- Opowiadanie: Nevaz - Lori Meyers

Lori Meyers

Dziękuję zespołowi betującemu za wsparcie i trafne uwagi. Tekst ulegał modyfikacjom i ewentualne błędy żadną miarą nie mogą być wiązane z nieuwagą betaczytaczek.

 

Zarówno tytuł jak i sama historia powstały, gdy przeczytałem skąd wzięła się nazwa hiszpańskiego zespołu rockowego Lori Meyers. Trop wiedzie dalej do piosenki amerykańskiej grupy NOFX. Pierwszego zespołu już raczej nie słucham, drugiego nie słuchałem dłużej niż kilka minut. A jednak Lori nie dawała mi spokoju, więc postanowiłem opowiedzieć o niej i Wam.
 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Lori Meyers

Czterech przebranych za obłoki licealistów wywijało uskrzydloną koleżanką. Rude włosy Lori Meyers unosiły się ponad pierzastą konstrukcją z papierowych talerzyków. Przebrany za słońce Brzuchaty Bob wskoczył na scenę szkolnej auli i zderzył się z całą piątką. Lori-Ikaria zrzuciła lotnię z krzykiem rozpaczy.

– Moje skrzydła! Matko, topi się wosk w moich skrzydłach!

Reżyserka spektaklu, miss Cornerstone, powoli kiwała głową, gdy nastolatka wyślizgnęła się z objęć obłoków i z gracją upadła między fale z niebieskiego brezentu. Kiwanie głową zastąpił grymas niezadowolenia, gdy Lori wyrzuciła z siebie wyznanie żalu.

– Dlaczego cię nie posłuchałam? Zamiast smaku wolności została mi sól łez i morskiej toni!

Dziewczyna złapała się za podbródek tak energicznie, jakby chciała wyrwać żuchwę. Zawyła w udawanym spazmie. Reżyserka spektaklu nie musiała upewniać się, że to kwestia i gest spoza scenariusza. Sama go napisała. Trudno było stwierdzić, czy popis Lori wpłynął na odbiór. Większość widowni stanowili rówieśnicy i krewni nastoletnich aktorów, którzy przyszli z postanowieniem, by wyglądać na zadowolonych. Czas telefonów z dostępem do Internetu jeszcze nie nadszedł, więc po prostu obserwowali. Okularnica grająca konstruktorkę Dedalię wyraźnie się skonsternowała. Po chwili stania w miejscu i bicia powietrza skrzydłami, w końcu znalazła w głowie właściwe słowa.  

Przebrania ściągali w szatni przy sali gimnastycznej. Emma Cornerstone, której dramatopisarskie niespełnienie dorównywało belferskiemu znerwicowaniu, czekała przy wyjściu jak Cerber.

– Lori? – zagadnęła cicho, choć w pobliżu akurat i tak nie było nikogo.

– Tak, miss Cornerstone?

– Oglądałaś kiedyś Simpsonów? Taką kreskówkę z żółtymi ludzikami.

Nastolatka pokiwała głową.

– W czołówce jest scena z próbą szkolnej orkiestry, gdzie Lisa Simpson zaczyna grać na saksofonie własną melodię i nauczyciel muzyki wygania ją precz. Lori?

– Tak, miss Cornerstone?

– To nie była próba, a ty nie umiesz grać jak Lisa Simpson. To był ostatni raz, kiedy pozwoliłam ci zaryzykować nasze przedstawienie. Masz lufy z matmy, nie utrzymałaś się w zespole cheerleaderek, a coś mi mówi, że od teraz z angielskim też będziesz miała problemy. Lepiej zacznij się uczyć, dziewczyno. Na początek naucz się robić to, co do ciebie należy. Co ci wolno, a czego nie.

Policzki Lori zrobiły się gorące jak wosk przystawiony do ognistej kuli. Ile by dała, by pokazać bezwzględnej pedagog, jak bardzo się wobec niej pomyliła. To byłby całkiem stracony wieczór i bardzo ponura noc, gdyby nie Mark z sąsiedztwa.

– Fajnie wyglądałaś w tym prześcieradle ze skrzydełkami, Lori. Jak jakaś rzeźba z marmuru – powiedział. – A ta babka od angielskiego głupio ci nagadała. Od razu widać, że zazdrosna. Bo ty masz jeszcze całą przyszłość przed sobą.

***

Kilka lat później

Piegowatą buzię ekspedientki Lori upiększył wyćwiczony uśmiech. 

– Przepraszam, nie wolno tu wchodzić z jedzeniem – powiedziała, jeszcze spokojnie.

Balon z gumy do żucia wybuchł jak petarda. Nastolatka zlizała różowe resztki, błyszcząc aparatem ortodontycznym. Zamachnęła się teatralnie corn dogiem na patyku, rozchlapując grubą warstwę musztardy na podłogę.

– Mnie wolno – odparła bez skrępowania.

– Proszę… – Sprzedawczyni nie zdążyła dokończyć.

– No to masz. I możesz być z siebie dumna.

Zamach i uderzenie w powietrze, jak bejsbolowym kijem. Ciężkie krople żółci pokryły mały świat Lori. Niedorosła wiedźma z parówkową różdżką zniknęła, ustępując miejsca jadowitej smoczycy, menedżerce.

– Lori Meyers. Dlaczego takie rzeczy zawsze zdarzają się na twojej zmianie? Idę na papierosa. Jak wrócę, te towary mają zachęcać do zakupu. Zrozumiano?

– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje, tępa suko. – W głowie Lori odpowiedź zabrzmiała głośno i pewnie. W zewnętrznym świecie, ograniczyła się do kiwnięcia głową. Lustro na ścianie, w oprawie w kształcie skrzydeł anioła, szeptało uspokajająco. Kiedyś grając w szkolnej sztuce nosiła podobne. I wyglądała fajnie.

– Spójrz na swoje rude pukle, Lori. Niejeden za nimi szalał. Każda zołza może mieć ciało modelki, ale to ty masz twarz gwiazdy filmowej. I zasługujesz na coś lepszego.

Zamaskowała upokorzenie uśmiechem, jak wymagała polityka sklepu. Na przerwie sięgnęła po telefon. Z ulgą przeczytała SMS. Przystojny fotograf proponował wino i zapomnienie. Ogrzał serce, pisząc, że chciałby utrwalić jej piękno.

***

Jeszcze kilka lat później

– Lori?! Lori! Ty tutaj? Kto by pomyślał…

– Wujek Lou?

Kilka zmarszczek podkreślało łobuzerski uśmiech, prócz tego niewiele się zmienił. Czarna czupryna wciąż była gęsta, w oczach pozostał ten sam błękitny chłód. Lou imponował kompletnym luzem przy eleganckiej powierzchowności. Tak go zapamiętała. Choć nie łączyły ich więzy krwi, wpadał do rodziców Lori, kiedy tylko miał ochotę. Chichotała, gdy ciętą uwagą podkręcał ich sprzeczki. Zawsze spokojnym głosem, ale zawsze w punkt, jubilerskim wiertełkiem w piętę Achillesa. Tak, ten głos, miękki jak muśnięcie zamszowej kurtki, przywoływał wspomnienia. 

– Od dawna jesteś w L.A.? – spytał.  

– Trzeci rok.

– Może wpadnę do ciebie na kawę? Chętnie zobaczę jak żyjesz.

– Jasne, wujku. Tylko nie dziś. Jestem totalnie spóźniona. Zdzwonimy się.

***

Wieczorem pożegnała się z kolegami z planu krótką gadką-szmatką o kambodżańskich knajpach i planach na urlop. Tony leciał na Karaiby. Tak jakby Kalifornia była za mało słoneczna… Dan wybierał się na piesze wędrówki po górach. Raz zwierzył się, że lubi przyrodę i przestrzeń do rozmyślań. Lori mówiła mu, że marnuje talent, że powinien zgłosić się na przesłuchanie w teatrze. Nie mieściło jej się w głowie, że akurat na to wciąż brak mu śmiałości. Nie miała natomiast ochoty słuchać, dokąd wybiera się Susie. Mogłaby jechać w cholerę. Głupia pinda nie umiała nawet poprawnie wysłowić się po angielsku, choć poza Lori, jako jedyna w ekipie urodziła się w Stanach.

Jak niegdyś po ośmiu godzinach w sklepie, słaniała się na nogach. Po dniówce w nowej pracy nie była to zresztą jedyna obolała część ciała. Lori łyknęła garść tabletek, a do domu dotarła taksówką. Wchodząc pod prysznic od razu odkręciła kurek w wannie z hydromasażem. Wyszorowała ciało morską gąbką, potem wskoczyła do gorącej kąpieli. Taka przyjemność zawsze przywodziła sen.  

Nazajutrz pojechała do centrum handlowego. Tydzień trudu miała za sobą, należało jej się siedem dni odpoczynku. Kroczyła dumnie wśród błyszczących witryn, które niegdyś przypominały jej szklane więzienie. Nigdy nie mierzyła długo, często uśmiechała się triumfalnie do kierowniczek sklepów. Choć w okolicy nie brakowało kobiet robiących zakupy bez mrugnięcia okiem, Lori wciąż jeszcze nie przywykła. Kosmetyki brała z półek garściami. Odpowiedni podkład maskował zbyt szeroki nos. Rzęsy zwiększyły się jak pewność siebie.

Szła przez podziemny parking obładowana reklamówkami. Archipelag aut na asfaltowym morzu zatrzymał się w chwili ciszy, słychać było tylko szum lamp. Dwóch umięśnionych nastolatków pojawiło się znikąd. Zbliżali się do niej energicznym krokiem. Lori dopadło dziwaczne déjà vu. Do pamięci próbowało przebić się wspomnienie niedawno nagrywanego filmu, który rozpoczynał się dokładnie tak samo. Otrzeźwienie przyszło, gdy zaczęli szarpać jej zakupy.

Próbowała sięgnąć po gaz pieprzowy. Nosiła go w torebce, którą wyrwali jej z dłoni. Zaklęła. Pomyślała, że dawno powinna była kupić rewolwer. Nie przyszło jej do głowy, że wsadziłaby go tam, gdzie gaz.

Gówniarze pożegnali ją szczenięcym rechotem. Oni szybciej przypomnieli sobie, gdzie widzieli podobną scenę z rudą w roli głównej – ciemny, pusty parking, samotna zakupowiczka… Tylko, że tam nie chodziło o kradzież. Złodzieje pożegnali Lori obraźliwymi gestami. Krzyczeli imię kobiety, którą wymyśliła i odebrali coś, na co tamta ciężko zapracowała.

***

Nie mogła sobie przypomnieć, czy zostawiała mu swój adres, ale Lou czekał już na werandzie, jakby był u siebie. Popijał colę, a jego oczy uśmiechały się niewinnie spod modnego kapelusza.

– Ciekawe, co knujesz, stary draniu. – Lori była pewna, że nie powiedziała tego na głos, ale wujek Lou roześmiał się, sprawiając wrażenie, że usłyszał jej myśli. Odparł:

– Wpadłem tylko, żeby cię odwiedzić, gwiazdeczko. Aż dziw bierze, że wcześniej się nie zetknęliśmy. To miasto jest dla mnie jak drugi dom.

– A co u ciebie? Jak interesy?

– Doskonale! – odpowiedział z entuzjazmem, który dużo bardziej pasował do jego twarzy niż niewinność.

Zaprosiła go do domu i posadziła w fotelu. Zwróciła uwagę na funkcję masażu, ale grzecznie odmówił. Poprosił o drinka i obserwował, jak z wprawą miesza składniki Cuba Libre w szklance na białym blacie z konglomeratu kwarcowego. Blat miał być z kararyjskiego marmuru, ale uczciwy sprzedawca wytłumaczył, że posągowy kamień będzie się niszczył od używania. Nie sposób usuwać z niego rys i skaz, a najzwyklejsza plama może go oszpecić na zawsze.

Wujek Lou obgryzł plasterek limonki, wypił łyk czarnej mikstury i pokiwał z uznaniem:

– Widziałem cię na ekranie.

– I co, doniesiesz moim rodzicom? – Uśmiechnęła się prowokująco.

– Po co? To chyba twoja sprawa. Przyszedłem się tylko upewnić, że wiesz, co robisz.

– Wzruszające. – Lori pokręciła głową i podeszła do lodówki. Wróciła z dwoma półmiskami poporcjowanych owoców. Już nie kroiła. Kupowała tak, by ktoś robił to za nią.  

– Chyba nie traktujesz mnie serio – pożalił się Lou, głosem, z którego sączył się niedbale udawany żal.

– Oświeć mnie, wujku.

– To właśnie robię. Niosę ci światełko w tunelu. Bo widzisz, Lori, twoja branża jest przesiąknięta złem.

– Dobre. Spiknąłeś się z Bogiem? Ostatnio w tych stronach jakieś zatrzęsienie siwych brodaczy, którzy wszystkim mówią, jak żyć. Tylko błagam, nie każ mi biegać z rana.

– Bóg od jakiegoś czasu ma mnie gdzieś. Czego ja sam nie mógłbym powiedzieć o tobie. Zawsze uważałem, że zasługujesz na coś lepszego.

– W końcu to mam. Coś lepszego. – Oblizała palce z mango. – I nie przyszło samo.

– Ale jakim kosztem? Co z twoją godnością?

– Z pewnością nie mieści się w cipie. – Pragmatyzm Lori był ostry jak pieprz.

Usta Lou wygięły się lekko, w subtelnym uśmiechu.

– Z pewnością – zgodził się. – A twoje sumienie? Nie gryzie?

– A powinno? – Uniosła równiutko wydepilowane brwi.

– Podśmiewasz się z Boga. Na etykę też się wypięłaś? To, co robisz rozbija zaufanie w związkach. Mężczyznom osłabia psychikę i sprawność erekcji! No i reifikuje kobiety. To znaczy, zamienia je w przedmioty.

– Wiem, co to znaczy. Przestań gadać do mnie protekcjonalnie. Jestem już dużą dziewczynką i wiem co robię. Jestem podmiotem, a nie przedmiotem.

– I dalej masz wybór? W każdej chwili mogłabyś to rzucić?

Na moment zastygła w zadumie. Przez ułamek chwili popatrzyła w jego niebieskie oczy. Poczuła zimno i mrowienie w kroczu, jakby uczucie spadania z chmur.

– Kiedy zechcę – odparła, już z nieco mniejszą śmiałością.

– W takim razie niczym się nie martw. Jesteś wolna. W odróżnieniu od chłopaków, którzy napadli cię na parkingu. Obaj siedzą w areszcie. Zachciało im się łatwego zysku bez uczciwej pracy i spotkała ich kara.

– Co?! Niby skąd to wszystko wiesz? – Ledwo złapała wypuszczony półmisek. 

– Mam dobre ucho do złych rzeczy. A do ciebie jeszcze jedną prośbę. Podpiszesz? – Podał jej wieczne pióro i zdjęcie plakatu filmowego, na którym Lori, z rozpuszczonymi, rudymi włosami, skakała jak cheerleaderka przed pięcioma koszykarzami.

***

Za kierownicą czarnego phantoma siedziała ciemnooka kobieta w mundurze szofera, łudząco podobna do Salmy Hayek.

– Jedziemy, panie Cypher? – zapytała.

– Poczekaj, Leelee.  

Lou Cypher raz jeszcze obejrzał zdjęcie z autografem Lori. Ikaria Marble, Mocne wsady. Uwielbiał tytuły filmów dla dorosłych. Zaciekle nienawidził sztuki i z ochotą przyjmował wszystko, co zniekształca piękno. Wyjął spod siedzenia album w skórzanej oprawie i wsunął zdjęcie Lori obok dziesiątek innych fotografii. Spojrzał na tarczę rolexa. Dziewczyna, która postanowiła być Ikarią Marble, jechała do spa swoim SUV-em, odstresować się po dziwacznej rozmowie.

Jesse Redwhite też miał wybór. Z każdym kolejnym pobytem na haju coraz mniejszy, ale na początku jednak go miał – przynajmniej tak było w wersji Lou. Za pierwszym razem mógł nie wziąć. Do tej pory nie zdarzyło mu się kierować pojazdem pod wpływem, ale słabnąca samokontrola w końcu poddała się, jak wyzuty z godności więzień zamknięty w celi z mordercą. Tym gorzej dla Lori Meyers.

Szoferka Leelee podskoczyła na siedzeniu, przestraszona piskiem opon i hukiem zderzenia. Cypher nie drgnął. Dealer samochodowy zgrzeszył, obiecując klientce najwyższe bezpieczeństwo przy każdej kolizji. Na niego też przyjdzie pora. Tymczasem Lou schował album i pokiwał głową, sycąc się ironią. Ikaria Marble. W blasku sławy, blisko słońca rozkoszy. Mogłaś spaść z wysoka. Tyle cię ominęło. Na szczęście dla mnie, do końca byłaś wolna. Dokończył myśl na głos:

– Prawda wyzwala. Tylko, że bez wyboru nie ma wolności, tak jak bez poznania nie ma wyboru. Pozostaje naga, prawda? – W ostatnim zdaniu wyraźnie zaznaczył przerwę. Wyobraził sobie przecinek jako węża i uśmiechnął się w zadowoleniu, bo lubił sofizmaty. Szoferka tylko pokiwała głową, z przyzwyczajenia. Na wybrzeżu nie brakowało dziwaków, a Lou Cypher naprawdę nieźle płacił.

Koniec

Komentarze

Nevazie, tak właściwie to chyba nie skupiłem się wystarczająco, bo nie rozszyfrowałem tożsamości Lou. Sama historia ładnie i ciekawie opowiedziana ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Pokpiwasz sobie, Mytrixie ;) ? Myślałem, że już bardziej ławę na kawę się nie da.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

To znaczy, że to taki zwykły i pospolity Teufel?

Bo wolny wybór, bo węże itp. ?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie znam niemieckiego, ale chyba właśnie w tym kierunku tekst prowadzi wyobraźnię czytelnika ;).

A z ciekawości – jakie inne opcje przychodziły Ci do głowy?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Ja też nie znam niemieckiego tak dobrze, jak inni myślą, że znam więc spoko :D

Szatan wydawał mi się zbyt pospolity po prostu, nie miałem nic konkretnego na myśli raczej.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hmmm. Tekst przeszedł obok mnie. Filmy to dla mnie terra incognita i wcale nie mam ochoty się tam zapuszczać. Drogowskazów nie rozpoznaję.

Nawet nie wiem, skąd wzięła się ta nazwa…

Babska logika rządzi!

Jest tu jakiś pomysł, ale nie przekonało mnie wykonanie: poprowadzenie fabuły i dość męczący styl. A może skrótowość historii. Niby się połapałam, o co chodzi i o jakie filmy, ale już np. po co jest scena z wiedźmą w sklepie, nie do końca. Dość łopatologiczne, choć sprawnie wymyślone imię i nazwisko pana Lou – ładne to, choć oczywiste.

 

Przecinki i inne takie trochę szwankują:

 

“Ile by dała, by pokazać bezwzględnej pedagog[+,] jak bardzo się wobec niej pomyliła.”

Kto się pomylił wobec kogo?

 

“– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje, tępa suko. – W głowie Lori odpowiedź zabrzmiała głośno i pewnie. W zewnętrznym świecie, ograniczyła się do kiwnięcia głową.” – jeśli ona to tylko myśli, to chyba nie jest to kwestia dialogowa?

 

“Lustro na ścianie, w oprawie w kształcie skrzydeł anioła, szeptało uspokajająco. Kiedyś grając w szkolnej sztuce nosiła podobne.” – chodzi Ci chyba o skrzydła, ale jednak ma się wrażenie, że nosiła lustro :/ No chyba że tak właśnie było ;)

 

“– Od dawna jesteś w L.A.?” – zawsze mam problem z tym skrótem w języku polskim, więc oczywiście znów mnie trochę razi, ale w sumie nie wiem, jak jest z jego poprawnością…

 

“Wchodząc pod prysznic[+,] od razu odkręciła kurek w wannie z hydromasażem.”

 

“Rzęsy zwiększyły się jak pewność siebie.” – nie brzmi to najlepiej, choć chyba zgaduję, co masz na myśli: że pewność siebie zwiększyła się wraz z nie wiem czym, bo nie mam pojęcia o makijażu: pomalowaniem, doklejeniem sztucznych?

 

“Usta Lou wygięły się lekko[-,] w subtelnym uśmiechu.”

http://altronapoleone.home.blog

Chodzi Ci o tytuł, Finklo? To raczej niszowa, żeby nie powiedzieć “hipsterska” dziedzina kultury, więc nie dziwi mnie, że niewiele Ci mówi ;).

 

Imię i nazwisko Lou na pewno pojawiło się w mojej głowie pod wpływem filmu Harry Angel (polecam :) ). Dziękuję za lekturę, Drakaino. Dam sobie trochę czasu do namysłu i pomedytuję nad twoimi uwagami.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Tytuł, zespół, kobietę… Nie znam ludzi.

Babska logika rządzi!

Coś w tym Twoim tekście jednak dla mnie musi być intrygującego, bo wróciłam do niego :) Może też dlatego, że ja akurat lubię kino (Harrego A. też) i kiedyś byłam namiętną kinomanką, potem multipleksy trochę zabiły przyjemność siedzenia na sali kinowej. I tak sobie myślę, że podoba mi się historia, którą wymyśliłeś – kariery Lori. W sumie to, co mnie z początku gryzło, czyli to, że z ewidentnie ambitnej nastoletniej aspirującej aktorki wyrasta, co wyrasta, jest fajne. I chyba wiem, gdzie widzę problem (choć może jest to subiektywny problem): w tym, że nie pokazujesz motywacji postaci. Są scenki, które nawet układają się w fabularną całość, ale nie widzę, co tak naprawdę jest motorem zmian w życiu Lori? Jakie są jej ambicje wyjściowo, dlaczego podejmuje konkretne decyzje? (Tu kłania się wspomniana przeze mnie wcześniej scena w sklepie, której nadal nie rozumiem.)

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałam bez najmniejszej przykrości, szkopuł jednak w tym, że nie wiem o czym czytałam. Słowo wstępne nic mi nie powiedziało.

 

Rzęsy zwięk­szy­ły się jak pew­ność sie­bie. –> Kosmetykami można rzęsy wydłużyć, pogrubić, pewnie także sprawić, że wydadzą się bardziej gęste, ale na czym polega zwiększenie się rzęs?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Subtelnie, może na mój gust zbyt subtelnie, pokazana słabnąca samokontrola i rosnąca determinacja bohaterki. W pierwszym momencie po przeczytaniu jakoś do mnie nie trafiło, ale troszkę rozkminki i jakoś to wszystko bardziej atrakcyjne się zrobiło. No i podoba mi się, bo jest tu silna motywacja bohaterki, choć może mgliście ukazana.No cóż,  Life is brutal. Ale… wyjątkowo bardzo podobał mi się opis sceny na parkingu – fajnie się na tym zawiesiłem ;) Ciekawy tekst i nie rozumiem,dlaczego nie ma klików do bib, co tu się dzieje…

Drakaino, bardzo mi miło, że zechciałaś wrócić. Wiem, że tekst nie jest doskonały, ale uznałem, że warto wyciągnąć go z “szuflady”, w której swoje odleżał. W ramach researchu starałem się dotrzeć do filmów dokumentalnych na temat aktorów odtwarzających role takie jak Lori. Czy w rezultacie lepiej rozumiem ich motywacje? Trudno powiedzieć… Scena w sklepie czerpie z utworu źródłowego, czyli piosenki NOFX:

Who are you to tell me how to live?

You think I sell my body, I merely sell my time

I ain't no Cinderella, I ain't waiting for no prince

To save me in fact until just now I was doin' just fine

And on and on

I know what degradation feels like

I felt it on the floor at the factory

Where I worked long before, I took control

Now I answer to me

The 50k I make this year will go anywhere I please

Where's the problem?

 

Uwaga na temat rzęs do Drakainy i Reg: ja również nie jestem ekspertem od makijażu ^ ^. W moim odczuciu jeśli coś jest od czegoś grubsze lub dłuższe, jest również większe. Podejrzewam, że Wy wiecie lepiej!

 

Reg, słowo wstępne pojawiło się tu, żeby podkreślić, że to nie ja wymyśliłem Lori Meyers, która zajmowała się tym, czym się zajmowała. Ja kiedyś natrafiłem na hiszpański zespół i wygooglowałem sobie, skąd wzięła się jego nazwa (z piosenki amerykańskiego zespołu), a potem ta historia na tyle utkwiła mi w głowie, że postanowiłem spisać własną wersję, z lekkim elementem fantastycznym. Postanowiłem opisać sprawę na tyle subtelnie, na ile się dało, dla niektórych nawet zbyt subtelnie ;) (dzięki, Blackburn). Być może stąd wynika nieoczywistość pewnych opisów.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevazie, dziękuję za wyjaśnienie. Teraz mogę powiedzieć, że przeczytałam bez najmniejszej przykrości i wiem o czym czytałam, dzięki czemu opowiedziana historia stała się jaśniejsza. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Bardzo mi miło :).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Najbardziej podobały mi się właśnie subtelności, sposób w jaki stopniowo odsłaniasz kim jest bohaterka. Ale takie rozwiązanie ma swoją cenę – Lou nie pojawia się w chwili krytycznego wyboru, scena “z autografem” to raczej rodzaj podsumowania. Czyli – nieklasycznie, ale jak się dłużej zastanowić, to jest w tym jakiś pomysł.

Opowiadanie niestety cierpi z powodu przyjętej skrótowej formy, przypomina bardziej szkic, pierwszy draft, niż skończoną całość.

Miałem problem z “szoferką” – dopiero za drugim razem zrozumiałem, że nie chodzi o kabinę kierowcy.

Dziękuję za lekturę, fajnie, że odnalazłeś pozytywne elementy.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Na wstępie powiem, że zawiodła mnie puenta. Nie jest to bowiem jakoś szczególnie zapadająca w pamięć interpretacja. To wręcz najsłabszy element tego tekstu.

Ale cała reszta jest całkiem fajna. Podoba mi się jak budujesz postać bohaterki od dzieciństwa do dorosłości. Fakt, można by to rozbudować, ale i obecnie jasno prowadzisz narrację do ostatecznego morału. Podoba mi się też fakt stopniowego odsłaniania prawdziwego obrazu jej filmowej kariery. Jej tłumaczenia pod koniec o tym, że to jej wybór, ładnie kontrastują z pierwszymi scenami i dają do myślenia.

Podsumowując: od strony fantastycznej słabo, ale strona obyczajowa wyszła nawet interesująco w tym koncercie fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Też jestem zdania, że brzytwa Lema nie zostawiłaby mojej bohaterce zbyt wielu włosów na głowie :P.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Jak widać różne bywają inspiracje. Hiszpańska kapela, która swoją nazwę wzięła od utworu NOFX naprowadziła Ciebie na tekst tego utworu i postać Lori. Dopisałeś jej życiorys, "motywację", która doprowadziła ją do kariery gwiazdy filmów dla dorosłych. Wmieszałeś w to postać Szatana wzorowaną (także z imienia) na postaci Louisa Cyphre z filmu (i książki) "Harry Angel". Przyznam się, że ten popkulturowy miszmasz nie do końca mnie przekonał. Bo tak naprawdę o czym jest ta historia? O tym, że ktoś zostaje aktorem porno, bo w dzieciństwie nie doceniono jego talentu improwizacji w szkolnym przedstawieniu? Bo miał denerwującą pracę w sklepie? (w piosence mowa o fabryce). I o tym, że taka osoba nie widzi nic złego w wykonywanej pracy? Uważa, że to ona jest podmiotem, nie przedmiotem? To w sumie mało odkrywcze. I czy trzeba w to mieszać Szatana? 

Ja też nieco męczyłem się z powodu stylu, czy może raczej lapidarnego, zimnego języka jakim spisałeś swoją historię. Także nie całkiem pojmuję po co i o czym jest scena w sklepie. 

Doceniam dobrze przedstawioną stronę obyczajową, ale zarazem widzę, że wujek Lou jest jakby nieco z innej bajki i fantastyki mogłoby nie być. Chociaż akurat wstawka o jego wtrąceniach w kłótnie rodziców naprawdę niezła. 

Całość napisana dobrze, jest w tekście sporo ciekawych drobiazgów świadczących o zmyśle obserwacyjnym autora, obyciu literackim, warsztatowym i fabularnym.

Po przeczytaniu spalić monitor.

To prawda, inspiracje bywają różne : ). Mamy ogromne szczęście, że możemy żyć w czasach, gdy dostęp do dóbr kultury jest tak szeroki. A potem rodzą się w głowach różne pomysły. Mniej lub bardziej odtwórcze, mniej lub bardziej udane… W moim odczuciu sam fakt, jak myśli krążą dziś pomiędzy mieszkańcami całej planety jest niesamowity.

Popkultura, abstrahując od tego co jest, a co nie jest “pop”, w pewnym momencie faktycznie mocno uwypukliła się w tym krótkim tekście i zdeterminowała jego styl.

Poza tym, pięknie dziękuję za długi i merytoryczny komentarz :).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Muszę przyznać, że to opowiadanie jest bardzo w moich klimatach. Spora grupa ludzi lubi historie o bardziej lub mniej udanych karierach w szowbizie. Stąd też popularność BoJack Horseman (zresztą bardzo dobry serial). Opowieść o Lori wpisuje się w tego typu tendencję, ale szczerze? Spodziewałam się czegoś więcej. Klimat dobry, ale można by coś więcej dopowiedzieć. Bo naprawdę po lekturze byłam zadowolona, tylko brakowało jeszcze paru słów.

Dzięki za zasugerowanie serialu, będę musiał go sprawdzić : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Niezłe. Podobały mi się te krótkie sceny rozciągnięte na wiele lat, ładnie rysujące bohaterkę. Puenta przyzwoita.

Dzięki.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Czytając to opowiadanie zastanawiałem się jakim cudem nie trafiło do biblioteki. Napisane świetnie, początek, niby banalna historia nastolatki, a jednak sprzedana w taki sposób, że od razu wciąga. Bardzo błyskotliwe dialogi. Podobało mi się. Jedyny zarzut, to brak fantastyki. A przynajmniej ja jej nie odnalazłem. Czy coś mi umknęło? Czy wypadek nie był dziełem przypadku? Sugerowałbym też dodać wolne wiersze przy gwiazdkach, bo klaustrofobicznie to wygląda.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Jest wujek Lou.

Babska logika rządzi!

No tak :) W takim razie naprawiam to skandaliczne zaniedbanie i klikam bibiotekę. Moja ocena opowiadania 5.2/6.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dziękuję : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka