- Opowiadanie: MPJ 78 - Legendy brokowskie - Tunel

Legendy brokowskie - Tunel

Może będzie z tego cykl opowiadań? ;-)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Legendy brokowskie - Tunel

 Brok to po­ło­żo­ne nad Bu­giem, senne, małe mia­stecz­ko, na ma­zo­wiec­kiej pro­win­cji. Od nie­mal ty­sią­ca lat, gród ten że­glu­je po rze­cze czasu. W nie­któ­rych miej­scach wy­star­czy na chwi­lę przy­mknąć oczy, by usły­szeć echa prze­szło­ści. Jed­nym z nich są tak zwane „mury”, ruiny pa­ła­cu bi­sku­pów płoc­kich. Jeśli w stycz­nio­wą lub lu­to­wą noc ktoś za­wi­ta na dawny pa­ła­co­wy dzie­dzi­niec, może usły­szeć dźwięk ku­te­go me­ta­lu.

 

 

Jest on szcze­gól­nie do­brze sły­szal­ny tuż nad zie­mią. Wio­sną i latem za­stę­pu­ją go inne od­gło­sy, coś jakby szep­ty i cza­sem śmiech. Nie żaden tam upior­ny chi­chot ale lekki ra­do­sny, ko­bie­cy. Skąd się biorą dźwię­ki?

Dawno, dawno temu pałac i leśną ka­pli­cę łą­czył pod­ziem­ny tunel. Dziś, gdy pa­trzy­my na ścia­nę lasu, od­le­głą od ruin o pra­wie dwa ki­lo­me­try, wy­da­je się to nie­moż­li­we. Jed­nak­że w XVII wieku las od pa­ła­cu dzie­li­ło około pięć­dzie­się­ciu me­trów, ka­plicz­ka była le­d­wie dzie­sięć dalej. Po co jed­nak bi­sku­pom było pod­ziem­ne tajne przej­ście? Po­płyń­my rzeką czasu do roku pań­skie­go ty­siąc sześć­set sie­dem­na­ste­go. Bi­sku­pem płoc­kim był wów­czas Hen­ryk Fir­lej herbu Le­wart, po­sia­dacz wielu cnót i ta­len­tów. Za­le­ty takie jak po­boż­ność, do­bro­tli­wość czy pra­co­wi­tość za­pew­nia­ły mu opi­nię świę­te­go wśród ludu. Jed­nak­że całą swą ka­rie­rę za­wdzię­czał rów­nież innym ta­len­tom. Dzię­ki in­te­li­gen­cji i zdol­no­ściom dy­plo­ma­tycz­nym spra­wo­wał sze­reg urzę­dów tak świec­kich jak i ko­ściel­nych. W swoim do­rob­ku miał już sta­no­wi­ska: pod­kanc­le­rze­go ko­ron­ne­go, re­fe­ren­da­rza wiel­kie­go ko­ron­ne­go, oraz bi­sku­pa łuc­kie­go. Pie­czę nad bi­skup­stwem płoc­kim do­stał dzię­ki pa­pie­żo­wi Kle­men­so­wi VIII. Die­ce­zja owa, choć bo­ga­ta i zna­czą­ca, nie sta­no­wi­ła szczy­tu jego aspi­ra­cji. Ma­rzy­ło mu się bo­wiem ar­cy­bi­skup­stwo, god­ność pry­ma­sa, a nawet kar­dy­nal­ski ka­pe­lusz. Droga do tak po­sta­wio­ne­go celu nie była pro­sta. Hen­ryk Fir­ley po dro­dze do niego nie raz i nie dwa mu­siał brać przy­kaz z wid­nie­ją­ce­go w ro­do­wym her­bie lam­par­ta. Dra­pież­nik ten, choć ustę­pu­je lwu siłą, może go po­ko­nać dzię­ki swo­je­mu spry­to­wi.

Pew­ne­go stycz­nio­we­go dnia we­zwał do sie­bie ar­chi­tek­ta, Pio­tra Durie.

– Eks­ce­len­cjo, czym mogę słu­żyć?

– Mi­strzu, mam parę uwag do pro­jek­tu let­niej re­zy­den­cji, który mi przed­sta­wio­no.

– Panie, ten pro­jekt za­twier­dził twój po­przed­nik, już za­czę­li­śmy gro­ma­dzić ma­te­ria­ły. Oczy­wi­ście jeśli takie bę­dzie pra­gnie­nie eks­ce­len­cji, to na­nio­sę po­praw­ki, ale to może pod­nieść koszt bu­do­wy.

– W tym przy­pad­ku pie­nią­dze nie są aż tak ważne.

– Słu­cham więc waszą do­stoj­ność.

– Cza­sem od­wie­dza­ją mnie pewne osoby. – Bi­skup za­wie­sił głos, za­sta­na­wia­jąc się jak pro­blem sfor­mo­wać. – Przy­by­wa­ją ku­rie­rzy od króla, pa­pie­ża, ma­gna­tów. Lu­dzie ci nie po­win­ni być wi­dzia­ni w moim oto­cze­niu przez po­stron­nych. Ro­zu­miesz Pio­trze, lu­dzie są za­wist­ni, po­ja­wią się plot­ki, a ja muszę dbać o moją re­pu­ta­cję, by nie gor­szyć ma­lucz­kich.

– Oczy­wi­ście, eks­ce­len­cjo, ro­zu­miem. – Piotr był Wło­chem, toteż nie­ob­ce były mu ar­ka­na po­li­ty­ki. Do­sko­na­le poj­mo­wał, dla­cze­go bi­skup jest tak ostroż­ny. W końcu kon­ku­ren­cja nie śpi.

– Po­trze­bu­ję cze­goś, co za­pew­ni mi moż­li­wość dys­kret­ne­go przyj­mo­wa­nia i od­sy­ła­nia ta­kich ludzi.

– Panie, myślę, iż twój pro­blem roz­wią­że pod­ziem­ny tunel łą­czą­cy pałac z lasem.

– Tunel?

– Tajny, wy­so­ki na trzy łok­cie, a na sto długi.

– To może być trud­ne.

– Nie­ko­niecz­nie, w mojej oj­czyź­nie takie roz­wią­za­nia są stan­dar­dem. Od stro­ny pa­ła­cu bę­dzie on miał wej­ście w stud­ni. – Ar­chi­tekt był w swoim ży­wio­le.

– Może być pro­blem, część moich naj­lep­szych agen­tów to ko­bie­ty. Nie wiem czy są dość zręcz­ne, by w suk­niach, spusz­czać po li­nach do stud­ni.

– Pro­szę się nie mar­twić, eks­ce­len­cjo. – Ar­chi­tekt to i owo sły­szał o agent­kach taj­nej kan­ce­la­rii. Plot­ki gło­si­ły, iż mó­wiąc de­li­kat­nie, miały wiele wspól­ne­go ze św. Mag­da­le­ną, z cza­sów zanim spo­tka­ła pana Je­zu­sa i czego jak czego, ale zręcz­no­ści to im nie bra­ko­wa­ło. – Ze stud­ni bę­dzie można czer­pać wodę z dzie­dziń­ca oraz piw­nic. To wła­śnie na po­zio­mie piw­nicz­nym po­zor­ną ścia­ną za­ma­sku­je­my wej­ście do ko­ry­ta­rza. Wyj­ście w lesie ukry­te bę­dzie w małej drew­nia­nej ka­plicz­ce gdzie za­mie­ści się obraz świę­te­go Hu­ber­ta.

– Do­brze, z tą tylko róż­ni­cą, iż ka­plicz­ka bę­dzie ofia­ro­wa­na świę­tej Mag­da­le­nie. Przed po­lo­wa­niem bę­dzie­my się przed nią mo­dlić by pod­czas łowów do­pi­sy­wa­ła nam po­go­da. Po­nad­to ona le­piej niż Hu­bert wy­tłu­ma­czy po­stron­nym czemu po­ja­wia­ją się tam ko­bie­ty.  – Zde­cy­do­wał bi­skup.

 

Jak po­wie­dział, tak też się stało. Bu­do­wę pa­ła­cu my­śliw­skie­go, tu­ne­lu i le­śnej ka­plicz­ki ukoń­czo­no w roku pań­skim ty­siąc sześć­set dwu­dzie­stym czwar­tym. Los lubi jed­nak cza­sem żar­to­wać sobie z ludzi. Do­kład­nie w tym samym roku Hen­ryk Fir­lej zo­stał ar­cy­bi­sku­pem gnieź­nień­skim i pry­ma­sem Pol­ski. Ku­rie­rzy i agent­ki jego taj­nej kan­ce­la­rii udali się za nim do sta­re­go pia­stow­skie­go grodu. Pod­ziem­ny tunel z bro­kow­skie­go pa­ła­cu wy­ko­rzy­sty­wa­li lu­dzie jego na­stęp­ców. Trze­ba przy­znać, iż uży­wa­no go wów­czas z rzad­ka i to nie­ko­niecz­nie w roli, jaką prze­wi­dział dla niego twór­ca. Czę­ściej niż agen­ci taj­nej kan­ce­la­rii ko­rzy­sta­li z niego dwo­rza­nie bi­sku­pi uda­ją­cy się in­co­gni­to do mia­sta, w mało cno­tli­wych ce­lach.

Mi­ja­ły lata, Brok się roz­ra­stał. Bu­giem na pół­noc, do Gdań­ska pły­nę­ło ukra­iń­skie zboże, drew­no, futra, wosk i miody z Pusz­czy Bia­łej, a nawet przy­pra­wy z orien­tu. Wra­ca­ją­ce szku­ty wio­zły na po­łu­dnie bursz­tyn, i wy­ro­by z miast han­ze­atyc­kich. Nic nie trwa wiecz­nie, toteż i dla Rzecz­po­spo­li­tej po zło­tym wieku na­de­szły złe czasy. Po­wsta­nie Chmiel­nic­kie­go spra­wi­ło, że ukra­iń­skie pola ob­sie­wa­no nie zbo­żem ale ko­ść­mi wal­czą­cych. Osłabł han­del na rzece, mniej było bia­łych żagli. Potem nad­szedł czas po­to­pu szwedz­kie­go. Tunel miał wtedy chwi­lę chwa­ły. Obroń­cy pa­ła­cu bi­sku­pie­go, po krwa­wej bi­twie, wy­mknę­li się nim najeźdźcom.

Bi­sku­pi od­bu­do­wa­li pałac po wojennych znisz­cze­niach ale Rzecz­po­spo­li­ta sła­bła. W cza­sach sa­skich sza­la­ły wojny, za­ra­zy zdzie­siąt­ko­wa­ły miesz­kań­ców Broku, rzecz­ny szlak han­dlo­wy za­mie­rał. Tunel ukry­ty pod zie­mią zda­wał się nie­wraż­li­wy na te wszyst­kie za­wi­ro­wa­nia. Przy­szły jed­nak ko­lej­ne klę­ski. Po trze­cim roz­bio­rze w Broku roz­lo­ko­wa­li się Pru­sa­cy. Skon­fi­sko­wa­li dobra bi­sku­pie, choć wią­za­li oni z Bro­kiem duże na­dzie­je, nie oka­za­li się do­bry­mi go­spo­da­rza­mi, pałac stra­wił pożar. W epoce na­po­le­oń­skiej znisz­czo­na ka­pli­ca świę­tej Mag­da­le­ny za­czę­ła się po­wo­li za­pa­dać, ale to już zu­peł­nie inna hi­sto­ria.

Brak wła­ści­cie­la spra­wił, iż re­pre­zen­ta­cyj­ny nie­gdyś pałac po­wo­li sta­wał się runą. Po­ja­wia­li się w nim tylko ci, któ­rzy chcie­li unik­nąć ludz­kich oczu. Z tu­ne­lu za­zwy­czaj ko­rzy­sta­li za­ko­cha­ni. Ge­nius loci pa­ła­cu od lat po­zba­wio­ny ludz­kich emo­cji, teraz za­chłan­nie się nimi sycił. Szczę­ście, mi­łość, wiara, że to miej­sce osło­ni ich przed złym świa­tem, do­da­wa­ły mu sił.

W stycz­niu i lutym roku pań­skie­go ty­siąc osiem­set sześć­dzie­sią­te­go trze­cie­go w pod­ziem­nym tu­ne­lu po­ja­wi­li się inni go­ście. Byli to po­wstań­cy. Opusz­czo­ny pałac dawał im schro­nie­nie, a stary tunel był ide­al­nym miej­scem do prze­ku­wa­nia kos. Nawet gdyby jakiś żan­darm czy pa­trol ko­zac­ki chciał spraw­dzić ruiny, łatwo z wieży wy­pa­trzy­ły­by go młode oczy. Tunel dawał szan­sę na dys­kret­ną ewa­ku­ację, nawet w przy­pad­ku gdyby Ro­sja­nie oto­czy­li pałac. Na­dzie­ja i wola walki tych mło­dych ludzi były tak silne, iż od­ci­snę­ły pięt­no na cza­sie i prze­strze­ni.

Upa­dek po­wsta­nia zmie­nił ob­li­cze Broku. Car ode­brał mu prawa miej­skie, i roz­po­czął ma­so­wą wy­cin­kę lasów Pusz­czy Bia­łej. Ukry­te wyj­ście już wcze­śniej, po roz­sy­pa­niu się ka­pli­cy wy­glą­da­ło jak lisia nora, po wy­cin­kach zna­la­zło się w szcze­rym polu. Rol­ni­cy ob­sie­wa­ją­ce po­wsta­łe w ten spo­sób pola wkrót­ce je za­sy­pa­li. Nie­mniej od stro­ny pa­ła­cu nadal można było do niego wejść. Do­pie­ro na prze­ło­mie wie­ków nowy wła­ści­ciel ruin po­sta­no­wił je ro­ze­brać. Za­mia­ru swo­je­go do końca nie zre­ali­zo­wał, ale za­sy­pał gru­zem pa­ła­co­wą stud­nię.

Kiedy dziś od­wie­dzisz bro­kow­skie ruiny pa­ła­cu bi­sku­pów, za­mknij na chwi­le oczy. Jeśli się sku­pisz i wy­obra­zisz sobie jak pięk­nym to miej­sce mu­sia­ło być kie­dyś, do­ce­nisz jego pięk­no nawet teraz, kto wie, może ge­nius loci tego miej­sca po­zwo­li ci usły­szeć nawet za dnia de­li­kat­ne stu­ka­nie ob­ca­sów, bi­sku­pich agen­tek, usły­szeć, bie­sia­dy, bitwę, kucie kos, śmiech za­ko­cha­nych.

 

Koniec

Komentarze

Dziś[+,] gdy patrzymy

w XVII wieku las od pałacu dzieliło około pięćdziesięciu metrów, kapliczka była ledwie dziesięć metrów dalej.

posiadacz wielu cnót i talentów. Zalety takie jak pobożność, dobrotliwość czy pracowitość zapewniały mu opinię świętego wśród ludu. Jednakże całą swą karierę zawdzięczał również innym talentom.

oraz biskupa łuckiego. Pieczę nad biskupstwem płockim

Diecezja owa[+,] choć bogata i znacząca,

Drapieżnik ten[+,] choć ustępuje lwu siłą[+,] może go pokonać

Mistrzu, mam parę uwag, do projektu letniej rezydencji, jaki mi przedstawiono.

Drugi przecinek zbędny; jaki->który

 

Biskup zawiesił głos[+,] zastanawiając się

Przybywają kurierzy, od króla

Zbędny przecinek.

Rozumiesz[+,] Piotrze

Piotr był Włochem, toteż nieobce były mu arkana polityki.

A co ma jedno do drugiego?

część moich najlepszych agentów, to kobiety.

Zbędny przecinek.

by w sukniach, spuszczać po linach do studni.

Tu tyż.

– Proszę się nie martwić[+,] ekscelencjo.

czego jak czego[+,] ale zręczności to im nie brakowało.

Powstanie chmielnickiego

Chmielnickiego.

Potem nadszedł czas potopu szwedzkiego. Tunel miał wtedy chwilę chwały. Obrońcy pałacu biskupiego, po krwawej bitwie, wymknęli się nim ze szwedzkiego oblężenia.

Biskupi odbudowali pałac po szwedzkich zniszczeniach[+,] ale Rzeczpospolita słabła.

Brak właściciela sprawił, iż reprezentacyjny niegdyś pałac powoli stawał się runą.

Ruiną, jak mniemam?

 

Jeśli, autorze, planujesz cykl opowiadań, to odradzałbym tworzyć więcej takich. Pomijając, że z interpunkcją jesteś na bakier (a i tak pewnie nie wychwyciłem wszystkiego), historia jest opowiedziana zwyczajnie nudno. Może z zamkiem w Broku wiąże się jakaś ciekawa legenda, ale niestety nie przedstawiłeś jej tutaj w zajmujący sposób. Dużo suchych faktów, które może miejscowych odrobinę zaciekawią, ale wszystkich innych raczej znużą.

Z pozytywów – zdania budujesz raczej poprawnie, dialogi mogłyby być bardziej naturalne.

Pozdrawiam!

Hmmm, fantastyki, co to kot napłakał – raptem jakieś dźwięki spod ziemi.

Zgadzam się z przedpiścą – ta historia nie wciąga. Gdybyś, zamiast rysu historii tajnego przejścia pokazał jakiś epizod, towarzyszące mu emocje, niemal złapanie…

I z kulejącą interpunkcją Jasnostronny ma rację.

nie raz i nie dwa musiał brać przykaz z widniejącego w rodowym herbie lamparta

Przykaz czy przykład?

Babska logika rządzi!

Zgodzę się z Finklą, że fantastyki niewiele, ale akurat mi to nie przeszkadzało. Powiedz szczerze, że namówiłeś na odwiedziny Broku, wiosną będę musiał się tam wybrać.

A napisane całkiem nieźle, czytało się dobrze, choć fabuły co kot napłakał.

Takie miejsce aż prosi się o ciekawszą historię, ale ujdzie. Miejsce warte odwiedzenia. Zimą to nawet ładniej, tylko na śnieg trzeba poczekać :)

F.S

Cześć.

  1. Interpunkcja… Niech ten wielokropek oznacza, że jest co najmniej tak zła, jak sugerują poprzednicy. A to przecież zwykłe błędy techniczne! I widzisz? Wszyscy się rozpisali o tym, czego z łatwością mogłeś uniknąć. A chyba nie o to Ci chodziło.
  2. Stworzyłeś bardzo dobrą zachętę. I dlatego uważam, że cykl ma potencjał.

    Co mnie rozczarowało?

    A. To, że nudziłeś.

    B. Nudziłeś głównie dwiema rzeczami:

    a) za długim opisem “historycznym” na początku (w cudzysłowie, gdyż nie wiem, ile w nim prawdy),

    b) zbyt sielską całą resztą.

    Rys historyczny powinieneś dozować jak opis bohatera: 1-2 zdania faktów i coś ciekawego (jakaś tajemnica, akcja itp.). Znów fakty i po nich coś ciekawego. Inaczej robi się nudno. Czyta się siłowo.

    Było sielsko. Zasiadłem ze szczerym zainteresowaniem, bo sądziłem, że przeczytam jakąś fajną straszną historię. Na faktach? Opowieści są właśnie takie? Było mi to obojętne. Liczyłem na zmyśloną/prawdziwą straszną opowieść. Końcówki już nie czytałem, ale widzę, że było lekko i przyjemnie.

    Gdybyś odpowiednio dozował informację i tajemnicę/grozę, zaś całość rzeczywiście byłaby straszna (nawet gdyby to oznaczało odświeżanie tego, co rzekomo każdy zna, czyli głowy królów, chwytanie za rękę, straszne dźwięki, zamurowane kości itp.), to byłoby bardzo ciekawie. Czytałbym z przyjemnością.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Czytało się przyjemnie, ale nie opuszczała mnie myśl, że w takiej formie bardziej to się nadaje do przewodnika turystycznego niż zbioru opowiadań.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Jest tło, teraz każdy okres historii tunelu czeka na osobne rozwinięcie w formie szorta lub opowiadania, byle bardziej nacechowanego fantastyką, fabułą, emocjami :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Uwagi uwzględnię. Co do interpunkcji to chyba tego sam nie poskromię :(  Co do sielskości no cóż robiłem ciut porządku w zdjęciach i nie nastroiło to mnie mrocznie i krwawo.

Wskazane błędy poprawię przy odrobinie szczęścia jutro. 

 

 

Interpunkcji nie ogarniesz tylko wówczas, jeśli nie będziesz chciał jej ogarnąć.

Ja miałem łatwiej, ale prawie każdy, kto zna jej zasady, najpierw się ich uczył.

Chcesz? Opanujesz.

Nie? To nie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Przykłady złych przecinków/braku:

 

małe miasteczko, na mazowieckiej prowincji

Od niemal tysiąca lat, gród ten żegluje po rzecze czasu.

Biskup zawiesił głos(+,) zastanawiając się(+,) jak problem sformować.

 

Czy to podręcznik do historii z anegdotką? Bo tak to odebrałam ;< W opowiadaniu nie może być łopatologii, musi się w nim znaleźć akcja. A tej tutaj tyle, co kot napłakał. Ale język niezły.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Legenda o tunelu, wsparta wiedzą jakby z podręcznika, mimo że ubarwiona nieco rozmową biskupa z architektem i wzbogacona wzmianką o kuciu kos, niestety, nie wydała mi się zbyt zajmująca.

 

W swoim do­rob­ku miał już sta­no­wi­ska: pod­kanc­le­rze­go ko­ron­ne­go, re­fe­ren­da­rza wiel­kie­go ko­ron­ne­go, oraz bi­sku­pa łuc­kie­go. – Nie wydaje mi się, by piastowanie stanowisk można zaliczyć do czyjegoś dorobku.

 

Droga do tak po­sta­wio­ne­go celu nie była pro­sta. Hen­ryk Fir­ley po dro­dze do niego… – Powtórzenie.

 

wosk i miody z Pusz­czy Bia­łej, a nawet przy­pra­wy z orien­tu. – …wosk i miody z Pusz­czy Bia­łej, a nawet przy­pra­wy z Orien­tu.

 

Tunel ukry­ty pod zie­mią zda­wał się nie­wraż­li­wy na te wszyst­kie za­wi­ro­wa­nia. – Tunel z definicji jest budowlą podziemną.

 

i wy­obra­zisz sobie jak pięk­nym to miej­sce mu­sia­ło być kie­dyś, do­ce­nisz jego pięk­no nawet teraz… – Czy to celowe powtórzenie?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Brok ---

– przymiotnik brocki albo broczański.

– mieszkańcy broczanin, broczanka.

Nie! Nie! I jeszcze raz nie!!! 

Brok

mieszkańcy

– brokowiak

– brokowianka

 

Jak słyszę tego typu odmianę np Warszawa, mieszkaniec warszawianin, odbieram to jako nie normę językową, bo takiej nie ma, ale jako, ale jako triumf nowomowy postpeerelowskiej nad językiem polskim. To właśnie w 1963 czerwone kacyki po przyspieszonych kursach partyjnych, ubzdurały sobie, że lud pracujący ma pisać np. warszawianin czy brokowianin zamiast dotychczasowego warszawiaka czy brokowiaka. Na szczęście nawet w PRL było trochę ludzi inteligentnych, toteż ta “reforma” nie stała się obligiem a jedynie zaleceniem. Zarówno literatura jak i tradycja są więc tym razem po mojej stronie.

 

“Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,

bronią się chłopcy spod „Parasola”,

choć na „tygrysy” mają visy – 

to warszawiaki, fajne chłopaki – są!”

 

Właśnie WARSZAWIAKI  a nie WARSZAWIANIE.

 

Dywizjon 303 był WARSZAWSKI  a nie WARSZAWIAŃSKI 

 

to tak z marszu

 

Ponadto w literaturze międzywojennej takie słowo jak warszawian po prostu nie istnieje, to typowy koszmarek made in PRL. Fakt z przecinkami leżę i kwiczę, choć wbrew temu co tu pisano, znam teoretyczne reguły, tylko praktyka mi kuleje. To jednak kwestie tworzenia nazw mieszkańców znam na pamięć i nie ustąpią bo nie macie racji. Ergo nie ma kogoś takiego jak broczanin czy broczanka. Jak to mówią sorry Winnetou. 

 

 

“Słownik nazw miejscowości i mieszkańców”, PWN, W-wa 2007.

Zgodzę się z opinią, że to bardziej rys historyczny z legendą w tle niż opowiadanie, ale tak się składa, że bardzo lubię czytać na temat regionalnych legend (mają swoisty klimat) tak więc, jak dla mnie, tekst jest ok.

Usuń beletrystyczne ozdobniki, a wyjdzie Ci fajny artykuł. Na przykład do Wikipedii albo jakiegoś portalu historycznego.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka