- Opowiadanie: Kruczoczarny - We mgle

We mgle

To jedno z moich pierwszych opowiadań. Będę bardzo wdzięczny za szczere komentarze i oceny, z góry przepraszam przy tym za możliwe błędy. Starałem się wyłapać wszystkie ale wiadomo, czasem coś się prześlizgnie.

Tym czasem życzę miłej, mam nadzieję, lektury :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

We mgle

 

Północ minęła już dawno, a jednak nie potrafił zasnąć wpatrzony w sufit, na którym ogromny i przeraźliwie jasny księżyc co i rusz przecinany czarnymi chmurami malował niesamowite i budzące grozę wzory. Wysmukłe świerki za szybami nuciły cicho w rytm wiatru, ocierając się o siebie. Nic więc zatem dziwnego, że z początku nie zwrócił uwagi na dodatkowy dźwięk który, niepostrzeżenie wkradł się w leśną symfonię. Coś pomiędzy szelestem a stukaniem znajdującym się tuż na granicy rejestrowania dźwięku nie dało się usłyszeć tak łatwo. Przetarł oczy, i spojrzał na tarczę budzika stojącego tuż przy jego łóżku. Dochodziła pierwsza, więc czemu do cholery nie może zmrużyć oka?

Westchnął, łapiąc pusty kubek, i po omacku szukając kapci, krokiem poturbowanego zombie ruszył ku drzwiom. Nie chciało mu się zapalać światła, srebrzysta tarcza dawała go wystarczająco wiele, przynajmniej póki drzwi do pokoju pozostawały za nim otwarte.

Wiatr ustał gwałtownie gdy postawił pierwszy krok na schodach prowadzących z górnego piętra do salonu. O mało co nie upuścił kubka, kiedy dobiegł do niego, nieokreślony, dziwny, a przez to po prostu przerażający. Dźwięk którego nie zauważył wcześniej zadźwięczał wyraźnie nie stłumiony przez nocne dźwięki. Urywany, niegłośny, brzmiał niczym stłumione przez ściany zawodzenie, ucichł jednak w chwilę po tym jak się pojawił.

Gwałtownie ocucony, szybko znalazł racjonalne wyjaśnienie niespodziewanego intruza. Najpewniej był to jakiś odgłos w rurach, albo zwyczajnie coś mu się przywidziało. Wieczorem oglądał horror, którego tytuł już wyleciał mu z głowy, i teraz rozespany miał jakieś zwidy. Przekonany o prawdziwości swoich przypuszczeń, mimo wszystko cofnął się do ściany, namacując włącznik światła. Klik. Zmarszczył brwi i machinalnie nacisnął przełącznik drugi raz. W dalszym ciągu nic się nie wydarzyło.

– Co jest, kurde?

Trakcja czy jak? Martwy dom łapczywie chwycił jego głos i pochłoną go, tak, że wydawał się zamilknąć szybciej, niż było to możliwe. Czując upiorną rękę strachu na karku, nie odwracając się od schodów, cofnął się do pokoju, odnajdując na biurku skórzaną rękojeść noża myśliwskiego. Nie był on w żaden sposób niezwykły, ot, dwadzieścia centymetrów oksydowanej stali. Jednakże w zadziwiający sposób dodawał pewności siebie.

Można śmiało powiedzieć, że swoją ostrożność o mało co nie przypłacił zawałem. Kiedy tuż za sobą usłyszał głośne chrobotanie w szybę, z miejsca przeskoczył połowę pokoju, jeszcze w powietrzu obracając się w jej stronę z ostrzem trzymanym w prostym, odwróconym chwycie. Poczerniała gałąź olchy rosnącej tuż przy domu pomachała mu wesoło, zaraz jednak odleciała, odegnana przez wicher, który jakby znikąd zerwał się za oknem, niosąc ze sobą ponure chmury.

Wypuścił ze świstem powietrze, opierając się o łóżko, może by jednak zrezygnować z tej wody? Nie no, przecież nie przestraszy się wiatru co nie? Tymczasem powrócił problem niedziałającego światła, może naprawdę zerwało znowu trakcje? I ten dźwięk, co to mogło być?

Wziął kilka głębokich wdechów, uspakajając bliskie omdlenia serce, i skierował się ponownie na schody. Nie brał latarki, wychodząc z założenia, że raz, jest sam w domu, dwa, jej światło w ciemności tylko go oślepi, dodatkowo zdradzając jego pozycję. Tego pierwszego był całkowicie pewny, przecież jego rodzice i bracia wyjechali na ferie do rodziny, zostawiając go samemu w domu. Sam o to poprosił, twierdząc, że mając siedemnaście lat, jest w stanie o sobie zadbać. A teraz trząsł się z niewiadomych przyczyn wsłuchany w ciemność.

Dźwięk rozchodził się teraz bez przerwy, nie niknął nawet na chwilę, i wraz z odgłosami lasu tworzył irytującą kakofonię. Ciemność wyostrzyła mu słuch, pozwalając przez to określić skąd dochodziły odgłosy, miał jednak nadzieję, że się mylił. Ani myślał wychodzić na zewnątrz by sprawdzać ich przyczynę.

Kropla potu spłynęła mu po plecach. Był właśnie w salonie, kiedy usłyszał szuranie zbliżające się od strony pokoju jego rodziców. Ktoś tam był i wyraźnie zmierzał w jego kierunku. Nie czekał nawet pół sekundy, aby wsłuchać się, co to mogło być. Zerwana z wieszaka w biegu kurtka przykryła piżamę, zaś stopy w klapkach zastukały o żwirowaną ścieżkę. Stanął przed budynkiem, dopiero teraz z wahaniem decydując się odwrócić w jego stronę, gdy do spanikowanego mózgu przedarła się jedna informacja. Nie otwierał drzwi, wychodząc.

Gdyby były wyważone lub leżały gdzieś obok byłby to w stanie zrozumieć, po prostu wziąłby nogi za pas i pognał w stronę miasteczka, mając nadzieję, że nie trafi na zwierzęta. Jednakże ich nie było. Tam gdzie jeszcze wieczorem, gdy wrócił do domu, były ciężkie, dębowe drzwi, teraz nie było nic, tak jakby drzwi wraz z framugą nagle rozpłynęły się w powietrzu.

Poczuł, jak spocona koszulka przywiera do ciała, a zbielała ręka drży, zaciskając się kurczowo na rękojeści. Rozejrzał się wokół siebie, lustrując otoczenie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zracjonalizować zniknięcie drzwi. Ogród, podczas dni zadbany, kolorowy i wręcz obsesyjnie schludny okalał go teraz ze wszystkich stron, rzucając kruczoczarne cienie, wspierane przez odsłonięty ponownie księżyc. W mlecznobiałym blasku, który zalał podjazd jego domu, wszystko napawało go lękiem.

Miękka, zimna dłoń dotknęła jego karku, a cichy dziewczęcy śmiech rozległ się tuż koło jego ucha. Błyskawicznie odwrócił się, tnąc na oślep nożem. Czarna stal przecięła powietrze, jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Za nim, zamiast ścian domu znajdował się las. Wysokie pnie nieznanych mu drzew ginęły w górze. Po jaką cholerę wychodził z tego domu? Kto głupi wychodzi z domu na pierwsze skrzypnięcie w jego wnętrzu?

Znów usłyszał ten śmiech, mimo, że niewątpliwe należał do dziecka, teraz pobrzmiewały w nim złośliwe i pełne samozadowolenia nutki. Boże, ja wariuje, przemknęło mu przez myśl, gdy zawirował wokół własnej osi, starając się dogonić wzrokiem cień kryjący się na krawędzi oka.

-Kim jesteś? -Krzyknął – Pokaż mi się!

Mimo, że bardzo się starał, w jego głosie zabrakło rozkazującego tonu.

Usłyszał kolejną salwę śmiechu, jakby ktoś lub coś było bardzo zadowolone z wyprowadzenia go z równowagi. Panicznie rozejrzał się, szukając źródła dźwięku, jednak liczne echa sprawiały, że głos wydawał się dochodzić jakby znikąd. Z wilgotnej ściółki unosiła się gęsta, ciężka mgła. Silne księżycowe światło odbijając się od niej, sprawiało, że cała sytuacja zdawała się jedynie snem, koszmarem. Kręcąc wokół, nie zauważył wystającego korzenia, fatalnie potykając się i uderzając głową o wyrosły nagle z mgły pień. W momencie, kiedy poczuł ból, jego nadzieja na to, że to tylko sen ,roztrzaskała się w konfrontacji z twardą rzeczywistością. Roztarł skroń, w której zadudniło od uderzenia.

Mieniące mu się przed oczami rozbłyski na moment zasłoniły przed jego wzrokiem czarną sylwetkę, która mocno zarysowała się na tle gęstniejących oparów. Te, kilkanaście metrów od niego rozstąpiłay się, ukazując parę żywcem wyjętą z tanich filmów grozy. Wysoki, zarośnięty mężczyzna w ciemnym płaszczu na swoim ramieniu trzymał niewielką, kilkuletnią dziewczynkę w białej sukience. Nuciła coś pod nosem, uśmiechając się wesoło. To ona była najwyraźniej właścicielką śmiechu.

– Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie??

Obcy kompletnie zignorował jego krzyk, w absolutnym milczeniu,  z beznamiętnym wyrazem twarzy posuwając się w jego kierunku. Przystanął może siedem metrów od chłopaka i odchylając poły płaszcza, sięgnął w tył, do paska przytrzymującego poprzecierane spodnie, wyciągając ciężki, strażacki topór, z lekkością przerzucając go do drugiej, przypuszczalnie lepszej ręki.

Chłopak oddychał spokojnie, krótkimi kontrolowanym oddechami uspokajał się i koncentrował. Teraz kiedy naprzeciw niego stała postać, zdawałoby się, z krwi i kości, czuł się zdecydowanie pewniej, wiedząc, że za chwilę strach się skończy i wyćwiczone przez lata odruchy przejmą nad nim kontrolę. Jego ojciec, zapalony fan sportów walki, już kiedy miał kilka lat wysłał go na pierwsze zajęcia judo, potem gdy okazały się one niewystarczające uzupełniając je o bardziej brutalne metody walki wręcz.

Rozsunął stopy, jedną z nich wystawiając delikatnie przed siebie, przygotowując się zarówno fizycznie jak i psychicznie. Obrócił dwukrotnie chwyt noża, sprawdzając, czy rozchodzące się po jego ciele fale adrenaliny przegnały już drżenie rąk. Mężczyzna jednak, jakby nieprzyzwyczajony do tego, że ofiary stają naprzeciw niego z nożem, zamiast uciekać, zawahał się, rzucając pytające spojrzenie w stronę swojego ramienia. Dziewczynka pochyliła się w stronę ucha napastnika i niedosłyszalnie szepnąwszy kilka słów, zeskoczyła z jego ramienia, odsuwając się na bok.

Mężczyzna chwilę stał jeszcze, jakby balansując delikatnie na ugiętych kolanach, po czym prawie z miejsca, bez rozbiegu pokonał dzielący ich dystans jednym skokiem. Chłopak był jednak doskonale przygotowany i gdy tamten znajdował się jeszcze w powietrzu, chwycił wyciągniętą do cięcia dłoń z toporem, błyskawicznie wykonując zgrabny rzut przez bark, zwalając tym samym przeciwnika na ziemię. Nie puścił jednak ręki, tuż po rzucie wykonując dźwignię, która wygięła plecy mężczyzny w łuk tyłem do niego, tak, że stopy tamtego ledwo dotykały ziemi. Prawa, wolna dłoń z nożem jakby samoistnie znalazła się między czwartym, a piątym żebrem napastnika. Jeśli był człowiekiem, to właśnie tam powinno znajdować się jego serce.

Takie ułożenie powodowało, że w przypadku próby uwolnienia obcy nadziewał się na ostrze. Było to drastyczne działanie, jednakże jakiś cichy głosik w głowie podpowiadał, że ze strony tamtego nie ma co liczyć na żadną litość. Głosik nazywał się topór strażacki, w sumie był niemy, bo przecież topory nie mówią.

Mężczyzna zaszamotał się w chwycie, ale wyczuwając, że w tej pozycji nie da rady się wyrwać, niespodziewanie zamachnął się toporem w kierunku, w którym wydawałoby się, powinien wyskoczyć mu łokieć ze stawu. Chłopak pozostawiony bez wyjścia uskoczył, w ostatniej chwili unikając masywnego ostrza, które zaświszczało tuż koło jego głowy. Puszczony przy tym nóż, zaplątał się w fałdy skórzanego płaszcza, pozostając w nich. Obcy stojący do tej pory jedynie na palcach runął w tył siłą swojej masy, nadziewając się na nóż. Dźwięk, który wydało z siebie ostrze wchodzące między żebra, był obrzydliwy. Bezwładne ciało zaszamotało się po trawie, wypluwając jeszcze z ostatnim oddechem strzępki krwi, która z przebitych arterii musiała napłynąć do płuc i znieruchomiało.

– O kur…

Nie zdążył powiedzieć nic więcej, ponieważ nagle zachwiał się, tracąc władzę nad całym ciałem.

Leżał na mokrej ściółce i spoglądając w górę, próbował zrozumieć, czemu właściwie ziemia umknęła mu spod nóg. Chwilę później w polu widzenia pojawiła się czarna burza włosów wraz z dziecięcą twarzą. Jasnofioletowe oczy przyglądały mu się z przerażającym zaciekawieniem, jakby oceniając. Tak jak ludzie oceniają, czy ta kura nadaje się już do zarżnięcia. Po chwili, która wydawała się wiecznością, pochyliła się, zbliżając usta do jego ucha i szepnęła tak cicho, że musiał się wysilać, by ja usłyszeć.

-Zastąpisz go tu czy w Piekle?

Zamrugał, nie rozumiejąc jej słów. Myśli śmigały jak szalone, powoli podsuwając mu szokujące znaczenie tych słów. Jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń pochyliła się, znów muskając oddechem jego ucho.

-Nie musisz odpowiadać, jeśli chcesz zostać tu, po prostu kiwnij głową.

Nie chciał umierać… Chciał żyć, przecież był tak młody, miał jeszcze tyle przed sobą. Nadal nie mógł się ruszyć, mimo, że mogła mieć niecałe dziesięć lat, przygniatała go swoim ciężarem, siadając mu na piersi i prawie przewiercając go na wylot spojrzeniem.

Delikatnie poruszył głową. Góra, dół.

W jego piersi jakby zmaterializował się wyjęty znikąd ozdobny sztylet. Z jego gardła wydarł się potworny wrzask, ostrze paliło go żywym ogniem, kradnąc przy tym ciepło z jego kończyn. A więc jednak mnie zabije, pomyślał. Wyrwała ostrze z jego piersi, krew bluzgnęła wokół, na ściółkę, na nią. Tracącym ostrość wzrokiem spojrzał jeszcze na nią. Jej oczy i szeroki, lubieżny uśmiech wydawały się nie pasować do ciała, tak jakby ktoś znacznie starszy został zamknięty w zbyt młodym ciele. Ale to już obserwował przez mgłę, która zbliżyła się powoli, jakby nieśmiało, zakrywając wszystko i odbierając siłę. Szarpnął się, ostatni raz, rozpaczliwie chcąc uciec, jednak nie miał już siły.

– Walczysz, to dobrze, może jednak coś z ciebie będzie.

Ujrzał jeszcze jej szeroki uśmiech. Potem nie widział już nic…

Koniec

Komentarze

Cześć.

Interpunkcja leży definitywnie. Sądziłem, że każdy władający językiem polskim wie, iż przed “który” prawie zawsze przecinek być powinien. A tu niespodzianka. Sądzę, że OpenOffice poprawiłby ją staranniej niż Ty (co pozwala mi sądzić, że albo nie znasz i nie chcesz znać zasad polskiej interpunkcji, albo deklaracja o tym, że poprawiłeś wszystko, co znalazłeś (a wymagało poprawy) jest dalece przesadzona).

Sporo literówek (choć nie czytałem nawet do połowy). Jeżeli naprawdę czyta się własny tekst i zna się zasady pisowni danego języka, to znajduje się te literówki. Nie znajduje się ich wówczas, gdy jest się na bakier z zasadami pisowni oraz wtedy, gdy nie czyta się tekstu, tylko ślizga po nim (jakby z nudów pomijając koncentrację na każdym wyrazie, a tylko odtwarzając treść).

Bardzo nie podobają mi się budowane przez Ciebie zdania, bo zabijają każdą próbę zbudowania klimatu.

“Północ minęła już dawno, a jednak nie potrafił zasnąć wpatrzony w sufit na którym ogromny i przeraźliwie jasny księżyc co i rusz przecinany czarnymi chmurami malował niesamowite i budzące grozę wzory“ (i jakaś spacja przed kropką). To zdanie to takie “bla, bla, bla”. Powinno być o tym, że północ już minęła, a jakiś on nie zdołał jeszcze zasnąć. Przeraźliwie jasny księżyc (tu powinien być Księżyc [wielką literą pisany]), chmurki i wzorki do śmietnika. Ani straszne, ani ciekawe, ani ważne dla fabuły. A tylko rozwlekają zdanie, nudzą i tym samym zabijają klimat.

Jeszcze raz przeczytałem trzy pierwsze akapity. Prawie każde zdanie zapisałeś w tym nudnym stylu. W skrócie: za dużo przymiotników. I wyszły flaki (w sensie: zrobiło się nudno).

OK, różne osoby różnie piszą. Usiłowałem kiedyś przebić się 2-3 razy przez twórczość rzekomego polskiego mistrza horroru o imieniu na literę S. I po bólach uznałem to za stracony czas. Było nudne. Poprawne i nudne. Prawie nijakie, coś, o czym po chwili się nie pamięta. I nie chce pamiętać. Sądzę, że nudzić możesz wówczas, gdy już sprzedasz kilka książek albo wtedy, gdy stać Cię na wydawanie ich za własne pieniądze.

Niemniej i tak uważam, że lepiej nie nudzić nić nudzić. Bardzo dobre poradniki o tym, jak budować grozę, czytywałem kiedyś w periodykach poświęconych grom RPG, zwłaszcza w działach o Cthulhu. Jeżeli trafisz na stare numery “Magii i Miecza”, to serdecznie polecam Ci ich przeczytanie. Bo Mistrz Gry wie, że znudzony gracz prawie na pewno więcej nie zagra.

 

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Szczery komentarz (bo o taki prosiłeś, autorze): niestety tekstu nie sposób przeczytać. Dotrwałem do połowy. Nielogiczne i niezrozumiałe zdania, bardzo źle z interpunkcją, niepotrzebne spacje…

 

Kiedy jednak postawił postawił pierwszy krok na schodach prowadzących do salonu w nieruchomej ciemności złowił wreszcie intruza.

 

– Co jest, kurde ? – spacja przed pytajnikiem. Ten błąd powtarza się w całym tekście.

 

-[ ]Zastąpisz go tu czy w Piekle ? – Tak, jak wyżej. Brak spacji.

Północ minęła już dawno, a jednak nie potrafił zasnąć(+,) wpatrzony w sufit(+,) na którym ogromny i przeraźliwie jasny księżyc co rusz przecinany czarnymi chmurami malował niesamowite i budzące grozę wzory .

Księżyc na suficie? Księżyc może przeciąć czarna chmura? Czy księżyc może malować wzory? Zdanie jest za długie, można z niego zrobić co najmniej dwa. Przecinki powinny rozdzielać zdania złożone, tam, gdzie kolejny czasownik, zazwyczaj będzie przecinek.

 

Wysmukłe świerki za szybami nuciły cicho w rytm wiatru(+,) ocierając się o siebie. ← świerki nie mogą nucić a poza tym, brakuje tutaj określenia CO nuciły.

 

Nic więc zatem dziwnego ← powiedz to na głos. Brzmi fatalnie.

 

Nic więc zatem dziwnego, że z początku nie zwrócił uwagi ← kto? brak podmiotu

 

Coś pomiędzy szelestem a stukaniem(+,) znajdującym się tuż na granicy rejestrowania dźwięku nie dało się usłyszeć tak łatwo.

 

Przetarł oczy spoglądając ← zastanów się, czy rzeczywiście można spoglądać i przecierać oczy

 

lśniącą tarczę budzika(+,) stojącą tuż przy jego łóżku.

 

Dochodziła pierwsza, więc czemu do cholery nie mógł zmrużyć oczu.  ← powtórzenie oczu, poza tym, jeśli zadajesz pytanie, kończysz je PYTAJNIKIEM.

 

Westchnął(+,) łapiąc pusty kubek w rękę i po omacku szukając kapci(+.) kKrokiem poturbowanego zombie ruszył ku drzwiom.

 

 

Nie mam siły na więcej, bo tutaj naprawdę każde zdanie jest do naprawy. Poczytaj poradniki, nie rób szkolnych błędów. Nie zniechęcaj się, tylko naucz się pisać lepiej. Weź pierwszą lepszą książkę w rękę, albo najlepiej ulubioną, i sprawdź interpunkcję, dialogi itd.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przebrnęłam przez całe opowiadanie i bardzo mi przykro, Kruczoczarny, ale muszę zgodzić się z zarzutami wcześniej komentujących – tekst, w obecnej postaci, nie nadaje się do czytania.

 

nie po­tra­fił za­snąć wpa­trzo­ny w sufit na któ­rym ogrom­ny i prze­raź­li­wie jasny księ­życ co i rusz prze­ci­na­ny czar­ny­mi chmu­ra­mi… – Księżyc i chmury na suficie? W jaki sposób chmury mogą przecinać księżyc?

 

ma­lo­wał nie­sa­mo­wi­te i bu­dzą­ce grozę wzory . – Księżyc malował? Zbędna spacja przed kropką.

 

do­dat­ko­wy dźwięk który nie­po­strze­że­nie wkradł się po­mię­dzy leśną sym­fo­nię. – …do­dat­ko­wy dźwięk, który nie­po­strze­że­nie wkradł się do leśnej sym­fo­nii.

 

Prze­tarł oczy spo­glą­da­jąc na lśnią­cą tar­czę bu­dzi­ka sto­ją­cą tuż przy jego łóżku. – Jak mógł widzieć budzik, skoro przecierał oczy?

Może: Prze­tarł oczy i spo­jrzał na lśnią­cą tar­czę bu­dzi­ka, sto­ją­cego tuż przy łóżku.

Stał budzik, nie tarcza. Zbędny zaimek.

 

Wes­tchnął ła­piąc pusty kubek w rękę… – Wes­tchnął, ła­piąc pusty kubek

Czy istniała możliwość, by złapał kubek inaczej, nie ręką?

 

Kiedy jed­nak po­sta­wił po­sta­wił pierw­szy krok… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

O mało co nie upu­ścił kubka gdy do do­biegł do niego, nie­okre­ślo­ny, dziw­ny, a przez to po pro­stu prze­ra­ża­ją­cy. Ury­wa­ny, brzmiał ni­czym stłu­mio­ne przez ścia­ny za­wo­dze­nie. – O co tu chodzi? Kim/ czym jest do, który dobiegł, dlaczego był urywany i brzmiał zawodząco?

 

ra­cjo­nal­ny umysł od razu pod­po­wie­dział naj­prost­szą od­po­wiedź. Prze­cież wie­czo­rem oglą­dał hor­ro­ry, a teraz głupi mózg pod­po­wia­da mu… – Powtórzenia.

 

– Co jest, kurde ? – Zbędna spacja przed pytajnikiem.

Błąd występuje wielokrotnie, w całym opowiadaniu.

 

uspa­ka­ja­jąc bli­skie omdle­niu serce… – …uspa­ka­ja­jąc bli­skie omdle­nia serce

 

po­pra­wia­jąc chwyt na nożu pod­jął po­dej­ście dru­gie do zej­ścia. – Paskudne powtórzenie, w dodatku nie wiem co znaczy.

 

ro­dzi­ce i bra­cia wy­je­cha­li na ferie do ro­dzi­ny zo­sta­wia­jąc go sa­me­mu w domu. – …ro­dzi­ce i bra­cia wy­je­cha­li na ferie do ro­dzi­ny, zo­sta­wia­jąc go samego w domu.

 

Dzię­ki wy­ostrzo­ne­mu sły­cho­wi usta­lił, że dźwięk który sły­szał roz­cho­dził się z ze­wnątrz domu. 

 – Literówka. Powtórzenie.

Może: Dzię­ki wy­ostrzo­ne­mu słucho­wi usta­lił, że dźwięk do­cho­dził z ze­wnątrz

 

zaś stopy w klap­kach za­stu­ka­ły o żwi­ro­wa­ną ścież­kę. – Raczej: …zaś stopy w klap­kach zaszurały na żwi­ro­wa­nej ścież­ce.

 

Ogród, pod­czas dni za­dba­ny, ko­lo­ro­wy i wręcz ob­se­syj­nie schlud­ny… – Czy nocami ogród stawał się zaniedbany?

 

wokół zaś za­wi­ro­wał cichy dziew­czę­cy śmiech. – W jaki sposób wiruje śmiech?

 

-Kim je­steś ? -Krzyk­nął – Pokaż mi się ! – Kim je­steś? – krzyk­nął. – Pokaż mi się! 

Brakuje spacji po dywizach, zamiast których powinny być półpauzy. Brak kropki. Zbędne spacje przed pytajnikiem i wykrzyknikiem.

Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

głos wy­da­wał się do­cho­dzić jakby z zni­kąd. – …głos wy­da­wał się do­cho­dzić jakby zni­kąd.

 

od­bi­ja­jąc się od niej spra­wia­ło ,że… – Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po przecinku.

 

Mie­nią­ce mu się przed ocza­mi roz­bły­ski na mo­ment za­sło­ni­ły przed jego wzro­kiem czar­ną syl­wet­kę który mocno za­ry­so­wał się na tle gęst­nie­ją­cych opa­rów. Ta, kil­ka­na­ście me­trów od niego roz­stą­pi­ła się uka­zu­jąc parę żyw­cem wy­ję­tą z ta­nich fil­mów grozy. – Piszesz o sylwetce, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: …czar­ną syl­wet­kę, która mocno za­ry­so­wała się

Czy dobrze zrozumiałam, że czarna sylwetka rozstąpiła się i ukazała parę z filmu grozy?

 

Chło­pak od­dy­chał spo­koj­nie, krót­ki­mi kon­tro­lo­wa­nym od­de­cha­mi… – Powtórzenie.

 

Jego oj­ciec, za­pa­lo­ny fan spor­tów walki już kiedy miał kilka lat wy­słał go na pierw­sze za­ję­cia judo… – Czy dobrze rozumiem, że kilkuletni ojciec bohatera wysłał syna na zajęcia judo?

 

w kie­run­ku w któ­rym wy­da­wa­ło by się… – …w kie­run­ku, w któ­rym wy­da­wa­łoby się

 

usko­czył w ostat­niej chwi­li uni­ka­jąc ma­syw­ne­go ostrze… – …usko­czył w ostat­niej chwi­li, uni­ka­jąc ma­syw­ne­go ostrza

 

Jasno fio­le­to­we oczy przy­glą­da­ły mu się… – Jasnofio­le­to­we oczy przy­glą­da­ły mu się

 

mu­siał się wy­si­lać by ja usły­szeć. – Literówka.

 

Nie chciał umie­rać…Chciał żyć… – Brak spacji po wielokropku.

 

Nadal nie mógł się ru­szyć, mimo że mogła mieć… – Powtórzenie.

 

W jego pier­si jakby zma­te­ria­li­zo­wał się wy­ję­ty zni­kąd ozdob­ny szty­let. Z jego gar­dła wy­darł się po­twor­ny wrzask, ostrze pa­li­ło go żywym ognie krad­nąc przy tym cie­pło z jego koń­czyn. A więc jed­nak mnie za­bi­je, po­my­ślał. Wy­rwa­ła ostrze z jego pier­si… – Przykład nadmiaru zaimków, w zasadzie zbędnych. Literówka.

 

Ale to już ob­ser­wo­wał przez mgle która zbli­ży­ła się… – Literówki.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

,,Wziął kilka głębokich wdechów, uspakajając bliskie omdleniu serce i poprawiając chwyt na nożu, podjął podejście drugie do zejścia.’’– radzę ci, przeczytaj to zdanie jeszcze raz, bo brzmi fatalnie.

Ogółem masz spore problemy ze stylistyką o interpunkcji nie wspominając, ale akurat to chcę tylko zasygnalizować, ponieważ sama niezbyt dobrze czuję się w tej dziedzinie i moje uwagi na nic się nie zdadzą, skoro sama robię te błędy.

W ogóle tekst wygląda tak, jakbyś go pisał w biegu. Tak jak powiedziano wcześniej– niestety tekst niezbyt nadaje się do czytania. Chcesz stworzyć klimat, ale burzysz go źle ułożonymi zdaniami. Jest pomysł (przypominający hybrydkę kilku horrorów, ale co kto lubi), jest jakiś bohater, ogółem cały zamysł nie jest zły, ale wykonanie go jest naprawdę słabe. Masz takie momenty, że dobrze wszystko układasz przez co w głowie czytelnika obraz tej sytuacji zaczyna się kształtować a masz takie, że w ciągu chwili ten obraz zostaje zburzony. Serio, momentami trudno było przez niego przebrnąć. Przez te zdania akcja nie szła płynnie, ciągnęła się trochę jakby ktoś nie potrzebnie włączył slow montion i w efekcie tekst jest średnio czytelny, choć według mnie nie jest tragiczny. Po prostu musisz więcej pisać, aby sobie wyrobić taką stylistykę i przed publikacją czegokolwiek, już po napisaniu, przeczytać co najmniej dwa razy. Wtedy wyłapiesz gdzie coś kolokwialnie mówiąc ,,zgrzyta’’ i jak to można poprawić. Radzę też czytać więcej książek, bo to bardzo pomaga w wypracowywaniu własnego stylu i najlepiej sięgać po książki dobre, ponieważ to co czytasz, przekłada się na to jak piszesz i uwierz mi, że bynajmniej nie wyolbrzymiam.

Więc pisać, pisać i jeszcze raz pisać, bo gdyby nie te zdania, praca byłaby naprawdę niezła. Najlepiej żebyś przed publikacją znalazł sobie dobrą betę– oszczędzisz sobie wtedy więcej tego typu komentarzy i sam się czegoś nauczysz, bo w końcu te opinie mają ci w czymś pomóc a i ja mam nadzieję, że w czymś tu pomogłam.  Powodzenia i have a nice day!

Niestety, pozostaje mi tylko zgodzić się z poprzednikami. Bardzo trudno brnie się przez ten tekst. Starasz się tworzyć skomplikowane, poetyckie, klimatyczne zdania, a wychodzi nieczytelna treść. To nie jest tak, że tego typu zdania są złe, wręcz przeciwnie. Jeśli ma się odpowiednie umiejętności, często rzeczywiście nadają opowiadaniom klimatu i wyjątkowości. Jednak jeśli tych umiejętności się nie ma w wystarczającym stopniu – wówczas tylko przeszkadzają.

Najpierw naucz się tworzyć proste zdania, nie poetyzuj. Jak temu podołasz – możesz zacząć próby eksperymentowania.

Dobrze, że poprawiłeś wskazane błędy, ale nadal zostało sporo usterek:

Można śmiało powiedzieć, że swoją ostrożność o mało co nie przypłacił zawałem.

Swojej ostrożności.

Martwy dom łapczywie chwycił jego głos i pochłoną go, tak, że wydawał się zamilknąć szybciej, niż było to możliwe. Czując upiorną rękę strachu na karku, nie odwracając się od schodów, cofnął się do pokoju

Literówka. Kto się cofnął? Bo w poprzednim zdaniu podmiotem był dom…

musiał się wysilać, by ja usłyszeć.

Literówka.

Te, kilkanaście metrów od niego rozstąpiłay się,

Literówka.

Próbowałeś teraz, po upływie czasu spokojnie przeczytać tekst i poszukać błędów?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka