- Opowiadanie: Nighter6 - Wielkie Rozarium

Wielkie Rozarium

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wielkie Rozarium

Szedłem brukowaną aleją w starej części niedużego miasta, cały czas pamiętając, po co tu przybyłem. Było ciepłe, wiosenne popołudnie, ludzie przepływali leniwie wokół mnie, spacerując, rozmawiając, załatwiając swoje sprawy. Czułem dotyk gorących promieni słońca na skroniach, ich blask odbijał się w szybach kamienic. Jakże nienaturalne było to miejsce, jak odkształcone na obraz i podobieństwo ludzi, którzy je zamieszkiwali. Rojne mrowisko, lecz w przeciwieństwie do mrowiska nie wtapiało się w otoczenie, przeciwnie, jawnie z nim kontrastowało. Wszystko było zbyt równe, zbyt prostokątne, zbyt martwe. Wszędzie nieczuły kamień – w ścianach budynków, w chodnikach, w ulicach, gdzieniegdzie uzupełniany metalem, szkłem, plastikiem.

Jednak błędem byłoby sądzić, że ludzie zupełnie odcięli się od natury. Miasto mogło być tworem sztucznym, ale sama potrzeba skupiania się, budowania schronienia – stanowiła typowo zwierzęcy popęd. Widziałem tę zwierzęcość w każdym ruchu, w każdym geście – u tego otyłego mężczyzny, który z apetytem pochłaniał pięknie ozłoconego panierką kotleta, u tej młodej dziewczyny, która długo patrzyła w oczy chłopakowi po drugiej stronie stolika, co raz dotykając swoich włosów, u dwóch kobiet kłócących się o miejsce parkingowe. Pożywianie się, gody, walka o terytorium. Wszystko to jest w nas, ledwo tylko ukryte pod cienką osłoną cywilizacji.

Choć mamy też swoje dziwactwa, pomyślałem z uśmiechem, mijając ceglany kościół przy Placu Wolności.

Samochody hałasowały, zatruwając powietrze. Sklep mięsny cuchnął charakterystycznym zapachem zamrożonej padliny. Cywilizacja nas zepsuła, uczyniła toksycznymi dla siebie nawzajem i dla środowiska. Powinniśmy żyć bliżej natury, bliżej ziemi.

Ludzie jednak nie zgadzają się ze mną. W porządku, nie dbam o to. Przyspieszyłem kroku. Kolejne tabliczki z ulicami migały mi przed oczami – Wyszyńskiego, Grunwaldzka, Sklęczkowska. To gdzieś tutaj, jestem już blisko. Dzielnica przemysłowa – wyjątkowo odrażające miejsce, choć po bokach asfaltówki domy ustąpiły miejsca zielonym polom.

Nie miałem żadnej mapy, pozwoliłem prowadzić się instynktowi, szukając świeżo postawionej fabryki Chemonexu. Nowa firma w Polsce, z siedzibą w Kutnie. Już niedługo. Odnalezienie właściwej lokalizacji zajęło mi dużo czasu, ale nie spieszyło mi się. Wreszcie jest – brama, mężczyzna w budce, a obok wjazdu niewielka tablica z logo i nazwą placówki.

– Dzień dobry, może pan otworzyć?

Ciemnowłosy brodacz w średnim wieku przygląda mi się podejrzliwie.

– A po co pan tutaj?

– Mam umówione spotkanie z dyrektorem w biurze.

Sądziłem, że to zadziała, on jednak wykazał się czujnością. Być może ktoś już interesował się ciemnymi sprawkami Chemonexu.

– Niech pan zaczeka, zadzwonię…

Jego życie jest dla mnie nic nie warte, jednak choć natura nie zna litości, w głębi serca ja cały czas pozostawałem człowiekiem, chciałem więc okazać mu miłosierdzie, przez wzgląd na wspólną gatunkową przynależność. Ale nie wpuści mnie, może nawet spróbują wezwać policję, a to byłaby kolejna bezsensowna strata ludzkiego życia.

Rzuciłem jedno małe ziarenko na beton i przymknąwszy oczy, skupiłem na nim swoją wolę. Wpompowując w nie moc, zmusiłem je, aby się rozrosło – teraz, natychmiast. Róża wystrzeliła z gwałtownością całkiem obcą roślinom. Pędy przeszły pod drzwiczkami budki i oplotły mężczyznę, wbijając się w ciało kolcami. Szarpał się, walczył, krzyczał, dopóki nie otoczyły jego gardła. Nim twarz mu zsiniała i udusił się, zdążył zalać wszystko krwią z setek ran. Nie czułem już wobec niego żadnego współczucia.

Czy rolnik, zarzynając świnię, opłakuje ją? A przecież ludzie to też zwierzęta, nieróżniące się od innych niczym poza nieco większym mózgiem. Jesteśmy częścią przyrody, nasza śmierć nie ma wcale głębszego znaczenia niż śmierć sarny, wróbla czy mrówki, umierających tysiącami w każdej chwili. Cechą materii organicznej jest krążenie, ten bezimienny mężczyzna został zwyczajnie ponownie włączony do obiegu, jego ciało stało się nawozem dla mojej róży.

Otworzyłem bramę sam, wszedłem na teren fabryki. Kilka ceglanych budynków – magazyn, biuro, hala produkcyjna. Do tego silosy i cysterny oraz jakieś maszyny przemysłowe, plus dwie ciężarówki. Sięgnąłem do woreczka, który miałem przyczepiony do paska i szerokim gestem sypnąłem dookoła nasiona róży. Ktoś usłyszał krzyki stróża, kilku robotników biegło w moją stronę.

Skoncentrowałem się na ziarenkach. Tkwiła w nich potęga życia, której nie mogła powstrzymać martwa powłoka betonu. Pragnęły rosnąć, jak najprędzej, wspinać się ku słońcu, karmić się i dawać potomstwo. Dałem im moc, a one rozkwitły szaleńczo. Ludzie wyli jak zwierzęta prowadzone na rzeź, bo tym właśnie byli, karmą dla moich róż. A one rosły i rosły, asfalt i beton pękały pod siłą ich korzeni oraz pędów, oplatały ściany budynków, maszyny i wszystko, co możliwe było do oplecenia. Kruszyły mury, wyginały metal, wysysały wodę i chemię, przejmowały ten skrawek ziemi na swoją własność, odzyskiwały go dla natury.

Był to piękny spektakl, a kiedy się skończył, zapadła cisza. Znalazłem się w wielkim ogrodzie różanym, porażającym soczystą zielonością liści i cudownym zapachem wielobarwnych kwiatów. Róże bowiem zakwitły, ich słodki nektar wkrótce zwabi owady, one zaś przyciągną ptaki i moje rozarium wypełni się życiem.

Pokręciłem głową ze smutkiem. Nie mogłem tu zostać, żeby to oglądać. Byli inni truciciele do wyniszczenia.

– Nie jestem żadnym ekoterrorystą – powiedziałem do moich róż – stanowię tylko odpowiedź świata przyrody na ludzkość. Jestem niczym więcej jak reakcją. Drapieżnikiem, zajmującym wolną dotychczas niszę.

Tymi słowami pożegnałem ogród w siedzibie Chemonexu. Nie było potrzeby wracać do Kutna, nie przyjechałem tu ani pociągiem, ani autobusem, ani samochodem. Poszedłem przed siebie, między pola i lasy.

Jakiś czas później usłyszałem w radiu o „eksplozji” w fabryce Chemonexu w Kutnie. Liczba ofiar śmiertelnych nieznana, teren odgrodzono, okolice ewakuowano, strażacy są na miejscu. Mieszkańcom odradza się wychodzenie z domu, ze względu na możliwe skażenie. Specjalnie powołany zespół policji bada sprawę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zatuszowali wszystko, jak zwykle. Jednak ostrzeżenie dotrze do właściwych ludzi, a nawet jeśli nie – Chemonex przestał istnieć. Produkcja trucizn, które potrafiły zabijać całe ekosystemy, została zatrzymana.

Odetchnąłem świeżym powietrzem Puszczy Białowieskiej. Podobno od kilku tygodni trwała nielegalna wycinka tego pierwotnego lasu. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na wieś, na samą Białowieżę. Pamiętałem, po co tu przybyłem.

Wkroczyłem między gęsto rosnące drzewa.

Koniec

Komentarze

Spodobał mi się pomysł na bohatera, na jego broń. Fajna reakcja. Cholera, przydałaby się taka naprawdę. Tylko obawiam się, że w ten sposób powstają zbyt monotonne środowiska, aby mogły stworzyć sprawne ekosystemy. Ale cóż, to i tak postęp. :-)

Babska logika rządzi!

Dość przerażająca wizja osobliwego miłośnika róż.  

 

Ode­tchną­łem świe­żym po­wie­trzem pusz­czy bia­ło­wie­skiej.Ode­tchną­łem świe­żym po­wie­trzem Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się. Te róże mnie zaskoczyły (chociaż wlazłam, bo zaciekawił tytuł:P), ale pomysł na broń świetny. Dam punkcika :)

Sądziłem, że to za działa, on jednak wykazał się nadzwyczajną jak na swoją funkcję czujnością. = zadziała; plus strażnik na bramie nie wykazywał się nadzwyczajną czujnością, to normalne i standardowe zachowanie – gdyby wpuścił obcego na słowo, wyleciałby z pracy z hukiem. Po to stoi na bramie, żeby kontrolować kto chce wejść na teren zakładu. Niby pierdoła, ale mocno mi zgrzytnęła.

 

 

 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo ciekawy pomysł i sprawił, że troszkę dreszczy przeleciało mi po grzbiecie. Mam w swoim ogrodzie duży krzak róży. Jeden jedyny, zasadzony jeszcze (o, mamboziu) ręką mojego ojca, jakieś trzydzieści pięć lat temu. Zawsze czułam dziwny respekt wobec tych roślin (nie tych sztucznych, uprawianych na jednym pniu, ale takich naturalnych, krzaczastych), nie wiedziałam czemu, ale czułam ich drapieżność. Teraz już wiem dlaczego.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Lokacja i lokalizacja.

 

Sam przechodziłem przez te dylematy : >.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Widzę tu jakiśtam pomysł na bohatera. Po za tym scena ataku. Nie ma historii, fabuły, problemu bohatera, twista. Dosyć goły szort. Napisany nieźle, ale jakoś tak za mało, żeby się podobało. Warte rozwienięcia. 

Oryginalny pomysł, chyba nie spotkałem się wcześniej z czymś takim. Dobrze napisane, szczególnie początkowo fragment i rozważania bohatera przypadły mi do gustu. Zakończenie już mniej, ale i tak przeczytałem z zainteresowaniem. Niezły szort :)

@regulatorzy, @śniąca, @Nevaz – dziękuję, poprawione.

I w ogóle dziękuję za wszystkie opinie i uwagi ;)

Bardzo wtórne, bardzo przegadane, bardzo mi się nie podobało.

 

Pomijając już całkowity brak oryginalności w kreacji głównego bohatera ( toć to taki swojski samczyk Poison Ivy) i tony pseudofilozoficznego bełkotu, to smuci absolutny brak fabuły – od przyszedł gość, rozwalił fabrykę i poszedł.

 

Mam wrażenie, że szrot zbiera dobre opinie, ze względu na obecność kwiatków.

na emeryturze

Nie, gary, nie tylko na obecność kwiatków. Mnie akurat taki styl pasuje. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mnie nie tyle obecność kwiatków, co sposób ich wykorzystania. Bardzo obrazowo przedstawiony w dodatku, wręcz widziałam te wyrastające pędy ;)

Sama obecność kwiatków nie wystarczy, raczej by mnie odstraszyła. Uczynienie z nich broni – to co innego.

Babska logika rządzi!

Rozumiem, że tekst trafił w gusta. Nie rozumiem, dlaczego te opowiadanie jest lepsze niż, przykładowo, Małego Słowika. Tak rozumiem, bo otrzymało trzy kliki a Słowika jeden. Nikogo nie promuję, tylko nie rozumiem. No ale najwyraźniej chodzi o gusta. 

Opowiadania Małego Słowika nie zrozumiałam – stąd nie kliknęłam. Opowiadanie powyższe zrozumiałam, spodobała mi się wizja (imho oryginalna – nie przypominam sobie opowiadania, w którym narzędziem mordu byłyby róże) i sposób opisania – stąd klik. Jeśli uważasz, że opowiadanie Słowika zasługuje na bibliotekę, podaj mi na prv argumenty, a ‘kliknę’ w Twoim imieniu :)

Rozumiem, że tekst trafił w gusta. Nie rozumiem, dlaczego te opowiadanie jest lepsze niż, przykładowo, Małego Słowika. Tak rozumiem, bo otrzymało trzy kliki a Słowika jeden. Nikogo nie promuję, tylko nie rozumiem. No ale najwyraźniej chodzi o gusta.

A teraz przypomnij sobie dyskusję, w której uczestniczyliśmy w wątku założonym przez Finklę i dotyczącą sensowności istnienia biblioteki oraz umiejętności krytycznej oceny uprawnionych do nominowania ;)

na emeryturze

Bellatrix, nie mam mocy klikania, co oznacza, że nie powinienem tego robić, bo się nie znam. Byłem ciekaw, co jest istotną różnicą. Teraz wiem. Dziękuję.

 

edek: gary, pamietam dyskusję, nie twierdzę że nie masz racji, tylko nie widzę innej metody na promowanie ciekawych tekstów i autorów. Technicznej metody na portalu.

@Gary – no ja pamiętam tamten wątek, dlatego oferuję, że mogę kliknąć w imieniu Blackburna – bólem opowiadania Małego Słowika jest to, że udzielający się piórkowicze są płci żeńskiej – a on ewidentnie napisał tekst zrozumiały przede wszystkim dla facetów :) ale z tą dyskusją powinniśmy się chyba przenieść gdzieś indziej.

Przeczytałem z bardzo umiarkowanym zainteresowaniem.

Motyw agresywnych roślin w fantastyce jest dość mocno wyeksploatowany:

– “Planeta śmierci”

“Dzień tryfidów”

– “Przełęcz” (opowiadanie a. Bułyczowa)

We wszystkich przytoczonych pozycjach obywa się bez tzw. “magii”.

Dywagacje autora o przynależności człowieka do świata zwierząt też są mało odkrywcze. Wątek ekologiczny pokazany jest w sposób mało interesujący.

Sklep mięsny, z którego dociera nieprzyjemny zapach, natychmiast straciłby klientów.

Podsumowując, opowiadanie takie sobie – autor uraczył mnie samymi truizmami i nieciekawą fabułą. Pozdrowienia.

Ryszardzie, dla wojującego ekologa, może nawet wegetarianina, zapach hodowanego mięsa karmionego diabli wiedzą czym, może wcale nie być przyjemny.

Babska logika rządzi!

Świetny początek, zaintrygował, ujął ładnym językiem. a potem doszłam do sceny z różą. A ja z tekstami mam jak z filmem. Od razu sceny wyświetlają się w głowie. No i się ta scena objawiła i stwierdzam, że pasowałaby jako intro do któregoś odcinka z ostatniej serii Archiwum X. Bo to strasznie kiczowate jest. I to przesłanie ekologiczne zrobiło się łopatologicznie. No szkoda. Bo na poziomie językowym bardzo ładne.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Zgodzę się z zarzutami, że fabuła nie jest przesadnie oryginalna, a łopatologia zostawia płaski siniak na czole, z drugiej strony – czytało się nieźle a akcja płynęła wartkim nurtem. Zaciekawił mnie ekowojownik – czy raczej szkic ekowojownika – i gdybym miał okazję, to chętnie rzuciłbym okiem co będzie dalej.  

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Jej pędy przeszły pod drzwiczkami budki i oplotły mężczyznę, wbijając się w jego ciało kolcami. Szarpał się, walczył, krzyczał, dopóki nie otoczyły jego gardła.” – przynajmniej jeden zaimek można by bezboleśnie usunąć

 

“teren odgrodzono, okolice ewakuowano“ – okolicę

 

Interesujący pomysł. Może niezbyt przekonujący (przynajmniej mnie), ale na szorta w sam raz.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Łyżka dziegciu: przeczytałem, uśmiechnąłem się i zapomnę. Zabrakło mi oryginalności, czegoś zakręconego, niezwykłego obrazka, dziwnego sformułowania, ziarna niepokoju. A to takie kutnowskie wszystko…

Nie przemawia do mnie pomysł skupiania się na nasionach, może lepiej jakieś GMO czy supernawóz?

No i nie jestem pewien preferencji kulinarnych głównego bohatera: mięso mu śmierdzi a kotlet pachnie!

@joseheim, @cobold – Dzięki, poprawiłem ;)

 

Nie widzę za bardzo sensu w próbach bronienia własnej twórczości, no ale gwoli wyjaśnienia – opowiadanie jest pisane w pierwszej osobie, w związku z czym przemyślenia bohatera stanowią jego własną perspektywę, a że osobnik ma nieskomplikowaną konstrukcję psychiczną ekoterrorysty, to nie mogły być przesadnie głębokie, a jedynie reprezentować pewien określony światopogląd. Ale może i racja, że temat ekologiczny jest dość wyeksploatowany i wyszło oklepanie pod tym względem. W każdym razie raz jeszcze dziękuję za wszystkie uwagi, zarówno pozytywne, jak i negatywne.

Pomysł ciekawy, ale fabuła taka sobie. Za to styl ładny. Zgrzytnęły mi co prawda dwie rzeczy: to samo, co Śniącej i to, że miejscami robi się trochę za bardzo poetycko. Generalnie jednak szkoda, że osoba mająca ładny warsztat i umiejąca pisać pisze tak mało i tak krótko. 

The rain it raineth on the just and also on the unjust fella; but chiefly on the just, because the unjust hath the just’s umbrella. (Charles Bowen)

Pomysł niby ciekawy, wykonanie niezłe, ale jakoś nie powaliło. Niestety jedno z takich opowiadań, o których pewnie szybko zapomnę. Ale masz potencjał więc pisz dalej i rozwijasz się twórczo ile wejdzie. Pozdrawiam:)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Ładnie napisane opowiadanie. Bohater też generalnie jest ciekawy, choć uważam, że byłby ciekawszy, gdyby jego motywacja nie była opisywana truizmami. 

Tym niemniej muszę przyznać, że przeczytałem z przyjemnością.

Skoro tak przyjemnie było, to czemu nie doklepujesz Biblioteki?

Babska logika rządzi!

Jak to czemu? Przez przeoczenie.

Czytało się przyjemnie, pomysł dobry, choć nie zamierzam rozpływać się nad tym, że ktoś walczy rozrastającymi się różami.

(np. Tuxedo Mask – męska postać z Sailor Moon – wykorzystywał róże przy przemianach i rzucał różami jak lotkami do gry w dart;

Motyw nagłego rozrostu roślin też jest powszechnie znany)

Ogólnie jestem na tak, styl mi pasuje, jest dobrze.

Nie pasuje mi tylko to, że różom ta cała chemia i wchłonięte trucizny ani trochę nie zaszkodziły.

Zarzucany przez innych brak fabuły wytłumaczyłbym fragmentem:

– Nie jestem żadnym ekoterrorystą – powiedziałem do moich róż – stanowię tylko odpowiedź świata przyrody na ludzkość. Jestem niczym więcej jak reakcją. Drapieżnikiem, zajmującym wolną dotychczas niszę.

Poza tym, bohater mówi gdzie indziej, że mu się nie śpieszy itd. może to taki wolny drapieżnik, który to robi, bo leży to w jego naturze. Choć tej teorii przeczy fakt, że atakuje konkretną firmę, z konkretną siedzibą o której wiadomości gdzieś wyszukał.

Mi osobiście ten “brak fabuły” w odbiorze fragmentu nie przeszkadzał. Niemniej jednak jakiś zalążek fabuły, czy planu bohatera byłby miły dla oka. Pozwoliłby umiejscowić ten fragment w większej całości.

 

pozdrawiam, Mytrix

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Walka natury z niszczycielami inicjowana inaczej. Inspirujący pomysł :)

Nowa Fantastyka