylił. Oprócz stęchłego powietrza, które wyleciało przez szparę nic innego się nie wydarzyło. Kalin zrobił więc krok w tył i silnym kopniakiem otworzył drzwi na oścież.

Do kawalerki wdarli się niemal jednocześnie. Promień światła oraz lufy broni wycelowane zostały w siedzącego na fotelu hakera.

– Powoli zdejmij hełm i rękawice! – wrzasnął Kalin. – Nie rób niczego głupiego. Za oknem znajduje się Wrona, a nikt nie chce twojej śmierci.

Haker powoli wstał z fotela. Najpierw zdjął lewą rękawicę, następnie prawą, a na na samym końcu, obiema rękoma ściągnął z głowy hełm. Helix natychmiast poświecił latarką na jego twarz. Była blada oraz wychudzona, z kilkudniowym zarostem.

– Daj spokój – odezwał się haker. – Ślepisz mnie. Spokojnie, niczego nie planuje. Ja też nie chcę swojej śmierci, rozumiecie chyba, co? Pogadajmy.

 

V

 

Pod wschodnią ścianą bloku stał zaparkowany samochód. Jeden z tych starszych i dawno już nieprodukowanych modeli. Na pierwszy rzut oka było widać, że szczególnie nikt o niego nie dbał, przez co ząb czasu mocno nadgryzł karoserię. Ślady rdzy i dwie przebite opony stanowiły tego doskonałe potwierdzenie. To właśnie pod niego zdołała wcisnąć się kobieta tuż po upadku, modląc się, aby nikt jej nie zauważył i jednocześnie dziękując za sztuczny garb, który zamortyzował uderzenie.

Leżała teraz w bardzo niewygodnej pozycji i nie śmiała nawet drgnąć. Mocno więc zaciskała zęby i nasłuchiwała. Przez długi czas niczego szczególnego nie odnotowała. Dopiero dźwięk zatrzaskujących się drzwi klatki schodowej dał jej jako takie rozeznanie sytuacji. Później dobiegł ją odgłos zapalanego silnika i wówczas nabrała pewności. Bez wątpienia samochód należał do Bractwa. Nikt z tutejszych mieszkańców nie mógł sobie nawet pomarzyć o aucie z takim silnikiem.

Członkowie Bractwa odjechali.

Kobieta odczekała kilka minut, nim postanowiła wyjść z ukrycia. Przez zdrętwiałe oraz mrowiące kończyny okazało się nie być to takie łatwe. Gdy już jednak wyczołgała się spod pojazdu i rozłożyła jak długa na asfalcie poczuła ogromną ulgę. Chwilę potem usiadła, opierając się plecami o auto. Wyciągnęła spod niego sztuczny garb i położyła go sobie na kolanach. Szybko zaczęła zrywać z niego imitację skóry oraz warstwę ochronną wykonaną ze specjalnej pianki, aż dostała się do ukrytej wewnątrz torby. Zajrzawszy do środka upewniła się, że zawartość nie uległa uszkodzeniu. Wyjęła niewielką słuchawkę z wmontowanym mikrofonem i włożyła ją sobie do ucha.

– Kleos – powiedziała. – Melduję, że Sirnof został zabrany przez Bractwo.

(Komunikat).

– Tak. Sirnof posiada przy sobie lokalizator oraz urządzenie destabilizujące.

(Komunikat).

– Trochę obolała, ale mogę kontynuować.

(Komunikat).

– Rozumiem. Będziemy w kontakcie.

Następnie Kleos sięgnęła do torby po niewielki ekranik. Kiedy go dotknęła, wyświetliła się na nim mapa miasta z dwoma migającymi punktami, z czego jeden się poruszał. Prześledziwszy ją bardzo uważnie, włożyła urządzenie z powrotem do torby i zarzuciła ją sobie na ramię, po czym wstała i spokojnym krokiem udała się do zaparkowanego kilka ulic dalej motocyklu.

 

VI

 

Samochód zbliżał się do centrum Metropolii. Trzej pasażerowie siedzieli w całkowitej ciszy i żaden z nich nie miał zamiaru jej przerywać. Helix pół leżał, pół siedział na przednim siedzeniu, pogrążony w upragnionym śnie. Kalin siedział z tyłu, w pełnej gotowości. Mięśnie miał napięte, ręce trzymał blisko pistoletu, a kątem oka spoglądał ma znajdującego się tuż obok hakera. Ten natomiast wyglądał z zaciekawieniem przez okno, jak gdyby jeszcze nigdy przedtem nie był w tej okolicy.

Już po chwili między drapaczami chmur ukazały się dwie wieże dawnej katedry. Porzucona przed około stu laty, wraz z otaczającym ją kompleksem budynków popadała w ruinę do czasu, aż przejęło ją Bractwo, odnowiło i uczyniło z niej jedną ze swych siedzib. Była to niezwykle wiekowa budowla. Większość naukowców zgodnie uważała, że powstała na krótko przed Wielkim Zdarzenie, które obecnie datuje się mniej więcej na rok dwa tysiące siedemsetny. Są jednak też tacy szaleńcy, którzy twierdzą, że już wówczas budynek ten było można nazywać staruszkiem.

Teren, na którym wznosiła się katedra otoczony był wysokim murem, w którym znajdowała się tylko jedna brama. To właśnie przez nią przejechał czarny samochód i wąską dróżką, biegnącą między drzewami dotarł niemalże pod same drzwi budowli.

Najpierw wysiadł Helix, który następnie otworzył tylne drzwi pojazdu. Haker wystrzelił z auta, czym zdołał zaskoczyć skupionego przecież Kalina, który musiał szybko zareagować, aby nie dać uprowadzonemu czasu na jakiekolwiek działanie. Na widok katedry haker jednak stanął jak wryty.

– Co jest, młody? – zapytał Kalin, chwytając jednocześnie hakera za ramię. – Nigdy nie widziałeś katedry?

– Tylko jako projekcję rzeczywistości, ale przy niej nie czuć tego… tego ogromu.

– Prawda – stwierdził, po czym zwrócił się Helixa: – Zostań tu, ja go odprowadzę.

Rozglądający się dookoła Helix, wydał z siebie dźwięk, który trudno było by nazwać, niemniej wyrażał jednak zgodę.

– Kompletnie nie jesteś dziś sobą, Helix. Może jak się w końcu wyśpisz będzie lepiej, co?

Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym znów zaczął się rozglądać nie wiadomo za czym. Kalin, nie otrzymawszy konkretnej odpowiedzi porzucił nadzieję na jakąkolwiek wymianę zdań z przyjacielem. Pchnął więc hakera i kazał mu iść w stronę wejścia.

Gdy zbliżyli się do potężnych, mosiężnych wrót, te zadrżały, aby chwilę potem otworzyć się gładko i bezszelestnie. Mężczyźni weszli do środka i znaleźli się w sporych rozmiarów korytarzu. Niemal od razu haker zwrócił uwagę na wykonane z odlewanych, betonowych płyt ściany, które nijak nie pasowały do starodawnej, ceglanej katedry. Bez wątpienia postawiono je w dużo późniejszym okresie. Następnie dostrzegł dwie Wrony strzegące wrót, znajdujących się na drugim końcu korytarza. Uważnie obserwował otoczenie do momentu, aż poczuł lekkie szturchniecie. Nie oglądając się za siebie, ruszył na przód.

Szli wolnym krokiem i mniej więcej w połowie korytarza członek Bractwa nakazał mu skręcić w lewo. Nieco zdezorientowany haker przekręcił lekko głowę i dostrzegł wąskie drzwi, których nie zdołał zauważyć wcześniej. Jak się okazało, prowadziły do niewielkiego pokoiku.

Siedzący przy stoliku mężczyzna, usłyszawszy kroki, odwrócił się i spojrzał na gości.

– No, w końcu… – zaczął z wyrzutami, lecz gdy spostrzegł krew na ubraniu Kalina szybko zmienił ton. – Boże, co ci się stało? Potrzebujesz pomocy?

– Nie, nie ma potrzeby. – Uspokajał Kalin. – Helix opatrzył mi już ranę. Poza tym kula przeszła na wylot, nie uszkadzając żadnej kości.

– Ty to zawsze miałeś szczęście. – Siedzący mężczyzna westchnął, a Kalin tylko się uśmiechnął. – To ten haker, co? – Wskazał na młodzieńca i nie czekając na odpowiedź kontynuował: – Dawaj go tu, Kalin. Przeszukajmy go i ja spadam. Już i tak jestem spóźniony na imprezę urodzinową żony.

– To już dziś? – Zdziwił się Kalin. – Kurcze, kompletnie zapomniałem.

– Tak, tak. Już dziś, a ja nie mogę nawalić drugi raz z rzędu. Chyba rozumiesz?

– Pewnie.

– No to dawaj go.

Haker, jakby rozumiejąc powagę sytuacji zrobił krok w przód, stanął w lekkim rozkroku i wyciągnął ręce na boki. Członkowie Bractwa mimowolnie parsknęli śmiechem.

– Zobacz Meksy, co on wyprawia – powiedział Kalin, starając się powstrzymać śmiech.

– Chyba ma za mało czułości – stwierdził Mekys, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.

Wyglądający na zdezorientowanego i nieco speszonego haker zerknął na Kalina, jakby oczekiwał jakichkolwiek wyjaśnień.

– Widzisz, młodzieńcu – zaczął Kalin – takie prymitywne metody stosuje się chyba tylko w instytucjach podlegających Państwu. My tu używamy nowoczesnych technologii. Proszę, wejdź tam – Wskazał ręką drzwi po prawej. – Zostaniesz poddany skanowaniu.

– Co tak patrzysz – odezwał się Meksy. – No już, właź tam. Nie ma czasu. I radzę zamknąć oczy.

Wszystko odbyło się błyskawicznie. Haker wszedł do sześciennego pomieszczenia i stanął w samym jego środku, wewnątrz narysowanego na podłodze okręgu. Nagły błysk świat chwilowo oślepił młodzieńca, a gdy odzyskał wzrok, okazało się, że jest już po wszystkim. Kalin, który znalazł się tuż obok niego, wyprowadził go na korytarz, oznajmiając przy okazji, że skanowanie zostało zakończone pomyślnie.

Mekys oraz towarzyszące mu Wrony już ich oczekiwali.

– Dobra, Kalin – powiedział Mekys. – Jesteś wolny.

– Idziecie prosto do Najwyższego Kapłana?

– Tak, prościutko. A zaraz potem na imprezę. – Uśmiechnął się szeroko.

– A co z Ayu? Jest tu?

– No wiesz – zaczął nieco ściszonym głosem – mówi się, że to był jej pomysł.

– Na pewno nie Bractwa. – Pokręcił głową. – Miłej zabawy na urodzinach – dodał po krótkiej chwili milczenia. – Do zobaczenia.

Członkowie Bractwa uścisnęli sobie dłonie, po czym Kalin opuścił katedrę, a Mekys, Wrony oraz haker udali się na spotkanie z Najwyższym Kapłanem.

Deszcz znów padał, a mimo to Helix nerwowo kręcił się przed Katedrą. Widząc to, już mocno zakłopotany Kalin z lekką rezygnacją zapytał po raz kolejny:

– Co się dziś z tobą dzieje?

Helix zatrzymał się i spojrzał na towarzysza poprzez opadające z włosów krople. Wziął głębszy wdech i po chwili zdołał z siebie wydusić:

– Dobra, powiem ci. – Kolejny, głęboki wdech. – Słyszałem, że Ayu ma tu dziś być.

– W sumie… – zastanowił się Kalin – późna godzina misji, przytomny haker, spotkanie z Najwyższym Kapłanem. Nic tu nie jest normalne. To wszystko pewnie jej pomysł, więc całkiem możliwe, że się tu zjawi. – Przetarł mokre czoło ręką. – Pójdę do sali monitoringu. Teraz dyżuruje tam Porte. Może on będzie wiedzieć coś więcej.

– Możliwe.

– Idziesz ze mą?

– Ja? – zdziwił się Helix i pobladł jednocześnie. – Nie, nie. Potrzebuję snu.

– Z całą pewnością. – Kalin zmusił się na uśmiech, co, biorąc pod uwagę dziwne zachowanie przyjaciele, nie było łatwe.

Helix odwrócił się i zaczął odchodzić.

– Przepraszam za twoje ramię – rzucił jeszcze. – Wybacz.

– Już mówiłem, że to drobiazg. Ty na moim miejscu postąpiłbyś tak samo. Po prostu miałeś gorszy dzień, to się zdarza.

– Pewnie – odpowiedział bez żadnego entuzjazmu, zatrzymując się jednocześnie. – Chyba miałem ostatnio za dużo na głowie. I jeszcze ta długowieczna.

– Odpocznij, a o długowieczną Ayu się nie martw. Nie tylko ja jej nie ufam. Już wkrótce uporamy się z tym problemem. Bractwo znów będzie wolne. Wtedy zrozumiesz, jakim zagrożeniem była ingerencja tych monstrów.

Helix nic nie odpowiedział, tylko szybko ruszył przed siebie. Mocno zaciskał schowane w kieszeniach dłonie. Z oczu ciekły mu łzy, a przez zaciśnięte zęby mamrotał tylko:

– Przepraszam, Kalin. Też byłeś mi niczym brat.

 

VII

 

Kleos zaparkowała motocykl przy jednym z budynków, aby następnie przejść dwie przecznice piechotą i stanąć pod murem otaczającym teren należący do Bractwa. Stare, porośnięte bluszczem, ceglane ogrodzenie pięło się w górę na jakieś trzy metry. Kobieta zdjęła z pleców torbę i wyjęła z niej ekranik. Radar pokazywał, że cel znajduje się bardzo blisko. Postukała kilka razy palcem w urządzenie, dzięki czemu obraz zmienił się. Mapa została zastąpiona przez licznik, aktualnie pokazujący siedemdziesiąt dwa procent.

Kleos usiadła pod murem i oczekiwała. Gdy licznik pokazał sto procent, a następnie zaczął odliczać w dół czas dziesięciu minut, kobieta wstała i bez dłuższej zwłoki mocno chwyciła pnącza oplatającej mur roślinności. Kilka podciągnięć później, znalazła się po drugiej stronie ogrodzenia. Szybko ukryła się za najbliższymi krzakami, po czym rozejrzała się dookoła. Było ciemno, gdzieniegdzie tylko słabo jarzyły się lampy latarni. Nie dostrzegła żadnego z członków Bractwa. Zaczęła więc nasłuchiwać. Żadnych syren, odgłosów kroków, szeptów czy nawoływań. Tylko szum kołysanych wiatrem liści oraz odgłosy padającego deszczu. To utwierdziło ją w przekonaniu, że urządzenie destabilizujące zadziało poprawnie.

Ostrożnie ruszyła w stronę kompleksu.

 

VIII

 

Członek Bractwa odprowadził hakera pod salę audiencyjną, a następnie otworzył drzwi, ponaglają młodzieńca, aby czym prędzej wszedł do środka. Ten jednak do pomieszczenia wkroczył wolno, niemalże człapiąc, nie okazując przy tym żadnych oznak szacunku. Zatrzymał się przed dużym stołem i objął pokój wzrokiem. Sala audiencyjna nie była duża, aczkolwiek urządzona z niesłychanym przepychem, co miało na celu wywołanie u gości utratę pewności siebie, a w niektórych przypadkach nawet poczucie niższość. Mimo to haker sprawiał wrażenie niewzruszonego i gdy skończył rozglądać się po pomieszczeniu, spojrzał prosto w dziwnie zamglone oczy Najwyższego Kapłana, który siedział po przeciwnej stronie stołu.

– Więc tak tu wygląda? – jakby od niechcenie zapytał haker.

– Imponująco, nieprawdaż? – Na bladej, pokrytej zmarszczkami twarzy pojawił się słaby uśmiech.

– Możliwe. Nie znam się. – Ponowie rozejrzał się dookoła. – Dlaczego tu jestem?

– To dobre pytanie, a ja znam na nie odpowiedź. – Najwyższy Kapłan uśmiechnął się szerzej, po czym podniósł lewą rękę w górę i lekko skinął dłonią. Na ten gest Meksy wyszedł z sali audiencyjnej i zamknął za sobą drzwi.

– Więc? – ponaglił młodzieniec.

– Jesteś hakerem i w zasadzie to wystarczy. Odkąd sieć stała się nieodzowną częścią życia, ludzie tacy jak ty są potrzebni. Zwłaszcza, kiedy dysponują tak wyjątkowymi zdolnościami.

– Muszę przyznać, że mi to schlebia.

– I bardzo dobrze. Jesteś geniuszem. Gdy złamałeś pierwszą barierę zabezpieczeń, zaczęliśmy cię obserwować. Było to cztery lata temu i od tego czasu zdołałeś złamać ich już pięć. To niesłychany wyczyn. Będziesz najcenniejszym nabytkiem Bractwa.

– O ile zechcę się do was przyłączyć, prawda?

– Zechcesz. Mamy na to swoje sposoby.

– Zmusicie mnie? – zapytał obojętnie.

– Ależ skąd. – Pokręcił z niezadowoleniem głową. – Państwo rozsyła o Bractwie stanowczo za dużo nieprawdziwych informacji.

– To jak?

– Mamy tu pewne urządzenie. Myślę, że chciałbyś je zobaczyć.

– A które? W sieci mówi się o wiele interesujących urządzeniach, które są w posiadaniu Bractwa.

– Pokażę ci, jeśli zechcesz.

Najwyższy Kapłan wolno podniósł się z wygodnego, głębokiego fotela. Starannie poprawił swą czarną szatę, po czym obszedł stół i ruszył w stronę wyjścia. Po drodze minął zaskoczonego hakera, lecz nawet na niego nie spojrzał. Leniwie przeszedł przez resztę pomieszczenie, aż dotarł do drzwi. Otworzył je. Mekysa już nie było, ale dwie Wrony nadal czekały w gotowości. Najwyższy Kapłan wyszedł na korytarz, po czym obrócił lekko głowę.

– To jak? Idziesz? – zapytał i nie czekając na odpowiedź ruszył pewnie przed siebie, słysząc dobiegające z tyłu odgłosy kroków hakera.

 

IX

 

Rozległo się pukanie. Było to na tyle nagłe i zaskakujące, że przysypiający przy biurku mężczyzna aż podskoczył z przestrachu. Szybko, drżącymi rękoma chwycił za okulary i po kilku nieudanych próbach zdołał je w końcu założyć. Pukanie rozległo się ponownie. Tym razem głośniej. Mężczyzna podniósł się z krzesła i w pierwszym odruchu zrobił kilka kroków w stronę drzwi, aby następnie uderzyć się otwartą dłonią w czoło.

– Chyba jeszcze się nie przebudziłem – zamamrotał pod nosem.

Prędko wrócił do biurka, na którym znajdował się panel kontrolny z kilkoma przyciskami oraz pokrętłami. Gdy ktoś zapukał po raz trzeci, mężczyzna wcisnął pierwszy guzik z brzegu, po czym spojrzał na ścianę. Znajdowały się na niej dwadzieścia cztery monitory wyświetlające obraz z kamer rozmieszczonych w całym kompleksie. Na jednym z nich obraz się zmienił. Fasadę katedry zastąpił stojący przed drzwiami członek Bractwa w średnim wieku. Mężczyzna w okularach bez trudu rozpoznał w gościu Kalina.

– Jak się sprawy mają? – zapytał Kalin, gdy tylko został wpuszczony do środka.

– Ogólnie spokój. – Porte nauczony rutyny, zaczął zdawać standardowy raport. – Były co prawda krótkie zakłócenia w pracy kamer oraz systemu ochrony. Ta cholerna, stara instalacja nie jest już szczelna. Co chwila…

– Nie o to pytałem – przerwał Kalin i spojrzał na rozmówcę z lekkim uśmiechem.

– To już nie zachowujemy pozorów? No cóż. – Wzruszył ramionami, po czym rozsiadł się na krześle tak wygodnie, jak tylko było to możliwe. – Myślę, że wszystko jest już gotowe. Kilku Kapłanów niższego stopnia opowie się po naszej stronie. Dalej natomiast nie rozumiem, dlaczego nie chcesz najpierw porozmawiać z Najwyższym?

– To bez sensu, Porte. Nie odzyskamy go. Ayu wyprała mu mózg.

– Nie wymawiaj tego imienia w mojej obecność – oburzył się i niemalże jednocześnie splunął. – Istnienie takich potworów uwłaszcza zarówno ludziom, jak i maszyną. Transgeniczne kaszaloty.

– Nie martw się. Jeszcze trochę i się jej pozbędziemy. Bractwo urosło w siłę na tyle, że długowieczni nie są już potrzebni.

– Mam nadzieje.

– Nie wiesz może, czy ona tu jest?

– Nie widziałem jej, ale mówią, że to ona zaaranżowała spotkanie hakera z Najwyższym Kapłanem. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby gdzieś tu była.

– Rozumiem. – Westchnął głośno. – Powiedz mi jeszcze, Porte, dlaczego kazano sprowadzić hakera świadomego?

– Chodzą słuchy, że chcą pokazać mu Kasandrę.

Kalin spojrzał na monitory. Na jednym z nich dostrzegł Najwyższego Kapłana, za którym podążał haker w eskorcie dwóch Wron. Bez trudu rozpoznał miejsce wyświetlane na ekranie.

– W sekcji B4? – zdziwił się.

– I to jest najdziwniejsze. – Rozłożył bezradnie ręce. – Tak naprawdę, to nikt nic nie wie. Chociaż…

W tej chwili pocisk trafił Porte prosto w głowę. Stróżki krwi poszybowały w powietrzu i zachlapały monitory. Zdezorientowany Kalin spojrzał w stronę wejścia. W otwartych na oścież drzwiach stała Wrona i celowała w niego. Nie był w stanie zrozumieć, jak do tego doszło. Dlaczego nie usłyszeli, gdy ktoś otwierał drzwi? A może to on zapomniał ich zamknąć? A odgłosy kroków? Czyżby poczuli się zbyt pewnie? Te pytania nie miały teraz znaczenia. Dla nich wszystko było już skończone.

Tuż przed śmiercią zdołał zarejestrować jeszcze dwie rzeczy. Pierwszą z nich był Helix stojący tuż za Wroną. Był przygarbiony, potwornie się trząsł, a po policzkach gęstym strumieniem ciekły mu łzy. Drugą rzeczą był fragment zasłoniętej białą maską twarzy, wyłaniający się zza futryny drzwi. Niestety zabrakło mu już czasu, aby połączyć te dwa fakty w logiczną całość.

 

X

 

Najwyższy Kapłan przemierzał kolejne sale oraz korytarze w zupełnym milczeniu. Pozornie nieco znudzony haker podążał za nim. Odkąd opuścili salę audiencyjną przeszli chyba przez tuzin różnych pomieszczeń i tyle samo wąskich, długich oraz krętych korytarzy. Teraz młodzieniec wiedział na pewno, że prowadzony jest okrężną, najdłuższą z możliwych dróg i gdy ukazały mu się kolejne wrota poczuł, jak irytacja przekształca się w gniew. Mocno zacisnął zęby, aby niczego nie powiedzieć i się nie zdradzić.

– Spokojnie, to już niedaleko – niespodziewanie odezwał się Najwyższy Kapłan, jakby znał targające młodzieńcem emocję, po czym bez trudu otworzył wrota. Znaleźli się na zewnątrz. – Spójrz. – Starzec wyciągnął rękę przed siebie i kościstym palcem wskazał budynek znajdujący się na drugim końcu brukowanej ścieżki. – To tam. Wytrzymasz tyle? Przecież nie chcemy, aby coś ci się stało, prawda?

– Prawda – odpowiedział i jednocześnie poczuł jak Wrona zbliżyła się do niego, niemalże ocierając się o jego ramię. – Czy one muszą nam towarzyszyć? Macie mnie za aż tak niebezpiecznego?

– Wrony cię brzydzą?

– Cóż, Wrony wyglądają dość paskudnie. – Spojrzał w lewo na stojącą tuż obok smukłą istotę. – Wyglądają dość paskudnie… – powtórzył – ale są mi raczej obojętne.

– Paskudnie? Dlaczego? Toż to najnormalniejsza maszyna, niczym nie różniąca się od samochodu, czy komputera.

– Samoświadoma maszyna, która potrafi analizować szybciej niż człowiek. Nie możemy o tym zapomnieć.

– To prawda, ale właśnie dlatego jest przydatna. Zwłaszcza przeciwko Państwu, które takich maszyn nie posiada.

– To błąd, że całkowicie odcięli się od samoświadomych tworów?

– Dla nich tak. Dla nas nie.

– A co z długowiecznymi?

Najwyższy Kapłan westchnął cicho. Zastanawiał się przed dłuższą chwilę, po czym rzekł:

– Myślę, że istnieje możliwość porozumienia się z nimi.

– Naprawdę? – Haker wyglądał na autentycznie zdziwionego. – Prawdę mówiąc, to myślałem, że w tej kwestii Bractwo zgadza się z Państwem. Nie sądziłem, że dopuszczacie ingerencje w ludzkie ciało.

– Wydaje mi się, że nadeszła najwyższa pora, aby coś w końcu zmienić. Nie jest to co prawda oficjalne stanowisko Bractwa, a tylko moja wizja, ale wierzę, że z długowiecznymi można nawiązać szczerą więź. – Najwyższy Kapłan odwrócił się w stronę rozmówcy. Oczy, jeszcze niedawno dziwnie zamglone, błyszczały teraz niczym diamenty, a uśmiech, który zmarszczył starą, zniszczoną czasem twarz zdawał się prawdziwszy niż kiedykolwiek przedem. – Powiedz mi, co wiesz o długowiecznych?

– Ja? – zapytał nieco zbity z tropu. W tej jednej chwili człowiek stojący przed nim przestał być Najwyższym Kapłanem, a stał się najzwyklejszym starcem, który miał już dosyć otaczającego świata. To szczerze go zaskoczyło, zdołał jednak szybko się opanować i powiedzieć: – w sumie niewiele. Większość ludzi uważa ich nawet za wymysł.

– Zapewniam cię, że oni istnieją. To inteligentne, wysokorozwinięte istoty.

– Istoty? Nie ludzie?

– Już dawno odcięły się od ludzi. Nie chcą mieć z nimi nic wspólnego.

– Dlaczego?

– Powiedzmy, że niektórych krzywd nie można wybaczyć. – Nie czekając na kolejne pytania Najwyższy Kapłan ruszył w stronę budynku.

Brukowaną ścieżkę pokonywali bez zbędnego pośpiechu. Haker miał okazję, aby dokładnie przyjrzeć się budowli. Z całą pewnością wzniesiono ją niedawno, o czym świadczył nie tylko współczesny styl wykonania, ale również niedokończony jeszcze dach. Ciekawość młodzieńca osiągnęła apogeum. Czy niepotwierdzone dotąd informacje okażą się prawdziwe?

– Jakiego typu urządzenie trzymacie w nieskończonym budynku? – zapytał, chociaż sam nie do końca wiedział, jaką odpowiedź chciałby usłyszeć.

– Już wkrótce się dowiesz. Wytrzymaj jeszcze trochę.

– Czy to ma jakiś związek z Kasandrą? Niektórzy twierdzą, że Bractwo trafiło na jej trop. To dlatego od kilku lat pozostaje w ukryciu.

– Kasandra? – Najwyższy Kapłan wydał się rozbawiony. – No tak. Tajemniczy haker, przed którym sieć nie miała żadnych tajemnic. Mówią, że udało mu się nawet przedostać do systemów Rządu, Komitetu Bezpieczeństwa oraz Rady Wsparcia.

– I Bractwa, prawda?

– Tak, tak, i Bractwa. – Roześmiał się. – Guru hakerów, geniusz, samozwańczy władca sieci, niedościgniony wzór, a dla niektórych nawet bóg. – Westchnął. – Naprawdę myślisz, że tak potężna organizacja jak Bractwo mogłaby sobie pozwolić na istnienie kogoś takiego i tolerować jego wybryki?

Grupa zatrzymała się przed budynkiem. Młodzieniec chciał coś odpowiedzieć rozmówcy, lecz nie zdążył. Kapłan bowiem szybko podjął urwany wątek:

– Kasandra to dla was – hakerów – piękna ideologia, prawdziwa legenda. – Pokręcił głową – Doprawdy szkoda, że to tylko mit.

– Mit? Co masz na myśli?

Najwyższy Kapłan nic nie odpowiedział. Pchnął rękoma wrota, a te otworzyły się na oścież. Starzec odsunął się na bok, po czym wykonał ręką serdeczny gest, zapraszając hakera do środka.

 

XI

 

Wyciągnięcie z torby elementów karabinu snajperskiego i złożenie go w całość nie zajęło Kleos dużo czasu, pomimo ograniczonej przestrzeni ruchowej. Jeden z podestów chwiejącego się rusztowania, umieszczony niemalże pod samym sufitem, stanowił dobrą kryjówkę. Kobieta bez trudu oraz obaw bycia zauważoną, spokojnie mogła obserwować stąd rozwój wydarzeń.

Kiedy tu dotarła, śledząc sygnał wysyłany przez urządzenie umieszczone w kieszeni Sirnofa, Najwyższy Kapłan i reszta znajdowali się gdzieś w połowie brukowanej ścieżki. Obecnie Kleos mocno przyciskała kolbę karabinu do ramienia i z wielką uwagą obserwowała przez lunetę otwierane wrota.

 

XII

 

Wnętrze przytłoczyło hakera swym ogromem. Przyglądając się budynkowi od zewnątrz nawet nie przypuszczał, że w środku może być aż tyle miejsca. Ściany zdawały się ciągnąć oraz wznosić w nieskończoność. Wykuto w nich wnęki, lecz pogrążone były w takich ciemnościach, że młodzieniec nie był w stanie niczego wewnątrz dostrzec. Całe pomieszczenie nie było zresztą zbyt dobrze oświetlone. Zamontowane na ścianach i pod łukowatym sklepianiem jarzeniówki dawały słabe, blade światło.

Haker był na tyle zaskoczony, że dopiero po dłuższej chwili spostrzegł coś w głębi pomieszczania. Wykonał kilka szybkich susów, po czym stanął jak wryty. Kolosalnych rozmiarów, czarny walec o metalicznym połysku wznosił się pod sam sufit.

– Co to jest? – wykrztusił młodzieniec.

– Oto, mój drogi, jest Kasandra. Wasz bóg hakerów. Komputer, sztuczna inteligencja stworzona przez Bractwo. Najpotężniejsze narzędzie do walki z Państwem.

– Ale… ale jak to w ogóle możliwe? To kłamstwo! – oburzył się. – Przecież niektórzy widzieli Kasandrę! Rozmawiali z nią. Są na to dowody!

– Widzieli ją? – Kapłan spojrzał na młodzieńca, a ten zmartwiony dostrzegł, że oczy starca znów są zamglone. – A jak wyglądała? – zapytał, po czym wyciągnął rękę i kościstym palcem wskazał jedną z wnęk. Natychmiast zapaliła się umieszczona tam lampa oświetlając niewielką przestrzeń zielonym światłem. Wewnątrz znajdowało się dziwaczne siedzisko, na którym ktoś siedział. Była to kobieta, o trudnym do określenia wieku. Jej nagie, blade ciało przypomniało szkielet. Skór zwisała niemalże na samych kościach. Na głowie, między kępkami wysuszonych włosów wszczepione miała gniazda, z których odchodziły kable i wchodziły bezpośrednio w ścianę. – Czy to Kasandra? Co? A może to ona? – Wskazał ręką inną wnękę, w której natychmiast zapaliło się światło. Podobnie jak w poprzedniej, tu również znajdowała się kobieta – To Kasandra? A może Kasandra, to przydomek mężczyzny? – Już wyciągał ręką, aby wskazać kolejną wnękę, lecz młodzieniec chwycił go za ramię. – Wierzysz mi?

– Co to ma znaczyć? Kim są ci ludzie?

– To hakerzy.

– Hakerzy?

– Tak, tysiące hakerów, takich jak ty.

– Tysiące? – Jeszcze raz spojrzał na multum wnęk w ścianach. – Ale po co? Jaki macie w tym cel?

– Kasandra to potężny komputer. Jak myślisz, w jaki sposób uzyskaliśmy taką moc obliczeniową?

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…

– Chcę – przerwał Najwyższy Kapłan. – Kasandra to nic innego jak ludzkie umysły połączone w jeden system.

– Jesteście szaleni!

– Szaleni? Dlaczego? Mózg to najlepszy komputerem, jaki dotąd został stworzony. Natura dobrze się spisała konstruując go.

– Czyli wszystkie plotki o Kasandrze są kłamstwem?!

– Nie, skądże znowu. Naprawdę posłużyła do inwigilacji wszystkich instytucji Państwa. Dzięki niej Bractwo niesamowicie urosło w siłę.

Młodzieniec zrobił kilka kroków w przód, po czym, ku wielkiemu zdziwieniu rozmówcy, zaśmiał się głośno.

– To niesamowite! – wykrzyczał. – Nie chciałem w to wierzyć, ale to prawda. Kasandra to narzędzie propagandy oraz broń Bractwa. – Włożył rękę pod marynarkę i wyciągnął niewielki pistolet. – Trzeba było mnie przeszukać w starodawnym stylu. – Dwoma niesamowicie celnymi strzałami zniszczył generatory napędzające Wrony, umieszczone w centralnej części ich klatek piersiowych.

– Jak? Jak to możliwe? – zapytał przerażony Kapłan. – Jak udało ci się wnieść tutaj broń? Nasz system powinien ją wykryć.

– Niedoinformowany jesteś starcze. – Zakpił młodzieniec, po czym szybko obalił przeciwnika i przyłożył mu broń do skroni. – Państwo już dawno znalazło sposób na obejście waszego systemu bezpieczeństwa.

– Państwo! – wykrzyczał oburzony Kapłan. – To niemożliwe! Obserwowaliśmy cię przez cztery lata. Nie ma możliwości, abyś był powiązany z Państwem!

– Widzieliście tylko to, co pozwolono wam zobaczyć.

– Kłamstwo! Kłamstwo! – Starzec wrzeszczał i szamotał się we wszystkie strony, aby się uwolnić. – Nie ujdzie ci to na sucho! Zginiesz!

– Może i tak – powiedział nad wyraz spokojnie. – Ale najpierw zniszczę Kasandrę.

W jednej chwili krzyki Najwyższego Kapłana przerodziły się w przeraźliwy śmiech.

– Nie dasz rady. Tylko długowieczni są w stanie ją zniszczyć. W końcu to oni ją stworzyli.

– Naprawdę jest mi przykro. Przez chwilę miałem nadzieje, że jesteś inny. Być może kontaktując się z długowiecznymi miałeś dobre intencję, ale zostałeś omotany. Zrobili z ciebie marionetkę.

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz!

Szybki strzał zakończył życie Najwyższego Kapłana. Młodzieniec schował broń i odszedł na kilka kroków od leżącego we krwi ciała. Z kieszeni spodni wyjął niewielkie urządzenie, po czym ruszył w stronę Kasandry. Dotknął jej powierzchni. Była zimna, tak jak się tego spodziewał, ale gdzieś w podświadomości pragnął, aby było inaczej. Chciał poczuć ciepło, ruch, cokolwiek, chociaż sam nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego. Tak, czy inaczej nie miał już czasu, aby roztrząsać ten temat.

EMP powinien załatwić sprawę, pomyślał.

Przymocował urządzenie do ogromnego walca i trzykrotnie wcisnął przycisk, a następnie oddalił się. Chwilę później setki błękitnych iskier zatańczyło na czarnej powierzchni taniec śmierci. Zapadła ciemność.

Młodzieniec poprawił marynarkę i już miał zamiar ruszyć w stronę wyjście, kiedy w mroku rozległo się monotonne klaskanie. Szybko chwycił broń, jednocześnie obracając się w stronę, z której dochodził dźwięk.

– Brawo – usłyszał kobiecy głos. – Zamordowałeś bezbronnego starca.

Światła zapaliły się ponownie, lecz z dużo większą mocą. Młodzieniec odruchowo zasłonił ręką oczy i w tej samej chwili poczuł, jak metalowe szpony zaciskają się na jego ramionach.

Gdy w pomieszczeniu znów zapanował półmrok, haker otworzył oczy. Dwie Wrony krępowały jego ruchy. Kolejne powoli wychodziły z przejścia, którego wcześniej nie zauważył. Miarowy stukot metalowych stóp rozchodził się głuchym echem po ogromnym wnętrzu budynku.

Nagle młodzieniec dostrzegł wysoką postać idącą między maszynami. Dziwaczna, smukła istota o raczej kobiecych kształtach odziana była w obcisłą, czerwoną suknię. Podłużna, owalna głowa wieńczyła długą, cienką szyję. Młodzieniec dokładnie przyjrzał się istocie i mimo białej maski zasłaniającej jej twarz, rozpoznał ją bez trudu.

– Ayu – wyszeptał.

Ayu wolnym krokiem podeszła do ciała Najwyższego Kapłana i uklękła przy nim. Palcami, delikatnie, zsunęła mu powieki, aby zasłonić martwe oczy.

– Wybacz, Tardy. Nie potrafiłam cię obronić. – Pochyliła się nad ciałem i przybliżyła twarz do twarzy Najwyższego Kapłana. Ich czoła zetknęły się. – Tylko ty zdołałeś nas zrozumieć, ale nie martw się. Dokończę nasze dzieło. Spoczywaj w pokoju. – Wstała i spojrzała na młodzieńca. – Nawet nie wiesz, co narobiłeś.

– Ayu – powtórzył, lecz tym razem głośniej. – Mogłem się domyślić, że przyślą tu kogoś z Głównego Rodu.

– Oh, pochlebiasz mi – mowa przepełniona była ironią zmieszaną z pogardą. – Nie sądziłam, że o mnie słyszałeś agencie Sirnof.

– Wiem o wszystkich Długowiecznych, Ayu. Po Bractwie przyjdzie kolej i na was. Państwo nie będzie tolerować waszej obecności. Zhańbiliście gatunek ludzki poddając się procesom transhumanizacyjnym.

– I kto to mówi? Co? Osiemdziesięciolatek wyglądający jak młodzieniec? Jesteś tak samo zaślepiony, jak poprzedni agenci, których spotkałam przez minione tysiąclecie.

– Brednie. Mam dwadzieścia trzy lata.

– Czyżby? A może po prostu nie zdajesz sobie z tego sprawy, co? Ten rozkładający się Xandu nieźle musi sobie z wami pogrywać.

– Milcz. Nie pozwolę na obrażanie Państwa oraz jego przywódcy w mojej obecności.

– Obudź się! – Ayu podniosła głos ku zaskoczeniu Sirnofa. – Zbytnio wierzysz w Państwo. Może i ma swoje rację, ale zrobiło z was niewolników. Nie masz pojęcia kim jest Xandu! Kim był i co uczynił!

– Dosyć tego! – Wrzasnął haker i szarpnął się gwałtownie. Lewe ramię wysunęło się z ostrych szponów, raniąc się przy tym dotkliwie. Młodzieniec jęknął z bólu, ale przynajmniej zdołał uwolnić jedną rękę. Oddał dwa strzały, a przytrzymujące go Wrony padły. – Dopadnę cię, Ayu! – Krzyknął i wycelował w długowieczną, lecz nim zdążył oddać strzał trzy Wrony skutecznie zasłoniły cel.

 

XIII

 

Przez lunetę karabinu Kleos obserwował, jak utworzymy z Wron krąg zaciska się wokół Sirnofa. Następnie wycelowała broń w Ayu.

– Kleos – powiedziała ledwo słyszalnym głosem. – Potwierdzam obecność długowiecznej. To Ayu.

(Komunikat).

– Tak. Rozpoznała.

(Komunikat)

– Odwrót? Mam ją na muszce. Mogę…

(Komunikat).

– Rozumiem. Co z Sirnofem?

(Komunikat).

– On zginie.

(Komunikat).

– Przyjęłam – odpowiedziała z niechęcią. – Wycofuję się.

Kleos szybko rozłożyła karabin i schowała go z powrotem do torby. Ostatni raz spojrzała na zamieszanie, które rozpętało się na dole. Poczuła się dziwnie, więc szybko odwróciła wzrok. Następnie cicho i niezauważalnie opuściła budynek, a później cały kompleks.

 

XIV

 

Sirnof rozejrzał się dookoła. Wrony odcięły mu wszystkie drogi ucieczki. Następnie zerknął na trzymaną w prawej dłoni broń. Była mała, poręczna, łatwa do ukrycia i wykonana z materiału, którego Bractwo nie zdołało wykryć. Świetny model, który miał jednak poważną wadę – mały magazynek. Haker przez chwilę zastanowił się, czy Wrony już o tym wiedzą, ale szybko uznał, że to bez znaczenia. Postawiły na ilość, więc pewnie i tak były przygotowane na straty. Nie ma szans przestraszyć ich pistoletem, zwłaszcza, że został mu ostatni pocisk. Musiał wszystko postawić na jedną kartę.

Strzelił na oślep w grupę przeciwkiniów stojącym po prawej stronie, a następnie rzucił bronią przed siebie, trafiając jedną z Wron i szybko zerwał się do biegu. Sprawnie wyciągnął nóż wykonany z tego samego materiału, co pistolet. Wyskoczył i z dużym impetem uderzył w Wronę, przewracając ją, jednocześnie wbijając nóż w jej klatkę piersiową. Pozostałe maszyny zaczęły ostrzał, lecz Sirnof zdążył odskoczyć na bok i schować się za jedną z nich.

Haker kątem oka dostrzegł Ayu pilnowaną przez trzy Wrony. Wiedział, że będzie ciężko, ale już postanowił. I tak nie miał innego wyjścia. Odepchnął poniszczone, chromowane ciało, które ciężko upadło na podłogę, a sam ruszył jak oszalały w stronę długowiecznej.

Biegł najszybciej jak potrafił, ale i tak zdawało mu się, że stoi w miejscu. Trzon noża mocno trzymał w prawej ręce, lewa natomiast bezwładnie miotała się w powietrzu. Rana straszliwie piekła, oczy łzawiły, a powieki same opadały. Mimo to nogi przesuwały się w jednakowym tempie. Ciało raz po raz przeszywał ostry ból. Krew tryskała we wszystkie story, a odgłosy strzałów dudniły w całym pomieszczeniu odbijając się dodatkowo echem od ścian. Mimo wszystko haker parł na przód, bojąc się spojrzeć w dół. Podejrzewał, że jego ciało już dawno zaczęło przypominać sito. Nie mógł uwierzyć, że nadal jest w stanie biec. Normalny człowiek już dawno padłby martwy, a on wciąż parł do przodu. Wpatrywał się w Ayu i zastanawiał się nad tym co mu powiedziała. Czy on naprawdę ma osiemdziesiąt lat? Czy Xandu się nimi bawi? Szybko jednak odsunął te rozterki na bok, bo teraz nie miały już najmniejszego znaczenia.

Trzy Wrony oraz Ayu były już blisko. Sirnof wyskoczył i tak jak poprzednio uderzył z całym impetem w jedną z maszyn, wysoko podnosząc rękę z nożem. Nie zdążył jednak oddać ciosu, bowiem dwie pozostałe Wrony zdążył go chwycić. Jedna złapała za rękę z nożem, druga natomiast przebiła ramieniem klatkę piersiową hakera. Z ust młodzieńca trysnęła stróżka krwi, a oczy zalały się kolejną falą łez. Mdlejąc, resztkami sił zdołał unieść i wyprostować ranną rękę. Cała drżała. Pragnął zacisnąć dłoń na szyi Ayu, lecz jedynym co zdołał osiągnąć, było strącenie jej maski.

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył Sirnof był uśmiech na twarzy Długowiecznej. Piękny, szczery uśmiech, młodo wyglądającej dziewczyny o zielonych oczach i gładkiej cerze, tak bardzo różniącej się od bladych, ponurych i zmęczonych życiem ludzi, których widywał na co dzień.

 

XV

 

Jeddo stał pod drzwiami i czekał, aż zostanie przywołany. Denerwował się. Miał złożyć raport, a informację od agenta terenowego jeszcze nie dotarły. Zastanawiał się jak ma o tym powiedzieć. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że głowa Państwa jest mądra i sprawiedliwa, ale stanie przed obliczem Boga to i tak niemały stres. Robił to już setki razy. Ponadto od dziecka przygotowywano go do takich rozmów, a mimo to z trudem powstrzymywał drżenie rąk.

Rozmyślałby jeszcze długo, gdyby nie usłyszał czyiś kroków. Spojrzał w lewo i dostrzegł zbliżającego się Karria. To dobry znak, pomyślał.

– Szanowny Sectoremie – mówiąc to Karria pochylił się.

– Tak? – Jeddo położył rękę na głowie wyznawcy.

– Właśnie otrzymaliśmy raport od agentki Kleos.

– Śmiało, mów.

Zapalenie się zielonej lampki oznajmiło Sectoremowi, że może wejść do środka. Gdy przeszedł przez drzwi, znalazł się w niewielkim pokoiku, który służył za śluzę. Odczekał w nim chwile, a następnie przeszedł przez kolejne drzwi i znalazł się w głównym pomieszczeniu. Jak zawsze panowała tu wyjątkowa duchota i półmrok. Jeddo zatrzymał się na środku sali i spojrzał nieco w górę. Na przeciwległej ścianie wisiało wysuszone, można by nawet powiedzieć zmumifikowane, stare ciało. Sztywne i nieruchome. Jedynie gałki oczne, które przez cały czas obserwowały Jeddo zdawały się żywe. On jednak dobrze wiedział, że są sztuczne. Niewielkie kamery, które wraz z systemem monitoringu zapewniały doskonałą widoczność maszynie przechowującej świadomość dawnego Boga.

Jeddo klęknął na prawe kolano i z pokorą spuścił głowę. Nieco już ochłonął, więc bez zająknięcia powiedział:

– Boże, wzywałeś mnie.

– Nie jestem Bogiem, Jeddo. – Potężny, mechaniczny głos zdawał się dochodzić zewsząd. – Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek nim byłem. Ciągle ci to powtarzam.

– Owszem, a ja za każdym razem jestem zmuszony odpowiedzieć tak samo. Jako Sectorem XXXII Od Ponownego Przyjścia będę sławił imię Xandu jako Boga, aż po kres czasu lub mego życia.

– Twoja wola. – Nastąpiła krótka pauza. – Czy mamy jakieś nowe informacje od Kleos lub Sirnofa?

– Tak. Przed chwilą przekazano mi raport agentki Kleos.

– Słucham.

– Najwyższy Kapłan Tardy nie żyje. Został zabity przez Sirnofa. Kleos potwierdza powiązania długowiecznych z Bractwem. Donosi, że na miejscy zaobserwowała Ayu.

– Ayu z Głównego Rodu?

– Tak. Ponadto Kleos informuje, że Kasandra nie została zniszczona.

– To nie było głównym celem misji. Coś jeszcze? Czy wiadomo, co z Sirnofem?

– Gdy Kleos opuszczała siedzibę Bractwa, Sirnof rozpoczął walkę z Wronami. Nie mamy od niego żadnych wiadomości. Najprawdopodobniej zginął.

– Rozumiem. To wszystko?

– Tak.

– Dobrze. Dziękuję za wizytę Jeddo. Możesz odejść.

– Dziękuję.

Jeddo wstał i bez słowa odszedł. Drzwi nie zdążyły się jeszcze dobrze za nim zamknąć, kiedy w pomieszczeniu niespodziewanie pojawiła się kolejna postać. Był to wysoki, łysy mężczyzna odziany w białe szaty. Stanął przed zmumifikowanym ciałem i ukłonił się serdecznie.

– Słyszałeś wszystko? – zapytał dochodzący zewsząd głos.

– Tak, panie – odpowiedział spokojnie. – Czy mam rozpocząć procedurę wybudzania klona S-21? Zostały jeszcze cztery egzemplarze.

– Nie. Sirnof przez te wszystkie lata wykonał już, co do niego należało.

– Rozumiem, panie. Zatem, jeśli wasza boskość pozwoli, udam się teraz do archiwów. Potrzeba skompletować wszystkie informację o Głównym Rodzie, a w szczególności o Ayu.

– Jak najbardziej. Będzie to konieczne, aby ustalić nowy plan działania.

Łysy mężczyzna ukłonił się ponownie, po czym wolnym krokiem podszedł do jednego z kątów sali, gdzie zniknął tak samo nagle, jak się pojawił.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie wydaje mi się, że rozszerzenia bardzo pomogło tekstowi. Najciekawszy pozostaje ten superkomputer, a to się chyba nie zmieniło. Poza tym – trochę intryg i sporo krwi.

Nie kupuję tego, że prześwietlając chłopaka, nie znaleźli ani broni, ani pluskwy. To jaki cel miało to tajemnicze urządzenie? Głupie promienie Roentgena powinny wykryć pistolet. Nie mówiąc już o tomografie.

Wykonanie bardzo słabe. Literówki, często gramatyka w zdaniu się sypie, interpunkcja, ortografy…

Ci jednak już dawno znajdowali się na usługach Państwa i podlegających mu instytucjach,

Na usługach Państwa i instytucjach?

Osób o chociażby zbliżonych, a i tak nieporównywalnych osiągnięciach można by zliczyć na palcach jednej ręki.

Osób można zliczyć?

Korytarz, na którym się znaleźli ciągnął się w obie strony dobre kilkadziesiąt metrów i zwieńczony był ścianami z brudnymi oknami.

Hmmm. Ściany z oknami na suficie korytarza? Interesująca koncepcja architektoniczna. BTW – przecinek po “znaleźli”.

Stróżki krwi poszybowały w powietrzu i zachlapały monitory.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “stróżka”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Wersja rozszerzona, ale niedosyt, niestety, pozostał.

Chciałabym wiedzieć, o co chodzi w podchodach między Państwem, Bractwem i Długowiecznymi. Domyślam się, że o władzę, ale nad kim/ czym?

Do tego, czego nie kupiła Finkla dodaję pytanie – jak to się stało, że agentka Kleos przeżyła upadek z szóstego piętra? I proszę mi nie wciskać, że uratował ją sztuczny garb.

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia bardzo wiele do życzenia. :(

 

To do cie­bie nie po­dob­ne.To do cie­bie niepo­dob­ne.

 

Mi mo­żesz po­wie­dzieć, co nie?Mnie mo­żesz po­wie­dzieć, co nie?

 

To pierw­szy taki przy­pa­dek i cięż­ko do cze­go­kol­wiek to przy­rów­nać. – To pierw­szy taki przy­pa­dek i trudno do cze­go­kol­wiek to przy­rów­nać.

 

– Bluź­nier­stwem było przy­ję­ci po­mo­cy od tych dzi­wo­lą­gów. – Literówka.

 

Hu­ma­no­idal­na syl­wet­ka z wolna wy­ła­ni­ła się znad dachu bu­dyn­ku. – Literówka.

 

ty­ta­no­wy­mi szpo­na­mi, które wień­czy­ły jej dło­nie, wsz­cze­pi­ła się w be­to­no­wą ścia­nę. – Pewnie miało być: …w­cze­pi­ła się w be­to­no­wą ścia­nę.

Poznaj znaczenie słowa wszczepić.

 

że nic nie bę­dzie w sta­nie od­rzu­cić od bu­dyn­ku… – …że nic nie bę­dzie w sta­nie od­rzu­cić jej od bu­dyn­ku

 

Pod dwoma ścia­na­mi cią­gły się rzędy… – Pod dwoma ścia­na­mi cią­gnęły się rzędy

 

Oprócz nich ist­nia­ła na­to­miast garst­ka osób, któ­rzy sieć mogli na­zwać swoim domem. Czuli się w niej jak ryba w wo­dzie. Ci jed­nak już dawno znaj­do­wa­li się na usłu­gach Pań­stwa i pod­le­ga­ją­cych mu in­sty­tu­cjach… – Piszesz o osobach, a osoba jest rodzaju żeńskiego, więc: Oprócz nich ist­nia­ła na­to­miast garst­ka osób, któ­re sieć mogły na­zwać swoim domem. Czuły się w niej jak ryba w wo­dzie. Te jed­nak już dawno znaj­do­wa­ły się na usłu­gach Pań­stwa i pod­le­ga­ją­cych mu in­sty­tu­cji

 

uzna­wa­li go swo­iste­go na­stęp­cę le­gen­dy – Ka­san­dry… – …uzna­wa­li go za swo­iste­go na­stęp­cę le­gen­dy – Ka­san­dry

 

Pod­czas mó­wie­nia Helix ner­wo­wo ge­sty­ku­lo­wał rę­ko­ma. – Wystarczy: Pod­czas mó­wie­nia Helix ner­wo­wo ge­sty­ku­lo­wał.

 

na na samym końcu, obie­ma rę­ko­ma ścią­gnął z głowy hełm. – Dwa grzybki w barszczyku.

 

Spo­koj­nie, ni­cze­go nie pla­nu­je. – Literówka.

 

Wy­cią­gnę­ła spod niego sztucz­ny garb i po­ło­ży­ła go sobie na ko­la­nach. Szyb­ko za­czę­ła zry­wać z niego imi­ta­cję skóry… – Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

do za­par­ko­wa­ne­go kilka ulic dalej mo­to­cy­klu. – …do za­par­ko­wa­ne­go kilka ulic dalej mo­to­cy­kla.

 

Teren, na któ­rym wzno­si­ła się ka­te­dra oto­czo­ny był wy­so­kim murem, w któ­rym znaj­do­wa­ła się… – Nie brzmi to najlepiej.

 

na­ka­zał mu skrę­cić w lewo. Nieco zdez­o­rien­to­wa­ny haker prze­krę­cił lekko głowę… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Po­trze­bu­jesz po­mo­cy?

– Nie, nie ma po­trze­by. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Kur­cze, kom­plet­nie za­po­mnia­łem. – Literówka.

 

– Zo­bacz Meksy, co on wy­pra­wia – po­wie­dział Kalin, sta­ra­jąc się po­wstrzy­mać śmiech.

– Chyba ma za mało czu­ło­ści – stwier­dził Mekys… – Meksy czy Mekys?

W dalszym ciągu opowiadania używasz obu imion.

 

– Kalin zmu­sił się na uśmiech… – – Kalin zmu­sił się do uśmiechu… Lub: – Kalin uśmiechnął się z przymusem

 

Helix od­wró­cił się i za­czął od­cho­dzić. – Raczej: Helix od­wró­cił się i ruszył/ od­szedł.

 

Kilka pod­cią­gnięć póź­niej, zna­la­zła się po dru­giej stro­nie ogro­dze­nia. – Ile trwa podciągniecie?

Może: Po krótkiej wspinaczce zna­la­zła się po dru­giej stro­nie ogro­dze­nia.

 

gdzie­nie­gdzie tylko słabo ja­rzy­ły się lampy la­tar­ni. – Wystarczy: gdzie­nie­gdzie tylko słabo ja­rzy­ły się la­tar­nie.

 

na­stęp­nie otwo­rzył drzwi, po­na­gla­ją mło­dzień­ca… – Literówka.

 

Po­no­wie ro­zej­rzał się do­oko­ła. – Literówka.

 

po czym pod­niósł lewą rękę w górę i lekko ski­nął dło­nią. – Masło maślane. Czy można podnieść coś w dół?

 

W sieci mówi się o wiele in­te­re­su­ją­cych urzą­dze­niach… – Miało być: W sieci mówi się o wielu in­te­re­su­ją­cych urzą­dze­niach… Czy raczej: W sieci mówi się o wielce in­te­re­su­ją­cych urzą­dze­niach

 

Sta­ran­nie po­pra­wił swą czar­ną szatę… – Zbędny zaimek. Czy poprawiałby cudzą szatę?

 

chwy­cił za oku­la­ry i po kilku nie­uda­nych pró­bach… – Wystarczy: …chwy­cił oku­la­ry

 

– Ist­nie­nie ta­kich po­two­rów uwłasz­cza za­rów­no lu­dziom, jak i ma­szy­ną. – – Ist­nie­nie ta­kich po­two­rów uwłacza za­rów­no lu­dziom jak i ma­szy­nom.

Poznaj znaczenie słowa uwłaszczać.

 

Dla­cze­go nie usły­sze­li, gdy ktoś otwie­rał drzwi? A może to on za­po­mniał ich za­mknąć?A może to on za­po­mniał je za­mknąć?

 

zda­wał się praw­dziw­szy niż kie­dy­kol­wiek przedem. – Literówka.

 

Za­mon­to­wa­ne na ścia­nach i pod łu­ko­wa­tym skle­pia­niem ja­rze­niów­ki… – Literówka.

 

We­wnątrz znaj­do­wa­ło się dzi­wacz­ne sie­dzi­sko, na któ­rym ktoś sie­dział. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Skór zwi­sa­ła nie­mal­że na sa­mych ko­ściach. – Literówka.

 

Mózg to naj­lep­szy kom­pu­te­rem, jaki dotąd zo­stał stwo­rzo­ny. – Czy tak miało brzmieć to zdanie?

 

Szyb­ki strzał za­koń­czył życie Naj­wyż­sze­go Ka­pła­na. – Czy bywają też strzały wolne?

 

…miał za­miar ru­szyć w stro­nę wyj­ście, kiedy w mroku roz­le­gło się mo­no­ton­ne kla­ska­nie. Szyb­ko chwy­cił broń, jed­no­cze­śnie ob­ra­ca­jąc się w stro­nę, z któ­rej do­cho­dził dźwięk. – Powtórzenie.

 

Ko­lej­ne po­wo­li wy­cho­dzi­ły z przej­ścia, któ­re­go wcze­śniej nie za­uwa­żył. Mia­ro­wy stu­kot me­ta­lo­wych stóp roz­cho­dził się… – Nie brzmi to najlepiej.

 

– Oh, po­chle­biasz mi… – – Och, po­chle­biasz mi

 

szarp­nął się gwał­tow­nie. Lewe ramię wy­su­nę­ło się z ostrych szpo­nów, ra­niąc się przy tym do­tkli­wie. – Siękoza.

 

Przez lu­ne­tę ka­ra­bi­nu Kleos ob­ser­wo­wał… – Literówka.

 

Strze­lił na oślep w grupę prze­ciw­ki­niów sto­ją­cym po pra­wej stro­nie… – W co strzelił?

Pewnie miało być: Strze­lił na oślep w grupę prze­ciw­ników sto­ją­cych po pra­wej stro­nie

 

Wie­dział, że bę­dzie cięż­ko, ale już po­sta­no­wił. – Raczej: Wie­dział, że nie bę­dzie łatwo, ale już po­sta­no­wił.

 

Mimo wszyst­ko haker parł na przód… – Mimo wszyst­ko haker parł naprzód

 

Z ust mło­dzień­ca try­snę­ła stróż­ka krwi… – O! Kolejna pani pilnująca krwi, tym razem tryskająca.

Poznaj znaczenie słów stróżkastrużka/ struga.

 

Od­cze­kał w nim chwi­le… – Literówka.

 

Do­no­si, że na miej­scy za­ob­ser­wo­wa­ła Ayu. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Napisane jest zgrabnie, czytało się całkiem przyjemnie, ale jednak nie dobrnąłem do końca. Długie to, nie wiem jakie było przed rozszerzeniem, ale pewnie lepsze. Pierwsze 4 podrozdziały mnie nie przekonały, dlatego przerwałem.

Ogólnie idzie się wczuć w klimat, który chcesz zbudować przez takie wyciągnięte z całości detale, co bardzo tutaj zadziałało. Tylko ta atmosfera, że niczego w sumie do końca nie wiadomo, jakoś mnie tu wyjątkowo irytowała. Wolałbym na początku wiedzieć, o co chodzi z tym Bractwem, o co chodzi z Państwem, i ich relacją pomiędzy, może warto byłoby wspomnieć chociaż dwa słowa nim zaczniesz te nazwy wciskać w dialogi bohaterów, albo chociaż wyjaśniać je na bieżąco.

 

Verman

Czasami zgadywanie ma swój urok. Lubię Dukaja między innymi za to, że rzuca czytelnika na głęboką wodę i każe się przez pół książki domyślać, o co chodzi z różnymi elementami świata.

Babska logika rządzi!

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Kalin i Helix na początku wydają się być głównymi bohaterami, a potem znikają. Po przeczytaniu pozostaje sporo niewiadomych, z ostatnią sceną na czele, co sprawia, że wyglądami to na fragment czegoś większego. Na plus wciągający klimat, niektóre wizje/pomysły (komputer, wrony), intrygujące elementy – jak długowieczni czy konflikt między Bractwem a Państwem.

Nowa Fantastyka