- Opowiadanie: soku1403 - Odbicie

Odbicie

Proszę o  krytykę i rady. No i życzę przyjemnej lektury. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Odbicie

Trzask. Dźwięk tłuczonego szkła. Krew. Od tego się zaczęło.

***

Wbiegłem do pokoju, zamykając drzwi. Słyszałem za sobą krzyki i zawodzenia, ale kompletnie je zignorowałem. Pieprzona dziwka. Jak mogła mi to zrobić?

Chucky – mój mały Jack Russel Terrier – spoglądał na mnie z zaciekawieniem, lecz ani razu nie szczeknął. Kochana, usłuchana psinka. Nie to co Agata, która właśnie wrzeszczała z korytarza.

– Teraz się tam zamknąłeś, co? Uderzyłeś kobietę i uciekłeś. Jesteś z siebie zadowolony?

Trudno słuchać tego uciążliwego skrzeczenia. Szczególnie wtedy, gdy dało się krzykaczowi do zrozumienia, żeby opuścił mieszkanie.

– A ty po co tu jeszcze? – odwarknąłem, drapiąc Chucky'ego za uchem. Uwielbiał to. – Idź do tego swojego chłopaka, z którym się wczoraj pierdoliłaś.

– To był jednorazowy wypad, idioto!

– Nie okłamuj mnie, bo zaraz stąd wyjdę i…

– I co? – przerwała mi. Często tak postępowała. Nienawidziłem tego. – Znowu mnie pobijesz? Już mi przez ciebie warga pękła, ty chory pojebańcu!

Zacisnąłem zęby, aby nie wybuchnąć nieopanowaną wściekłością. Chciałem wyjść i obić jej tę śliczną buźkę, żeby już żaden przygłup się na nią nie połasił. Zasłużyła na to.

– Po prostu wyjdź z mojego domu! – zażądałem stanowczym tonem. Agata zwlekała z odpowiedzią, toteż domyśliłem się, iż mój odzew zaniepokoił dziewczynę, którą niedawno tak bardzo kochałem.

– Darek – powiedziała cicho, ze spokojem – porozmawiajmy jak ludzie.

– Nie będę gadać z dziwką.

– Otwórz te drzwi albo sama je otworzę. – Zmieniła taktykę. Takie zagranie pasowało do jej zwodniczej natury.

– A spróbuj tylko przekroczyć próg! – rzuciłem. Z chęcią przekręciłbym kluczyk w zamku, gdybym ten cholerny kluczyk miał. No i zamek w drzwiach też.

Po upływie paru sekund klamka powędrowała w dół. Agata, z brodą mokrą od krwi, stała i wpatrywała się we mnie tak, jakby zamierzała zakopać topór wojenny i jednocześnie wydrapać mi oczy. Chucky zamerdał ogonkiem i oparł się przednimi łapami o prawą nogę Agaty.

– Ostrzegałem cię.

– Zachowujesz się jak dziecko, Darek – stwierdziła, nie podnosząc głosu. Starała się brzmieć poważnie, jednak doskonale słyszałem tę nutę przerażenia. Bała się mnie. Bała się, że mnie poniesie i wyrządzę jej znacznie większą krzywdę niż siniak na twarzy. – Darek, posłuchaj mnie, to naprawdę było jednorazowe…

Nie wytrzymałem. Ile można znosić nieszczerość? Cóż, ja nie należę do osób, które cierpliwie czekają na prawdę.

Agata skuliła się pod wpływem ciosu, wymierzonego w policzek. Zabolały mnie kostki, więc machnąłem ręką. Moja była kochanka przypuściła, że przygotowuję się do uderzenia i upadła. Chucky zaczął wylizywać krew z jej twarzy, przez co musiałem odepchnąć go stopą.

– Nie wolno. – Pogroziłem psu palcem i uśmiechnąłem się, gdy wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie.  

– Powinieneś… powinieneś się leczyć – wycharczała Agata, spluwając na ziemię czerwoną cieczą.

– A ty powinnaś stąd wypierdalać – odparłem. – I to w podskokach.

Przemoc fizyczna zatryumfowała, a kobieta, która dopuściła się tak niezwykle haniebnego czynu, zniknęła z mojego życia.

Westchnąłem i zerknąłem przez okno. Dochodziła czwarta, a w zimowe popołudnia o tej godzinie już się ściemniało. Pokryte białym puchem uliczki aż prosiły się o odśnieżenie.

Wtedy po raz pierwszy go zobaczyłem.

***

Ciemny zarys sylwetki zwrócił moją uwagę, kiedy podniosłem lekko głowę. Mieszkam na parterze, ale chyba właśnie stąd jest najlepszy widok na blok, wzniesiony naprzeciwko.

Ten ktoś stojący za szybą mnie obserwował. Nie widziałem jego twarzy, a jedynie kontury postaci, mimo to czułem obcy wzrok na ciele. Wzdrygnąłem się i zasłoniłem rolety.

– Jakiś psychol – mruknąłem i wyszedłem na korytarz, aby posprzątać resztki wazonu, zbitego przez Agatę. Nie wiem, co ten przedmiot za pięćdziesiąt złotych z Ikei jej zrobił, ale nie powinna się na nim mścić w tak okrutny sposób. Na nim i na moim portfelu. Głupia suka.

Po wrzuceniu szkła do kosza spocząłem na kanapie i wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Gdy włączyłem Wi-Fi, od razu zasypały mnie informacje o filmikach na YouTube oraz daty piłkarskich spotkań. Uznałem, że starcie Arsenalu Londyn z Manchesterem United będzie na tyle dobrą rozrywką na dziś, by sięgnąć po pilota i odpalić telewizor. Przyszykowałem sobie jeszcze popcorn i przez następne dwie godziny odciąłem się od czegokolwiek niezwiązanego ze sportem. Chucky leżał obok mnie, bacznie nadstawiając uszu po usłyszeniu chociażby najcichszego dźwięku.

W tamtym momencie miałem wszystko w dupie. Agatę, jej kolesia i tego popaprańca zza okna. Po prostu mnie nie obchodzili.

***

Dawno się nie upiłem, toteż postanowiłem przerwać abstynencję i spotkać się w barze "U Halinki" z Piotrkiem, z którym znaliśmy się od podstawówki. Pośmialiśmy się, wymieniliśmy historiami z ostatnich dni i piliśmy. Browar za browarem. Wzrok mi się zamglił, ale mimo to kontynuowałem picie, a Piotrek razem ze mną. Gdy opowiedziałem mu o zdradzie Agaty, ten tak się zamachnął, że prawie strącił kufel z lady. Barman zaklął pod nosem i poradził mojemu przyjacielowi, by bardziej uważał.

Dalsze wspomnienia są trochę zamglone, lecz coś udało mi się zapamiętać.

Po paru godzinach do knajpy wmaszerował jakiś facet. Chyba w czarnej kurtce, nie jestem pewien. Usiadł obok mnie i zamówił wódkę. Koleś cierpliwie raczył się trunkiem, dopóki nieumyślnie nie wytrąciłem mu kieliszka z dłoni (ostatnio nie mam szczęścia do tłukliwych przedmiotów). Ten nieźle się wpienił, mimo że przepraszałem i próbowałem go uspokoić. Skończyło się tak, iż wylądowałem na podłodze z krwawiącym nosem. Na całe szczęście nie był złamany. Ponoć Piotrek zadzwonił po taksówkę i odprowadził mnie do mieszkania, ale nie przypominam sobie tego.  

Rano obudziłem się z potężnym kacem. W głowie mi dudniło, a z żołądka wydobywały się niepokojące odgłosy. Najszybciej jak mogłem wbiegłem do toalety i zwymiotowałem. Powycierałem usta papierem toaletowym. Na języku wciąż ciążył mi smak rzygowin.

Wchodząc do pokoju dziennego zatrzymałem się nagle. Z tej odległości nie miałem dobrego widoku przez okno, ale czarna plamka parę pięter wyżej musiała być tym parszywym podglądaczem.

– Czego on chce? – Naprawdę, chciałbym poznać odpowiedź na to pytanie. I na wiele innych. Dlaczego ten ktoś się mną zainteresował? Od jak dawna się mi przypatruje? Zauważyłem go kilka dni wcześniej, co nie oznaczało, że nie praktykował tego miesiąc, rok, a może i całe lata.

Zasunąłem rolety. Stwierdziłem, że zrelaksuję się oglądając serial, którego pierwszy sezon niezmiernie mnie zaintrygował. Obejrzałem pięć odcinków bez ruszania się z sofy. Ból głowy nie ustał, ale pozwalał na powolne wykonywanie czynności wymagających siły czy umysłu.

Zerknąłem na Chucky'ego, niespuszczającego ze mnie oczu. Jeszcze chwila, a mi się tu zesra – pomyślałem i czym prędzej wskoczyłem w ciepłe dresy, grubą kurtkę i brązowe kozaki. Chucky nie należał do zadziornych psów, więc nie prowadziłem go na smyczy. Za to na szyi miał zieloną obrożę z wygrawerowanym imieniem. Tak na wszelki wypadek.

***

Krzyk. Skowyt. Cisza. I od nowa.

***

Nie zdążyłem zareagować. Skręcając, aby przejść przez tunel w bloku, nie dostrzega się pewnych rzeczy. Na przykład wielkiego dobermana i jego właściciela, wpatrzonego w ekran smartfona.

Chucky zastygł, wbijając pazury w betonowe podłoże. Pies ruszył na niego, pociągając za sobą swego pana. Chłopak w zimowej czapce FC Barcelony upuścił smycz, co sprawiło, że bez zastanowienia pobiegłem przed siebie. Od dobermana, pastwiącego się nad moim małym pieskiem, dzieliło mnie jakieś pięć metrów. Za dużo.

W życiu nie widziałem tyle krwi. Zmasakrowana twarz Agaty mogłaby wydawać się drobnostką w porównaniu z Chuckym.

Ostatni pisk. Doberman prawdopodobnie przegryzł tętnicę szyjną Chucky'ego, gdyż to właśnie stamtąd buchnął strumień gęstej posoki. Chłopak odciągnął zwierzę od mojego Jack Russel Terriera, ale i tak było za późno. Oparłem się plecami o ścianę i powoli, ze łzami w oczach, zsunąłem się na chodnik. Obróżka leżała na ziemi, zerwana i prezentująca napis "Chucky".

– Chłopie – zaczął młodzieniec – przepraszam, ja…

– Spierdalaj! – załkałem. – Kagańca nie masz?

– Ja…

– Wypierdalaj!

Posłuchał mnie i oddalił się wraz z winowajcą, całkowicie utytłanym we krwi.

Nie wiedziałem, co począć. Chciałem gdzieś przenieść ciało Chucky'ego, ale było ono zbyt rozczłonkowane. Rozejrzałem się. Spora grupa przechodniów zatrzymała się, aby bliżej się przyjrzeć całej sytuacji.

Popędziłem w kierunku mieszkania. Zamierzałem się tam zamknąć i nikogo nie wpuszczać. Nigdy.

Nie dotarłem do celu. Odwróciłem głowę. Z sąsiedniego bloku spoglądał na mnie mój stary znajomy. Wciąż dostrzegałem tylko sylwetkę, pomimo faktu, że było jasno.

To on – pomyślałem. – To ten skurwiel za wszystkim stoi. To z nim puszczała się Agata, to on mnie pobił w barze, to on spuścił ze smyczy tego jebanego psa!

Postanowiłem wreszcie poznać mojego prześladowcę. Drzwi do klatek schodowych znajdowały się z drugiej strony budynku, co zmusiło mnie do przydługiej analizy.

Klatka numer dziewięć – zawyrokowałem w końcu. – Szóste piętro.

Domofon nie stanowił dla mnie żadnej przeszkody. Zadzwoniłem pod jedynkę i podałem się za listonosza. Następnie wsiadłem do windy i nacisnąłem kółko z widniejącą na nim szóstką.

Zapukałem do drzwi (jedynych od strony bloku, w którym mieszkałem). Nie, nie zapukałem. Grzmociłem w nie pięściami, dopóki się nie otworzyły. W progu pojawił się wysoki brunet o pociągłej twarzy, jasnych oczach i delikatnie zgarbionym nosie.

Zamarłem. Początkowo tylko świtało mi w głowie, że znam tego faceta i to bardzo dobrze i, prawdę powiedziawszy, widok kolegi z pracy lub dalekiego krewnego bardziej by mnie ucieszył niż rzeczywistość.

Ten ktoś był mną. Dariuszem Masłowskim – dwudziestosześcioletnim pracownikiem firmy towarowej. Nie było mowy o łudzącym podobieństwie. On wyglądał IDENTYCZNIE!

Przez chwilę nie mogłem wydusić chociażby słowa, wmawiając sobie, iż to jedynie omam, złudzenie.

– Co się dzieje? – wydukałem.  

Dariusz Masłowski zmarszczył brwi.

– To ja powinienem o to spytać – odpowiedział i chwycił mnie za kołnierz kurtki. – Kim jesteś, dlaczego wyglądasz tak samo i po jakiego chuja mnie ciągle obserwujesz? Masz jakąś obsesję na moim punkcie czy co? Wiesz, ile kłopotów mi narobiłeś?!

Milczałem. Nie dotarło to do mnie od razu, ale po paru sekundach pojąłem.

Przejrzałem na oczy.  

Koniec

Komentarze

Agata, z brodą mokrą od krwi, stała i wpatrywała się we mnie tak, jakby zamierzała zakopać topór wojenny i jednocześnie wydrapać mi oczy.

Nie wiem dlaczego, ale cholernie mi tutaj pasuje: “jakby zamierzała zakopać topór wojenny. W moich wnętrznościach.”

I'M SIGNIFICANT! Screamed the dust speck.

Hmm, napisane nieźle, ale… Sam nie wiem.

No dobra, żeby jakoś zacząć – opowiadanie opisuje serię luźno ze sobą powiązanych wydarzeń, z których połowa nic nie wnosi. W kilku momentach pojawia się ten facet, obserwujący go z okna. Trochę to kliszowate, choć to wszystko można by przeboleć, gdyby nie zakończenie.

Zakończenie zwyczajnie psuje całość, bo nie ma sensu i nie działa. No w każdym razie ja go nie widzę. Obserwowaliśmy przez kilka dni głównego bohatera, widząc kilka dziwnych zdarzeń z jego życia. Aż do momentu kiedy staje oko w oko ze swoim prześladowcą, który okazuje się być nim samym z odbitego bloku naprzeciwko.

Nie mógł sam siebie zdradzić z własną dziewczyną. Czy raczej mógłby, ale ona wtedy nie mówiłaby niczego w stylu “to był tylko jeden raz”, bo z jej perspektywy nie było żadnej zdrady. Nie mógł spotkać samego siebie w barze, bo wszyscy by zauważyli, że dwóch identycznie wyglądających facetów pobiło się ze sobą. Innymi słowy wszystkie te wydarzenie nie mogą być powiązane z clou programu.

Z innych kwestii: w kilku miejscach masz błędnie zapisane dialogi. Mam też problem z tym, że głównego bohatera poznajemy jako faceta, który bije swoją dziewczynę i nawet nie czuje się z tego powodu winny, ani się tego nie wstydzi. Nie rozumiem czemu miałbym z kimś takim sympatyzować, czy przejmować się sytuacją w jakiej się znalazł. 

Chodziło mi o jej zmieszanie, Architekcie. Takie określenie byłoby jednoznaczne, a nie to miałem na myśli.

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Madeju, nie do końca przejrzałeś przesłanie opowiadania. A główny bohater nie miał za zadanie wzbudzić sympatię. Jego postać i poprawna intepretacja są ze sobą ściśle związane. Niemniej dzięki za opinię. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Najchętniej bym już teraz usłyszał, jakie jest przesłanie, ale wtedy inni – jeśli czytają najpierw komentarze - mieliby zepsutą zabawę. Dlatego najlepiej będzie poczekać na kolejne opinie.

Bo są dwie opcje: albo ja jestem głupi, albo przesłanie jest tak zamaskowane, że prawie nikt go nie odnajdzie. Mnie samemu zdarzało się pisać takie opowiadania, których sensu nikt nie potrafił odkryć z mojej własnej winy.

Bo są dwie opcje: albo ja jestem głupi, albo przesłanie jest tak zamaskowane, że prawie nikt go nie odnajdzie.

Ta druga opcja, niestety, jest wielce prawdopodobna. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

– spluwając na ziemię czerwoną cieczą – zastąpiłbym tą ciecz, bo to jakoś mi zgrzyta.

– żołądek przewracał się niczym samolot podczas turbulencji – samolot w turbulencji się nie przewraca.

powycierałem usta papierowym ręcznikiem – to brzmi, jakby tych ust było kilka.

Piszesz, że bohater włączył telewizor, a następnie: – Chucky leżał obok mnie, bacznie nadstawiając uszu po usłyszeniu chociażby najcichszego dźwięku – ten pies chyba ciągle miał sterczące uszy, bo włączony telewizor wydaje dźwięki non stop.

- wskoczyłem w ciepłe dresy, grubą kurtkę i brązowe kozaki – te kozaki niezbyt pasują do dresów.

– Chciałem gdzieś przenieść ciało Chucky'ego, ale było ono zbyt rozczłonkowane – Ten doberman go zagryzł, czy porozdzierał na kawałki? Mało wiarygodne. Chyba, że obaj z właścicielem dobermana stali i obserwowali całą jatkę kilka minut.

Przykro mi, ale nie kumam zakończenia.

Pomysł całkiem ciekawy i nawet nieźle ujęty przez pryzmat problemów,  które “druga osobowość “ sprawia pierwszej. Mówię o osobowościach, bo wydaje mi się, że bohater ma zaburzenia dysocjacyjne tożsamości lub chorobę dwubiegunową. Plus za to, że przedstawiłeś tę postać jako kogoś,  kogo ciężko polubić– skoro bohater nie akceptuje sam siebie,  dlaczego miałby to robić czytelnik? Wzmianka o problemach, których narobił jeden drugiemu też nadaje smaczku ;)

Narracja trochę kuleje. Fragment z psem średnio mi się spodobał, chociaż ukazuje jak ten sam (?) bohater w obliczu emocjonujących przeżyć raz się wścieka, a raz smuci. Już tutaj widać, że z Darkiem jest coś nie w porządku. 

Końcówka zbyt mało dramatyczna jak na mój gust i podjęty temat.

Tytuł chociaż adekwatny, mógłby być kreatywniejszy. 

Jest kilka wskazówek, że narratorem raz jest jeden, a raz drugi.

Niemniej – faktycznie brzmi jak pamiętnik schizofrenika.

Nieźle napisane.

Dzięki za słowa krytyki. Fragment z psem faktycznie trochę naciągnięty, ale mimo to postanowiłem go umieścić jako punkt kulminacyjny. Wiem, że przede mną jeszcze masa pracy i motywują mnie zarówno słowa krytyki, jak i pochwały. Dziękuję Wam wszystkim. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Choroba psychiczna ma sens, czyli to jednak ja byłem głupi. Kurdę. Wychodzi na to, że mój błąd polegał na wyjściu z założenia, że to taka czysta fantastyka i że jest w tym wszystkim coś nadnaturalnego.

Zakończenie sprawiło, że przestałam rozumieć opowiadanie, które, tak mi się przynajmniej wydawało, rozumiałam. :(

 

do­pó­ki nie­umyśl­nie nie strą­ci­łem mu kie­lisz­ka z dłoni… – Raczej: …do­pó­ki nie­umyśl­nie nie wytrą­ci­łem mu kie­lisz­ka z dłoni

 

Ponoć Pio­trek za­dzwo­nił po tak­sów­kę i od­pro­wa­dził mnie do mieszka­nia, ale tego aspektu sobie nie przy­po­mi­nam. – …ale tego akurat sobie nie przy­po­mi­nam.

Sprawdź znaczenie słowa aspekt.

 

Potem uda­łem się do kuch­ni i po­wy­cie­ra­łem usta pa­pie­ro­wym ręcz­ni­kiem. – Mam wrażenie, że bohater nie szedłby do kuchni, a raczej wytarł usta tym, co miał pod ręką – papierem toaletowym. Potem pewnie by wypłukał jamę ustną i umył zęby.

 

Za to na jego szyi spo­czy­wa­ła zie­lo­na ob­ro­ża… – Nie wydaje mi się, by obroża spoczywała.

Może: Za to na szyi miał zie­lo­ną ob­ro­żę

 

Do do­ber­ma­na, pa­stwią­ce­go się nad moim małym pie­skiem, dzie­li­ło mnie ja­kieś pięć me­trów.Od do­ber­ma­na

 

i po­wo­li zsu­ną­łem się na dół ze łzami w oczach.  – Masło maślane. Czy mógł zsunąć się na górę?

Proponuję: …i po­wo­li, ze łzami w oczach, zsu­ną­łem się na ziemię/na chodnik.

 

Nie było mowy o łu­dzą­cym po­do­bień­stwu.Nie było mowy o łu­dzą­cym po­do­bień­stwie.

 

Przez chwi­lę nie mo­głem wy­du­sić z sie­bie cho­ciaż­by słowa, wma­wia­jąc sobie… – Czy oba zaimki są niezbędne? Zrezygnowałabym z pierwszego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Regulatorko, za wytknięcie błędów. Trochę się ich tu nagromadziło. 

Nie wiem, co mam z tymi zakończeniami, że mało kto je rozumie. Chyba muszę coś z tym zrobić… tylko co?

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Witaj!

Opowiadanie mi się podobało, nie potykałem się zbytnio o błędy. Napisane w miarę sprawnie.

"w krwi" mi nie pasuje, nie powinno być "we krwi"?

Też pomyślałem po jakimś czasie, że chodzi tu o drugą osobowość, jednak nie znalazłem w tekście, lub nie rzuciły mi się w oczy wyraźne wskazówki. Brakuje mi jednak jakiejś głębi w opowiadaniu, lub jej nie dostrzegam. Może zbyt płytko ukazany jest problem bohatera a za dużo leje się krwi.

Plus za tempo bo czyta się szybko.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

"w krwi" mi nie pasuje, nie powinno być "we krwi"?

Sprawdzę. 

Brakuje mi jednak jakiejś głębi w opowiadaniu, lub jej nie dostrzegam. Może zbyt płytko ukazany jest problem bohatera a za dużo leje się krwi.

Cóż, autor tekstu raczej nie powinien wypowiadać się na takie tematy, toteż przemilczę tę kwestię. 

Dzięki za opinię, Mytrix! I cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Cieszę się, Soku, że mogłam pomóc. ;-)

A co robić, by zakończenie nie odstawało od całości? Może bety podpowiedzą…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No właśnie. Chyba muszę częściej korzystać z tej opcji. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Betowanie tekstu to dobry pomysł – podpinam się pod sugestię Reg.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hmmm. Mnie też końcówka wydaje się niezbyt jasna, chociaż przeczytałam komentarze.

W jaki sposób po facecie stojącym w progu można poznać, gdzie pracuje? Miał identyfikator?

Rozumiem, czym ten drugi podpadł bohaterowi, ale czym bohater tamtemu? Agata też miała sobowtóra, że jej facet nie odróżnił i przeleciał jak własną?

Kto wyprowadzał pieska, kiedy bohater chlał w knajpie i się tłukł?

Babska logika rządzi!

No dobra, pora wyjaśnić intencje. Uwaga, bo na dole będą spoilery. 

 

 

Darek nie ponosi się do odpowiedzialności za popełnione grzechy, dlatego tworzy postać, na którą zrzuca całą winę. Pobił swoją dziewczynę (niewykluczone też, że nie zdradzała go bez powodu), sprowokował bójkę w klubie i swą nieodpowiedzialnością przyczynił się do śmierci psa. Widząc swojego prześladowcę dochodzi do wniosku, że chociaż nawet tego nie podejrzewał, to on był winny. I nie chodziło mi o to, że ten facet bił się z Darkiem, był właścicielem dobermana i uprawiał seks z jego dziewczyną. Tak tylko wydaje się głównemu bohaterowi. Po prostu zrzuca on winę na coś wymigainowanego, by później dostrzec prawdę. 

W jaki sposób po facecie stojącym w progu można poznać, gdzie pracuje? Miał identyfikator?

To była “kopia” Darka, jego tytułowe odbicie. 

Kto wyprowadzał pieska, kiedy bohater chlał w knajpie i się tłukł?

A czy ktoś musiał? smiley

Mam nadzieję, że chociaż trochę to wyjaśniłem, aczkolwiek wyjaśniać powinno opowiadanie, więc powyższa spowiedź nie jest usprawiedliwieniem. 

No i dziękuję Ci, Finklo, za komentarz. Oby Twe wątpliwości zostały rozwiane. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Chyba dobrze by zrobiło, gdybyś więcej wyjaśnił Czytelnikom w trakcie tekstu. Na przykład pokazał bójkę oczami tego kumpla od chlania, który widział coś całkiem innego.

Jeśli wróg był wyimaginowany, to i dziewczyna bohatera nie zdradziła. Dlaczego o tym nie mówi, tylko twierdzi, że to jednorazowe?

Babska logika rządzi!

Jeśli wróg był wyimaginowany, to i dziewczyna bohatera nie zdradziła.

Zdradziła, co nie oznacza, że nie z winy głównego bohatera. Darek tylko obarczył winą zmyślonego obserwatora (czyli nieświadomie samego siebie), ale nie był wykonawcą. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Soku zakręciłeś trochę i wyszło niejednoznacznie, i nez tłumaczeń ciężko się połapać.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

OK, napiszę coś, bo przeczytałem.

Szczerze, nie podobało mi się. Nie wiem, czy to przez epatującą przemoc, czy przez dziwne zakończenie, ale nie przypadło mi do gustu.

Kilka uwag.

Scena z dobermanem. Straszna masakra i wydaje mi się mało prawdopodobna. Miałem w swoim życiu nieprzyjemność być świadkiem takiego zdarzenia. Kiedy większy, agresywny pies zaatakował mniejszego. Fakt, to były sekundy, nikt nie zdążył zareagować. Ten większy po prostu szarpnął, skręcił kark i tyle. Nie było dużo krwi, kilka kropelek z nosa. Na pewno żadnego rozczłonkowania. A agresor powąchał i poszedł sobie dalej. (brrr…) Podobno skończyło się na policji i uśpieniem.

Dalej, sceny przemocy domowej. Koleś rozwalił kobiecie wargę, leci jej krew, a ona jeszcze chce z nim gadać? Serio?

I na koniec, czym się zajmuje “firma towarowa”? Z czystej ciekawości, bo nawet google nie podpowiedziały.

Także, ten tego. Mam nadzieję, że w przyszłości jakieś inne Twoje opowiadanie przypadnie mi bardziej do gustu. :)

Pozdrawiam.

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Wybacz, ale nie potrafiłem się utożsamić z postacią, która bardziej ceni życie/zdrowie zwierzęcia niż człowieka. Może gdyby narracja poprowadzona była w trzeciej osobie, to już prędzej. Z drugiej strony sceny wprowadzające – m.in. uderzenie kobiety – odrzuciły mnie na tyle, że resztę czytałem z dużym dystansem do bohatera i świata przedstawionego, a wręcz z wymalowanym na licu pytaniem “WTF? Co jest nie tak z tym człowiekiem?”. Najśmieszniejsze jest to, że ani razu nie pomyślałem, że Twój bohater jest chory. Ciut bez puenty, z zakończeniem takim nijakim.

Na osłodę napiszę, że dobrze napisane.

F.S

Żeby zrozumieć zakończenie, musiałem przeczytać wyjaśnienia autora w komentarzach. Ale klucz do rozwiązania zagadki powinien znajdować się w tekście.

Ano powinien. Wydawało mi się jednak, że jest to czytelne, dlatego następnym razem skorzystam z opcji betalisty, żeby nie musiec już nic wyjaśniać. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Nowa Fantastyka