- Opowiadanie: Dersu - Ku zagładzie

Ku zagładzie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ku zagładzie

Matambre. Argentyna. 6 kwietnia 2105 roku.

 

Jutro minie równo dziesięć lat od dnia wybuchu III wojny światowej. Nie ma już nadziei na to, że wojna ta skończy się pokojem. Oba obozy wciąż toczą wyczerpujące walki. Do tej pory zginęło kilkanaście milionów ludzi. Setki milionów choruje i głoduje. Nasze kiedyś tętniące życiem miasta teraz stoją wyludnione. Ogromne tereny zostały skażone radioaktywnie i chemicznie. Równowaga biologiczna została nieodwracalnie zniszczona. Tragiczny koniec jest nieunikniony, a będzie to kres całej ludzkości. Z okazji tej smutnej rocznicy przypomnijmy sobie jak do tego doszło.

 

Od niepamiętnych czasów ludzie jedli mięso. Sposoby wytwarzania pokarmów pochodzenia zwierzęcego były technologiami stworzonymi przez człowieka. Wraz z rozwojem kultury w różnych społecznościach kształtowały się różnorakie nawyki żywieniowe. Spożywanie artykułów mięsnych było częstokroć uświęcone obrządkiem religijnym. Często było ono po prostu koniecznością życiową, bynajmniej nie tylko dla Eskimosów. Słowem, mięsa zajmowały zawsze zaszczytne miejsce na stołach całego świata. Pomimo tego, w trakcie postępu cywilizacji, coraz częściej odzywały się złowrogie głosy jaroszy.

 

Po II Wojnie Światowej oraz zimnej wojnie nastały czasy spokoju i dobrobytu. Rozbrojono wojska i unieważniono granice. Świat zmienił się w wielką radosną wioskę. Naukowcy każdego dnia konstruowali setki pożytecznych wynalazków. Roboty zastąpiły ludzi w pracy fizycznej, dzięki czemu rozkwitła twórczość artystyczna. Rodzice mądrzej niż przedtem wychowywali swoje dzieci. Nauczyciele mądrzej je kształcili. Lingwiści zaś stworzyli nowe języki, by wszystkim ludziom łatwiej było porozumiewać się nawzajem, jak i łatwiej zrozumieć samych siebie.

 

Zapanowała tolerancja religijna, gdyż religia przestała być polityką. Ustanowiono demokratyczne rządy kontynentalne, wskutek czego polityka przestała być religią. Prawo, dla odmiany, przestało być prawem, ponieważ prawo przestaje istnieć, gdy znika jego przyczyna. Zatem, kiedy przestępczość znikła, zlikwidowano instytucję policji. Wszystko to, dlatego że dyscyplinę zewnętrzną zastąpiono wewnętrzną. Oczywiście w każdym zakątku globu, za powszechną zgodą, można było uprawiać prostytucję, handlować narkotykami oraz popełnić samobójstwo. Szczęśliwość ta nie trwała jednak długo.

 

W latach osiemdziesiątych XXI wieku do władzy doszła eufemistycznie zwąca się Partia Humanitarnych Miłośników Przyrody. Pod tym kryptonimem ukrywali się działacze z kręgu wegetariańskiego. Początkowo bardzo niewinnie zaczęli oni wprowadzać nowe, lepsze porządki. Najpierw, pod naciskiem weganów, podniesiono cenę jaj. Wkrótce spotkało to ceny ryb, serów i innych ponoć szkodliwych przetworów zwierzęcych. Wreszcie wegetarianie ukazali swe prawdziwe żądania: podnieśli ceny produktów mięsnych. Ludzie doznali nieznanego im dotąd, paraliżującego szoku: musieli zwracać uwagę na to, co ile kosztuje.

 

Rozległy się wołania o rozsądek, które wszakże perfidnie zduszono. Już wtedy propaganda wegetariańska „kanibalami” nazywała amatorów wołowych tudzież wieprzowych wiktuałów. Jarska inkwizycja więziła oraz torturowała płukaniem żołądka podejrzanych o smakowanie w dziczyźnie. Prześladowania i tym razem nie ominęły Żydów. Wyznawcy pseudonaukowej doktryny makrobiotycznej nienawidzili ich za tradycyjną, koszerną kuchnię. Nade wszystko bulwersujące są losy pewnych przybyszów z kosmosu, żywiących się promieniami X, których pogardliwie okrzyknięto „innożercami” i odesłano z powrotem.

 

W lutym roku 2093 wprowadzono prohibicję mięsną. Zwyczajowa gastronomia zeszła do podziemia. Bary mleczne zatriumfowały. Nie na długo zresztą, bowiem wkrótce okazało się, że mleko jest śmiercionośną trucizną. W imię hasła „zdrowa żywność – TAK, chora wolność – NIE” z miesiąca na miesiąc wprowadzano nowe zakazy. Mało tego! Za zakazami nastąpiły nakazy: „Ani jednego dnia bez zielonych liści!”, „Zaczynaj każdy posiłek od surowego jedzenia” itp. Nieustraszonym dostawcom i odbiorcom objętej prohibicją żywności groziła surowa kara: kilka lat surówki warzywno-owocowej trzy razy dziennie.

 

Miarę przepełnił nakaz zjadania codziennej porcji otrębów pszennych. Motywowano go doprawdy pokrętnie i niesmacznie, twierdząc jakoby otręby były bogate w błonnik pokarmowy, błonnik zaś składał się z celulozy, gumy, kleju i tym podobnych ohydztw. Po kilku dniach tej nieludzkiej kuracji, 7 kwietnia 2095 roku, w porze obiadowej, świat oficjalnie podzielił się na dwa obozy. Po jednej stronie stanęli jarosze, a po drugiej ludzie, którzy nie mieli w zwyczaju zaglądać do cudzego talerza. Rozłam ten zwykło się uważać za wybuch III Wojny Światowej, której kolejne etapy potocznie zwie się „wyprawami talerzowymi”.

 

Wojska jarskiej Północy bez ostrzeżenia wdarły się na terytorium liberalnego Południa. Bohaterowie Ochotniczych Oddziałów Armii Niepodległości Dietetycznej, jako nieuzbrojeni i nieufortyfikowani, byli skazani na klęskę. Mimo to bronili się niezwykle mężnie, a bynajmniej nie były to potyczki na sztućce i wykałaczki. Co prawda moralność wegetariańska kategorycznie zabrania zabijania, lecz faktem jest, że wojna przyniosła tragiczne żniwo: siedem milionów ofiar. Byli to jeńcy, którzy umarli z głodu, gdyż nie chcieli wziąć do ust żadnej roślinnej strawy. Duch poświęcenia posunięty do heroizmu!

 

Po upadku Afryki i Australii ostatnim bastionem mięsnej sztuki kulinarnej stała się Ameryka – ojczyzna hamburgera. Lecz i tu nie ma spokojnych śniadań i kolacyj. Terroryści fruktańscy uszkadzają elektrownie atomowe, aby nie można było gotować w kuchenkach mikrofalowych, ponoć mających zabójczy wpływ na odżywcze składniki jadła. Witariańskie Brygady Lotnicze zrzucają bomby chemiczne za środkami przeczyszczającymi. Obraz wojennego zniszczenia jest posępny. W szpitalach polowych brak łóżek dla nieustannie napływających chorych na nieżyty żołądka i drażliwe jelita.

 

Dalsze potęgowanie cierpień i głodu nie ma najmniejszego sensu. Nastawieni pokojowo przywódcy liberalni wielokrotnie podejmowali próby zawarcia rozejmu. Tyrani spod znaku naci pietruszki każdą propozycję odrzucali, twierdząc jakoby wysłannicy „kopali sobie groby własnymi zębami”. Ci dietetyczni obłudnicy nie znają litości. Zaś ich apetyty są nienasycone. Żądają bowiem bezwarunkowej kapitulacji, a jako odszkodowań wojennych dostaw warzyw inspektowych. Wegetariański Sąd Najwyższy zaocznie wydał wyrok skazujący wszystkich wolnozjadaczy na dożywotnią dietę bezmięsną.

 

Niemniej możliwość kapitulacji była przez pewien czas rozważana. Nie przyjęto jej, ponieważ nawet tak męczeński akt poświęcenia nie zdołałby uratować ludzkiej cywilizacji od apokalipsy. Jej zapowiedzią było całopalenie ksiąg medycznych, aptek i laboratoriów farmaceutycznych. Dokonano tego na rozkaz najbardziej zagorzałych fanatyków wegetariańskiej filozofii, bowiem w ich mniemaniu wirusów – jako istot żywych – nie wolno zabijać lekarstwami. Oni też postanowili naprawić domniemany błąd Matki Natury. W tym celu rozpoczęto, katastrofalną w skutkach, realizację planu masowej sterylizacji roślin i zwierząt mięsożernych.

 

Czego nauczyła nas ta dobiegająca końca historia ludzkości? Co obnażyła przed nami III Wojna Światowa, największa w dziejach próba fizycznego i psychicznego uroślinnienia człowieka? Bez wątpienia każda idea może stać się przyczyną bezsensownego dramatu. Można by mnożyć przykłady, kiedy to idee miłosierdzia i współodczuwania prowadziły do aktów okrucieństwa lub masowych mordów. Gdzież leży przyczyna tego paradoksu? Czy w braku tolerancji, jak usiłują nas przekonać politycy wolnościowi? Czy też gdzieś głębiej: w naturze psychiki ludzkiej? Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

 

Ludzie, którzy nazywają siebie wegetarianami, postulują, iżby nie zabijać i nie zjadać odczuwających istot. Czyż jednak zaznali oni agonii śmierci, by mogli na podstawie osobistego doświadczenia wypowiadać się o niej? Nie! Podobnie jak wszyscy ludzie, wegetarianie doświadczają śmierci jedynie od zewnątrz. Toteż, jak wszystkich, widok ten przeszywa ich przerażeniem. Mówiąc o kresie życia, mają na myśli trwogę przed nim. Z tej to przyczyny – a nie ze spontanicznego odruchu serca, jakiego doznawali pierwsi, niezrzeszeni jarosze – tak mocno skupiają swą uwagę na ochronie życia.

 

Wegetarianizm, rzecz pozornie tylko praktyczna, jest jedną z ideologii. Jako koncepcja ponadnarodowa, a nawet ponad kulturowa ma ona najszerszy wymiar, globalny. Niedorzecznością wszakże byłoby oskarżać entuzjastów tej ideologii o rozmyślne rozpętanie światowej wojny. Rozpętały ją bowiem “demony” bojaźni od prawieków mieszkające w ludziach. Wegetarianie nieświadomie stali się kolejnym narzędziem obawy umierania, która tylokrotnie popychała naszych przodków do barbarzyństwa. Aczkolwiek niewątpliwie to właśnie jarosze okazali się nadzwyczaj skutecznym narzędziem w rękach strachu.

 

Strach, w odróżnieniu od lękliwości, jest najbardziej ludzkim uczuciem. Zaczyna się on tam, gdzie kończy się poczucie humoru. Narzucając powagę, strach odbiera jednostce zdolność spostrzegania rzeczywistości z dystansu. Odbierając umiejętność samodzielnego myślenia, narzuca czarno-białą mentalność tłumu. A myślenie w kategoriach dobra i zła prowokuje do zajęcia miejsca po którejś z przeciwnych sobie stron. Stąd już tylko krok do krwawego konfliktu. Po uruchomieniu ten złożony proces jest nie do zatrzymania. Ignorowanie tego przez nas wszystkich prowadzi populację ludzką ku zagładzie.

Koniec

Komentarze

Może źle odbieram – Autorze, czy to fragment?

Nie bardzo wiem, Dersu, co skłoniło Cię do podzielenie się rozważaniami dietetycznymi i przed czym ostrzegasz ludzkość, przedstawiając tyleż mało fantastyczną, co mało wiarygodną wizję końca świata, będącą skutkiem zmuszenia ludzkości do przejścia na dietę roślinną.

Przykro mi to pisać, ale tekst zupełnie nie przypadł mi do gustu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mi tam się podobało, bo w sumie człowiekowi każdy powód może dać pretekst do wojny.

 

Czyżby cykliści okazali się całkiem niewinni? Niewiarygodne…

Nie podeszło. Przede wszystkim – forma wykładu nuży. Przydaliby się jacyś bohaterowie, za których można trzymać kciuki. A tak wygląda jak kartka podręcznika do historii. Acz nawet one bywają urozmaicone obrazkami.

Po co Ci odstępy między akapitami? Czasami interpunkcja kuleje.

Zaczynaj każdy posiłek od surowego jedzenia” itp.

W beletrystyce raczej nie używamy skrótów. Przynajmniej takich, których nie używa się, mówiąc.

 

Edytka: Aha, literówka w pierwszym słowie właściwego tekstu nie wróży dobrze.

Babska logika rządzi!

Zapanowała tolerancja religijna, gdyż religia przestała być polityką. Ustanowiono demokratyczne rządy kontynentalne, wskutek czego polityka przestała być religią.

Ładne. 

 

W sumie na początku nie wiedziałam jak podejść do tego tekstu, ale w końcu zdecydowałam się na przymrużenie oka. Generalnie, ciekawa humoreska, ale forma wykładu rzeczywiście trochę nuży; nawet najlepsze żarty trzeba umieć opowiadać. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Witaj, jest pomysł na tekst i chyba na pomyśle się kończy. Akcji brak, a sposób w jaki jest nam to wszystko podane zabija jakikolwiek wydźwięk humorystyczny. Do tego dorzucasz takie głupoty jak nie zabijanie wirusów, które za wikipedią "wykazują jednak zarówno cechy komórkowych organizmów żywych, jak i materii nieożywionej." A co z bakteriami? Zabroń jeszcze używania mydła i mycia się. To i praę 8nnych głupot, niespecjalnie nawet śmiesznych plus nudna forma i skąpa zawartość fantastyczna u mnie ten tekst dyskfalifikują. Napisz nawet o tym samym ale daj nam akcję i bohaterów. I nie wyjaśniaj wszystkiego. Nie opisuj, a pokazuj. Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka