- Opowiadanie: Fasoletti - Ręka (DRAGONEZA)

Ręka (DRAGONEZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ręka (DRAGONEZA)

Nie jest to typowo o smokach, ale motyw jest, więc mam nadzieję że do konkursowych się nada. Opowiadanko ku przestrodze, abyście przy oświadczynach uważali, o co prosicie przyszłego teścia. Miłego czytania i zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach.

 

 

 

I

Eryk von Stein odziany w swoją najpiękniejszą zbroję, dumnie kroczył w kierunku posiadłości De Buców. W jednej dłoni ściskał bukiet kwiatów, w drugiej butelkę najprzedniejszego trunku. Im bliżej był celu, tym bardziej się denerwował. Jego ręce drżały, a nogi miał jak z waty. W końcu stanął przed ogromnym, pomalowanym na kremowo budynkiem. Przeszedł przez usłany kwiatami ogród i zastukał do drzwi mosiężną kołatką. Wziął kilka głębokich oddechów, by uspokoić szaleńczo bijące serce. Otworzył mu stary, brodaty lokaj, który skłonił się nisko i gestem dłoni zaprosił gościa do środka. Następnie nic nie mówiąc, poprowadził za sobą. Szli nie kończącym się labiryntem korytarzy, których ściany ozdobione zostały antycznymi płaskorzeźbami i obrazami znanych malarzy. Eryk z podziwem spoglądał na te dzieła sztuki i nie zauważył nawet, kiedy dotarł do przestronnego salonu. Pomieszczenie było jasno oświetlone setkami świec. Przy ścianach stały granitowe rzeźby, przedstawiające różne historyczne postacie w walecznych pozach. A to z uniesioną włócznią, to znów z gotowym do uderzenia mieczem. Po środku zaś oczekiwali na von Steina hrabia Krzysztof z małżonką Heleną. Eryk widząc ich poczuł, jak plecy oblewa mu zimny pot. Nie myśląc wiele wykonał szarmancki ukłon, po czym wręczył gospodarzom prezenty. Następnie padł na kolana.

– Jaśnie panie hrabio, jaśnie pani hrabino – zaczął. – Ja, Eryk von Stein, błagam o rękę waszej pięknej córki Mirindy. – Spuścił głowę i czekał w milczeniu.

Kiedy ją uniósł, zobaczył, że jego ukochana weszła do komnaty. Spojrzawszy na rycerza, uśmiechnęła się delikatnie. Krzysztof podszedł do niej i wyciągnął z pochwy ozdobiony klejnotami miecz. Eryk zamarł. Z przerażeniem patrzył, jak hrabia jednym, silnym cięciem pozbawia swą córkę kończyny. Aż powstał, gdy struga szkarłatnej krwi chlusnęła na podłogę. Panna wrzasnęła głośno. Hrabina podeszła do niej i owinęła kikut jedwabną szmatą, po czym wyprowadziła Mirindę z pokoju.

– Ale… Ale… Jak to?– jąkał się Eryk, gdy Krzysztof podniósł z posadzki odciętą rękę i wręczył mu ją.

– Dostałeś to o co prosiłeś. Dbaj o nią i udowodnij że jesteś jej godzien. – Rzekł uroczystym tonem hrabia De Buc, po czym ucałował zięcia w oba policzki i wyszedł.

Eryk, zszokowany, nie wiedząc co począć, schował podarek do skórzanej torby i podążył za starym lokajem, który odprowadził go pod same drzwi. Potem rycerz stał jeszcze długo przed posiadłością, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Co chwilę zerkał do sakwy, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co go spotkało.

– Muszę się napić… – stwierdził w końcu i skierował krok w stronę najbliższej karczmy.

 

II

Gospoda pod "Zdechłym Goblinem" była najgorszą speluną w mieście. Przychodziło tu głównie chłopstwo, oraz biedna szlachta. Podawane tutaj piwo przypominało w smaku szczyny. Krążyły nawet legendy, że właściciel nocami zamiast dodawać wody, sam odlewa się do beczek. Na ile było to prawdą, nie wiadomo. Wiadomo było natomiast, że pojawienie się w "Goblinie" tak znanego męża jak von Stein wzbudziło niemałą sensację. Wieśniacy z zaciekawieniem spoglądali jak spochmurniały rycerz obojętnie wychyla kolejne kufle obrzydliwego trunku i tępo spogląda w stronę leżącej obok niego, skórzanej torby. Nagle podszedł jakiś mężczyzna. Osobnik ów był stary. Jego siwa niczym szron broda niemalże dotykała ziemi. Za ubranie robiły podziurawione i cuchnące fekaliami szmaty. Błagalnie wyciągnął w stronę Eryka drgającą dłoń.

– Dobry panie, poratuj biedaka – rzekł przepitym głosem.

– Zjeżdżaj – odburknął von Stein.

– Nie powinieneś być dla mnie niemiły – żachnął się żebrak. – Jestem wielkim magiem i należy mi się choć odrobina szacunku.

Zaskoczony Eryk podniósł głowę i spojrzał w pomarszczoną i zarośniętą mordę starca. Wybuchnął gromkim śmiechem.

– Ty magiem? A to dobre. I jak brzmi twe imię o wielki czarodzieju?

– Brzmi ono Tristan – rzekł czarownik i bez pytania usiadł na przeciwko rycerza, który aż zatkał nos, czując cuchnący rzygami i tanim winem oddech nieznajomego. – Nie wierzysz mi?

– Jasne że ci nie wierzę! Jesteś zwykłym lumpem, próbującym wydusić ode mnie kilka srebrników, czyż nie?

Tristan podał młodzieńcowi glinianą butelkę.

– Zajrzyj do środka – rozkazał.

– No i co? Pusta.

Mag pstryknął palcami.

– Zajrzyj teraz.

Eryk przystawił oko do szyjki.

– Teraz jest pełna. I co? To jest ta twoja wielka magia? Kuglarze z bazaru znają lepsze sztuczki.

– Oczywiście, że to nie wszystko – dodał czarnoksiężnik oburzonym głosem. – Umiem jeszcze sprawić, by miało dowolny smak. Malina, wiśnia, truskawka, cipka twej lubej… Mówisz, masz. – Puścił oko do rycerza i uśmiechnął się rubasznie.

– Cipka lubej… – mruknął pod nosem von Stein.

– A, więc mamy problem z kobietą. – Tristan zatarł ręce.

– Tak, z kobietą. A tobie nic do tego – odburknął gniewnie Eryk.

– Słuchaj, opowiedz mi co się stało, a na pewno ci ulży. To zawsze pomaga.

– Gówno cię… A zresztą. Co mi tam. – jęknął zrezygnowany rycerz i zrelacjonował Tristanowi swoje nieudane oświadczyny. Ten słuchał uważnie, co chwilę pociągając łyk wyczarowanego przed chwilą wina.

– Masz ją tutaj? – zapytał, gdy opowieść dobiegła końca.

Młodzieniec podsunął mu pod nos torbę i uchylił wieczko.

– Hmm, na upartego to jakoś poradziłbyś sobie i tym… – stwierdził Tristan, widząc siną, delikatnie zaciśniętą dłoń i kolejny dwuznaczny uśmiech wykrzywił mu twarz.

Rycerz zignorował docinkę.

– I co ja mam teraz zrobić? – zapytał za to rozżalonym głosem. – Chciałem księżniczkę, a dostałem to. Do tego moja ukochana jest teraz kaleką. A ten jej ojciec to jakiś wariat! – trzasnął pięścią w stół z taką siłą, że na blacie wyrosło olbrzymie pęknięcie, a głośno rozmawiający chłopi umilkli i spojrzeli w jego stronę.

– Uspokój się – żebrak poklepał go po ramieniu. – Jeszcze nie wszystko stracone.

– Jak to? – oczy Eryka błysnęły.

Złapał maga za ramiona i potrząsnął nim z całej siły, aż ten beknął głośno i o mało nie zwymiotował.

– Jeśli coś wiesz, to mów! Bo każę cie końmi rozerwać! – ryknął mu w twarz.

Czarownik odepchnął narwanego młodzieńca i wygładził pomięte łachmany.

– Jak mnie rozerwiesz, to gówno się dowiesz. A teraz słuchaj uważnie. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami, za siedmioma dolinami, za siedmioma bagnami…

Eryk nie wytrzymał. Wyciągnął miecz i przystawił go starcowi do gardła.

– Żarty sobie ze mnie stroisz?!! No to zaraz ci się ich odechce, jakem Eryk von Stein!

Tristan z kamienną twarzą dotknął ostrza. Ku przerażeniu Eryka, zwiotczało ono i opadło.

– To samo zrobię z twoim ogierem, jak zaraz nie siądziesz na dupie. Będzie się tak zachowywał za każdym razem, gdy zobaczysz ukochaną, a tego byś chyba nie chciał?

Gniew płonął w oczach von Steina, ale posłusznie wykonał polecenie.

– Dobra, koniec żartów – rzekł poważnie mag. – Pewnie słyszałeś o najwyższej górze w kraju, zwanej "Wzwodem Mulata", otoczonej gęstą, nie przebytą puszczą? Mniemam, że słyszałeś – pociągnął siarczysty łyk z flaszki i beknął. – Więc jak mówiłem, na tej ogromnej górze mieszka straszliwy smok. Już nie jeden stracił życie w starciu z nim, gdyż bestia jest bezlitosna jak biegunka po serwowanym tu piwie. – wymownie spojrzał na stojący przed Erykiem kufel. – W każdym razie ów smok, postrach okolicy, w swojej jaskini trzyma ostatnią istniejącą fiolkę żywej wody. Gdybyś ją zdobył, mógłbyś doczepić tę trzepaczkę do reszty swej lubej. – wyszczerzył pognite zęby, wyglądające niczym pola szachownicy.

Eryk chłonął jego słowa jak ziemia wodę. Gdy opowieść dobiegła końca wstał i ucałował Tristana w pokryty wypryskami i gęstym włosiem policzek. Potem jak oparzony wyleciał z karczmy. Mag pokiwał głową i popędził za nim.

– A ty czego? – spytał zdziwiony von Stein, widząc doganiającego go starca.

– Znasz drogę?

Rycerz podrapał się w głowę i zrobił głupkowatą minę.

– No właśnie… Tędy. – Tristan wskazał opróżnioną do połowy butelką kierunek i obaj ruszyli.

 

III

– Wyrzuć to cholerstwo!- krzyczał zdenerwowany Tristan, gdy po dwóch dniach wędrówki przez gęstą i wilgotną puszczę, ręka zaczęła niemiłosiernie cuchnąć.

Eryk skierował w jego stronę wykrzywione ostrze.

– Ani się waż jej tknąć! To kawałek mojej ukochanej!

– Przecież możesz to robić własną ręką! Nekrofil jesteś czy co?! – wrzeszczał mag, opędzając się sosnową gałązką od tabunu much, który od jakiegoś czasu towarzyszył im nieprzerwanie dzień i noc.

– Lepiej się pospieszmy – skwitował rozmowę Eryk i zajrzał do torby.

Odór rozkładu prawie zwalił go z nóg. Kończyna nie była już siwa. Skóra na niej była niemalże czarna, a spod tej czarnej powłoki wystawały gdzieniegdzie obrośnięte zielonym nalotem mięśnie. W dodatku pasły się na nich grube i dorodne czerwie. Przemykały pomiędzy włóknami i zżerały je do kości. Rycerz zawiązał schowek i przyspieszył kroku. Za nim podążał czarownik, mamroczący pod nosem najgorsze przekleństwa jakie znał. Pod wieczór dotarli do podnóża "Wzwodu Mulata".

– No to w górę? – zapytał Eryk.

– Tyś chyba zgłupiał do reszty. Za kilka minut będzie ciemno jak w twoim szanownym siedzisku. Ja zostaję tutaj do rana. – Tristan pozbierał kilka gałązek i pstryknął palcami.

Płomyki wesoło zatańczyły na cienkich patyczkach.

– Nie mówiłeś że umiesz takie rzeczy! -zdziwiony rycerz spoglądał na ognisko.

– To zostajesz?

– Nie! – odparł i ruszył w górę.

– Kurwa… – mruknął mag i również rozpoczął wspinaczkę.

Szlak był bardzo niebezpieczny. Każdy nieostrożny krok mógł oznaczać upadek i śmierć. Lawirowali krętymi, kamienistymi dróżkami, oplatającymi górę niczym gwinty świder. Zapadła noc. Księżyc umknął za chmury, tak, że widoczność była praktycznie zerowa. Po omacku, kroczek za kroczkiem pełzli ku smoczej grocie. Nagle kamień uciekł spod nogi Tristana, a on sam omal nie runął w przepaść.

– Dalej nie idę! Nie będę ryzykował życia, żebyś ty mógł sobie podymać! Czekamy do rana! – ryknął.

– A nie możesz rozpalić ogniska? Zrobić pochodni? Jesteś przecież magiem – jęknął zrezygnowany Eryk.

– I co podpalę? Kamienie? Twoją głowę? Zamknij się i śpij.

Von Stein długo walczył ze snem. Cały czas miał przed oczyma pozbawioną ręki Mirindę. Widział jej głębokie oczy oraz jędrne piersi tak wyraźnie, jakby stała przed nim.

– Nie poddawaj się mój luby. Walcz… – rzekła nagle zjawa, po czym zniknęła we mgle.

Rycerz usnął.

Obudził go silny kopniak w tyłek.

– Śpiąc do południa nie uratujesz swojej kobiety! – skrzeczący głos czarnoksiężnika wyrwał go z odrętwienia.

Wstał i rozejrzał się dookoła. Nagle oniemiał. W oddali, na końcu wąskiej ścieżyny, zobaczył wybitą w skale jaskinię.

– Tristan, patrz!! – krzyknął.

– No to masz tę swoją grotę – odparł obojętnie starzec. – Teraz pozostaje tylko zdobyć wodę.

Nagle z wnętrza pieczary doszedł do nich nieludzki ryk, głośny jakby lawina głazów toczyła się po zboczu. Eryk znieruchomiał. Tristan pstryknął palcami i zniknął.

– Kurwa mać! – zaklął rycerz widząc jak jego towarzysz się ulotnił, oraz jak z czarnego otworu w skale wychodzi kilkumetrowa, szarozielona żmeja.

Bestia spojrzała w niebo i plunęła do góry strumieniem lawy, który zapalił kilka pobliskich krzewów. Rozprostowała skrzydła i pociągnęła nosem. Coś poczuła. Spojrzała w kierunku, z którego doleciała do niej podejrzana woń i po raz kolejny wydała z siebie ogłuszający ryk. Kilkadziesiąt metrów przed nią, na trzęsących się nogach, stał von Stein. Rycerz drżącą dłonią pochwycił przypięty do pasa miecz. Zabluzgał znowu, gdy przypomniał sobie o wygiętym przez Tristana ostrzu. Splunął i zrezygnowany czekał na śmierć. W tym momencie znów ujrzał przed sobą kaleką zjawę Mirindy. Celowała w niego pokrytym strupami kikutem.

– Walcz! – rzekła przejmującym głosem. – Inaczej nigdy mnie nie uzdrowisz. – I zniknęła.

W Eryka wstąpiły nowe siły. Podniósł skrzywiony miecz i z okrzykiem na ustach ruszył w kierunku smoka. Zręcznie uniknął ciosu ogonem, a uderzenie łapą zablokował pokiereszowanym ostrzem, które pękło jak szkło. Uchylił się przed strumieniem wrzącej lawy, przeturlał pod brzuchem potwora i wbiegł do jaskini. Było tu chłodno i wilgotno. Pędził po omacku przed siebie, potykając się o wystające z ziemi kamienie. Wpadł do szerokiej komnaty, oświetlonej jakimś dziwnym kryształem wyrastającym z ziemi. Ciągle słyszał za sobą ciężkie kroki potwora i czuł jego cuchnący siarką oddech. Zlustrował grotę. Po ziemi walało się pełno szkieletów. Ku jego radości jeden z kościei ściskał w dłoni podrdzewiały, dwuręczny miecz. Von Stein pochwycił broń i czekał. Już po kilku chwilach smok wparował do wnętrza. Lawirował pomiędzy kamieniami ze zwinnością węża i niczym wąż kąsał ostrymi kłami zza załomów skalnych. Eryk sprawnie umykał przed tymi atakami. W końcu udało mu się sprawić, że żmej w szalonym pędzie wpakował łeb w wąski przesmyk między dwoma głazami. Rycerz już czekał po drugiej stronie z uniesionym ostrzem. Gdy potwór próbował wyszarpnąć czerep z pułapki, von Stein kilkoma silnymi ciosami odrąbał go od tułowia. Bestia ryknęła panicznie, aż zatrzęsły się ściany i był to ostatni odgłos, jaki wydała w swym nędznym życiu. Zdyszany Eryk kopnął odcięty łeb i omijając sporą kałużę śmierdzącej, szarobrunatnej krwi jaka kapała z truchła smoka, usiadł na niewielkim głazie. Odsapnął chwilę i podszedł do świecącego kryształu. W jego wnętrzu zatopiona była maleńka fiolka. Bez zastanowienia roztrzaskał kamień uderzeniem ogromnej broni i pochwycił buteleczkę. Nagle obraz zafalował mu przed oczyma. Dostał zawrotów głowy. Przetarł oczy widząc, jak ciało smoka rozmywa się coraz bardziej, by w końcu zniknąć. Na jego miejscu jak z pod ziemi wyrosły okaleczona Mirinda i jej matka Helena.

– Brawo, nie myślałem że sprostasz temu zadaniu – znajomy głos doszedł do jego uszu.

Odwrócił się i ujrzał Tristana.

– Ty skurwysynu! Zostawiłeś mnie! – wrzasnął, mierząc w niego czubkiem miecza.

Czarownik wybuchnął gromkim śmiechem i strzelił palcami. Zszokowanemu Erykowi opadła szczęka, gdy cuchnący żebrak, w jednej chwili, stał się odzianym w piękne szaty hrabią Krzysztofem de Bucem. Padł przed nim na kolana. Hrabia podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.

– Jesteś dzielnym wojownikiem Eryku i godnym zostania mym zięciem. Uzdrów teraz Mirindę.

Eryk wstał i z obrzydzeniem sięgnął do torby. Ku jego zdziwieniu ręka którą wydobył była w idealnym stanie. Zgnilizna i czerwie zniknęły. Polał ją żywą wodą i przyłożył do kikuta sterczącego z ramienia swej lubej. Kończyna przyrosła, a Mirinda pogładziła nią swego rycerza po twarzy.

– Czy chciałbyś jeszcze może o coś poprosić? – zapytał Krzysztof uśmiechając się.

Von Stein po raz kolejny uklęknął przed nim. Ucałował jego dłoń i rzekł:

– Skoro już wszystko się szczęśliwie zakończyło, jeszcze raz błagam o rękę twej córki.

Dziewczyna zbladła. Jej źrenice zrobiły się ogromne jak talary, a twarz nabrała purpurowej barwy.

– Ty skończony debilu!! – krzyknęła. – Miałeś poprosić o mnie! O MNIE!!!! Aaaaaa!!!

– To naprawdę była ostatnia butelka? – zapytał przerażony Eryk von Stein, patrząc na leżącą u swych stóp, drgającą spazmatycznie, dopiero co uzdrowioną kończynę Mirindy.

Koniec

Komentarze

Dobre! Wreszcie przyzwoite, żywe dialogi, w których czuć postać a nie styl wypowiedzi autora, a nieczęsto to tutaj widywałem. Tu i ówdzie parę małych zgrzytów (uderzenie mieczem; wyrosło olbrzymie pęknięcie; etc), ale praktycznie bez znaczenia. Zakończenie niestety przewidywalne - gdyby mag napatoczył się na Eryka jakoś bardziej przypadkowo, a nie wparował od razu na niego po wejściu do karczmy, to byłby efekt zaskoczenia.

Choć i tak opowiadanie bardzo dobre, IMO do tej pory najlepsze w konkursie. Szkoda tylko, że taki limit znaków... aż się prosi o jeszcze.

ubawiłem się setnie :)))

Fasoletti, bardzo Cie przepraszam, ale w poniższym komentarzu kilka razy pisałem trochę złośliwie. Bardzo proszę, nie bierz tego do siebie. Nie jesteś pierwszym lepszym ‘pisarczykiem', więc pewną odporność na krytykę już posiadasz. Nawet taką nierzeczową, subiektywną. To hartuje pisarza. Jak pierwsza krew. Pierwsza żona. Pierwsza recenzja w NF.

„zastukał w drzwi mosiężną kołatką" - ‘w drzwi' czy ‘do drzwi'?
„Eryk z podziwem spoglądał na te dzieła sztuki i nie zauważył nawet, kiedy dotarli do przestronnego salonu."
Wiem, że to tylko kosmetyka, ale ‘dotarł', nie ‘dotarli' - Eryk, jako podmiot zdania, jest ważniejszy niż lokaj z poprzedniego zdania.
„wręczył państwu prezenty"
lepiej ‘wręczył Rzeczpospolitej prezenty' ;P (a bez jaj, np.: ‘gospodarzom')
„Spuścił głowę" i „Kiedy ją podniósł" - ‘uniósł'
‘opuścił głowę' albo ‘spuścił nos na kwintę', ‘spuścił komuś lanie' i dalej nie drążmy tematu
O obcięciu... kończyny. Trzymasz w napięciu. Czekałem aż pojawi się info, że to nie noga. Skoro Fanta nie pokuśtykała, ulżyło mi. I kiedy tak stał pod brama posiadłości, to czekałem, aż użyjesz zwrotu „Zastanawiał się, co z tym fantem począć" :)))
„Gospoda pod "Zdechłym Goblinem" była najgorszą speluną w mieście. Przychodziło tu głównie chłopstwo" - uwielbiam takie kawałki. Niby miasto, a cisną się wszędzie chłopi. I wiem, że znajdą sie osoby, które będą bronić fragmentu twierdząc, że wieśmaki zwaliły sie na jarmark.
„leżącej obok siebie" ‘leżącej obok niego' i wtedy w następnym zdaniu bez ‘niego'.
„na przeciwko" czy ‘naprzeciwko'... sam nie wiem
Mówiąc „Oczywiście, że to nie wszystko" odpowiadamy na pytanie typu „I to wszystko?" albo „To wszystko, na co cię stać?". Pewnie tak tam stało we wcześniejszej wersji.
„podsunął mu pod twarz torbę" ‘podsunął mu pod nos' (chyba że Eryk jest chirurgiem, o czym nie musi świadczyć ludzka ręka noszona w torbie)
„nie przebytą puszczą" ‘nieprzebytą'
„pognite zęby" ‘przegniłe'?
„Tristan wskazał opróżnioną do połowy butelką kierunek i oboje ruszyli." ale... pisałeś, że on mu tylko zagroził... albo zrobiłeś freudowskie przeniesienie i Eryk, miast mieczem, pogroził Tristanowi... czym innym, co zwiotczało. Albo powiem inaczej - ‘obaj' zamiast ‘oboje'.
„tabun much" to piękny zwrot, a w Twojej prozie, nie... w Twojej epice ‘rój much' brzmiałby banalnie, a tak można sobie wyobrazić stado gigantycznych gzów opitych zgniłą posoką...
„a z pod tej czarnej powłok" ‘spod'!
„dotarli do podnóży" ‘podnóża'?
„- Nie! - odparł i ruszył górę." zabrakło ‘w'
„oplatającymi górę niczym gwinty na świdrze" albo ‘gwinty świder'
„zobaczył wybitą w skale jaskinię" a nie ‘wykutą'?
„Po ziemi walało się pełno szkieletów." ‘na ziemi'?
„Już po kilku chwilach smok wparował do wewnątrz." ‘do wnętrza' albo ‘do wnętrza groty'
„Bestia ryknęła panicznie, aż zatrzęsły się ściany i był to ostatni odgłos, jaki wydała w swym nędznym życiu." zabraniam bestii bez głowy wydawać jakiekolwiek artykułowane odgłosy rzeczoną głową - nie ma zasilania powietrzem do strun głosowych, więc smok milczy. Pozostaje mu jedynie gestykulacja. Może powiedzieć coś na migi.

Jak zwykle zabawnie, jak zwykle wulgarnie. Wystarczy 6?

 

Mnie porwało, mimo że ( a może właśnie dlatego:)) miałam przed oczami tę nieszczęsną kończynę:). Napisane  lekko i z polotem. Podoba mi się metaforyczno - żartobliwy ton całego opowiadania :D - "zwanej "Wzwodem Mulata", otoczonej gęstą, nie przebytą puszczą zwanej "Wzwodem Mulata" :DDD
Do poprawki nieśmiało wyłonię:
 Otworzył mu stary, brodaty lokaj, który skłonił się nisko i gestem dłoni zaprosił gościa do środka - czy słowo "gość" jest tutaj konieczne?,
Szli nie kończącym się labiryntem korytarzem  - niekończącym się
Nie myśląc wiele wykonał szarmancki ukłon - niewiele myśląc wykonał szarmancki ukłon
 Bestia ryknęła panicznie, aż zatrzęsły się ściany i był to ostatni odgłos, jaki wydała w swym nędznym życiu - wyrzuciłabym słowo "nędznym" bo z opowieści nie wiemy, aż tyle na temat życia smoka, żeby stwierdzić, że było ono nędzne :)

Generalnie na 6!

Podobało mi się, chociaż trochę niestety "nieprzeczytanych" błędów, które już poprzednicy skwapliwie wyliczyli ;) Wyraziste, świetnie napisane i z humorem. Piątka ode mnie.
P.S. Dobrze, że Eryk nie trafił na smoka gwałciciela ;)

Dałam szóstkę. Bardzo mi się podobało. Naprawdę bardzo :)))

Zapomniałam dodać - to jest właśnie mój ulubiony typ humoru fantasy ;) (Pomijając Pratchetta). Świetne, zabawne, nie nudne czy rozlazłe, a do tego zakończenie bardzo odpowiednie... Nooo, świetne :)

Dreammy...poprzednik w postaci agizgagi oznajmia, że nie było to złośliwe ani tzw czynne mędrkowanie ;) Po prostu myślę, że takie wyliczanki pomogą inaczej spojrzeć na tekst :)

Wyliczanki i poprawianie języka jest absolutnie i zawsze bezwględnie potrzebne.

Moim zdaniem wyliczanki są małostkowe. ;P

Hmm być może i małostkowe, aczkolwiek...wyjątkowo szczodre :P

Super. Jak dla mnie na 5.
Dobry, niebanalny humor i ciekawa historia.

Aha, jeszcze jedna uwaga.
Jeśli chodzi o konkurs, to bohaterem (zakładam że głównym) miał być SMOK. Dlatego 5, a nie 6:)

Erreth, dzięki, tego typu krytyki na pewno nie uważam za złosliwą. Dzięki temu uczę się i poprawaiam, choć szczerze przyznam, że nie spodziewałem się az tylu niedociagnięć... Ale cóż, tak to jest niestety, jak człowiek sam sobie robi korektę... Dlatego ta strona i użytkownicy są moim korektorem, tak więc Ty i Reszta szanownych kolegów i koleżanek, jak widzicie że coś jest źle, wytykajcie śmiało, o to się na pewno nie pogniewam.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mortycjan i własnie przez ten limit znaków takie szybkie spotkanie, niestety.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ok, poprawiłem, Erreth, część tych poważniejszych, reszta według mnie powinna brzmieć tak jak jest, dzięki jeszcze raz wszystkim za uwagi.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Reszta...zrozumiała :)

Yyy... ale ja nigdzie nie napisałam, że to było złośliwe ;) Wręcz przeciwnie, też uważam, że wyliczanie błędów pomaga w pracy nad tekstem i dodatkowo świadczy wyraźnie o tym, że ktoś zadał sobie trud, żeby przeczytać opowiadanie dokładnie, a nie tylko "po łebkach".

Kawał świetnego opowiadania! Z przerażeniem czytałem jak ojciec odrąbał rękę swojej córce ( za nic się tego nie spodziewałem). Co do treści to przyznaje, że jest nieco przewidywalna ale wcale mi to nie przeszkadzało. Zakończenie dramatyczne, oczywiście śmiałem się z niego (a nie często mi się to zdarza). Dla mnie 6.

Do "ginekologa" jakoś nie mogę się zmusić. No ale zawsze u Ciebie można spodziewać się potężnej dawki humoru. To bezcenne. Resztę poprawi redaktor. Dziwię się, że - jak do tej pory - jest tylko brąz.

No nie, Ty nie masz brązu? To kto ma?!

O matko, jak ja to przegapiłam?!
Świetne, przezabawne, z super zakończeniem. Głupi wyszczerz nie zchodził mi z twarzy.
Nie będę się powtarzać za poprzednikami i poprzedniczkami.
5 a nawet 6.

5

Drogi  Fasoletti! Nie poprawiaj od razu wszystkiego co ludzie Ci wytkną! Zaraz znajdziesz wyjaśnienie dlaczego:
Kolejny wątek w którym muszę rozpocząc krytykę krytki. Mam na myśli poprawki Erretha.
„Eryk z podziwem spoglądał na te dzieła sztuki i nie zauważył nawet, kiedy dotarli do przestronnego salonu."
Wiem, że to tylko kosmetyka, ale ‘dotarł', nie ‘dotarli' - Eryk, jako podmiot zdania, jest ważniejszy niż lokaj z poprzedniego zdania.

Zdanie jest poprawne. Nie ma nic takiego jak to, że Eryk jest ważniejszy. Skoro z poprzedniego zdania wiemy, że idzie więcej niż jedna osoba to użycie "dotarł" jest bez sensu. On nie zauważył, kiedy oni dotarli.
„wręczył państwu prezenty"
lepiej ‘wręczył Rzeczpospolitej prezenty' ;P (a bez jaj, np.: ‘gospodarzom')
To chyba jest umieszczone tylko dla żartu, może być "państwu", przy czym wypadałoby dodać, jakiemu państwu, np. "państu de buc" ;] Chociaż rzeczywiście, "gospodarzom" rozwiązuje problem.
„Gospoda pod "Zdechłym Goblinem" była najgorszą speluną w mieście. Przychodziło tu głównie chłopstwo" - uwielbiam takie kawałki. Niby miasto, a cisną się wszędzie chłopi. I wiem, że znajdą sie osoby, które będą bronić fragmentu twierdząc, że wieśmaki zwaliły sie na jarmark.
Wiesz co, Erreth? Wieśniaki zwaliły się na jarmark. Nie, no ale bez przesady - były w mieście gospody do których ściągało chłopstwo mieszkające w sąsiedztwie mieszczuchów. To akurat historyczny fakt ;)
„tabun much" to piękny zwrot, a w Twojej prozie, nie... w Twojej epice ‘rój much' brzmiałby banalnie, a tak można sobie wyobrazić stado gigantycznych gzów opitych zgniłą posoką...
Prosto i na temat: określenia tabun powinno się używać w odniesieniu do dużych zwierząt :) Nie lepiej chmara ?
„oplatającymi górę niczym gwinty na świdrze" albo ‘gwinty świder'
Albo i nie :)
„Po ziemi walało się pełno szkieletów." ‘na ziemi'?
Nie wiem na ile to zwrot literacki, ale z całą pewnością poprawny.

Od siebie dodam tylko:
Szli nie kończącym się labiryntem - niekończącym
Na jego miejscu jak z pod ziemi wyrosły Po raz kolejny ten sam błąd! Piszemy 'spod' ! :)

Oczywiście tak jak się spodziewałem, opowiadanie przepełnione "niebanalnym" humorem. Mógłbym dać, być może, piątkę. Z minusem. Albo cztery z plusem. Jakby nie było - takich ocen nie ma, a i nie mam możliwości dodania żadnych innych. :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

beryl 2010-08-15 19:05 wrote:
>Drogi Fasoletti! Nie poprawiaj od razu wszystkiego co ludzie Ci wytkną! Zaraz znajdziesz >wyjaśnienie dlaczego:
>Kolejny wątek w którym muszę rozpocząc krytykę krytki. Mam na myśli poprawki Erretha.
>„Eryk z podziwem spoglądał na te dzieła sztuki i nie zauważył nawet, kiedy dotarli do >przestronnego salonu."
>Wiem, że to tylko kosmetyka, ale ‘dotarł', nie ‘dotarli' - Eryk, jako podmiot zdania, jest >ważniejszy niż lokaj z poprzedniego zdania.
>Zdanie jest poprawne. Nie ma nic takiego jak to, że Eryk jest ważniejszy. Skoro z >poprzedniego zdania wiemy, że idzie więcej niż jedna osoba to użycie "dotarł" jest bez >sensu. On nie zauważył, kiedy oni dotarli.
Zacytuję siebie: „Wiem, że to tylko kosmetyka", dlatego nie ma o co kopii kruszyć. Można nie uwzględniać tej i innych uwag. Hmm, Fasoletti nawet napisał "Ok, poprawiłem, Erreth, część tych poważniejszych, reszta według mnie powinna brzmieć tak jak jest, dzięki jeszcze raz wszystkim za uwagi". No ale dobra, posprzeczajmy się, jest tak nudno.
>„wręczył państwu prezenty"
>lepiej ‘wręczył Rzeczpospolitej prezenty' ;P (a bez jaj, np.: ‘gospodarzom')
>To chyba jest umieszczone tylko dla żartu, może być "państwu", przy czym >wypadałoby dodać, jakiemu państwu, np. "państu de buc" ;] Chociaż rzeczywiście, >"gospodarzom" rozwiązuje problem.
Ostatecznie uważasz, że słusznie zwróciłem uwagę, czy niesłusznie. Czy tylko forma zwrócenia uwagi Cie nie odpowiadała? Bo tego ‘de Buc' tam nie było, zauważyłeś?
>„Gospoda pod "Zdechłym Goblinem" była najgorszą speluną w mieście. Przychodziło tu >głównie chłopstwo" - uwielbiam takie kawałki. Niby miasto, a cisną się wszędzie chłopi. I >wiem, że znajdą sie osoby, które będą bronić fragmentu twierdząc, że wieśmaki zwaliły sie >na jarmark.
>Wiesz co, Erreth? Wieśniaki zwaliły się na jarmark. Nie, no ale bez przesady - były w >mieście gospody do których ściągało chłopstwo mieszkające w sąsiedztwie >mieszczuchów. To akurat historyczny fakt ;)
Zacytuję siebie: „uwielbiam takie kawałki (...) wiem, że znajdą sie osoby, które będą bronić fragmentu. Skoro napisałem, że wytykam, bo uwielbiam, to w czym problem?
>„tabun much" to piękny zwrot, a w Twojej prozie, nie... w Twojej epice ‘rój much' brzmiałby >banalnie, a tak można sobie wyobrazić stado gigantycznych gzów opitych zgniłą posoką...
>Prosto i na temat: określenia tabun powinno się używać w odniesieniu do dużych >zwierząt :) Nie lepiej chmara ?
Piszesz, że „określenia tabun powinno się używać w odniesieniu do dużych zwierząt :)" a ja napisałem: „‘rój much' brzmiałby banalnie, a tak można sobie wyobrazić stado gigantycznych gzów". Twoja porada istotnie wyjaśnia sprawę dokładniej bo autor nie był wstanie na podstawie moich słów zrozumieć, w czym tkwi (zamierzony lub nie) komizm
>„oplatającymi górę niczym gwinty na świdrze" albo ‘gwinty świder'
>Albo i nie :)
No tak, to zdanie było prawidłowe? W takim razie co oplatały te ‘gwinty na świdrze', skoro nie ‘oplatały świdra'?
>„Po ziemi walało się pełno szkieletów." ‘na ziemi'?
>Nie wiem na ile to zwrot literacki, ale z całą pewnością poprawny.
Hmm... kwestia gustu? Zatem poprawne, ale niestosowne, bo nieliterackie.
>Od siebie dodam tylko:
>Szli nie kończącym się labiryntem - niekończącym
>Na jego miejscu jak z pod ziemi wyrosły Po raz kolejny ten sam błąd! Piszemy 'spod' ! :)
agazgaga napisała wczoraj: „Szli nie kończącym się labiryntem korytarzem - niekończącym się", więc nie dodałeś od siebie. Pojawiła się też uwaga odnośnie ‘z pod', więc wystarczyło tylko dodać, że w innym zdaniu jest ten sam błąd.

A myślałem, że nikt tych marudnych uwag nie czyta, no może poza samymi autorami. Możemy pięknie się nie zgadzać.
Z upierdliwym pozdrowieniem,
E.

Ta, i teraz się będą żreć czy lepiej jest "znikł" czy "zniknął"... Sondę uliczną w OBOPie zamówcie... 

agazgaga napisała wczoraj: „Szli nie kończącym się labiryntem korytarzem - niekończącym się", więc nie dodałeś od siebie. Pojawiła się też uwaga odnośnie ‘z pod', więc wystarczyło tylko dodać, że w innym zdaniu jest ten sam błąd.
Nie zauważyłem jej uwagi, ale to chyba nie powód, żeby się oburzać, że jakoby ukradłem kogoś myśl. Bo tak to zabrzmiało. Swoją drogą, chyba umiesz czytać - skoro napisałem "po raz kolejny ten sam błąd" to chyba nawiązywałem do tego, że podobna uwaga już się pojawiła ?
Twoja porada istotnie wyjaśnia sprawę dokładniej bo autor nie był wstanie na podstawie moich słów zrozumieć, w czym tkwi (zamierzony lub nie) komizm
W rzeczy samej - tak.
Zacytuję siebie: „Wiem, że to tylko kosmetyka", dlatego nie ma o co kopii kruszyć.
Rzecz w tym, że jeśli to byłaby kosmetyka - oznaczałoby to, że zdanie  lekko, bo lekko - ale jest niepoprawne.
Ostatecznie uważasz, że słusznie zwróciłem uwagę, czy niesłusznie. Czy tylko forma zwrócenia uwagi Cie nie odpowiadała? Bo tego ‘de Buc' tam nie było, zauważyłeś?
Słusznie. Jednak chodziło mi o to, że nie należy od razy wykreślać "państwa", a wystarczy jedynie coś dodać.
Skoro napisałem, że wytykam, bo uwielbiam, to w czym problem?
W tym, że potem pisałeś tak, jakbyś uważał ten fragment za niepoprawny, nielogiczny. A uwielbiam zabrzmiało jak zwykła ironia.

A co do tych gwintów i świdrów to już sam nie jestem pewien. Zakręcona sprawa, nie ma co.

Erreth, nie ma się co oburzać. Jak już ustaliliśmy pod innym opowiadaniem, krytyka ma pomóc autorom, dlatego jak stwierdzam, że coś jest wytknięte na wyrost to muszę wytknąć owo wytknięcie.

Z życzliwym pozdrowieniem, beryl.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Alem wojnę wywołał :P No cóz, to co uznałem że trzeba poprawić, poprawiłem według waszych słusznych lub nie, podpowiedzi. I wydaje mi się, że teraz lepiej to wygląda niż na początku. Czas korekty juz minał, więc reszta i tak musi zostać jak jest, a poczekamy na specjalistę AdamaKB, może on dokładniej te sporne kwestie wyjaśni, o ile tu zajrzy.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mógłby mi ktoś wreszcie wyjaśnić czemu AdamKB jest specjalistą? Pytałem o to, ale odpowiedzi się nie doczekałem :)) A wolę wiedzieć z kim mam do czynienia (i z kim się kłócę pod tekstami). :p

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@beryl Pax! Nie we złości się dyskutowało. Nie ma i urazy. Jak chcesz się posprzeczać, to serdecznie zapraszam pod tekst Smok nowej epoki.
AdamKB to AdamKB :)
@Fasoletti beryl trochę przytarł mi nosa i... no dobra, miał rację... może nie wszędzie... E... no. Ale trochę miał. Więcej niż przyznam ;)

Bardzo mi się spodobało i gdybym mogła oceniać, to dostałbyś ode mnie 6 :)

Postawiłeś tak wysoko poprzeczkę, że aż odechciało mi się pisać własne opowiadanie :)

Kurczę...fajnie się czyta tą wymianę poglądów. I jeśli mogę się wtrącić (tak ta co to jeszcze NIC nie napisała tutaj, a s i e m  mądruje :D), to uważam, że wybornie jest poczytać co czytelnikom w duszy gra w odniesieniu do naszego tekstu. Jest możliwość spojrzenia inaczej na tekst, przecież nikt nie pisze w trybie rozkazującym, tylko raczej oznajmnia. I to jest fajne. Autor popatrzy, porówna i to on podejmuje decyzję czy zmienia czy nie. Przecież chyba żadne uwagi pod tekstami tutaj nie są złośliwe? Pewna dorosłość obowiązuje ;)
pozdrawiam z :DD
P.S Elleth odnośnie poprzeczek to ja się zastanawiam czy w ogóle jest sens (jak dla mnie) tutaj skakać :P, żeby kręgosłupa nie złamać...(moralnego też) :D

OK, do konkursu. :)

agazgaga, nie przekonasz się, jeśli nie skoczysz :)

Elleth :) mam tego świadomość, ale rozterki towarzyszące staniu nad przepaścią, są nawiększe ;) "bólowo" i czasowo :D. Muszę dojrzeć :D.

Opowiadanie z ciekawą, zabawną fabułą i realistycznymi dialogami, tylko smoka trochę za mało jak na "Dragonezę". Nie bardzo rozumiem postać Hrabiego. Na początku wydaje się być idiotą. Potem okazuje się, że był czarownikiem i wydaje się być inteligentnym władcą, który poddawał Erica testowi. A na koniec znów zachowuje się jak idiota.

Przepraszam, Eryka. Zmyliło mnie obco brzmiące nazwisko von Stein :)

Endy, więc tak, on nie był idiota. Na początku, gdy Eryk prosi o reke, hrabia rozpoczyna tak zwany test na zięcia. Obcina królewnie reke, po czym zmienia się w maga - lumpa - idiotę, by sprawdzić czy książę w desperacji i miłości do ukochanej uwieży takiemu właśnie osobnikowi i wyruszy w podróż by ją ocalic, opierając się na legendzie, a że wie iż to niebezpieczna wyprawa, troszkę mu pomaga, po drodze specjalnie wkurzając by sprawdzić jego wytrwałość, a przed walką ze smokiem, który jest także wyczarowany, ulatania się, by rycerz sam pokazał co potrafi. Bo jesli zabije smoka to i jego córkę będzie umiał ochronić. A na końcu, cóż... Chciał sprawdzić czy Eryk nauczył się precyzyjnego wyrażania swoich próśb, a jak widać nie nauczył :P Więc dostaje kolejną nauczkę. I tu mógłbym dopisać że hrabia usmiechnał się ironicznie i skarcił rycerza, po czym doprawił córce reke, ale to jest niejako w domysle i zepsułoby główny dowcip i puentę opowiadania, która brzmi jak już mówiłem, "Uważaj o co kogoś prosisz, bo może to zostać zinterpretowane nie tak, jak byś chciał". Mam nadzieję że rozjaśniło ci to nieco sens pewnych zabiegów, które zastosowałem w tym opku :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

W porządku, teraz brzmi to sensowniej. Musisz wziąć pod uwagę, że nie zawsze można odczytać co poeta miał na mysli ;) Może rzeczywiscie warto byłoby dopisać że hrabia usmiechnał się ironicznie i skarcił rycerza, po czym doprawił córce ręke? Wiem - dowcip trochę by się popsuł, ale historią byłaby zamknięta:

- To naprawdę była ostatnia butelka? - zapytał przerażony Eryk von Stein, patrząc na leżącą u swych stóp, drgającą spazmatycznie, dopiero co uzdrowioną kończynę Mirindy.
Hrabia uśmiechnął się ironicznie.
- W przyszłości uważaj o co prosisz - powiedział, doprawiając rękę córce.

Wiem - bajkowy happyend. Ale opowiadanie ma charakter bajki z morałem, więc pasuje. Moim zdaniem, oczywiście. Każdy autor ma prawo do własnej koncepcji i szanuję twój wybór.

No wiem wiem, ale niech ludziska troche pogłówkują i sami ten morał wyciągną. Nie może być wszystko podane na tacy :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Brawo, zajmujące i z ciekawym pomysłem. Na razie the best z opowiadań w ramach Dragonezy, które miałem okazję przeczytać. Ale koretkę to by się jednak przydało robić PRZED a nie PO publikacji. Od czego mama? siostra? brat? znajomi? stara pani polonistka? :-)

KaEl właśnie tu jest problem.Nikt z moich znajomych nie jest na tyle obeznany zeby ja zrobic... Sam wylapuje niektore, inne wylapuja uzytkownicy tutaj i jest ok :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Czy znajmoi muszą być obeznani w języku? Wystarczy chwilę pomyśleć - autor nie zawsze widzi błędy, opinia kogoś innego jest niezwykle cenna, nawet jeśli "się nie zna". Wystarczyłoby, żeby ludzie, którzy mają oceniać, coś czytali ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ekhem, Beryl, nie chciałabym cię starszyć, ale ci ludzie to własnie my... :)

Mi zdarza się dawać teksty moich tłumaczeń znajomym, którzy nic nie mają wspólnego z polonistyką. Sprawdzenie tekstu przez więcej osób daje ci większą gwarancję, że wyłapiesz większość błędów. Nie wspominając już o tym, że czytelnik "z boku" jest w stanie powiedzieć ci, np. że dany fragment jest dla niego niezrozumiały, choć dla ciebie jest on "oczywistą oczywistością". Takie opinie są najcenniejsze, bo w końcu piszemy nie dla siebie, nie sobie a muzom, ale dla czytelników i warto zadbać o to, by twoja myśl trafiła do czytelnika bez większych nieporozumień.

nie jest złe ale naprawde wymaga dopracowania , koncówka niezła. poczatkowo dobrze się czyta ale dalej zbyt łatwo mozna przewidziec resztę tekstu.

Niezłe zakończenie. Historyjka zdecydowanie zasłużyła na to pióro.
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka