- Opowiadanie: Tomusiatko - Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Przedstawiam jedno z moich opowiadań z gatunku Fantasy :). Utwór napisałem w 2008 roku, dzisiaj go mocno poprawiłem (niemalże przepisałem od nowa) i jestem gotów go Wam zaprezentować :).
Opowiadanie pod względem fabularnym jest strasznie naiwne i głupkowate, świat przedstawiony od tamtej pory przeszedł dużą metamorfozę, ale... mam nadzieję, że w tej starej formie również da się to czytać.
Powodzenia!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Raquel szedł między kąpiącymi się w ciepłym słońcu drzewami, świetnie przygotowany na polowanie. Jego przyszła zdobycz z pewnością nie będzie miała żadnych szans z tak dobrze wyekwipowanym łowcą. Polował na wenę twórczą. Jego broń stanowiło białe pióro, tarczą zaś była kartka papieru.

Nosił białe spodnie i koszulę. Czarne włosy opadały mu na plecy. Na gładkiej, jasnej twarzy błyszczały niebieskie oczy. Spoglądał na pozłocone liście drzew. Ptaki siedzące na drzewach śpiewały swoje najsłodsze piosenki, a lekki wiatr niósł je w cztery strony świata, by na twarzy każdego namalować szeroki uśmiech. Przyjemny szum koił skołatane nerwy, a otulona mchem ziemia przekazywała energię tym, którzy choćby odwiedzili las. Kraina ta zdawała się pięknieć z każdym dniem, jednak w porównaniu z wyspą Ysanaar była jedynie małym promykiem piękna…

Minęło ledwie kilka miesięcy, odkąd wyruszył z Ysanaaru na kontynent Tristglen, by nieco rozwinąć swą artystyczną karierę. Tam gdzie teraz przebywał młody artysta, jego ziemia była nazywana również Gwiezdną wyspą, gdyż, sam jej wygląd na mapach przypominał gwiazdę. Raqel musiał płynąć daleko na wschód by dotrzeć na miejsce. Podróż zajęła równe trzy tygodnie, na szczęście droga morska nie tworzyła przeszkód.

Ysanaar. Wyspa złocistych lasów i przejrzystych wód i najpiękniejszych nocy, kiedy to niebo pokrywa się szatą jaśniejących gwiazd, a calutką ziemię zalewa księżycowa poświata. Mężczyzna wspominał chwile, gdy leżąc na trawie, oglądał rozmarzonym wzrokiem miliony jasnych gwiazd i podziwiał blask dwóch księżyców – koła i rogala – panujących na dwóch stronach nieba.

W całej historii Ysanaaru zapisano tylko jedną poważną wojnę, kiedy to sprzed setek lat siły nieumarłych chciały zniszczyć wszystko, co znał świat.

Śmierć i spustoszenie na długo uwięziły tę krainę w swoich sidłach, jednak w końcu ojczyznę artystów wyzwolono dzięki odnowieniu starożytnej cywilizacji Pasterzy Dusz, z którą później kontakt znów się urwał.

Bliskość powrotu na ojczyste ziemie wywoływał na twarzy poety i wróżbity wyraz szczerej radości. Wreszcie wróci do ukochanych miejsc, uwielbionych lasów, zaprzyjaźnionych istot… Czekała na niego jego rodzina. A rodziną było wszystko, co żyje na Księżycowej Wyspie.

Nagły biały błysk wyrwał artystę z rozmyślań…

 

*****

 

Zobaczywszy błysk, Raqel od razu ruszył w jego stronę. Przyszło mu na myśl, że to jakieś zwierze wpadło w zasadzkę tropicieli. Mężczyzna przyśpieszył kroku, chcąc pomóc biednej ofierze.

Wkrótce zauważył trzech brodatych krasnoludów trzymających w dłoniach noże. Okrążyli bezbronną kobietę.

Raqel przybrał postać czarnego kruka, szybując w małym odstępie od ziemi, wybrał drzewo będące bliskim świadkiem zdarzenia i wylądował na gałęzi wyrastającej kilka centymetrów pod jego koroną.

Napastnicy mieli na sobie brudne, połatane ciuchy. Wyglądali na złodziei.

Dziewczyna leżała bezwładnie na ziemi, a krasnoludy podchodziły coraz bliżej niej, z każdym krokiem unosząc noże coraz wyżej w gotowości do ataku. Ciągle brzmiał ich szyderczy śmiech…

Raqel sfrunął na ziemię i przybrał ponownie swą właściwą postać. Spokojnie uniósł rękę w górę, a z niej z głośnym grzmotem wyłonił się błękitny piorun. Trzej łotrzykowie aż podskoczyli z przerażenia, a później odwrócili się w stronę maga. Roześmiali się na widok niezbyt muskularnego mężczyzny.

Bandyci ruszyli szybkim krokiem w stronę artysty, ich ruchy były gwałtowne, a oczy pełne żądzy krwi. Gdy tak pędzili w jego stronę, Raqel wyciągnął ręce z otwartymi dłońmi oraz luźno oddalonymi od siebie palcami. Jego dłonie ogarnęła szara mgiełka, po czym przyciągnął ręce do siebie a następnie pchnął lekko do przodu. Mgła gęstniała z każdą chwilą.

Gdy opadła, przed czarodziejem ukazały się trzy posągi.

Niewiasta leżała nieruchomo na twardej ziemi. Poeta zamienił w kamień jedynie tych łotrów, więc z nią wszystko powinno być w porządku…

Raqel przyklęknął przy dziewczynie. Miała długie czarne proste włosy opadające jej trochę powyżej łokci. Lekko skośne piwne oczy zdobiły śliczną buzię o ciemnej karnacji. Czuł, jakby zobaczył co najmniej Boginię…

Wyjął z sakiewki przy pasie zwój teleportacji, który napisał dzięki swej znajomości magii. Wziął piękność w ramiona, przeczytał zawartość kartki i oboje zniknęli z lasu, pozostawiając upuszczony przez poetę zwój papieru, który swobodnie poszybował na wietrze między drzewa.

 

*****

 

 

Po szybkim powrocie z lasu poeta wszedł do małego pokoju, w którym było tylko kilka mebli z ciemnego drewna, na ścianach kilka obrazów i miękkie łóżko, na którym ułożył kobietę…

Czuwał przy niej i pomagał jej przez całą noc. Siedząc na łóżku obok niej i wpatrując się w nią nie czuł potrzeby snu ani jakiegokolwiek zmęczenia.

 

…A piękno twe jak gwiazdy świat rozjaśnia…

 

Powtarzał w myślach fragment wiersza dla Ameny, bo jak się dowiedział, właśnie tak miała na imię jego piękność.

Gdy powróciły jej siły, opowiedziała, jak to krasnoludowie wybiegli zza ściany drzew i zaczęli gonitwę. Uciekała, potykając się o korzenie drzew…

Jednak w końcu ją złapali, została kilka razy uderzona i padła na ziemię. Więcej nie pamiętała. Raqel wypełnił pustkę w jej umyśle.

Na pytania skąd pochodzi, dziewczyna odpowiedziała, że artysta dowie się o tym kiedy indziej, przy czym słodko się uśmiechnęła.

Odwzajemnił uśmiech.

Rozmawiali przez cały następny dzień. Kobieta zdrowiała tym szybciej, im dłużej była przy Raqelu. Nie mieli żadnych problemów ze rozumieniem siebie.

 

*****

 

Siedząc przy biurku z gładkiego drewna w swojej pracowni artystycznej, rozmyślał nad tym, jak mocno ją pokochał. Już od pierwszego wejrzenia, gdy ujrzał w lesie bezwładnie leżącą niewiastę, podjął decyzję, że odda się jej bezgranicznie. Będzie wielbił ku końcowi swych dni, dbał o nią do końca życia, tworzył z myślą o niej aż po kres świata…

I czas nadszedł, aby jej to wszystko powiedzieć, chciał to zrobić, ale nie wiedział, czy ona odwzajemnia uczucie. Przypuszczał, że ich wzajemne więzy się zacieśniają, nawet prawie to wyczuwał, ale nie był pewien… wszystko było takie zamieszane…

Musiał z nią pomówić, i on to wiedział.

W końcu podjął się wyzwania, i poszedł do niej. Serce zaczęło coraz żywiej bić. Wziąłwszy głęboki wdech, głośno wypuścił powietrze.

Wszedł pewnie, przez uchylone drzwi, spoglądając na piękną Amenę leżącą pod cienką ciemnozieloną pościelą. Na widok mężczyzny, który ją uratował, dziewczyna nie skrywała uśmiechu.

– Czuję się coraz lepiej, jeśli tak dalej pójdzie, nie będę musiała dłużej cię kłopotać – powiedziała łagodnym i przyjaznym głosem..

– niezwykłym zaszczytem jest mi ciebie gościć, pani, ucieszyłoby mnie gdybyś została jeszcze na jakiś czas, bowiem nie gościłem tu jeszcze tak pięknej kobiety. – odpowiedział.

Na twarzy Ameny pojawiły się delikatne rumieńce, a uśmiech pogłębił się, ukazawszy białe zęby.

– A były inne? – Zapytała niespodziewanie.

– Tylko przejezdne, szukające noclegów – tym razem to on się uśmiechnął – ale żadna nie dorównywała urodą, ani zewnętrzną ani wewnętrzną, tobie. – Dodał.

– Dziękuję – Zarumieniła się jeszcze bardziej i schowała część twarzy za kolanami, naszły ją dość głupie chęci ucałowania go w policzek. – Przejdziemy się?

– Ale twoje…

– Nogi są zdrowe – miłym tonem dokończyła jego wypowiedź na swój sposób.

Pomógł jej podnieść się z łóżka.

Coś pchnęło ją naprzód. Nie dowiedział się, że to ona z własnej woli postąpiła gwałtownie do przodu.

Krótki, trwający zaledwie ułamki sekund moment i leżeli na łóżku, patrząc sobie głęboko w oczy. Wpatrując się w nią, zagubił się w pędzącym wirze myśli.

Delikatnie ucałowała go w usta.

Amena…

W chwili rozkoszy wyznali sobie miłość.

Uczucie dziewczyny rosło od chwili, gdy dowiedziała się, że dzięki Raqelowi może wciąż cieszyć się życiem, a kiedy znalazła i przeczytała wiersz artysty jej poświęcony, zrozumiała, że to wzajemna miłość

Dwa ciała stały się jednym

 

*****

 

Szli główną ścieżką ogrodową pośrodku osiedla na którym mieszkał Raqel.

Będąc jeszcze z nim w łóżku, powiedziała mu, że na nią już czas, że musi wracać do siebie. Nie bardzo mu się podobała wizja podróżującej nocą kobiety, ale ona mówiła, że wie, co robi i uwierzył jej.

Stali już w centrum ogrodu, gdzie jego rozwidlone ścieżki się spotykały. Miejsce otaczały wielobarwne oddziały kwiatów, po każdej stronie środka ogrodu stała jedna drewniana ławeczka.

Po ostatnim pocałunku, kobieta kazała mężczyźnie się odsunąć…

Popatrzyła w górę

Kilka gwiazd jakby zeszło z nieba, i zaczęło wirować wokół niej. Wymienili jeszcze kilka pożegnalnych słów, po czym nastąpił błysk.

Gdy otworzył oczy, kobiety już nie było…

Pasterze Dusz teleportowali się w taki sposób… czyżby ona…?

Raqel wkrótce wróci do Ysanaaru.

Może wtedy spotkają się ponownie.

Koniec

Komentarze

Myślałam, że panna jest uosobieniem weny lub czymś w tym stylu. Zakończenie mnie zawiodło, bo fakt, że dziewczyna okazała się Pasterzem Dusz, niczego nie wniósł. Brakuje w tym jakiegoś… sensu, głębi czy chociaż rezultatu. Zostałam z myślą “i co z tego?”. Może epilog w postaci blasku i dziecka podrzuconego na progu już byłby czymś więcej, lecz nadal niczym oryginalnym.

Zaczęło się całkiem dobrze, choć może przydługimi opisami. Potem wszystko się rozmywało. Jak dla mnie, za dużo było przeskoków fabularnych do przodu. Przykładowo przydałoby się może przedstawić bardziej pierwsze rozmowy bohaterów (gdy wyjawiała imię oraz okoliczności napadu) zamiast wspomnieć o nich opisowo.

Przedstawienie właściciela karczmy było bezcelowe. Bohater kompletnie nic nie wnosił do fabuły, nawet się w żadnej scenie nie pojawił. Powiązane z nim plotki całkiem ciekawe, ale nie mają racji bytu w tym opowiadaniu, skoro niczego nie wnoszą.

Może to tylko ja, ale pogubiłam się w krainach: gdzie bohater był, gdzie jest i skąd właściwie pochodzi.

Sporo brakuje przecinków. Często niepotrzebnie mnożysz akapity, np. nadmiernie tworzysz jednozdaniowe, co wręcz utrudnia czytanie.

Nie podkreślaj, nie pisz wprost, że bohater używa magii, a tym bardziej nie wchodź w szczegóły, jaki to zakres magii. Bardzo psuje to akcję, a czytelnik głupi nie jest i domyśli się, że przykładowo przemiana w ptaka to magia.

 

Te zdania wyjątkowo zwróciły moją uwagę:

 

Śmierć i spustoszenie na długo uwięziły tę krainę w swoich sidłach, jednak w końcu udało ojczyznę artystów wyzwolono dzięki odnowieniu starożytnej cywilizacji Pasterzy Dusz

Zapewne “udało” zostało z jakiejś wcześniejszej wersji zdania ;P

A chodzi chyba o odnowienie kontaktu, a nie odnowienie cywilizacji?

 

 z którą później kontakt znów zanikł.

Bardziej by mi pasowało “urwał się”.

 

Zobaczywszy błysk, Raqel od razu ruszył w jego stronę. Przyszło mu na myśl, że to jakieś zwierze wpadło w zasadzkę tropicieli.

Nie wiem, jak błysk skojarzył mu się ze zwierzęciem w zasadzce…

 

Skorzystawszy ze swoich umiejętności z zakresu magii przemienienia, Raqel przybrał postać czarnego kruka, szybując w małym odstępie od ziemi, wybrał drzewo będące bliskim świadkiem zdarzenia i wylądował na gałęzi wyrastającej kilka centymetrów pod jego koroną.

Po pierwsze, za długie zdanie. Należałoby je podzielić na dwa lub więcej. Po drugie, pierwsza część zdania (skorzystawszy… …przemienienia) brzmi nieliteracko, nieklimatycznie. Jak już, wystarczyłoby “korzystając z magii”.

 

Cały czas w powietrze obciążał ich szyderczy śmiech…

Jakoś śmiech obciążający powietrze nie brzmi dobrze. No i niepotrzebne “w“.

 

Bandyci ruszyli szybkim krokiem w stronę artysty, ich ruchy były gwałtowne, a oczy pełne żądzy krwi. Poeta stał się naocznym świadkiem próby popełnienia poważnego przestępstwa. Nie było wyjścia, musieli go zlikwidować.

Najpierw o żądzy krwi, a potem o “naocznym świadku próby popełnienia poważnego przestępstwa“ jak w policyjnym raporcie. Bardzo to nie współgra, szczególnie że narracja wchodzi tu chwilowo w głowy tychże bandytów – przynajmniej tak to odbieram.

 

Nie mógł temu zaprzestać. Stwierdził u siebie brak wątpliwości w to, że znalazł skarb, którego pożądali artyści.

Te dwa zdania wywołały u mnie reakcję “… że co?“ ;P

 

Pomógł jej wstać.

Coś pchnęło ją naprzód. Wróżbita nie dowiedział się, że to ona z własnej woli postąpiła gwałtownie do przodu.

Wystarczyła krótka chwila i padli na łóżko.

Skoro wstała, a coś popchnęło ją naprzód… nie powinni upaść na podłogę? Nie wiem, skąd tu się nagle wzięło określenie “wróżbita“. I nie wiem, do jakiego wniosku mógł dojść bohater. Co ją niby miało popchnąć? Jak mógł nie poczuć, że ona sama nie postąpiła naprzód?

 

Przyznajesz, że fabuła naiwna, ale dałoby się zrobić z tego ładną, poetycką, romantyczną historię – w końcu miłość jest główną częścią fabuły. Tymczasem brakuje przedstawienia emocji, rodzącego się uczucia. Można by się było postarać o ciekawszą narrację, wykorzystując fakt, że bohater jest poetą, np. więcej pokazać rodzące się w jego głowie wersy w reakcji na otoczenie lub zdarzenia.

Widzę tu jakieś pomysły, zgaduję, że je później rozwijałeś w innych opowiadaniach, ale warsztat wymaga sporo poprawy.

Wiem, że warsztat pomaga poprawy, ale tę poprawę ułatwiają takie osoby jak Ty.

Dzięki za pomoc :)

Dość topornie podajesz czytelnikowi wygląd bohatera. Lepiej być bardziej subtelnym w tej kwestii, wspomnieć niby mimochodem przy jakiejś okazji, powiązać to z czymś. Bo tak – nawymieniałeś w co jest ubrany, jakie ma oczy i tak dalej, ale nic nie sprawia, że zapamiętuję te cechy.

 

Kraina ta zdawała się pięknieć z każdym dniem, jednak w porównaniu z wyspą Ysanaar była jedynie małym promykiem piękna

Raz nazywasz bohatera Raquel, a raz Raqel.

 

na szczęście droga morska nie tworzyła przeszkód.

Jak droga może tworzyć przeszkody? Może lepiej: na drodze morskiej nie napotkał przeszkód?

 

– niezwykłym zaszczytem jest mi ciebie gościć, pani, ucieszyłoby mnie gdybyś została jeszcze na jakiś czas, bowiem nie gościłem tu jeszcze tak pięknej kobiety.

+ zdania rozpoczynamy od dużej litery.

Staraj się pisać więcej i bardziej komplikować sytuację w swoich tekstach. Tutaj jest bardzo naiwnie. Bohater wpada pomiędzy rabusiów i niczym bóg nokautuje ich bez najmniejszej zadyszki. Miłość wyznaje swojej towarzyszce również bardzo szybko. Mało tego, ona też go kocha i też nie ma nic przeciwko. Wszystko jest zbyt perfekcyjne, a czytelnik lubi, gdy bohaterowi się nie wiedzie, przynajmniej przez jakiś czas, bo dzięki temu może mu pokibicować.

Pozdrawiam ;)

Opowiadanko ma pewien naiwny nieco urok – przypomina poetycką bajkę. Jest trochę kulawych zdań. Jednak daje się zauważyć u autora pewien potencjał literacki. Pozdrawiam.

Dziękuję MrBrightside za wnikliwą opinię i Tobie ryszardzie – czy też Ryszardzie :). Miło było mi czytać, że uważasz mój świat za bajkowy, bo taki właśnie ma być :). MrBrightside, masz świętą rację z tym przedstawianiem bohatera. Powinno być inaczej, jednak w pierwotnej wersji opowiadanie było, jak było i postanowiłem to tak zostawić. W ogóle we wszystkim masz rację :).

Tak to jest z tym poprawianiem starych tekstów – tu się coś pominie, tu zostanie coś, co powinno wypaść, tego się nie dopatrzy…

Oczywiście nie chce się tu bronić, błędy są i mogłem staranniej ich poszukać. Moja wina.

Pomyślałem sobie, że zamiast poprawiać teksty sprzed lat, może lepiej napisać je zupełnie od nowa ;).

Dodam jeszcze, że kiedy pisałem to opowiadanie, miałem jakieś 15 lat. Człowiek ma wtedy takie głupkowato naiwne myślenie. Trochę się wstydzę swoich tekstów z tamtych lat. Ale do tego utworu akurat postanowiłem wrócić. Jak to mówią – raz kozie śmierć :D.

Zgadzam się z Brightside – jeśli bohater wszystko osiąga bez wysiłku, to robi się nudno. Musisz go trochę pomęczyć, przeczołgać po błocie. ;-)

Czasami masz niezgrabne konstrukcje. Robisz błędy w zapisie dialogów.

– Dziękuję – Zarumieniła się jeszcze bardziej i schowała część twarzy za kolanami, naszły ją dość głupie chęci ucałowania go w policzek.

Na leżąco? To chyba dziwaczna pozycja. Może nawet wyuzdana.

Babska logika rządzi!

Kolejne głupie niedopatrzenie. W czasie powstawania tego utworu pisałem naprawdę bardzo kiepsko :D.

Ależ ta @Finkla ma wyobraźnię… Znam lepsze pozycje do uprawiania miłości. Polecam powieść pt. “Błękitny pokój”. Pozdrawiam rozbawiony.

Jasne, zwal wszystko na mnie. A kto tak napisał? ;-)

Babska logika rządzi!

Ale autor to zrobił bez “wyuzdanych” myśli, bo jest romantykiem i poetą. Po prostu tak mu wyszło, bez kosmatych intencji. Pozdrawiam.

Tak, to było zupełnie przypadkowe.

Ale wyszło naprawdę zabawnie laugh.

Nie ukrywam, Tomusiatko, że wolałabym przeczytać coś, co napisałeś teraz. Opowiadanie sprzed ośmiu lat z pewnością nie odzwierciedla Twoich obecnych możliwości i umiejętności. Jest tyleż bajkowe, co naiwne, a miejscami wręcz zabawnie nieporadne.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Mam nadzieję, że lektura Twoich przyszłych opowiadań dostarczy mi większej satysfakcji. ;-)

 

Spo­glą­dał na po­zło­co­ne li­ście drzew. Ptaki sie­dzą­ce na drze­wach… – Powtórzenie.

 

jego zie­mia była na­zy­wa­na rów­nież Gwiezd­ną wyspą… – …jego zie­mia była na­zy­wa­na rów­nież Gwiezd­ną Wyspą

 

kiedy to sprzed setek lat siły nie­umar­łych chcia­ły znisz­czyć wszyst­ko, co znał świat. – …kiedy to przed setkami lat, siły nie­umar­łych chcia­ły znisz­czyć wszyst­ko, co znał świat.

Czy to zamierzony rym?

 

 Bli­skość po­wro­tu na oj­czy­ste zie­mie wy­wo­ły­wał na twa­rzy poety i wróż­bi­ty wyraz szcze­rej ra­do­ści. – Literówka. 

 

że to ja­kieś zwie­rze wpa­dło w za­sadz­kę tro­pi­cie­li. – Literówka.

 

Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jąc w małym od­stę­pie od ziemi… – Raczej: Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jącego na niewielkiej wysokości

 

Na­past­ni­cy mieli na sobie brud­ne, po­ła­ta­ne ciu­chy. – Raczej: Na­past­ni­cy mieli na sobie brud­ne, po­ła­ta­ne ubrania

 

Spo­koj­nie uniósł rękę w górę… – Masło maślane. Czy mógł unieść rękę w dół?

 

Raqel wy­cią­gnął ręce z otwar­ty­mi dłoń­mi oraz luźno od­da­lo­ny­mi od sie­bie pal­ca­mi. Jego dło­nie ogar­nę­ła szara mgieł­ka, po czym przy­cią­gnął ręce do sie­bie… – Powtórzenia.

 

Miała dłu­gie czar­ne pro­ste włosy opa­da­ją­ce jej tro­chę po­wy­żej łokci. – Skoro dziewczyna leżała, jej włosy nie mogły opadać, bo też leżały.

 

Czuł, jakby zo­ba­czył co naj­mniej Bo­gi­nię… – Dlaczego bogini jest napisana wielka literą?

 

wszedł do ma­łe­go po­ko­ju, w któ­rym było tylko kilka mebli z ciem­ne­go drew­na, na ścia­nach kilka ob­ra­zów i mięk­kie łóżko, na któ­rym uło­żył ko­bie­tę… – Domyślam się, że łóżko na ścianie to taka fanaberia pana maga-artysty. ;-)

 

wpa­tru­jąc się w nią nie czuł po­trze­by snu ani ja­kie­go­kol­wiek zmę­cze­nia. – Czy w innych okolicznościach czułby potrzebę bycia zmęczonym? ;-)

 

wy­bie­gli zza ścia­ny drzew i za­czę­li go­ni­twę. Ucie­ka­ła, po­ty­ka­jąc się o ko­rze­nie drzew – Powtórzenie.

 

Już od pierw­sze­go wej­rze­nia, gdy uj­rzał w lesie… – Powtórzenie.

 

Bę­dzie wiel­bił ku koń­co­wi swych dni… – Z tego wynika, miał zamiar wielbić pannę, kiedy już będzie starcem. ;-)

Może: Bę­dzie wiel­bił po kres swoich dni

 

nie wie­dział, czy ona od­wza­jem­nia uczu­cie. Przy­pusz­czał, że ich wza­jem­ne więzy… – Powtórzenie.

 

Wziąłw­szy głę­bo­ki wdech, gło­śno wy­pu­ścił po­wie­trze.Wziąw­szy głę­bo­ki wdech, gło­śno wy­pu­ścił po­wie­trze.

 

po­wie­dzia­ła ła­god­nym i przy­ja­znym gło­sem.. – Jeśli na końcu zdania miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli miał być wielokropek, jest o jedną kropkę za mało.

 

zro­zu­mia­ła, że to wza­jem­na mi­łość

Dwa ciała stały się jed­nym – Na końcu obu zdań brakuje kropek.

 

Będąc jesz­cze z nim w łóżku, po­wie­dzia­ła mu, że na nią już czas, że musi wra­cać do sie­bie. Nie bar­dzo mu się po­do­ba­ła wizja po­dró­żu­ją­cej nocą ko­bie­ty, ale ona mó­wi­ła, że wie, co robi i uwie­rzył jej. – Przykład zaimkozy. Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Miej­sce ota­cza­ły wie­lo­barw­ne od­dzia­ły kwia­tów… – Jakież to oddziały tworzyły kwiaty?

Może: Miej­sce ota­cza­ły rabaty wie­lo­barw­nych kwia­tów

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za opinię, postaram się ją dokładnie przeanalizować :).

Myślę, że moje świeże opowiadania będą – są – lepsze. A przynajmniej będę się starał, by takie były.

 

 Dzięki raz jeszcze za poświęcony mi czas :).

Jeśli w czymkolwiek pomogłam, to bardzo się cieszę. ;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomogłaś, każda opinia pomaga :)

;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Nieporadne” to chyba najwłaściwsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, po przeczytaniu tego tekstu. Od siebie nie będę rzucał żadnych krytycznych uwag, bo to co powinno zostać powiedziane, właściwie zostało już powiedziane. 

Choć czytało mi się ten tekst dość bezboleśnie, jedna rzecz trochę mnie nużyła. Mówię tutaj o braku kontekstu. W opowiadaniu pojawiają się różne pojęcia i nazwy, ale przy tak niewielkich rozmiarach tekstu nie ma miejsca, by należycie je wyjaśnić, ani tym bardziej należycie wykreować więź między nimi a czytelnikiem. Stąd zakończenie, które powinno zaskakiwać i budzić uczucia, skłania jedynie do wzruszenia ramionami.

Chyba niczego nowego nie dodam, nie czytało się źle.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka