- Opowiadanie: PożeraczBułek - Rekrutacja

Rekrutacja

Wiem, że zaraz posypią się na mnie gromy za interpunkcję. Musiałam coś wrzucić, żeby oderwać się nieco od mojej niefantastycznej codzienności, którą od miesiąca są i przez najbliższe dwa miesiące będą książki (niestety nie beletrystyka). 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Rekrutacja

 

– Bardzo mi miło, że przyjął pan moje zaproszenie. – Profesor uśmiecha się dobrotliwie znad kubka gorącej kawy z mlekiem. – Rekrutacja rekrutacją, ale skoro już mamy razem pracować, to wypadałoby się lepiej poznać. – Upija łyk. Pianka osadza się na jego górnej wardze.

– Jestem ogromnie wdzięczny, że dał mi pan szansę. Nie miałem nawet odwagi… Odwagi, by marzyć o tym, że kiedyś przyjdzie mi z panem… współpracować. I to jeszcze w sprawie tak doniosłej dla życia… dla ludzkości… – Łzy wzruszenia stają Asystentowi w oczach, a gardło boleśnie ściśnięte od emocji sprawia, że ostatnie słowa wybrzmiewają z drżeniem.

– Och, och – Profesor energicznie macha dłonią, jakby chciał powiedzieć „no już dobrze”. Zanurza się w głębokim, skórzanym fotelu. Jego rozmówca jeszcze nie śmie skorzystać ze swojego oparcia. Na razie brzeg siedziska mu w zupełności wystarcza.

– Było tylu chętnych. To zaszczyt. – Asystent posłusznie nadstawia swój kubek z herbatą, do której Profesor dolewa rumu. – Dlaczego właśnie ja? – pyta starając się panować nad głosem.

Profesor ignoruje pytanie.

– Chciałbym się jeszcze upewnić, czy rzeczywiście jest pan najlepszym kandydatem – odpowiada zamiast tego.

Nagle siedzisko fotela Asystenta staje się chłodne i twarde.

– Czyli testy nie wystarczyły? – pyta młody człowiek czując, że się poci.

– Pana testy wypadły świetnie. Pana i wielu innych kandydatów. Chciałbym jednak się upewnić, że pan wie, na co się pan pisze.

– Doskonale wiem – Asystent wyraźnie się rozpogadza. – Niczego w życiu nie jestem tak bardzo pewien, jak tego, że chcę znaleźć lekarstwo na ViVi wirusa – recytuje z gorliwością wcześniej wyuczony tekst. Prezentował go już na drugim etapie rekrutacji i wypadł wyśmienicie. – Połowa moich przyjaciół z dzieciństwa zmarła z powodu ViVi wirusa – ciągnie. – Moja narzeczona i cała jej rodzina, moi wykładowcy na studiach medycznych. Profesorowie prowadzący laboratoria i wprowadzający mnie w tajniki zawodu. Wszystkie autorytety, jakie kiedykolwiek znałem… Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale nawet mój pies na to zdechł… Nie wiem, czy może być coś, co powstrzy…

– Tak, tak. – Profesor podnosi rękę, uciszając rozmówcę. – Nie o to pytam. Pytam, czy pan wie, że mnie i cały Instytut zwolniono z konwencji międzynarodowych. Nie obowiązują nas przepisy dotyczące eksperymentów medycznych. Jesteśmy ponad krajowymi przepisami karnymi… Mamy całkowicie wolną rękę… Jeżeli wie pan, co mam na myśli…

– Oczywiście, że wiem – odpowiada Asystent bez wahania. W duszy cieszy się, że chodzi tylko o jakieś światopoglądowe pierdoły. Ciepło i przyjemne światło profesorskiego gabinetu zagłuszają w nim wiecznie żywe upomnienie: „trzymaj plecy prosto”. Rozpływa się w fotelu. – O to proszę się nie martwić. W takich sytuacjach cel uświęca środki. Tych, którzy przeprowadzali pierwsze sekcje zwłok, też odsądzano od czci i wiary. A gdzie teraz medycyna byłaby bez nich? Wiem, że badania, które pan przeprowadza, idą o wiele dalej, niż pośmiertne sekcje zwłok. Ale robi pan wielkie rzeczy. A wielkie rzeczy wymagają poświęceń.

Asystent zarumieniony i podekscytowany swoją płomienną przemową zarzuca z nonszalancją nogę na nogę. Rum zrobił swoje i przyjemnie zaszumiało mu w głowie. Profesor rozluźnił węzeł krawata. Rozmówca nie potrzebował zachęty, by pójść w jego ślady.

– Bardzo się cieszę, że pan tak uważa – oznajmia Profesor. – W takim razie, od jutra zaczynamy. Dostanie pan swoją kajutę. Praca na oceanie wiąże się z wieloma niedogodnościami, ale rozumie pan… Rządy odcinają się od nas, a te wody nie należą do żadnego państwa.

– Nie ma problemu – odpowiada Asystent. – Pochodzę z Filipin, wszyscy moi przodkowie byli żeglarzami.

- Ach tak… – odpowiada Profesor. Ale pewnie robi to z grzeczności, bo w procesie rekrutacji wypytano Asystenta dosłownie o wszystko, łącznie z preferencjami seksualnymi i przebytymi chorobami. Praca w takim instytucie, to nie przelewki.

– Ma pan liczną rodzinę… – Profesor z zadowoleniem pociera podbródek.

– Cztery siostry. Mama wychowywała nas sama, bo ojciec zmarł przed czterdziestką. Gdyby nie stypendium nauko…

– Hemofilia? – przerywa Profesor.

Asystent jest wytrącony z rytmu. Miała być przyjemna pogawędka, a czuje się jak uczeń przy tablicy.

– Tak, ojciec chorował na hemofilię – odpowiada. – Wykrwawił się po wypadku w tartaku i wte…

– A żadna z sióstr nie zmarła na Vivi wirusa? – ponownie przerywa Profesor.

– Nie. To zabawne, ale w mojej rodzinie nie było ani jednego przypadku choroby.

Zapada cisza. Każdy z nich nad czymś się zastanawia.

– A właściwie, jakie to ma znaczenie dla oceny moich kompetencji? – pyta w końcu  Asystent, zdobywając się na odwagę.

– Absolutnie żadne – odpowiada Profesor. – Ale widzi pan… Wirus nie ima się wszystkich… Jest pan wspaniałym tego przykładem…Okazem, powiedziałbym wręcz. – Patrzy chłodnym wzrokiem naukowca w rozszerzone źrenice rozmówcy.

Fotel Asystenta znów staje się zimny, herbata z rumem gorzka. Poluźniony krawat uwiera, a w gardle jakby zaschło.

– Wielkie rzeczy wymagają poświęceń… – przypomina Profesor chwytając za klamkę drzwi do gabinetu. – I proszę pamiętać o tym, że jest pan na statku, na środku Oceanu Spokojnego. Dobranoc.

 

Koniec

Komentarze

Nic odkrywczego, ale podobało mi się. Czytało się dobrze, scenka fajnie nakreślona – podajesz tyle informacji, ile trzeba. Jest krótko i konkretnie, sytuacja powoli się zagęszcza – podoba mi się też to, że czytelnik orientuje się, co czeka bohatera, zanim on sam sobie to uświadamia. 

Nie zagrał mi tylko trochę ten rum, którym uraczył asystenta profesor. Sam pije kawę z mlekiem a gościowi dolewa rumu? I nie wiem, dlaczego asystenta piszesz dużą literą?

Ogólnie na plus :)

It's ok not to.

Podobało mi się :)

Tutaj widzę w “Asystencie” i “Profesorze” bardziej nazwę własną niż funkcję, tak zrozumiałam duże litery.

Przynoszę radość :)

A… Bo przez pierwszą połowę tekstu Profesor zaczyna zdanie i jakoś nie załapałam, że też jest pisany dużą literą. I tak mi tylko ten Asystent się wybijał ;)

It's ok not to.

 Podobało się :) Zwięzłe, ale dobre :)

Przyjemne. To, co mnie co chwilę wybijało to zapis dialogów, nie wiem czy umyślny czy nie, ale co rusz brakuje myślnika.  Przykład:

– Tak, ojciec chorował na hemofilię – odpowiada. Wykrwawił się po wypadku w tartaku i wte…

I w końcu nie wiem czy to po kropce to miały być myśli bohatera, ciąg dalszy jego wypowiedzi czy co… 

Cieszę się, że się podobało. Realuc, na tyle, na ile wyłapałam, to poprawiłam. Dzięki za cenne uwagi.

A mnie nie spodobało się to, co uwiodło Dogsdumpling – przewidywalne zakończenie. Każdemu nie dogodzisz…

Jeśli chodzi o interpunkcję – dodaj przecinki w zdaniach złożonych z imiesłowami i nie będzie źle.

Babska logika rządzi!

Finklo, mnie bardziej niż przewidywalność zakończenia spodobał się rozdźwięk między wiedzą bohatera a czytelnika :) I to, że bohater sam się wkopał ;P

It's ok not to.

No, owszem – to, że sam się wkopał i to z dużym zapałem saperką wymachiwał – interesujące. Ale ja jakoś nie lubię głupich bohaterów.

Babska logika rządzi!

Dla mnie był raczej nadgorliwy i naiwny. Choć do specjalnie inteligentnych też bym go nie zaliczyła ;) Coś, co by mnie zmęczyło w dłuższym tekście w krótkim sprawdziło się całkiem fajnie.

It's ok not to.

Nie ma to, jak poczuć się wybrańcem, choćby na chwilę… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Spodobało mi się, że Profesor najpierw pyta o podejście do niekonwencjonalnych metod badawczych, a potem uświadamia, kto jest okazem :)).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Cześć.

“Wiem, że zaraz posypią się na mnie gromy za interpunkcję. Musiałam coś wrzucić, żeby oderwać się nieco od mojej niefantastycznej codzienności, którą od miesiąca są i przez najbliższe dwa miesiące będą książki (niestety nie beletrystyka).”

Czyli poprawna interpunkcja stoi w sprzeczności z “wrzucaniem czegoś”? Nie dało się po prostu “wrzucić coś” z poprawną interpunkcją? Choćby zasady poprawnej interpunkcji?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dziękuję wszystkim za komentarze i za pozytywny odbiór. Jeszcze chyba na portalu nie udało mi się stworzyć tekstu, który zaskoczyłby wszystkich swoim zakończeniem. To będzie wyzwanie…

Nie mogę powiedzieć, że jest złe, bo dobre jest, ale nie porwało. Widziałbym to raczej jako niezły wstęp do dłuższego tekstu (bo losy okazu badawczego uwięzionego na środku oceanu wydają się ciekawie upiorne i upiornie ciekawe), samotna scenka z twistem nie wzbudziła większych emocji.

Nowa Fantastyka