- Opowiadanie: TheDarkCheedar - Dokąd zmierzasz, człowieku?

Dokąd zmierzasz, człowieku?

Jedno z moich pierwszych opowiadań, proszę o szczerą i konstruktywną krytykę. Nie żałujcie ostrych słów :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dokąd zmierzasz, człowieku?

Nastawał wieczór, ostatnie powiewy letniego wiatru śmigały wśród zatłoczonych ulic metropolii. Trwało końcowe odliczanie do weekendu, siedzący w biurach pracownicy niecierpliwie zaciskali pięści, przebierali nogami, ogółem panowała atmosfera wszechobecnego poruszenia. Nawet szefostwo wielkich firm odczuwało całotygodniowe znużenie, odpuszczając swym podwładnym na tej ostatniej prostej. Jeszcze tylko kilka sekund i… jest! Ruszyli! Rozszalały tłum rozpoczął groteskowy wyścig, wybiegli porzucając tony niedokończonych raportów, niedoliczonych sprawozdań, włączonych komputerów i niedopitych kaw. Biegli nie patrząc pod nogi, pozbawieni strachu, biegli do swych domów jakby zmęczenie nie istniało. Biegł także on, przeciętny osobnik, pracujący w rachunkowości Gilbert Barrow, niepozorny mieszkaniec dzielnicy B-4. Wraz z nurtem tej ludzkiej rzeki wlał się do wnętrza naziemnej kolejki. Już nic go nie obchodziło, stał lekko zblazowany lecz wciąż jeszcze odurzony, dawka brogu zażyta w pracy ciągle działa dając przyjemny efekt uspokojenia i delikatnej euforii. Brał brog od ostatnich kilku miesięcy, głównie w pracy, czasem mieszał go z egopem by móc się odstresować. Zgodnie z regulaminem nie przekraczał zalecanych dawek, być może bał się konsekwencji, być może bał się kasacji, być może pamiętał swego ojca, który zdrowo przesadzał ze wzmacniaczami. Prawdziwych przyczyn zapewne nikt nigdy nie pozna.

Kolejka dojeżdżała do stacji przy której Gilbert wysiadał, przecisnął się on bliżej drzwi by jak najszybciej wybiec. Maszyna stanęła, wysiadający w środku przygotowali się a gdy drzwi uległy naciskom, rozpoczęto kolejny etap szaleńczego wyścigu. Pan Barrow stawiał długie kroki, nie zważając na innych, rozepchnął stojących na peronie i ruszył w stronę ulicy. Kilkoma susami, z gracją godną łani znalazł się na skrzyżowaniu. Był już pod blokiem, raz dwa, skok do windy i znalazł się w swoim mieszkaniu. Tutaj poszło już z górki, zimny prysznic, przygotowanie kostiumu na dzisiejszy wieczór, sprawdzenie, o której kolejka odjeżdża i najważniejsze – przygotować kartę do automatu. Wsadził ostrożnie swoją kartę obywatelską do pokojowego automatu. Sprawnym ruchem palca przeszedł na ekranie do sekcji wzmacniacze. Miał na koncie wystarczająco funduszy by zapewnić sobie sporą dawkę dartu na dzisiejszy wieczór. Zapowiadała się dobra zabawa. Gilbert już nawet nie pamiętał jak smakuje ten specyfik, tym większa była jego ekscytacja. Przejechał ręką po pulpicie i zamówił dziesięć dawek. To maksymalna ilość przypadająca na jednego obywatela. Kapsułki były do odebrania kilka przecznic stąd. Bez zbędnej zwłoki wybiegł z mieszkania. Trzasnął drzwiami klatki i ruszył w stronę punktu odbioru wzmacniaczy. Biegł jak oszalały, pot zalewał jego młode czoło, nogi odmawiały posłuszeństwa lecz nie poddawał się, myśl o rychłej narkotykowej libacji dodawała mu sił. Wreszcie jest! Stanął dumnie, z podniesioną głową przed punktem odbioru specyfików. Spośród kilkudziesięciu automatów większość była zajęta, lecz było także kilka wolnych. Szybko podszedł do jednego i już sięgał do kieszeni gdy nagle zamurowało go. Młoda twarz jakby nagle postarzała się o kilkanaście lat i cała zbladła. Kieszeń była pusta. Gilbert zupełnie wytrzeźwiał i zaczął nerwowa przetrzepywać kieszenie kombinezonu. Portfela nigdzie nie było. Ręce Barrowa zaczęły niespokojnie drżeć, otarł nimi alabastrowobiałe czoło. Rozejrzał się wokół, wszędzie tylko nieznajome twarze. Musiał go zgubić kiedy biegł, przecież zamykał dom swoją kartą. Powtarzał pod nosem jak obłąkany "moje pigułki, moje pigułki, moje pigułki…". Chwycił się kurczowo jednej myśli: "Straż metropolii! Muszę im to zgłosić!". Podwinął rękaw i uruchomił czip alarmowy na przedramieniu. Teraz pozostało tylko czekać. Nie minęło więcej niż kilka minut a pojawił się patrol na aerolotach, zacumowali swoje maszyny obok Gilberta. Jeden ze strażników wyjął z kabury przy pasie kombinezonu czytnik i wycelował go w Barrowa. Szybki skan potwierdził jego dane osobowe. Strażnik zapytał:

Jaki jest powód wezwania?

– Zostałem prawdopodobnie okradziony, mój portfel i karta obywatela zniknęływyjąkał z trudem.

Czy widział pan złodzieja?

– Nie… Znaczy chyba nie, nie wiem – plątał mu się język

Dobrze, zgodnie z protokołem musi pan poczekać do dwóch dni zanim urząd wyrobi nową kartę, przy czym pańskie fundusze na karcie mogły zostać już wydane zanim dokonaliśmy blokady, tak czy inaczej pójdzie pan z nami.

Nic się nie da zrobić? Ja… Ja dzisiaj jestem umówiony…

– Przykro mi, pański pokój zostanie chwilowo również zablokowany.

– Ale ja muszę dzisiaj! – krzyczał przez zaciśnięte zęby

– Proszę zachować spokój, nie możemy nic więcej zrobić

Ja muszę!!! – Zaczął się miotać, jakby dostał ataku szału.

Niekontrolowana agresja, protokół PA2– wyrecytował machinalnie jeden z funkcjonariuszy – nakaz zatrzymania, kasacja.

Gilbert nie zdążył nic więcej powiedzieć, cały zdrętwiał, upadł – został postrzelony paralizatorem przez strażnika. Widział i czuł wszystko co działo się później, jedynie jego ciało było bezwładne. Straż umieściła go w mobilnej klatce, by następnie przewieźć i zamknąć w areszcie tymczasowym. Teraz tylko oczekiwanie na kasację. To już nieuniknione, wyrok kasacji jest nieodwołalny, niezbywalny, zasądzony raz zostaje szybko zrealizowany. Czyżby tym razem było inaczej? Albo czas biegł bardzo wolno, albo nikt się nie śpieszył z egzekucją. Barrow wytrzeźwiał już zupełnie, wcześniejsze narkotyczne stany odeszły w zapomnienie , pozostały po nim jedynie ból i zawroty głowy oraz mdłości. Takie chwile jak te w celi nie zdarzały się często, Gilbert doświadczał ich zazwyczaj w poranki gdy budził się oczyszczony z toksyn. Krótkie momenty gdy jeszcze myślał. Wówczas zawsze zażywał odpowiedni specyfik by nie musieć zbyt długo przejmować się otaczającym go światem. Jeden łyk, powlekana tabletka przechodzi przez przełyk i wpada do żołądka. Mała i niepozorna, lecz dyktowała bieg życia milionów ludzi w tym dziwnym mieście, kierowała tym wynaturzonym środowiskiem. Jaki był cel? Dokąd to wszystko zmierzało? Gilbert chował twarz w rękach z poczuciem wstydu. Miliony myśli kłębiło się w jego umyśle, jak do tego mogło dojść? Czemu skazali mnie za taką głupotę? Tak nisko upadłem? I wtem strumień myśli zerwał się niczym wątła nić – do celi wszedł jeden ze strażników:

Już czas wymamrotał jakby od niechcenia.

Korytarz, którym szli rozmywał się w oczach skazanego. Materialna część rzeczywistości nikła i traciła swój sens, gubiła go gdzieś między wizją chwilowego cierpienia a samą koncepcją anihilacji. Czuł jak nogi uginają się pod ciężarem ciałem, każdy jego krok czyniony był niby ostatnim tchem. Właściwie już nawet nie szedł, tylko powłóczył nogami. Zatrzymali się przed pomieszczeniem, drzwi rozsunęły się. Jeszcze tylko kilka metrów do stołu.

Usiądź proszę zabrzmiał niespodziewanie głos zza biurka.

Najprawdopodobniej była to jedna z osób odpowiedzialnych za kasację. Zupełnie nie odpowiadał wyglądem wyobrażeniu kogoś kto wykonuje wyroki śmierci. Nawet jego głos brzmiał jakoś prosto, spokojnie, na pewno nie strasznie. Starszy pan uśmiechnął się lekko i zapytał:

Czy wie pan dlaczego się pan tutaj znalazł?

– Zostałem zatrzymany z powodu agresji…

– Owszem jest to jeden z powodów, lecz nie jedyny.

– Jest ich więcej?

Tak, tak, oczywiście!przerwał z niepasującą do sytuacji radością.– Ale wcześniej mam do pana kilka ważniejszych pytań.

Tutaj na chwilę przerwał, zmrużył swe zmęczone życiem oczy i rzekł:

– Życie nasze jest właściwie wypadkową pewnych, często losowych zdarzeń, uznając to za aksjomat jest pan gotów uważać, że w jakiś sposób są one zdefiniowane apriorycznie, nie wynikają z entropicznej natury rzeczywistości lecz z wyrazu czyjejś nieprzymuszonej wolnej woli?

Ontologia nigdy nie była moim konikiem, zresztą nie sądzę by to pytanie odgrywało kluczową rolę w mym „procesie”.

W rzeczy samej nie odgrywa– odparł zupełnie jakby przygotowany na tę odpowiedź– chciałem pana, powiedzmy „naprowadzić” na pewną myśl. Postawię sprawę jasnonie przerywając wstał z krzesła i przyjął dosyć specyficzną pozę, widocznie miał zamiar wygłosić dłuższą przemowę– nasze społeczeństwo ma zaskakująco prostą strukturę, ktoś mądry żyjący wiele lat przed nami stwierdził, że dobrym pomysłem będzie dokonanie pewnej, nazwijmy to: „selekcji”. Na czym owa selekcja miałaby polegać? Otóż podzielono społeczeństwo na trzy odrębne części, stosowano wówczas dwie główne kategorie: osoby o niskiej inteligencji i osoby o wysokiej inteligencji. Trzecia grupa powstała by kontrolować przepływ ludzi z jednej do drugiej, gdyż jak nietrudno się domyślić w obu rodziły się osoby z inteligencją odmienną od pozostałej części grupy. I tak pan przyszedł na świat w grupy niskiej, ja natomiast, człowiek inteligencji przeciętnej znalazłem się pośrodku. Nastąpiło jednak wspomniane wcześniej zjawisko: pańskie zdolności rozumowe są bez wątpienia ponadprzeciętne, przez co przyprowadziliśmy pana tutaj. Z góry przepraszam za cały ten cyrk z zatrzymaniem, ale nie mogliśmy wzbudzać podejrzeń więc…

Mam trafić do grupy wyższej?przeszkodził staruszkowi.

W domyśle tak, zanim to jednak nastąpi musimy pana odpowiednio przygotować, proszę zrozumieć, że całkowita zmiana trybu życia w tak krótkim czasie mogłaby wywołać niemały szok. Muszę wspomnieć o kilku rzeczach, z których musi pan zrezygnować, które musi pan zaaprobować i przede wszystkim kilku rzeczach, którymi miałby się pan zająć.

Myśli znów kłębiły się w głowie Barrow'a, co prawda uczucie strachu ustąpiło lecz wciąż pozostało niezbyt przyjemne uczucie niepewności. Coś nie zgadzało się w zeznaniach starca, gdzieś w tym idyllicznym pejzażu musiał być haczyk.

Z czego muszę zrezygnować? – zapytał podejrzliwie.

– Cóż, będzie to dla pana bolesne lecz to koniec zażywania „wzmacniaczy”.

O ile już poprzednie stwierdzenia zniszczyły Gilbertowi obraz jego małego świata, o tyle te słowa starca wbiły skazanego w podłogę.

Ale… To największa przyjemność z życia jaką mam…

– Proszę być spokojnym, to konieczne ale wiele osób takich jak pan świetnie sobie poradziło z odstawieniem.

Jeśli tak zależy wam na inteligentach to po co każecie ludziom brać ten syf? Żeby potem tak perfidnie niszczyć ich rzeczywistość? Po co ta cała maskarada? Hę? Trzymacie tych ludzi pod butem dla zabawy czy dla pracy? Żądam natychmiastowej odpowiedzi!

Pańska złość jest zupełnie nie na miejscu! To powinno być dla pana powodem do dumy, a nie powodem do agresji. Żąda pan odpowiedzi? Proszę bardzo! Wprowadzę pana w obecną sytuację: przez długi czas społeczeństwo tego świata żyło w globalnej wiosce, każdy według utartego wzorca kreowanego przez kulturę i modę. Każdy ze złudzeniem, że jest kimś wyjątkowym i wartościowym. Każdy ze złudzeniem, że może osiągnąć wszystko czego tylko zapragnie jeśli tylko odważy się po to sięgnąć. Oczywiście był to wynik burzliwych przemian społecznych drugiej połowy XX wieku. XXI wiek ugruntował te wypaczone koncepcje jeszcze bardziej wzmagając w ludziach narcyzm i wzgardę wobec pewnej odmienności. Nie chodziło tu o odmienność w ubiorze, języku czy zarobkach, gdyż te były w późniejszym okresie niedostrzegalne wewnątrz większości grup kulturowych. Problem stanowiły osoby o odmiennych poglądach, osoby nieasymilujące się ideowo z ruchami globalnymi, osoby porzucające utarte szlaki a tworzące własne ścieżki. Skazani byli oni w pewny sensie na społeczny ostracyzm. My ludzie padliśmy ofiarą umysłowej przeciętności, ogół karmiono przemieloną papką kłamstw na temat ludzkiej różnorodności i o tym jak bardzo wspaniali jesteśmy. W imię czego? W imię sztucznego zachowania pseudo równości. Intelektualizm nie wpisywał się w charakterystykę tych koncepcji ponieważ nie każdy mógł go osiągnąć, wymagał wzmożonej pracy. Intelektualiści zostali poddani zjawisku atomizacji, a w konsekwencji zaniku wśród małych hermetycznych środowisk. Sytuacji nie poprawiał zdegenerowany, zwyrodniały system edukacji, tworzący masy robotnicze i marnych myślicieli, także przekonanych o swej, jak się okazywało wyimaginowanej wyjątkowości. I tak w II poł. XXI wieku nastał kryzys intelektualny, kraje ze społeczeństwami czysto konsumpcyjnymi cierpiały na brak osób zdolnych do pracy stricte umysłowej. Koniecznym stawało się importowanie naukowców z innych państw. Niestety nawet oni po kilku pokoleniach stawali się przeciętni. Wówczas narodziła się idea podziału ludzkości na grupy. Odseparowano ludzi inteligentnych od reszty, tak by ci mogli w spokoju pracować nad naszym rozwojem. Przez dłuższy czas grupa ta rosła w siłę lecz w pewnym momencie osiągnęła zbyt wysoką liczebność. Jako zbiorowość nie produkowała dóbr a przy tym pochłaniała zbyt dużo zasobów, na tyle dużo, że nie nadążano z realizacją produkcji. Co zdawało się normalne z grupy niskiej wyciągano sporo osób, lecz system ich selekcji okazał się niedoskonały. Często ludzie przechodzący wyżej po krótkim czasie tracili zapał do pracy i poczęli wykazywać przyzwyczajenia wyciągnięte ze starego życia. Wprowadzono wówczas dodatkowe zabezpieczenia przeciw niepożądanym przeciekom między grupami. Jednym z nich był znany panu system dystrybucji „wzmacniaczy”. Ich nazwa jest oczywiście myląca, one naprawdę nie wzmacniają a ogłupiają. Zostały jednak tak stworzone, że to ogłupienie utrzymuję się jedynie gdy człowiek jest pod ich wpływem, nie rzutują długofalowo na umysł osoby zażywającej. Naszym celem było sprawić by każdy ćpał, tak też się stało. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jedynie ludzie o wysokiej inteligencji, nawet pod wpływem tych substancji mogli zachowywać swe zdolności umysłowe w pracy. Tam też dochodziło do wstępnej separacji ich od reszty. Tak również pan trafił do nas. Zgubienie portfela było przypadkiem, na którym skorzystaliśmy. To jak na razie najlepszy sposób by rozwój ludzkości następował zgodnie z oczekiwaniami.

– Bzdury! Ludzie się zmienili, na pewno mogą znowu żyć razem!

– Ktoś kiedyś powiedział, że głupotą jest powtarzać dwa razy tę samą czynność oczekując innego efektu, sądzę że to odpowiedni aforyzm.

– Nie… Nie! Wy tylko chcecie naszej pracy, traktujecie nas jak niewolników!

– Obie grupy żyją w całkowitej symbiozie, jedna nie może istnieć bez drugiej. My tylko dbamy o wewnętrzny porządek i spójność obu.

– Zdradziliście ludzkość! Manipulujecie nimi! Jak mam ci wierzyć dziadku? Skąd mam wiedzieć że te grupy w ogóle istnieją? Może to wszystko jest kłamstwem!

– Nie mam żadnego interesu w okłamywaniu pana. Powiem to raz i mam nadzieje, że podejmie pan słuszną decyzję. Są dwie drogi by wyjść z tego impasu. Zanim opuści pan to pomieszczenie musi pan wybrać: przechodzi pan proces przysposobienia do nowej roli społecznej lub pozostaje pan wierny starym ideom. Proszę wybierać rozsądnie, wybór jest ostateczny.

To, nie… Ale…– Próbował oponować lecz wiedział, że to daremne, każdy jego wdech tłamsił jeszcze bardziej słowa, rozbijał zdania i odbierał zdrowy rozsądek. Jedyne co wychodziło z jego ust to pojedyncze zająknięcia i niezrozumiałe sylaby.

Proszę to DOBRZE przemyśleć.

– To kłamstwo, ja wiem, JA WIEM! Chcesz mnie oszukać ale ja się nie dam, nie będziesz mi mydlił oczu tym stekiem bzdur! Na nic się nie zgadzam, nie będę naiwnie patrzył jak niszczysz moje życie. Żądam powrotu do domu! Mam do tego pełne prawo jako wolny obywatel!

– A więc wybraliście tę drogę panie Barrow. Żywię nadzieję, że nie będziecie tego żałować.

W tych słowach starca tkwiła jakaś nuta smutku i rozgoryczenia, niepodobna do tego pogodnego człowieka.

– Proszę odebrać skazanego, do kasacji z nim – zwrócił się do strażnika w rogu pokoju.

Gilbert nie powiedział już nic, na jego twarzy koloru papieru jawiła się zupełna obojętność, jakby pogodził się z wyrokiem kasacji. Wyprowadzono go z sali. Starzec osunął się ze zmęczenia na krzesło. Przetarł rękoma twarz i zaczął rozmyślać.

Nastawał ranek, słońce wysuwało się nieśpiesznie znad horyzontu, a miasto równie wolno kładło się spać po ciężkiej nocy. Zastrzyk był jednak bezbolesny. Cały metropolitalny gwar zgasł już dawno. Płyn rozlewał się po żyłach, docierał do wszystkich zakamarków ciała. Oddech spowalniał, był już ledwie wyczuwalny. Atmosfera miejska zgęstniała. Pojawili się pierwsi ludzie na ulicach. Lecz jego tam już nie było.

Sosnowiec 2016

Koniec

Komentarze

Rozszalały tłum rozpoczął groteskowy wyścig, wybiegli porzucając tony niedokończonych sprawunków, niedoliczonych sprawozdań, włączonych komputerów i niedopitych kaw. – sprawunek to zakup i nie bardzo mi pasuje do kontekstu. 

 

– Zostałem prawdopodobnie okradziony, mój portfel i karta obywatela zniknęły. Wyjąkał z trudem – tak się dialogów nie zapisuje – zerknij tu: http://www.fantastyka.pl/loza/14

Przede wszystkim – po co ta kursywa? 

 

Dobrze, zgodnie z protokołem musi pan poczekać do 2 dni zanim urząd – liczebniki słownie

 

To już nieuniknione, wyrok kasacji jest nieodwołalny, niezbywalny, osądzony raz zostaje szybko zrealizowany. – osądzony to osoba, Tobie chyba chodziło o zasądzony wyrok

 

Na czym ów selekcja miałaby polegać? – owa – selekcja jest rodzaju żeńskiego

 

Interpunkcja leży i kwiczy.

Niestety, nie doczytałam do końca. Długaśne akapity kursywą plus liczne usterki i łopatologiczne wywody staruszka mnie zniechęciły. Gdyby to jednak poprawić… 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki wielkie za komentarz :) Co do tych nieszczęsnych sprawunków to chodziło o zakupy prowadzone na potrzeby produkcji, właśnie przez pracowników biurowych. Rzeczywiście to mogło być niezbyt oczywiste. W każdym razie dziękuje za wytknięcie błędów, z pewnością uwzględnię Twoje porady pisząc następne prace.

Tak mi majaczyło, ale sprawunki kojarzą się z codziennymi zakupami do domu. Pracownicy biurowi nie robią sprawunków, tylko zamówienia materiałów/półproduktów itp. Pisałeś w takim lżejszym stylu, ale i tak mi te sprawunki tam nie przypasowały.

Popraw ile się da i koniecznie usuń kursywę, to dokończę, bo w sumie, to mnie ciekawi, o co chodzi z tymi kastami inteligencji. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Kilka starych idei (utopijne społeczeństwo, kastowość, chemiczny ogłupiacz) w miarę zgrabnie splecionych.

Wykład staruszka w środkowej części jest trudny w odbiorze. Takie infodumpy łatwo nudzą czytelnika. Może lepiej byłoby, gdybyś przerobił to na dialog? Coś w stylu staruszek pyta, facet odpowiada, staruszek wyjaśnia, że wcale nie…

Nie kupiłam bohatera. Jeśli wybrał pewną śmierć, to, kurczę, chyba jednak nie grzeszył intelektem.

Styl jeszcze nie wyrobiony, ale nie jest źle. Co nie znaczy, że z interpunkcją już jest dobrze. ;-) Aha, momentami rzuca się w oczy byłoza.

każdy jego krok czyniony był niby ostatnim tchem.

Kroków raczej nie robi się tchem. Może resztką sił?

Babska logika rządzi!

Również Tobie dziękuję za kilka słów (krytycznych mniej lub bardziej :D). Jeśli chodzi o tematykę nie ukrywam, że garściami czerpię ze starych, dobrych pozycji polskiego sc-fi. Głównie inspirowali mnie ludzie tacy jak S. Lem czy J. Zajdel, ten pierwszy zawsze wywoływał u mnie pozytywne emocje. Również pisarze zagraniczni mocno rzutowali na mój styl, wśród nich mógłbym wyróżnić przede wszystkim Asimova, Huxleya, Orwella. Staram się przy tym połączyć swoje koncepcje zawarte w moich “dziełach” z bliską mi filozofią Schopenhauera i w pewnej materii także Nietzschego. Nie byłbym sobą gdybym nie nadmienił o dużym wpływie Ericha Fromma na moje dzieła, od dawna stanowił on zasadniczy filar wszelkich moich rozważań filozoficzno-społecznych. Rzecz jasna większość tych przemyśleń staram się w jakiś sposób umieścić w swoich pisarskich “wypocinach”.

Co do staruszka i głównego bohatera: starałem się stworzyć przy ich pomocy coś w rodzaju powodu (pretekstu?) do wypisania swych poglądów. Wyszło lepiej lub gorzej, nie mnie to oceniać. W każdym razie celem moim było zmuszenie czytelnika do zastanowienia się nad codziennością. Chciałbym docelowo by moja twórczość zachęcała do przemyśleń a nie dawała gotowe odpowiedzi.

Jeśli chodzi o głównego bohatera, nie wypisałem wszystkich jego motywacji. Nie był to zabieg celowy, bardziej stanowił wynik ograniczonego czasu i zapewne również lenistwa. Skąd wobec tego możesz wiedzieć co siedziało w jego głowie? Może odczuł nagły weltschmerz i zrezygnował z dalszej egzystencji na tym smutnym świecie…

Odnosząc się do mojego stylu pisania. Mogę to streścić jednym zdaniem: wciąż szukam siebie (a wynikiem tych poszukiwań jest właśnie cytowany przez ciebie potworek).

No, tak trochę “Limesem” zalatywało… ;-)

Babska logika rządzi!

To powinno być dla pana powodem do dumy, że pan się tutaj znalazł(+,) a nie powodem do agresji. – drugie powodem jest zbędne.

 

Oczywiście był to wynik burzliwych przemian społecznych II poł. XX wieku. XXI wiek… – nie stosujemy takich skrótów ani w narracji ani tym bardziej w wypowiedzi.

 

Ktoś kiedyś powiedział, że głupotą jest powtarzać dwa razy tę samą czynność oczekują innego efektu, sądzę że to odpowiedni aforyzm.

 

Jak ma ci wierzyć dziadku?

 

A więc wybraliście tę drogę(+,) panie Barrow. – raz: wcześniej starzec zwraca się do niego per pan, a tu ni z gruchy ni z pietruchy per wy – należy zdecydować się na jedną formę; dwa – wołacze wołają o przecinki (zresztą o interpunkcji już wspominałam).

 

Gilbert nie powiedział już nic, na jego twarzy koloru papieru jawiła się zupełna obojętność, jakby pogodził się z wyrokiem kasacji. – nie kupuję tego; psioczy i buntuje się przy monologu o historii ludzkości, ale godzi się od razu z wyrokiem śmierci? Nie uwierzę… 

 

O kim mówi ostatni akapit? Mnie wychodzi, że o starcu. Dlaczego dostał zastrzyk i dlaczego już go tam nie było? 

 

Co do staruszka i głównego bohatera: starałem się stworzyć przy ich pomocy coś w rodzaju powodu (pretekstu?) do wypisania swych poglądów. Wyszło lepiej lub gorzej, nie mnie to oceniać. W każdym razie celem moim było zmuszenie czytelnika do zastanowienia się nad codziennością. Chciałbym docelowo by moja twórczość zachęcała do przemyśleń a nie dawała gotowe odpowiedzi.

No i moim zdaniem właśnie wyszło nie “lepiej”. Jak wspomniała Finkla, obrana przez Ciebie forma przedstawienia swoich poglądów jest po prostu nudna. I nie zmusza do zastanowienia nad niczym. Przynajmniej w moim przypadku. Moim zdaniem właśnie wyłożyłeś kawę na ławę, podałeś na tacy. Lepsze by było pokazanie tego niejako pośrednio poprzez jakąś fabułę, której tu też raczej brak. 

Rozmowa Gilberta ze starcem (no właśnie – kim on jest?) też do mnie nie przemawia. Odnosiłam wrażenie, że nie rozmawiają ze sobą, tylko każdy sobie rzepkę skrobie i każdy prawi o czymś innym. Jednym słowem – nie dopracowałeś tego.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca jeszcze raz dzięki za wszelkie uwagi. Dołożę starań by nie popełniać opisanych przez Ciebie błędów w następnych pracach. Źródła wszelkich nieścisłości mógłbym doszukiwać się w sposobie pisania, który stosuje. Piszę jednym tchem i w zasadzie większość prac, które stworzyłem powstawały w przeciągu jednego lub dwóch wieczorów.

Co do ostatniego akapitu chciałem sztucznie uwznioślić scenę śmierci (tutaj kasacji) Gilberta. Wiem, nie wyszło.

 

Rozmowa Gilberta ze starcem (no właśnie – kim on jest?)

Starzec jest człowiekiem “odpowiedzialny za kasację”, wspomina o tym następujący fragment:

Najprawdopodobniej była to jedna z osób odpowiedzialnych za kasację. Zupełnie nie odpowiadał wyglądem wyobrażeniu kogoś kto wykonuje wyroki śmierci.

Sądziłem, że wystarczy ta niedługa notka żeby określić kim jest starzec. 

Dobrze, wystarczy z mojej strony uwag co do tej pracy (nie dlatego, że zabrakło błędów do wytknięcia lecz sama konwersacja zmierza trochę w stronę sporu akademickiego). Nie zamierzam poprawiać dalej błędów gdyż napotkałem pewną barierę: żeby nadać tekstowi przejrzystość i doprowadzić go do stanu “czytalności” musiałbym diametralnie go przebudować na co czasu ani ochoty nie mam. Czekają przecież następne dzieła :)

 

Na koniec wspomnę tylko, iż nie zamierzam odpuścić sobie pisania w ogóle, wręcz przeciwnie w najbliższym czasie chciałbym wrzucić na stronę następne prace. Nie oczekujcie jednak wielkiego przełomu, należałoby to określić mianem dalszych eksperymentów literackich.

Jeszcze raz dziękuje wszystkim, którzy mieli wątpliwą przyjemność przeczytania mojego opowiadania a także chętnie je komentowali.

Piszę jednym tchem i w zasadzie większość prac, które stworzyłem powstawały w przeciągu jednego lub dwóch wieczorów.

I gut, ale wypadałoby, aby po napisaniu tekst odleżał, nabrał mocy urzędowej, po czym by spojrzeć na niego i zrobić autorską korektę. Z własnego doświadczenia mówię, że masa usterek wtedy znika. 

 

Pytanie o postać starca jest, no poważniejsze. Samo stwierdzenie, że jest odpowiedzialny za kasację, to żadne wyjaśnienie. Odgrywa tu niepoślednią rolę, objaśniając bohaterowi i czytelnikowi świat i jakoś określenie “starzec” to trochę mi za mało. Ale może się niepotrzebnie o to czepiam. 

 

Na koniec wspomnę tylko, iż nie zamierzam odpuścić sobie pisania w ogóle

Ależ absolutnie nikt nie ma zamiaru odwodzić Cię od pisania :) Wręcz przeciwnie. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zmęczyło mnie nieco to opowiadanie. Zbyt długi akapity. Część z wywodem staruszka przytłoczyła całe opowiadanie, ciężko było przez nią przebrnąć. Technicznie – brakuje przecinków. Żeby nie było, że wszystko na nie – podobał mi się początek, w którym ładnie odmalowałeś krajobraz miasta. Pomysł za narkotykiem jako narzędziem kontroli też ok.

Dzięki Zygfryd89 za kilka słów komentarza! Każda ocena pozwala mi wyodrębnić dobre i złe strony moich dzieł. Nie ukrywam, że nawet nie wnosząc nic nowego (poza kilkoma pochwałami :D) pomogłeś mi . Jeszcze raz dzięki!

Pierwsze skojarzenie to “Limes Inferior” Zajdla.

Zgodzę się z Zygfrydem, początek miałeś świetny. Poźniej, niestety fabuła dostała zadyszki i padła z wyczerpania nad przeróżnymi wynurzeniami.

 

Pisz, kolego pisz, jest potencjał. Tylko pamiętaj, żeby zawsze mieć cel przed oczami. W tak  krótkim opowiadaniu nie ma miejsca na dłużyzny. Każde słowo, zdanie akapit musi być “po coś”. Tutaj trochę Ci się to wszytko rozmyło.

Powodzenia przy następnych publikacjach!

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Po dynamiczny początku, opowiadanie siadło. Rozumiem, że chciałeś podzielić się swoimi poglądami, ale uczyniłeś to w mało atrakcyjny sposób – zaprezentowałeś wykład, co okazało się nie najlepszym pomysłem. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania nie tylko będą coraz lepsze, ale także znacznie lepiej napisane. ;-)

Może przyda Ci się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Dokąd zmierzasz człoweku? – Podejrzewam, że tytuł miał brzmieć: Dokąd zmierzasz człowieku?

 

Pan Bar­row sta­wiał da­le­kie kroki , nie zważając… – Zbędna spacja przed przecinkiem.

Co to znaczy stawiać dalekie kroki. Czy chodzi o to, że pan Barrow stawiał długie kroki?

 

zna­lazł się na skrzy­żo­wa­niu. Był już pod swoim blo­kiem, raz dwa, skok do windy i zna­lazł sięswoim miesz­ka­niu. – Powtórzenia. Czy oba zaimki są niezbędne?

 

i naj­waż­niej­sze– przy­go­to­wać kartę do au­to­ma­tu. Wsa­dził ostroż­nie swoją kartę oby­wa­tel­ską do po­ko­jo­we­go au­to­ma­tu.– Powtórzenia.

Brak spacji przed półpauzą. Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Prze­je­chał ręką po pul­pi­cie i za­mó­wił 10 dawek.Prze­je­chał ręką po pul­pi­cie i za­mó­wił dziesięć dawek.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Bez zbęd­nej zwło­ki wy­le­ciał z miesz­ka­nia. – Samolocikiem?

Proponuję: Bez zbęd­nej zwło­ki wy­biegł z miesz­ka­nia.

 

Ręce Bar­row'a za­czę­ły nie­spo­koj­nie drżeć… – Chyba: Ręce Bar­rowa za­czę­ły nie­spo­koj­nie drżeć

 

otarł nimi ala­ba­stro­wo-bia­łe czoło. – …otarł nimi ala­ba­stro­wobia­łe czoło.

 

Ja.. Ja dzi­siaj je­stem umó­wio­ny… – Jeśli miała być kropka, jest o jedna kropkę za dużo, a jeśli miał być wielokropek, jest o jedną kropkę za mało. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

– Ale ja muszę dzi­siaj!- krzy­czał… – Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

zo­stał pos­trze­lo­ny pa­ra­li­za­to­rem przez straż­ni­ka. – Paralizatorem się nie strzela.

Proponuję: …zo­stał porażony pa­ra­li­za­to­rem przez straż­ni­ka.

 

Teraz tylko ocze­ki­wa­nie na ka­sa­cje. – Literówka. Chyba że czekało go wiele kasacji.

 

– Cóż być może bę­dzie to dla pana bo­le­sne lecz to bę­dzie ko­niec… – Powtórzenie.

 

gdyż te były w póź­niej­szym okre­sie były nie­do­strze­gal­ne… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

pod wpły­wem tych sub­stan­cji zdol­ni byli za­cho­wy­wać swe zdol­no­ści umy­sło­we… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aha, czy ktoś już wspominał, że w tytule powinien być przecinek?

Babska logika rządzi!

No popatrz, zwróciłam uwagę tylko na ułomnego człowieka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki wszystkim komentującym!

Zalth: Miałem nadzieję, że inspiracja jest dosyć wyraźna. Również dziękuję za słowa otuchy.

regulatorzy: Dzięki za poświęcony czas. Wymienione błędy postarałem się znaleźć i usunąć. Co do nieszczęsnego paralizatora: my przez paralizator rozumiemy urządzenie elektryczne zdolne porazić. W pracy dokonałem swoistej neosemantyzacji. Paralizator jako broń strzelająca, paraliżująca ofiarę, lecz nie prądem. Faktycznie, to może być niezbyt jasne :) Co do samego tytułu, dziwić mogę się tylko, że nikt wcześniej (w tym nawet ja!) tego nie zauważył. 

Jeśli zaś o betowanie chodzi, prawdopodobnie skorzystam z możliwości. Nie pytajcie, czemu wcześniej tego nie zrobiłem. Sam nie wiem.

Finkla: Miło mi, że i tym razem czujnie wypatrujesz błędów. Dzięki!

To już druga natura… A błędów w tytule ludzi spodziewają się równie często, co hiszpańskiej inkwizycji. ;-)

Babska logika rządzi!

Jeśli udało mi się pomóc, Cheedarze, to bardzo się cieszę. ;-)

 

Czy Twój nick można tak skrócić?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy: Można. Co do błędu w nicku, wiem o nim. Poprawna wersja to “Cheddar”. Jest połowicznie zamierzony. Kiedy go wymyśliłem byłem jeszcze smarkiem. Tylko z sentymentu nie poprawiam.

I ja to rozumiem. Mój nick sugeruje kilka osób, a jest nas przecież jedna. Wystarczy Reg. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie się w sumie podobało, zakończenie mniej, ale nie było źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka