- Opowiadanie: Reinee - I zjawił się młody król...

I zjawił się młody król...

Dziękuję betującym,  pomogli mi niesamowicie! Życzę miłej lektury!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

I zjawił się młody król...

 

Upadł na nagrzane słońcem liście, dyszał ciężko. Przebijające się przez korony drzew promienie oślepiły go na chwilę, zamknął oczy. Miriady gwiazd pod powiekami tańczyły radośnie. Co za bal. Co za czas, by być młodym. Stęknął, czując ciężar na piersi, zaraz wydobył ze zdartego gardła niski śmiech. Ucałował pachnące mchem czoło, wplótł palce w gęste włosy. Spojrzał w dół i zgubił oddech, tonąc w błękitnych oczach. Nie uda mu się wypłynąć na powierzchnię, woda jest zbyt głęboka, zbyt dzika. Ułożył głowę na leśnym posłaniu, wrócił do świata gwiazd. Gdy odchodziły emocje wracały myśli. Ze słabnięciem szła refleksja. Czemu znowu tu jest, nagi, spocony, leżący na liściach? Nie po to przyszedł. Nie po to, by po raz setny tonąć, lecz po to, by w końcu złapać dech, wrócić do świata żywych! By powiedzieć jej, że… Że to koniec. Powiedz to, krzyczał umysł, powiedz, dudnił głos w głowie, powiedz!

– Jesteś piękna, Kalli – powiedział.

Głupiec! Skończony głupiec! 

– Oczywiście, że jestem.

Poczuł drobny język wędrujący przez pierś, wzdłuż szyi, aż do samych ust. Mrowienie przeszyło całe ciało, chęci znowu buchnęły, myśli porwały się na strzępy… Nie! Złapał je i poskładał siłą woli. Chwycił dziewczynę pod brodę, delikatnie odsunął, pogłaskał kciukiem po policzku. Ujęła jego dłoń.

– Gdybym nie była piękna – kontynuowała – nie byłoby cię tutaj, prawda?

Nie odpowiedział. Nie wiedział co.

– Nie bój się. – Zachichotała. – Uroda jest wszystkim, wygląd decyduje o naszym losie. Takie jest życie… – Zatańczyła palcem na jego piersi.

Bogowie, nie! Nie wytrzymam! Zdjął z siebie dziewczynę, usiadł, ukrył twarz w dłoniach. Z udawanym naburmuszeniem rzuciła mu się na szyję.

– Nie zgadzasz się? – Nadęła policzki. – Wygląd, wygląd, wygląd, skóra, twarz, piękno, uroda! Po to tu jesteśmy! To nas połączyło, to spaja twoje usta z moimi, twoje ciało z moim ciałem. Chyba, że… Miłość? 

Miłość? Nie. Już nie. Kiedyś tak, ale już nie. Trzeba wypłynąć na powierzchnię, a z tobą nigdy mi się nie uda.

– Ha hah! Nie mów, że się we mnie zakochałeś, mój oleandrze! No dalej, nie mów mi tego! – Z mokrymi od śmiechu oczami wtuliła twarz w jego gęstą brodę.

Nie powiedział. 

A gdy ona zrozumiała, że on tego nie powie, słońce uciekło z lasu.

I tak to się zaczęło.

 

*

 

– Ludzie! Obywatele! – krzyczał białobrody staruszek. Przechodnie w większości przyspieszyli tylko kroku, lecz czasem ktoś się zatrzymał, chwilę posłuchał. – To gniew bogów! Łodzie nie wracają, sieci są puste, morze wywiera na nas zemstę za grzech Glukena!

Obraza majestatu szybko przekonała nielicznych słuchaczy, iż lepiej zająć się bardziej produktywnymi zajęciami. Lub mniej. Czymkolwiek innym. Staruszek wyprostował się, wymachiwał pięścią, poprawiał opadającą togę.

– Król Gluken wygnał Skyję, własną żonę! Córkę Protosa! Dar od bogów! Bo cóż wspanialszego może spotkać człowieka, niż miłość jednej z cór Protosa! Ich wygląd, ich kształt, ich forma! Wielką mają moc! Oblicza ich zmieniają się tak, by miłości swej się przypodobać, by uroda zmysły mężów rozpalała, z serc ich ciągnąc wzór! Protosowe córy, dar to prawdziwy z niebios dla całego rodzaju męskiego! Pamiętacie przecież Glukena poniżającego swą żonę! Wyśmiewającego! Przy setkach oczu i setkach uszu! Zwał ją kalmarem, mówił, że śmierdzi rybą! Nie dziwcie się zatem, że nie ma ryb! Otwórzcie umysły, związek jest jasny! Przepraszajcie za grzechy swoje i upadłego króla, módlcie się, jeśli chcecie zaznać ryb! Per pisces ad astra!

Dwójka żołnierzy spokojnie pozwoliła staremu dokończyć wywód, sami byli trochę ciekawi kulminacyjnego momentu. Następnie spokojnie podeszli, złapali go za ramiona i wyciągnęli z beczki pełnej rybiej marynaty. Jeden z żołnierzy zaklął, ochlapany. Wiedział już, jak będzie cuchnąć przez resztę służby. Przeklęte sekty, kilka dni coś dzieje się inaczej niż zwykle i ulice zapełniają się dziwakami. Szczęście, lwia część wiąże wszystko z poczynaniami władzy, można ich legalnie usuwać. Ludzie opuszczali zbiegowisko. Prowadzony starzec miał nadzieję, że obywatele się nawrócą. Żołnierz liczył na mniej, pragnął tylko ciepłej kąpieli czekającej w domu, takiej z mydlinami, perfumami i oliwą. Zupełnie prozaiczne było wspólne marzenie gapiów, w pośpiechu odciągających dzieci, chowających się w zakamarkach. Chcieli jedynie, by nikt nie powiązał ich z nawiedzonym staruszkiem. Lecz pragnienia i tęsknoty te nie miały większego znaczenia, gdyż niedługo wszyscy zginęli.

 

*

 

Dwóch młodzieńców na siwych kłusakach obserwowało miasto. Szczyt wzgórza dawał piękny widok na zagładę. Z potężnej floty Glukena zostały powoli tonące wraki, wzburzone morze rzucało deskami, linami i resztkami żagli. I ludźmi. W porcie szalał ogień, ogarniał kolejne budynki. Sześć gigantycznych macek siało chaos. Co rusz jedna chowała się pod wodę, by wystrzelić z nową siłą, dosięgnąć miasta, zmiażdżyć dom lub grupkę ludzi, czasem posłać statek widowiskowym rzutem. Konie były niespokojne.

– Horror! – wykrzyknął Aelles, by dać ujście trwodze. – Mój panie, to…

Medesz uniósł dłoń, nie dał mu skończyć.

– To niesamowite, zgadzam się, Aellesie. – W zafascynowaniu pocierał ogolony podbródek, przeciągnął językiem po zębach. –  Wyjmij tabliczkę i pergamin. I calamus. Przygotuj inkaust. Gotowy? Khem…

 

Tytan ten

Co dwa ma oblicza

I w potężnych dłoniach

Dwa wielkie znicze

W szalonych ogień płonie

Kolorach, miłości woła!

Nienawiści woła!

Te słowa rzekłszy młody Medesz

Od ogni Taiki odwrócił spojrzenie

W koń, zakrzyknął, do pałacu z kości!

I pognał

By kochać, kochać, kochać!

 

I, nie zadając kłamu własnej sztuce, pocwałował na zachód. Aelles schował przybory, ruszył za swym królem. Obejrzał się jeszcze, zerknął na płonące miasto. Ostatnim spojrzeniem, jakie padło na Taikę.

 

*

 

Zachodnie skrzydło Pałacu z Kości Słoniowej nie było pilnie strzeżone. Pod osłoną nocy wystarczyło wyczekać na zmianę patrolu, odnaleźć zamaskowaną krzakiem lukę w murze, nie zbudzić psów. Medesz znał to na pamięć. Po chwili wspinał się po pełnej wyżłobień ścianie pałacu, zeskoczył zwinnie na niewielki balkon i zapukał w okiennicę. Otworzono mu. Wszedł do ciemnej sypialni i przytulił dziewczynę. Objęła jego plecy, wtuliła głowę w pierś, łaskotała lokami w nos. Zastygli tak w krótkiej wieczności, czas ruszył wraz z pocałunkiem.

– Gdzie byłeś, kochany? – Infantka zamrugała szybko, uwolniła kilka łez ulgi i radości.

– W Taice – odparł. – Zobaczyć twoją siostrę.

– Och… – Dziwny cień zatańczył na jej twarzy, wciągnęła policzek. – Żeby zobaczyć… Boisz się, tak?

Złapał mocno jej wątłe ramiona, spojrzeniem wdarł się w duszę.

– Nie. Nie boję. I to samo usłyszy jutro król. Usłyszy, iż widziałem, a nie lękam się. Wtedy mnie nie odeśle.

Znów szczęście. Znów wieczność i znów pocałunek. Dziewczęca dłoń zjechała  wzdłuż szyi na bark i szeroką pierś. Medesz złapał drobny nadgarstek.

– Król… – przypomniał.

– Nie dowie się.

– Jutro, moja droga. – Zdjął z siebie dłoń. – Jutro poproszę o twą rękę. Potem wszystko zacznie być takim, jak powinno.

Ostatnia wieczność, ostatni dotyk miękkich warg. I ucieczka w noc. Jasny księżyc długo jeszcze wpatrywał się w stojącą w oknie królewnę. Jasny księżyc kochał miłość. Nawet najdziwniejszą.

 

*

 

 

Król Protos siedział na wysokim tronie. Tronie, na który od kilku miesięcy musiano go wnosić. Tronie, który więcej niż raz musiano po nim sprzątać. Król był stary, bardzo chory i jeszcze bardziej zmęczony. I miał już dosyć. Każdy dzień witał przekleństwem, każdej nocy zasypiał z nadzieją… Lecz dalej żył. Dalej musiał władać, dalej musiał słuchać i rozkazywać. Dalej musiał wstydzić się niedołężności przed wszystkimi. I dalej musiał się targować. Na szczęście niewiele już zostało mu do zaoferowania. Spojrzał na przybyszy, kiwnął głową. Młodzian wyszedł przed swój orszak – niewielką grupę wojowników, doradców i służek – i skłonił się głęboko. Ubrany prosto, niemal biednie. Od swych poddanych różnił się tylko drobnym diademem. I czystszą tuniką. Miał złote oczy i złote włosy, spaloną słońcem skórę.

– Witam cię, Protosie synu Abosa, władco całej Morei. Ja, Medesz, król Messińczyków, przyszedłem prosić cię o rękę twej córki. Przyjmij ten dar, o wielki, jako świadectwo mej miłości do pięknej Eufe. – Złożył ręce, a jedna ze służek wyszła przed szereg. Na wyciągniętych dłoniach trzymała szkarłatną poduszkę, zatopiony w czerwieni spoczywał naszyjnik, złoty triskelion z trzech lambd.

Protos rozchylił usta, wspomnienia wywołały niemrawy uśmiech. Ilu to już królów, królewiczów, książąt i rycerzy prosiło go o to samo? Niezliczona ilość. Ilu to dostało? Dziewiętnastu…? Nie, dwudziestu. Miał dwadzieścia jeden córek. Uniósł kościsty palec, wycelował w złotego mężczyznę.

– Którą… – Zakaszlał, złapał się za pierś, charczenie poniosło się echem po wysokiej sali. Jeden ze służących podbiegł natychmiast, podał mu chustę. – Którą część swego królestwa sprzedałeś, by podarować mi ten promyk słońca? – spytał niewyraźnie, gdy atak ustał. Chustę zacisnął w dłoni, by nikt nie ujrzał drobnych plamek krwi. – Mówią, że jesteś poetą, Medeszu. Nie, że bogaczem. Nie wojownikiem, nie politykiem i nie królem. Tak o tobie mówią.

Messińczyk uśmiechnął się lekko, nie zgubił nic z początkowej pewności.

– Naszyjnik jest skarbem mego rodu. Oddaję go, tak, jak i całą Messię, pod twoją opiekę, o wielki. Co zaś się tyczy poezji…

Zaskoczony Aelles w panice wyciągał przybory, lecz na jego szczęście Medesz posłużył się swą starą fraszką.

 

W kraju ubogim, bez ksiąg i złota

Mądrym tylko słowa, głupim ochota

 

Protos westchnął. Sądził, iż głęboko, lecz jego pierś nie uniosła się niemal wcale. Odpowiedź nie była ważna. Ważne było, by oczy nie zaszły cieniem, byś zachował dumę i nie skulił się jak pies. Pierwszy test zdałeś, pomyślał Protos, drugi test… A, pieprzyć to! Chce żonę, niech ma żonę. Dwudziesta pierwsza królewna. Cóż to znaczy? Dla małej, zapomnianej Messi nic. Dla potężnej Morei jeszcze mniej. Lecz zdążyć wydać ostatnią córkę za mąż, pobłogosławić jeszcze tej jednej, nieporadnej owieczce… Tak, to już ma znaczenie. To już nie jest nic. Król Protos, władca największego państwa jakie widział świat, przywołał sługę i wyszeptał kilka słów do jego ucha, poklepał po ramieniu i spojrzał w dół, na złotego Medesza, przywódcę zapadłej wiochy gdzieś za siedmioma dupami.

– Przespacerujmy się, młody królu.

 

*

 

Małe miasto ogrodów Pałacu z Kości Słoniowej licznie zamieszkiwały posągi. Tutaj, w towarzystwie bogów, antycznych herosów i filozofów przysiedli Protos i Medesz. Wielki król kazał się zanieść w lektyce nad brzeg jeziorka, usadzić na marmurowej ławie. Głusi słudzy szybko odeszli w cień niewysokich drzew, znieruchomieli na podobieństwo rzeźb.

– Czy rozumiesz klątwę moich córek, Medeszu? – spytał Protos. Ciepły wiatr miło głaskał jego twarz, przywrócił nieco radości życia.

– Znam ją, o wielki…

– Znasz! – Uniósł się. – Każdy ją zna! Musisz zrozumieć.

Odpłynął w świat wspomnień. W słoneczne lata młodości. W ramiona nimfy Kalli. W ostatni wspólny dzień, łzy i szloch, rozgoryczenie, krzyk i gniew. W słowa klątwy, które dziś pamiętał lepiej, niż imiona swoich żon.

– Wszystkie moje dzieci, każda z moich córek jest obłożona klątwą. – Wyjaśnił wdzięczny, iż młodzieniec nie przeszkodził mu w wyprawie pod prąd czasu. – Gdy tylko wydam którąś za mąż, spada na nią złośliwy gniew Kalli. Staje się obrazem uczuć swego męża.

– Eufe – Medesz doskonale wyczuł moment, w którym ma zabrać głos – stanie się więc obrazem mej miłości.

Protos pokiwał głową w zadumie.

– To nie takie proste. I nie takie piękne. Kochaj ją, widź ją powabną, a będzie kwitnąć. Nienawidź, a stanie się maszkarą. Lecz to nie wszystko. Jej wygląd, ciało, będą odbiciem ciebie. Twoich pragnień, twoich pasji. Noilamgip, król Południowej Wyspy, mąż mojej piętnastej córki, biednej Gali, traktował ją z oddaniem i szacunkiem. Piękniała u jego boku na podobieństwo bogiń. Lecz Noilamgip miał coś, co kochał bardziej niż Galę. Posągi, którymi zapełniał swe pałace, sztukę rzeźbiarzy swego kraju. Im bladsza była Gala, tym mocniej ją uwielbiał. Im wolniej się poruszała, im dłużej pozostawała w bezruchu, im mniej mówiła, tym większym darzył ją uczuciem. Coraz piękniejsza, coraz mniej ludzka… Pewnego dnia odnajdę Noilamgipa, nie ukryje się na końcu świata. Moja biedna Gala…

Spojrzał smutno na jezioro. Na samotną statuę na wysepce. Kilka razy wciągnął szybko powietrze. Medesz milczał.

– Gluken, przebrzydły Gluken… – Protos zacisnął zęby. – Pan Taiki. Oddałem mu Skyję, moją drugą córkę. Pięknie mówił, słał piękne podarki. Byłem głupi. Liczył tylko na sojusz z Moreą, szybko znudził się moim dzieckiem. I zaczął ją nienawidzić. Uważał za ciężar, paskudę. Paskudniała więc. Nazywał potworem, więc potworniała. A że wielka była jego nienawiść, to i potwór, którego stworzył, stał się wielki. Moja kochana, przeklęta Skyja. Lecz słyszałem, że Gluken ściągnął na siebie słuszny gniew.

– Tak, królu. – Medesz nachylił się nad starcem. – Taikę pożarł ogień i morska woda.

Protos zaśmiał się. Dawno nic nie sprawiło mu tyle radości. Może jednak warto jeszcze pożyć.

– Są i szczęśliwe opowieści. – Uśmiechnął się. – Moja pierwsza córka, Prima, wyszła za księcia Achany, Tyra. Mówią, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie, że jest w niej zakochany do szaleństwa. To on zostanie następnym władcą Morei. I nie mogłem liczyć na nic lepszego dla mego królestwa. I dla Primy. Czy jesteś na to gotów, Medeszu? Widzieć w innym człowieku samego siebie? W wyglądzie, ciele innej osoby zobaczyć odbicie swych pragnień i duszy? Będę cię ścigał, jeśli zawiedziesz, zrównam twój kraik z ziemią. To nie jest pusta groźba starca, to dekret króla Morei. Pytam, czy będziesz gotów, gdy ukażesz się sobie ty sam?

– Tak – odparł Medesz. Bez chwili wahania, bez namysłu, szczerym pragnieniem omijającym sita rozsądku, oceny i lęku.

Zaskoczony Protos podrapał brodę. Miłość… Tak wyglądała. Szybka, bezmyślna i impulsywna. Jak tamtych ciepłych dni i jeszcze cieplejszych nocy. Niemal zapomniał. Wyciągnął dłonie. Medesz przysunął się, pozwolił na uścisk.

– Niech więc się stanie. – Starzec pocałował go w czoło. – Za moim błogosławieństwem. Nieważne, jak wyglądać będzie moja córka. Niech będzie szczęśliwa, to wszystko.

Posiedzieli jeszcze w milczeniu. Obaj zadowoleni. Wielki król widział już przed oczami uradowaną Eufe. Nie mogła przestać mówić o nieznanym nikomu królu od czasu balu ostatniej Nocy Mesmerycznej. Ta twarz pełna radości, zobaczyć ją i umrzeć w spokoju. Oto wyda córkę, ostatnią z wielu, nie w imię sojuszu, nie skarbów, lecz miłości. Tak, jak powinien czynić ojciec. Bo o miłość musi chodzić młodemu królowi. Jego kraj nie toczy wojen, nie jest zagrożony. Na tron Morei nie ma szans będąc mężem dwudziestej pierwszej królewny. A więc miłość. Chyba, że pociąga go klątwa. Jak tych dziwaków, Euro i Amira… Nieważne. Jeśli Eufe się zgadza, jeśli chce. Miłość…

Miłość, myślał Medesz, woda snów, ogień jawy! Udało mu się, Protos dał zgodę. Zostanie mężem Eufe. Eufe, infantka Morei miała cnotę w sercu, mądrość w umyśle, dobro w duszy i humor w szerokim uśmiechu. Niemal wszystko, czego Medesz szukał w miłości. Niemal. Lecz cóż to za problem, gdy można kogoś zmienić?

Szczęśliwi łapali promienie słońca.

 

 

*

 

W sali, w której kazał się ułożyć na potężnym łożu, tłoczyli się bliscy. Wszyscy, którzy zdążyli dotrzeć. Była Prima, bogini piękna i jej mąż, mądry Tyr. Umierający dyktował mu ostatnie wskazówki. Była Eusa, wysoką fryzurą maskująca rogi, i Euro, arcyksiążę Etty, jak zwykle patrzący gdzieś w bok. Był gruby i wąsaty Amir, wódz Ressów i uczepiona jego ramienia Ajsza. Trzecia córka Protosa wyglądała na nie więcej niż dziesięć lat. Wysoka Reia o karminowych ustach i jej mąż, chuderlawy Kseses. Terra i Oelksander, Petra i Sarsam, Ellena i Bressen… I wnuki, i krewni, i przyjaciele… Wielu ludzi. A Protos był szczęśliwy. Czuł, jakby wisiał na zawieszonej nad przepaścią pajęczynie, której nici lada moment pękną. Powinien szaleć ze strachu. A był szczęśliwy. Od tamtego dnia, od ślubu Eufe nabrał nowej chęci do życia. I przeżył dwa wspaniałe lata. Przymknął oczy. Usypiał go płacz córek, wnucząt i zniewieściałego Ksesesa. Nie widział kto wszedł do sali. Było ich trzech. Pierwszy odłączył się wcześniej, skrył w cieniu kolumny. Przed pozostałymi rozstąpił się zaskoczony tłum. Stanęli nad łożem starego króla.

– Kto…? – wysapał Protos otwierając ciężkie powieki. Zobaczył. Zaniemówił. I poczuł ból w piersi.

– To ja Protosie. Medesz. – Złotowłosy uśmiechnął się łagodnie, pogłaskał swego kompana po gęstych lokach. – A ze mną Eufe. Twój syn. Twój jedyny – zaakcentował – syn.

Eufe, gładki młodzieniec o wielkich oczach pełnych łez, chwycił roztrzęsioną dłoń starca. Milczał. Cała sala milczała, ucichł lament. Został głośny oddech Protosa. Gdy ucichł, Medesz spojrzał na zebranych, na zszokowane twarze, zagubione oblicza. Przytulił do piersi łkającego cicho Eufe. Wsparty o kolumnę Aelles czekał już z pergaminem w dłoni, gotowy, by spisywać kroniki Morei. Medesz uśmiechnął się szeroko, jego oczy rozbłysły weną.

– Piękne szwagierki, dostojni szwagrowie – rzekł do zebranych. – Umarł król, niech żyją królowie!

Koniec

Komentarze

Misie. Po pierwsze – pomysł na niezwykłą klątwę rzuconą na liczne córki. Po drugie – zakończenie. Po prostu miodne. Piękna, oryginalna historia, fantastyczna jak trzeba.

Nie mogę zgadnąć, o które hasło chodzi. Ale tym niech się jurki martwią.

Babska logika rządzi!

Muszę przyznać, nie ujmując nic innym opowiadaniom konkursowym, że jak dotąd, według mnie to jest najlepsze. Naprawdę mnie zainteresowało, a zakończenie zaskoczyło – czyli wszystko tak jak powinno być w idealnym opowiadaniu. 

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepiać to jedynie do przeskoku czasowego o dwa lata – czy przez ten okres nikt nie zorientował się jaką postać przyjęła dwudziesta pierwsza księżniczka? 

Finklo, kwestia jasności hasła była i pozostaje niepokojąca…

 

Natanie, cóż, i ja, i Medesz musieliśmy się postarać, by ta scena zaskoczyła wszystkich :)

 

Oj, Reinee, to Ty byłeś Eufe? ;-)

Babska logika rządzi!

Nienajlepszy dobór słów :) Pracowaliśmy razem, lecz na innych planach egzystencji, tego całego Medesza to właściwie nigdy na oczy nie widziałem :D

Natan, jeśli Medesz z Eufe mieszkali z dala od innych członków rodziny, nie kontaktowali, to jak inni mogli cokolwiek zauważyć? Pamiętaj, że Medesz pochodził z małego, zapyziałego królestwa. Poza tym raczej zależało mu na zachowaniu tajemnicy do ostatniej chwili, więc zapewne pilnował dobrze. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Rozumiem, że Medesz nie chciał się tym chwalić, jednak dwa lata to szmat czasu i raczej na urodzinach najpotężniejszego władcy w znanym świecie wypadałoby się pojawić.

Ale to w sumie czepianie się na siłę, bo opowiadanie jest świetne. Nawet trochę żałuje, że się tu znalazło, bo jak dla mnie na pewno pojawiłoby się w numerze NF i dotarłoby do jeszcze szerszego grona odbiorców (o sławie autora nie wspominając).

Czy ja wiem? Królowie się chyba aż tak często nie odwiedzali. Wystarczyło posłać ambasadorów…

Babska logika rządzi!

Nie cały tekst jest wyjustowany, w dodatku na początku można znaleźć “-“ zamiast –. Nieładnie!

 

Przepraszam, ale mam problemy z wciągnięciem się w tekst. Wrócę później i spróbuję jeszcze raz.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Mnie nie zaskoczyło (choć bardzo mi się podobało!), ale to po prostu moje spaczenie na punkcie homo-związków w opowiadaniach :) Pomysł ciekawy, ładne wykonanie aczkolwiek gdzieś tam znalazły się momenty, które mocno mi się dłużyły i przeskakiwałam no i mam problem ze zrozumieniem pierwszej sceny. Aha i nie mogę rozszyfrować hasła. Może ktoś jakieś wskazówki na priv? :)

enazet, poprawione.

 

Bella, a proszę bardzo :) Ale tylko dla Ciebie, jako że pierwsza poprosiłaś! A tak  na prawdę to jestem ciekaw, czy z naprowadzeniem ktoś zgadnie…

Naprowadź, to zobaczymy… ;-)

Babska logika rządzi!

Jeśli poprawnie zgadłam (dzięki Reinee za podpowiedzi! :)) to radziłabym przejrzeć listę haseł bez czytania znaczeń ;) Mnie zmyliła definicja :P

Już czytałam. I listę, i znaczenia. ;-)

A nie było wymogu, że ma być podane znaczenie hasła?

Babska logika rządzi!

Jest podane :) Po prostu do mnie lepiej trafia to słowo w znaczeniu potocznym niż słownikowym, ale słownikowe też jest zawarte. Inteligentnie wybrnął :) Oczywiście, zakładając, że zgadłam poprawnie :DDD

Kilka haseł można podciągnąć, ale ja obstawiam “hegemonistyczny”.

Bello, zgadłaś, brawo! Finklo, Tobie też wysyłam cudowną paczkę wskazówek.

 

Natanie, niestety, pudło, nie Ty pierwszy obstawiłeś to hasło.

Dzięki, dostałam. No tak, ze wskazówkami to wszystko jasne. Sprytnie wybrnąłeś.

Babska logika rządzi!

A, za to jak wybrnąłeś z hasłem, dam klika :)

Bomba! Chyba najfajniejsza rzecz jaką czytałem w tym miesiącu!

Świetny pomysł na klątwę, daje do myślenia. I kapitalny finisz.

A hasło? To takie jednosylabowe?

Poprawiłbym kilka niezgrabności stylistycznych: “większość wiąże wszystko”, “czy będziesz gotów, gdy ukażesz się sobie ty sam“. I nie rozumiem, czemu młody kochanek w pierwszej scenie patrzy w dół, skoro leży na plecach i czuje ciężar na piersi? Jakaś straszna kamasutra.

Sprytnie to bym wybrnął, gdyby podpowiedzi nie były konieczne. Myślę jednak, że gdy hasło się już znane, to zaczyna być widoczne. A jurorzy na szczęście znają ;)

 

Coboldzie, jednosylabowe? Bez przesady, bohater może i leży nago gdzieś w lesie, ale żaden z niego żul :D Dzięki za podpowiedzi, z pierwszej skorzystam na pewno. Trochę mnie zaskoczyłeś tym “patrzeniem w dół”, sądziłem, że tak jest poprawnie. Zastanowię się jeszcze.

Okej, udało się skupić. Bardzo ładnie napisane, historia klimatyczna i przyjemna, z morałem, finał trzyma poziom. Chyba kompletnie nie umiałam przyjąć twoich imion i nazw do świadomości, więc uwaga mi odlatywała. Może dlatego, że Gluken brzmi jak gluten, a ja nie jadam… :P Klik!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Hasło było naprawdę trudne, choć może się takie nie wydaje. Dlatego podziwiam, że tak udało się opisać historię. Najważniejsze, że sama opowieść jest ciekawa. Mnie się bardzo podobało, tak jak już wspominałam. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

enazet, wymyślając złe postacie, w tym ich imiona, inspiruje się czasem czymś złym. A tyle się słyszy, jaki ten gluten okropny…

 

Morgiano, przyznaję, hasło dało mi w kość, naprawdę nie było łatwe, a przy tym nie należy do tych kilku, które wydają mi się najfajniejsze.

 

Natan jako pierwszy odgadł hasło bez żadnych podpowiedzi, hurra! Lecz zauważmy, że betujący mieli dużo ciężej – w pierwotnej wersji opowiadania nie było dwóch pierwszych scen.

Mam wrażenie, że wiem, które hasło Tobie przypadło i uważam, że wybrnąłeś świetnie.

Szalenie satysfakcjonująca lektura, dostarczyła mi wyłącznie przyjemności. ;D

 

Nie ważne, jak wy­glą­dać bę­dzie moja córka.Nieważne, jak wy­glą­dać bę­dzie moja córka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O! Widzę, że tekst trafił do biblioteki – i dobrze, bo mu się należało. Ale nie widzę go na głównej… Czyżbyś zapomniał o fragmencie reprezentatywnym?

Też uważam, że Reinee popełnił świetny tekst, w którym porozrzucał wiele smaczków i ciekawostek. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

regulatorzy, jeśli chcesz wiedzieć, czy dobrze obstawiasz, to mogę Ci szepnąć hasło do ucha. Choć pewnie domysł słuszny, skoro chwalisz wykonanie ;)

 

śniąca, fragmentu reprezentatywnego, nigdy nie dawałem… Jakiś pomysł, co tam wkleić? 

Teraz to nie ma znaczenia. Info na główną nie poszło i nie pójdzie.

Babska logika rządzi!

Już po ptokach… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Szkoda, może następnym razem. Nie byłem świadom tej mechaniki.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytane. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Przeczytałem drugi raz. Ze świadomością finału, smakuje jeszcze bardziej. Skoro napisałem, że to najfajniejszy tekst miesiąca, to muszę być konsekwentny…

Oryginalny pomysł na klątwę stanowi o sile opowiadania, plus też za dobre, ciekawe zakończenie. Czytało się również dobrze, choć czasem miałem wrażenie, że niektóre zdania brzmią jakoś niezgranie.

 

W pełni zgadzam się z przedpiścami, że pomysł na klątwę świetny. Mam wrażenie, że dałoby się z tego jeszcze sporo wyciągnąć, tak naprawdę z losów innych córek można by stworzyć osobne historie. Ale oczywiście samo opowiadanie też na wysokim poziomie. Umiejętnie napisane, ciekawe myśli bohaterów. Zazgrzytało mi tylko po drodze sformułowanie „humor w szerokim uśmiechu”. Co do zakończenia to się nie zachwycam, bo trochę już mam przesyt tego tematu, ale przyznaję, że zaskakujące. 

coboldzie, dzięki, to chyba pierwszy raz gdy ktoś proponuje moje opowiadanie :)

 

Nie przyszło mi do głowy, by tworzyć kolejne opowieści w tym świecie. Powiedzmy też jasno, że nie o świat by chodziło, lecz, jak pisze Teyami, o inne historie związane z klątwą. Zastanowię się nad tym.

No, klątwa świetna. I faktycznie – daje niesamowite możliwości.

Oby Ci zaczęło brakować córek! ;-)

Babska logika rządzi!

O to bym się nie martwił – właśnie policzyłem ;) W opowiadaniu pojawia się dziesięć, więc nawet nie połowa, pole do popisu pozostaje. 

No i takie teksty lubię – jest ciekawy pomysł (dobra ta klątwa!) jak i dobre, niespodziewane zakończenie. Przypadł mi do gustu również klimat opowieści – baśniowy i wyrazisty. Brakło co prawda jakiegoś napięcia w treści, ale to chyba kwestia konwencji jaką obrałeś…

Średnio, jak dla mnie, wyszły za to postacie. Medesz oczywiście najlepszy, ale nawet ta jego poezja nie była dostatecznie wyrazista. Pewnie duży wpływ miała na to długość tekstu :)

Tytuł zaś… mało wyrazisty, myślę, że mogłeś wymyślić lepszy.

Poza tym, wszystko jak trzeba – naprawdę zajmująca opowieść, czyta się z przyjemnością.

 

Tyle ode mnie, na koniec jedna uwaga:

Zupełnie prozaiczne było wspólne marzenie gapiów, w pośpiechu odciągających dzieci, chowających się w zakamarkach.

“chowające” raczej ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Primagenie, to zależy, czy Autor chce napisać, że dzieci się chowały, czy że gapie.

Babska logika rządzi!

Początek tekstu utrzymywał mnie w lekkiej konserwacji. Nie chwyciła mnie z braku haka i ciągle się zastanawiałam o co chodzi. Aż sytuacja zaczęła się klarowny ;) no i pojawił się hak że zniszczonym miastem. Kiedy rozumiejąc więcej, wróciłam do początku opowiadanie wyszło świetne ;D wyczuwam pióro.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Wybacz byki, autokorekta w telefonie mnie wykańcza.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Jakbym czytała tłumaczenie google :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przyjemna lektura. Klątwa rewelacyjna. Eufe sprytna/y :) Zmylił mnie ten trzeci jegomość, co to się w cieniu kolumny skrył. I się o nią opierał?

Jeśli chodzi o hasło – mam swój typ, ale żeby potwierdzić to pisać na priva?

Primagenie, tytuł pełni dosyć istotną rolę w opowiadaniu i odkąd przyszedł mi do głowy nie zastanawiałem się ani razu nad zmianą. Co do postaci zgodzę się. Oczywiście, że bardziej wyraziste są lepsze niż mniej wyraziste. Jednak tutaj to klątwa, nie persony są napędem opowieści. No i pojawia się ich dosyć dużo jak na tak krótkie opowiadanie, więc tylko dwóm najważniejszym przyglądamy się nieco dokładniej.

 

Tenszo, potwierdza się, iż pierwsza myśl jest zwykle najsłuszniejsza – właśnie od sceny zniszczenia miasta opowiadanie zaczynało się w pierwotnej wersji.

 

Lissanie, ślij swoją propozycję.

No jak tłumaczenie Google ;/ wybaczcie. Mam słaby net i poprawki to koszmar.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Pewnie wyjdę na marudę, ale uważam zakończenie za dość tani chwyt… Zabawny, owszem, ale tani. I dziwię się, że wyszło szydło z worka dopiero po dwóch latach – nawet jeśli się nie widywali to co, plotki żadne nie krążyły?

Niemniej czytało się dobrze, lekko i przyjemnie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie ma wiele do dodania po przedmówcach. Choć początek mi się ciągnął to później coraz lepiej i trach finał. Sprytny pomysł na przejęcie władzy. Najlepszą stroną tego tekstu jest oczywiście klątwa! Pozdrawiam :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Naturalnie, z treścią opowiadania tytuł koresponduje bardzo dobrze, Reinee!

Uwaga dotyczyła zapewne mojego spaczonego poczucia estetyki, nie przejmuj się… ;)

 

Co do zdania – masz słuszność Finklo, choć powiem szczerze – nie wpadłem, by przeczytać to z perspektywy gapiów. Najwidoczniej myśl, że dorośli zaciągali dzieciaki do “zakamarków” wymykała się memu poczuciu przyzwoitości ;P

Już prędzej wzięliby je do domów, coby nie wysłuchiwały tych bluźnierstw ;)

 

 

Tensza w lekkiej konserwacji, hahaha :D

Uwielbiam Cię! ;D <3

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ojojoj, ależ Ty masz pomysły i interpretacje. Odciągali dzieci i chowali siebie. Pewnie najchętniej do domu, ale jeśli to akurat w niewłaściwym kierunku?

Grunt, że dobrze zakonserwowana. ;-) Aua, nie bij, Tenszo! ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo fajne motywy.  Zabrakło mi mocniejszego podkreślenia, że król chciałby mieć syna(że było to dla króla coś istotnego), albo jakoś mi to umknęło.

Król zawsze chce mieć syna bo to syn (pierworodny) dziedziczy w prostej linii tron :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Pewnie z mojego bić wyszłoby jakieś czcić gdybym się nie pilnowała -.-

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Czcić to raczej Reg, nie mnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Przyznam, że zbierałem się do tego opowiadania chyba z siedem razy, ale pierwszy akapit zawsze stanowił nieprzebytą barierę. Ale ja po prostu nie lubię, gdy tekst zaczyna się od tego, że *ktoś* zbudził się, usiadł, spojrzał, klęknął, pierdnął, itp. Ciężko mi się wciągnąć w takie bezosobowe coś.

Niemniej. :p Napisane bardzo porządnie i lekko się czyta, jednak są przegadane momenty, mimo że tekst długi nie jest. Dołączę do zachwytów nad klątwą. Dołączę także do zachwytów nad zakończeniem. Brakuje mi w nim jednak ostatecznego szlifu. To zaskakujący fragment (chociaż przeszło mi przez myśl – a gdyby tak zrobić z dziewczynki chłopca ;), dla postaci również, a na zaprezentowaną rewelację reagują jedynie ciszą. Taka wielka rodzina, a wszyscy zareagowali tak samo? Żaden krzykacz się nie znalazł, któremu nie pasowałaby hegemonia? Rodzina pierwszej córki, której obiecano tron, spuściła głowę i się na wszystko ot tak zgodziła? 

A co do hasła – nie mam pomysłu. Nie wiem, czy to zaleta, czy wada, że jest ono nieoczywiste. Na szczęście, nie mój to problem. ;)

Pozdrawiam!

To jeszcze i ja daję znać, że byłam i przeczytałam, i bardzo mi się podobało ;) Początek wydaje się bardzo oderwany od reszty – trochę trwało, nim zrozumiałam, co będzie osią powieści, natomiast potem już szybko poleciało. I bardzo fajny pomysł na klątwę :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

MrBrightside, cieszę się, że jednak przebrnąłeś :) Pisząc wychodzę z założenia, że nie wszystko musi być jasne, przynajmniej nie od razu. Rozumiem, że może się nie podobać, zwłaszcza, jeśli czytelnik lubi mieć od początku punkt zaczepienia w opowiadaniu. Co do finału – siła zaskoczenia.  Załóżmy, że opowiadanie urwało się tuż przed pierwszym słowem sprzeciwu :) 

 

kam-mod, po dopisaniu obecnego początku zauważyłem, że nieco odbiega od trzonu fabuły, uznałem jednak, że fajnie będzie, gdy wszystko się wyklaruje później, poszczególne wątki zawiążą, a pierwsze sceny wyjaśnią. 

Zgodzę się z hrabią, że postaci mogłyby mieć w sobie więcej głębi – ale z drugiej strony, ilość znaków też przekłada się na takie rzeczy, a zagospodarowanie 17184 tychże wyszło autorowi całkiem zgrabnie. Mnie delikatnie zgrzytnęli rycerze w świecie przedstawionym przywołującym na myśl antyczną Grecję, choć zdaję sobie sprawę, że np. w starych tłumaczeniach dzieł literatury antycznej przewijają się anachroniczne terminy. Zresztą to fantasy i autor nigdzie nie przypiął kartki z kalendarza : >

 

Pochwały będą krótkie, ale konkretne – naprawdę dobry pomysł i dobre zakończenie. Czyli to, co najważniejsze!

 

No i dowiedziałem się, co to takiego calamus.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevazie, wojownicy mieli miecze, mieli zbroje (fakt, trochę inne). To nie wystarczy, żeby zostać rycerzem. Znaczy, zakuty łeb to za mało, koń między nogami niezbędny? ;-)

Babska logika rządzi!

Pomarudzę.

Bardzo interesujący pomysł, warsztatowo też trudno się przyczepić. Nie podobała mi się tylko przemowa sekciarskiego staruszka, bo jakaś taka sztywna i mało emocjonalna. Ale to detal.

A pomarudzę, bo dla mnie ta opowieść to temat na znacznie obszerniejszy tekst. Masz mnóstwo bohaterów, a żaden (może z wyjątkiem starego króla) nie ma wyraźniejszych indywidualnych rysów. Nic dziwnego, jeśli jest ich tylu w tak krótkim opowiadaniu, ale u mnie to spowodowało emocjonalną impregnację. Zakończenie z kategorii dość zaskakujących, jednak podobnie – ze względu na skrótowe potraktowanie fabuły – jakoś mnie nie ruszyło.

Przyjemnie spędziłam te kilka chwil z Twoim tekstem, ale pozostałam ze sporym niedosytem.

Finklo, w byciu rycerzem istotna jest również, nazwijmy to, specyficzna forma zatrudnienia ;). Dlatego, uogólniając, Mieszko I i Bolesław Chrobry nie mieli na swoich usługach rycerzy tylko drużynników. Kiedy kolejnym Piastom skończyła się forsa, zaczęło się rozdawanie ziemi za służbę władcy. Czuję się jakby minęły wieki, odkąd o tym czytałem, ale taki rdzeń wiedzy pozostał.

No i jest też kulturowa otoczka – np. klęczenie w kościele przed pasowaniem na rycerza itp. Można doszukać się podobnych rytuałów w innych systemach światopoglądowych niż chrześcijański, ale dla mnie to już nie będą rycerze, tylko np. samurajowie, spahisi itd.

A twoja uwaga o koniu też jest na rzeczy, wystarczy spojrzeć na etymologię słowa “rycerz”. Jeśli dobrze pamiętam historię greckiej wojskowości, to dopiero Macedończycy zaczęli używać koni jak należy.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

A, to trochę inaczej rozumiesz to słowo (i pewnie masz rację). Mnie wystarczy żołnierz w zbroi.

Babska logika rządzi!

Nad “rycerzem” nieco się głowiłem, choć niezbyt długo. Po pierwsze brakowało lepszego synonimu, po drugie z braku dobrego odpowiednika w kulturze antycznej. Może hoplici, jeśli przyjąć, że istnieje pewna analogia między średniowiecznym stanem szlacheckim, a greckim obywatelstwem. Ostatecznie pomyślałem nad stworzeniem nowego słowa, a nawet wziąłem do ręki słownik, żeby zobaczyć jak jest “rycerz” po grecku, ale zrezygnowałem szybko – albo nie byłoby jasne, o czym mowa, albo musiałbym wplatać tłumaczenie, bezsensowne z punktu widzenia fabuły. Zdecydowałem się więc na swojskich rycerzy. W tekście nie było okazji tego dokładnie przekazać, ale moim pomysłem na świat nie była fantastyczna wersja antycznej Hellady, a raczej okres średniowiecza który wyrósł z nieprzerwanie istniejącej i ewoluującej kultury na bazie antycznej Grecji, częściowo Rzymu, nieco Bliskiego Wschodu. Przeliczyłem się, bo nie było ani miejsca, ani potrzeby tego przedstawić. Dlatego mamy własnie rycerzy, infantki, arcyksięstwa i tak dalej. Zabieram się powoli za kolejne opowiadanie osadzone w tym świecie, na pewno lepiej zakreśli klimat, który chce osiągnąć. Kręci mi się po głowie kilka nawiązań do Bizancjum i prawosławia, więc inspiracją nie jest tyle antyczna Grecja, co Grecja w ogóle.

W takim razie mogą Cię zaciekawić katafrakci :). Konni żołnierze w zbrojach dawnego Bizancjum. Ale to słowo nie bardzo pasuje do społecznych interakcji na dworze. Jego miejsce jest na polu bitwy : >.

 

Dobra, nie będę już odbiegał od tematu. Ten tekst nie był o wojownikach, tylko o pragnieniach i lepiej skupić się na nich. Ale podoba mi się twój pomysł na świat przedstawiony, brzmi apetycznie :D.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Zdecydowanie dobry pomysł, dla katafraktów (lub inspirowanej nimi jazdy) miejsce w tym świecie jak najbardziej się znajdzie :)

Po pierwszym ustępie – przestaję czytać, bo nic mnie nie zahacza. Jaki jest temat tego opowiadania? Przed jakim problemem staje bohater? Jest późno, jestem zmęczony, mózg pracuje na pół gwizdka – ale wydaje mi się, że zbyt enigmatycznie przedstawiłeś rzecz w zawiązaniu, nic mnie tam nie zaintrygowało. Drugi ustep, z tajemniczym zdaniem o lokalnej apokalipsie w czasie przyszłym, spełnia imo tę rolę o wiele lepiej. Przez to wydaje mi się, że pierwszy fragment jest całkowicie zbędny, a zaoszczędzone znaki można było lepiej wykorzystać w dalszych partiach opowiadania.

Dalej zdecydowanie lepiej – pomysł na klątwę przedni, estetyka a’la grecka mitologia przyjemnie z nim współgra. Trochę jednak zawodzi, jak dla mnie, budowa napięcia pod kątem finałowej sceny lub mocniejsze zaakcentowanie, że tylko brak syna zapewnia królestwu pokój i dobrobyt. Nie dostrzegłem tropów naprowadzających na finał lub finałowy konflikt Medesz –  namaszczony spadkobierca. Jako czytelnik nie dostałem nic poza wskazówką, że mimo Miłości przez duże EM królewiątko jeszcze by cos w córce tagtusia na swoja modłę lub pod swój gust zmieniło. o trochę mało. Sam Medesz też taki… trochę nijaki. Stereotyp zakochanego królewicza (mile zwodzi) niczym nie zmącony, przez co wydaje się mocno sztampowy – z drobnym wyjątkiem na finałową scenę. No i te dwa lata braku widzenia z umierającym ojcem? Tego nie kupuję. Brakuje mi tu jakiegoś uzasadnienia.

 

Tym niemniej przyjemna lektura (poza pierwszym ustępem), niezły finał, ale imo pomysł trochę nie do końca wykorzystany przez niewystarczające rozegranie postaci Medesza i jego motywacji. Dziękuję za miłą lekturę.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Powiem tak. Dobre zakończenie jest właśnie tym, czego brakuje mi w wielu historiach. To opowiadanie, choć dobrze poprowadzone stylistycznie i fabularnie, nie od samego początku do mnie przemówiło. Natomiast zakończenie rekompensuje wszystkie jego ewentualne niedostatki. Brawo.

PsychoRybo, widzę braki pierwszej sceny, jednak powstała pod presją wymogu konkursowego, dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem ją zostawić :) Medesz – tu wolałem powiedzieć za mało, niż za dużo i poświęcić budowę napięcia na rzecz zaskoczenia. Choć kilka drobnych wskazówek jest w tekście ukrytych! Dzięki za obszerny komentarz.

 

vyzart, dzięki, na zakończenie właśnie poszła większość budżetu ;)

Przyznam, Reinee, że mam z Twoim opowiadaniem niemały problem. Bo tak: pierwsza scena mnie nie chwyciła, później pogubiłam się w imionach, ale ostatecznie wyszło na to, że dawno nie czytałam tak fajnego tekstu. Lekki, oryginalny, z ciekawym zakończeniem (ala: bum! jestem twoim ojcem!). Aż musiałam przeczytać go jeszcze raz, wracając przy okazji do poprzednich scen, czy na pewno nie mylę imion. 

Jest jednak coś, co mi zdecydowanie nie gra – długość. Ja wiem, że konkurs itd., ale szczerze, to Twoja praca kompletnie się na konkurs nie nadaje, bo powinna być dłuższa! Znaczy życzę Ci zwycięstwa, ale po prostu tak ciekawa historia nie zasługuje na tak krótki limit znaków :( Ten pomysł z tymi córkami i z intrygą Eufe i Medesza świetny oraz warty bardziej rozbudowanej historii.

To oczywiście i tak dodaje opku na plus i gdyby opowiadanie nie było już w bibliotece, a ja sama miałabym uprawnienia, to dostałbyś ode mnie klika ;) Pozostaje mi niestety jedynie wystawić ocenę.

 

Pozdrawiam i liczę na więcej równie dobrych tekstów (oj, po takim opowiadaniu wzrasta presja, bo oby nie napisali: “no fajne, Reinee, ale jednak nie tak dobre, co…”). Szczególnie, że w bibliotece masz ich sporo ;) 

 

Ps. A hasło to “mistyfikacja”? Bo jeśli nie, to nie wiem jakie, przyznaję.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Nieee, kombinuj dalej. ;-)

Babska logika rządzi!

Lano, dzięki za komentarz i ocenę. Bez konkursu pewnie ani pomysł by się nie zrodził, ani opowiadanie by nie powstało, więc tylko oddaję co cesarskie. Presję własnie sobie dawkuję :) Chcę napisać kolejne opko w tym świecie, ale po dwóch próbach nadal szukam pomysłu, który przemówi do mnie tak mocno, jak ten. Jak już zostało napisane (Finklo, nasza firma pragnęłaby złożyć Ci gratulacje za dodanie setnego komentarza pod opowiadaniem ;) hasłem nie jest mistyfikacja. Tradycyjnie już, jeśli chcesz zgadywać dalej, mogę Ci wysłać niesamowitą paczkę podpowiedzi.

Dziękuję, Reinee. Jak będziesz się zbliżał do dwóch setek, to tylko mrugnij. ;-)

Babska logika rządzi!

W takim razie poproszę o paczkę, może uda mi się zgadnąć dzięki niej ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Komentarze przekonały mnie, że można z tego świata jeszcze dużo wycisnąć, więc siedziałem, myślałem, pisałem i w końcu napisałem tekst ukrywający się pod tytułem ZCG. Jeśli ktoś pragnie poznać przedpremierowo losy kolejnej córki, to zapraszam do bety :)

Nie czytam opowiadań konkursowych, ale to przekonało mnie do siebie piórkiem. Nie zawiodłem się, dziękuję. 

Świetne smaczki, lubię Twoje pisanie. Pigmalion na opak i w ogóle :)

Dwójka żołnierzy spokojnie pozwoliła staremu dokończyć wywód, sami byli trochę ciekawi kulminacyjnego momentu. Następnie spokojnie podeszli, złapali go za ramiona i wyciągnęli z beczki pełnej rybiej marynaty.

Chcieli jedynie, by nikt nie powiązał ich z nawiedzonym staruszkiem. Lecz pragnienia i tęsknoty te nie miały większego znaczenia, gdyż niedługo wszyscy zginęli.

Naprawdę paskudne zdanie. Zamysł niby fajny, taki kingowski, ale wykonanie, niestety, położyło cały świetny akapit.

 

Poza tym, dla mnie bomba.

A nie, sorry – ten wiersz młodego króla… No cóż, miał tę samą, w danym kontekście bardzo brzydką właściwość, co i jego autor (ten fikcyjny) – ssał.^^

No, to chyba tyle z czepiania.

 

Już sam fakt, że się zgłosiłeś uradował mnie bezsprzecznie – pamiętam Chronosa Ci ja – a teraz raduję się jeszcze bardziej, gdyż spełniłeś nadzieje, jakie w Tobie pokładałem.

Świetny tekst. Napisany technicznie naprawdę dobrze, pełen zdań, akapitów i pomysłów o perłowym poblasku, w fajnym klimacie i z genialnym zakończeniem. Dwa Twisty w jednym. Serialnie wyższa półka. Chłostę miałem nieziemską.

Schemat opowiadania, rozbitego na fragmenty, też mi się podobał, bo poskładałeś wszystko ładnie, przejrzyście, bez zbytniego kombinowania i silenia się, żeby zaskoczyć czytelnika nie wiedzieć jak skomplikowaną intrygą. A cel i tak osiągnąłeś.

Chwalenie jest nudne, więc lecę dalej.

 

Peace!

 

P.S.

Teraz już mogę zdradzić, w głosowaniu piórkowym byłem nie tylko na TAK, ale wręcz sam je zainicjowałem (odbierając palmę pierwszeństwa coboldowi), a to zdarza mi się statystycznie nieczęsto.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

 

Lolu, wybrałem taki klimat opowiadania, że smaczki same się pchały :)

 

Cieniu, mam nadzieję, że moje opowiadania jeszcze nie raz Cię wychłoszczą! Choć nie mogę obiecać, że nie będzie (oby małego) spadku formy, gdyż ten tekst pisał się sam, a pomysł wpadł mi do głowy już właściwie gotowy, wszystko co potem dopisywałem było tylko ze względu na wymóg konkursu – taką wenę to ja mam raz na rok :p

 

Opada pył konkursowego starcia, nie pozostaje mi nic innego, niż ponownie podziękować wspaniałym betującym, byliście super!

A chłoszcz, chłoszcz – w domu tego nie mam^^.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Chyba mogę już wyjawić hasło, jeśli ktoś się jeszcze nad tym głowi. Uwaga, uwaga: Aparycja.

A ja byłem przekonany, że “luk”!

W sensie: “look”.

Czyli w sumie to samo ;-)

 

Umknęło mi to opowiadanie w czasie trwania konkursu. Myślałem, że przynajmniej przejrzałem wszystkie, bo niestety nie wszystkie przeczytałem w całości. Rzeczywiście najlepsze, do tej pory było Belli.

Baśniowy klimat, baśniowa historia i finał. Bardzo dobry wstęp, wrzuca cię od razu w odpowiednie tory, gdzie kwiecistość i wybujałość zdań w końcu nie razi, tylko idealnie komponuje się z treścią.

Zakończenie mnie nie zaskoczyło, wydawał się ten młodzieniec trochę zniewieściały. Szkoda go tylko, tak samo jak Eufe. W końcu to ród męski pierwszy dzierży koronę i tych kilkunastu szwagrów długo im pożyć nie da :)

Bardzo misię, mój faworyt od początku. Napisane świetnie – tak, że nic tylko czytać. I historia ładna, taka baśniowa, a do tego oryginalna. Może początek trochę bym ciachnęła, bo opowiadanie wciąga dopiero od drugiej czy trzeciej części.

Ale kiedy już wciągnie, nie puszcza i zapewnia doskonałą zabawę. No i zakończenie – nice, nice, A+.

Mogłabym się przyczepić tylko do słabego nawiązania do hasła konkursowego. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

W końcu nadrobiłem zaległości. 

Dołączę się do chóru głosów narzekających na początek. Nie dość, że nudny, to dziwne konstrukcje zdań. Potem lepiej, ale przeszkadzało mi to, że dopiero w połowie tekstu zorientowałem się, kto jest głównym bohaterem. Opis miasta z tym ględzącym starcem zakończyłeś fajnie, ale mimo wszystko można by wywalić tę scenę. Bo tak to mamy: 1. Kalii i jej kochanek. 2. Miasto. 3. Medesz. 4. Król Protos. Każdy fragment o czym innym. Chaos. 

Pomysł oczywiście genialny. Zakończenie odrobinę mnie rozczarowało, ale z tytułem współgra świetnie. Dlaczego rozczarowało? Po pierwsze spodziewałem się czegoś mniej prozaicznego. Po drugie trochę się pogubiłem i przez chwilę myślałem nawet, że królewna od początku była królewiczem.

Masz sporo naprawdę fajnych zdań. 

 

Lecz pragnienia i tęsknoty te nie miały większego znaczenia, gdyż niedługo wszyscy zginęli.

Cień się czepiał i wyrwane z kontekstu zdanie może faktycznie nie jest najzgrabniejsze, ale jak się czytało ciągiem to bardzo mi się spodobało. 

Zaskoczony Aelles w panice wyciągał przybory, lecz na jego szczęście Medesz posłużył się swą starą fraszką.

Odrobina humoru zawsze spoko. 

Król Protos, władca największego państwa jakie widział świat, przywołał sługę i wyszeptał kilka słów do jego ucha, poklepał po ramieniu i spojrzał w dół, na złotego Medesza, przywódcę zapadłej wiochy gdzieś za siedmioma dupami.

“Wiocha za siedmioma dupami” i wzmianki o brudzeniu trony zestawione z wspaniałością królestwa – super. 

To tyle. Poczepiałem się, choć widzę, że niektórym pasowało to, co zarzucam tekstowi. Jeszcze raz gratuluję piórka i czekam na następne teksty :)

 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Darconie, nie wiem, czy nie jesteś przypadkiem jedynym członkiem Klubu Osób, Którym Podobał Się Wstęp :) A dalsze losy Medesza i Eufe może poznamy…

 

gravel, z hasłem męczyłem się od początku, z tyłu głowy miałem nawet wizję okrutnej dyskwalifikacji za brak nawiązania!

 

funthesystem, no jest chaotycznie. Wyszło mi niechcący opowiadanie do przeczytania na dwa razy :) Lubię historie gdzie nie wszystko jest jasne od początku, lecz tu nieco przegiąłem, z perspektywy czasu dopiero widzę, jak bardzo. 

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Świetne opowiadanie. Jest pomysł, jest mocne zakończenie, jest klimacik. Naprawdę, bardzo dobre. Wywaliłbym tylko pierwszą cząstkę, trochę usypia i mnie np. zniechęcała do kontynuacji (na szczęście nieskutecznie), a zawarta w niej informacja sprowadza się do słów “niniejszym zaczyna się historia”.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Skomentuję, bo widzę, że Autor tu jeszcze zagląda :)

Bardzo fajne opowiadanie. Świetnie, barwnie napisane, z wciągającą i oryginalną historią oraz fenomenalnym zakończeniem. Jestem szalenie usatysfakcjonowana lekturą :)

Nowa Fantastyka