- Opowiadanie: Dersu - Historia filmu "Nowy początek"

Historia filmu "Nowy początek"

Tekst napisany dla ludzi zafascynowanych filmem “Nowy początek” – dla innych czytanie go będzie tylko stratą czasu. [I tu 99,9% czytelników zmieni stronę.]

Po premierze filmu “Nowy początek” pojawiło się w internecie wiele analiz ujawniających ukryte treści zawarte w tym obrazie. Niektórzy autorzy doszukują się w prozie Teda Chianga treści antychrześcijańskich. Według mnie jest zupełnie odwrotnie.

Tekst ten może być zrozumiany tylko przez tych, którzy widzieli film “Nowy początek” a przede wszystkim, którzy czytali oryginalne opowiadanie Teda Chianga. Uprzedzam, że jest to trudny tekst. Z tego, co wiem nikt inny nie zrobił tak dogłębnej analizy.

W części głównej jest oparty na dialogach, więc są one zapisane... dziwacznie, ale – mam nadzieję – czytelnie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Historia filmu "Nowy początek"

Witamy w grupie wsparcia dla ofiar spotkania z heptapodami!

 

Nazwisko aktora grającego fizyka jest palindromem tak samo, jak imię dziewczynki, która jest tylko fikcyjną postacią. Słowa RENNER oraz HANNAH zamykając się w kole symbolizują Nieskończoność, Jedność. Czy nie jest to niesamowite, że w tej historii rzeczywistość i fantazja przenikają się?

 

Jeśli wstrząsnął Tobą film „Nowy początek”,

jeśli po spotkaniu heptapodów nie potrafisz już spać spokojnie,

jeśli zżera cię ciekawość co lub kto za tym stoi

…tu otrzymasz pomoc.

 

Dowiesz się na przykład:

dlaczego zrobiono ten film,

co heptapody myślą o ludziach,

jak mogą ludziom pomóc w dalszym rozwoju osobowym i cywilizacyjnym.

 

Nie lękaj się heptapodów! Skorzystaj z tego, że oni jako istoty na wyższym poziomie rozwoju inaczej widzą Ziemię i jej mieszkańców. Spojrzenie na samego siebie „ich oczami” może być dla ciebie terapią o pozytywnym skutku. Nie jesteś na peryferiach świata – jesteś w samym jego centrum.

 

Warto przeczytać opowiadanie Ted Chianga pt. „Historia twojego życia” wedle którego scenariusz filmu został napisany (a przynajmniej tak to wygląda z ludzkiej perspektywy).

 

Potem możesz:

przeczytać zamieszczoną na tej stronie Historię Nowego początku,

podzielić się osobistym świadectwem spotkania z heptapodami z innymi ludźmi

i w końcu… samemu zadać pytania heptapodom i otrzymać odpowiedź.

Lecz to nie będzie koniec. To będzie tylko nowy początek.

 

Uwaga: Jeśli podejmiesz poniższą decyzję i będziesz czytał dalej przeżyjesz nową przygodę, tym razem z heptapodami w roli głównej. Z pewnością wielu uzna to za głupi żart albo ukrytą reklamę. W chwili gdy pomyślą „rozumiem!”, odpadną. To dobrze. Ty miej cierpliwość i uwagę. Pamiętaj, że musisz powoli wchodzić w prawdę o świecie, by szok nie był zbyt duży. Im bardziej poznasz tę historię tym większe będzie twoje zadziwienie. Ta historia podkopuje fundamenty twojego racjonalnego myślenia. To bliskie spotkanie III stopnia z heptapodami zmieni twoje życie! Robisz to na własną odpowiedzialność:

TAK, CHCĘ ZMIENIĆ MOJE ŻYCIE I WIDZENIE ŚWIATA

 

 

“Bracia:

Rozumiejcie chwilę obecną:

teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu.

Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli.”

27 listopada 2016

 

HISTORIA NOWEGO POCZĄTKU

 

 

Wprowadzenie

 

Widzowie filmu „Nowy początek” oraz czytelnicy oryginalnego opowiadania pt. „Historia twojego życia”, mogą teraz poznać tę historię ponownie. Tu jest ona pokazana z innego punktu widzenia, bo opowiadana jest przez dwóch heptapodów czyli siedmionogów. Historia zaczyna się nieco wcześniej, jeszcze zanim przybyli na Ziemię, więc można ją nazwać „prequelem”.

Książkowi kosmici nazywali się Klaskacz i Prychacz. Filmowi kosmici zostali nazwani tak, jak nazywali się dwaj amerykańscy komicy: drągal Bud Abbott i grubas Lou Costello. Bardziej znanymi wcześniejszymi ich odpowiednikami byli Stan Laurel i Oliver Hardy – w Polsce określani jako Flip i Flap. Nic więc dziwnego, że ta rozmowa jest czasem banalna a czasem zaskakująca. Ocena ludzkości jest przez chwilkę smutna, to znów komiczna.

Na słowo wyjaśnienia zasługuje sposób zwracania się heptapodów do siebie. Mówią o sobie „Moja”, a zwracają się do siebie per „Twoja”. Zupełnie jakby zamiast „ja” i „ty” mówili: „Moja osoba”, „Twoja osoba”. Taki sposób mówienia oddaje to, iż heptapody odczuwają wewnętrzny dystans do samych siebie, którego rasie ludzkiej częstokroć brakuje. Wszystko co mówią o ludziach jest jednak zapisane zrozumiałym dla nas językiem. Zatem przeplatają się tu dwa sposoby pojmowania i opisania świata – ludzki oraz heptapodów.

 

 

I. Ludzkość

 

– Ci ludzie to dziwne istoty, Twoja nie uważa? – powiedział Abbott do Costello. – Ludzie są dumni ze swej pamięci i wyobraźni. To one odróżniają ich od zwierząt. Tymczasem to właśnie pamięć i wyobraźnia są źródłem ich cierpień. Pamięć dręczy ich obrazami tego, czego nie udało im się zrobić. Wyobraźnia dręczy ich obrazami tego, co mogłoby się im udać. Gdyby nie przywiązywali uwagi do pamięci i wyobraźni, skupili się tylko na świadomości wreszcie byliby spokojni. A tak dar porównywania obrazu rzeczywistości z subiektywnym obrazem, jaki mają w swych umysłach, jest ich przekleństwem.

Moja zauważyła, że oni są wiecznie niezadowoleni. Wciąż kalkulują. Nawet gdy coś im się uda to zaraz sobie pomyślą, że mogło udać się lepiej. Czyż ludzki los nie jest smutny?

– Tak, Moja też im współczuje – rzekł w siedmionogowym A siedmionogowy Costello. – Ale ci po prawej, ci na Wschodzie ich globu przecież mają wspaniałą drogę ucieczki z tej smutnej egzystencji. Czemu z niej nie korzystają? Jest nią droga medytacji. Droga człowieka do pełni człowieczeństwa. Pewien mistrz szkoły duchowej zwanej buddyzmem zen opowiadał o tym, jak spowolnił swoje myśli tak, iż potrafił obserwować je jak się rodzą i przechodzą przez horyzont jego umysłu. To piękna droga i szkoda, że nie ma już jej w tych tak różnych i pięknych kunsztach jak szermierka, układanie kwiatów czy łucznictwo.

– Ci po lewej, na ich Zachodzie dostali inny sposób. To droga ufności w pomoc ich największego przyjaciela, Jezusa. Najpełniej odnaleźć ją można w zawierzeniu, której formę przekazano za pośrednictwem świętej Faustyny: „Jezu, ufam Tobie”. Ale równie piękna, a mało znana jest też inna, którą ogłosił ksiądz Dolindo: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Te akty strzeliste to też duchowa sztuka łucznictwa, choć zupełnie inna. To strzelanie Panu Bogu w okno. Akty strzeliste zawsze wpadają do środka, bo dzięki ich przyjacielowi, okno nigdy nie jest zamknięte.

– Czy korzystają z tej drogi?

– Niestety rzadko. Są nieufni, leniwi, żyją w ciągłym pośpiechu i zamartwianiu się.

– Z tej pierwszej też nie bardzo…

Przez chwilę Klaskacz i Prychacz zadumali się oboje.

 

II. Pomysł

 

Nagle Abbott poderwał się pełen entuzjazmu.

– A może Nasze polecą na Ziemię? Jeśli ludzie zobaczą uniwersalny język, skojarzą go z symbolem Jedności o której opowiadał im Jezus albo z buddyjskim kołem. Uniwersalnego języka nauczy się jakaś zgrabna lingwistka i szybko Nasze będą z powrotem. Ona napisze podręcznik tego języka i wszyscy ludzie na Ziemi zaczną inaczej myśleć.

Niech Twoja popatrzy, jak oni się muszą męczyć z tym ich linearnym językiem. Ten język fragmentuje obraz rzeczywistości, a nawet tworzy byty tam gdzie ich w ogóle nie ma. Taki język jest do trzynastej macki. Naprawdę, ich język nie nadaje się do niczego, a już na pewno nie do pisania. Nic dziwnego, że oni mają kompletny chaos w głowach. No co Twoja na to?

– Czy Twoja zdurniała heptapodzie!? Niech Twoja się klaśnie w czoło szóstą macką. Przecież oni by zaraz chcieli Nasze zabić, a sami wpadli by w taką panikę, że ogólnoświatowy konflikt militarny murowany. Czy Twoja nie widzi tego Chińczyka, który strzela z rakiety do Naszych? Absolutnie nie! Z nimi nie można tak szczerze i prosto, bo oni zaraz coś poplątają. Trzeba ich jakoś inteligentnie podejść. Pomysł dobry, ale wykonać go trzeba po cichu. Tak jakby nic się tak naprawdę nie wydarzyło. Szepnie Nasza komuś, na przykład… – Costello gorączkowo myślał.

– Taaa… Kto tam zajmuje się informacjami? Media? Prasa, telewizja…

– Nie, tylko nie media! U nich wszystko jest na opak. Ci, którzy mają mówić prawdę, zawsze kłamią. Trzeba odwrotnie. Zwrócić się trzeba do kogoś kto pisze nieprawdę. Szepnie Nasza coś na ucho jakiemuś znanemu pisarzowi, ale takiemu co to wymyśla bajki o kosmitach. To się u nich nazywa science-fiction. On napisze o tym opowiadanie. Potem ktoś nakręci film według tego opowiadania. Zrobi się głośno. Ludzie zaczną mówić, ruszać głowami. Dostaną znaki. Jeden z drugim połapią o co chodzi i wyjdzie na to samo. Dadzą radę.

– Nadzieja w tym, że oni nie są aż tacy głupi na jakich z kosmosu wyglądają.

 

III. Opowiadanie

 

– No to kto by to napisał? – powiedział Costello wyszukując ludzi na Wschodzie ziemskiego globu.

– A czemu ktoś z twojej strony? Niech będzie z Zachodu. Z mojej.

– Nie, z mojej.

– Z mojej, przemądrzała baryło Twoja!

– Odezwała się, wyższa niż mądrzejsza.

– No, niech się Nasza nie kłóci. Trzeba ustalić kompromis.

– Moja ustąpi – Prychacz pierwszy zrobił krok na zgodę. – Pisarz będzie pisał po angielsku, bo to najbardziej popularny ich język, ale będzie pochodzenia wschodniego.

– Amerykański Azjata? Chiński Chińczyk strzela do Naszych, a amerykański Chińczyk o Naszych pisze. Może tak być. Ale żeby był tak dobry, jak ten polski pisarz fantastyczno-naukowy, Stanisław Lem. On był najlepszy! Wszystko co najlepsze jest z Polski! – enigmatycznie rzucił Abbott. – Słyszała Moja jak pewien Chińczyk powiedział: „Język polski to prawdziwa chińszczyzna”, co znaczyło, że to najtrudniejszy język na świecie. A jak najtrudniejszy język to i ludzie najmądrzejsi.

I żeby to było napisane w stylu „Solaris” Lema. Spotkanie dwóch światów, które są zupełnie odmienne i nie potrafią się porozumieć.

– Ted Chiang… on się nada, pisze podobnie jak Lem… humanista, nie fantasta. Trochę po chińsku, trochę po angielsku… jakoś Nasze mu przekażą o co chodzi.

To co na początek? Chyba by musiał napisać o heptapodalnym pojmowaniu czasu. O wolności od liniowości czasu. Tak, głównym aktorem w tej historii będzie czas.

– W filmie to się nie uda… – z rezygnacją pokręcił głową.

– …ale w opowiadaniu – owszem. To będzie historia o heptapodach i naukowcach…

– …oraz o matce z dzieckiem! Trzeba załapać ich za serce, wzruszyć, bo normalnie to oni są jak bez serca.

– Dziwi się Twoja? Przecież ich doświadczenie jest linearne. Pismo linearne. Ich myślenie jest linearne. Nie znają swojej przyszłości. Nie rozumieją własnej przeszłości. Myślenie w ich języku jest niczym jazda drogą od jednego punktu do drugiego, a nie tak, jak myślenie w uniwersalnym języku niczym pływanie w morzu – kiedy myśl może się udać w dowolnym kierunku lub pozostać na pierwotnym miejscu.

Myśląc w wielowymiarowym, syntetycznym języku uwolniliby się z więzów czasu. Znaliby całe swoje życie, ale stałoby się coś jeszcze… Ich świadomość by się zmieniła. Przestaliby się „szarpać” z życiem, bać się lub pragnąć. Staliby się niczym mistrzowie zen, niczym samurajowie, którzy nie trzymali się kurczowo życia ani nie bali się umierać.

 

IV. Film

 

– Zaraz, powoli. Trzeba najpierw zrobić klimat. – Abbott dał dziwnym gestem do zrozumienia Costello by ten poruszył swoją wyobraźnią.

Dwanaście statków przybywa na ich planetę. Piękne widoczki, atmosfera tajemniczości. A potem pojawia się piękna lingwistka, taka milutka, szara myszka. Jest sympatyczna i już w pierwszej scenie wszyscy w kinie ją lubią.

Nazywa się dr Lousie Banks. Najlepiej gdyby miała jakiś osobisty problem. Problem z tym dzieckiem…

– Co dalej?

– I gdy już widzowie będą gotowi, zza siódmego kosmicznego lasu, zza siódmej kosmicznej góry przybywają Nasze! Siedmiooczni, siedmionożni, siedmiomądrzy…

– Moja rozumie. „Piękna i bestia” w wersji z mackami – złośliwie skomentował Prychacz.

W tej historii spotykają się dwie zupełnie odmienne cywilizacje: ziemskich gospodarzy i gości z nieba. Czy jednak heptapody są tak różne od ludzi? – Costello spojrzał znacząco na Abbotta, by skłonić go do zastanowienia, ale wielkich nadziei sobie nie robił.

Tak naprawdę cywilizacja ludzka, którą ta historia pokazuje to kultura Zachodu, rzec można kultura europejsko-amerykańska, której korzenie są łacińskie. Jednak wbrew pozorom na tej kulturze ich świat się nie kończy. Ich wschodnia kultura jest bardziej podobna do kultury heptapodów. Japonia poprzez swoją izolację i specyfikę osobowości Japończyków wykształciła najbardziej rozwiniętą szkołę duchową w dziejach ich świata jaką jest buddyzm zen.

Żadna inna religia nie stworzyła tak perfekcyjnego systemu weryfikacji oświeconych mistrzów i bezsłownego kształcenia uczniów. Nie o wiedzę tu jednak chodzi, nie o umiejętności czy świadome działanie, ale przeciwnie, o sztukę zapominania o sobie, sztukę nie-działania.

Latami ćwicząc się adept odzyskuje utraconą dziecięcość, naturalność. Już nie to, co robi jest ważne, ale to, na ile potrafi pozwolić unieść się prądowi rzeki życia. Gdy to się stanie odkrywa wielką tajemnicę świata – to, że wszystko ma swój sens, nawet najbardziej błaha rzecz ma swą wielką wagę tu i teraz. W jego oczach świat staje się mozaiką niepodzielonej Jedności.

Nie może on niczego od siebie dodać do tego, co już by nie było stworzone przez „się” dzianie. Buddyści bowiem, sami zanurzeni w Jedności, nie odczuwają Boga jako bytu zewnętrznego wobec nich samych. Nie twierdzą też, że są Bogiem, bo to też tworzyło by opozycję wobec tego, co Bogiem nie jest. Zadowalają się więc trudnym do zrozumienia dla innych ludzi pojęciem „się”, które oddaje istotę sprawy.

Zatem na niby tylko to będzie fantazja o przybyszach z kosmosu, a naprawdę ta historia pokaże spotkanie świata zeświecczonego Zachodu ze światem Wschodniej mistyki. Chiang pisze: „Sądząc po tym, co nam pokazali, ludzie byli bardziej podobni do siedmionogów niż jakikolwiek inny napotkany przez nie gatunek.”

 

V. Lingwistka

 

Lecz od dłuższego już czasu Abbott nie słuchał tego, co do niego mówił Costello. Z zamglonymi siedmioma oczami wpatrywał się w…

– Kto to?

– Amy Adams. To ona zagra piękną lingwistkę! Ach, Moja widziała ją kiedyś w komedii. Macki można było zrywać ze śmiechu.

– Czy ma czym oddychać w tej ich ziemskiej atmosferze?

– Bez przesady. Ma być ckliwie, a nie seksowanie.

– Lingwistka jak to lingwistka… będzie poznawała nieznane języki. Stare powiedzenie siedmionogów mówi: „Chce Twoja poznać obcą planetę? Niech Twoja nauczy się języka jakim na niej mówią!” Zgoda, wylądują Nasze w Stanach Zjednoczonych. Tam, gdzie mieszka Ted Chiang. Tam mówią w prawie każdym języku z ich planety.

– Lousie będzie lingwistką z pierwszej linii frontu językowego. Powie: „Nieraz już pracowałam w terenie, w dżungli amazońskiej, zawsze jednak była to procedura dwujęzyczna. Albo moi informatorzy znali trochę portugalskiego, albo miejscowi misjonarze zapoznali mnie już z grubsza z ich językiem. Po raz pierwszy w życiu miałam przystąpić do całkowicie jednojęzycznej procedury badawczej.” Łatwo nie będzie. Przewiduje Moja jakieś ofiary w siedmionogach – Abbott spojrzał ze współczuciem na kompana – ale w końcu dobrze się wszystko skończy.

– Chiang napisze o tym jak spostrzeganie świata kształtuje myślenie. Ludzie są istotami linearnymi, bo mają przód, mają tył, boki. Trudno pojąć jak można żyć tylko z parą oczu i to tylko z przodu. Gdyby jednak byli, tak jak Nasze, istotami mającymi oczy dookoła głowy, mającymi siedem nóg czy raczej odnóży, wtedy nie mieliby doświadczenia linearności. Żeby skręcić nie musielibyśmy się przekręcać. Żeby zawrócić nie musielibyśmy się obracać. Ich odbiór przestrzeni wokół nich byłby inny, całościowy. Wtedy w naturalny sposób wykształciliby w sobie mechanizm pisania, który odpowiadałby temu doświadczeniu. Na przykład wypluwaliby tusz telepatycznie układając go w obrazy-zdania pisane w jednej chwili. Pisaliby tak, jak malarze zen malują swoje obrazy tuszem, bez szkicowania, bez kalkulacji, błyskawicznie i doskonale.

 

VI. Relatywizm

 

– Tak, trzeba im powiedzieć o piśmie.

– Czy oni znają relatywizm językowy?

– Teoretycznie tak. Tu, w Ameryce żył pewien lingwista, Whorf, który twierdził, że język odzwierciedla, ale i kształtuje myślenie. Ten Beniamin Lee Whorf dał taki przykład ze swego doświadczenia: Beczki z benzyną ludzie uważają za niebezpieczne, natomiast tzw. puste beczki – dlatego że mówią o nich „puste” – nie są wedle nich niebezpieczne. Tymczasem ogień w beczce opróżnionej po benzynie, w której znajdują się opary benzyny, jest bardziej niebezpieczny, niż w pełnej, bo „pusta” beczka wybucha, a pełna – tylko się zapali. Z powodu takiego myślenia dochodziło do wypadków.

Mam nadzieję, że niczego Moja nie pokręciła – na stronie szepnął do siebie Abbott.

Trzeba im powiedzieć, że język kształtuje myślenie. Nie myślą obiektywnie, jak im się zdaje. Myślą tak, jak sugeruje im to język. Widać to dopiero gdy bada się języki tak różne jak angielski i języki Indian amerykańskich. Takie badania prowadzili Benjamin Lee Whorf i jego mentor Edward Sapir.

– Napisali o tym jakąś książkę?

– Tak, Whorf napisał „Język, myśl i rzeczywistość”. Niech Twoja posłucha: „Nie sposób uważać dłużej paru współczesnych dialektów rodziny indoeuropejskiej i wypracowanych wedle ich wzorów technik racjonalizacyjnych za szczyt ewolucji ludzkiego umysłu, niepodobna też uważać ich znacznego obecnie rozprzestrzenienia za efekt ewolucji przez dobór naturalny; jest to raczej wynik paru trafów historycznych, które można nazwać szczęśliwymi tylko z parafialnego punktu widzenia strony uprzywilejowanej. Owe języki i techniki, jak również funkcjonujące na ich podłożu nasze własne procesy myślowe nie wypełniają bez reszty całej gamy możliwości ludzkiego rozumu, lecz są jedynie pewną konstelacją w galaktycznej przestrzeni. Uczciwe uprzytomnienie sobie niewiarygodnego zróżnicowania systemów językowych na naszej planecie uzmysławia nam, że duch ludzki jest straszliwie stary, że parę tysięcy lat historii utrwalonej w piśmie to zaledwie kropka postawiona ołówkiem na skali mierzącej minione doświadczenia Ziemi, że zdarzenia ostatnich milleniów nie przyniosły niczego odkrywczego ewolucyjnie, że rasa nasza nie dokonała nagłego zrywu, nie doszła do żadnej imponującej syntezy, a tylko igrała paroma formułkami językowymi i paroma poglądami na świat spomiędzy tych, jakie przekazała jej w testamencie niewyobrażalnie rozległa przeszłość.”

 

VII. Impresjonizm

 

– Mocna rzecz. Ludzie mają w głowach straszny śmietnik. I to nie ich wina. Języki, którymi myślą i piszą są zaledwie tymczasową adaptacją mowy. Oni są dopiero na początku rozwoju intelektualnego. Nie stworzyli jeszcze języka, który służyłby do myślenia. Uniwersalny język jest niczym obrazy, które odmalowują rzeczywistość nie dzieląc jej ani nie zakłamując. Więcej nawet, język uniwersalny oddaje logiczne przeciwieństwa wzajemnie się uzupełniające, wszystko zamykając w idealnym kształcie buddyjskiego koła.

– A Twoja znowu ciągnie w swoją, prawą stronę! To ma być przesłanie do wszystkich ludzi: tych ze Wschodu i tych z Zachodu. I nie tylko naukowo trzeba to im objaśnić, ale też trochę polotu, poezji trzeba. Niech Twoja posłucha: „Każdy z nas jest sam na świecie. Zamknięty jakby w twierdzy, może porozumiewać się z bliźnimi jedynie za pomocą znaków, a znaki nie mają wspólnej wartości, ich znaczenie jest niejasne i wątpliwe. Staramy się usilnie przekazać innym skarby swego serca, ale oni nie umieją ich przyjąć; idziemy więc samotni obok siebie, lecz nie razem, niezdolni poznać innych ludzi i nie znani przez nich. Jesteśmy jak ludzie żyjący w obcym kraju, którego językiem władają tak słabo, że choć mają do powiedzenia rzeczy piękne i głębokie, skazani są na banały z samouczka. W mózgu ich kłębi się wir myśli, a umieją jedynie powiedzieć, że parasolka ciotki ogrodnika znajduje się w domu.”

– Ładne i – jak na człowieka – niegłupio napisane.

– To napisał William Somerset Maugham w książce pt. „Księżyc i miedziak”, która opowiada o życiu malarza Paula Gauguina. Och, gdyby oni rozwijali swoje języki przez stulecia czy nawet tysiąclecia podobnie jak rozwijali malarstwo…

– Tak, szczególnie ich impresjonizm i postimpresjonizm inspirowany malarstwem japońskich mistrzów drzeworytu był imponującą rewolucją w myśleniu. Ich malarze nauczyli się widzieć świat subiektywnie, własnymi oczami, z pominięciem filtrów obiektywizujących obraz rzeczywistości, które mają w swych głowach. Było to możliwe dzięki tradycji chińskiego chan i japońskiego zen. Ach, ten ideał, by przez lata patrzeć na bambus, stać się bambusem, zapomnieć o sobie i bambusie, a w końcu malować bez myśli, bez dualności, bez dystansu widza i widzianego obrazu. „Jedno we Wszystkim i Wszystko w Jednym” – twierdzi formuła zen. Lecz tylko garstka ludzi dziś rozumie, że tak też można pisać i żyć, w Jedności.

– A gdy oni nauczą się uniwersalnego języka czy wszyscy będą myśleli tak jak heptapody?

– Niestety nie całkiem. Lousie nawet o tym mówi: „Mimo że biegle władam siedmionogowym B, wiem, że nie postrzegam rzeczywistości tak jak siedmionóg. Mój umysł ukształtowały ludzkie, sekwencyjne języki i nawet najgłębsze zanurzenie w obcym języku nie może zmienić go całkowicie. Mój pogląd na świat stanowi ludzko-siedmionogowy amalgamat.”

– Ach, jaka ona zjawiskowa i mądra. Jakich pięknych i uczonych słów używa: „amalgamat”.

– To słowo oznacza stop metalu z rtęcią. – Costello rzucił oschle.

Klaskacz Abbott nieprzytomnie zapatrzony w olśniewającą urodę Amy Adams nawet nie zauważył tego, iż Prychacz palnął głupstwo.

– Nie, ona chyba powiedziała, że to mieszanina tych dwóch, różnych elementów – zbity z tropu sprostował pedantycznie grubas.

 

VIII. Palindrom

 

Po chwili wzajemnego krępującego milczenia spojrzał na kolegę i obudził go z jego marzycielstwa.

– Niech Twoja przestanie się natychmiast na nią tak gapić! Ona musi mieć ludzkie dziecko, a nie pół kosmitę. To nie ta historia, nie ten film z obcym. Ona zakocha się w koledze z pracy, fizyku, którego zagra… Renner, Jeremy Renner.

– On! Ten aktor pasuje do tej roli jak druga pięść do szóstego oka. Ona się w nim nie może zakochać, to niemożliwe. Renner jest głupi jak but, a nawet jak para butów. Jak ludzie mogą chodzić w butach? To najgłupsza rzecz we wszechświecie. Ostatnia rzecz jaką Moja zrobi w życiu to ubranie butów. O nie, każdy tylko nie Renner! Dlaczego on?

– Nazwisko palindrom – dwoma słowami uciął jego rozpaczliwe zawodzenie.

Abbott widział, że Costello uparł się na całego, więc jak zawsze w takich przypadkach nawet nie próbował kontynuować rozmowy na ten temat, bo mogło być tylko gorzej. Costello mógł się przecież uprzeć na… Chucka Norrisa. Na szczęście jego nazwisko palindromem nie było.

Tak sobie Moja myśli – zaczął pojednawczo Abbott niby to robiąc z siebie ćwierć-inteligenta – a co Nasze powiedzą jak oni zapytają: „Po co przybywacie?”

– Może być Twoja pewna, że o to zapytają. – Costello nadal był wściekły i nie miał zamiaru tego ukrywać. – Oni będą pytać o to cały czas. Nawet jak Nasze polecą już do domu, oni będę stać i gapiąc się w niebo zastanawiać się: po co ci kosmici do nas przybyli?

Tacy są właśnie ludzie. Niczego nie potrafią zrobić bezinteresownie. Wszystko musi wedle nich mieć ukrytą przyczynę. Dla zysku będą chcieli sprzedać swoje minerały albo informacje. Będą myśleli tylko o wymianie darów, jakby Nasze były dzikusami, których można zadowolić błyszczącym lusterkiem albo kolorowymi koralikami.

– Ale przecież są wyjątki… – Abbott przypomniał sobie o ich Amy.

– Nasze podzielą się! – Z szybkością błyskawicy uderzył gromko Costello swym tubalnym głosem, bo Abbott znów rozmiękał zapatrzony w lingwistkę.

Abbott zrobił najbardziej zdziwioną minę jaką potrafił zrobić swoją siedmiooką twarzą.

– Twoja wymyśli zakończenie do filmu, a Moja – do książki, okey?

– Że niby Moja do filmu – uczuciowo, a Twoja do książki – mądrze? – Bardziej stwierdzał niż pytał nasz siedmiomackowy Flip.

– No, proszę, może jednak Twoja jest inteligentniejsza niż wyższa. – Nasz Flap nie mógł ukryć swojego dosłownie niskiego mniemania jakie miał o sobie.

 

IX. Zasada

 

– Dobrze, to w filmie ludzie będą się pytać, pytać i pytać: dlaczego przybyliście do nas? Zaczną – jak to oni – kombinować, wymyślać, zaczną się bać, wpadną w panikę, zabiją Twoją, a potem to już pogryzą się między sobą, świat stanie na krawędzi katastrofy nuklearnej, ale… Amy – to znaczy Lousie – dogada się z tym Chińczykiem, z chińskim generałem dogada się po kantońsku i uratuje ludzkość od zguby, a potem napisze ten podręcznik i wszyscy nauczą się języka uniwersalnego. Ogólno-planetarne szczęście, happy end na miarę galaktyki.

– Mniej więcej o to chodzi. Ale w opowiadaniu Moja nie da się ukatrupić, o nie! A Ted Chiang napisze, że konflikt był inny. Że ludzie ukrywali informacje o sobie, że nie chcieli heptapodów uczyć swoich języków, a to wszystko po to, by handlować z kosmitami. I kiedy dostaną już uniwersalny język, to oni nie będą rozumieć, że już dostali to, co mieli dostać. Ciągle będą czekać na jakąś cudowną technologię, która zmieni ich życie. Bystrzaki? Ludzie do nich nie należą.

– A może… – zadumał się Abbott. – A może tak filozoficznie. Że heptapody są dla nich darem od wszechświata, a za jakiś czas jak oni dorosną – hm? trzy tysiące lat im starczy? – to pomogą heptapodom, gdy one będą miały problemy.

– Dobra, to już Twoja sama sobie załatwi z ekipą filmową. Moja Twojej powie jedno! Moja się nie zgadza z tym, żeby historia matki i dziecka była tylko ckliwym melodramatem. Ta historia powinna ilustrować rozważania o czasie.

Owszem, na początku filmu ten scenarzysta Eric Heisserer czy reżyser Denisa Villeneuve mogą trochę ponabierać widzów, wprowadzić ich błąd, że to są traumatyczne wspomnienia Lousie po śmierci jej dziecka. Ale potem ma się okazać, że to były wizje przyszłości. W opowiadaniu cała ta historia będzie ilustrować zasadę Fermata. Dzięki myśleniu w języku nielinearnym Lousie zacznie widzieć całe swoje życie.

– Oczywiście każdy linearnie myślący człowiek powie, że to niemożliwe, bo widząc swoją przyszłość i dokonując zmiany zmieniłby przyszłość, tworząc nieskończoną liczbę możliwości swojego losu.

– Właśnie, i tu Chiang musi dowieść, że jest rozwiązanie dla tej sprzeczności. To można zrobić tylko literacko. W swym opowiadaniu Ted Chiang wprowadzi czytelników w tajniki zasady Fermata: „Zasada Fermata brzmi dziwacznie, ponieważ opisuje zachowanie światła w kategoriach celu, jakby była wydanym mu przykazaniem: >Będziesz minimalizowało albo maksymalizowało czas potrzebny, by dotrzeć do miejsca przeznaczenia<“.

Wedle niej światło podąża do celu tak, jakby z góry obliczyło sobie najkrótszą lub najdłuższą drogę. Kłóci się to z ludzkim zdroworozsądkowym, linearnym myśleniem.

Z ludzkiego, mocno ograniczonego punktu widzenia, ludzie organizują swoje życie. Codziennie podejmują decyzje, które wedle nich coś zmieniają. Z nieskończoności czyli z naszego punktu widzenia, ich życie już się stało. Ono zaledwie realizuje się teraz. Cokolwiek zrobią to będzie tylko dalej jednym wątkiem rzeczywistości. Nie można rozszczepić rzeczywistości. Nie ma więc żadnej alternatywy. Wszelka zmiana jest złudzeniem. Każdy mistrz zen im to powie albo ten ich nauczyciel świata, Jiddu Krishnamurti.

– Teraz to już Twoja przesadziła. Do Japończyków i Chińczyków jeszcze Hindus! To może jeszcze Nisargadatta Maharaj czy Ramana Maharishi? Przecież ci na Zachodzie boją się tych na Wschodzie jak czortów. Ludzie, szczególnie ci z Zachodu, myślą w kategoriach wykluczających się przeciwieństw, a nie przeciwieństw uzupełniających się. Tam gdzie ci ze Wschodu widzą yang i yin, tam ci z Zachodu widzą dobro i zło. Im do rozumu trzeba przemówić inaczej. Trzeba powołać się na Jezusa. Sięgnąć do Biblii.

– Dobrze, jak sobie Twoja życzy. Moja jest ciekawa jak Twoja to zrobi – rzekł z przekąsem grubas.

 

X. Matka

 

– Tę historię matki i dziecka Chiang weźmie z Biblii. To będzie historia Matki Jezusa, Marii. Matka Jezusa wiedziała, że jej syn umrze przed jej śmiercią i wiedziała, że będzie to śmierć tragiczna. Tak jak Maryja tak też Lousie będzie świadoma wyjątkowości losu swego i losu swego dziecka. Będzie chowała każdy najdrobniejszy szczegół z ich życia w swej pamięci. Będzie roztrząsała każdą chwilę. Doświadczy pełni życia: pełni radości i cierpienia.

Jednak mała zmiana… zamiast syna, niech to będzie córka.

– Pomysł bardzo dobry i Moja chętnie go wykorzysta w opowiadaniu, ale Twoja jest w błędzie, jeśli spodziewa się, że ktoś z tych dwunogów się domyśli. Moja jest pewna, że ludzie tego nie skojarzą z Biblią.

– Trudno, ale to ładna historia. „Dobra książka to po prostu uwspółcześniona wersja Biblii” powiedział Kurt Vonnegut, pytany o receptę na powieść. Czy Twoja czytała „Kocią kołyskę”? Koniecznie musi przeczytać! Mistyczna książka o błazeńskiej religii… Ludzkie arcydzieło o tym, że Bóg wcale nie jest aż tak poważny, jak ludziom się to wydaje.

– Twoja chce jeszcze coś zaadaptować z Biblii? Jakie to typowo ludzkie, że większość ludzi ma tę księgę w domu, ale mało kto ją czyta.

– Znamienne, że Jezus niczego nie napisał. To oczywiste, że Jezus umiał czytać, był wykształcony, był o wiele inteligentniejszy niż ludzie jemu współcześni. Odpowiedź nie może być prozaiczna. Jedną z możliwych odpowiedzi jest ta, że Jezus niczego nie napisał, bo nie mógł już niczego dopisać do tego, co napisał jego Ojciec. W dziejach świata Bóg napisał jedno jedyne Słowo przedstawiające rzeczywistość i tylko ono, jako całość jest prawdziwe, oryginalne. To Biblia. Jezus nie zrobił nic ponad to, że przez Niego to Słowo stało się ciałem. Oczywiście z ich linearnego punktu widzenia Biblia powstawała przez wieki. Tworzyli ją różni ludzie. Wydaje się więc, że w dużej mierze jest dziełem przypadku. Gdyby jednak spojrzeli na nią tak jak heptapody, nielinearnie zobaczyliby, że Biblia została napisana w całości, w jednej chwili, doskonale. Dzieje świata są tylko realizacją tego jedynego Słowa.

Zasłuchał się Costello.

 

XI. Sprawiedliwość

 

– Biblia jest też „zegarem”. Codzienne czytania w ich kościołach są jak sekundy odmierzane w „dniu” dziejów świata. Co więcej Biblia to żywy zegar, bo tylko coś żywego może opisać rzeczywistość. Tymczasem oni widzą w niej tylko zwykłą książkę. „Wyrywają z niej kilka kartek” i na ich podstawie robią sobie różne religie wzajemnie sobie przeczące.

– Cóż, taka jest natura ludzka, natura ich mózgów. Fragmentują wszystko. Choć jeszcze gorsze jest to ich czarno-białe myślenie. Są w dużym błędzie mówiąc o Bogu, że jest dobry. Alternatywą jest tylko to, że Bóg jest zły. Starając się tworzyć więcej dobra, tak naprawdę produkują także więcej zła.

Przykładają ludzką miarę do Tego, co jest nieludzkie. Myślą w sposób dualny o Tym, co jest Jednością.

Bóg nie jest dobry ani zły. Doskonałość życia nie ma polegać na nirwanie, na religijnym odjeździe od rzeczywistości. Nawet umiarkowane szczęście, ale stałe, bez żadnych problemów jest niemożliwe do załatwienia u Pana Boga. Plan boży nie polega na tym, by mieć się lepiej od innych. On polega na pełni. Pełni przeżycia tego, co komu „pisane” albo inaczej mówiąc pełni tego, co komu przypadło, nie losowo, ale zgodnie z bożą mądrością. Sprawiedliwość boża nijak się ma do ich poczucia sprawiedliwości. Bóg stworzył ich życie do doskonałości i rzeczywiście takim ono jest, choć każdy z nich znajdzie na to tysiące zastrzeżeń: począwszy od własnego, zbyt długiego nosa a kończąc na okrucieństwach wojny.

– Pewien Pastor powiedział: „Biblijne słowo sprawiedliwość, oznacza – zgodnie z przeznaczeniem. Czyli sprawiedliwość Boga oznacza pragnienie Boga aby każdy człowiek znalazł się w miejscu i kontekście, które jest jemu/jej przypisane przez stwórcę. Oczekiwanie, że kaczka stanie się orłem jest niesprawiedliwe. Sądzę, że nie muszę tego bardziej tłumaczyć bo łatwo zobaczyć jak takie (biblijne) rozumienie sprawiedliwości ułatwia zrozumienie planów Boga. Miłosiernego Boga. Bo wtedy miłosierdzie nie tylko nie kłóci się ze sprawiedliwością, ale staje się wręcz niezbędnie nam potrzebne abyśmy mogli znaleźć się tam, gdzie Bóg nas widzi i wtedy zapanuje w naszym życiu sprawiedliwość. Tak jest z naszym zbawieniem. Mówimy, że jesteśmy dzięki ofierze Chrystusa usprawiedliwieni, czyli Jego ofiara przywraca nas do miejsca pojednania z Bogiem, a taki jest plan Boga.”

 

XII. Polska

 

– Wybornie napisane. A z której strony ich świata ten Pastor? Lewej czy prawej?

– Z Polski. Tak w ogóle to katolicki kraj. Leży tu – pomiędzy Zachodem a Wschodem.

– Może jednak tam Nasze przybędą?

– Odpada.

– A to czemu?

– Nie mają Hollywood – najkrócej jak potrafił wyjaśnił Abbott.

Wyjątkowy kraj ta Polska. Wybrany. Wierny Chrystusowi od początku, od dziesięciu i pół wieku istnienia. Nasze tam nie wylądują, ale i tak Nasze tam przybędą.

– Dlaczego? Co w nich takiego wyjątkowego?

– Długo by tłumaczyć. Polacy mieli swojego człowieka na najważniejszym miejscu, niezwykłego papieża, który mocno pozmieniał ten ich świat w XX wieku. Gdzie on nie był? Na całym globie.

I świętą Faustynę. Niby taka cicha woda była, a… ho, ho! Gdzie i ona już nie zawędrowała? Czytałem jej „Dzienniczek”…

Na to słowo Costello zwrócił znacząco na Abbotta czworo ze swych siedmiu oczu.

– Co robisz taką zdziwioną minę? To tylko taki tytuł dla zmylenia. Ten niby dzienniczek to wielkie dzieło mistyczne.

Zafascynował mnie kiedyś ten fragment: „Wiedz jeszcze o tym, córko moja, że wszystkie stworzenia, czy wiedzą, czy bezwiednie, czy chcą, czy nie chcą, zawsze pełnią wolę moją.”

– I co w tym takiego dziwnego?

– Ludzie są przekonani o tym, że mają wolną wolę i w ich perspektywie widzenia ją rzeczywiście mają. Jednak Jezus myśli na swój boży sposób. Z Jego punktu widzenia już wszystko się stało, wypełniło się w pełni, doskonale, bo inaczej nie mogło, a teraz tylko się dokonuje. To nie do pojęcia z ludzkiego, linearnego punktu widzenia. Jednak jeden i drugi punkt widzenia są zupełnie prawdziwe.

– Ale czy Nasze mogą im powiedzieć, że ich Bóg myśli tak, jak heptapody?

– Niestety obraz ich Boga jest bardzo wyidealizowany. A przecież chrześcijanie mają tak zwykłego-niezwykłego Boga. Boga-człowieka, Boga rozmowy.

On nie jest taki jak Bóg muzułmanów – Bóg odległy, kosmiczny. Nie tańczą dla chwały bożej jak derwisze przedstawiając ruchy planet. Cóż, trochę szkoda nie być derwiszem… Bóg chrześcijan też nie jest taki jak „Bóg” buddystów, który jest świętą Pustką, z której czeluści wyłania się doskonały czyn.

Tak, wszystkie te tak różne obrazy Boga ich religii są wpisane w naturę ludzką i pewnie wszystkie są prawdziwe. Jednak ten Bóg, który wybrał ich, chrześcijan jest szczególny. On chce z nimi rozmawiać. Odarł się ze swej boskości, poniżył się, dał się za nich skatować.

 

XIII. Świętość

 

– Po co przybył?

– Oni często myślą, że przybył by ich w przyszłości zbawić. Nie potrafią pojąć, że przybył po to by z nimi rozmawiać. Rozmawiać codziennie, po prostu, o zwykłych sprawach, jak rozmawiał ze świętą Faustyną. Ale brak im wyciszenia, spokoju, by to robić.

– W ogóle mają problem ze zrozumieniem świętości. Nie wiedzą, że są dwa jej rodzaje.

– Trzeba im to pokazać w filmie!

– Ale w opowiadaniu już nie!

– Twoja zginie w zamachu bombowym usiłując przekazać ważne informacje dr Lousie Banks. Zobaczą, że Twoja wiedziała, iż zginie a mimo to pozostała na miejscu. Moja przeżyje i dokończy tę misję.

– Zobaczą dwa wzorce świętości: męczeński i charyzmatyczny.

– Ten sam wzór dają im dwaj pierwsi diakoni w dziejach Kościoła. W Biblii jest opisane życie tylko tych dwóch nie przypadkiem, bo te dwa wzorce wyczerpują pełnię możliwości – liczba siedmiu diakonów oznacza pełnię. Pierwszym był św. Szczepan, pierwszy męczennik. Drugim Filip Ewangelista, pierwszy charyzmatyk, który odrodził w Samarii unicestwione w ojczyźnie chrześcijaństwo.

– Jakoś moja o nim nie słyszała.

– Niestety Filipa niemal nikt nie zna! Nikt z chrześcijan nie rozumie jego roli.

– A Jezus kim był… męczennikiem czy charyzmatykiem?

– Jezus oczywiście idealnie połączył w sobie te dwie drogi wpierw prowadząc charyzmatyczną działalność, a potem umierając męczeńsko. Niestety od dwóch tysięcy lat Kościół jako oblubienica Jezusa stoi tylko na jednej „nodze”, opiera się na wsparciu męczenników i pora najwyższa by wreszcie znalazła stabilne oparcie w działalności charyzmatyków.

– Tak, Moja słyszała jak nowy papież powiedział: „Musimy zaprosić z powrotem do Kościoła proroków i przyjąć ich z otwartymi ramionami.”

– Tylko gdy przybędą ci prorocy to czy Kościół będzie miał odwagę by ich zauważyć? To nie będą już prorocy jakich znają ze Starego Testamentu, ale prorocy na miarę XXI wieku. Prorocy posługujący się internetem. Mający wiedzę o psychologii, ludzkiej traumie i duchowości całego świata. Przybycie współczesnych proroków będzie dla Kościoła większym stresem niż przybycie obcej inteligencji z kosmosu. Czyż nie tak było przecież z Jezusem? Dla ówczesnego Kościoła był on nie do przyjęcia i musiał być stracony po to, by uratować świat w jakim wtedy żyli. Ta historia pokaże, że ludziom jest łatwiej unicestwić to, co nowe, nieznane, w obronie starego, niż się zmienić. Pokaże to chęć zniszczenia statków przez kilka państw.

– Tylko w filmie, w opowiadaniu już twoja niech nie miesza.

 

XIV. Czas

 

– Charyzmatycy, prorocy… ciekawe, ale czy są jakieś znaki przemiany świata?

– Ach, to piękna historia. W skrócie Moja o tym opowie. Ludzie oczywiście nie wiedzą, że czas ma budowę fraktalną i ich stulecia dzielą się na części, na ziabki…

Wydaje się, że heptapody dzielą czas na części, a nie jak my, na lata. Jest to zrozumiałe. Dla nas czas jest prostą linią, a w ich rozumieniu przypomina raczej urodzinowy tort, który dzieli się na równe cząstki dla wszystkich gości. Przełomowe wydarzenia w dziejach rozgrywają się wedle nich w szczególnych latach, które oni nazywają „ziabką”. „Ziabka” to słowo oznaczające 1/6 wieku, podobnie jak „przełom ćwierćwiecza” oznacza 1/4. „Ziabka” więc oznacza punkty na skali czasu oddalone od siebie o okres wynoszący 1/6 stulecia czyli około 16 – 17 lat. Kolejne ziabki to np. rok 1901, lata 1916-1917, lata 1933-44 itd. Brzmienie tego słowa wymyślił syn tłumacza z języka uniwersalnego w swojej dziecięcej, beztroskiej fantazji – być może bardziej poważniejszym odpowiednikem było by słowo „seksta”, ale tłumacz uznał, że potrzeba tu zupełnie nowego słowa. Fakty opisywane przez to pojęcie są zupełnie prawdziwe, a historyczne daty, wedle ludzkiej miary czasu, będą zamieszczone w nawiasach.

– 1 stycznia 1901 miał miejsce powrót ich Nieznanego Boga, Ducha Świętego, ale historię tę trzeba rozpocząć ziabkę wcześniej kiedy to miała miejsce zapowiedź tego wydarzenia. 13 października 1884 roku papież Leon XIII miał mistyczne doświadczenie. Podczas odprawiania mszy usłyszał rozmowę dochodzącą od strony tabernakulum: „Mogę zniszczyć Twój Kościół” – wołał szatan. – „Spróbuj tego dokonać” – odpowiedział Jezus. – „Potrzebuję na to czasu”. „Wybieraj!” – odważnie rzucił Chrystus. – „Wybieram wiek dwudziesty”.

– Powiało grozą. I co dalej?

– W pierwszym dniu nowego wieku, 1 stycznia 1901 roku papież Leon wezwał publicznie Ducha Świętego, śpiewając hymn „Veni Creator Spiritus”. Dokładnie tego samego dnia na drugim końcu świata w mieście Topeka w stanie Kansas w Stanach Zjednoczonych zanotowano pierwsze po wiekach wylanie charyzmatów Ducha opisanych przez świętego Pawła w Pierwszym Liście do Koryntian. Ten dzień jest teraz uważany za początek tzw. chrześcijaństwa charyzmatycznego.

– Dobra, ale co z tym szatanem?

– Niech Twoja patrzy na historię XX wieku. W pierwszej ziabce [1917] rosyjscy komuniści walczący ze wszelką religijnością przejęli władzę w Rosji, największym kraju ich świata. Odpowiedzią Matki Jezusa były objawienia fatimskie [1917]. W drugiej ziabce [1933-1934] straszny człowiek, Hitler doszedł do władzy i wkrótce przejął ją całkowite, co doprowadziło do II wojny światowej, największej ze wszystkich wojen. W trzeciej ziabce [1949] komuniści przejęli władzę w Chinach (najliczniejszym kraju świata) i Korei Północnej (jedynym kraju w którym do dziś panuje realny komunizm) oraz później w innych krajach. W ziabce czwartej [1967] nastąpił początek rewolucji hippisowskiej, która miała młodych oderwać od tradycji poprzez narkotyki, wolną miłość, pozorną religijność… W odpowiedzi [1967] nastąpiło wylanie się Ducha Świętego w Kościele katolickim – Abbott nieoczekiwanie przerwał opowieść.

– A w piątej ziabce, co było?

– Moja nie pamięta… – powiedział choć pomyślał o pewnym umęczonym polskim księdzu. – Który to był ludzki rok? 1984?

– Ach, to ten sławny Orwell. On o tym wszystkim pisał! Moja czytała i widziała – niesamowita książka i film. Ale to nie tylko studium tyranii. To książka mistyczna… A co potem?

– Rok 2000 był wielkim sukcesem Bożego miłosierdzia za sprawą Papieża Polaka. Faustynka została świętą. Kult Bożego miłosierdzia wciąż się rozprzestrzenia po świecie. A ziabkę później był Rok Jubileuszowy Miłosierdzia Bożego [2016]. Światowe Dni Młodzieży u Faustyny, w Krakowie. I właśnie się skończył ten niezwykły Rok Miłosierdzia…

 

XV. Jedność

 

– No i co na to ludzie? Miłosierdzie boże wygrało ostateczną walkę z kusicielem, a oni dalej żyją jakby nic się nie stało? Prawda, że oni nic nie skojarzyli, co? Cały wszechświat jest zbudowany fraktalnie, a oni prostej ziabki skumać nie potrafią.

– Gdyby Twoja myślała tak, jak oni też by tego wszystkiego nie zauważyła. Oni używają systemu dziesiętnego, bo mają po pięć palców u par swych odnóży. Dzięki temu przynajmniej widzą okrągłe rocznice. W 2017 roku będzie wiek [100 lat] od objawień fatimskich i pół wieku [50 lat] od wydarzeń w Kansas gdzie jedna ze studentek, poprosiła pastora o modlitwę o chrzest w Duchu Świętym i została wysłuchana… jako pierwsza.

– Piękna historia. Szkoda, że nie z naszej „bajki”.

– Tak, ani w opowiadaniu, ani w filmie tego nie da się wykorzystać, ale to wszystko się przecież łączy.

– „Jedno we Wszystkim i Wszystko w Jednym” jak mawia… – lecz Abbott wszedł mu w słowo.

– Człowiek religijny żyje w dwóch światach, w sacrum i profanum – mistyk żyje w jednym świecie, w Jedności.

– Jedność – zadumał się Costello. – To nie tylko jakaś wzniosła teoria. Jedność ma wymiar praktyczny. Wszystko jest takie jakie jest, by pasowało do całej reszty. Od rzeczy najmniejszej do największej. Świat jest niczym puzzle. Raz stworzony, choć chwilowo pomieszany, tylko na jeden sposób może zostać ułożony. Nie ma w nim elementów niepotrzebnych. Owszem są elementy kluczowe, dla układania przełomowe, ale żadnego z tych najbardziej szarych, nieciekawych na śmietnik wyrzucić nie można, bo wtedy w obrazie powstałaby wyrwa, której wypełnić nic nie zdoła – upajał się swoim wywodem Costello.

Choć z drugiej strony porównanie do puzzli jest mylące, bo sugeruje to, że świat został przemyślany przez Boga i stworzony w sposób wyrachowany. Że ta scena przedstawiona na puzzlach – obraz świata – jest sztuczny, a ludzie nigdy nie mieli wolnej woli.

Trzeba jednocześnie świat porównać do partii bierek rozsypanych losowo nieskończoność razy. Z nieskończonej liczby możliwości doświadczamy jednak tylko jednej partii tej gry. Charakteryzuje ją idealne zakończenie – podjęcie wszystkich bierek za jednym podejściem, bez popełnienia żadnego błędu. Rzecz to dla człowieka niemożliwa, ale dla Boga możliwa, a nawet konieczna. Ta gra bowiem to połączenie elementu chaosu jakim jest człowiek z elementem doskonałości jakim jest Bóg. Podczas gry wydaje się, że chaos przeważa, tak trudno nam zobaczyć sens, a jednak przeczuwamy że biegnie ona do sensu, który został zapisany w Księdze życia.

Księga jest dowodem na to, że finałem jest Jedność. To proste: gdyby finałem nie była Jedność, Księga by nie powstała. Bóg nie wyrzekłby tego jedynego Słowa. Nie mógłby go wypowiedzieć, bo Bóg nie potrafi działać niedoskonale. Wszystko, nawet to, co wydaje się nam zmianą, wynikającą choćby z naszego niezdecydowania, jest już wpisane w tę partię bierek. Koniec spotyka się z początkiem i zamyka w kształcie idealnego koła. Okazuje się, że nie było żadnych innych partii tej gry, żadnych innych alternatywnych światów. Mógł powstać tylko jeden świat, idealny i nic tego zmienić nie zdoła, bo cokolwiek zrobimy jest już „wpisane” w rozwój wypadków.

 

XVI. Mistyk

 

– Czy zatem nie warto się starać coś zmienić? Na przykład czy nie warto się modlić lub pracować nad samorozwojem?

– Jeśli chodzi o nasze ego to może nie warto albo mówiąc inaczej: warto o tyle o ile ego zasłania nam obraz świata i naszego życia. Ego samo z siebie ma starać się z siebie zrezygnować, o ile ten paradoks da się wyrazić. Ego ma zapomnieć o sobie, choć samo tego nie potrafi. Jednakże potrzeba współpracy z Bogiem jest potrzebą naszej duszy. Jeśli ją odczuwamy to mamy za nią podążać. Dla mistyka jego myśli są myślami Boga, jego słowa są słowami Boga, jego czyny są czynami Boga. Mistyk nie odczuwa egotycznej przyjemności dodania czegoś do dzieła bożego, a jedynie przyjemność nie opierania się woli Boga, która naturalnie dąży do Jedności.

– Czy Jezus modlił się o pokój na świecie? – w rewanżu pytał sam siebie Abbott. – O dobrobyt dla wszystkich? O brak chorób? Nie wydaje mi się – nie czekając na kamrata sam sobie odpowiedział. – Najważniejszą modlitwą Jezusa była modlitwa o Jedność, zwana modlitwą arcykałpańską. Jan 17 nie jest jednak modlitwą o Jedność Kościoła, jaką ludzie czasem słyszą w ich kościołach. To modlitwa o Jedność mistyczną, o wiele szerszą niż ich religijny egoizm. Cała ludzka droga przez życie jest podróżą od Jedności poprzez dualność do powtórnej Jedności. Czyż matka ze swym poczętym dzieckiem, ukrytym pod jej sercem, nie stanowi jednego ciała? Czyż człowiek pierwotny nie żył w świecie przenikającym się wzajemnie przez dusze ludzi, zwierząt, żywiołów oraz bóstw? Piekło dwoistości to wynalazek człowieka współczesnego oderwanego od natury i od drugiego człowieka. Oderwanego nawet od jego własnej prawej półkuli mózgowej, służącej do prowadzenia duchowego życia – jakkolwiek je nazywa: podświadomością, Bogiem, duchem… Jezus, sam stając się drogą, wyznacza cel tej podróży dla pojedynczej osoby, ale i dla całej ludzkiej wspólnoty. Jedność już nie tą pierwotną, zwierzęcą, nieświadomą, ale Jedność boską, doskonałą, świadomą, bo w rzeczy samej Jezus jest światłością tego świata, jest promieniem świadomości przenikającym wszystko.

 

XVII. Tożsamość

 

– Skoro Jedność jest celem religii Wschodu i Zachodu, czemu nie dążą wspólnie to tego celu?

– Jak zwykle, jak to ludzie, widzą to, co ich dzieli, a nie to, co łączy. Dzielą ich języki, światopoglądy, sposoby życia, tradycje i religie… Nie czują tożsamości Jedności. Utożsamiają się tylko z jakąś częścią całości.

– Tak, tożsamość to osobny temat. W kulturze świeckiej, którą najmocniej reprezentuje świat Zachodni, ale przecież jest ona obecna wszędzie, człowiek od dziecka jest skłaniany do utożsamiania się z ego. Otoczenie podpowiada to, że życie polega na rozwijaniu i zaspokajaniu egoizmu. W kulturze mistycznej jest przeciwnie. Weźmy za wzór na przykład świętego Charbela Makhloufa. Ten libański mistyk żyjący w XIX wieku tak wspaniale połączył duchowość Wschodu i Zachodu, że nawet muzułmanie uważali go za świętego i zwracali się do niego o błogosławieństwo. Był katolikiem – maronici są jedyną wspólnotą wschodnią, która nigdy nie odłączyła się od Rzymu – a gdy czytamy o jego życiu wydaje się, że są to historie o mistrzach zen.

– O, Moja o nim chce poczytać – Prychacz ożywił się.

– Był zupełnie wyzbyty ego, niesamowicie uważny, pełen współczucia, pełen zaufania do Stwórcy. Był tak niesamowitym ideałem pokornej świętości, że świat docenił go dopiero po jego śmierci. Gdy złożono go do ziemi jego dusza świeciła niczym latarnia morska, a przecież cudów za jego sprawą nie można zliczyć.

– Jakież dziwy drzemią w ludziach… Jakim darem są oni dla wszechświata…

– Wszyscy są częścią Jedności, więc wszyscy są też darem dla siebie. Oni dla Naszych. Nasze dla nich. Jezus dla ludzi. Oni dla Boga. Są Jego synami i córkami, bo Bóg w każdym człowieku widzi swojego syna, Jezusa. Bóg rozpacza gdy odchodzą nie wracając do Niego. A jeśli wracają, cieszy się jak małe dziecko. Nie pamięta im okropności, które robili. Mówi im o tym na rozmowie w budce telefonicznej.

Sformułowanie „budka telefoniczna” oznaczające „konfesjonał” celowo nie zostało tak przetłumaczone. Ma ono specjalne znaczenie, które można poznać w innym tekście. Przed jego przeczytaniem konieczne jest obejrzenie filmu „Telefon” („Phone Booth”).

 

XVIII. Jezus

 

– Smutne jest to, że ludzie nie szukają Boga w Duchu i prawdzie, w szczerej rozmowie z Bogiem. Wolą grę pozorów, rutynę, stawianie pomników Jezusowi. Czy Twoja postawiła by pomnik swojemu dziecku, żonie czy swoim rodzicom? Czy raczej cieszyła się ich obecnością…

– Jezus nauczał ich bardzo podstawowych prawd prostymi słowami, a jednocześnie był największym kosmicznym przybyszem. Mówił im, że oni też nie są z tego świata? Już samym swoim przybyciem i chęcią rozmowy przemienił świat. Musiał umrzeć i musiał zza grobu dokończyć swoją misję. Och, niech Twoja się zgodzi: w filmie Twoja umrze, a Moja dokończy misję. Będzie przepięknie, jak w Biblii!

– Jeśli ludzkość Nasze doceni – Costello nie miał złudzeń – to dopiero wtedy, gdy odlecą. Docenią – jak zaczną pisać i myśleć w języku uniwersalnym.

– Nie inaczej i oni doceniają Jezusa dopiero wtedy, gdy przyjmują chrzest w Duchu Świętym, gdy otrzymują nowe życie zanurzone w bożej obecności. Wcale nie muszą czekać na Jego ponowne przybycie, bo On tu jest cały czas. Zmienił tylko swoje „nieco” zniszczone ciało na nowe, ich, ludzkie.

– Genialny ten Jezus. Największy artysta we wszechświecie. Chleb i wino, ciało i krew. Szlachetna prostota i naturalność.

– Cóż za paradoks… Bóg jest jak dziecko… jest dzieckiem. Ludzie nie potrafią Go zrozumieć, bo On jest tak prosty, tak prostolinijny jak dziecko. Małe dziecko. – Abbott zanurzył się we wspomnieniach. – Moja pamięta jak upuszczenie łyżeczki wzbudzało salwy śmiechu mojego synka, gdy był malutki. Najprostszy z gagów. Nic wymyślnego. Powtarzany w kółko. Tak miły uchu był ten śmiech. I właśnie tak jest z Bogiem. Najprostszy gest miłości – powiedzenie komuś o tym, że się go kocha – to go zadowala. Ale pod pozorem tej banalności kryje się nieziemska głębia czy też najwyższy sens. Tak, tylko pozornie chrześcijaństwo wydaje się naiwnie proste. Ludzie nie mają pojęcia jakie w nim mają bogactwo, jak pełne jest tajemnic. Choćby moc słowa.

 

XIX. Słowo

 

– Dobrze, że Twoja przypomniała. Ted Chiang musi napisać o dwóch rodzajach mówienia. Pierwszy rodzaj służy do komunikacji z innymi osobami – akurat ten ludzie znają dobrze. Drugi sposób służy do proklamowania. Ten drugi sposób to mówienie z mocą.

– Biblia dwa razy najmocniej wspomina o tym, jak wielką słowo ma moc. Raz, na początku dziejów stworzenia, gdy Bóg słowem stwarza świat oraz w ewangeliach, gdy Jezus słowem uzdrawia i dokonuje innych cudów. Posługiwanie się tym drugiem rodzajem mówienia jest charakterystyczne dla charyzmatyków. To nie są jakieś „afirmacje”, w które ich podświadomość ma ślepo uwierzyć. To sposób na przenoszenie gór. Proklamowanie to ogłaszanie rzeczywistości, której nie widać, a która już jest. To istota wiary.

– A jednak najtęższe umysły ludzkie, światowe autorytety psychologiczne wybierają buddyzm, a nie chrześcijaństwo. Na przykład Ken Wilber, jeden z największych współczesnych mędrców dokonał wspaniałego podsumowania duchowej wiedzy całej ludzkości w małej książce pt. „Niepodzielone”. Wedle niego buddyzm jest najbliższy Jedności – z satysfakcją zaznaczył.

– Tak, to wybitna książka. On ma rację we wszystkim, ale za wyjątkiem chrześcijaństwa. Zrównując chrześcijaństwo z innymi religiami jest w błędzie. Nie rozumie tego, że chrześcijaństwo wykracza ponad Jedność. To jest zgodne z tym, co sam pisze: każdy widzi poziomy tylko wyższe od tego, na jakim sam się znajduje. Poziomy głębsze zaś ignoruje.

 

XX. Rozmnożenie

 

– Więc co jest istotą chrześcijaństwa? Czym przewyższa ono buddyzm?

– Buddyzm to najlepszy pomysł Stwórcy na człowieka – to prawda. Pewnie lepiej by było ludziom wpierw uprawiać medytację zanim zechcą wejść w bliskość z Jezusem. Zrobić porządek ze swoim myśleniem. Chrześcijaństwo jednak to boży pomysł na… ludzkość, na ludzką wspólnotę. Bóg, w Duchu Świętym, poprzez ciało Chrystusa rozmnożył sam siebie w swym ludzie. Dzień Pięćdziesiątnicy jest więc kulminacyjnym momentem dziejów ludzkości. Początkiem rozmnożenia Jedności, choć jego zapowiedź znaleźć też można w Starym Testamencie.

– Więc rozmnożenie chleba nie oznaczało tylko tego, że Bóg jest dobroczynny i chce wszystkich nakarmić?

– Owszem, chce ich nakarmić, ale nie zwykłym chlebem, a sobą! On chce wypełnić ludzi swoją obecnością. To raczej On sam jest głodny kontaktu z ludźmi. Wręcz cierpi na syndrom pustego gniazda. Ale ludzie są tacy otępiali, że już nie czują duchowego głodu i utracili swą godność. Zadowalają się „strąkami, którymi żywią się świnie”. Spełniają tylko swój obowiązek nużącą religijnością. Niedzielna godzinna wycieczka do kościoła skąd wracają do swojego „prawdziwego” świata.

– Bóg, który karmi sobą ludzi!? – z niedowierzaniem pokręcił swoją siedmiooką głową.

– Tak, trudno we wszechświecie o rzecz bardziej szokującą, a oni się do tego potrafili przyzwyczaić. Bóg, który wzrasta w nich niczym delikatna roślinka, którą można zmarnować, gdy się jej nie podlewa lub gdy brak jej światła. Bóg, tak bezbronny, wydał się na łaskę człowieka. Nie ma istoty bardziej wrażliwej, bardziej naturalnej od ich Boga.

– A oni zamiast szukać Boga w naturze, we własnych ciałach… – nie dokończył, bo z rezygnacją opuścił swe ramiono-odnóża heptapod.

– Przecież mają cuda eucharystyczne i dalej nic do nich nie dociera.

 

XXI. Żydzi

 

– Ach Klaskaczu, szkoda gadać, strzępić mackę po próżnicy… Nawet jeśli Nasze zaczną do nich mówić poprzez opowiadanie czy film to oni wszystko przeinaczą.

– Pewnie tak. Powiedzą, że ten film jest o żydach. Oni ich o wszystko podejrzewają. Powiedzą, iż żydzi uważają, że są zbawienni dla ludzkości, która ich nie rozumie. Powiedzą, że dwanaście statków to dwanaście plemion Izraela. Że nasze siedem nóg to menora, żydowski symbol, świecznik. I jeszcze że naszym sposobem komunikacji z ludzkością jest kobieta. Producentami filmu są amerykańscy żydzi, powiedzą. I że nie warto iść do kina na film.

– A kto to ci żydzi?

– Naród wybrany przez Boga, z którego pochodził Jezus. Do II wojny światowej to polska ziemia była ich domem i to tu narodziła się charyzmatyczna wiara żydowska – chasydyzm. Polski zresztą nie było wtedy na mapach świata. Polscy chrześcijanie i żydzi żyli w zgodzie obok siebie jeszcze za czasów młodości Papieża Polaka.

– To czemu teraz chrześcijanie ich nie lubią?

– Cóż, kto się lubi ten się czubi. Chrześcijaństwo jest wszczepione w żydowską gałąź. Odcinając się, samo traci siłę i obumiera. Tylko w Jedności może przynieść właściwy owoc.

– A czy ktoś potrafi wznieść się ponad te podziały?

– Pojedyncze osoby, które nie boją się szukać, dojrzewać przez całe swe życie. Ostatnio ktoś taki odszedł. Wielki poeta, muzyk i bard, Leonard Cohen. Ów Żyd miał szalenie barwne życie. W młodości był hippisem. Alkohol, narkotyki, wolna miłość – nic nie było mu obce. Amy Adams właśnie zagrała w filmie opowiadającym życie kochanki Leonarda. Ciekawe jak będzie wyglądała jako sławna, ale niezbyt ładna Janis Joplin. Ach, piękna historia jak Cohen i Joplin poznali się w windzie „Hotelu Chelsea”.

– To takie ważne?

– Nie ważne, ale wzruszające. „Hotel Chelsea” to tytuł piosenki, którą dla jej pamięci napisał po jej śmierci.

Cohen z wiekiem dojrzewał. Pozostał wierny wierze żydowskiej choć zakochał się w osobie Jezusa. Pod koniec życia na wiele lat zamknął się w klasztorze zen. Był twórczą, pełną wrażliwości postacią światowej sceny. Swoim odejściem z tego świata pokazał klasę swego człowieczeństwa. Z punktu widzenia chrześcijan pozostał niedoszłym chrześcijaninem, ale tak naprawdę to on, Żyd pokazał chrześcijanom na czym polega istota chrześcijaństwa. Sednem chrześcijaństwa nie są obrzędy czy publiczna deklaracja, ale miłość do Chrystusa, osobista relacja z Bogiem-człowiekiem taka jak w przypadku Cohena.

– Polak?

– Nie… – zaśmiał się Abbott – …prawie. Był uwielbiany w Polsce, bardziej niż w swojej ojczyźnie. Zresztą miał polskie korzenie jak obecnie bardzo wielu żydów na całym świecie.

Obaj zasłuchali się w Hallelujah i tkwili w niemym zachwycie.

 

XXII. Szczegóły

 

– No to trzeba ustalić w końcu wszystkie szczegóły – powiedział Abbott gdy pieśń się skończyła.

– Tak, ustalić szczegóły, wszystkie.

– Nasze nazwą Abbott i Costello?

– Tak, nazwą Nasze Klaskacz i Prychacz.

– Mąż Lousie będzie miał na imię Ian?

– Tak, fizyk będzie miał na imię Gary.

– A statków będzie dwanaście?

– Tak, będzie sto dwanaście.

– I Nasze będą rozmawiać z ludźmi osobiście?

– Tak, będą rozmawiać będąc na orbicie… przez zwierciadełka.

– Przez zwierciadełka?

– Tak, zwierciadełka. Takie ekrany-kamery jak w „1984” Orwella.

– Kostek!

– Tak, Abbuś!

– Twoja mojej przeczy i jednocześnie potakuje.

– Tak, potakuje i przeczy, jednocześnie.

– To na czym w końcu stanęło?

– Tak, na niczym nie stanęło.

– Co?

– Twoja robi po swojemu w filmie, a Moja – po swojemu w opowiadaniu.

Znów zapadła cisza, teraz nieco bardziej kłopotliwa.

 

XXIII. Wieża

 

Ta wymiana zdań, pełna nieoczekiwanych nieporozumień, zupełnie jakby rozmawiali obcymi sobie językami, skłoniła Costello do zadania koledze pytania.

– Czy to prawda, że ludzie mieli kiedyś wspólny język?

– Tak, mówi o tym Biblia w Księdze Rodzaju: „Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa.” Zaczęli budować dla siebie znak, wieżę.

– Martwy znak. Zapomnieli, że ich żywym znakiem jest Bóg?

– Dokładnie. Znakiem jest miłość. Bóg, który jest miłością. A wtedy Bóg powiedział: „Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!”

– A nie próbowali się jakoś dogadać? Stworzyć wspólny język?

– Próbowali. Jeden z nich, Ludwik Zamenhof – znowu Polak – stworzył najbardziej rozpowszechniony język pomocniczy, ale wcale nie był to język uniwersalny.

Z drugiej zaś strony co około dwa tygodnie umiera kolejny z kilku tysięcy używanych na ich planecie języków, a będzie to się dziać coraz szybciej. Tracą nie tylko słowa, które można przetłumaczyć. Tracą przede wszystkim ich lingwazofię – mądrość zawartą w tych językach. Większość ich języków to języki temporalne, ale są i takie, które są pozbawione liniowego czasu. Jak pisał Beniamin Lee Whorf takim językiem jest język Indian Hopi, ale to język tylko mówiony, jeśli dobrze pamiętam.

– Polubiłem tego Whorfa. A ci Hopi też swojacy.

 

XXIV. Przesłanie

 

– Chwilkę, Moja ma wizję: W ostatniej scenie filmu Lousie zadaje pytanie swojemu partnerowi czy mężowi – ten fizyk Ian czy Gary – wszystko Mojej już Twoja pomieszała. Ona już wie to, czego on jeszcze nie wie. Wie, że on jest jej przyszłym mężem, przyszłym ojcem dla jej niepoczętej jeszcze córki, która umrze zanim on odejdzie, ale ona z nią zostanie. Och! Po prostu pyta go jak chciałby żyć gdyby poznał swoje przyszłe życie, gdyby żył tak jakby żył drugi raz. I on odpowiada, że chciałby częściej wyrażać swoje uczucia.

– I to ma być przesłanie? Niezbyt głębokie…

Już chciał dodać: „Czego można się spodziewać – to przecież tylko ten durny Jeremy Renner”, ale ugryzł się w język. Przypomniał sobie bowiem o tym, że on sam zaangażował tego aktora do tej roli tylko dlatego, iż jego nazwisko jest palindromem czyli że można je czytać od początku lub od końca i zawsze brzmi tak samo. Symbolizuje ono Nieskończoność.

– Tak, ta myśl jest przesłaniem. Przesłaniem dla nich jako ludzi, którzy mają swoje życie, swoje rodziny, swoje dzieci. Jest też przesłaniem dla podzielonej ludzkości.

Gdyby przestali mówić o ich poglądach, o polityce, o wyznawanych religiach… uświadomiliby sobie jak bardzo są do siebie podobni, że kiedyś byli jednym ludem.

Każdy z nich boi się choroby i śmierci, każdy czuje się niepewny, wszyscy po omacku szukają miłości, wszyscy głęboko w swych duszach żywią pragnienie wyrażenia podziwu dla praźródła ich istnienia, bowiem przeczuwają to, że ich życie ma jakiś głębszy sens, którego sami nie potrafią odnaleźć. Że każdy z nich jest w głębi serca dzieckiem…

 

XXV. Gra

 

– Ach, Twoja jest zbyt ckliwa. Moja ma pomysł na ten wątek z Chińskim generałem. Twoja posłucha!

– Moja zamienia się w słuch.

– Chińczycy chcieli się porozumieć z heptapodami nie przy pomocy języka, ale przy pomocy szachów. Ludzkie języki są tak naprawdę bardzo mało logiczne, choć oni tego nie widzą na co dzień. Przy pomocy ludzkich języków nie da się na przykład programować komputerów. Szachy są natomiast bardzo logiczne. W szkołach wprowadza się lekcje szachów by dzieci uczuć logicznego myślenia. Pomysł więc by porozumieć się z obcymi za ich pomocą byłby dobry, gdy nie jeden fakt.

Otóż szachy to gra o sumie zerowej. W przypadku wygranej jednego zawodnika drugi przegrywa. W przypadku remisu nikt nie wygrywa i nikt nie przegrywa. Zawsze na końcu jest wynik: zero. Gra o sumie zerowej to kwintesencja ludzkiej logiki. Większość ich gier na tym polega, by wygrać kosztem czyjejś przegranej. Będzie widać lepiej w opowiadaniu niż w filmie to, że heptapody kierowały się zupełnie inną logiką. Logiką gry o sumie nie zerowej. Ludziom trudno jest zrozumieć istotę gry o sumie nie zerowej, bo polega na współdziałaniu zawodników, by wspólnie osiągnęli jakiś cel, którym nie jest czyjaś przegrana.

W ich przypadku to kojarzy się raczej z twórczością artystyczną, gdy wielu muzyków gra jednocześnie po to, by mieć frajdę i zagrać dobrą muzykę. Nie ma tu rywalizacji. Przeciwnie, jest wzajemna inspiracja. Ale w tej historii nie chodzi o sztukę. Chodzi o to, by uratować ludzkość, pobudzić ją do rozwoju po to, by w przyszłości ludzkość pomogła heptapodom uratować ich cywilizację.

Zatem gdy Chińczycy nie potrafili się dogadać z heptapodami przy pomocy szachów myśleli, że obcy nie są ich sprzymierzeńcami, a przeciwnikami. Zareagowali bojowo i chcieli zniszczyć statki obcych. To zupełnie logiczne, jeśli przyjmiemy ich punkt widzenia. Można też powiedzieć, że to był typowo męski punkt widzenia, bo mężczyźni są naturalnie zaprogramowani do walki.

Lousie była jednak kobietą. Kobiety mają zakodowane myślenie pomocne im przy macierzyństwie. Macierzyństwo – albo mówiąc ogólniej: rodzina – jest też grą o sumie nie zerowej. Matka i dziecko dążą do wspólnego celu jakim jest urodzenie i wychowanie zdrowego, samodzielnego człowieka. Dlatego Lousie w przeciwieństwie do Chińczyków dogadała się z obcymi. Nieświadoma tego zastosowała tę samą logikę co heptapody, a inną logikę niż Chińczycy, rząd, wojskowi i inni.

– Dlatego tak ważny jest w tym filmie i opowiadaniu wątek matki i dziecka. On pokazuje to, że aby zmienić świat, by go uzdrowić, trzeba zacząć myśleć jak matka. Niestety ludzka kultura współczesna jest patriarchalna. Co gorsza patrzą oni na matriarchat przez pryzmat patriarchatu. Myślą, że to są rządy kobiet, a to duży błąd. To wcale na tym nie polega. To jest zupełnie inny sposób myślenia i współdziałania jednostek. Patriarchat jest struktura pionową, a matriarchat strukturą poziomą.

W filmie ten kobiecy pierwiastek będzie pokazany wiele razy: Lousie jest jedyną kobietą w tym spektaklu, jest symbolem kobiecości, dawania życia i poznawania go, kształt statków kosmicznych przypomina z jednej strony wargę sromową, a z drugiej wypukły kobiecy brzuch. Rozwiązanie problemu Lousie znajduje nie na płaszczyźnie politycznych rozmów, ale w mistycznej rozmowie o uczuciach. Chiński generał słysząc z jej ust ostanie słowa jego zmarłej żony odnajduje w sobie kobiecy pierwiastek i powraca do Jedności. Nie tylko zmienia zdanie, ale przechodzi wewnętrzną przemianę tak, jakby to jego żona przemówiła do niego i odtąd w nim samym żyła.

 

XXVI. Słońce

 

– A to dziecko, córka Louise, przecież nie może umrzeć bez słowa. To właśnie ona powinna przynieść rozwiązanie. Matka nazwie ją Hannah.

– Ach, znów palindrom! Dobrze, to Hannah powie o tym, że ich istnienie na tej planecie to gra o sumie nie zerowej. Że Zachód i Wschód nie rywalizują ze sobą po to, by wygrać niszcząc przeciwnika. Jeśli na ich planecie zapanuje tylko jeden światopogląd, nie ważne wschodni czy zachodni, to będzie to dalej zero, tak jak to jest teraz gdy obie strony wzajemnie trzymają się w szachu. Ta gra, ich współistnienie na tej planecie, ma cel zupełnie inny. Jaki? Tak trudno im to zrozumieć? Odpowiedź jest najprostsza z wszystkich możliwych. Jest nią liczba jeden. Jedność. Jedność wszystkich mieszkańców jednej jedynej planety, krążącej od miliardów lat wokół jedynego słońca… jak to malarsko wyraził Maugham: „miedziaka”.

– Do całkiem niedawna jeszcze ludzie byli przekonani o tym, że to Ziemia jest w centrum wszechświata, a Słońce krążąc wokół niej służy im swym ciepłem. Dziś wiedzą, że jest odwrotnie dzięki Mikołajowi Kopernikowi. Tylko mi nie mów, że on też był Polakiem! To Słońce jest w centrum, pomimo tego, że dalej sprawuje swoją posłuszną rolę. Jednak czy od kopernikańskiego odkrycia ich myślenie tak naprawdę się zmieniło?

– Ach, człowieku! Zatrzymaj się w swoim biegu! Gdziekolwiek stoisz na tej planecie odwróć swoją twarz do Słońca. Jeśli możesz to uczynić odwróć twarz do Słońca. Jest jedno choć ma tysiące nazw. Jedno dla wszystkich. Daje życie wszystkim. To Ty obracasz się wokół niego. Ach, choć przez chwilę zdaj sobie sprawę z tego, że pomimo pozorów, to ty obracasz się wokół Słońca, a nie ono wokół Ciebie…

– Hm? – Costello spojrzał na Abbotta a ten wydał mu się dwa razy wyższy niż było to na co dzień.

Abbott po chwili na zastanowienie dalej krzyczał do człowieka oddalonego od niego o lata świetlne zupełnie jakby ten mógł go usłyszeć.

– A teraz zamknij oczy. Spójrz do wnętrza siebie. Tam też jest Słońce choć pewnie go nie potrafisz zobaczyć. Jest w Tobie Słońce tak, jak w każdym człowieku na tej planecie. Ono też daje Ci życie. Każdego dnia służy Ci w cichej pokorze czekając aż któregoś dnia zwrócisz ku niemu swój wzrok. I to Ty się obracasz wokół niego, a nie ono wokół Ciebie. Jest jedno. Jest Jednością ze wszystkim co żyje. To Słońce też ma wiele nazw pomimo tego, że jest tylko jedno. Ty zwykle nazywasz je Bogiem. Jakkolwiek je jednak nazwiesz to nie ważne. Ważne byś się z nim zjednoczył. Jeśli to uda Ci się, ono przemieni twoje życie, a Ty zaczniesz przemieniać świat. I to będzie… nowy początek.

 

XXVII. Seks

 

– Nowy początek?

– Tak! Nowy początek. Taki będzie tytuł filmu.

– Nie przejdzie. Zbyt ambitny jak na Hollywood. Tytuł musi brzmieć bardziej… kosmicznie. Na przykład „Arrival” – Przybycie. Obcy, te sprawy…

– Dobrze. „Arrival” też będzie symbolem. W dzień nowego początku będzie symbolem jego przybycia o czym powie im ewangelia: „nadeszła dla was godzina powstania ze snu”. A tytuł „Nowy początek” damy w Polsce. Tam ludzie są mniej spaczeni i pomiarkują o co w tym wszystkim chodzi. Słońce, Ziemia, O obrotach sfer człowieczych… W końcu mieli Kopernika.

– A tak coś moją strzyknęło w serdeczną mackę, że jednak Kopernik był Polakiem.

– Kopernik był Polakiem.

– Ten tytuł przejdzie w Polsce? Oni tam angielskiego nie znają, czy co? A nawet jeśli, to i tak znów wszystko pomieszają.

– Jak wtedy, gdy powiedzieli: „Kopernik była kobietą”.

– Kopernik była… kobietą?

– To taki żart wypowiedziany w polskim filmie z piątej ziabki [1983] pod tytułem „Seksmisja”.

– To o to chodziło w tej ziabce? O seksmisję? To seks jest tym diabelskim wynalazkiem mającym zniszczyć ludzkość?

– Oczywiście, że nie. Seks jest wspaniałym, bożym wynalazkiem. W akcie płciowym najpełniej realizuje się Jedność w ludzkim życiu. W końcu on jest symbolem bożej płodności, bożej chęci rozmnażania się samego Boga w swoim narodzie.

Rzecz w tym jednak, że seks to nie przekąska – cukierek, który odpakowuje się, szybko zjada, a papierek wyrzuca. Seks jest jak wino, potrzebuje czasu, dojrzałości. Trzeba by ludzie całe życie się kochali, zbliżali do siebie, poznawali. Sami poznawali swoje ciała i poznawali siebie nawzajem. Stąd Bóg wymyślił sakrament małżeństwa. To długa wędrówka, piękna przygoda, a oni się ciągle śpieszą. Chcą zaraz mieć to, co inni. Ciągle czują deficyt przez to oglądanie się na innych. To już bardziej telewizja jest diabelskim wynalazkiem, te wszystkie reklamy, mody, konsumpcyjny styl życia. To wszystko sączy w nich poczucie, że ich ego ma starać się o więcej i więcej, bez końca. Gdy spełnią jedne marzenia, reklamy już czekają, by zaszczepić im nowe. A najgorsza jest w tym pornografia. Ona wypacza piękno seksu. Seks z domeny wrażliwości przenosi w sferę ego.

 

XXVIII. Owoc

 

– I co na to chrześcijanie?

– Niestety, u nich jest najgorzej. Do seksu podchodzą pruderyjnie, a mają na jego punkcie obsesję. W ogóle cielesność to u nich tabu. Zupełnie źle pojmują biblijną historię o pierwszym małżeństwie. Adam i Ewa nie zakryli swojej nagości dlatego, że ciało jest grzeszne. Oni byli pierwszymi świadomymi ludźmi i przez uzyskaną wtedy tę samoświadomość zostali wewnętrznie podzieleni.

– Więc zakrycie przez nich genitaliów to był symbol dualności w którą wszedł człowiek?

– Nie tylko symbol, ale też coś zupełnie rzeczywistego. Dla żydów genitalia miały zupełnie inne znaczenie niż dziś dla chrześcijan. Ich związek z Bogiem wyrażał się poprzez relację do genitaliów. Długo by o tym mówić…

– Więc Adam i Ewa…?

– Historia Adama i Ewy to przepiękny teatr życia. Spektakl o nieuchronności ludzkiego rozwoju. Człowiek musiał spróbować owocu z drzewa życia – samego Boga. Musiał zostać zwiedziony przez węża. Musiał stworzyć dwoistość świata i sam siebie podzielić na dwie części. Musiał stworzyć niedoskonałość, której Bóg sam z siebie stworzyć nie potrafił. Musiał odejść z raju jakim była Jedność. To wszystko musiało się wydarzyć, ale teraz człowiek nie musi wcale pozostawać podzielony. Człowiek jest przeznaczony do Jedności. Bóg mówi do człowieka: będziesz cierpiał „póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty”. – Abbott zapytał gestem czy rozumie. – Bóg mówi: „póki nie wrócisz”, bo On nieustannie czeka!

– Piękne, takie to naturalne…

– Owocem z drzewa życia jest przecież Jezus, którego ciało spożywają. Jezus umarł na drewnianym, martwym krzyżu, na drzewie śmierci, by oni mieli krzyż żywy. Jest nim krzyż Ducha Świętego, boża obecność, drzewo życia, nie śmierci. Samo drzewo życia więc wrosło w ich ciała. Ciała, które oni sami ignorują.

 

XXIX. Koło

 

– Ach, teraz to już za bardzo Twoja filozofuje. Ale to o seksie było ładne. Od tego Ted zacznie pisać opowiadanie i na tym oczywiście skończy. Koło życia się zamknie. Lousie i Gary spłodzą Hannah. Przez ten olśniewający moment już nie będą osobno. W czwórkę – Lousie i jej mąż, Bóg i Hannah – staną się Jednością.

– Cudnie. To Moja zrobi premierę filmu 11.11! Cztery jedynki by pokazać tę czwór-Jedność. Tego dnia będzie święto niepodległości Polski.

– Dobry czas! Wtedy będzie najlepsza łączność – trzy dni przed superpełnią, perygeum księżyca. Od 70 lat nie było tak bliskiego zbliżenia księżyca do ziemi. Ale kulminacja ma być 27 listopada, bo wtedy jest największe apogeum.

– W ten dzień, w rocznicę swego chrztu ogniem Ducha, napisze o tym jeszcze jeden Polak. Tytuł będzie połączeniem „Historii twojego życia” i „Nowego początku”. Dla Kościoła to będzie pierwszy dzień nowego roku liturgicznego po Jubileuszowym Roku Miłosierdzia bożego. Tak, w pierwszą niedzielę adwentu, na pierwszą z czterech świec, „czterech jedynek”, kiedy cały świat woła o przybycie Pana. To będzie w nowy początek czyli osiem dni po tym jak Polska zawierzyła siebie i cały świat Jezusowi w Krakowie u Faustyny. W tym nowym czasie Kościół Polski będzie głosił o Duchu świętym. Tyle znaków – jedna iskra. Przygotowanie na Jego przyjście. A On przybędzie jak „złodziej”…

– Nic z tego Moja nie rozumie. Jakieś bajki Twoja opowiada. A kto to ten… jeszcze jeden Polak?

– A, taki jeden zafascynowany Dersu Uzałą. Dersu był głosem natury. Mówił „Moja”, „Twoja” jak Nasze. Odczuwał wewnętrzny dystans pomiędzy niewypowiadanym „ja” a wypowiadaną „Moja”.

– Ach, jego! To akurat Moja rozumie – uśmiechnął się tajemniczo Costello.

– Już pora…

– Tak, pora.

– Ludzie będą myśleli, że to była tylko rozmowa dwóch kosmitów.

– A to była proklamacja, ogłaszanie rzeczywistości.

– Ludzie rozumują linearnie.

– Tak. Myślą, że początek i koniec są po przeciwnych stronach.

– Napiszą poniżej, że to koniec.

– Koniec? Jaki koniec? To nowy początek.

 

Koniec

Komentarze

Tekst zrozumiały tylko dla tych, którzy widzieli film “Nowy początek” oraz czytali oryginalne opowiadanie Teda Chianga.

Ponieważ nie widziałam wspomnianego filmu i nie czytałam opowiadania Teda Chianga, czuję się zwolniona z powinności przeczytania opowiadania Dersu Nowy początek – Historia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Też nie znam filmu ani opowiadania. Powiadasz, że nie ma szans?

Babska logika rządzi!

Dersu, opowiadania nie czytałam, film widziałam. Twój tekst zaczęłam czytać i skończyłam na drugim pomyśle. Nie jestem w stanie przejść dalej. Nie przepadam za absurdem. Są pewne wyjątki, ale Nowy początek – Historia do nich nie należy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przejrzałem – w każdej z części coś tam przeczytałem, ale ponieważ nie ma tu ani fabuły, ani niczego, o czym wcześniej bym nie słyszał, to nie dałem rady się specjalnie zagłębić.

Widziałem tylko film i był całkiem ok (choć jeśli coś mnie nie nudzi i oglądam jednym ciągiem, to w zasadzie należy to uznać za olbrzymi sukces), lecz budowanie na jego podstawie filozofii jest moim zdaniem sporą przesadą. Mam sporo przyjaciół po filologiach, więc zagadnienia lingwistyczne też są dla mnie już przebrzmiałe (zresztą np. ten o sposobie myślenia stoi u podstaw wszystkich tych pomysłów z wprowadzaniem do języka słów typu doktora i ministra, choć to marny wierzchołek tematu).

Podrzucę tu na “zachętę” dla niektórych czytelniczek mały cytacik z tekstu:

Kobiety mają zakodowane myślenie pomocne im przy macierzyństwie

Może kogoś jeszcze sprowokuje to zmierzenia się z Twoim tekstem (bo opowiadaniem to jednak trudno nazwać).

Nowa Fantastyka