- Opowiadanie: Kuba Pawełek - Pamiętaj o walizkach

Pamiętaj o walizkach

Hej, to moje pierwsze podejście do szorta. Nie do końca orientuję się w tym, jaka powinna być idealna kompozycja w takiej formie, ale się staram :)

Mam nadzieję, że choć z grubsza jest tak jak powinno być. Opowiadanie traktuję bardziej jako ćwiczenie, niż samodzielną historię :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pamiętaj o walizkach

Mleko, sól, kultury bakterii mlekowych, chlorek wapnia… Chlorek wapnia? – zapytał sam siebie. Na jaką cholerę w serze chlorek wapnia? Stabilizator, no tak. Żaden produkt nie mógł się teraz obyć bez dodatku chemii, która sprawiała, że dało się to włożyć do ust i przekonać samego siebie, że tak powinien smakować ser żółty.

Wrzucił opakowanie do koszyka i przejrzał jego zawartość. Paczka salami, piersi z kurczaka, jakieś przyprawy, kilka bułek w papierowej torebce. Odwrócił się i skręcił w następną alejkę. Przecisnął się między zawsze mającymi czas babulinami, które przerzucały stosy marchewek w poszukiwaniu tej jedynej. Zanim doszedł do lodówek z rybami okazało się, że walizki podróżne objęto pięćdziesięcioprocentową przeceną . Wrzaski stawiały włosy dęba, wychodząc z alejki widział czerwonego z wysiłku mężczyznę, który biegł w stronę kas z czterema kolorowymi walizkami. Nie miał najmniejszych szans, tuż przed celem dopadły go dwie babcie z reklamówkami marchwi. Rwetes przekroczył wszelkie oczekiwania. Ochrona z całych sił próbowała wyciągnąć półprzytomną dziewczynę, z kotłującej się przy walizkach tłuszczy. Nie było mowy o interwencji w innym punkcie sklepu.

Przyzwyczajony do podobnych widoków, przyglądał się bez emocji. Poczuł jak w kieszeni zawibrował mu telefon. Wyjął aparat i spojrzał na wyświetlacz. Zdjęcie uśmiechniętej żony gasło i pojawiało się na ekranie w rytm wibracji. Oblizał wargi i przesunął kciukiem po ekranie.

– Hej – powiedział przymilnym tonem.

– Jesteś jeszcze w sklepie? – Pytanie jak każde inne, mimo to już czuł narastające napięcie. Rozejrzał się po sklepie, sam nie wiedział dlaczego.

– Tak, stoję właśnie przy lodówce z rybami.

– OK, to weź jeszcze proszę mięso mielone i zobacz te walizki, dobra?

Przymknął oczy i westchnął. Nienawidził tych promocji, ceny owszem były kuszące, ale nie na tyle, żeby ryzykować uszczerbek na zdrowiu. Gdzieś w rogu sklepu na chwilę przygasło światło. Zmarszczył brwi i wyjrzał z alejki, świetlówki zamigotały, po czym rozjarzyły się ponownie. Gdzieś kątem oka zauważył staruszka który mocował się z koszykiem na kółkach i młodą dziewczynę w dżinsowych szortach.

– Poważnie? – zapytał. – Wiesz co tu się dzieje? Nie chciałbym wybić komuś zębów tylko po to, żeby dorwać walizkę pięćdziesiąt złotych taniej.

– Oskar leci za dwa dni do Paryża na wycieczkę. Ile razy prosiłam, żebyś wcześniej kupił mu walizkę albo zamówił na Allegro? – Ton głosu zmieniał się z każdym słowem. Poczuł, że głowa mimowolnie chowa mu się między ramiona. – Gdzie mu teraz kupisz? W galerii? Zapłacisz ze trzy razy drożej, masz mu kupić walizkę teraz.

– OK… – Skapitulował. – Wiesz, o której będziesz wychodzić z pracy?

– Nie wiem! – Usłyszał w odpowiedzi. – Odbierz Oskara ze szkoły, ja muszę pracować.

– Przecież ja też…

– Cześć! – Połączenie urwało się chwilę potem.

Starał się długo, od bardzo dawna. Zaklął pod nosem i schował telefon do kieszeni. Odsunął górę lodówki zdecydowanie mocniej niż powinien. Plastikowa obudowa szyby zatrzeszczała, wydawało mu się, że syntetyk w jednym miejscu strzelił. Wrzucił zafoliowanego pstrąga do koszyka i zasunął lodówkę. Miał rację, plastik pękł. Skrzyżował spojrzenie z typową Grażyną, która z politowaniem kręciła głową. Ostatkiem sił powstrzymał się, żeby nie podejść i nie przywalić babie zamrożonym pstrągiem.

Przeszedł do alejki z puszkami i słoikami. Kilkukrotnie przeprosił zakupowiczów, którzy koniecznie musieli zostawić koszyki na środku i tak nieszczególnie szerokiej alejki. Sięgnął po kukurydzę konserwową i szybko prześlizgnął się wzrokiem po etykiecie. Świetlówki ponownie zamigotały i zabuczały.

– Kurwa jego mać – syknął przez zaciśnięte zęby. Odłożył puszkę i wziął do ręki następną, ekologiczną. Światło mrugało jak na dyskotece. – Ceny w górę, ale żarówek nie wymienią.

Włożył puszkę do koszyka. Misternie ułożona konstrukcja z kartonów z sokami runęła na warzywa. Tym razem tylko wypuścił powietrze ze świstem. Świetlówki wróciły do normalnej pracy. Podniósł wzrok, staruszek, którego zobaczył kilka chwil wcześniej minął go z uśmiechem. Nie odpowiedział, pchnął wózek przed siebie. Dziewczyna w szortach stała na końcu alejki i czytała etykiety makaronów. Migające nad głową świetlówki, wydawały się w ogóle jej nie interesować.

Spojrzał na zegarek. Za dwadzieścia minut powinien odebrać Oskara ze szkoły. Dzięki Bogu placówka nie była daleko, właściwie w tej samej dzielnicy. Wyskoczy tylko na dwupasmówkę i za biurowcem skręci w prawo. Jeśli za kwadrans wsiądzie do samochodu, będzie na czas.

Kolejka wyzwalała w nim najbardziej pierwotne instynkty. Najchętniej wróciłby do stoiska „dom i ogród” wyjął z kosza siekierę na długim trzonku i oddał się niepohamowanej orgii przemocy. Na samą myśl dłonie pokrywała cienka warstwa potu. Zdziwił się, kiedy papier w kasie fiskalnej skończył się dwie osoby przed nim. Jak widać, nie tylko on miał pecha. Znudzony wyjął telefon i przejrzał Facebooka. Koleżanka z pracy urodziła, szef chwalił się całym albumem domu w stanie developerskim, za który zapłacił kredytem do końca życia i jeden dzień dłużej. Ktoś inny spamował kolejnymi udostępnieniami postów o Polsce dla Polaków i inwazji muzułmańskiego ścierwa na białą Europę.

Kasjerka, która nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, przewalała produkty nad skanerem z prędkością karabinu maszynowego. Chyba kurwa nie pracują na akord? – krzyknął w duchu.

– Poproszę kartą – powiedział, kiedy wrzucił do koszyka ostatni z zakupów.

– Na pin czy zbliżeniowo? – zapytała kasjerka z wykrzywioną jak u buldoga twarzą.

– Chyba za duża kwota, żeby zbliżeniowo – odpowiedział.

Kasjerka otworzyła szeroko oczy i zamamrotała coś pod nosem. Wsunął kartę w czytnik i wpisał pin. Po kilku minutach pakowania produktów do bioreklamówek, był gotowy do drogi. Odstawił wózek na miejsce i ruszył ku wyjściu. Oskar kończył lekcje za sześć minut, jeśli się pospieszy, nie każe dziecku czekać na parkingu.

Poczekał aż śluza przed nim rozsunie się i zniknie w ścianach. Omal na nią nie wpadł. Dziewczyna w dżinsowych szortach stała tyłem z pochyloną głową, jakby sprawdzała coś w telefonie lub liczyła drobne w portfelu. Odwróciła się błyskawicznie, spojrzała mu prosto w oczy. Mimowolnie przełknął ślinę. Idealnie proste, długie blond włosy opadały jej na ramiona. Butelkowozielone oczy świdrowały go, serce załomotało szybciej. Twarz dziewczyny nie wyrażała żadnych emocji.

– Jeśli pójdziesz ze mną, wszystko się zmieni, a twoje życie już nigdy nie będzie takie jak do tej pory – powiedziała. Mówiły tylko usta, na doskonale proporcjonalnej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień.

– Słucham? – zapytał. Wargi miał suche jak pustynia. Chciał rozejrzeć się na boki, wzrok dziewczyny niemal hipnotyzował.

– Chodź ze mną, a wszystko będzie inne – powtórzyła beznamiętnie. Powoli wyciągnęła w jego stronę smukłą dłoń.

– Ale co? Gdzie mam iść?

– Gdziekolwiek – odpowiedziała. Jej dłoń zawisła w powietrzu.

– A jak nie pójdę?

Uśmiechnięty staruszek pojawił się tuż obok, w kościstej dłoni trzymał pomiętą reklamówkę. Między pożółkłymi zębami czerniły się szerokie, ropiejące dziury.

– Jak nie pójdziesz, to nic się nie stanie. Kompletnie nic. – Dziadek wzruszył ramionami i ruszył przed siebie.

Świetlówki nad nimi zamigotały spazmatycznie.

Koniec

Komentarze

No dobra, a gdzie tu fantastyka?

Poczuł głowa mimowolnie chowa mu się między ramiona.

Czegoś w zdaniu brakło. Nie tylko przecinka po “poczuł”.

Babska logika rządzi!

No cóż, najzwyczajniejsze w świecie robienie zakupów. Skoro jednak poczułeś potrzebę opisania tego wydarzenia, to wielka szkoda, ze nie pokusiłeś się o dodanie jakiegoś elementu, zajścia czy zjawiska usprawiedliwiającego obecność tekstu na portalu fantastycznym.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Najbardziej przeszkadza szwankująca interpunkcja, trafiają się nie najlepiej skonstruowane zdania, błędy i inne usterki.

Mam nadzieję, Kubo Pawełku, że Twoje kolejne opowiadanie będzie fantastyczne pod każdym względem. ;-)

 

Wrzu­cił opa­ko­wa­nie do ko­szy­ka i przej­rzał za­war­tość. – Zawartość czego?

Proponuję: Wrzu­cił opa­ko­wa­nie do ko­szy­ka i przej­rzał jego za­war­tość.

 

oka­za­ło się, że rzu­ci­li na pro­mo­cję wa­liz­ki po­dróż­ne. – O matko! Czy nie można tego powiedzieć inaczej?

 

Rwe­tes prze­kro­czył naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. – Czy rwetes jest czymś, czego się oczekuje?

Może: Rwe­tes prze­kro­czył wszelkie wyobrażenia.

 

Po­czuł głowa mi­mo­wol­nie chowa mu się mię­dzy ra­mio­na. – Pewnie miało być: Po­czuł, że głowa mi­mo­wol­nie chowa mu się mię­dzy ra­mio­na.

 

Za­pła­cisz za trzy razy dro­żej… – Literówka.

 

na środ­ku i tak nie szcze­gól­nie sze­ro­kiej alej­ki. – …na środ­ku i tak nieszcze­gól­nie sze­ro­kiej alej­ki.

 

Mi­ster­nie uło­żo­na kon­struk­cja z pa­czek mro­żo­ne­go mięsa i kar­to­nów z so­ka­mi ru­nę­ła na wa­rzy­wa. – Nie bardzo umiem sobie wyobrazić tę konstrukcję. Paczki mrożonego mięsa powinny być w zamrażarkach, a nie wymieszane z kartonami soku.

 

Bu­tel­ko­wo zie­lo­ne oczy świ­dro­wa­ły go… – Bu­tel­ko­wozie­lo­ne oczy świ­dro­wa­ły go

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Odstawił wózek na miejsce i ruszył ku wyjściu, za sześć minut Oskar kończył lekcje, może mu się uda.

Zdanie do przerobienia – w takiej formie nie bardzo ma sens. Proponowałabym kropkę po "wyjściu" i przerobienie drugiego zdania tak, żeby podmiot się nie gubił (np. "za sześć minut Oskar kończył lekcje, więc mężczyzna mógł jeszcze zdążyć" czy coś takiego)

Proponowalabym nadanie głównemu bohaterowi imienia, żeby było łatwiej konstruować zdania bez zaimków aby uniknąć gubienia odmiotów.

Hmm... Dlaczego?

Podobała mi się ta narracja, mimo banalności zdarzeń. Dość realistycznie to wyszło, lekka przesada w niektórych opisach nawet nadaje uroku. Zakończenie formalnie nie jest fantastyczne, ale jakiś odblask fantastyki jest (możliwe, że o innej porze mniej by mi się spodobało, ale wieczorem i później jakoś wszystko sensownieje).

Cześć.

  1. Szort to żadna forma literacka. Ktoś sobie wymyślił i teraz zastanawiasz się, co to za ustrojstwo. Formą jest esej czy opowiadanie, tak więc zupełnie nie przejmuj się znaczeniem “szortu”. Jest subiektywne.
  2. Nuda przeokropna, pomijając końcówkę. Prawie całość o niczym. Gdybyś napisał taką książkę, to współczuję Twoim czytelnikom.
  3. Interpunkcja słaba. Niestety nie kulawa, po prostu słaba.
  4. Coś, co czasami wygląda jak pytanie, czasami pytaniem nie jest. Tu tutaj nie jest: “Chyba kurwa nie pracują na akord?“ Nikt nikogo o nic nie pyta w tym stwierdzeniu (a nie pytaniu).
  5. Najbardziej nie pasowały mi świetlówki, które zamigotały spazmatycznie. Czyli jak? Wiele innych przysłówków by tu pasowało, ale spazmatyczność jakoś nie chce się dać wyobrazić.
  6. No i tak płatność zbliżeniowa… Bohater niezbyt bystry. OK, tacy się też zdarzają.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dzięki za wszystkie wskazówki i zauważone błędy. Tekst został ponownie załadowany, już z naniesionymi poprawkami :)

Kuba Pawełek

Nowa Fantastyka