– Powiedz mój zacny Ligurczyku czy chciałbyś wiedzieć dlaczego nie wolno nam igrać z czymś czego nie sposób objąć swoim umysłem? – zapytał Amannam Letuszkin swoim przeciągłym głosem nadobnego starca. Aldo stał i wpatrywał się w niego oczami pełnymi szacunku i nieokreślonej obawy. Otworzył usta by coś powiedzieć jednak ostatecznie kiwnął tylko głową w geście zachęty dla wielkiego mędrca jakim był Letuszkin.
– Zatem słuchaj chłopcze – odparł Amannan. Oto historia z czasów gdy Kruszec dopiero wzrastał w siłę a ludzie wielbili go niczym najcenniejszy klejnot:
“Chłopiec z prostej rodziny Kruczych usłyszał głos płynący z oddali. Początkowo był to tylko szept. Cichy, niewinny głosik, podszept czegoś nieokreślonego. Z czasem jednak głos przybierał na sile i począł dominować na jego życiem. Nie pozwalał spać, jeść ani pracować. Aż do dnia kiedy głos stał się tak silny, że Olmo nie wytrzymał i chcąc wydrzeć tę myśl ze swojej głowy zaczął rozdzierająco wyć, próbując zagłuszyć to co od tak dawna skrywało się w jego umyśle. Krzyczał coraz głośniej z nadzieją, iż głos zniknie tłumiony wrzaskiem jaki wydobywał się z jego krtani. Wtem poczuł dotyk ludzkiej dłoni, która niepewnie musnęła jego ramienia. To siostra chłopca Wigi z niepokojem przyglądająca się mu od wielu dni chciała wyrwać go z tej szalonej gorączki.
– Zostaw mnie!! – krzyknął i odepchnął ją mocniej niż kiedykolwiek. Głos znów zdominował jego umysł. Chłopiec dostrzegł drzewo, które niegdyś służyło mu do dziecięcych zabaw i podbiegł do niego uderzając najmocniej jak potrafił, omal nie rozbijając sobie czaszki.
Wigi przerażona widokiem brata w taki stanie pobiegła do wioski po ojca i innych mężczyzn. Biegła ile sił, chcąc jak najszybciej zakończyć utrapienie brata. Obraz wijącego się przeraźliwie brata na zawsze pozostał już w jej pamięci. Gdy tylko dotarła do Capobell ojciec dziewczyny szykował się już do drogi do lasu. Wszyscy mieszkańcy tej małej wioski na skraju Fervor obdarzali Ziemię wielkim szacunkiem. Kiedy Wigi zatrzymała się obok ojca echo płynące z lasu przypominało jej kwilenie zarzynanego zwierzęcia. Ruszyli do lasu wabieni niepokojącym głosem. Dziewczyna obawiała się tego co zastanie na miejscu. Jednak to co ukazało się ich oczom przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Olmo w szalonym skupieniu wydzierał kolejne warstwy tak cennej Ziemi. Ojciec chłopaka podbiegł do niego próbując oderwać go od beszczeszczenia Ziemi. Olmo odepchnął go z dzikim zwierzęcym odruchem, raniąc jego twarz pazurami ostrymi niczym szpony Baalika. Chłopak z mieszanką skóry i krwi ojca na dłoniach darł w tej bezcennej glebie jakby szukając czegoś bliżej nieokreślonego.
– Urog! Urog! on jest Urog! – wykrzyknął przerażony ojciec. Wigi niewiele myśląc pobiegła ile sił w nogach po pomoc jedynego “który wie”. Gdy dotarła do ostatniego domu przy granicy z Ligurią i zaczęła walić pięściami w Ilanowe odrzwia domu, aż na jej knykciach nie pojawiły się krwawe otarcia. Łkała z bezsilnością:
– Otwórz Panie Urog! Urog!
Dom na skraju krain należał do mojego rodu. Namannan Letuszkin był moim przodkiem. Pisał w swoich księgach o częstych najściach “dzikusów” jak nazywał Kruczych. Jednak żadnego dnia w swoim długim życiu nie opisał tak szczegółowo jak właśnie tego.
Namannan Letuszkin ociągając się podszedł do drzwi przeklinając dzień w którym otworzył drzwi swojego domu dla tych dzikich plemiona zamieszkujących tutejsze okolice. Cóż tym razem zakłóca jego spokój. Wtedy to usłyszał. Urog. Dziewczę krzyczało wyraźnie w Mowie Wszystkich Ludów.
– Urog! Panie Urog! – łkała krucza dziewczyna
– Czego chcesz głupia dziewko? – odparł Letuszkin odchylając lekko drzwi aby dostrzec to nieszczęsne stworzenie.
– Urog! Arubai! Urog! – łkała spazmatycznie
– Mówże normalnie! – warknął na nią Letuszkin.
– Urog! Panie! Brat. Ziemia. – uniosła dłonie ku niebu i podkuliła zdarte knykcie w geście Baalika gotowego do ataku zaczynając swoją nerwową pantomimę udając rozkopywanie Ziemi w powietrzu.
– Jest chory, głupia! – przerwał jej Letuszkin. – Słyszy głosy? – podjął Namannan z obawą w głosie.
Wigi pokiwała głową potakując.
– Prowadź! – rozkazał Namannan
Ruszyli przed siebie do miejsca które wskazywała dziewczyna. Kiedy dotarli na miejsce oczom Letuszkina ukazał się widok, który postanowił przekazać potomnym. Pośród drzew ujrzał młodego kruczego chłopca, który kopał rękoma w Ziemi w jakimś dziwnego rodzaju ekstatycznym szale. Jego dłonie rozrywały korzenie potężnych drzew, a krwawiące palce częściowo pozbawione paznokci niczym sztylety precyzyjnie torowały drogę do celu. Przez tych kilka chwil chłopak zdążył przekopać dół wielkość chaty w której zapewne mieszka jego rodzina.
– Olmo! – krzyknęła dziewczyna do postaci, która jeszcze tego dnia rano była jej bratem.
Namannam kazał stojącym mężczyznom przyprowadzić wozy z najsilniejszymi końmi jakie tylko mają oraz plecione liny. Nazbierał mchu z okolicznych drzew starając się nie patrzeć na na “to coś”. Rozerwał dół swoich szat i kiedy usłyszał się chłopi się zbliżają, podbiegł do nich i rozkazał co mają robić patrząc w ich pełne przerażenia twarze. Dla tych nieszczęśników był Urog, czyli stworzeniem z bajek jaki opowiadano im aby nie zbliżali się granic swojej krainy i wzbudzić w nich strach przez złością Ziemi. W rzeczywistości to co spotkało tego biednego chłopca było czymś znacznie gorszym, począwszy od tego dnia aż do śmierci będzie Verr Leches – Zdobywcą kruszcu.
Podeszli do postaci, który nadal ryła w Ziemi z zadziwiającą precyzją na bezpieczną odległość i czekając na sygnał “tego który wie” największy z chłopów rzucił się na Olmo całym swoim ciężarem przewracając go na miękką rozgrzebaną glebę. Namannan wypchał chłopcu uszy mchem najszczelniej jak tylko mógł i przewiązał je ciasno kawałkiem materiału ze swojej szaty. Opór chłopca nieco zelżał. Letuszkin skorzystał z chwilowej niemocy, Verr Lechesa i z pomocą chłopów związał mu nogi. Kiedy zabierali się za związane mu rąk, Olmo żałosnym ruchem spętanego zwierzęcia odepchnął wolną ręką Namannana z taką siłą i zajadłością że rozdarł mu ramię do białości. Letuszkin syknął z bólu i w bezwarunkowym odruchu uderzył chłopca zdrowym ramieniem – otumaniając go na chwilę wystarczającą do spętania mu nadgarstków. Namannan wstał otrzepał wierch swojej szaty i przywołał pozostałych chłopów. Splunął pod nogi “tego czegoś” co właśnie wyrwało mu kawał mięsa z ramienia. Przenieśli “to coś” na wóz i przywiązali ciasno do desek, tak by nie mógł zrobić najmniejszego ruchu. Jedyne co teraz mu pozostało to zabrać go stolicy żeby na południu dokończył swojego żywota jako istota przypominająca tylko człowieka, łaknąc kruszcu który mamił jego umysł. Do dnia kiedy jego struchlałe od wysiłku ciało, zacznie gnić od środka sycone tylko nieskończoną chęcią posiadania jedynej ważnej dla niego rzeczy – kruszcu. Namannan Letuszkin wiedział że powierzenie tego zadania któremuś z tych nieszczęsnych głupców nie wchodziło w grę musiał zrobić to sam. Problem w tym że w Fervor Letuszkin był persona non grata, a wjazd z Verr Leches niewiadomego pochodzenia do stolicy będzie dużym błędem. Wiedział jednak że musi pozbyć się tej istoty jak najszybciej a już z pewnością szybciej niż “to coś” pozbędzie się jego”.