- Opowiadanie: Pożeracz Książek - Pętla psychopatów

Pętla psychopatów

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pętla psychopatów

 

Nie zdążyłam obrócić się na lewy bok, a alarm w moim telefonie zadzwonił, jakby był pożar. Gwałtownie się podniosłam słysząc dziwny dźwięk pochodzący z mojego kręgosłupa. Złapałam się prawą ręką za plecy, i czekałam tak chwilę w bólu. Gdy mi przeszło, stoczyłam się z łóżka zawinięta w kołdrę.

Opatulona powędrowałam do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanko. Przysiadłam na krześle i zabrałam się do jedzenia.

Kiedy chrupałam sobie spokojnie i powoli kości, przypomniało mi się, że mam jakieś pięć minut, żeby wyjść z domu. Załamałam się i spadłam z krzesła wydając głośny huk. Zostawiając kołdrę na podłodze pod stołem poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Najpierw zmyłam krew z rąk wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Bardzo mi się podobało. Moje czarne, głębokie oczy kusząco latały na różne strony. Lekko czerwone usta złożone były w złośliwy i jednocześnie atrakcyjny uśmiech.

Patrzyłam się tak jakoś około dziesięć minut. Wtedy spojrzałam na zegarek. Znowu, znowu autobus mi uciekł! Szybko zaczęłam się ubierać. Na szczęście nie muszę się malować, matka natura obdarzyła mnie niezwykle rzadko spotykaną urodą.

Złapałam za szczotkę i przeczesałam byle jak moje czarne, długie do ramion włosy. Końcówki przez przypadek ubrudziłam trochę przy śniadaniu, ale trudno.

Moje ostatnie czyste spodnie rzucone były na kosz z praniem, co raczej dziwne bo nawet nie były wygniecione, może tylko trochę… hm, śmierdzące. Zaśmiałam się pod nosem ze swojego własnego żartu. Zawsze moje dowcipy były komicznie śmieszne, chociaż ten nie był raczej jednym z najlepszych. Czystych koszulek już nie miałam. Musiałam założyć czarną, lekko potarganą i z małym, przyklejonym kawałkiem skóry przy kołnierzyku. Ta była chyba w najlepszym stanie z nich wszystkich.

Na szczęście znalazłam jakiś sweter, który był jedynie poplamiony, więc mogłam lekko zakryć pewne… niedoskonałości na mojej bluzce. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze nad umywalką, i uśmiechnęłam się szeroko, ukazując moje piękne, równe i ostre zęby. Nadal nie rozumiałam, dlaczego mama zawsze mówiła mi, żebym przy ludziach ich nie pokazywała…

Wreszcie wyszłam. Do kieszeni schowałam portfel i telefon. Na autobus spóźniłam się tylko dwadzieścia trzy minutki. To i tak mało. To moje czwarte spóźnienie w tym tygodniu, co oznacza, że dzisiaj jest czwartek. Stanęłam na przystanku i spojrzałam na rozpiskę. Następny autobus mam za szesnaście minut.

Jakaś kobieta, ubrana w beżowe futro z kreta, czy innego szkodnika i skórzane buty spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. Przekrzywiłam lekko głowę, uśmiechając się szeroko. Ów pani, zaczęła biec, stukając długimi obcasami o kostkę brukową. Dobrze, że założyłam moje ulubione, niegdyś białe, teraz zaś czerwone trampki. Zaczęłam biec za nią z prędkością światła. A przynajmniej tak się czułam. Może by zdołała uciec, gdyby nie to, że jestem niesamowicie utalentowana-plus-kobieta potknęła się o wystający kamień. Runęła twarzą na bruk. Opisałabym, jak wyglądała jej twarz, ale zrobiłabym się głodna. Dlatego zostawię to dla siebie.

Kucnęłam przy niej i obróciłam jej ciało. Przyłożyłam ucho do jej klatki piersiowej. Nie żyła. Pociekła mi ślina, a piana zaczęła wypływać z moich zakrwawionych ust. Prawie, prawie mi się udało wgryźć w jej szyję… ale nagle… przeszkodził mi jakiś spanikowany mały chłopiec który ciągnął za rękę tatę rozmawiającego przez telefon i wpatrzonego w niebo. Krzyknął tak głośno, że mężczyzna upuścił przez przypadek komórkę na zmasakrowaną twarz mojego drugiego śniadania. Spojrzałam na faceta, który z obrzydzeniem patrzył raz na ciało, a raz na mnie. Warknęłam. On jednak stanął za mną. Złapał za moje nogi i odciągnął mocno do tyłu. Niemalże szczeknęłam; po części ze złości, a po części z bólu, gdyż moje kolana tak mocno pojechały po kostce, że zdarłam sobie skórę do mięsa. Chłopiec stał obok nas, i oglądał tą scenę z fascynacją w oczach. Miał tak samo czarne i głębokie oczy jak ja. W ogóle przypominał trochę mnie, albo może bardziej moją młodszą siostrę, która tak, jak i mama, niedawno została… hm, zamordowana i zjedzona. Znów cicho zaśmiałam się pod nosem. Rzuciłam wzrokiem na jego ojca. Również był podobny. Przy okazji, zobaczyłam, jak pochyla się i wbija palce w moje plecy rozrywając je przy okazji. Po chwili nie widziałam już nic.

 

 

 

*******

 

 

Oblizałem się. Moje oczy płonęły na widok dwóch krwawych ciał.

Spojrzałem na mojego syna, Edwarda. Uśmiechał się szeroko i pokazywał swoje piękne zęby. Jednak wiedziałem, że muszę być ostatnim ''psychopatą'' (jak to mówiła mama) w naszej rodzinie i że muszę go wreszcie przekonać, żeby przestał je pokazywać przy ludziach.

Edward podszedł do mnie powolnym krokiem. Ja stałem w miejscu obserwując każdy jego ruch. Wyciągnął dłonie w kierunku mojej głowy. Wziąłem go na ręce, gdyż to właśnie oznaczał ten gest. On wtulił się, kładąc głowę na moim lewym ramieniu. Usłyszałem jeszcze tylko syk jego paszczy, i poczułem jego zimne uzębienie na tętnicy.

 

 

*******

 

 

 

Obudziłem się wcześnie rano. Wstałem z łóżka, i ze względu na około sześć stopni Celsjusza za oknem owinąłem się kołdrą. Podreptałem do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Przysiadłem sobie przy stole i zabrałem się do jedzenia.

Powoli chrupiąc moje danie, przypomniało mi się, że muszę spieszyć się na autobus. Pobiegłem do łazienki, a kołdra spadła mi pod krzesło.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Istotnie, to opowiadanie jest horrorem, ale dla czytelnika. Przynajmniej dla mnie było.

Napisane bardzo źle, poraziło mnie mnogością zaimków i źle skonstruowanych zdań. W dodatku nie wiem, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć.

 

Pa­trzy­łam się tak jakoś około dzie­sięć minut. – Pa­trzy­łam tak jakoś około dzie­sięciu minut.

 

Ów pani, za­czę­ła biec, stu­ka­jąc dłu­gi­mi ob­ca­sa­mi o kost­kę bru­ko­wą.Owa pani, za­czę­ła biec, stu­ka­jąc wysokimi ob­ca­sa­mi o kost­kę bru­ko­wą.

 

gdyby nie to, że je­stem nie­sa­mo­wi­cie uta­len­to­wa­na-plus-ko­bie­ta po­tknę­ła się o wy­sta­ją­cy ka­mień. – Co to znaczy, że ktoś jest uta­len­to­wa­na-plus-ko­bie­ta po­tknę­ła się o wy­sta­ją­cy ka­mień?

 

gdyż moje ko­la­na tak mocno po­je­cha­ły po ko­st­ce, że zdar­łam sobie skórę do mięsa. – Miała mięśnione kolana???

 

Chło­piec stał obok nas, i oglą­dał scenę z fa­scy­na­cją w oczach. – …oglą­dał scenę z fa­scy­na­cją w oczach.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No właśnie o co w tym opowiadaniu chodzi. Szczególnie w tej pętli na końcu.

Dziękuję za opinię, jest to jedno z moich pierwszych opowiadań, ale na następny raz będę pamiętać aby przeczytać to jeszcze dziesięć razy. Pozdrawiam cieplutko

Cześć.

Interpunkcja zła.

Fleksja zła.

Ilość zaimków krytyczna.

Próba zrozumienia, dlaczego bohaterowie zachowywali się tak a nie inaczej i czemu działo się z nimi to i nic innego zakończona fiaskiem.

Niestety jest to rzeczywiście bardzo zły tekst. Dodam, że nie najgorszy w tym tygodniu, więc szybko o nim zapomnę. Ale nie szkoda Ci czasu na tak słabe twory? Nie wierzę, że nie dało się lepiej (choćby pod względem ilości błędów).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Mimo oczywistych niedoróbek, na początku nawet zaintrygowało.​ Pętla narracyjna byłaby fajna, gdybym zrozumiała, co właściwie zaszło.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Początek mnie zaintrygował, ale reszta opowiadania nic nie wyjaśniła, więc skończyłam czytać bardziej poirytowana niż zadowolona. 

Domyślam się, że autorka chciała przekazać jakiś błyskotliwy lub zabawny pomysł, lecz niestety, nie udało się.

Powodzenia następnym razem!

Hmm... Dlaczego?

To moje czwarte spóźnienie w tym tygodniu, co oznacza, że dzisiaj jest czwartek

Bardzo fajne, choć w drugą stronę byłoby bardziej wiarygodne (łatwiej pamiętać dzień, niż liczyć spóźnienia w danym tygodniu – to drugie i tak wymaga pamiętania o dniach tygodnia).

 

Powoli chrupiąc moje danie, przypomniało mi się, że muszę spieszyć się na autobus.

Niegramatycznie. Raczej tak: Chrupałam powoli moje danie, gdy przypomniało mi się, że muszę spieszyć się na autobus. Inaczej (tu nie powtarza się “się”): Powoli chrupiąc danie, przypomniałam sobie, że muszę spieszyć się na autobus.

 

Sporo tu nieporadnych zdań, choć zdarzają się poprawne i dobre (są teksty w których trudno o takie). Jeśli chodzi o kompozycję, to początek mocno się dłuży. 

Nowa Fantastyka