- Opowiadanie: SHADZIOWATY - Miejsce przy ostatnim stole

Miejsce przy ostatnim stole

Po raz pierwszy skorzystałem z opcji betalisty i nie żałuję. Finkla włożyła cyklopowy wysiłek, by doprowadzić ten tekst do stanu czytalności. Niczym Gertrude Stein kwestionowała moje wybory, zmuszając do coraz głębszego wniknięcia w przedstawiony świat. Dziękuję, Finklo. Żeby móc Ci się odwdzięczyć w pełni, będę musiał zostać Twoim dożywotnim betą, a i tak wątpię, że wyłapię choć ćwierć byków, które padły Twoim łupem.

Naszą współpracę podsumuję cytatem roku - ,, A co! Potrafię robić łapanki nie krótsze niż Reg.’’

 

Klasycznie już, propsy również dla Pana Adasia, który towarzyszył tekstowi od samego początku, a mianowicie wiadomości o treści - ,,Panie Adasiu, patrz pan, jaki zajebisty plot wykminiłem’’.

 

Co do samego utworu, opierałem się na mitologii nordyckiej do której odsyłam w razie wątpliwości kulturowych. Zachęcam również ciekawskich do pobawienia się nazwiskami niektórych postaci w tłumaczu google. A poza tym, cóż, życzę przyjemnej lektury oraz odnalezienia spokoju.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Miejsce przy ostatnim stole

 

Jeśli wola zmarłego okaże się silna, wrota grobowca czy luk statku nie zostaną zatrzaśnięte, a ciało złożone w pozycji horyzontalnej – istnieje możliwość powrotu denata. Takie osobniki, zwane draugr, choć przywrócone do żywych, mogą umrzeć ponownie. Cechuje je nadludzka siła, chciwość oraz magiczne zdolności. Rzadko kiedy zapuszczają się poza swą mogiłę, której zawzięcie strzegą, z czasem tracąc dawną osobowość. By zapobiec wskrzeszeniu, zmarłym należy związać duże palce u stóp, napchać gałązek pod koszulę, a na piersi złożyć żelazne nożyce.

Saga Sumir Krakkar

 

I

Asbjorn Heyrisson wytoczył się z karczmy w Jarkrieg, zostawiając na śniegu ślady olbrzymich buciorów. Beknął, wydmuchując wielki obłok pary i cisnął pustym, kościanym kuflem w ścianę przybytku. Ruszył w stronę swojej łodzi, kogi zacumowanej w zatoczce. Proponowano mu izbę po starym Dolfgundzie Skolssonie, ale nawet nie chciał o tym słyszeć, nikogo tu nie znał. Zresztą nic tak nie ułatwiało snu jak kilka kufli piwa i rytmiczne uderzenia fal o burtę sypialni. Jednak ostatnimi czasy nawet te środki, choć powszechnie uznane za skuteczne, nie przynosiły całkowitej ulgi. Budził się, słysząc odgłosy bitew, widząc bryzgającą krew i czując odór śmierci. Fetor, którego pragnął niczym topiący się powietrza. Bracia czekali już na niego w luku Odyna – w Walhalli, a on… Łaknął jedynie zjednoczenia, tych wszystkich bitew i uczt, które miały nadejść. Czuł się opuszczony, niemal oszukany. Ostatni z wielkich wojów, nie dopuszczony do zaszczytów, które mu się należały.

Wiking wytarł w rękaw resztę, osiadłej na siwej brodzie, piany i stanął w szerokim rozkroku, przodem do morza. Kiedy uporał się już z kilkoma warstwami grubego futra, a na żwirową plażę podmywaną słoną wodą lunął strumień moczu, mężczyzna westchnął z ulgą. Księżyc w pełni oświetlał jego pociętą licznymi bliznami twarz. Największa z nich zdobiła skroń. Ślad po ciosie toporem – uderzeniu, które ścięłoby niejedną sosnę. Asbjorn przeklinał dzień, w którym odzyskał przytomność i zamiast bram Walhalli, ujrzał zatroskaną twarz córki. Tylko z jej powodu nie wtargnął jeszcze do karczmy z mieczem w dłoni oraz tarczą na plecach i nie wszczął ostatniej w swoim życiu burdy. Nie chciał zostawiać Hugry samej, niezamężnej i bezbronnej. To dla niej żył.

Hałas dochodzący z pobliskiej chaty rybackiej, wyrwał go z rozmyślań, wzbudzając podejrzenia. Dziwne, przecież dopiero co poczciwy Raendi bawił się w najlepsze w knajpie. Starcowi coś się nie zgadzało. Gospodarz słynął z tego, iż przybytku nie opuszczał o własnej woli, lecz był wypraszany nad ranem. Ostatni na nogach – takie nosił miano.

– Raendi? – Wiking zawołał ochrypłym głosem.

Właściciel domu nie odpowiedział, jednak odgłosy w środku ucichły.

– Raendi, jesteś tam?

Alkohol przyćmił zmysły Asbjorna na tyle skutecznie, by pozbawić go ostrożności. Śnieg skrzypiał z każdym krokiem woja, czyniąc bezszelestne skradanie niemożliwym. Obchodził powoli chatę, trzymając rękę na wsuniętym za skórzany pas toporze. Biały puch prószył coraz mocniej, ograniczając widoczność do kilku metrów. Coś znowu poruszyło się w środku. Asbjorn poczuł, że krew uderza mu do głowy. Wreszcie ujrzał uchylone drzwi.

– Raendi?! – zawołał, a gdy po raz trzeci nie otrzymał odpowiedzi, wszedł do środka.

Pogrążona w mroku izba na pierwszy rzut oka wydawała się pusta. Jedyne źródło światła stanowiły dopalające się cherlawo w palenisku węgielki. Nie licząc kilku par jelenich i lisich oczu łypiących ze ścian, Asbjorn nie spostrzegł żadnych oznak życia. Gdy wkroczył w głąb chałupy, potknął się o rozrzuconą zastawę. Rozejrzał się po podłodze. Jedna ze skór dzika wyściełających izbę była podwinięta, jakby ktoś o nią zawadził, niechybnie w pośpiechu. Wojak zaklął pod nosem i zaczął wysuwać topór zza pasa.

Nie zdążył.

Potworne ukłucie bólu w plecach posłało go na klęczki. Zimny metal załaskotał wnętrzności wikinga. Chłód zniknął, by nagle pojawić się w innym miejscu, z następnym pchnięciem noża. Tym razem wyżej, pod łopatką. Kolejne nadeszły szybko, w rytmicznych odstępach, niczym uderzenia wioseł o morskie fale. Asbjorn padł na twarz, nie mogąc się ruszyć. Oprawca chwycił kilka rzeczy z podłogi, zerwał wikingowi z ręki srebrną bransoletę i odbiegł.

Konając, mężczyzna słyszał oddalające się kroki i czuł metaliczny zapach krwi, która formowała wokół niego kałużę. Ku swojej zgrozie czuł również narastający fetor śmierci. Owszem, pragnął jej, ale nie w ten sposób. Jego przeznaczeniem było polec w walce. Nie mógł tak zginąć, jak zwierzę szykowane na rzeź, zabity przez tchórza, śmieciowego skrytobójcę. To nie była bohaterska śmierć, to nie było godne odejście, a co najgorsze, nie była to przepustka do Walhalli.

Jęknął, próbując wstać. Płatki śniegu wpadały do środka, topiąc się w parującej krwi. Z trudem uniósł się na łokciach i zaczął pełznąć w stronę swojej łodzi.

– Hugra! – zachrypiał, czując, jak oddech ucieka mu przez liczne dziury w płucach.

Córka nie słyszała go. Był wciąż za daleko, ale musiał ją poinstruować. Życie uciekało z niego, ale istniała inna droga. Starał się uspokoić oddech, zaciskać zęby i nie myśleć o bólu, który rozrywał jego tors na strzępy.

– Hugra!

Pokonał kolejne kilka metrów.

– Hugra! – Oprócz słowa wypluł słoną krew.

Każda sekunda zdawała się trwać wieczność.

– Ojcze!

Asbjorn zobaczył szczupłą sylwetkę materializującą się w ścianie śniegu. Odetchnął z ulgą, gdy krzepka blondynka w nocnej koszuli przypadła do niego.

– Co się stało? O, bogowie, ile krwi… – Panikowała dziewczyna łamiącym się głosem.

– Nie mogę… Nie w taki sposób…

– Przestań! Wyjdziesz z tego, wrócę tylko po jakieś bandaże.

– Nie! – zachrypiał, ostatkiem sił ściskając jej ramię. – Posadź mnie na łodzi, nie zamykaj luku.

– Chyba nie chcesz…

– Zrób to. I uciekaj, uciekaj jak najdalej stąd. Przyrzeknij.

– Musi być inne wyjście.

– Nie. Walhalla. Musisz – wyrzucił z trudem, krztusząc się krwią. – Przyrzeknij, Hugra!

Dziewczyna pokiwała głową i zaczęła go taszczyć w kierunku zatoki.

 

II

Mieszkańcy Jarkrieg już nazajutrz po tajemniczej śmierci Asbjorna Heyrissona zaczęli dostrzegać dziwne zjawiska. Noc wydłużyła się, a dzień skrócił. Ciągle padało, a morze, niczym nieujeżdżony ogier, targało zacumowanymi łodziami na wszystkie strony. Jakaś zła magia odprawiała się na ich oczach. Nikt jednak nie wpadł na to, że Asbjorn nie zaakceptował śmierci, którą mu zaproponowano. Po dwóch dniach, kiedy trzecia część zwierząt hodowlanych padła, a mało kto zmrużył w nocy oko, zaczęto szeptać.

– Facet nigdy mi się nie podobał. Może to wcale nie wilk go rozszarpał, jak ta jego dziewucha rozgadała – wysnuł tłusty szewc, tłukąc dzbanem o stół.

– Nic nie chciałem mówić – rzekł smętnie Raendi. – Ale brakuje u mnie kilku cennych rzeczy. Zastawy głównie, choć złotej, to o niewielkiej dla mnie wartości. Wątpię jednak, by starzec ją zagarnął, do biednych nie należał. Nasuwa się zaś pytanie, czy to on kogo nakrył na rabunku, czy kto śladem krwi polazł i mi chałupę splądrował.

– Może to ta córka drapnęła?  – podpowiedział szewc.

Karczmarka trzepnęła go ścierą przez łeb.

– Dziewczyna czasem mi tu pomagała, mówiła, że ciotkę w górach ma. Sama jej jedzenie na drogę pakowałam. Bidulka nic ze sobą nie zabrała. Była w pośpiechu, ale wcale się jej nie dziwię. Jakby mi ojca rozszarpali na oczach, to też bym z wami, plotkującymi wieprzami, tu nie tkwiła. Od razu bym zwiała. Co do twojej straty, Raendi, przykro mi, ale Hugry w to nie mieszajcie.

Mężczyzna machnął ręką.

– Ktokolwiek to był, najcenniejszych fantów nie znalazł. Utratę kilku błyskotek przeżyję, ale martwi mnie to, co się dzieje. Ponoć dzieciaki Wandy kręciły się dzisiaj niedaleko tej dziwnej łajby Asbjorna i znalazły tuzin martwych ptaków. Jeśli to prawda…

Barmanka i szewc wymienili przejęte spojrzenia.

 

III

Asbjorn Heyrisson obudził się czwartego dnia, gdy w tafli wody wciąż odbijały się gwiazdy, a z pobliskich chat dochodziło głośne chrapanie. Czuł się dziwnie. Odrętwiałe ciało wydawało mu się obce. Niczym nowy but po raz pierwszy włożony na stopę. Ocknął się w tej samej pozycji, w której pozostawiła go Hugra. Siedział na skrzyni, z kuflem w jednej dłoni, mieczem w drugiej.

Spojrzał w górę przez otwarty luk łodzi i zaciągnął się morską bryzą. Nie smakowała tak, jak pamiętał, nie smakowała w ogóle. Wystarczyło mu kilka sekund, by w pełni zrozumieć, na jaki los się zdecydował. Na jakie życie po życiu skazał. Rozprostował się i przeciągnął, po czym przypiął miecz do pasa. Na pokład wyskoczył z nadludzką siłą, wzlatując na kilka metrów i z łoskotem opadając na deski, wgniatając je. Był cięższy, owszem, ale kilkukrotnie szybszy. Przejrzał się w bani pełnej deszczówki. Gdyby nie był martwy, pewnie zebrałoby mu się na wymioty. Teraz własne oblicze wzbudziło u niego jedynie obojętność. Fioletowa, napęczniała skóra pocięta srebrnymi bliznami, nabytymi jeszcze za życia, wisiała niedbale na gnijącej czaszce. Rozkładał się dużo szybciej niż zwykły trup.

Nie rozumiał jednak, jak mógł dać się podejść zwykłemu złodziejowi. Nawet pijany, nie powinien popełnić takiego błędu. Czy to Loki go zwiódł? Czy to bóg podstępu oszukał go, by wykluczyć z ostatecznej bitwy?

 Asbjorn pomacał prawy przegub, czegoś na nim brakowało. Czuł obecność bransolety, kilkanaście mil na wschód, na ręce, do której ozdoba nie należała.

– To był błąd – powiedział, chcąc usłyszeć swój nowy głos.

Brzmiał wieloma dźwiękami, skrzypieniem śniegu, krakaniem wron i wiatrem, jednak żaden z nich nie przypominał ludzkiego. Trudno, pomyślał. Będę przemawiał czynami.

 

IV

Svikar Ragursson od kilku dni wręcz nie posiadał się ze szczęścia. Odkąd wrócił do swojej osady i sprzedał zdobyte na grabieżach łupy, smak alkoholu i dziczyzny nie opuszczał jego podniebienia. Pełna sakwa skutkowała również znacznym wzrostem zainteresowania Svikarem wśród miejscowych lafirynd. Niektóre szeptały mu do ucha sprośne hasła, gdy mijał je w porcie. Te zaś bardziej wyuzdane, posuwały się dalej. Jedna, o opinii równie obleśnej co stan jej uzębienia, bez skrupułów wypięła się przed nim, zadzierając wysoko futrzany płaszcz. Svikar musiał przyznać, że wolałby jednak wychędożyć samą Hel – boginię, której dolna połowa ciała uległa rozpadowi. Jedna z tych nieśmiałych, zgrabna brunetka, przypadła mu do gustu. Drobny podarunek oraz kilka słodkich słów wystarczyły, by teraz w pozycji klęczącej zachwycał się jędrnym ciałem młódki.

Na plecy dziewczyny wstąpiła gęsia skórka. Svikar nie czuł chłodu, był spocony i zasapany. Pracował mocno biodrami, nie chcąc wyjść na słabeusza w oczach młodej kobiety. Ogień w palenisku przygasał z każdą sekundą, mimo że chwilę wcześniej, przy okazji zmiany pozycji, dołożyli kilka drewien.

Nagle okropny fetor zgnilizny wdarł się do nozdrzy kochanków.

– Czujesz? – zapytała, nie przestając się wić.

Tak okropna woń nie mogła wydobywać się z żadnego żywego stworzenia. Svikar zaczął tracić zmysły, jakby powoli wychodząc z ciała tylnymi drzwiami, będąc jedynie obserwatorem. Spróbował potrząsnąć dziewczyną, krzyknąć z przerażenia. Ta zaś obróciła się w jego stronę, ukazując zapłakane oblicze.

– Nie! – Odskoczył, niczym rażony gromem. – To niemożliwe!

Coś w nim pękło. W miejscu kochanki leżał jego kilkuletni syn, kuląc się w pościeli i zanosząc agonalnym płaczem. Svikar chciał wyciągnąć do dziecka rękę, ale nie potrafił. To nie może dziać się naprawdę, przecież ja nigdy bym…

– Dlaczego mi to zrobiłeś?! – zawył chłopczyk. – To bolało!

Mężczyzna bujał się na skraju łoża, zanosząc się płaczem. Jeszcze przed sekundą tu była ona, zwykła ladacznica…

Dziecko darło się coraz głośniej. Mężczyzna nie mógł tego znieść, przeboleć ani zrozumieć. Wiedział, że nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć. Drżącą ręką sięgnął po nóż, ten sam, którym kilka dni wcześniej zadźgał tego siwego wikinga w Jarkrieg; starzec sam się prosił, wpychając nos w nie swoje sprawy.

Svikar pogłaskał syna po włosach.

– Przepraszam, przepraszam za wszystko.

Sprawnym pchnięciem przebił dziecku serce, zagryzając zęby na pięści, by nie krzyknąć z rozpaczy. Chciał tylko zapomnieć. Przyłożył lepkie od krwi ostrze do krtani, zamknął oczy i podciął sobie gardło. Upadł tuż obok syna.

Kątem oka miotany konwulsjami mężczyzna dostrzegł obłok dymu, niczym poranna mgła narastający w izbie. Zjawa materializowała się z oparów tuż obok paleniska. Przybrała ludzką, choć zniekształconą sylwetkę. Postać o której słyszał sagi.

– Draugr… – zdążył jeszcze wybulgotać, zanim wydał ostatni oddech i zastygnął.

Asbjorn Heyrisson wyprostował się i zmierzył wzrokiem zwłoki skrytobójcy oraz młodej kobiety z przebitym sercem. Zaśmiał się chrypliwie i zdjął srebrną bransoletę z przegubu złodzieja. Wytarł ją w koszulę dziewczyny i z trudem wcisnął na swoje opuchnięte przedramię.

– Zabrałem ci rozum, tchórzu – wypowiedział powoli wiking, brzmiąc niczym młot uderzający o oszronione kowadło. – Teraz zabiorę ci oczy, uszy oraz język, byś błąkał się w Niflheim ślepy, głuchy i głodny.

Gdy skończył, Asbjorn zmęczony był walką z pragnieniem. Zewem, który wołał go z powrotem do grobowca, do luku, który na zawsze miał pozostać otwarty. Zanim zamienił się w to coś, chciał jedynie godnie umrzeć. Nie spodziewał się, że magia nieumarłych tak mocno na niego wpłynie. Napełni go chciwością i żądzą mordu. Musiał działać szybko, zginąć ponownie, tym razem w walce. Ale kto mógł się z nim teraz równać?

 

V

Asbjorn siedział na beczce, w ładowni swej łodzi, wyglądając tęsknie na gwiazdy przez wydający kurczyć się luk. Odczuwał potrzebę bacznego czuwania, strzeżenia dobytku. Musiał zebrać siły niezbędne do przełamania zaklęcia. Energię, ulatującą z jego nowego, gnijącego ciała za każdym razem, gdy przekraczał próg grobowca.

W końcu nie wytrzymał, nie wiedząc, na jak długo starczy mu charakteru i wyskoczył na pokład. Tym razem wylądował lżej, nabierał wprawy. Fluorescencyjny krąg światła promieniował z wnętrza łajby coraz wyraźniej.

W wiosce, ku przykrości Asbjorna, nikt do walki z nim się nie pchał. Drzwi i okna drewnianych chat zabito dechami, a szyldy sklepów oraz warsztatów zdjęto. Draugr nie miał jednak czasu. Sięgnął myślami w głąb lasów, otaczających osadę i wyczuł watahę wilków przebiegającą niedaleko, tropem łosia, próbując zagonić go w pułapkę. Przyzwał je. Następnie zapuścił się do umysłów, pochowanych w domach ludzi.

– Pożar! – krzyknął ktoś.

– Pali się!

Wykurzeni iluzją mieszkańcy, wybiegali w popłochu z nienaruszonych chałup, gromadząc się w kupie na środku osady, otoczeni przez watahę wygłodniałych wilków. Asbjornowi podobała się ta moc, imponowała mu jego własna potęga. Jednak nie mógł zapomnieć, po co to robi, jaki miał cel.

– Dam wam szansę! Wybierzcie bohatera! – ryknął w myślach.

Osadnicy Jarkrieg popatrzyli po sobie. Żaden z mężczyzn nie stanowił dla wojaka konkurencji. Draugr musiał liczyć na łut szczęścia. Może tym razem Loki się nie wtrąci.

Wilki krążyły dookoła, wyczekując rozkazu, którego Asbjorn wydawać nie chciał, ale do którego, swoją biernością, dawni sąsiedzi zaczynali go zmuszać. Wreszcie, jeden z garbarzy, który jako jedyny, uciekając z palącej się izby, wziął ze sobą miecz, wystąpił z szeregu.

– Jakkolwiek pojedynek się zakończy, obiecaj, że odejdziesz z Jarkrieg, bo żadnego zła ci nie uczyniliśmy – wyrecytował mężczyzna, spoglądając nerwowo na drapieżniki.

– Czyhacie na mój skarb – wysyczał w myślach Asbjorn.

Powoli tracił władzę nad opętaniem. Nie czekał. Skoczył naprzód, wymijając cios, który o dziwo jego przeciwnik zdążył wyprowadzić i sieknął go czysto w bok, klinując miecz w kręgosłupie. Wyszarpał go z głośnym trzaskiem, strząsnął krew na mokry grunt i wskazał ostrzem najbliżej stojącego wikinga.

– Ty – warknął, kopiąc w jego stronę miecz nieboszczyka.

Bez trudu ściął jeszcze czterech innych, niezdolnych mu się przeciwstawić osadników.

– Czy ja tak wiele wymagam?! – ryknął, brzmiąc niczym topory bijące w tarcze. – Chcę tylko śmierci! Godnej! Moje miejsce jest w Walhalli!

– Tato! Dość! – Hugra wyłoniła się zza jednej z chat. – Popatrz na tych wszystkich martwych ludzi…

Dziewczyna podchodziła do niego powoli z wyciągniętą ręką, niczym do obcego psa, bojąc się ugryzienia. Nie istniała jednak klątwa tak silna, by zgasić jego uczucia względem córki.

– Hugra – zagrzechotał upiornym głosem i dodał w myślach. – Co tu robisz?! Uciekaj, tracę kontrolę.

– Nie odeszłam – powiedziała przez łzy. – I nie odejdę, póki nie przestaniesz ich zarzynać.

– Chcą mnie okraść. To mój statek, mój luk i mój majątek. Mój!

Hugra otarła oczy i podniosła miecz garbarza. Serce Asbjorna skurczyło się ze strachu.

– Nie, proszę.

– Walcz ze mną.

Wiking nie wiedział ile czasu mu zostało. Wilki, pomyślał. Nie musiał dawać im rozkazu, wystarczyło, że opuści ich umysły. Ich ofiary były bezsilne i otoczone, podane jak na tacy. Hugra również.

– Aaa! – krzyknęła dziewczyna, rzucając się na ojca z mieczem.

Asbjorn sparował jej cios gołą ręką, rozcinając fioletową skórę.

– Przestań!

– Nie mogę! – odrzuciła, zasypując go ciosami, których bez problemu unikał. – Tu są kobiety, tu są dzieci! Jesteś wojownikiem, a nie mordercą.

Sam nie wiem, czym jestem, pomyślał Asbjorn i rozbroił córkę, wykręcając jej rękę. Może tak będzie lepiej… Szybka bezbolesna śmierć. To lepsze, niż pożarcie żywcem przez wilki. Spojrzał na jej pełną bólu, ale i miłości twarz. Wataha już się niecierpliwiła, słyszał bunt narastający w ich umysłach. Nieznaczny ruch na jednym z drzew wzbudził jego podejrzenia.

– Czy to możliwe? – szepnął i puścił córkę.

Ruszył w stronę gałęzi, na której siedziały dwa kruki, przyglądając mu się wnikliwie.

– Myśl i pamięć… – Szansa o którą się modlił, materializowała się.

Asbjorn wwiercił wzrok w ptaki.

– Wiem, że mnie obserwujesz! Wiesz, że jestem Einherjerem! Wyzywam cię na pojedynek! Przybądź na wyzwanie, jeśliś mąż lub odrzuć je, jeśli uważasz, że nie jestem godzien.

Przestraszeni mieszkańcy rozglądali się niepewnie. Hugra pozbierała się z ziemi i podniosła leżący w kałuży miecz. Asbjorn skupiał wzrok na gawędzących ze sobą krukach, czekając na odpowiedź. Dziewczyna czając się, uniosła wycelowany w plecy ojca oręż. Wilki go nie ostrzegły.

Trach!

Piorun uderzył w drzewo, na którym siedziały ptaki, oślepiając wszystkich zebranych w osadzie. Gdy wzrok zaczął powracać do przegniłych oczu Asbjorna, krew zawrzała w jego żyłach, a serce wzniosło się ku niebiosom. Hugra stęknęła i opadła na kolano, upuszczając ostrze.

W powstałym kraterze wyprostował się dumnie olbrzymi mężczyzna, łypiąc dookoła jednym okiem. Drugie zasłonięte miał przepaską, znikającą w długiej brodzie. Burza srebrnych włosów opadała na jego nagi tors. Frędzle zwieszone z wielkich futrzanych butów, powiewały na wietrze niczym chorągwie potężnej floty. Szedł powoli w stronę Asbjorna, unosząc oburącz pulsującą czerwonym blaskiem włócznię.

Wiking chwycił z ziemi oba miecze, dziwiąc się, co mniejszy robi przy jego piętach. Walhalla jest moim lukiem, nie ładownia statku, pomyślał. Chwała Odynowi!

Uchylał się przed syczącą wściekle dzidą, którą potężny starzec nakłuwał powietrze. Ale draugr był szybki. Zwykle nieumarłymi stawali się cherlawi młodzieńcy, zazdrośni o rówieśników czy dziewczynę. W tym przypadku, opętania doznał jeden z najsprawniejszych Normanów. Nawet dla boga, stanowił on wyzwanie.

Włócznik spychał go do defensywy, nie pozwalając na przejęcie inicjatywy. Asbjorn z każdym blokowanym uderzeniem jednookiego czuł, że traci kontrolę nad krążącą wokół nich watahą.

– Nie! – wrzasnęła Hugra.

Było za późno. Draugr wybałuszył trupie oczy i wbił wzrok w drzewce boskiej włóczni sterczące mu z krtani. Pomylił się… Zajęty w myślach wilkami, dał się zaskoczyć…

Dwie skrzydlate postaci zamajaczyły na zachmurzonym niebie.

– Walkirie? – stęknął Asbjorn.

 Jednooki skinął i piruetem pozbawił go głowy, która opadła na mokry grunt. Odyn odwrócił się na pięcie i odszedł. Zanim zniknął w ścianie lasu, gwizdnięciem przywołał jeszcze do nóg wygłodniałą watahę. Przy boskim stole dla wilków zawsze było miejsce.

Koniec

Komentarze

Naszą współpracę podsumuję cytatem roku – ,, A co! Potrafię robić łapanki nie krótsze niż Reg.’’

Długość łapanki nigdy nie zależała od mnie, zawsze od Autora. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie miałeś łatwego hasła, a dopisałeś do niego całkiem ciekawą historię. Lubię połączenie nordyckich klimatów z fantastyką (i jestem fanem serialu Wikingowie już za dwa dni kolejne odcinki). Jakoś nie podeszło mi zakończenie, mogłeś rozwiązać kwestię draugra inaczej, momentami też miałem wrażenie, że opowiadanie zyskałoby na skróceniu. Sam motyw ciekawie pomyślany, warsztat też bez zarzutu.

 

“Do tanga trzeba dwojga”. ;-)

Aj waj! Shadziowaty zdradza sekrety kuchni… Ale dożywotnia beta… Brzmi nieźle. Tylko teraz dbaj o zdrowie. ;-)

Babska logika rządzi!

regulatorzy

O Tobie, moja droga, też będą pisać sagi :D

belhaj

Opowiadanie było sukcesywnie cięte, także to już jest dość skondensowana wersja. Ciężko jest sprawić, by zakończenie satysfakcjonowało wszystkich. Ważne, że moje postaci do mnie żalu nie mają, a do stołu trzeba było dostawić kilka krzeseł, ykhm, misek. Tak czy siak, #teamRollo :D

Finkla

Wszystkiego im nie powiemy… Co się martwisz, w razie czego mnie zdraugrujesz.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Znaczy, sugerujesz, żeby nikt Ci nie zamykał trumny, czy to ja mam straszyć ludzi także po śmierci? ;-)

Babska logika rządzi!

Ragnar rulez :) Chociaż teraz na scenę wejdą jego synowie. Zapowiada się smakowicie :)

Finkla

A to już czas zdecyduje… Ale swoją drogą, gdyby nas taka żądza chciwości ciągnęła do klawiatur jak draugry do grobowca, to byśmy byli dużo bardziej produktywnymi artystami :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Zawsze to jakaś nieczysta magia. Już chyba prościej sprzedać duszę naszemu diabłu. ;-)

Babska logika rządzi!

Czyta się :). O ile za fantasy nie przepadam, to opowiadanie wciągnęło. Co prawda zakończenie nie całkiem satysfakcjonujące, ale reszta (i warsztat) bez zarzutu.

Z wrodzonego czepialstwa: wydaje mi się, że koga to duży statek żaglowy, a nie łódź.

Dalej – “watahę wilków przebiegającą niedaleko, tropem łosia, próbującą(…)”, “nie opuszczał o z własnej woli” , “Następnie zapuścił się do umysłów, pochowanych w domach ludzi” – to brzmi jakby w człowieczych domach ktoś pogrzebał umysły.

A całkiem subiektywnie: klimat psują mi nowoczesne wtrącenia – “adrenalina”, “zastawa”, nawet “bandaże”. No i draugr początkowo ma topór, a po “wskrzeszeniu” już miecz. Celowy zabieg?

Ale w żadnym wypadku nie są to rzeczy psujące radość czytania! Po prostu drobiazgi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Staruch

Usterkom się przyjrzę. Koga, owszem, to spory statek żaglowy, o którym w jednej ze scen Raendi mówi ,,dziwna łódź’’, co ma sugerować, że Asbjorn zdobył ją w innych stronach. Korzystałem po prostu ze słowa łódź. Adrenalina nowoczesnym wtrąceniem?! Przecież to wikingowie jako jedni z pierwszych odkrywali dobrodziejstwa halucynogenów i innych specyfików, wyrzut tegoż właśnie hormonu powodującymi. Co do miecza i topora, szanowna Betująca również zwróciła na to uwagę. Topór, choć kojarzy się z Normanami, nie był zbyt szanowaną bronią. Wyznacznikiem statusu był miecz, także to właśnie on został użyty przez Hugrę przy pochówku. Jeśli dziwi cię skąd go wzięła, to zabezpieczyłem się przed tym pytaniem i odsyłam do pierwszego ,,rozdziału’’, w którym Asbjorn duma nad możliwością rozkręcenia awantury w karczmie. Pochwalił się, że owy oręż posiada. No a poza tym, bardzo się cieszę, że umiliłem chwilę. Pozdrawiam!

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Przeczytane. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo porządnie opowiedziana historia, a hasło, które przypadło Ci w udziale, zostało wykorzystane w sposób wielce naturalny.

Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. ;-)

Ja także, podobnie jak Staruch, mam zastrzeżenia do niektórych słów, że wymienię: dziołcha, włam, lokal.

 

Star­co­wi coś się nie do­da­wa­ło. – Co to znaczy?

 

As­bjorn po­czuł ad­re­na­li­nę, wzbie­ra­ją­cą w jego ciele. – Wiking wiedział coś o adrenalinie?

W komentarzu twierdzisz, że tak, ale mnie się wydaje, że nawet jeśli poczuł przypływ energii, raczej nie miał pojęcia, że to się nazywa adrenalina.

 

Nikt jed­nak nie wpadł na to, że As­bjorn śmier­ci w for­mie, którą mu za­pro­po­no­wa­no, nie za­ak­cep­to­wał. – Nie podoba mi się to zdanie, a najbardziej, że As­bjorn śmier­ci w for­mie.

 

Może to wcale nie wilk go roz­szar­pał, jak ta jego dziołcha roz­ga­da­ła – za­pro­po­no­wał tłu­sty szewc, tłu­kąc dzba­nem o stół. – Co zaproponował szewc? Według mnie, wyraził jedynie przypuszczenie.

 

Za­sta­wy głów­nie, choć zło­tej, to o nie­wiel­kiej dla mnie war­to­ści. Wąt­pię jed­nak, by sta­rzec je za­gar­nął… – Piszesz o zastawie, więc: Wąt­pię jed­nak, by sta­rzec za­gar­nął

 

Odczu­wał po­trze­bę bacz­ne­go czu­wa­nia, strze­że­nia do­byt­ku. Czuł, że musi ze­brać siły po­trzeb­ne do prze­ła­ma­nia za­klę­cia. – Czy to celowe powtórzenia?

 

Jed­no­oki ski­nął i pi­ru­etem po­zba­wił go głowy, która opa­dła na mokry grunt. – Czy na pewno pozbawił go głowy piruetem?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Cieszę się z Twojej przyjemności :)

Stylizacja to dla mnie póki co śliska sprawa, więc wolę nie udziwniać. Stąd czasami może się coś gryźć wytrawnym czytelnikom. Adrenaliną posłużyłem się ja, nie wiking, cytat nie jest napisany kursywą. Myślisz, że słowo ,,szał’’ będzie zgrabniejsze? Co do dodawania się. Nie zgadzały mu się pewne fakty, a biorąc pod uwagę sukcesy wikingów w nawigacji oraz inżynierii, możemy przypuszczać, że podstawy matematyki mieli opanowane. Resztę zaraz zacznę reperować.

 

PS. Skąd wy wiecie, kto jakie miał hasło? :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Wikingowo i brutalnie, przeczytałem jednym tchem. Tylko to zakończenie… Deus ex i te sprawy, rozumiem, czasem nawet lubię, ale tu poczułem się zawiedziony. Sytuacja była niesamowicie napięta, z każdą chwilą coraz gorzej, ja czytam zaniepokojony, czy ktokolwiek wyjdzie cało z tej jatki, a tu bach, Odyn “spoko, spoko, mam to”, koniec. Zastanawiam się, co i ile straciliśmy z lektury przez limit znaków…

Dwa duże plusy, jeden za liczne i ładnie wplecione odniesienia do mitologii, drugi za klimat – ciężki i dobrze zbudowany.

Reinee

Dzięki za plusy. Limity zawsze są dla mnie uciążliwe, ponieważ moje historie mają tendencję do ekspresowego rozrastania się. Kończy się to cięciem opisów, smaczków oraz wątków pobocznych. Zakończenie zawsze miało tak wyglądać, przypomnienie o tym, że jesteśmy tylko pionkami w boskiej grze. Strzelbę Czechowa zawsze brałem na poważnie; przypuszczenia Asbjorna okazały się trafne :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Klimat wikingów bardzo mi pasuje… pewnie dlatego, że przecież wikingowie byli Słowianami wink, których żony puściły w rogi. I takie wersji historii należy się trzymać laugh.

Początek i zakończenie dość banalne. Opisy świetne, bardzo obrazowe, przenosiły w czasie. Niektóre porównania trochę jakby na siłę… nie pasowały mi i psuły płynność ciągu wyobrażeń (np. porównanie uderzania nożem, do uderzania wiosłem – ani to podobne jedno z drugim, ani to obrazujące… właściwie psuło mi trochę obraz tego fragmentu akcji).

Bardzo pozytywnie odebrałem dużą wiedzę na tematy nordyckie, którą emanuje Twój tekst, zwłaszcza, że umiejętnie też poddawałeś sugestie tłumaczące wątki mitologiczno-obyczajowe, co mniej zorientowanym w klimatach północnych czytelnikom powinno pomóc wczuć się w opowiadanko. 

Z drugiej strony – dałeś też sporo fantastyki… moim zdaniem zbyt dużo, co przy tak wdzięcznym temacie jak wikingowie nie jest konieczne (co udowadnia choćby wspomniany wyżej serial “Wikingowie”, gdzie magia czy religia pochodzą ze źródeł historyczno-etnologicznych i są całkowicie wystarczające). Ale co tam – taką miałeś wizję, więc się nie czepiam. cool

Za to bardziej ponarzekam na niektóre momenty akcji – regularnie się gubiłem kto kogo dźgnął, kto się osunął itd. Wracałem po 2-3x do początku akapitu, a i tak niekiedy musiałem czytać na czuja, w nadziei, że kolejny akapit to nakreśli. Ten element warsztatu mi nie odpowiadał.

 

…To kiedy w końcu kolejny sezon Ragnara? devil

 

Sty­li­za­cja to dla mnie póki co śli­ska spra­wa, więc wolę nie udziw­niać.

Ależ brońcie bogowie, nie sugeruję, byś stylizował! Ale dla mnie udziwnieniem jest właśnie użycie współczesnych czy regionalnych zwrotów i słów, np. śląskiej dziouchy, a to razi. No, na szczęście dziouchy już nie ma. ;-)

W pozostałych przypadkach proponuję:

 

Star­co­wi coś się nie do­da­wa­ło. – Star­co­wi coś się nie zgadzało.

 

As­bjorn po­czuł ad­re­na­li­nę, wzbie­ra­ją­cą w jego ciele. – As­bjorn po­czuł moc, wzbie­ra­ją­cą w jego ciele.

 

Nasuwa się zaś pytanie, czy to on kogo nakrył na włamie… – Nasuwa się zaś pytanie, czy to on kogo nakrył na kradzieży/ rabunku

 

Właścicielka lokalu trzepnęła go ścierą przez łeb.Właścicielka karczmy/ Karczmarka trzepnęła go ścierą przez łeb.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Popieram Reg smiley. Natomiast zamiast adrenaliny czy mocy, użyłbym krótkiego “krew uderzyła mu do głowy”. 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Propozycja Starucha, bardzo zacna. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A może “szał bitewny/ berserka”? Jeśli Ci znaków starczy…

Babska logika rządzi!

Gostomysł

Godne uwagi, popracuję w przyszłości nad wspomnianymi bublami. Ale jaką fantastykę ja dołożyłem od siebie? Przecież i bogowie, i draugrowie oraz cała otoczka wokół nich mają 100% podparcie na mitologii; (już sama definicja draugra w angielskiej wikipedii wystarczy, by móc to stwierdzić). Myślę, że po prostu w czasach, kiedy protagonistą powinien być zawsze ten dobry, który walczy z demonami i zmorami, ciężko się przyzwyczaić, gdy ktoś pisze z punktu widzenia tychże właśnie stworzeń. No, ale u mnie tak to właśnie będzie zawsze wyglądać. Bo ,,dobrzy’’ bohaterowie są nudni :D

regulatorzy

O, karczmarka szczególnie mi pasuje, kwintesensja warsztatu pisarskiego :D Z reszty również skorzystam. Ale w mojej, autorskiej wersji – Asbjornowi już zawsze coś się nie będzie dodawało :D

Staruch

Mhm, chyba tak właśnie nazwałby to uczucie ktoś, kto nie wie co to adrenalina.

Finkla

Też o tym myślałem, ale jednak to nie był szał. Ten pojawił się dopiero kilka scen później ;)

 

Dziękuję wszystkim.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Och,jestem niezwykle rada, że propozycje okazały się przydatne. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale jaką fantastykę ja dołożyłem od siebie?

hmmm… chodziło mi nie o istnienie Draugrów, ale o ich magiczne moce. Jakoś nie kojarzyłem ich z oddziaływaniem na pogodę, umysły, wilki… ale zmuszony Twoim dociekaniem przewertowałem internet i faktycznie masz rację. Odmalowałeś Draugra jak ta lala laugh. Cofam swoje niedorzeczne zastrzeżenie i przyznaję kolejny PLUS yes

Gostomysł

Spoko, od początku byłem pewien, że pojawią się komentarze kwestionujące zakres mocy nieumarłego. Sam byłem zdziwiony, gdy o nich czytałem. Troszku mieli wyobraźnię ci wikingowie. Chociaż myślę, że po grzybkach też bym coś podobnego stworzył :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Tekst wciąga bardzo chcoć zakończenie wypada delikatnie gorzej. Co jest bez znaczenia bo całość świetna ;) oddaje klimat, poza tym naprawdę sprawnie napisane. Pogratulować :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix

Podziękować :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Interpunkcja tak sobie. Przykładowo, te brzydkie przecinki bym wyrzucił:

Wiking wytarł w rękaw resztę, osiadłej na siwej brodzie, piany

Następnie zapuścił się do umysłów, pochowanych w domach ludzi.

Nawet dla boga, stanowił on wyzwanie

Wykurzeni iluzją mieszkańcy, wybiegali w popłochu z nienaruszonych chałup

Przydałaby się także kosmetyka niektórych zdań (to tylko wskazówka oczywiście, nie mus):

Śnieg skrzypiał z każdym krokiem woja

Po co woja? Bez tego słowa zdanie znaczy to samo, a brzmi lepiej.

wydający kurczyć się luk

Wydający się kurczyć luk?

Kurczę, miałem tu coś jeszcze, ale chyba przypadkiem wyciąłem. Trudno.

jeden z najsprawniejszych Normanów

Uważałbym na tych Normanów, bo to mylące określenie. W dzisiejszym znaczeniu, które jak wiadomo przykryło pierwotne, oznacza potomków założycieli Normandii, a oni już byli mocno zromanizowani i schrystianizowani. Jakiś Anglik (znaczy jeden z Anglów, ale, cholera, nie wiem, jak to odmienić – PWN mówi, że Angl) mógłby go tak nazwać i to by przeszło, ale w narracji… Nie wiem, pewnie czepialstwo wynikające z tego, że swego czasu zwiedzałem normańskie zamki południa.

Brzmiał wieloma dźwiękami, skrzypieniem śniegu, krakaniem wron i wiatrem, jednak żaden z nich nie przypominał ludzkiego. Trudno, pomyślał. Będę przemawiał czynami.

Najfajniejsze zdanie całego tekstu.

 

Hm. To JEST niezły tekst. Ale tylko niezły.

Nie polubiłem pana Draugra, nie kibicowałem mu i miałem go dosyć. W sumie ambitna próba, nie wiem, czy kiedykolwiek czytałem rozważania filozoficzne licza na ten przykład. Niestety, jakoś mi się to wszystko nie połączyło w zgrabną całość. Ciągle też się potykałem o jakieś drobiazgi w zdaniach, nic co by mi się chciało wypisywać, ale towarzyszyło mi takie uczucie niezręczności, niby było poprawnie, a jednak wciąż się zastanawiałem, co chciałeś powiedzieć. Może po prostu brakło dobrego rytmu. Nie wszystkim to przeszkadza, ale mnie jakoś szczególnie.

Wikingowie mnie (już) nie ruszają.

Ode mnie 4.

varg

Uczciwa krytyka. Co do przecinkologii, to walczę z tym od dziecka. Będzie tylko lepiej. Ale miałem sprawną Betowniczą, także wersja finalna jest w dużym stopniu odbabolona. Pana Draugra lubić nie trzeba, tutaj chodziło bardziej by wzbudzić swego rodzaju podziw dla trudów, które ktoś jest w stanie przejść dla przekonań, które niekoniecznie muszą okazać się prawdziwe ;) A co do rytmu, na pewno masz rację, ale za to ja znam powód zaburzeń w płynności. Tekst na łamy portalu trafił odchudzony, niczym kulturysta na scenę, z minimalnym poziomiem tłuszczu, który jak wiadomo jest nośnikiem smaku. Jednak sztywny limit znaków zmusił mnie do zbijania zdań, upraszczania. Przez co tekst stracił swój pierwotny puls. Niedługo będę publikował inny tekst, którego nikt mi żadnym limitem nie obetnie. Będziesz miał porównanie ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Przeczytałem z dość mieszanymi wrażeniami…

Dobrze z pewnością wypadł klimat opowieści oraz kreacja postaci. Również tytuł. Przywiązanie draugra do córki – fajne, wiarygodne. Czytało się komfortowo, bo warsztat, choć z pewnymi zgrzytami, na wysokim poziomie.

Zakończenie średnie, bez fajerwerków. Bo prostu “nastąpiło” i tyle.

 

W kwestii bolączek – mam wrażenie, że trochę za bardzo uwspółcześniasz język (dowodem poprawione wcześniej “adrenaliny” itp. a także: lafirynda, fluorescencyjny czy wwiercił), co najzwyczajniej w świecie burzy immersję. Część zwrotów sprawiała, że “budziłem się”, wracałem do realu ;)

Dynamizm starć wypadł średnio, trochę za bardzo “kronikarsko” jak na mój gust.

Również fabuła, zapowiadana tak entuzjastycznie, nie zawiera w sobie niczego szczególnego. Ot, niespełniony wiking umiera, mści się za bransoletkę, po czym, targany marzeniem i szaleństwem, bierze odwet na ludności. Czekam na zapowiadany “drugi tekst” ;)

 

Tyle ode mnie, na koniec lista uwag/wątpliwości:

Asbjorn Heyrisson wytoczył się z karczmy w Jarkrieg

Skoro już umieszczasz norweskie imiona, mógłbyś walnąć tam ichni umlaut ;) → Asbjørn

Konając, mężczyzna słyszał oddalające się kroki i czuł metaliczny zapach krwi, która formowała wokół niego kałużę.

Wcześniej wspomniałeś, że gość miał na sobie “kilka warstw grubego futra”, a kilkukrotne pchnięcie nożem sprawiło, że tak obficie krwawił? Już inna sprawa, że ciosy w plecy często zatrzymują się na kręgosłupie i żebrach, mała szansa na taki efekt…

Również określenie “formowała” niezbyt odpowiednie…

Oprócz słowa wypluł słoną krew.

Dlaczego słoną?

Postać[+,] o której słyszał sagi.

“Saga” dotyczy raczej rodu, nie jednostki. Tu prędzej “mit”… No i przecinek przed takimi zwrotami jak “o której”, “w którym” itd.

– Dam wam szansę! Wybierzcie bohatera! – ryknął w myślach.

– Czyhacie na mój skarb – wysyczał w myślach Asbjorn.

Tutaj dwa przykłady, kiedy myśli zapisałeś jak dialogi. Inaczej niż pozostałe myśli. Rozumiem, że były to słowa przekazywane “na zewnątrz”, a nie przemyślenia, ale warto by to ujednolicić ;)

– Hugra – zagrzechotał upiornym głosem i dodał w myślach[-.][+:] – Co tu robisz?! Uciekaj, tracę kontrolę.

Proponowałbym dwukropek zamiast kropki, skoro kontynuuje wypowiedź.

Wiking nie wiedział ile czasu mu zostało. Wilki, pomyślał. Nie musiał dawać im rozkazu, wystarczyło, że opuści ich umysły. Ich ofiary były bezsilne i otoczone, podane jak na tacy. Hugra również.

Tutaj chyba za dużo kursywy dałeś, zajrzyj :)

Szansa[+,] o którą się modlił, materializowała się.

Podobnie jak wcześniej – brakujący przecinek. A poza tym, trochę za blisko dwa “się”. Niezręczność.

Frędzle[,+] zwieszone z wielkich futrzanych butów, powiewały na wietrze niczym chorągwie potężnej floty.

Przecinek, bo to wtrącenie.

Wiking chwycił z ziemi oba miecze,

Albo “chwycił”, albo “podniósł z ziemi”. Ta konstrukcja jest dziwna :/

Draugr wybałuszył trupie oczy i wbił wzrok w drzewce boskiej włóczni sterczące mu z krtani.

– Walkirie? – stęknął Asbjorn.

Oj, obawiam się, że z przebijającym krtań patykiem nawet draugr nie wypowie ani słowa. Sprawdź sobie anatomię tej okolicy…

Przy boskim stole[+,] dla wilków zawsze było miejsce.

Proponowałbym ten przecinek, bo za pierwszym razem przeczytałem to: “Przy boskim stole dla wilków, zawsze było miejsce” XD

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

CountPrimagen

O, dzięki. Sporo uwag, które za dnia, już na spokojnie przeanalizuję. Wypowiadanie słów z włócznią w krtani; przecież on się porozumiewał telepatycznie :D A co do słonego smaku krwi, boksujesz trochę? :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

A ja uwielbiam wikingów i nordyckie klimaty niezmiennie :) Jednak nie łykam wszystkiego jak leci bezkrytycznie. Tu jednak czepiać się nie mam czego (może jakiegoś przecinka czy zastawy), a i wykorzystanie hasła (moje!) bardzo fajne. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ach, a więc to również było telepatyczne! XD

Cóż, tak czy inaczej polecałbym zapisywanie myśli w jeden konkretny sposób, bo:

– Walkirie? – stęknął Asbjorn.

na myśl zdecydowanie nie wygląda…

“Walkirie? stęknął Asbjorn.”, czyli zapis, który stosujesz (ja w sumie też, lubię go) albo “Walkirie? – stęknął Asbjorn.” Czytelnie w każdym razie…

 

Trochę czasem poboksuję, brak skojarzeń bierze się pewnie stąd, że sam nie bywam boksowany ;P

 

Moje uwagi to oczywiście tylko sugestie, najważniejsze, by tekst był w pełni Twój :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

śniąca

Tym bardziej jestem rad, że koneserce tematu tekst przypadł do gustu :D Za hasło również dziękuję, bardzo techniczne :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Za hasło – proszę bardzo i mogę polecić się na przyszłość ;) 

Generalnie jestem teraz w klimacie i na fali, bo czytam serię o Skaldzie Ainarze, więc z tym tekstem wpasowałeś się idealnie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie przepadam za nordyckimi klimatami. Są dla mnie jakieś takie zbyt… nordyckie? :) Ale spędziłem kilka przyjemnych chwil czytając opowiadanie. Zgrabnie rozkminiłeś hasło. Klimat mroczny, zimny i północny. Drobne usterki wskazane, poprawione (są lub będą). Przyznam, że czasem zgrzytało w oczach, ale to pewnie przez te językowe nowożytności i cięcia, o których wspominałeś. Że coś się bohaterowi nie dodawało jest IMO OK. Co do finału, podzielam opinię Reinee. Ogólnie na duży plus. Pozdrawiam!

EDIT: nie jest dla mnie jasne zdanie pierwsze. Może przez ominięcie jednego orzeczenia.

Lissan al-Gaib

Dzięki. Ogólnie dla mnie największą niewiadomą było wykorzystanie hasła. Zastanawiałem się jak to odbierzecie. Ale akurat nie to okazało się zgrzytać, a język i zakończenie. Na pewno wyciągnę wnioski.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Wiking wytarł w rękaw resztę, osiadłej na siwej brodzie, piany

Znawcą nie jestem, ale czy te przecinki nie są zbędne? Bo analogicznie nie napisalibyśmy wytarł w rękaw resztę, białej, piany ;)

 

Nie licząc kilku par jelenich i lisich oczu łypiących ze ścian, Asbjorn nie spostrzegł żadnych oznak życia.

Chodzi pewnie o trofea łowieckie, czy jak to się tam zwie. Więc jeśli Raendi nie przykleił jakoś żywych jeleni i lisów do ścian, to to zdanie nie ma sensu.

 

wisiała niedbale na gnijącej czaszce.

Czaszka to struktura kostna, a kości nie gniją.

 

Svikar zaczął tracić zmysły, jakby powoli wychodząc z ciała tylnymi drzwiami

:D

 

Klimat wyszedł ci cudowny, wręcz czułem tę surowość i chłód dalekiej północy, choć potknąłem się parokrotnie o “współczesne” słownictwo. Fabuła niestety mnie zawiodła, bo zapowiadało się interesująco, a wyszła niezbyt skomplikowana historia o zemście, do tego z mało satysfakcjonującym zakończeniem.

Pozdrawiam!

Najbardziej podobała mi się scena zemsty na złodzieju – szatański plan i jakże okrutny. Gdzieniegdzie stosujesz zbyt wiele przecinków, ale to się da łatwo wyeliminować i nie razi tak bardzo w oczy :)

 

Sam pomysł na walkę z Odynem całkiem fajny, ale po tym, jak wcześniej ładnie nakreśliłeś historię, to miałam wrażenie, że w końcówce trochę poszedłeś na skróty. Tak jakby limit mocno dał się we znaki (pewnie dał, hmm:P?) i jakbyś musiał się z tego powodu streszczać.

 

Ogólnie – całkiem fajne. I zazdroszczę hasła :D

MrBrightside

Historia o zemście? Mam wrażenie, że Svikar wyświadczył większą przysługę Asbjornowi niż krzywdę ;)

Iluzja

A dziękuję, temat faktycznie trafiłem wdzięczny :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Niezłe opowiadanie. Nie porwało, ale przeczytałem z przyjemnością.

– Facet nigdy mi się nie podobał. → W takim tekście facet nie brzmi dobrze.

Wiking nie wiedział ile czasu mu zostało. → Wiking nie wiedział, ile czasu mu zostało.

ich umysły. Ich ofiary → powtórzenie

 

Niezłe, z klimatem, ciekawa tematyka. Przyłączam się do głosów, że zakończenie to najsłabsza część. Odyn ex machina i uśmiercenie głównego bohatera – wolałbym coś innego.

Dzięki, panowie.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Opowiadanie na początku nie chwyciło, bo trochę za bardzo gatunkowe jak na mój gust – ale potem wszystko się naprawiło i wciągnęło mnie; moment, kiedy córka stanęła do walki z ojcem, był bardzo fajny. A potem przyszedł bóg, wziął, pozabijał i sprowadził tekst do opisu bójek i bitew :( Związek z hasłem konkursu jest też trochę naciągany, tzn. jest, ale mogłoby tego luku równie dobrze nie być.

Nie licząc kilku par jelenich i lisich oczu łypiących ze ścian, Asbjorn nie spostrzegł żadnych oznak życia.

Oczu martwych zwierząt też nie nazwałbym oznakami życia.

– Hugra! – Oprócz słowa wypluł słoną krew.

O krwi można wiele powiedzieć, ale nie to, że jest słona.

Poza tym kilka drobiazgów natury interpunkcyjnej, nic poważnego.

 

Fajne. Podobało mnie się do tego stopnia, że mam poczucie winy, narzucając tak gówniany limit, bo opowiadanie wyraźnie na tym cierpi; nie mogę powiedzieć, że nie wykorzystałeś potencjału draugra, ale mam pewność, że mógłbyś wykorzystać go… może nie tyle lepiej – choć i tego Ci nie bronię – co po prostu bardziej. Ale i tak wyszło eleganio. Jest konkretna, wciągająca opowieść, jest klimat jak trza, jest świetnie wykorzystane hasło, jest dobry styl i pełnokrwiści bohaterowie. Co prawda pojawienie się na scenie córuchny trochę już za bardzo rozckliwia i melodramatyzuje tekst, ale dziołszka się broni dobrym monologiem, więc upierdliwość z mojej strony bez.

Krótko i zwięźle – jestem kontent.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, może masz błękitną krew? Bo nasza, zwykła, jest słona!

Smak krwi jest słony od zawartego w niej chlorku sodowego.

Tak piszą np. tu – http://medycyna.linia.pl/krew.html 

Poza tym czytałem gdzieś (Ditfurth?), że skład krwi zbliżony jest prawdopodobnie do składu pierwotnego oceanu, a ocean jest – słony.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

a ocean jest – słony.

SPRZECIW!!! Proszę to najpierw udowodnić!

Toż nawet lizać wody nie trzeba – pływa się inaczej. I tak, podobno wiele płynów fizjologicznych przypomina składem wodę morską.

Babska logika rządzi!

Ale tej soli, de facto, w ogole nie czuc. Krew jest w smaku… po prostu krwista.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ja tam żadnej soli nie widzę. Patrzę na youtube na ocean, a tam po prostu woda. Zaglądam do szafki, a tam torebka z napisem SÓL, a w środku takie białe kryształki. W oceanie nie widać kryształków.

ERGO:  teza o słonym oceanie może być mocno naciągana!

Hmmm. Zdarzyło Ci się kiedyś wziąć te takie białe kryształki i nasypać troszeczkę na kanapkę/ jajko/ inne żarełko? ;-)

Babska logika rządzi!

Co? A czy mężczyźnie taka czynność przystoi? laugh

@gravel – się nie zgodzę wink. Bywa żelazista, bywa słona. A krwista jest zawsze, tak jak masło ma zawsze smak masła.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, może z wyjątkiem zjełczałego masła, które ma paskudny smak zjełczałego masła. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wikingowie konserwowali żarcie solą, bo nie było lodówek. Byli więc ,,osolowaceni’’, a ich krew była słona. Boże, zachowujecie się tak, jakbyście nigdy nie pili krwi wikinga… Wstyd.

Aż mnie naszła wena na opowiadanie o wampirach z Wieliczki :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Ja piłam tylko Bloody Mary. Bez gorzały jest znacznie lepsza. Ale posolić sok pomidorowy, IMO, warto.

Babska logika rządzi!

Polecam czekoladę z solą himalajską – orgazm ustny :D :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

@Finkla

[offtop_start]

Bloody Mary jest ok, ale po co psuć jej smak sokiem pomidorowym wink?

[offtop_end]

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, chyba wyjątkowo zgodnie byśmy się podzielili krwawą maryśką. ;-)

Babska logika rządzi!

Mam czerwoną, choć nie do końca zwykłą, krew i jest ona – zgodnie z tym, co utarło się metaforą w literaturze – słodka. A raczej słodkawa. W żadnym wypadku nie była słona. I, jakkolwiek dziwnie i nierealnie (a przy tym trochę obrzydliwie, co słuszne jest zresztą) to zabrzmi, miałem do czynienia z krwią wikinga. I wiecie co, wiecie co, wiecie co? Też nie była słona.^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cień Burzy

Słodka krew? :D Brzmi jak hiperglikemia :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

A Bycza Krew też niby słodkawa… choć reszta smaku taka już nie do smaku. Ale w starych, dobrych, punkowych klimatach nie o smak przecież chodziło devil

I znów moja Skandynawia! :) Opowiadanie czytałam już dłuższy czas temu, a zostały ze mną niektóre sceny, nastrój, tamten klimat. Jedna ze scen była dla mnie jednak trochę zbyt odpychająca (młoda kobieta, która okazała się małym chłopcem, w dodatku synem bohatera), chociaż rozumiem jej rację bytu. Ale dużo dobrego myślę o tym opowiadaniu, o sposobie narracji i stylowym, mrocznym nastroju. Pozdrawiam.

Blue_Ice

Cieszę się, że pykło.

Ale ten chłopiec to była tylko taka iluzja, tam cały czas była młoda kobieta :) Zdaję sobie sprawę, że to mocna scena, ale potrzebowałem tutaj plastycznego obrazu, żeby wykreować bezwzględnego mściciela. A myślę, że ciężej o bardziej krzywdzącą wizję dla każdego ojca :/ 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

No wiem, że iluzja… i że ta scena była pewnie potrzebna, ja to rozumiem i nie mam żalu :) W końcu Wikingowie nie byli przesadnie uprzejmi :P A całość była stylowa, obrazowa i zajmująca. :)

To opowiadanie przypomniało mi, jak bardzo przygodowe fantasy rozmija się z moimi gustami. Bo niby wszystko cacy – historia jest, klimat jest, czyta się dobrze – ale sam tekst zupełnie mnie nie ruszył. Lubię Wikingów, mają klasę, ale u Ciebie wszyscy wpisują się w schematyczny wizerunek WWW (Wielkiego Włochatego Woja), co to tylko chleją piwsko po karczmach i tłuką się na ulicach.

I zakończenie… Jakby nie patrzeć, dosłownie deus ex machina ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

gravel

Hmmm, pewnie gdybym wam pokazał więcej Lokiego, przybycie Odyna byłoby mniej zaskakujące. 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet

Rad żem. Toś się rozpisała ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nowa Fantastyka