- Opowiadanie: c21h23no5.enazet - Tłuste dusze

Tłuste dusze

Inne tytuły brane pod uwagę:

Rotacje piekielne

Dobra zmiana

 

Bet już nie męczę (i dziękuję za poświęcony czas), bo moglibyśmy dyskutować jeszcze długo: co, dlaczego i po kiego, i jak to się ma do idei konkursu. Tekścik krótki, oceńcie sami.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Tłuste dusze

Ksiądz Alojzy nie wierzył w licho, toteż z anielskim spokojem wysłuchał opowieści starej Janowej i poszedł z nią po ciemnicy za oborę gospodarstwa, wypatrując zjawy. Kobieta była przekonana, że demon przetrząsa las w poszukiwaniu zagubionej duszy. Na nic zdało się tłumaczenie, że w zaświatach są tylko trzy drogi i zgubić się nie sposób. Stara Janowa klęła na wiedźmy, wypędzone z puszczy osiemdziesiąt lat wcześniej przez Zakon. Zarzekała się, że Franciszkanie oddawali się chuci z czarownicami i pospołu z nimi odejść chcieli, jak to legenda głosi. Bóg ich za to uwięził w kniei, a wiedźmy wygnał, choć Janowa twierdziła, że czarownice nawet Najświętszego Pana dawno temu przekabaciły i kryją się gdzieś na skraju świata śmiertelników. Tak czy siak, wreszcie sam szatan miał się upomnieć o dusze pięćdziesięciu zakonników, których mogiły porozsiewane były po lesie niczym kamienne grzyby. Świetliste, nagie bezeceństwo, co to je Janowa zoczyła, nasłał ponoć Lucyfer, by niegodnych mężczyzn znowu skusić.

Alojzy słyszał opowieść o Lesie Krzyży tyle razy i w tak różnych wersjach, że nie sposób było wskazać najbliższej prawdy. Wiedział jednak, że lamentowana przez niemal bezzębną Janową historyjka to stek bzdur, więc bez lęku zagłębił się w karłowaty las. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał pomiędzy poskręcanymi, lichymi pniami jaśniejącą blaskiem zjawę, demona o obnażonych piersiach, z kotłującymi się wokół głowy strąkami włosów.

– Cóżeś ty?! – krzyknął, postępując ku lichu z wyciągniętą przed siebie dłonią, uzbrojoną w krucyfiks. – Zdradź swoje imię i pana!

Północnica spojrzała na klechę i przyoblekła twarz w drwiący uśmiech. Zwróciła się do starej kobiety:

– Widziałaś tu chłopca? Małego chłopca w aksamitach?

Janowa wyglądała na zdjętą nabożnym lękiem, jakby ujrzała anioła, nie demona. Pośliniła się cała niczym burmistrz Jachymek, gdy się młode panny pochylają, by złożyć podpis na liście pełnoletnich.

– N-nie, tutaj tylko rozpustnicy. Duchy głodne bezeceństw. To nie miejsce dla… dla szlachetnego dziecka.

Zjawa kiwnęła głową, jeszcze raz obrzuciła księdza pogardliwym spojrzeniem i zniknęła, zostawiając po sobie jeno smród zgniłych wodorostów. Alojzy oparł się o najbliższy pień i złapał za tłustą pierś.

– Co Janowa rozmawia z lichem?! – wyżył się na starowince. – Teraz egzorcyzmy trzeba odprawić!

Żona Jana opuściła pokornie głowę. Duchowny kilkukrotnie zaklął w myślach. Jeszcze nigdy nic go tak nie rozsierdziło, jak zlekceważenie przez diabelski pomiot. Gdy nieco ochłonął, dotarł do niego sens nieprawdopodobnej obecności piekielnej wysłanniczki.

– A niech to piorun trzaśnie! – Spojrzał w kierunku niewidocznej Zimnej Góry i Zamku Bladolicych. – Biskup zgubił duszę księcia.

 

*

 

Na Nietoperzowych Wzgórzach od tysiąca dwustu lat nie zaistniało zjawisko nadprzyrodzone, które zostałoby udokumentowane przez Kościół. Owszem, ludzie tęsknili, marzyli, fantazjowali każdego dnia, a zwłaszcza każdej nocy, tworząc mity tak barwne i pociągające, że wielu mieszkańców nie odróżniało ich od rzeczywistości. Sny mieszały się z jawą, dziecięce bajki z historią. Pragnienia wrastały w grunt realności, a jednak nic nie wydarzyło się naprawdę – żadnych demonów, brzegiń, wilkołaków, strzyg, czarnoksiężników, wiedźm. Nikt nie powstał z grobu, z wąwozu nie wydostały się siły piekielne, anioły nie zstąpiły z wiecznie zachmurzonego nieba. Księgi pozostały pod tym względem puste, poświęcone wyłącznie wampirzemu rodowi królewskiemu. Istniały spisy dawców krwi, trzody, wieśniaków zmienionych w sługi, ofiar zużytych na różne niecne sposoby, na które nietoperzowa społeczność wyrażała zgodę. Pamiętniki spisane przez wylewnych członków najwyższej rodziny i wybrakowane notatki o najbardziej tajemniczych, socjopatycznych osobnikach, pomieszkujących na zamku. Wampiry królowały na targanych lodowatym wiatrem i biczowanych częstym deszczem wzgórzach ponad tysiąc lat, ciesząc się nieustającą czcią z jednego powodu – wydłużania żywotów poddanych.

Napawające jednocześnie odrazą, zazdrością i miłością, bladolice potwory były ostatnimi istotami, z którymi Bordeliusz, wysłannik watykańskiego Kolegium, chciał rozmawiać w swoim dwustuletnim życiu. Nie wiedział, kogo bardziej obawia się obrazić: wampiry czy Boga.

Kardynał przejrzał pobieżnie zapisy, choć większość informacji znał już z regularnych raportów. Niechętnie udał się wraz z biskupem na ponure wzgórze, ku rozpadającemu się zamczysku. Po jego towarzyszu pot spływał obficie mimo chłodu, ręce mu się trzęsły, a wiecznie zaczerwienione od mszalnego wina policzki przybrały fioletowy odcień. Parł jednak pod górę z wielką determinacją, której kardynał nijak się nie dziwił. Cały Kościół drżał w posadach przez jego niekompetencję.

– To naprawdę chorowita rasa – wyjaśniał pospiesznie biskup. – Dlatego potrzebują coraz więcej ofiar, by wyżyć. Zachcianki co rusz mają dziwniejsze. Daliśmy im maleńkiego chłopca, bo prosili. Co zrobić?! Zaadoptowali go i pół roku wszystko było dobrze, ale przy finalnej przemianie berbeć wyzionął ducha. To już się zdarzało, miałem ja gotowe dwie łapki na dusze! Ale biedaczek maleńki, strzęp życia jeno. Prześlizgnął się.

– Zasady były jasne, Wincenty. Jeśli przez wampiry niewinna owca do piekła trafi, krwiopijcy pomrą. Może czas przyszedł, by zakończyć to bluźnierstwo? Poświęcić jedną duszę, ażeby zaznać łaski Pana i spokoju świętego?

Biskup zaczął szczękać zębami, jąkać się i wymachiwać rękoma. Z bramy zamkowej, przez którą przechodzili, zerwały się z krzykiem jakieś wielkie ptaszyska, skryte w mroku pochmurnej nocy.

– Broń Boże! Dzięki królowi dożywamy i pięciuset lat, sam kardynał ma dwie setki na karku! A ile papież?! Jak ród zginie, to i my.

– Ta cała maskarada jest nużąca, doprawdy… Wybory papieża i dostojników, choć czterysta lat ci sami na stołkach gniją… Brakuje świeżego spojrzenia na sprawy, Kościół odstaje…

– Kardynale, proszę tak nawet nie mówić! Chce kardynał zamordować… papieża…?

– Nie chcę – mruknął wysłannik Kolegium, zerkając przez ramię. – Dlatego tu jestem.

Mężczyźni weszli do zamku. Za nimi, cicho jak mysz, podążała czarownica.

 

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – automatycznie wyrzekł Bordeliusz, nim uświadomił sobie, że przywitanie owo jest nie na miejscu.

Król siedział na tronie, opleciony rurkami i podłączony do jakichś diabelskich urządzeń, które papiestwo przysłało mu z terenów o nieskrępowanym rozwoju technologicznym. Sączył piwo ze złotego pucharu, brudząc sobie górną wargę i nos pianą. Miał zwierzęcą, a jednocześnie anielsko szlachetną twarz. Pod siną skórą ramion i dłoni widać było czarne żyły. W sali tronowej panowała nadspodziewana jasność – świeciły się wszystkie kandelabry. Królowa, jej potomstwo i krewni spoczywali w rozwieszonych po całym pomieszczeniu hamakach. Każdy wampir obserwował inny fragment sali, wypatrując zagubionej duszy. Pod ścianami snuli się księża i zakonnice z całej okolicy, większość tłusta, ociężała i cuchnąca strachem.

– Jezus mieszka w zimnym piwie – stwierdził król, gdy odjął wreszcie puchar od ust. – Gdybyście tak głosili w Kościele, przychodziłbym.

– Obawiam się, że jeślibyś spróbował wejść do Domu Bożego, tabernakulum samo uniosłoby się i utkwiło w twojej czaszce – odparł duchowny, siląc się na obojętny ton z powodu błagalnego spojrzenia biskupa. – Dlaczego sądzicie, że dusza nadal tutaj jest?

– Daliśmy jej wszystko, klecho. Tak jak tobie. Wszystko, czego nie jest w stanie zapewnić ludzka mamka, zapijaczony ojciec ani tłusty przełożony. A nawet wasz Bóg. Kto chciałby stąd uciec?

Kardynał uniósł brwi.

– Dusze stworzył Pan i do niego należą. Każda dusza dąży do domu. Nie wiesz tego, bo jej nie masz.

Król uśmiechnął się pobłażliwie i zakasłał z głębi gardła.

– Mam tysiące dusz. Mam dusze was wszystkich. Jestem waszym bogiem. Dlatego teraz zaśpiewasz małemu Antoniemu jakiś psalm o pulchnych aniołkach albo powabnych dziewicach, żeby tu przyszedł i przestał wydziwiać, bo inaczej umrzemy wszyscy. Cały Kościół szlag trafi.

Kardynał bez słowa zaczął rozkładać aparaturę, rozstawiać krucyfiksy, kropić wodą święconą posadzkę. Biskup odpalił kilka tuzinów świec sakralnych i zaczął machać cuchnącym kadzidłem. Wiedźma stała w ciemnym korytarzu i obserwowała. Któraś z ich Kręgu robiła to zawsze, przez cały czas trwania nowej, chrześcijańskiej odsłony starych wierzeń. Powykrzywianą od uroków rękę trzymała tak, jakby obejmowała jakąś niewielką istotę.

– Idź, Antoni – mruknęła. – Idź po siostry. Będzie wam razem raźniej. Piekło wkrótce zostanie opróżnione.

 

*

 

– Mała Ulijanko, klęknij na kolanko…

Rodzeństwo, żywe i martwe, śmiało się w głos i śpiewało, podczas gdy wokół niego wirował tłum upiorów. Rakszas z Daevą, harpie z południcami, demonice ze wszystkich kręgów piekła, bezimienne zjawy o rozmytych przez wieczność kształtach, duchy utkane z kosmicznej materii tańczyły wokół chłopca i jego sióstr, rade uczty, której miały zaznać.

– Mała Ulijanko…

Bestie z zaświatów wychodziły zewsząd; zlatywały z nieba, wyłaziły z grobów, rozpadlin i pni drzew. Hordy rogatych, mackowatych stworzeń ciemnej strony świata przybywały, wiedzione smrodem wystawionych na żer grzeszników.  Wreszcie z Lasu Krzyży wyłonił się ogromny czart, cuchnący siarką i uwalany krwią. Okręcając wokół palca szpiczastą brodę wszedł pomiędzy pląsające pomioty piekielne. Uklęknął przed chłopcem, zdjął oblepioną smołą koronę z głowy i mosiężny klucz z szyi, po czym wręczył przedmioty migotliwej duszyczce małego księcia.

– Baw się, młody – rzekł demon głębokim, wydobywającym się jakby spod ziemi głosem. Wyciągnął ręce i czarnymi pazurami poderżnął gardła dziewczynkom. Ciała upadły na drżącą od tańców polanę, a duch chłopca zniknął. Zjawy rozpierzchły się po świecie; wielka grupa ruszyła na Zamek Bladolicych.

 

*

Wampirze truchła pospadały na ziemię. Król osunął się bezwładnie na tron; na jego twarzy wciąż widniała pogarda. Duchowni zamarli w przerażeniu, oczekując rychłej śmierci. Mijały minuty, a każdy bał się poruszyć. Kardynał z trudem przełykał ślinę i czekał. Wreszcie do sali wkroczyła czarownica, okutana w watykańskie jedwabie, złote aksamity i lazurowe kaszmiry.

– Starym siłom nowe nazwy nadajecie – zaczęła, krążąc pomiędzy jednoczesnymi sługami piekła i Kościoła z iskrami rozbawienia w oczach. – Tak od zawsze było. Ale zasady pozostają te same. Wiedźmy ich pilnują. Nagradzają albo karzą. A wy zgnuśnieliście w długowieczności. Światu się nie przysłużyliście. Grubiście, samolubni i małostkowi. Ludzką trzodą manipulujecie, kościelniki. Swoją dojną krowę – tutejszą osadę – od świata odcięliście, a że łatwo dyrygować nietoperzowcami, toście i resztę świata poczęli mamić i cofać. Na kredyt dostaliście życia więcej, by pożytek z was był i porządek. Stare prawdy w kapryśną współczesność mieliście wplatać, a nie wyzyskowi i hołubieniu głupocie folgować. Myśmy wam dobro dały, wyciśnięte z pożytecznych pomiotów szatańskich. Wyście nim zło poczynili i nasz podarek na nic! Wampiry z piekła przyzwane na cholerę, a kredyt przerżnięty! Tedy dług spłacić musicie. Nie pomarliście jeszcze, bo was oddam zdegradowanym istnieniom. Zmarnowaliście swoje dary, a oni pokutowali długo. Teraz drugą szansę dostaną, z waszych powłok mieszkanie czyniąc, a z dusz posiłek. Przemieleni zostaniecie i w piekle za czas jakiś wypluci. Taka jest wola Wszystkiego!

Fala potępionych zalała zamek, rzucając się na zatęchłe dusze w pękatych ciałach.

 

*

Przez plac watykański przebiegła horda demonów. Dopadały sługi boże i wchodziły w ich powłoki przez usta. Czart zadomowił się w przegniłym ciele papieskim i przeciągnął z rozkoszą. Czekał na kolejną zmianę od upadku Rzymu. I nie miał zamiaru pozwolić na następną.

– Czas przywrócić dobre tradycje – mruknął ochrypłym głosem, po czym zaczął pisać encyklikę o palenie wiedźm nawołującą, aby go żadna służka Wszystkiego nie mogła już z tronu obalić. A czarownice chichotały na myśl o łaskotkach płomieni i przybieraniu nowych kształtów, by z czartem się bawić i na próbę wystawiać. Ktoś przecież Bogiem musi zostać, gdy się obecny staruch w proch rozsypie. Jeszcze nie czas był na erę bezbożnictwa.

Koniec

Komentarze

złapał za tłustą pierś.

Zanim zrozumiałem, o co chodzi, parę dziwnych obrazów zdążyło mi się przewinąć przed oczami ;) Może głupie się by pomogło.

Żona Jana

nie wiem, ani to nie pomaga uniknąć powtórzenia, ani jakoś szczególnie dobrze nie brzmi…

 

Szatan nie powinno wielką literą być?

 

Ciężko mi się czytało, przyznam. Trochę dużo postaci na tak niewielkiej powierzchni, musiałem się cholernie skupiać, by zrozumieć, co się dzieje, a w głowie kłębiły mi się pytania. Może nie znam jakichś mitów, ale dlaczego właściwie dusza do piekła porwana powoduje, co powoduje? Dlaczego muszą być przy tym siostry? Cóż dusze uczyniły, że do piekła? Dlaczego akurat teraz to wszystko i dlaczego za sprawą jednej wiedźmy? Tzn. nie musisz odpowiadać, podaję tylko przykłady owych wątpliwości.

Język, choć całość napisana całkiem dobrze, czasem wydawał mi się zaskakujący, ale na stylizacjach się specjalnie nie znam, a tu bywa dość głęboka.

Pomysł mi się podobał. Wykonanie nieco mniej, nie od strony językowej, ale konstrukcyjnej. I wiesz, od strasznie negatywnych emocji kipiał ten tekst, a przynajmniej tak to odebrałem. Wszystko tłuste, ohydne i skundlone. Zwycięzcy pogardliwi. Gnij, Antoni, gnij. Może trochę za dużo tego na raz. Jedna wielka kulminacja. 

Ocenię na 4.5, mimo naprawdę interesującego konceptu (powiązanie z paleniem na stosie spodobało mi się szczególnie).

W pierwszej części pierwszego akapitu masz pięć razy las – las ma sporo synonimów

Przeczytałam, ale nie zrozumiałam.  Jakoś umknęły mi przyczyny, skutki oraz kto kogo i dlaczego :-(

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

W akapicie było trzy razy powtórzone :P Żadne pięć! Dziękuję za odwiedziny, przykro mi, że umknęło. Napakowane dużo rzeczy w krótki tekst, to się nie dziwię.

 

vargu, dziękuję za opinię i obszerny komentarz. Brrr, aż tak negatywnie wyszedł klimat? A ja ostatnio w takim pogodnym nastroju… 

Mnie też pomysł się podobał, dlatego opublikowałam, ale bardzo ciężko konstruowało mi się całość. Siedzę w długim tworze znowu i krótkie mi szwankują. Zaraz pomyślę, co z ta piersią i żoną Jana ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Do pierwszej gwiazdki już miałem nadzieję, że ktoś się w końcu wysili na wykorzystanie dużego i wciąż niemal nietkniętego potencjału słowiańskiej demonologii… no ale potem okazało się, że ten początek właściwie niczemu nie służył, a później poszło w innym kierunku.

Mimo tego opowiadanie ma potencjał, choć  zbyt dużo zbyt gwałtownych przeskoków, ciężko się połapać, co z czym i dlaczego. Ten potencjał widać w wielu miejscach, np. znakomicie brzmiące dialogi… ale jak dla mnie to całość warto przebudować, albo nawet rozbudować i to przynajmniej do 30.000 znaków

przetrząsa las

były po lesie niczym kamienne grzyby 

opowieść o Lesie Krzyży 

zagłębił się w karłowaty las 

 

Było jeszcze jedno, ale chyba  zmieniłaś? wink

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Las Krzyży to już nowy akapit! A nie pierwszy! ;) Jeden las z pierwszego zlikwidowany.

 

Gostomyśle, dziękuję za lekturę i opinię. Gdyby tak człowiek chciał wszystko rozbudować, to kiedy napisałby książki…?

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Niestety, Naz, wampiry i narzekanie na księży mnie nudzi. Wysoki stopień skondensowania historii nie daje prawie żadnych wrażeń i niełatwo się czytało. Do tego nie w moim guście. Możliwe że to dobry tekst, ale mnie nie rusza. Sorki za bezpośredniość, ale piszę jak odbieram.

Nie rozumiem, jak można przepraszać za “bezpośredniość”… ;) W dodatku to tylko tekścik na konkurs. Dzięki za odwiedziny i <bezpośrednią> opinię :D

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Moja opinia jest bardzo podobna do Gostomysła, że tekst zyskałby gdyby był dłuższy. Niestety ciężko było się faktycznie połapać o co chodzi, choć tekst wydaje się całkiem interesujący i chyba wpisuje się w ramy konkursu. Widocznie jednak dłuższa forma Ci bardziej służy. I ponarzekam jak zawsze na moralizatorstwo. Mowa czarownicy, to normalnie monolog i wyłożenie kawy na ławę.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

Droga Naz – trochę poniewczasie (ech, sprawy osobiste ukradły mi sporo czasu :/ ), ale pragnę podzielić się z Tobą relacją z kolejnego posiedzenia przy tekście ;)

Monolog wiedźmy nieco uprościłaś, jest on bardziej przejrzysty i moim zdaniem lepszy. Uwypukla to, na czym Ci zależało. Stylizacja pasuje, błędy z tego co widzę też poprawione i wierzę, że nawet nasza droga Reg względnie komfortowo popłynie przez opowiadanie ;)

Tytuł podoba mi się bardziej, choć teraz mam trochę wyrzuty sumienia, że zmieniałaś go przez moje widzimisię. ;( Niemniej, ten jest mniej sztampowy, a bardziej alegoryczny, więc fajnie :D

 

Opinia czytelnika:

Główną przywarą opowiadania jest, na co zwróciło uwagę już kilka osób, jego długość (czy raczej krótkość ;D ). Tekst ma nieco zaburzoną konstrukcję – brak głównego bohatera i ciągłości akcji między poszczególnymi scenami wywołuje uczucie chaosu.

Pomysł jest ciekawy i warty uwagi, wymaga jednak od czytelnika chwili refleksji. Dlatego, drodzy Czytelnicy, przysiądźcie na moment i zastanówcie się nad wizją Naz – fajna jest! ;D

 

No, to tyle. Dzięki za współpracę, Orędowniczko Ciemności ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Mimo że tekst jest krótki, brnęłam przezeń, a zrozumienie nie chciało się włączyć. Tak i doczytałam do końca, niewiele z Tłustych dusz pojąwszy.

 

cie­sząc się nie­usta­ją­cą czcią z jed­ne­go po­wo­du – wy­dłu­ża­nia żyć pod­da­nych. – Według SJP PWN, życie nie występuje w liczbie mnogiej.

Może: …wy­dłu­ża­nia żywotów pod­da­nych.

 

Król sie­dział na tro­nie, ople­cio­ny rur­ka­mi i pod­łą­czo­ny do jakiś dia­bel­skich urzą­dzeń… – …do jakichś dia­bel­skich urzą­dzeń

 

spo­czy­wa­li w roz­wie­szo­nych po całym po­miesz­cza­niu ha­ma­kach. – Literówka.

 

Swoją dojną krowę – tu­tej­szą osadę – od świa­ta od­cie­li­ście… – Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję kolejnym komentującym, Reg nieoceniona – poprawki już wprowadzam. Uwagi wzięte do serca i na Alternatywy będziecie mieli porządne kilkadziesiąt tysięcy znaków, z bezpośrednią narracją i jasnym ciągiem zdarzeń :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałam :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Cieszę się, że mogłam się przydać. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie będę oryginalny mówiąc, że opowiadanie jest zbyt krótkie, a jego treść zbyt skondensowana. Do tego temat, mimo że ciekawie podany, jest dość błahy i wielokrotnie odgrzewany. Zarówno wampiry jak i satyra na księży i wiarę to tematy wyeksploatowane. Stać cię na o wiele lepsze teksty, Naz. Ten akurat niezbyt mi się spodobał.

Warunki konkursowe spełnione. Ale to wyłupanie kawy na ławę, dlaczego są spełnione, niespecjalnie mnie zachwyciło.

Bardzo ciekawy pomysł na wykorzystanie wampirów, konotacje światopoglądowe również interesujące. Zabrakło mi nadania głębi bohaterom – poświęcasz każdej postaci zbyt mało miejsca, aby mogła się rozwinąć, więc wypadają stereotypowo. Czytałam tekst z zainteresowaniem, ale bez palących policzków – to nie ten typ opowiadania. ;-) A może poszło o to, że nie kibicowałam szczególnie nikomu.

Warsztatowo tekst bardzo ładnie dopieszczony, zauważyłam tylko jedną literówkę.

Babska logika rządzi!

Och, te wampiry. Dlaczego tak bardzo mnie nudzą… Mimo tych nieszczęsnych wampirów doceniam pomysł. Zgubiłam się raz, przy monologu czarownicy, winny mógł być czterolatek rzucający we mnie ciastoliną, albo to co wspominali przedpiścy.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dziękuję za odwiedziny, a nawet klepki do Biblioteki (których się nie spodziewałam)! Ulga, że tekst warunki konkursowe spełnia, choć łatwo nie było i w końcu utknęło na owym łopatologicznym monologu…

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Kurczę, świat przedstawiony mnie zaintrygował i naprawdę mi się spodobał. Chętnie poczytałabym więcej o relacjach Kościół/wampiry, wampiry/wieśniacy itd. Pomysł ma potencjał, niewykorzystany w tak krótkim (za krótkim) tekście. 

Podobnie styl, miodzio. Urzekła mnie stylizacja, poetycki, ale nie przepoetyzowany język (ufam, że rozumiesz, o co mi chodzi ;)), niektóre zdania są tak ładne, że chce się je wpisać do dzienniczka i otagować: #taksiępisze. ^^

Tylko sama historia kuleje. Jakoś tak… nie wciąga, nie wywołuje emocji, zakończenie pozostaje dla mnie zbyt niejasne i za to duży minus. Gdyby było więcej faktycznej, solidnej fabuły, dałabym klika bez wahania. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Przepraszam, NMSP: Gravel, to już wiesz, jak czuje się czytelnik, kiedy dostaje całkiem dobry tekst z za małą ilością fabuły? ;-)

Babska logika rządzi!

Auć… 

;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Finklo! ;D

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ktoś Jej to musiał kiedyś wytłumaczyć… ;-)

Babska logika rządzi!

Ale tak brutalnie? Boli mię! :D 

A tak serio, to może nie róbmy brzydkiego offtopu. Jestem otwarta na narzekania w komentarzach pod własnymi opkami ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

wybrakowane notatki o najbardziej tajemniczych, socjopatycznych osobnikach, pomieszkujących na zamku.

Nie jestem pewien tego przecinka po “osobnikach”.

Las Krzyży kojarzy mi się ze sceną z “Nic śmiesznego” :) Czy to zamierzone?

Zgadzam się z Blackburnem i Belhajem, że temat krytyki kleru jest trochę wyeksploatowany. Ale warsztat, styl i język, jak to zwykle bywa u Heroiny, wzorcowe i dlatego kliknę Bibliotekę.

 

The rain it raineth on the just and also on the unjust fella; but chiefly on the just, because the unjust hath the just’s umbrella. (Charles Bowen)

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Ostrzegali mnie ludzie, że skończy się na „twardych” narkotykach… ;)

 

Pośliniła się cała niczym burmistrz Jachymek, gdy się młode panny pochylają, by złożyć podpis na liście pełnoletnich

:)

 

Z bramy zamkowej, przez którą przechodzili, zerwały się z krzykiem jakieś wielkie ptaszyska, skryte w mroku pochmurnej nocy

Jak się zerwały, to nadal były skryte w mroku? To skąd wiadomo, że to ptaszyska?

 

Zjawy rozpierzchły się po świecie; wielka grupa skierowała się na Zamek Bladolicych

 

krążąc pomiędzy jednoczesnymi sługami piekła i Kościoła z iskrami rozbawienia w oczach

Sługi z iskrami rozbawienia w oczach?

 

 

 

Płynąłem przez tekst, nawet przez dłuższe i bardziej złożone zdania, wiec za styl duży plus.

 

Bardzo sprawnie zostali scharakteryzowani bohaterowie. Już po jednym zdaniu potrafiłem powiedzieć, co to za postać.

Mógłbym ponarzekać na brak rozwoju tych postaci, ale nie w tak krótkim tekście. Zwłaszcza, że nie rozwój bohaterów jest w nim najważniejszy. A może jest? Właściwie to nastąpiła w nich spora zmiana ;)

Monolog czarownicy mi się nie podobał.

 

W żadnym wypadku bym tego tekstu nie rozbudowywał – jest skondensowany, bo taki ma być. Do rozbudowania trzeba by dodać nowe wątki, a to wówczas już nie byłby ten sam tekst.

 

Nie czułem się przytłoczony przez nadmiar bohaterów, chociaż uważam, że niektórzy z nich byli tam tylko dlatego, bo wymagała tego fabuła.

 

Pomysł całkiem ciekawy, ale mam wrażenie, że gdzieś już coś takiego czytałem/widziałem. I to nie raz. Dlatego nie ruszył mnie specjalnie.

 

W pierwszych dwóch scenach nie podobał mi się infodumping na samym początku. Przez to trzeba było dość długo czekać, aż rozpocznie się właściwa scena.

 

Ostatnia scena działa na niekorzyść – za dużo wyjaśnia i do tego jedzie kliszą.

 

Ogólne wrażenia na plus ze względu na dobry warsztat, ale następnym razem chciałbym bardziej odlecieć ;)

 

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Bardzo mi się podoba ten tytuł. Zarys pomysłu też – nie żebym do końca zrozumiała zawiłość tego uniwersum i relacji między występującymi w nim bohaterami, ale gdzieś te wiedźmy czuwające nad porządkiem świata, w którym faceci sobie siedzą na zmianę na tronie mi pasowały. I całkiem niezłe podejście do tematu konkursowego – można to zrozumieć jako dosłowne, stereotypowe "zło" (moce piekielne), które zastępuje "dobro" (Kościół), podczas gdy w rzeczywistości ten podział wcale nie jest jasny. Nawet ten klimat z czartami i zjawami mi pasował. To pozytywy.

 

Szkoda, że poszło tak skrótowo i przez to czytelnik się gubi i nie rozumie, o co chodzi. Miałam wrażenie, że chcesz to wszystko spoetyzować bojąc się łopatologii, ale trochę przesadziłaś ;) Wyszła mocna stylizacja na romantyzm, co samo w sobie nie jest złe, ale jednak przydałoby się zrozumieć, co się czyta. A tak nie wiadomo, kto jest bohaterem/bohaterami, jakie są "reguły" rządzące światem przedstawionym, na czym dokładnie polega układ z wampirami, o czym jest ta intryga.

 

Te wampiry mnie trochę rozczarowały. To bardzo ograny motyw i trudno coś fajnego na nim zbudować. Moce piekielne – ok, niech sobie nawet mają układ z Kościołem (chociaż nie zrozumiałam, czy oni tylko duchownym przedłużają życie, czy wszystkim w okolicy), ale dlaczego koniecznie wampiry? Tyle fajnych diabełków na świecie ;) 

 

Stylizacja ok, ale przemowa wiedźmy nużąca i trąci patosem. Koniec końców część fragmentów jest przydługa jak na taką objętość tekstu (gdyby był dłuższy, mogłyby się te opisy obronić), a za mało jest informacji i człowiek zostaje z poczuciem, że mogło być fajnie, a jest tylko znak zapytania.

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Co tu się dzieje, cholera, jak to się stało, że wsadziliście ten tekst do Biblioteki? ;)

 

gravel, mam takie same odczucia do tego opowiadania. Gdzieś urwał mi się z nim kontakt i nie mogłam mu nadać ostatecznej zgrabności. Jednocześnie zgadzam się z B.A., że nie ma tutaj miejsca na rozbudowanie (nie wiem, czy przez urwanie kontaktu, czy przez specyfikę tekstu). Mirabell, to się więcej nie powtórzy – kończę z wrzucaniem tak krótkich tekstów, stanowczo lepiej idzie mi, gdy wszystko rozbuduję. B.A., dzięki za łapankę i opinię! Potrzebowałam kilku prób z szortami i bardzo pomogliście.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Podoba mi się to, że nie marnujesz czasu – przechodzisz do akcji i plastycznego opisu świata. Te obrazowe opisy są charakterystyczne dla Twojej prozy, na ile zdołałem się z nią zaznajomić. Poczytuję to na jej korzyść, bo mnie osobiście takie plastyczne wizje łatwo zapadają w pamięć ("Most na rzece Chan" – stwory mi się nie przyśniły, ale pamiętam do dziś).

Poza tym wieje dla mnie mocno klasyką horroru. Nie wiem czy czytałaś coś Cliva Barkera, albo cokolwiek z przełomu lat 80' i 90' z tej półki (jestem pewien, że czytałaś). Wtedy ogrom nieopisanego, niewyobrażalnego zła, przepotwarzających się stworów, zombich, demonów wychodził w kulminacyjnym momencie powieści spod ziemi. Taka parada świetnie sprzedawała się potem na ekranie, to były istne arcydzieła charakteryzatorów: gumowe wnętrzności, poucinane kończyny, zdarte łachy zamiast ubrania. Wtedy zło było wyczuwalne, a ciemność była czymś więcej niż ciemnością, sen był niebezpieczny, a amulety i stare wierzenia nabierały nagle nowego znaczenia, materializowały się i dyskutowały z przerażonymi (zawsze przerażonymi) bohaterami.

Jak dla mnie to łyk klasyki.

Nie można jednak odmówić tekstowi dość mocnych atutów: wyobraźnia plus język.

Przeszkadzało mi to, że tekst był napakowany (po komentarzach widzę, że nie mnie jednemu).

Dzięki za opko, przypomniały mi się czasy szkoły średniej, kiedy horrory Barkera i Mastertona królowały na półkach tych, którzy uważali się za twardzieli, tak jak ja ;)

 

Nimrodzie, dzięki za lekturę i ciekawe spostrzeżenia. Faktycznie, wieje tu trochę “klasyką”. ;) Skoro opko przywołało wspomnienia, bardzo mi miło.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Bardzo dobrze napisane, tytuł po prostu zajebiaszczy, czyta się przyjemnie, ale historia zupełnie mnie nie kupiła. Takie chaotyczne „nie do końca wiadomo co”. Nie wywołujesz ani napięcia, ani przywiązania do bohaterów, ani specjalnych wybuchów śmiechu. Ot, pozlepiane kilka nieźle zbudowanych scenek.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Zgadzam się, Tenszo. Ja też do końca nie wiem, o co chodzi ;D Nie byłam przekonana co do publikacji i nawet nie wiem kiedy opko znalazło się w Bibliotece. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Opowiadanie, jak zwykle u Ciebie, bardzo plastyczne. Podobała mi się też wizja wampirów. O stylu chyba nie muszę już wspominać. Fabularnie natomiast – bywało lepiej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka