- Opowiadanie: Questionarius - Przerwany program (Blawatskaya Hope Internacional)

Przerwany program (Blawatskaya Hope Internacional)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

gary_joiner

Oceny

Przerwany program (Blawatskaya Hope Internacional)

 

Pan z telewizji mówił, że nie wiadomo jeszcze skąd dokładnie wzięli się ci wszyscy zamaskowani i uzbrojeni ludzie na ulicach. Nie wiedział też skąd mają tyle broni, nie wyjawił również, dlaczego ci ludzie rozstrzeliwują niemal każdego po krótkiej rozmowie. Pan w telewizji powiedział, że to wszystko jest na razie ustalane przez odpowiednie służby, a na tą chwilę najlepiej zaopatrzyć się w kevlarową kamizelkę kuloodporną – podano nawet adres sklepu internetowego w którym można taką kamizelkę zakupić. Kurierzy podobno jeszcze kursowali, więc zamówienia powinny być realizowane. Pan proponował również tarcze balistyczne, które mogą być przydatne gdy ktoś chce się w miarę bezpiecznie przemieszczać z dziećmi. Pan ostrzegał też, że najlepiej to w ogóle nie wychodzić, tylko zamknąć się w mieszkaniu aż do momentu gdy sytuacja zostanie opanowana. Paranoja. Nie za bardzo wierzyłem w obrazki pokazywane w telewizji. Tutaj, w moim mieście? Takie rzeczy?

– Idziesz dzisiaj do pracy? – spytała mnie żona.

– Nie wiem. – zawahałem się. – Tak idę. – odrzekłem niepewnie po chwili.

– Ale widzisz co się dzieje chyba.

– No widzę, ale to jakiś żart musi być. – wyjrzałem przez okno. – Nic się tutaj nie dzieje no, nikogo nie widać.

– Bo może wszyscy zamknęli się w domach tak jak zaleca ten pan z telewizji i boją się wychodzić?

– Bez jaj.

W tym momencie rozległ się daleki odgłos wystrzałów – seria z karabinu maszynowego. Spojrzałem na moją żonę z przestrachem. Jak codziennie rano popijała kawę ubrana w kremowy szlafrok. Nie była przestraszona tym co widziała w telewizji. Wyglądała raczej na obojętną, czy nawet w jakiś sposób szczęśliwą, że ma dobrą wymówkę aby nigdzie dzisiaj nie wychodzić.

– To co idziesz do tej pracy? Bo ja ani myślę.

– A idę cholera! To przecież niemożliwe. Ktoś robi nas tu w konia. Dzisiaj pierwszy kwietnia?

– Nie, dwunasty sierpnia. To uważaj na siebie skoro idziesz do tej roboty. – powiedziała obojętnie.

 

***

Wyszedłem z domu. Pustki na ulicach były wręcz uderzające. Ktoś z bloku naprzeciwko wyglądał zza uchylonej firanki i był to jedyny objaw życia, jaki zarejestrowałem. Szedłem zwyczajną trasą do mojej pracy, tak jak zawsze. Dalej zero przechodniów, miasto sprawiało wrażenie wymarłego, ruch uliczny ustał. Słońce zaczynało już zdrowo grzać, jak to zwykle ma miejsce latem. Zmęczony duchotą gołąb siedział po środku sporych rozmiarów kałuży – wczoraj padało – krótko i intensywnie. Po dziesięciu minutach niezbyt szybkiego marszu minął mnie samochód dostawczy – może to jeden z tych kurierów, którzy ponoć jeszcze kursują. Potem znowu rozległa się seria z karabinu maszynowego, a po niej jeszcze kilka głuchych wystrzałów. I krzyk. Nigdy go nie zapomnę. Odległy krzyk, nie wiem do dziś czy był to dźwięk wydany przez kobietę czy mężczyznę, a może coś co nie było człowiekiem – krzyk zrozpaczonej, zabijanej istoty. Teraz dopiero doszło do mnie, że to co pokazują w telewizji może być realnym koszmarem, który mnie otacza. I wkrótce może dosięgnąć również mnie. Jakaś część świadomości starała się jednak wszystko zracjonalizować – przecież nie może być tak, że jednego dnia wszystko jest w porządku – ludzie chodzą normalnie do pracy, dzieci do szkoły, kina i restauracje są pełne, a następnego dnia to wszystko się nagle kończy, i zamiast tego jest… no właśnie co? Wojna? O co tu chodzi? Zobaczyłem w końcu, że ktoś nadchodzi – jakaś skulona postać wyłoniła się zza rogu jednej z kamienic i skręciła w moją stronę. Podbiegłem do niej – okazało się, że była to starsza kobieta. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że była w szoku. Wzrok miała utkwiony gdzieś bardzo daleko, trzęsła się i ciężko oddychała. Powiedziałbym, że bardziej dreptała niż szła.

– Halo, proszę pani, wszystko w porządku? – spytałem staruszki. Ta zatrzymała się i wbiła swój nieobecny wzrok we mnie.

– Tak, tak. Dziękuję. – wyrzekła, odwróciła się i kontynuowała przerwane przeze mnie dreptanie.

– Co się tam dzieje? Widziała coś pani? – spytałem. Tym razem nie zatrzymała się.

– Niech pan im powie, że pan wierzy. To pana wtedy puszczą.

– Co takiego?

– Niech pan im powie, że pan wierzy.

Podbiegłem do oddalającej się kobiety, musiałem dowiedzieć się więcej.

– Wierzy w co? – spytałem.

– Niech pan im powie, że pan wierzy. To pana wtedy puszczą. Chcieli mi coś dać, ale nie brałam, ja nie biorę takich rzeczy.

– Do diaska! W co mam niby wierzyć, żeby mnie puścili! Kobieto!

Nie zareagowała na moje krzyki. Podreptała w sobie tylko znanym kierunku. A ja musiałem iść dalej – do pracy.

 

***

Do sklepu wędkarskiego wszedł zamaskowany i uzbrojony mężczyzna. Pomimo tego sprzedawca nie przestraszył się, choć sam nie wiedział dlaczego. Postanowił za to, że powita uzbrojonego człowieka tak jak zazwyczaj wita klientów. Nieuzbrojonych.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

– Wierzysz?

– W co?

– Zła odpowiedź.

 

***

 

Przechodziłem obok sklepu ze sprzętem wędkarskim. I wtedy się zaczęło. W drzwiach sklepu stanął wychodzący z niego mężczyzna. Miał na sobie kominiarkę i był uzbrojony. Poczułem jak utkwił we mnie swój wzrok i zaczął iść w moim kierunku. Udało mi się nie nawiązać kontaktu wzrokowego. Jak wiadomo kontakt wzrokowy zazwyczaj jest dodatkowym czynnikiem prowokującym agresję. Ale ten akurat osobnik był na tyle agresywny, że istnienie kontaktu wzrokowego lub jego brak były mu zupełnie obojętne.

– Stój! – krzyknął, z wyraźnie wyczuwalnym obcym akcentem.

– A spierdalaj pan! – odkrzyknąłem i rzuciłem się do ucieczki. To nie było mądre. Wszystko trwało nie więcej niż jedną sekundę. Podziałała adrenalina – dostałem potężnego przyspieszenia, gość zaczął strzelać, całe szczęście niezbyt celnie. Zdołałem się schować w oficynie jednej z kamienic.

– Ej! Tutaj! – jakaś postać pojawiła się w drzwiach kamienicy i machała zapraszająco ręką.

– Wchodź!

Postanowiłem niezwłocznie skorzystać z propozycji nieznajomego. W kamienicy panował półmrok. Podążałem za człowiekiem, który mnie zaprosił. Zeszliśmy do piwnicy – facet, bo bez wątpienia moim wybawicielem był facet, zapukał trzy razy, a po kilkusekundowym odstępie jeszcze dwa razy. Ciężkie piwniczne drzwi uchyliły się, weszliśmy do środka.

 

***

 

– Witam w specjalnym, popołudniowym wydaniu „Wieczornego Obiektywu”. – redaktor powitał ponuro zgromadzonych przed telewizorami widzów. – Cały kraj pogrążył się w chaosie. Szok i niedowierzanie – te dwa uczucia towarzyszą chyba nam wszystkim w tym czarnym dniu. Dwunasty sierpnia – data, która zostanie już na zawsze zapamiętana jako dzień ataku, dzień hańby, dzień skrajnego barbarzyństwa. Łączymy się teraz z naszym korespondentem, który znajduje się w stolicy, w samym centrum wydarzeń. Jacku słyszysz mnie?

– Tak, jeszcze cię słyszę!

– Jacku, powiedz nam jak wygląda sytuacja tam na miejscu.

Na ekranie telewizora pojawił się reporter ubrany w kamizelkę kuloodporną z napisem PRESS, na głowie miał niedopasowany, za duży hełm.

– To jest bardzo dobre pytanie. Sto metrów za mną znajduje się strefa śmierci. Wojsko i policja prywatna nie wpuszcza nikogo za tą barykadę. W północnych dzielnicach miasta trwają podobno masowe egzekucje, ale nie są to potwierdzone wiadomości. Nie potwierdzono również doniesień o użyciu broni chemicznej. Nadal nie jest znana tożsamość napastników. Rozmawiałem z rzecznikiem prasowym Ministra Spraw Wewnętrznych – jak dotąd żadne ugrupowanie terrorystyczne nie przyznało się do przeprowadzenia zmasowanych ataków na terenie całego kraju, choć pojawiły się głosy o możliwych powiązaniach napastników ze skrajnym ruchem religijnym pochodzącym z terenów dawnej Ukrainy. Dziś cały kraj, i chyba cały świat zadaje sobie jedno pytanie – kto stoi za atakiem na nasz kraj i na wolny świat, kto stoi za atakiem na nasz styl życia i nasze wartości.

– Dziękuję Jacku. Uważaj na siebie. Będziemy dla Państwa zbierać informacje i dowiadywać się jaka groźba wisi nad nami wszystkimi. Nie ugniemy się w dostarczaniu prawdy, i relacjonowaniu tych tragicznych wydarzeń, jakie stały się naszym udziałem Dziś chyba znowu wszyscy jesteśmy razem. Znikają podziały, a wraca poczucie wspólnoty. Nie myślałem nigdy, ze będę musiał to powiedzieć przed kamerą: niech Bóg ma nas wszystkich w opiece.

 

***

 

– Wiesz Pan co się tam dzieje? – spytał mnie mój wybawiciel, gość koło pięćdziesiątki z idealną tonsurą na posiwiałej głowie.

– Nie mam pojęcia. Biegają po mieście i strzelają! Zabijają ludzi, na to przynajmniej wygląda. Nie mam pojęcia. – byłem przerażony.

– Jeszcze pół godziny temu w radiu mówili, że to atak na naszą wolność. Na nasz styl życia, ale nic więcej. W sensie orędzie było, prezydenckie. – powiedział drugi, tymczasowy lokator piwnicy, chudzielec w różowym t-shircie.

– Jasna cholera. Stan wojenny pamiętam. Ale takich jaj wtedy aż nie było. – zagłowił się gość z tonsurą.

– No takich chyba nie było wtedy. – potwierdziłem.

– Ale czego oni chcą? – spytał chudzielec.

– Nie mam pojęcia, naprawdę, słyszałem tylko, że zanim zabiją zadają pytanie.

– Pytanie?

– Tak, zaraz, jakie to pytanie… ah tak! Pytają „czy wierzysz?”.

– Czy wierzę? – spytał chudzielec.

– Tak.

– Ale w co? – spytał gość z tonsurą.

– Nie wiem.

W tym momencie rozległy się uderzenia kolbą w drzwi. Krzyki. Byłem przerażony. W końcu, po jakichś dwudziestu minutach drzwi zostały wyważone, odgłos ciężkich wojskowych buciorów rozległ się na schodach. Do pomieszczenia weszli uzbrojeni i zamaskowani ludzie. Moje spodnie zrobiły się w jednej chwili mokre od moczu. Ci ludzie weszli do środka i przyglądali się nam przez dłuższą chwilę. Na szyi miałem zawieszony medalik z Matką Boską, który przykuł uwagę jednego z nich.

 

***

Półżywy człowiek w zakrwawionej koszuli trzymał przy głowie brudny opatrunek, siedział na krawężniku. Korespondent telewizji był już przy nim. Przerażony mężczyzna mówił do kamery.

– Wiara, wiara – pytają o to! Powiedziałem im, że nie wierzę! Nie zabili mnie, dostałem tylko kolbą przez łeb. Nie wiem kim są. Widziałem wśród nich murzyna. To chyba jacyś islamiści. Nie wiem. Dostałem coś od nich, ale chyba zgubiłem.

– Udało się Panu przeżyć. Co Pan teraz czuje? – spytał beznamiętnie reporter.

– Co czuję. Boże! Dostałem drugie życie! Drugie życie!

 

***

 

Moje mokre od moczu spodnie kleiły się do nóg. Stałem w kałuży własnych sików, a w głowie krążyły tysiące myśli. Życie nie przeleciało mi jednak przed oczami. Terroryści otoczyli naszą trójkę. Chcieli zadać pytanie.

 

***

 

Wystąpienie przywódcy terrorystów zostało przesłane do telewizji w nocy, i było później transmitowane praktycznie non stop.  Trwało około trzech minut i niewiele wyjaśniało. Była w nim mowa o oddzielaniu ziarna od plew, o substancji przenikającej wszechświat, o przyspieszeniu procesu ewolucji i reinkarnacji oraz o pojednaniu wszystkich ludzi na całym świecie. Tylko jak do cholery można pojednać wszystkich ludzi na całym świecie rozstrzeliwując ich?  Zamaskowany mężczyzna przemawiał na tle czarnobiałego zdjęcia jakiejś kobiety. Zdjęcie wyglądało na XIX-wieczne, było przyobleczone czarnym kirem. Po prawej i lewej stronie przywódcy siedzieli ludzie z w czarnych szatach z nadrukowanym napisem „1875”

 

***

 

– Witajcie! – terrorysta zwrócił się do mnie, człowieka z tonsurą i gościa w różowym t-shircie.

– Chcemy zadać wam pytanie. Czy wierzycie?

Terroryści wymierzyli broń prosto w nas. Moje serce znalazło się w gardle.

 

***

 

Pół roku wcześniej. Terytorium byłej Ukrainy, opuszczony magazyn broni położony 4 km od miasta Dnipro.

 

Zamaskowany mężczyzna w długiej białej szacie wszedł na scenę, w ręku trzymał czarną książkę, ze złotą inkrustacją naniesioną na okładkę. Spod kominiarki wystawała mu długa siwa broda. Zgromadzony przed nim tłum siedział na podłodze. Większa część słuchaczy miała na sobie wojskowe ubrania i broń w ręku. Antyprorok stanął przed nimi i wypowiedział do mikrofonu credo. Jego głos był szorstki, pobrzmiewało w nim poczucie wyższości, przemieszane z udawaną troską.

– Wieczność kosmosu i natury – Absolut. Karma i ewolucja poprzez reinkarnację. Jedność wszystkich religii.

Tłum uzbrojonych wiernych powtarzał w religijnym uniesieniu.

– Wieczność kosmosu i natury! Absolut! Karma i ewolucja poprzez reinkarnację. Jedność wszystkich religii!

Powtórzono to jeszcze siedemdziesiąt sześć razy.  Za każdym razem z coraz większą egzaltacją. Niektórzy ze zgromadzonych mdleli. Antyprorok zszedł ze sceny. Zgasło światło. Na sali rozległ się gwar rozmów i płacz. Światło zapaliło się ponownie, a na scenie było już ustawione zdjęcie jakiejś kobiety. Wyglądało na XIX-wieczne, był przez nie przewieszony czarny kir. Ktoś odegrał na gitarze utwór, o wschodnim, azjatyckim brzmieniu. Tekst piosenki był bardzo optymistyczny. Wszyscy odłożyli na moment broń i trzymali się za ręce.  Gdy piosenka się skończyła, Antyprorok ponownie wszedł na scenę i stanął obok zdjęcia. Zapadła długa cisza, po której Antyprorok zabrał głos, jakby zwracał się do zdjęcia kobiety.

– Ty Heleno. Oświeciłaś nas. Twoje ostatnie słowa: „Utrzymajcie ciągłość linii! Nie pozwólcie, by moje ostatnie wcielenie okazało się klęską.”, to był Twój testament dla Twych dzieci. Dla nas.

Wszyscy zgromadzeni kiwali potwierdzająco głowami. Antyprorok spojrzał na tłum również kiwając głową, po czym ponownie spojrzał na wizerunek kobiety.

– Zostawiłaś po sobie dwunastu uczniów. W sierpniu 1890 stworzyłaś wewnętrzny krąg. Im powierzyłaś testament. Z nimi zostało twoje przesłanie, które dotarło do naszych czasów i spłynęło na nasze jestestwa niczym życiodajny deszcz. Przesłanie prawdy, pokoju i dialogu między religiami. Ekumeniczne przesłanie miłości. Wypełnimy testament. Nie powiedziałaś w jaki sposób mamy to zrobić, zostawiłaś nam wybór ścieżki. My właśnie dokonaliśmy wyboru i szkoliliśmy się aby wcielić go w życie. Dziękuję wam Bracia i Siostry za tak liczne przybycie do tego domu. Jesteście wszyscy niczym Ammonios Sakkas – winniście być zwani Theodidaktos, czyli nauczani przez Boga.

Powtórz Antyproroku co mamy czynić! – rozległ się okrzyk spośród tłumu.

– Tak Bracie. Powtórzę. Wyjdźcie do nich, wyjdźcie do nich wszystkich. Sprawdźcie kto jest blisko Absolutu. Zadawajcie proste pytania, rozpoznacie swoich. Pytajcie ich czy wierzą. Wiara i jej brak są równoznaczne, uzupełniają się, stykają. Człowiek pasujący do Nowego Wzorca Etyki nie może być letni. Dlatego ci którzy wierzą, bądź nie wierzą, zostaną  zatrzymani przy aktualnym życiu. Każda inna odpowiedź niż „tak – wierzę”, „nie – nie wierzę”, musi zostać nagrodzona pod postacią przyspieszenia procesu ewolucji, poprzez reinkarnację. Przyspieszajcie ewolucję uciekających – brak odwagi aby stanąć w prawdzie, musi mieć konsekwencje. Jednak gdy kto zamknie przed wami drzwi, otwórzcie je, pytajcie i nauczajcie. Każde jestestwo musi zostać nauczone wiary w jeden Absolut. Taka nauczka będzie zapamiętana w kolejnym wcieleniu, i w ten sposób utworzymy istotę zdolną dopasować się do Nowego Wzorca Etyki, wspólnego dla całej ludzkości. Łączność narodów, ras i religii.

– Ojcze, Antyproroku! – kobieta ubrana w mundur z maskowaniem typu multicam wyrwała się z tłumu i podbiegła pod scenę.

– Tak siostro, pytaj.

– Czy zabijanie nie jest złe?

Na sali rozległ się śmiech. Antyprorok uciszył emocje.

– Zaprawdę jedno zbłąkane jestestwo jest w stanie przyprowadzić do Prawdy więcej bytów niż ktokolwiek inny. Nie śmiejcie się ze swej siostry. Nie wyzbyła się przekonań wynikających ze Starego Wzorca Etyki. Z wielką chęcią odpowiem na twe pytanie Siostro! Otóż my nie zabijamy – my sprawiamy, że istota rodzi się dla nowego, doskonalszego życia. Tyle i tylko tyle. Na zakończenie spotkania muszę zadać pytanie – czy ktoś filmował uroczystość?

Nikt z tłumu się nie odezwał. Tylko głupiec zaryzykowałby nagrywanie. Każdy wchodzący

i wychodzący z zebrania był dokładnie przeszukiwany przez osobistych gwardzistów Antyproroka.

– Pamiętajcie – jedność wszystkich religii jest możliwa – wybierzcie tych, którzy wierzą i tych którzy nie wierzą – oni stworzą tkankę dla Nowego Świata. Skoro w umyśle istnieje pojęcie rzeczy najdoskonalszej, to musi ona istnieć realnie – taką rzeczą jest właśnie jedność całej ludzkości pod jednym sztandarem. Zacznijmy więc dzieło. Ruszajcie do swoich sotni! Niechaj każdy z was spyta również w sercu siebie samego: czy wierzę?

 

***

 

– Tak wierzę! – wykrzyczałem z zamkniętymi oczami.

– Ja też, ja też! Wierzę! – krzyczał człowiek z tonsurą, który padł błagalnie na kolana, poczym wybuchł płaczem.

– Wierzę. – wypowiedział spokojnie ten w t-shircie. Cały czas miałem zamknięte oczy. Zapadła cisza, przerwana po kilkunastu sekundach.

– Vlad, masz materiały? – spytał terrorysta swojego kompana.

– Tak, w plecaku. – odpowiedział Vlad.

– Przepraszamy za tak surową, nietypową metodę nauczania. – terrorysta roześmiał się ciepło, po czym podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu – Czy macie chwilę aby porozmawiać o jedności wszystkich religii, swoim jestestwie i o tworzeniu tkanki Nowego Wzorca Etyki?

Otworzyłem oczy. Terrorysta zdjął kominiarkę. Skrywała twarz człowieka z zadbanym zarostem, koło trzydziestki. Uśmiechał się do mnie tak jakbym był jego najlepszym, znanym od lat przyjacielem.

A przecież kilkadziesiąt sekund temu był gotowy mnie zabić.

– Ja, ja… – odważyłem się otworzyć usta.

– Tak Bracie? – spytał terrorysta, z wyczuwalną troską w głosie.

– Ja nie mam czasu, idę do pracy. – wypowiedziałem szybko i cicho piskliwym głosem, zaś terrorysta ze zrozumieniem pokiwał głową.

– Zostawimy więc materiały. Vlad, rozdaj panom ulotki i czasopisma.

– Dziękuję. – odpowiedziałem.

– To ja dziękuję.

Facet w kominiarce wręczył nam kolorowe ulotki i czasopisma, potem wszyscy terroryści obrócili się na piętach i wyszli z piwnicy.

 

***

Dowództwo czwartej sotni Blawatskaya Hope Internacional znajdowało się w podziemiach opuszczonego szpitala psychiatrycznego nieopodal stolicy. Przy telefonie satelitarnym siedziała kobieta i dwóch mężczyzn. Kobieta rozmawiała przez telefon, jeden z mężczyzn notował, drugi siedział i palił papierosa.

– 56% uciekających, 27% wierzących, 2% niewierzących, inni – 15%. Przyspieszono ewolucję 3548 jestestw, ewolucja 164 nie jest pewna. Dziękuję Bracie! – kobieta odłożyła słuchawkę i głęboko odetchnęła.

– Mamy statystki ze wszystkich miast powyżej 100 000 mieszkańców. Brawo. – powiedział gość z papierosem.

– Trzeba to jak najszybciej przesłać do biura Antyproroka!

– I opublikować.

– Tak, jak najszybciej.

– Jak najszybciej.

 

***

Włączyłem telewizor.

-… przy ogólnej słabości państwa i jego służb, które de facto zostały zlikwidowane, więc nie ma mowy o stabilizacji. Staliśmy się ofiarą tego nowego porządku. Doszło do fragmentaryzacji państwa, oddania odpowiedzialności za bezpieczeństwo w ręce prywatne, i daje to właśnie owoce w postaci podobnej akcji, jaka ma miejsce na naszym terytorium. I tutaj powstaje również pytanie w jaki sposób nasze służby monitorowały to co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Utworzenie 4 lata temu Żółtej Strefy, swoistego kordonu sanitarnego oddzielającego nas od anarchii i chaosu na wschodzie było dobrym pomysłem, ale niestety nie sprawdził się on w praktyce.

– Co Pan przez to rozumie? – redaktor dopytywał gościa porannego wydania programu „Porannego przeglądu”.

– Rozumiem przez to, że przez Żółtą Strefę można przewozić narkotyki, broń i amunicję. To wszystko tylko kwestia odpowiednio wysokiej łapówki. Strefa jest nieszczelna. Należałoby…

– Przepraszam, ale muszę Panu przerwać! Mamy najświeższe informacje! W rękach terrorystów znalazł się gmach banku centralnego. Oddziały wojska otoczyły budynek i ewakuują ludność cywilną z przyległych rejonów.

W tym momencie do studia weszło dwóch żandarmów. Redaktor wstał od stołu, i zaplątał się przy okazji w kable, prawie się wywracając. Żandarmi powiedzieli coś redaktorowi, nie było słychać co dokładnie.

– Na dole? – spytał redaktor. Tylko tyle było słychać. Potem rozległ się przytłumiony odgłos wystrzałów. Dwa wybuchy, kamera zatrzęsła się. Redaktor i gość programu wybiegli ze studia z żandarmami. Jeszcze przez chwilę oglądałem obraz z pustego studia. Po kilku minutach program został przerwany. Stacja nigdy nie zaczęła nadawać ponownie. Przynajmniej nie w taki sposób jak dawniej. Zmieniła się natura programów. Ich ton stał się bardziej pojednawczy, zrywał ze Starym Wzorcem Etyki.

 

***

Rozstałem się z żoną. Nie było to trudne w nowej rzeczywistości. Na sąsiednim osiedlu podobno ktoś jeszcze tworzy starą tkankę, usilnie się broni przed przyjęciem Prawdy. Konstytucja gwarantuje wolność wyznania, ale dlaczego wyznanie nie mogłoby być tylko jedno? Ja jestem już przekonany. Być może pomogę w likwidacji tego ostatniego gniazda na starym osiedlu. W mojej okolicy prawie każdy uznał Absolut, uznał Prawdę. W pracy nastroje są bardzo dobre. Miałem przedwczoraj urodziny, dostałem książkę. Bardzo ciekawa. To interesujące ile błędnych przekonań zostaje nam wdrukowanych w ciągu naszego krótkiego życia. Moja była żona wyjechała do stolicy. Jej wybór. Może zostanie jej tam zadane pytanie. Może gdyby zaznała szoku miłości ze strony Braci i Sióstr, jej podejście do rzeczywistości stało by się bardziej pojednawcze, bardziej pełne miłości. 

Koniec

Komentarze

Nie wiedział też skąd mają tyle broni, nie wyjawił również, dlaczego ci ludzie rozstrzeliwują niemal każdego po krótkiej rozmowie.

Błędu tu nie ma, ale jest, jak dla mnie, pewna koślawość. “Ci ludzie” bym pominął, bo korzystasz z podmiotu domyślnego w poprzedniej części zdania, bazując na poprzedzającym zdaniu. Co do powtórzenia, może byłoby lepiej: Nie wiedział też skąd mają tyle broni, ani nie wyjawił, dlaczego rozstrzeliwują niemal każdego po krótkiej rozmowie.

 

Analogicznie nadużywasz “też” i “również” w dalszej części akapitu.

 

– Nie wiem. – zawahałem się. – Tak idę. – odrzekłem niepewnie po chwili.

Z przecinkologią jest kiepsko, ale tutaj sypie się cała logika. Bez przecinka po “tak” postać nie odpowiada twierdząco na zadane pytanie, tylko np. pokazuje w jakim stroju wychodzi albo, że wychodzi bez przygotowania (jakby mówił: idę tak, jak stoję).

 

i był to jedyny objaw życia, jaki zarejestrowałem.

Jedyna oznaka życia.

 

Wojsko i policja prywatna nie wpuszcza nikogo za tą barykadę.

Nie wpuszczają

 

W północnych dzielnicach miasta trwają podobno masowe egzekucje, ale nie są to potwierdzone wiadomości. Nie potwierdzono również doniesień o użyciu broni chemicznej.

Antyprorok stanął przed nimi i wypowiedział do mikrofonu credo.

Mamy w j.polskim słowo “kredo”.

 

Przy telefonie satelitarnym siedziała kobieta i dwóch mężczyzn. Kobieta rozmawiała przez telefon

 

Interesujące podejście głosicieli nowej religii do potencjalnych współwyznawców. Zaskakująco zareagowali na informację o braku czasu na rozmowę. Chociaż chyba trochę zbyt naiwnie to od razu kupili.

Brakuje mi odpowiedzi na kilka pytań. Dlaczego Ukraina przestała istnieć? Co to za sekta i jak powstała? Jakim cudem zdołała zgromadzić tak olbrzymie siły, że ot tak zdestabilizowała czterdziestomilionowe państwo? Dlaczego żaden kraj NATO nie pomógł? Chyba, że to w ogóle nie była Polska? W końcu żadna nazwa miasta ani kraju nie pada.

Wypowiedzi antyproroka zawiłe, przegadane, dramatycznie nudne. Zdecydowanie najsłabszy punkt opowiadania. Chociaż o palmę pierwszeństwa zawzięcie walczyły z interpunkcją, która momentami jest tragiczna. Niemniej pozwoliłem sobie powstrzymać się od cytowania ogromu zdań, w których przecinka brakuje lub, ale to dużo rzadziej, przecinek jest zbędny.

Pozdrawiam!

Ponarzekam i dodam kilka uwag do tych, wspomnianych wcześniej. Źle zapisujesz dialogi – zajrzyj do tych poradników, powinno pomóc. Pan, pani, państwo – w środku zdania małą literą. Liczebniki (procenty, XIX wiek) słownie.

Nie kupuję osoby dorosłej, która mówi “Pan z telewizji”. Cały pierwszy akapit brzmi nie jak wypowiedź faceta, który zaraz wychodzi do pracy, ale małego dziecka. Zresztą zachowanie narratora, jego żony oraz każdej innej postaci dla mnie jest wysoce niewiarygodne. Konkretne zamieszki (porównujesz je w pewnym momencie ze stanem wojennym), strzały, zabici, a mąż z żoną beztrosko to wszystko lekceważą – on wychodzi jak gdyby nigdy nic do pracy, a ona jest szczęśliwa, że ma powód do niewychodzenia z domu. A gdzie co najmniej jakiś niepokój?

Gdzie służby? Policja, wojsko? Nagle zniknęli z powierzchni ziemi? Czy może wszyscy byli członkami ugrupowania, że nikt nie zareagował i pozwolił na chodzenie tak po prostu po ulicach i strzelanie do ludzi?

Na zachowanie sprzedawcy z wędkarskiego tylko przewracałam oczami.

Przemowa antyproroka przegadana, nudna i z jednej strony kosmicznie łopatologiczna, z drugiej z kolei nie wyjaśnia kim była Helena i o co w tym chodzi.

Samego zachowania “terrorystów” także nie kupuję. Nie ma w nim logiki.

Gdybyś dodał tag “absurd”, to bym się nie odezwała, ale jeśli to jest na poważnie, to jest słabo.

 

Żeby nie było, że tylko marudzę, to przyznaję, że jest w tym pomyśle jakieś niezłe ziarno, z którego mogła się rozwinąć ciekawa historia. Ledwie zarysowana jedność religii mogłaby być fajnym tematem, ale przy zdecydowanie innym wykonaniu.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ciekawy pomysł, ale skrzywdzony wykonaniem. No i przydałoby się lepiej przemyśleć świat.

Interpunkcja leży i kwiczy, zapis dialogów do remontu.

Zmęczony duchotą gołąb siedział po środku sporych rozmiarów kałuży

A na pewno nie przed środkiem? ;-) Łącznie.

Wojsko i policja prywatna nie wpuszcza nikogo za tą barykadę.

Tę barykadę. Ja wiem, że to wypowiedź, a w rozmowie można, ale to słowa redaktora telewizyjnego. Niechże chociaż w fikcji oni wyrażają się poprawnie.

Widziałem wśród nich murzyna. To chyba jacyś islamiści.

Murzyn dużą literą. Myślałam, że islam to raczej wśród Arabów… Ale rozumiem, że człowiek w stresie mógł bzdury gadać.

– 56% uciekających, 27% wierzących, 2% niewierzących, inni – 15%. Przyspieszono ewolucję 3548 jestestw, ewolucja 164 nie jest pewna.

Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie, a już w dialogach obowiązkowo. Jakimi dźwiękami oddałbyś “56%”?

Babska logika rządzi!

Niestety, wobec powyższych wyczerpujących wypowiedzi w zasadzie nie mam nic do dodania. Ja trochę się jednak łudziłem, że to może pastisz. Całość wypada dość średnio. Króciuchna lista usterek, ale to naprawdę tylko ułamek, z machnięciem ręką na interpunkcję:

Zmęczony duchotą gołąb siedział po środku sporych rozmiarów kałuży – wczoraj padało – krótko i intensywnie.

Przeważnie lepiej unikać takich nieuzasadnionych opisów. A dokładniej używać ich, jeśli mają się wkrótce stać elementem fabuły. To zdanie byłoby pierwsze do wyrzucenia i niczego by to nie zmieniło. Oczywiście nie ma tu jednej zasady: taki King stale pisze o ulubionych batonikach bohaterów i markach ich spodni i mało komu to przeszkadza (choć czasem już przegina), niemniej tak budować klimat trzeba umieć.

Ale chodziło mi o to, że ów wtręt, jakoby wczoraj padało, jest nieco mylący. Można to odczytać, że to gołąb siedział krótko i intensywnie, a wzmianka o deszczu ogranicza się do myślników.

że była to starsza kobieta. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że była w szoku

Halo, proszę pani, wszystko w porządku? – spytałem staruszki.

Moim zdaniem spytał tylko jedną staruszkę.

– Wieczność kosmosu i natury – Absolut. Karma i ewolucja poprzez reinkarnację. Jedność wszystkich religii

Podwójne myślniki w dialogach się spotyka, ale ja bym proponował dwukropek lub kropkę. Byłoby bardziej przejrzyście.

to był Twój testament dla Twych dzieci

Wielką literę można sobie darować. No i powtarzanie podobnych zaimków nie jest mile widziane (acz dopuszczalne w określonych sytuacjach).

Antyprorok spojrzał na tłum również kiwając głową, po czym ponownie spojrzał na wizerunek kobiety.

Brzydkie powtórzenia. Po “tłum” winien być przecinek, ale braki interpunkcyjne są poważniejsze niż tego typu niuanse – zacznij od wydzielania zdań składowych oraz poczytaj o przecinkach z wołaczami.

Nie podoba mi się ani pomysł, ani wykonanie. Obiema rękami podpisuję się pod zastrzeżeniami wcześniej komentujących.

Mam nadzieję, że z czasem, kiedy poprawisz warsztat, Twoje opowiadania będą lepiej napisane i wierzę, że znacznie ciekawsze.

 

a na chwi­lę naj­le­piej za­opa­trzyć się… – …a na chwi­lę naj­le­piej za­opa­trzyć się

 

– No widzę, ale to jakiś żart musi być. – wyj­rza­łem przez okno. – Po kropce nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą. Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten watek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

W tym mo­men­cie roz­legł się da­le­ki od­głos wy­strza­łów… – Raczej: W tym mo­men­cie roz­legł się od­głos dalekich wy­strza­łów

 

Spoj­rza­łem na moją żonę z prze­stra­chem. – Zbędny zaimek. Czy w opisanej sytuacji mógł patrzeć na cudza żonę?

 

Sze­dłem zwy­czaj­ną trasą do mojej pracy, tak jak za­wsze. – Zbędny zaimek. Czy szedłby do cudzej pracy?

 

Po dzie­się­ciu mi­nu­tach nie­zbyt szyb­kie­go mar­szu minął mnie sa­mo­chód do­staw­czy… – Ze zdania wynika, że samochód dziesięć minut maszerował, a potem minął bohatera. 

 

Ta za­trzy­ma­ła się i wbiła swój nie­obec­ny wzrok we mnie. – Zbędny zaimek.

 

Miał na sobie ko­mi­niar­kę i był uzbro­jo­ny. – Kominiarkę miał na sobie, czy raczej na głowie?

 

Po­czu­łem jak utkwił we mnie swój wzrok i za­czął iść w moim kie­run­ku. Udało mi się nie na­wią­zać kon­tak­tu wzro­ko­we­go. Jak wia­do­mo kon­takt wzro­ko­wy za­zwy­czaj jest do­dat­ko­wym czyn­ni­kiem pro­wo­ku­ją­cym agre­sję. Ale ten aku­rat osob­nik był na tyle agre­syw­ny, że ist­nie­nie kon­tak­tu wzro­ko­we­go… – Powtórzenia.

 

Bę­dzie­my dla Pań­stwa zbie­rać in­for­ma­cje…– Bę­dzie­my dla pań­stwa zbie­rać in­for­ma­cje

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

tra­gicz­nych wy­da­rzeń, jakie stały się na­szym udzia­łem Dziś cały kraj… – …tra­gicz­nych wy­da­rzeń, które stały się na­szym udzia­łem. Dziś cały kraj

Brak kropki na końcu zdania.

 

Nie my­śla­łem nigdy, ze będę mu­siał… – Literówka.

 

z ide­al­ną ton­su­rą na po­si­wia­łej gło­wie. – To nie głowa była posiwiała, posiwiałe mogły być włosy.

 

chu­dzie­lec w ró­żo­wym t-shir­cie. – …chu­dzie­lec w ró­żo­wym T-shir­cie.

Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

za­gło­wił się gość z ton­su­rą. – Co to znaczy zagłowić się?

 

Za­ma­sko­wa­ny męż­czy­zna prze­ma­wiał na tle czar­no­bia­łe­go zdję­cia… – Za­ma­sko­wa­ny męż­czy­zna prze­ma­wiał na tle czar­no­-bia­łe­go zdję­cia

 

ma­ga­zyn broni po­ło­żo­ny 4 km od mia­sta Dni­pro. – …ma­ga­zyn broni po­ło­żo­ny cztery kilometry od mia­sta Dni­pro.

Liczebniki zapisujemy słownie. Nie używamy skrótów. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

w ręku trzy­mał czar­ną książ­kę, ze złotą in­kru­sta­cją na­nie­sio­ną na okład­kę. – Czy inkrustację nanosi się?

Raczej: …w ręku trzy­mał książ­kę w czarnej, inkrustowanej złotem, okładce.

 

„Utrzy­maj­cie cią­głość linii! Nie po­zwól­cie, by moje ostat­nie wcie­le­nie oka­za­ło się klę­ską.”, to był… – Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Po kropce nie stawiamy przecinka. Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą.

 

Wszy­scy zgro­ma­dze­ni ki­wa­li po­twier­dza­ją­co gło­wa­mi. An­ty­pro­rok spoj­rzał na tłum rów­nież ki­wa­jąc głową, po czym po­now­nie spoj­rzał na wi­ze­ru­nek ko­bie­ty. – Powtórzenia.

 

Z nimi zo­sta­ło twoje prze­sła­nie, które do­tar­ło do na­szych cza­sów… – Raczej: Z nimi zo­sta­ło twoje prze­sła­nie, które do­trwało do na­szych cza­sów

 

Taka na­ucz­ka bę­dzie za­pa­mię­ta­na w ko­lej­nym wcie­le­niu… – Chyba nie o nauczkę tu chodzi. 

 

Każdy wcho­dzą­cy

i wy­cho­dzą­cy z ze­bra­nia był do­kład­nie prze­szu­ki­wa­ny przez oso­bi­stych gwar­dzi­stów An­ty­pro­ro­ka. – Zbędny enter.

 

padł bła­gal­nie na ko­la­na, po­czym wy­buchł pła­czem. – …padł błagalnie na ko­la­na, po­ czym wy­buchnął pła­czem.

 

-… przy ogól­nej sła­bo­ści pań­stwa i jego służb… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

re­dak­tor do­py­ty­wał go­ścia po­ran­ne­go wy­da­nia pro­gra­mu „Po­ran­ne­go prze­glą­du”. – Czy „Poranny przegląd” był nadawany także wieczorem?

Może wystarczy: …re­dak­tor do­py­ty­wał go­ścia „Po­ran­nego prze­glą­du”.

 

– Ro­zu­miem przez to, że przez Żółtą Stre­fę… – Nie brzmi to zbyt dobrze.

 

W rę­kach ter­ro­ry­stów zna­lazł się gmach banku cen­tral­ne­go.W rę­kach ter­ro­ry­stów zna­lazł się gmach Banku Cen­tral­ne­go.

Zakładam, że to nazwa banku.

 

jej po­dej­ście do rze­czy­wi­sto­ści stało by się… – …jej po­dej­ście do rze­czy­wi­sto­ści stałoby się

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Autor od czasu publikacji się nie pojawił, więc zaczekam, aż zareaguje. Wtedy dorzucę coś od siebie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przepraszam, że dość długo się nie odzywałem, ale po takich komentarzach wypada chyba tylko schować się pod stół i długo spod niego nie wychodzić. To konkretne “opowiadanie” zacząłem kilka lat temu, i wygląda na to, że jednak nie miałem pomysłu jak to poprowadzić i zakończyć. Chciałem stworzyć coś w rodzaju uniwersum, w którym Europa Wschodnia jest polem do popisu dla dziwacznych sekt religijnych i grup terrorystycznych. Helena z opowiadania jest wzorowana na postaci historycznej: Helenie Bławatskiej.

 

Takich niedokończonych opowiadań-potworków leży u mnie w szufladzie dosyć dużo. Teraz dziesięć razy się zastanowię zanim coś z tej szuflady wyciągnę. Dziękuję za zimny prysznic. Postanawiam poprawę i proszę rozgrzeszenie. Oddam się lepiej lekturze poradników.

Nie no, nie jest aż tak źle, żeby się pod stołem chować… To taki życzliwy łomot. ;-)

Babska logika rządzi!

Właśnie. Wyciągać wnioski i próbować dalej.

Podpowiem Ci coś z własnego doświadczenia – tych starych, sprzed lat, może faktycznie nie wyciągaj, bo takie poprawić to syzyfowa praca. Lepiej i łatwiej napisać od zera coś nowego, zwracając już uwagę na kwestie poruszone w komentarzach pod tym tekstem. Zobaczysz, że od razu będzie lepiej :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zaintrygowała mnie w tym opowiadaniu sprawa z zadawanym przez wyznawców pytaniem i jego możliwymi odpowiedziami. Samo zjawisko pojawienie się takiego ugrupowania też dość ciekawe. Niestety reszta już siadła. Zwłaszcza krajobraz “po“, który starałeś się namalować nie jest przekonujący, reakcje ludzi, brak jakiejś odpowiedzi służb porządkowych itp.

Przeczytałam komentarze i wiecie, jakby tu..

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka