- Opowiadanie: Wozniax1 - Anomalia

Anomalia

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Anomalia

– Szkoda, że wyjeżdżasz – powiedziałem, drapiąc się przy tym po uchu.

– Wiesz, że muszę. Nie miałem wystarczająco dobrych argumentów – odpowiedział.

Westchnąłem. Niedługo zostanę bez przyjaciół, jeśli to ma w ogóle jakieś znaczenie. Odprowadziłem go do drzwi. Były to typowe drzwi jak setki innych na Prugii, ale mimo wszystko lubiłem je. Wolałem myśleć o drzwiach niż o tym, co z nim będzie albo co gorsza ze mną, jeśli zaraz nie wezmę się do roboty.

Aby nie tracić czasu, skierowałem się do laboratorium. Na jutro zostało mi jeszcze pięć niewielkich odkryć i jedno przełomowe do końca tygodnia.

„Niedobrze” – pomyślałem. – „Już raz zawaliłem, druga wpadka będzie traktowana jak recydywa. Zbliża się koniec semestru rozliczeniowego, a te badania są moją ostatnią nadzieją. Bez nich mogę się pożegnać z głową”.

W takich chwilach zazdrościłem „robolom”. Oni mieli dwie ręce i nie musieli martwić się o myślenie. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk miernika sygnalizujący koniec pomiarów. Przyjrzałem się dokładnie wynikom. Były kluczowe dla moich badań nad optycznym kamuflażem bojowym.

– Armia dostanie swoje nowe zabawki, a ja będę miał z głowy przełomowe odkrycie – mówiłem do siebie. – Może nawet darują mi cały semestr.

Każdy naukowiec miał skłonność do myślenia na głos, rzadko była okazja do normalnej rozmowy. Wszyscy byli zabiegani i zajęci swoimi odkryciami. O niektórych mówiło się nawet, że stracili głowę. Kiedyś bawiła mnie myśl, że głowę można stracić na dwa sposoby, ale teraz nie było mi już do śmiechu. Niewielkie odkrycia nie były problemem, miały tę zaletę, że można było po prostu poszatkować co większe i podawać Komisji w kawałkach. Każdy naukowiec miał to opanowane do perfekcji. Wyniki były obiecujące, więc uznałem, że należy mi się odpoczynek. Tym razem nie chciało mi się ruszać z miejsca. Fotel był dość wygodny.

Słońce obudziło mnie, świecąc wprost w nieosłoniętą twarz. Nigdy tego nie lubiłem, ale przynajmniej odechciało mi się spać. Wziąłem wyniki badań nad nowym gatunkiem kukurydzy i parę innych niewielkich odkryć i wrzuciłem do „Oficjalnego Automatu Weryfikacyjnego Badań i Odkryć Komisji Nadzoru Nauki na Prugii”. Oczywiście nikt normalny nie używał tej nazwy, niektórzy nawet o niej zapomnieli, gdyż starł im się napis na płycie czołowej urządzenia.

Teraz mogłem zająć się już tylko moim przełomowym odkryciem. W swojej karierze miałem dopiero dwa od czasu, gdy wprowadzono nowe zasady. Wyciągnąłem rękę po miernik i wtedy kątem oka zobaczyłem to. Było niewielkie, jasnobłękitne i rytmicznie pulsowało. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie mogłem oderwać od tego wzroku. To musiała być jakaś anomalia. Nie byłem pewny czy unosi się ona delikatnie nad ziemią czy to tylko złudzenie. Wiedziałem, że nierozsądnie byłoby dotykać jej, dopóki nie będę pewny, czy jest to bezpieczne. Rozejrzałem się po laboratorium w poszukiwaniu czegoś, czym mógłbym w jakiś sposób zbadać obiekt. Pierwszy rzucił mi się w oczy analizator widma promieniowania elektromagnetycznego

„Przecież to może być radioaktywne!” – Uderzyła mnie myśl.

Od razu ustawiłem analizator na odpowiedni zakres.

– Uff – odetchnąłem z ulgą. – „Gdyby to było promieniotwórcze, musiałbym mieć już niezłą dawkę. Nie wiadomo, jak długo to tutaj jest. Przydałoby się sprawdzić zakres światła widzialnego, ultrafiolet i podczerwień” – pomyślałem i szybko wziąłem się za zasłanianie okien, żeby promienie słoneczne nie zaburzały pomiaru.

Po tym w pomieszczeniu tlił się jedynie blady błękit anomalii. Włączyłem miernik. Wskazywał duży poziom w obszarze barwy niebieskiej i ultrafioletu. Dopiero teraz zauważyłem, że nie wytwarza ciepła. Na mierniku nie było również widać niczego w zakresie podczerwieni. Gdy zastanawiałem się, w jaki sposób jeszcze zbadać anomalię, zorientowałem się, że słyszę od dłuższego czasu dźwięk o dość niskiej częstotliwości, musiało to być jakieś trzydzieści herców. Gdy sobie to uświadomiłem, zacząłem czuć to wyraźniej. Czuć to dobre słowo. Delikatnie wprawiał moje ciało w wibracje. Przebywanie w pobliżu anomalii było dość przyjemne. Nie mogłem określić dokładnie, skąd pochodzi ten dźwięk, ale byłem pewny, że jego źródłem jest anomalia. Rozejrzałem się za analizatorem widma akustycznego. Pomiar potwierdził moje przypuszczenia. Wytwarzała częstotliwość podstawową trzydzieści trzy herce i trzy pierwsze parzyste harmoniczne z dość znacznym poziomem. Usiadłem na chwilę. Musiałem przemyśleć dane i zastanowić się nad kolejnymi eksperymentami.

Po chwili miałem już w planach parę i nie mogłem zdecydować się, który wykonać jako pierwszy. W końcu postanowiłem zacząć od tych najmniej inwazyjnych. Logiczne postępowanie przy badaniu nieznanego obiektu. W oczy rzucił mi się stary wskaźnik laserowy. Tego, co zobaczyłem, kierując laser w anomalię, zupełnie się nie spodziewałem. Laser jak gdyby rozproszył się na powierzchni i rozświetlił wnętrze anomalii. Można było dostrzec tworzące się wzory powstałe najprawdopodobniej przez coś w rodzaju dyfuzji. Nie wiem, jak długo na to patrzyłem, ale moje obserwacje przerwała bateria w laserze, która właśnie postanowiła się wyczerpać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ją wymieniałem.

„Tyle jeszcze zostało do zbadania” – pomyślałem z podnieceniem.

Ten obiekt to była jedna wielka niewiadoma. Postanowiłem wejść z nim w większą interakcję, ale nie bezpośrednio. To mogłoby być zbyt niebezpieczne. Po przeszukaniu laboratorium znalazłem to, czego potrzebowałem. Podszedłem na odległość, która wydawała mi się bezpieczna i lekko rzuciłem cienki metalowy pręt w stronę anomalii. Część pręta zanurzyła się w niej, wyglądało to, jakby się w nią wbił. Po chwili czekania stwierdziłem, że z prętem nie dzieje się nic niepokojącego. Każdy naukowiec choć trochę znający „Zalecenia dla Naukowców” potępiłby to, co właśnie miałem zamiar zrobić. Jednak postanowiłem zaryzykować, byłem zbyt podekscytowany, żeby się nad tym zastanawiać. Najpierw ostrożnie dotknąłem pręta. Nie był ani gorący, ani zimny, nie odczuwałem też jakichkolwiek dolegliwości, przynajmniej takich, które znałem lub potrafiłem zdiagnozować. Pręt jedynie drgał razem z anomalią. Było to ciekawe uczucie. Wydawał się miękki w dotyku, lecz zachowywał kształt. Wyjąłem go z anomalii i natychmiast przestał drgać. To proste doświadczenie otworzyło przede mną nowe możliwości.

Kolejnym eksperymentem, który miałem w planach, było pobudzenie anomalii wysokonapięciowym impulsem elektrycznym. Znalazłem generator i ustawiłem odpowiednio. Delikatnie włożyłem elektrody w obiekt, uważając, aby go nie dotknąć. Mimo wszystko nie byłem pewny, czy byłoby to bezpieczne. Elektrody utkwiły w anomalii, a cała aparatura zaczęła lekko drgać. Wziąłem głęboki wdech i uruchomiłem generator. Anomalia rozbłysła jaskrawym błękitem i zaraz wróciła do stanu pierwotnego. Zmieniłem pobudzenie na ciągłe i powtórzyłem eksperyment. Znów rozbłysła, lecz tym razem stan ten utrzymywał się. Po przekręceniu potencjometru odpowiedzialnego za częstotliwość ukazały się nowe właściwości anomalii. Jej kolor zaczął zmieniać się ze zmianą częstotliwości, ale nie mogłem wychwycić jakiejś konkretnej zależności. Wyłączyłem ograniczenie prądowe i zauważyłem, że oprócz zmiany koloru wzrosła amplituda jej drgań. Towarzyszący jej dźwięk również stał się lepiej słyszalny.

Nigdy nie widziałem czegoś tak pięknego. Te drgania kolorów, kształtów i dźwięki tworzyły kompozycje nie do opisania. Manipulowałem potencjometrami, za każdym razem uzyskując zupełnie inne, niesamowite rezultaty.

 

***

 

Pieniek nie był najwygodniejszą rzeczą, na jakiej można położyć głowę, ale moja już się na nim znajdowała. Kat czekał z naostrzonym toporem, nie ukrywał zniecierpliwienia. Ja byłem jednak spokojny. Wiedziałem, że protesty nic nie zmienią, jedynie mogą pogorszyć sprawę. Komisja rozpoczęła odczytywanie wyroku:

– Zgodnie z nowymi zasadami wprowadzonymi w życie z dniem Wielkiej Rewolucji Naukowej oskarża się naukowca o numerze identyfikacyjnym osiem tysięcy siedemset czterdzieści osiem o niedopełnienie obowiązków związanych z powierzonym stanowiskiem, a dokładniej o niewywiązanie się z obowiązku dostarczenia na koniec parzystego semestru rozliczeniowego odkrycia o charakterze przełomowym do „Oficjalnego Automatu Weryfikacyjnego Badań i Odkryć Komisji Nadzoru Nauki na Prugii”. Trzeba nam nadmienić, iż jest to już drugie tego typu wykroczenie tego naukowca. Jest on więc recydywistą i zostanie mu wymierzona kara proporcjonalna do przewinienia, mianowicie ścięcie głowy.

Po tych słowach przez tłum „roboli” przeszedł pomruk zadowolenia. Słychać było też okrzyki.

– I dobrze mu tak! My tu całe dnie pracujemy, a mu ciężko coś nabazgrać na kartce raz na dwa lata!

– Popatrz na te odciski! Miałeś kiedyś takie?! A może na tej twojej durnej głowie od myślenia?! – Wywołały one wśród tłumu falę niepohamowanego śmiechu.

Komisja jednak nie zwracała na to uwagi, lecz dała znak katowi. Trwało to ułamek sekundy. Moja prawa głowa leżała już na ziemi obok pieńka w kałuży krwi. W tłumie słychać było radosne okrzyki. Zostałem skierowany do medyka, aby zatamował krwotok. Po dwudziestu minutach zostałem z powrotem postawiony przed Komisją. Część mojej inteligencji ulotniła się razem z prawą głową, ale myślami i tak byłem gdzie indziej. Komisja przeszła do ostatniej fazy każdego postępowania karnego.

– Zdołasz nas przekonać, że do czegoś się jeszcze nadajesz, albo wyjazd.

 

***

 

Gdy odprowadzano mnie na prom, nie czułem żalu ani złości. Myślałem jedynie o rzeczy, dla której głowę straciłem już dużo wcześniej. Tak bardzo, bardzo błękitna anomalia.

Koniec

Komentarze

Obawiam się, że nie zrozumiałam, skutkiem czego nie mam pojęcia, o co chodzi w Anomalii.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia – jest tu sporo powtórzeń, trochę błędów, a interpunkcja mogłaby być lepsza. Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą bardziej czytelne i lepiej napisane.

 

sy­gna­li­zu­ją­cy ko­niec po­mia­rów. Przyj­rza­łem się do­kład­nie wy­ni­kom. Były to klu­czo­we po­mia­ry w moich ba­da­niach… – Powtórzenie.

 

Oczy­wi­ście nikt nor­mal­ny nie na­zy­wał tak tego urzą­dze­nia, nie­któ­rzy nawet za­po­mnie­li jak się ono ofi­cjal­nie na­zy­wa… – Powtórzenie.

 

moim prze­ło­mo­wym od­kry­ciem. W mojej ka­rie­rze mia­łem 2 takie od­kry­cia… – Powtórzenie.

W mojej ka­rie­rze mia­łem dwa takie od­kry­cia… – Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Było nie­wiel­kie, jasno błę­kit­ne i pul­so­wa­ło.Było nie­wiel­kie, jasnobłę­kit­ne i pul­so­wa­ło.

 

Wie­dzia­łem, że nie roz­sąd­nie by­ło­by do­ty­kać jej… – Wie­dzia­łem, że nieroz­sąd­nie by­ło­by do­ty­kać jej

 

– Że też o tym nie po­my­śla­łem, to może być ra­dio­ak­tyw­ne! – ude­rzy­ła mnie myśl.– Że też o tym nie po­my­śla­łem, to może być ra­dio­ak­tyw­ne! – Ude­rzy­ła mnie myśl.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

ode­tchną­łem z ulgą – Gdyby to było pro­mie­nio­twór­cze… – Jeśli rozpoczynamy nowe zdanie, poprzednie należy zakończyć kropką.

 

Przy­da­ło­by się spraw­dzić za­kres świa­tła wi­dzial­ne­go, ul­tra­fio­let i pod­czer­wień – po­my­śla­łem i szyb­ko wzią­łem się za za­sła­nia­nie okien, żeby świa­tło sło­necz­ne nie za­bu­rza­ło po­mia­ru.

Po tym, po­miesz­cze­nie było oświe­tlo­ne je­dy­nie przez blady błę­kit ano­ma­lii. Włą­czy­łem mier­nik. Wska­zy­wał duży po­ziom w za­kre­sie świa­tła nie­bie­skie­go i ul­tra­fio­le­tu. – Powtórzenia.

 

mu­sia­ło to być ja­kieś 30 Hz. – …mu­sia­ło to być ja­kieś trzydzieści herców.

Liczby nadal zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

 

za­czą­łem czuć to wy­raź­niej. Czuć to dobre słowo, bo czu­łem jak de­li­kat­nie wpra­wia moje ciało w wi­bra­cje. Było to miłe uczu­cie… – Powtórzenia.

 

nie mo­głem się zde­cy­do­wać który wy­ko­nać jako pierw­szy. W końcu zde­cy­do­wa­łem się… – Powtórzenie.

 

Pod­sze­dłem na od­le­głość, która wy­da­wa­ła mi się bez­piecz­ną… – Pod­sze­dłem na od­le­głość, która wy­da­wa­ła mi się bez­piecz­na

 

a do­kład­niej o nie wy­wią­za­nie się z obo­wiąz­ku… – …a do­kład­niej o niewy­wią­za­nie się z obo­wiąz­ku

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dziękuję za te wszystkie wskazówki, na pewno trochę się przy tym napracowałaś. Postarałem się poprawić błędy które wskazałaś, mam nadzieję, że jest lepiej. Szkoda że nie możesz nic powiedzieć o samym opowiadaniu, ale doceniam pomoc. :)

I mnie jest przykro, że mogę przyznać się tylko do niezrozumienia. Ciesze się jednak, że uwagi okazały się przydatne. ;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć.

Aspekty techniczne.

  1. Interpunkcja jest fatalna. Albo pamiętasz, że przed “że” stawia się przecinek, albo pamięta za Ciebie jakiś edytor tekstu. Zaś ogrom innych błędów interpunkcyjnych zdumiewa. Widać jednak, że czytasz (co najmniej w myślach) własny tekst, gdyż niektóre dziwne błędy przestankowe można usprawiedliwiać jedynie tym, że w danym miejscu ewidentnie musi brzmieć pauza. Bądź w innym zdecydowanie nie ma miejsca na brzmienie pauzy. I fajnie, że czytasz siebie samego – odnoszę wrażenie, że prawie nikt tego nie robi. Jednak to nie może usprawiedliwiać tego, że brak przecinka lub nadmiar przecinków jest błędem.
  2. Sporo tekstu o niczym i zupełnie zbędnego. Na początku jakieś pożegnanie: po co? Na nic ono nie rzutuje. Później coś o drzwiach, a dalej o bateriach. Takie kompletnie zbędne wstawki tylko zwalniają tempo akcji i rozwlekają tekst.
  3. Gdzieś chyba pojawiło się “Te” (albo “Ta” czy “To”) pisane wielką literą. Zupełnie ona nie pasuje.

Fabuła.

Niby wiem, o czym, ale jakby o niczym. OK, świat jakiejś nauki, liczne nawiązania do systemu szkolnictwa wyższego (nie zdziwię się, jeżeli w tekście znalazł się Twój numer indeksu). Opis badań (przywodzący trochę dziewiętnasty wiek) i kraina istot o dwóch głowach, która być może była zaskakująca, ale w zasadzie zupełnie bez znaczenia (bo to, czy delikwent straciłby jedyną czy niejedyną głowę, pozostaje dla fabuły obojętne).

Streszczam ją, bo to łatwe (niestety łatwe): pożegnanie z kimś, tkwienie w laboratorium (plus stres), zobaczenie gdzieś czegoś, co świeci, interakcje (mniej więcej takie, jak dziecko w piaskownicy doświadcza kociej kupy) z tym czymś, urwanie (albo: jakieś zakończenie) zabawy nad anomalią, egzekucja, wydalenie.

No dobra, nie wszędzie musi być jakaś akcja, ale zawsze coś powinno zainteresować. Tu nie ma tego czegoś. Nie widzę całości Twoimi oczami, sądzę, że gdyby tak było, to dostrzegałbym przezabawne nawiązania do Twojej studenckiej (?) rzeczywistości. A że jest inaczej, to widzę niestety przeciętny tekst z fatalną interpunkcją.

 

Ale są zalety.

  1. Piszesz! To na razie ogromna zaleta (będzie wadą, jeżeli będziesz nadal pisać na takim poziomie).
  2. Czytasz co, co piszesz. I usiłujesz kłaść w zdaniach akcent na wyrazy (tylko na tyle nieumiejętnie, że wychodzą z tego byki interpunkcyjne).
  3. Nie jesteś bardzo dosłowny (czyli np. nie wyjaśniasz w tekście dziwnego niby-żartu o dwóch sposobach utraty głowy), czyli dajesz czytelnikowi możliwość myślenia.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Pomysł ze światem obcych (bo chyba o tym tu mowa skoro protagonista ma dwie głowy), w którym rządzą naukowcy jest chyba najlepszym elementem opowiadania. Spodobał mi się fragment, w którym twój bohater mówił o tym jak to naukowcy dzielą większe odkrycia na mniejsze, aby tylko wyrobić normę. Niestety, to by było na tyle.

Sama idea bazowa nie jest zła (choć bardzo prosta), ale wykonanie nie pozwala na jej docenienie. Na czym polegają twoje błędy wyjaśniła ci już regulatorzy, więc nie będę się rozpisywał. Osobiście przeszkadzały mi najbardziej liczne powtórzenia słowa “anomalia”. Rozumiem, że tytuł niejako zobowiązuje, ale nic by się nie stało, gdybyś gdzieniegdzie wstawił jakieś zamienniki, typu: obiekt, zjawisko, fenomen, czy osobliwość.

Co do błędów, od siebie dodam tylko:

Nie dobrze – pomyślałem – już raz zawaliłem (…) ----> “Niedobrze – pomyślałem – już raz zawaliłem (…)”

Myśli bohatera zapisujemy w cudzysłowie.

 

Co zaś się tyczy samej treści i twojego stylu, to zachowania postaci są dla mnie strasznie nienaturalne. Ok, rozumiem. To nie nasz świat, ALE!

– Dobrze mu tak! My ciężko pracujemy rękami, a on się nawet nie wywiązuje z prostych obowiązków!

LUB

– Że też o tym nie pomyślałem, to może być radioaktywne! – Uderzyła mnie myśl.

Zdania brzmią sztucznie, zupełnie nie tak jak wypowiada się lub myśli normalna osoba. Jeśli taki sposób mówienia i rozumowania jest cechą “roboli” oraz twojego bohatera, to należało w jakiś sposób pokazać, że wypowiadane zdania specjalnie są dziwne. Jednak, zważywszy na to, że aż do finałowej sceny czytelnik jest przekonany, że mowa o naszym świecie i ludziach (gdyż nie sugerujesz innej sytuacji), tego typu zdania psują odbiór tekstu i rozpraszają.

Można się także przyczepić do reakcji postaci na to co się dzieje. Na przykład, zachowanie naukowca po odkryciu anomalii można opisać mniej więcej tak: “O, anomalia! Spoko, fajnie, ładnie, zbadajmy to!” Zupełny brak zaskoczenia wynikający z faktu pojawienia się nieznanego, niespodziewanego obiektu w laboratorium!

Metody badania zjawiska też zgrzytają. Trudno mi sobie wyobrazić, aby profesjonalny badacz rzucał przedmiotami w anomalię, której natury nie rozumie.

Także podsumowując, pisz dalej. Błędy z czasem można wyeliminować, a styl “wygładzić”. Pomysł, jak pisałem na początku, nie był zły, a to najważniejsze.

 

Dziekuję za komentarze, postarałem się poprawić tekst zgodnie z Waszymi uwagami. A co do treści, pewnie każdy inaczej to odbiera, ale ciesze się, że przynajmniej ktoś przeczytał. :)

Rzeczywiście tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze, jest kulejąca interpunkcja – zdecydowanie nad tym musisz popracować. Zgadzam się tez z tym, że najmocniejszy w Twoim tekście jest pomysł, ciekawy świat i dwugłowy naukowiec, sama fabuła jednak niestety nie porywa – no w każdym razie mnie nie. W zasadzie nie dzieje się tutaj nic, opisy badań były dla mnie nużące, podpisuję się też pod irytacją wciąż powtarzanym słowem “anomalia”. 

Mam wrażenie nierówności gatunkowej tekstu. Nie można wymagać od naukowców regularnych odkryć (nie bardziej niż nakazywać monecie, żeby na dziesięć rzutów zawsze wypadało pięć orłów), więc ten element odebrałam jako humorystycznie absurdalny. A tu reszta tekstu poważna…

Babska logika rządzi!

No tak, nauka potrafi wciągać. Jak wir jakiś, albo anomalia. Pomijając pewne niedociągnięcia, mi się teks podobał. 

Zainteresował mnie pomysł na kreację świata, nieco absurdalny, uważam też, że całość jest nieźle napisana – zgrabnie składasz zdania – ale ponieważ nie mam zielonego pojęcia, czym jest anomalia, dla której bohater stracił głowę (dosłownie i w przenośni), trudno mi zaliczyć lekturę opowiadania do udanych. Poświęciłam trochę czasu, czytało mi się dobrze, ale w sumie nic nie wyniosłam. Może to moja wina i brak domyślności, ale cóż poradzić, przyznaję się – nie pojęłam istoty anomalii.

Zaznaczę przy tym, że jestem absolutnie pozbawiona umysłu ścisłego, w związku z czym nie potrafię ocenić metod badawczych czy postępowania bohatera-naukowca. Nie wydaje mi się tak naprawdę naukowe, niemniej składam to na karb lekkiego absurdu, bo chyba właśnie w takim tonie całe opowiadanko miało być utrzymane, prawda?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

drapiąc się przy tym po uchu. ← zaśmiecanie treści zbędnymi informacjami

 

Wolałem myśleć o drzwiach niż o tym, co z nim będzie albo co gorsza ze mną ← pomieszanie podmiotów

 

Oni mieli dwie ręce i nie musieli martwić się o myślenie. Z rozmyślań

 

zobaczyłem to. Było niewielkie, jasnobłękitne i rytmicznie pulsowało. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie mogłem oderwać od tego wzroku. To musiała być jakaś anomalia. Nie byłem pewny czy unosi się ona delikatnie nad ziemią czy to tylko złudzenie.

 

W dalszej części tekstu robisz to samo – ciągle to, ta, tego… Powtarzasz też być.

 

Jakaś koncepcja tutaj jest i tkwi w niej pewien potencjał, ale jak dla mnie bardzo lakonicznie i jakoś bezpłciowo wszystko zostało poprowadzone aż do sceny z katem. Niemniej czytało się bez przykrości i tekst na pewno nie zasługuje na ocenę 2.

 

 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Wykonanie urywa raczej włosy z tyłka niż sam tyłek, ale o tym wspomniało tutaj już tyle osób, że ja, pisząc to, mam wrażenie, iż nie robię nic ponad to, że przechwalam się posiadaniem w miarę jeszcze sprawnych oczu. Ty natomiast, skoro już masz wytknięte błędy i możliwość interakcji z nimi, powinieneś zadziałać i powalczyć trochę o swój tekst.

Fabuła, niestety, jest chyba jeszcze słabszym elementem opowiadania niźli wykonanie. Bo o ile, mimo błędów – nie tak znowu tragicznych w sumie – czytać się dało bez problemów, to jakikolwiek sens i ochota na kontynuowanie tej czynności szybko gdzieś się ulotniła. O ile koncept w miarę fajny i zacny oryginalnością, to jednak zmarnowany totalnie. Początek niezrozumiały i generalnie nic niewnoszący, opis eksperymentów – dla mnie, laika, niezbyt akademickich – nie tylko zupełnie zbędny, bo nic z nich (ani z samej anomalii, skoro już przy tym jesteśmy) nie wynika tak naprawdę, to jeszcze koszmarnie monotonny, a przez to nużący swoją szczegółowością. A przy tym wszystkim sprawia wrażenie czegoś w rodzaju popisywania się wiedzą, o tym, jak wciskać różne pręty w osobliwe miejsca i razić prądem… A poważniej: dla mnie to był popis wiedzy z zakresu fizyki, eksperymentów i takich tam. No tego, co, generalnie, ogarniasz. A dla mnie sztuka dla sztuki wychodzi in plus tylko w literaturze, bo zawsze od dobrej opowieści wolałem dobrze napisaną opowieść. Tutaj jednak mnie to wymęczyło, rozdrażniło i rozdrażniło brakiem jakiegoś konsensusu.

Finał, mówiąc krótko, zupełnie od czapy, w żaden sposób nie rekompensuje brnięcia przez opis eksperymentów i pozostawia po sobie głębokie rozczarowanie, bo nie dość, że udziwniony – mam wrażenie – niejako na siłę, to jeszcze nie zawiera w sobie żadnej ciekawej puenty.

Ogólnie, jedyna dobra rzecz, jaką można powiedzieć o tym opowiadaniu, to to, że daje ono świadectwo, iż dysponujesz pewnym potencjałem.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka