- Opowiadanie: mbrznk - Kabel

Kabel

Oceny

Kabel

Do pionu postawił go alarm w telefonie. Głowa pulsowała, tłocząc do uszu melodię, którą ustawił wiele miesięcy wcześniej. A jednak tego dnia, w tej chwili, była dla niego nieznana. W oszołomieniu i zaskoczeniu, nakrył uszy rękoma, zamknął oczy i zastygł w bezruchu. Co jest grane? – wydusił, bez sił, w myślach. Czerń, pod powiekami, zastąpił obraz. 

Grafitową, bezkresną przestrzeń, zajmuje odwrócona do niego plecami, pojedyncza postać. Stoi oświetlona pionowym snopem górnego światła, którego źródło, jest poza zasięgiem jego wzroku. Jest chłodno, z ciała kobiety, ulatuje w przestrzeń, ciepło, rozmywając jej kontury. Przysadzista kucharka, z użyciem całego ciężaru ciała, urabia rękoma, przedmiot stojący przed nią, na trzeszczącym blacie stołu. Ciekawość zaprasza go bliżej, podchodzi. Zza jej ramienia, dostrzega ugniataną z zaangażowaniem, pokrytą czarną i tłustą mazią, plastyczną jak ciasto, głowę. Jego głowę.

Natychmiast otworzył oczy. Znalazł telefon, wyłączył go i usiadł ostrożnie na łóżku. Co go tak załatwiło? Przymknął oczy. Pojawił się obraz, tej samej kucharki, tym razem stoi do niego przodem za rzędem sztachet, jest bez fartucha. Podciąga rozciągniętą i brudną, elastyczną koszulinę. Spod stanika, wielkiego jak żagiel, wyciąga foliową torebkę z płynną zawartością.

– Pij, Twoje i Jurkowe zdrowie! – rubasznie śmieje się przy tym, prezentując paszczę brudnych, pojedynczych zębów, przypominających drewniane obicie płotu.

Otworzył oczy, wymazując paskudny obraz z pamięci. Importowy przysmak zza wschodniej granicy. Ale ile tego było, ile wypił, czy na tym się skończyło? Nie pamiętał i wolał nie przymykać oczu.

Pochylony wstał i ruszył powolnie do łazienki. Po drodze, minął rekwizyty rzucone w kąt; zabrudzona błotem koszulka na podłodze, spodnie przy drzwiach wejściowych, w psim posłaniu. Gdzie jest portfel i drugi telefon?

Doczłapał do kuchni, zbyt wolno, by pamiętać, po co do niej wszedł. Zawracając, kopnął przypadkowo telefon, leżący na podłodze. Podniósł go, nikt nie dzwonił, odłożył go na stoliku. Rozejrzał się po kuchni szukając śladów wydarzeń minionego wieczoru. Żaden przedmiot, w rozgardiaszu pozostawionym na blacie, czy w zlewie, nie budził w nim skojarzeń z przeszłością. Pomieszczenie wydawało mu się obce.

Wrócił do pokoju i położył się na łóżku, próbując zebrać myśli. Głowa nie dawała mu spokoju i … pies. Czy zamknął go, w którymś pomieszczeniu? Próbował przestudiować układ mieszkania. Bezskutecznie. A może uciekł z domu, kiedy wrócił? Zerwał się na równe nogi. Zakręciło mu się w głowie. Usiadł z powrotem, zamknął oczy, by odczekać chwilę. Obraz prezentuje zbliżenie na worek, alkohol przelewa się z lewej na prawą, wypełnia cały obraz, aktywizuje węch i odruch wymiotny. Otworzył oczy i powtórzył wstawanie w wolniejszym tempie, tym razem skutecznie.

Zaczął cmokać i pogwizdywać, przywołując czworonoga. Subtelnie i cicho, bo zwalista kucharka, za każdy głośny, czy gwałtowny ruch, upominała go bólem głowy. Gdziekolwiek był, pies nie reagował. Gdyby tylko wiedział, jak on się wabi? Jezu, jak można tego nie pamiętać?

Ruszył na poszukiwania. Zaczął od drzwi balkonowych w pokoju, w którym się obudził. Za nimi, po psie, ani śladu. Wyjrzał za barierkę, 3 piętra niżej, to samo. Ruszył do drzwi wejściowych, może śpi na wycieraczce, pomyślał, ale i tam pusto. Pogwizdał cicho i pocmokał na klatce schodowej, bez rezultatu.

Wrócił do mieszkania, by wyjrzeć przez okno, może pies wałęsa się po chodniku. Na ulicach, tłoczyli się, pędzący, w każdym kierunku, ludzie, ale żadnego czworonoga nie zauważył. Rozglądał się przez chwilę, szukając w tłumie pędzących ludzi, kiedy dotarło do niego, że nie potrafi sobie przypomnieć, jak on wygląda.

Kiedy przymykał okno, ościeżnica, okalająca trzy tafle szkła, przez ułamek sekundy, zmieniła kształt. Prawy, górny kąt, wyglądał jak zgnieciony, przez co format prostokąta przybrał postać równoległoboku. Chwilę później, wszystko wróciło do normy. Mrugnął kilkukrotnie powiekami, perspektywa się ustabilizowała.

Powrócił do poszukiwań. Wszedł do drugiego pokoju, zaskakującego jeszcze większym bajzlem i, tym samym, co w kuchni, brakiem wspomnień. Patrzył na porozrzucane podkoszulki we wzory zbyt jaskrawe i krzykliwe, by mógł w nich chodzić. Męskie spodnie, wydawały się, za duże ,na jego posturę. Książka „Sprośna wycieczka” Zygmunta Koryckiego, która leżała na stoliku, nic mu nie mówiła, choć zakładka była wciśnięta na dwieście sześćdziesiątej czwartej stronie. Na ścianie, duże zdjęcie przedstawiało obcą mu, ściskającą się i uśmiechniętą parę trzydziestolatków, wpatrzonych w lewy bok fotografii. Rekwizyty wywołały w nim dziwny niepokój. Nie potrafił zrozumieć do kogo należy miejsce, w którym przebywał. Nie czuł się ani jak w domu, ani jak u znanych czy nieznanych mu osób.

Potrzeby fizjologiczne skłoniły go do poszukiwań łazienki. Ruszył przez przedpokój, w którym widok pustego, psiego posłania, już go nie wzruszał. Wszedł do łazienki, oddał mocz i nie spłukując go, zwrócił się, ku wyjściu. Kątem oka wychwycił ruch w pomieszczeniu. Podszedł do lustra, w którym przyglądał się sobie, jak po raz pierwszy. Nie zdziwiły go brązowe źrenice psychotyka, wypełniające całą gałkę oczną, siny odcień warg czy zęby, których odcień zmienił się na karmelowy, po ostatnim wieczorze. Wygląd nie wzbudził w nim zainteresowania czy niepokoju. Zdjęcie, które oglądał dwie minuty wcześniej, nie pozostawiło w jego pamięci, żadnego śladu.

Wyszedł z pokoju spacerowym krokiem, trafił do pokoju, w którym się zbudził. Okna, które niedawno otwierał w poszukiwaniu psa, były w osi pionowej pochylone od góry o trzydzieści stopni. Nasycenie kolorystyki pokoju podniosło się o kilka punktów, jego rozmiar skurczył się radyklanie. Na łóżku, zadźwięczał sygnał, który przyciągnął jego uwagę. Wyświetlacz telefonu mienił się hologramowym blaskiem, który przyciągnął jego uwagę. 

Na ekranie widniała wiadomość od „Kochanie” o treści „Czemu się nie odezwałeś jak dotarłeś do domu? Martwię się, zadzwoń jak wstaniesz!”

 Usiadł ostrożnie, na łóżku.

– Kto to, do cholery, jest Kochanie? – powiedział, na głos.

Zaczął przeglądać telefon, jak urządzenie, którego nigdy wcześniej nie widział. Przypadkowo dotarł do zdjęć. Większość z nich, przedstawiała kobietę, na niektórych, w towarzystwie faceta. Na kolejnych odnalazł psa. Galeria, była pełna fotografii, tej trójki. Z braku zainteresowania, odłożył telefon. Chwilę później, urządzenie wydało głośny dźwięk. Wziął go ponownie do ręki. Na ekranie widniał napis Jurek, a pod nim tekst ”Znaalzlem w teletronid tfuj numeer wczorai sje eidzielimsy nie wiem nicxego pomoz mii”

Przewinął wiadomości w telefonie, rzeczywiście byli na wczoraj umówieni. Przewinął historię smsów do pięciu miesięcy wstecz, a mimo to, nie potrafił przypomnieć sobie jego osoby. Pieprzone dziury w pamięci.

Coraz mniej dokuczał mu kac, bardziej martwiło go, że sprzed imprezy, w ogóle, niewiele pamięta. Ruszył do kuchni, po proszek na ból głowy. Chwilę się zdrzemnie i wszystko wróci do normy. Butelkę wody znalazł na blacie, ale kiedy sięgał ręką, by otworzyć dolne szafki i wyciągnąć lek, ręka stanęła w połowie drogi. Ciało pamiętało ruchy i miejsce, gdzie składował leki, ale bez precyzyjnej informacji z mózgu, nie potrafiło wybrać właściwej szafki. Zignorował to, jak pozostałe skutki wczorajszej libacji, rozejrzał się po kuchni, ale nie znalazł śladu leku. Zaczął otwierać szafkę po szafce, przeszukując kuchnię, jakby znalazł się w niej po raz pierwszy. W drugiej szufladzie od dołu znalazł stertę różnych leków. Nie potrafił określić, na pierwszy rzut oka, który z nich jest na ból głowy.

Złapał w garść przypadkowe opakowania i zaczął się w nie wczytywać. W końcu znalazł odpowiedni, wyciągnął z opakowania dwie tabletki i popił wodą z butelki. Wychodząc z kuchni, zamotał się w przedpokoju, zanim wybrał pokój, w którym chciał się położyć. Lęgnął na łóżku z nadzieją, że zaraz zaśnie i obudzi się, kiedy ten gigantyczny minie. Nadzieje rozwiał sygnał smsa. Kochanie.

– Dotarłeś do pracy? Stresik przed prezentacją? Może obiad o 13?

Patrzył na litery przed sobą i nie rozumiał, o jakiej prezentacji, ani o jakiej pracy pisze Kochanie. Co to jest stresik? Wreszcie obiad o trzynastce? Po co ten szereg słów, w obcym języku. Chciał ją, po prostu, zapytać. Zaczął dotykać palcami przypadkowe części ekranu telefonu, by uruchomić klawiaturę. Kiedy się w końcu pojawiła, zaczął w nią stukać przelewając swój niepokój i pytania, które chciał skierować do Kochanie.

Na ekranie pojawiały się ciągi liter, których nie potrafił ani rozpoznać, ani zrozumieć. Każda nowa, pojawiająca się, wprawiała go w jeszcze większą irytację i złość. Zaczął szukać przycisku do wymazania wszystkich znaków. Kliknął w jeden z większych i całe pole tekstowe opustoszało, a te same znaki pojawiły się w dymku nad nim. Kiedy podjął kolejną próbę napisania do Kochanie, pojawił się nowy dymek z pojedynczym znakiem. Zauważył, że te same znaki były w poprzedniej wiadomości, ale nadal nie przypominał sobie ich znaczenia.

Klawiatura przestała reagować na jego dotyk. A może reagowała, skoro dostał nową wiadomość od Jurka o treści „gsfjkajhgd iahfpaio aoa”. Nie rozumiał znaczenia jego smsa, ale przypomniał mu ten, który chwile temu napisał do Kochanie. Oblał go zimny pot, na myśl o stanie w jakim musiał być jego kumpel, który wylądował w kompletnie obcym mu miejscu.

Skierował ponownie uwagę na telefon. Próbował powrócić do tego czym się zajmował wcześniej. Pamiętał że dostał wiadomość od … Nie pamiętał z kim pisał. W głowie pozostała mu liczba trzynaście. Do głowy wdarło mu się poczucie zagrożenia i niebezpieczeństwa, choć nie potrafił zrozumieć dlaczego. Nie potrafił się cofnąć do źródła tych emocji. Nic innego do niego docierało i nic innego nie pamiętał. W głowie miał tylko tę liczbę. Przeniósł wzrok na pokój, w którym przebywał i z niepokojem zdał sobie sprawę, że nie rozpoznaje tego pomieszczenia. Obejrzał rozkopane i ciepłe łóżko, na którym siedział. Skąd się tu wziął? Co on tu robi właściwie robi?

Zaczął nasłuchiwać, czy jakiekolwiek odgłosy docierają z pomieszczeń obok. Czym dłużej pozostawał w bezruchu, tym intensywniej docierał do niego jednostajny pisk, przerywany głuchym, miarowym łomotem. Zaczął kręcić głową próbując zlokalizować miejsce, z którego dobiegał stukot. To coś, zdawało się siedzieć ukryte gdzieś w głębi. Zerwał się na równe nogi. To było w nim!

Wystrzelił do góry jak oparzony i z łoskotem zwalił się na ziemię. Zaskoczony zaczął dotykać nóg, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego się przewrócił. Kiedy próbował je podkulić, by podnieść się z dywanu, nogi zareagowały ledwo zauważalnie. Zgasły, jakby ktoś odłączył je z prądu. Przeraziło go to.

To, co waliło w nim, w środku, jeszcze intensywniej i głośniej przypomniało o sobie. W głowie, pojawił się obraz ludzi z tykającymi zegarami, zwojami kabli. Wybuch i wyrzucone w powietrze resztki ciała niosły się w promieniu wielu metrów. Nie rozumiał i nie potrafił dotrzeć do źródła tych wizji. Każda z nich wywoływała lęk, który jednocześnie paraliżował go i aktywizował do myślenia i działania.

Zaczął się sobie łapczywie przyglądać, jak gdyby widział się, po raz pierwszy. Jedyne okrycie, które posiadał zakrywało go w połowie ciała. Zajrzał tam i znalazł rój drobnych spirali oraz dwie okrągłe kule, przedzielone obwisłym, owalnym walcem. Zaczął to badawczo dotykać, z pietyzmem sprawdzając każdy centymetr powierzchni, nieznanych mu kształtów.

Otoczenie pod przykryciem było cieplejsze niż pozostałe części ciała, które badał. Pod wpływem dotyku podłużny element zaczął się wyczuwalnie powiększać. Przysporzyło mu to niezrozumiałej i krępującej przyjemności. Zakrył to pospiesznie, czując że to właściwe. Wrócił do złowrogiego łomotu, który cały czas słyszał. Przyłożył rękę do ucha, dudnienie było bliżej. Zaczął ją oglądać i dotykać. Znalazł podłużną linię, która przypominała mu coś, co widział na płaskich obrazach, które wyświetlały niebezpieczne wizje. Na jakich obrazach? Jakie dokładnie? Nie potrafił sobie przypomnieć.

Kiedy przybliżył rękę do ucha, hałas stał się głośniejszy. Na drugiej ręce znalazł taki sam kabel, kiedy zbliżył ją do ucha usłyszał dudnienie. Obdukcję przerwał intensywny dźwięk, czegoś co znajdowało się tuż obok niego. Na przedmiocie widniał obraz kobiety i dwa symbole czerwony i zielony. To ponownie uruchomiło w nim obrazy bomby i wybuchu. Który kolor należy wybrać, który kabel należy usunąć? Który przycisk jest do czego? Spojrzał na ręce, które oplatały kable w kolorze ciężko rozróżnialnym, ale jednobarwnym. Który miał przeciąć? Dźwięk nieznajomego przedmiotu, kolejny raz, przerwał coraz bardziej palący dylemat.

Znów ta sama twarz i dwa kolory. Instynktownie wiedział, że musi wybrać.

– Yyyyyuuuaaaa kkkkooo uuuuaaaaa?! – zawył wściekle. Przeraził go dźwięk, który z takim impetem wydobył się z jego ciała. Nie znał go, nie słyszał nigdy wcześniej. Wydawał mu się tak zupełnie obcy. Z przestrachu, wyrzucił przedmiot jak najdalej od siebie, trafiając w przeciwległą ścianę pokoju.

Roztrzaskane, pojedyncze elementy przedmiotu, doleciały do jego nóg. Nóg, których nie potrafił cofnąć, by uchronić je przed odłamkami. Siedział skulony i przerażony. Dudnienie stało się głośniejsze niż wcześniej. Czuł, że musi podjąć decyzję i jak najszybciej je zatrzymać. Zaczął podważać prawą ręką kabel z lewej, tak, by się do niego łatwiej dobrać. Za każdym razem jednak, chował się on raz, za razem. Użył paznokci, które wbiły się w powłokę sprawiając mu ból i przysłaniając czerwoną breją to, co chciał wyrwać. Ból stawał się coraz większy, a kable coraz bardziej tonęły w mazistej powłoce. Dorwał jeden pomiędzy dwa palce i zirytowany wypuścił rozumiejąc, że w ten sposób, będzie mu trudno dokończyć to, co zaplanował.

Krótki i głośny dźwięk z pomieszczenia obok przerwał jego starania. Jak rozgorączkowany, zaczął się rozglądać po pokoju. Szukał wzrokiem i nasłuchiwał skąd wydobywał się ten niespodziewany hałas. Zamarł w bezruchu do czasu, gdy cisza, przerywana coraz głośniejszymi przecinkami miarowego dudnienia z jego środka, nie zmusiła go do działania.

Obok siebie dojrzał płaski odłamek elementu, który podniósł raptownie, by mu się wnikliwie przyjrzeć. Zanim przyłożył do pierwszego kabla cieńszą krawędź znaleziska, ta dwukrotnie, upadła mu na podłogę. Ręce powoli odmawiały mu posłuszeństwa. W końcu, kiedy był już gotowy, nasadą dłoni przeczyścił rękę z brei i wybrał drut do przecięcia. Zrobił trzy krótkie wdechy i jednym pociągnięciem naciął go, uruchamiając alarm. Wycie, które jeszcze przez jakiś czas wibrowało mu w uszach, głuchym echem wprawiło go w konsternacje. Tuż za nim, pojawił się głośny i przeciągły dźwięk z pomieszczenia obok.

Nacierające na niego, z każdej ze stron, bodźce, jeden po drugim, wprawiły go w paraliż. Podniósł ręce, by zakryć oczy. Zawył ze strachu. Był przerażony, bo nacięcie kabla zdawało się przyspieszyć działanie bomby, która w nim niestrudzenie odmierzała pozostały mu czas. Z ciekłej ręki nadal słyszał miarowe i jeszcze intensywniejsze niż dotychczas dudnienie. Palce przestały się ruszać. Leżący na podłodze odłamek był zbyt ciężki, by go unieść.

Ponownie dobiegły go hałasy z pomieszczenia obok, ale zamknął oczy zrezygnowany, wsłuchując się, w odmierzający ostatnie chwile, stukot zegara. Coś nim mocno szarpnęło. Kiedy otworzył oczy, miał przed sobą kogoś, kogo już widział, ale nie potrafił sobie nic przypomnieć gdzie i kiedy.

– Pomóż mi, zadzwoń szybko do szpitala! – ryknęła, odwracając głowę.

Próbował dostrzec inną postać w pomieszczeniu, której odgłosy niosły się w pomieszczeniu, ale nie potrafił. Dźwięki oddaliły się i zamarły. Nasłuchiwał do czasu, gdy poczuł drobne ukłucia, spadających na niego kropel wody. Uniósł do góry głowę. Woda ciekła po twarzy kogoś, kto siedział tuż przy nim. Widział jej ruch, słyszał głos nieznanej mu postaci, ale nie potrafił nic zrozumieć.

Dźwięki zlepiały się w niezrozumiałą kakofonię. Czym dłużej patrzył i słuchał siedzącą przed nim postać, tym bardziej, już w spokoju, odpływał. Uciążliwość dźwięków wydawanych przez nowego przybysza zmieniła się w drobną tkliwość. Dudnienie z jego własnego wnętrza stało się prawie niesłyszalne. Oddalał się, odpływał.

***

– Za ile będą?

– Dziesięć minut. Podobno mają już takie przypadki.

– Dzięki – powiedziała. – Przynieś mi szybko coś z łazienki, bo mi się całkiem wykrwawi.

– Weź to! – Podał jej, na wpół mokry, ręcznik, leżący na oparciu krzesła.

– Co on brał, że nawet mnie nie poznaje?

– Nie wiem, podobno to jakaś silna toksyna! W szpitalu zlecili już sprawdzenie jej pochodzenia i działanie. Podobno nie jest to narkotyk.

Koniec

Komentarze

Jedno opowiadanie na dzień wystarczy. Nie wrzucaj lawinowo. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nie doczytałem do końca, bo w sumie to niczym mnie nie zaintrygowało. Doszedłem do momentu, kiedy znalazł telefon z esem od kumpla.

W każdym razie początkowy opis pijackich męczarni jest dla mnie zbyt rozwleczony i nieciekawy. 

Stosujesz też dziwne formy gramatyczne typu:

Głowa pulsowała rytmicznie miażdżąc od wewnątrz mózg. – Tak na zdrowy rozum, to czaszka jest na zewnątrz mózgu. Chyba, że go jakaś implozja od środka rozrywała. 

Doczłapał się do kuchni, zbyt powoli by pamiętać, po co do niej przyszedł.

W łazience szczoteczka pod ciężarem zwału pasty do zębów tonęła w wannie. – Konia z klaczą temu, kto mi powie o co chodzi w tym zdaniu. 

 

To tylko takie drobne przykłady, bo generalnie w konstrukcji opisów coś cały czas mi przeszkadzało. Brak ciągu logicznego? Zbyt wiele powtórzeń? Sam nie wiem, ale płynnie się tego nie czytało. Według mnie słabo. 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Rozumiem Twoje uwagi, uproszczę i doprecyzuję co nieco.

 

Co do przydługiego opisu, zastanawiam się co mogę zrobić, by nie stracić opisu powolnej gradacji rozpadu tożsamości głównego bohatera. W całej historii jest to dosyć istotne. Zakładam, że po całej lekturze, byłoby to dla Ciebie bardziej zrozumiałe. 

Faktycznie, początek szału nie robi – kac, jakich wiele. Dopiero potem robi się ciekawiej.

Ale ostatecznie nic nie wyjaśniasz, można się tylko domyślać…

Wyjrzał za barierkę, 3 piętra niżej,

Liczby raczej zapisujemy słownie.

Babska logika rządzi!

Jestem tu nowy, wiem, to marne wyjaśnienie, ale dopiero po wczorajszych lekturach, w tym Twojej Nagrody wojownika, która mnie totalnie urzekła, zrozumiałem, jak wiele mam do nauczenia.

 

Zacząłem offline poprawiać powyższe opowiadanie, które pierwotnie, w założeniu, miało być pierwszą sceną czegoś większego. Dlatego treść nie wyjaśnia zbyt wiele. Odkrycie spóźnione , jak i nauka.

 

W każdym razie, jest mi bardzo miło, za Twoje, choć lapidarne “potem robi się ciekawiej”.  Doceniam, co i jak piszesz, więc tym większe znaczenie mają Twoje słowa. 

 

Dziękuję. :-)

Wiesz, nikt nie zaczyna z poziomu mistrza. Mnóstwo amatorów wydziwia nad tekstami, żeby Autor dowiedział się, co mógł zrobić lepiej. W Twoim przypadku – zahaczyć czytelnika na początku. Zainteresować go, żeby po prostu musiał sprawdzić, jak się skończy. A sam kac i imprezka, z której niewiele się pamięta – no, każdy to zna, jeśli nie z autopsji, to z opowiadań.

Poprawiaj powyższą wersję, niech komentatorzy widzą, że ich pisanina przynosi skutki.

A jak już przeczytasz jakiś tekst, to skomentuj. Autorowi na pewno będzie miło.

Babska logika rządzi!

Początkowo kac gigant, a potem, jak mniemam, skutki zażycia tabletek, które miały pomóc na ból głowy.

Wykonanie bardzo złe. Mnóstwo tu mało czytelnych, fatalnie skonstruowanych zdań. Masz przed sobą mnóstwo pracy.

 

Przy­sa­dzi­sta ku­char­ka, z uży­ciem ca­łe­go cię­ża­ru ciała, ura­bia rę­ko­ma, przed­miot sto­ją­cy przed nią… – By użyć ciężaru całego ciała, musiałaby chyba stać na przedmiocie albo położyć się na nim. Tylko czy wtedy mogłaby go urabiać?

 

przy­po­mi­na­ją­cych drew­nia­ne obi­cie płotu. – Co to jest obicie płotu?

 

Po­chy­lo­ny wstał i ru­szył po­wol­nie do ła­zien­ki. – Raczej: Pochylony wstał i powoli ru­szył do ła­zien­ki.

 

Po dro­dze, minął re­kwi­zy­ty rzu­co­ne w kąt; za­bru­dzo­na bło­tem ko­szul­ka na pod­ło­dze, spodnie przy drzwiach wej­ścio­wych… – Po dro­dze, minął ubranie rzu­co­ne w kąt

Sprawdź znaczenie słowa rekwizyt.

 

Pod­niósł go, nikt nie dzwo­nił, odło­żył go na sto­li­ku. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Głowa nie da­wa­ła mu spo­ko­ju i … pies. – Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

Zbli­że­nie na worek, al­ko­hol prze­le­wa się z lewej na prawą stro­nę, wy­peł­nia cały obraz, ak­ty­wi­zu­je węch i od­ruch wy­miot­ny. – O jakim worku jest tu mowa?

 

Wyj­rzał za ba­rier­kę, 3 pię­tra niżej… – Wyj­rzał za ba­rier­kę, trzy pię­tra niżej

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

przez co for­mat pro­sto­ką­ta przy­brał po­stać bliż­szą rów­no­le­gło­bo­ku. – Co to znaczy, że format przybrał postać bliż­szą rów­no­le­gło­bo­kowi?

 

Na po­sła­niu leżał te­le­fon, z pod­świe­tlo­nym wy­świe­tla­czem. – Brzmi to fatalnie. Zbędny przecinek.

 

Chwi­lę póź­niej, urzą­dze­nie wy­da­ło gło­śny dźwięk. Wziął go po­now­nie do ręki. – Piszesz o urządzeniu, które jest rodzaju nijakiego, więc: Wziął je po­now­nie do ręki.

 

który z nich jest na ból głowy. Zła­pał w garść przy­pad­ko­we opa­ko­wa­nia i za­czął się w nie wczy­ty­wać. W końcu zna­lazł lek na ból głowy, wy­cią­gnął z opa­ko­wa­nia dwie sztu­ki… – Powtórzenia.

 

wy­ma­za­nia wszyst­kich zna­ków. Klik­nął w jeden z więk­szych i całe pole tek­sto­we opu­sto­sza­ło. Te same przy­pad­ko­we znaki po­ja­wi­ły się w dymku nad nim. Kiedy pod­jął ko­lej­ną próbę na­pi­sa­nia do Ko­cha­nie, po­ja­wił się nowy dymek z po­je­dyn­czym zna­kiem. Za­uwa­żył, że te same znaki były w po­przed­niej wia­do­mo­ści… – Czy wszystkie znaki są konieczne?

 

ten, który chwi­le temu na­pi­sał do Ko­cha­nie. – Literówka.

 

W gło­wie po­zo­sta­ła mu licz­ba trzy­na­ście. Do głowy wdar­ło mu się… – Powtórzenie.

 

Obej­rzał roz­ko­pa­ne i cie­płe łóżko, na któ­rym sie­dział. – Rozkopane mogło być posłanie, nie łóżko.

 

Czym dłu­żej po­zo­sta­wał w bez­ru­chu… – Im dłu­żej po­zo­sta­wał w bez­ru­chu

 

Wy­strze­lił do góry jak opa­rzo­ny i z ło­sko­tem zwa­lił się na zie­mię. – Był w mieszkaniu, więc: …z ło­sko­tem zwa­lił się na podłogę.

 

Je­dy­ne okry­cie, które po­sia­dał za­kry­wa­ło go w po­ło­wie ciała. – Co to znaczy, że ktoś jest zakryty w połowie ciała?

Powtórzenie.

 

Przy­ło­żył rękę do ucha, dud­nie­nie było bli­żej. Za­czął ją oglą­dać i do­ty­kać. – Oglądał i dotykał dudnienie???

 

Spoj­rzał na ręce, które opla­ta­ły kable w ko­lo­rze cięż­ko roz­róż­nial­nym, ale jed­no­barw­nym.

Pewnie miało być: Spoj­rzał na ręce, które opla­ta­ły jednolite kable w ko­lo­rze trudnym do nazwania.

 

Z cie­kłej ręki nadal sły­szał mia­ro­we i jesz­cze in­ten­syw­niej­sze niż do­tych­czas dud­nie­nie. – Czy to znaczy, że ręka była cieczą?

 

Uniósł do góry głowę. – Masło maślane. Czy można unieść coś do dołu?

 

Czym dłu­żej pa­trzył i słu­chał… – Im dłu­żej pa­trzył i słu­chał

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, że przeczytałaś ten tekst i wymieniłaś błędy do poprawy. Tak, wiem, to zapewne, nie wszystko, co wymaga korekty. Co do fabuły, nie chodzi o tabletki, ale skoro tak uważasz, to i to, jest do poprawy. 

 

Piszesz, że mam wiele pracy przed sobą, pełna zgoda, na czym, w pierwszej kolejności, według Ciebie, powinienem się skupić?

Mbrznk, przede wszystkim powinieneś zacząć od poprawienia błędów. Poprawiając, uczysz się.

Dużo czytaj. A kiedy znuży Cię czytanie, przypomnij sobie zasady pisania po polsku. Zaglądaj do słowników, korzystaj z nich! I dużo czytaj. A kiedy uznasz, że dostatecznie zgłębiłeś tajniki interpunkcji, gramatyki i ortografii, a Twoje zdania są zrozumiałe i czytelne, napisz coś. W międzyczasie dużo czytaj. Sugestia, abyś dużo czytał, nie jest złośliwością – to naprawdę pomaga. Przeczytaj kilka portalowych tekstów, najlepiej nagrodzonych piórkiem, albo te, które znalazły się w Bibliotece i skomentuj je. Czytaj komentarze innych, jest w nich wiele cennych rad i spostrzeżeń.

Podejrzewam, że zainteresują Cię wątki: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550http://www.fantastyka.pl/loza/17

Powodzenia. :-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo Ci dziękuję za tak obfite wskazówki.

Jest co robić :)

Ano, jest. I gromadź pomysły, abyś, gdy już poprawisz warsztat, miał co pisać. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest chłodno, z ciała kobiety, ulatuje w przestrzeń, ciepło, rozmywając jej kontury.  → Jest chłodno, z ciała kobiety ulatuje w przestrzeń ciepło, rozmywając jej kontury. 

Z uwag technicznych – za dużo przecinków. Często rozdzielasz niepotrzebnie podmiot i orzeczenie.

 

Napisane nie najlepiej, chyba “Przeznaczenie” jest trochę lepsze językowo. Przyznam, że na początku nawet zainteresowałem się, co przytrafiło się bohaterowi (intrygująca postać kucharki), ale potem odjazdy zaczęły lekko nużyć, a rozwiązanie okazało się dość sztampowe.

W tym opowiadaniu jest tak wiele do poprawy, że właściwie powinienem napisać go od nowa. A swoja drogą, czy możesz mi napisać jak Ty rozumiesz rozwiązanie?

Nie wiem, co doprowadziło bohatera do takiego stanu, nigdy nie byłem dobry w odgadywaniu, o co chodzi. Skojarzyło mi się z przemianą w zombie, ale postawia na to ani złotówki :P Wydaje mi się, że to może być wyjaśnienie z tych mniej oczywistych. 

Nowa Fantastyka