- Opowiadanie: mirekson11 - Kajdany pamięci

Kajdany pamięci

ROZDZIAŁ PIERWSZY POWIEŚCI “KAJDANY PAMIĘCI”.

 

Test poprawiał BaruArlab.

Oceny

Kajdany pamięci

Wyglądało to tak, jakby ktoś zapomniał posprzątać po imprezie. Wchodząc do zimnego pomieszczenia, kobieta odruchowo złapała się za ramiona, tuląc je. Z wyraźnym niepokojem patrzyła na niedopałki papierosów porozrzucane po blacie kuchennym. Przecież on nie pali, pomyślała. Podeszła do zlewu. Był wypełniony zgniecionymi pustymi puszkami po piwie. Znów pojawiło się zdziwienie. Thomas nigdy nie lubił tracić kontroli, nigdy nie upijał się na umór. Coś jej tu śmierdziało.

Głęboko wzdychając przeszła przez próg, kierując się do salonu. Zamontowana obok klimatyzatora pod sufitem elektroniczna bariera dźwiękowa zaniosła w eter dźwięki symfonii Beethovena.

Jeśli śpi, to pewnie go zbudzę, pomyślała zmierzając w lewo, do jego pokoju.

Przez okno do pomieszczenia wpływał strumień światła, kłujący, jesienny. Zasłoniła oczy dłońmi i przesunęła się trochę w bok, tam gdzie stało łóżko.

Na legowisko nasunięta była kołdra, która przykrywała leżącą postać. Spod materiału wystawały jedynie męskie wełniane skarpetki.

– Jakby była zima – rzuciła na głos, zbliżając się do postaci.

Wstawaj, leniuchu, pomyślała jeszcze raz wodząc po pokoju spojrzeniem śledczego. Panował tam istny rozgardiasz, burdel, chaos. Właśnie potrąciła butelkę wódki, z której polał się na turecki dywan strumień alkoholu. Kobieta zacisnęła zęby w przypływie gniewu. Ten koleś zaczynał ją wnerwiać.

– Wstawaj, kurwa mać! – Tym razem musiał to usłyszeć. Jej sopran był donośny, szczególnie dla mężczyzn, dawniej głównie dla Thomasa, a ogólnie dla wszystkich. – Przed kilkoma laty mieli romans, który trwał dopóki jej nie zdradził. Można by powiedzieć, że zastała go na zwyczajnej czynności, na grzechu nowoczesności, na zdradzie. Pięknego dnia zjawia się w domu z zakupami w ręce, radosna, że zaraz spotka kochanka, rzuci mu się w ramiona i, wchodząc do pokoju, widzi nagą parę, kopulującą jak zwierzęta, i chcąc oddać prawdziwość sytuacji, należałoby powiedzieć śmielej, że ujrzała parę rżnącą się na pieska. Po tym zdarzeniu został potężny niesmak i pytanie, czy przebaczy Thomasowi. No cóż, z przebaczeniem poczekał te niespełna trzy lata, podczas których napracował się by mogła go nazywać znajomym, kolegą, kumplem.

I w owej chwili ten zdrajca, kobieciarz zaczął ją irytować. Jeszcze raz krzyknęła przywołując go do porządku, ale on nic a nic, zero reakcji. Skusiła się, żeby jeszcze raz dokładnie rzucić okiem po pokoju. Majtki! Leżały na sofie nieopodal łóżka. Schyliwszy się podniosła bieliznę i zaczęła oglądać ją ze wszystkich stron, pod światło, uważnie, jak człowiek biorący do rąk przezroczysty worek ze śmieciami, szukający czegoś ważnego, co utonęło w głębinach oceanu opakowań.

– Ciekawe co to za nieszczęśnica – powiedziała głośniej niż zazwyczaj, w cichej nadziei, że tym razem znajomy raczy się podnieść. – Mam nadzieję, że kolejnym razem trafisz na kogoś bardziej rozgarniętego. – To zdanie kierowała do właścicielki bielizny, której, rzecz oczywista, nie było w pomieszczeniu.

Nagle kołdra poruszyła się. Słychać było sapnięcie kogoś, kto zbudził się po długiej i gorącej libacji, kto z całą pewnością nie marzył o tym, żeby być przebudzonym.

– Wstawaj, świnio! – Uniosła się. Sytuacja powoli zaczęła wytrącać ją z równowagi. Nie ma co się dziwić, zdarzenie przypominało jej coś nieprzyjemnego z bolesnej otchłani przeszłości.

– Thomas! Daj spokój. – Rzuciła majtki na twarz, która właśnie wychyliła się spod kołdry. – Przyznaj się, kogo tym razem oszukałeś, co? Kim była ta głupia baba, która dała się uwieść oszustowi i maniakowi seksualnemu, komuś, kto nie pierze skarpetek, nie umie ugotować obiadu, ani segregować śmieci. A propos, wiesz, że pustych puszek nie wrzuca się do zlewu? Musiałeś być nieźle pijany, skoro pomyliłeś zlew z koszem. – Wyprostowała się dumnie, czując przypływ władczej siły, wiedząc, że ma nad Thomasem przewagę.

Mężczyzna spojrzał na stojącą nad nim nimfę, patrzył na nią jak na doskonałą rzeźbę z marmuru, na wzór perfekcji, piękna, symbol ideału kobiecości. Ponadto w jego wzroku było zdziwienie i bezsilność. Jego błękitne oczy mówiły: jesteś niedostępna, kimkolwiek jesteś, jesteś dla mnie za piękna, za bardzo doskonała, zbyt boska.

 – Co się tak dziwisz, jakbyś ducha zobaczył, co? – spytała, oburzona, że śmie jej nie poznawać. Już powinien się przebudzić. Nie można mieć aż tak wielkiego kaca, żeby nie pamiętać twarzy kogoś bliskiego.

Z jego ust wydobył się dźwięk niepewności wyrażony w pytaniu:

– Kim jesteś?

– Co? – Cofnęła się o krok. Zaniemówiła.

Nastała krępują cisza, przerywana odgłosem ciężkiego oddechu mężczyzny.

On zaś oczy miał wlepione w jej szerokie, zmysłowe, krwistoczerwone usta. Spoglądał w jej zielone oczęta, ukryte pod długimi i mocno wymalowanymi na czarno rzęsami. Jej proste włosy opadały kaskadą na ramiona, błyszczały w świetle promieni słonecznych.

Kobieta odchrząknęła, po czym rzekła:

– A ty nie przespałeś się wczoraj z jakąś laską, która wsypała ci do piwa środek na amnezję?

– Co?

– Zaczynasz mnie wkurwiać, Thomas! Zachowujesz się jak małe dziecko. Powiedzże coś wczoraj robił, bo nie mam zamiaru snuć niekończących się teorii na temat twojej wczorajszej imprezki i…

– O czym pani mówi – przerwał jej, kręcąc głową. – Ja pani nie znam.

Zamilkli.

Zza okna dochodziły dźwięki klaksonów.

– Przepraszam bardzo, ja naprawdę pierwszy raz panią widzę. Wchodzi pani do mojego domu i mówi do mnie jak przyjaciółka, ale… ale ja nic o pani nie wiem. Nie wiem jak ma pani na imię.

– Naprawdę coś jest z tobą nie tak. Wyglądasz na przestraszonego. Jakbyś faktycznie nie wiedział kim jestem. Jakbyś… jakbyś miał amnezję! Tak w ogóle, wiesz jak się nazywasz?

Przełknął ciężko ślinę i jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy.

– Nie mam pojęcia. To dziwne… – Z niedowierzaniem przyglądał się własnym dłoniom, jakby po raz pierwszy stanęły mu przed oczami. – Ja naprawdę nie wiem kim jestem!

Energicznym ruchem odsunął kołdrę na bok i wstał.

– Jak ma pani na imię? – spytał.

– Melissa.

– Melissa, Melissa – powtórzył jak człowiek uczący się na pamięć słówka w obcym języku.

– Ty naprawdę masz amnezję! – wykrzyknęła, tracąc nad sobą kontrolę. – I musiałeś wczoraj coś zażyć, jakieś świństwo, i pewnie mi powiesz, że tego nie pamiętasz. Nic ci nie przychodzi do głowy? – Zerknęła na szafę, na której przeważnie stały posegregowane książki, gatunkami, dokładnie, i tym razem brakowało ponad połowy pozycji. – A co z twoimi autorami, co? Może ktoś ci zwinął książki, nie pomyślałeś o tym?

Zmarszczył czoło.

– Książki?

– Nie udawaj głupiego! Patrz na szafę. Nie złości cię to, co widzisz? Ej, z tobą jest już naprawdę źle, skoro nie reagujesz na rozgardiasz w pokoju. – Ukłuł ją lęk, potęgowany przez świadomość, że jej znajomy miał bzika na punkcie dokładności w segregowaniu książek i zawsze miał je poukładane na szafie.

– Melissa, powiedz mi coś więcej o mnie. Kim ja jestem? Co ja w ogóle robię… czym się zajmuję?

Komu to zgłosić, pytała w duchu, gdzie udać się z tym przypadkiem? Przecież nie pójdzie na pogotowie, bo lekarze zidentyfikują go jako działacza podziemnego (Thomas zajmował się nielegalnym wydawaniem książek, a szczególnie ostatnimi czasy drukował antykomunistyczne teksty, które cieszyły się coraz większą popularnością wśród buntowników, jednocześnie wzbudzały wrogie zainteresowanie u socjalistów).

– I co ja mam teraz z tobą zrobić, no co? – Melissa rozłożyła ręce w geście bezradności. Zaczęła krążyć po pokoju jak człowiek, nad którym wisi nieuchronna katastrofa, chodziła nerwowo, dokoła, z błędnym wzrokiem, wpatrzona przed siebie, zamyślona, szukająca odpowiedzi i podświadomie czująca, że jej nie znajdzie.

– I nic nie wiesz o pustych puszkach? – Dłonią wskazała na kuchnię. – Nic nie wiesz o papierosach, o… o tych majtkach? – Z obrzydzeniem spojrzała na bieliznę leżącą na zmiętej kołdrze.

– Nie mam pojęcia o co tu chodzi – wysapał. Serce biło mu coraz szybciej.

– I nie wiesz czyja to bielizna?

– Nie wiem.

– A piwa?

– Ej! Pani mnie wypytuje jakbyśmy byli na sali rozpraw! Wypraszam sobie!

Kobieta nie mogła powstrzymać śmiechu. Thomas nigdy nie zwracał się do niej w taki sposób, tak infantylnie, z dystansem, wielkim dystansem.

– Pani, pani… Daj spokój z tą panią – bąknęła. – Uznajmy, ze piliśmy już bruderszaft.

– Bruderszaft…

– Zaraz, zaraz. – Zbliżyła się do niego o kilka kroków. Wypatrzyła coś niepokojącego, szarą bliznę tuż nad jego prawą skronią. Dłonią szurała po jego skórze, szukając czegoś więcej, jakiś innych znaków.

– Masz bliznę. Nigdy jej nie widziałam. Może to od wczoraj? Nie pamiętasz… a, zapomniałam, że ty nic nie pamiętasz. – Westchnęła, kręcąc głową. – Poważnie zaczynam się zastanawiać nad tym, czy ktoś wczoraj zabawił się twoim kosztem. Mógł cię uśpić, nie wiem jak, ale uśpić, a potem zrobił sobie imprezkę, zaprosić dziewczynkę, zabawił się, nakradł ci książek i… i co najdziwniejsze, zabrał ci pamięć! Wiem, wiem, że brzmi to głupio, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

– Aha. – Mężczyzna patrzył na nią tępym wzrokiem.

– Coś tam słyszałam o amnezji, o proszkach, które faceci wsypują dziewczynom na zabawach, żeby te nie pamiętały chwil gwałtu. Budzą się rano z bólem głowy, a wspomnienia wracają nieraz dopiero po latach, kiedy terapeuta odpowiednio napracuje się nad traumą pacjentki.

– Terapeuta…

– Kurwa mać! Mam już tego dosyć. Masz dwadzieścia sześć lat i dziurę w głowie. Nie zamierzam uczyć cię życia na nowo!

Cisza.

Zza okna dochodził szum pracujących silników samochodowych.

– Przepraszam, bardzo cię przepraszam, Thomas. Ale po prostu tracę już cierpliwość, jestem zupełnie bezradna. Nawet nie wiem, do kogo zwróć się o pomoc. Taka sytuacja nie zdarza mi się zbyt często. Najgorsze jest to, że działasz w podziemiu i nie mogę skierować cię do szpitala. Sam rozumiesz.

– Działam w podziemiu? O-o co tu chodzi? Powiedzże coś więcej.

– No tak, pewnie nie wiesz co się dzieje na świecie…

Podszedł do okna i zaczął wpatrywać się w biurowce naprzeciwko. W spojrzeniu miał jedno wielkie pytanie i zdziwienie.

– Mamy rok dwa tysiące sześćdziesiąty piąty. Do tej pory był ustrój kapitalistyczny, a propos jedyny ustrój, który wytrzymał w Ameryce od ponad stu lat. I od kilku miesięcy dzieją się dziwne rzeczy, takie jak manifestacje komunistyczne, groźby socjalistów o przejęciu przez nich absolutnej władzy nad Stanami Zjednoczonymi. Przed tygodniem zakazano korzystać z książek. Miesiąc temu zabroniono oddawania czci Bogu, rozumiesz? To okropne! Nie możemy się modlić, oczywiście publicznie, a wielki Big Brother to tylko kwestia czasu, nawet nie będziemy wiedzieli kiedy, a zamontują kamery we wszystkich domach, będzie zupełnie jak w powieści Orwella.

– Jest aż tak źle?

– Jeszcze nigdy nie było tak źle jak teraz. Nie można uprawiać miłości, ba, gorzej, nie można mieć intymnych relacji z ludźmi, a chodzi tu nawet o czułość, tak, nie dziwię się, że się dziwisz, jak ci to mówię, tak. Dobrze słyszałeś. Nie można kochać!

– Spodziewam się, że za przekroczenie zakazu można dostać surową karę.

– I to jaką! Człowieku, pakują cię do więzienia na czas nieokreślony. Wiesz ilu z moich znajomych siedzi w pace za spotykanie się z ludźmi. Za taką normalną czynność. Nawet nasza rozmowa, teraz, zwykła rozmówka jest nielegalna. Jeśliby jakiś funkcjonariusz… ach! Strach myśleć. W ogóle lepiej o tym nie mówmy. – I dodała półszeptem. – Czuję się obserwowana.

– Dobra, ale co my mamy wspólnego z łamaniem zakazów? Chodzi mi o inne rzeczy, o naszą działalność. Coś wspomniałaś o podziemiu. O co w tym chodzi?

– Podziemie… – Zwiesiła głowę, zadumana. – Po prostu zajmujemy się drukowaniem książek. Ostatnio drukowałeś antykomunistyczne teksty, manifestacje, felietony, które nie podobają się władzy, uwierz mi, bardzo im się to nie podoba. – W jej spojrzeniu ujrzał nie tyle groźbę, co wielkie przerażenie.

– Czyli walczymy po dobrej stronie – podsumował.  

– Jedynej słusznej – dodała.

– Ty też jesteś w to zamieszana?

– Tak. Razem pracujemy dla Departamentu Sprawiedliwości.

– Jeszcze nie wiem tylu rzeczy. Na przykład! Powiedz mi skąd się znamy? Powiedz o tym, jak się poznaliśmy, czy długo się znamy, czy jesteśmy dobrymi przyjaciółmi?

– Człowieku – parsknęła, podnosząc lekko kąciki ust. – Kiedyś byliśmy razem.

– Razem? Chodzi ci o to, że mieliśmy romans?

– Tak – zachichotała.

– Czemu się śmiejesz?

– Bo pierwszy raz widzę cię takiego nieśmiałego, zupełnie bezbronnego.

– Zawsze byłaś taka zabawna? – W jego głosie zabrzmiała nuta sarkazmu.

– Tylko nie w łóżku.

– Domyślam się.

I nastała cisza, w której nasłuchiwali miarowych uderzeń ściennego zegara.

Dziewczyna w nagłym przebłysku przypomniała sobie coś istotnego.

– Neurobotomia! Tak! Jak mogłam o tym zapomnieć! – krzyknęła, łapiąc się za głowę.

– Neurobotomia?

– Chodzi o to, że… może nie, powiem wszystko od początku. Tu trzeba się cofnąć w czasie do lat dwudziestych. Widzisz, w dwa tysiące dwudziestym dziewiątym, w jednym ze szpitali psychiatrycznych zaczęto eksperymentować na pacjentach, którzy mieli problemy z pamięcią. Cierpiących na amnezję lub niektóre postacie schizofrenii poddawano zabiegowi, podczas którego osobie skazanej na karę śmierci za pomocą specjalnego urządzenia odbierano pamięć, następnie przeszczepiano ją do niedomagającej pamięci chorej osoby. Efektem tego było…

– Chory budził się ze wspomnieniami więźnia?

– Dokładnie!

– Jak temu zaradzili?

– No właśnie, dobre pytanie. Więźniów i nędzarzy brali jako króliki doświadczalne na salę operacyjną. Szukali tej części pamięci człowieka, która jest zdrowa, to znaczy, są w niej zawarte wiedza i umiejętności, a nie, jak to było w pierwszym eksperymencie, traumatyczne wspomnienia i cała lista nazwisk, twarzy, historii, cierpienia i smutku. Szukali tego złotego środka.

– Udało im się znaleźć ten złoty środek?

– Poniekąd. Eksperymenty, oczywiście nielegalne, trwają do dziś. Przypominam, cały czas mówimy o działalności nielegalnej. Oczywistym jest, że nie mogą dopuścić do użytku czegoś, co niesie negatywne konsekwencje.

– Ale mogli by zrobić tak – podjął Thomas – że choremu przeszczepiliby pamięć osoby, która jest utalentowana i prowadziła zdrowy tryb życia.

– I tutaj pojawia się problem! – Zaakcentowała, lekko podekscytowana tematem. Czuła, że zbliża się do sedna. – Który zdrowy człowiek chciałby pozbyć się swojej pamięci?

– Raczej żaden – Thomas pokiwał głową.

– Twierdzisz – kontynuował po pauzie – że jakiś chory człowiek przeszczepił mi pamięć?

– No… coś mi mówi, że… Poczekaj. Odpowiedz mi na kilka, dosłownie kilka pytań.

Thomas usiadł na łóżku. Twarz schował w dłoniach.

– Wiem, że jest ci ciężko.

– Nie wiesz – wycedził przez zęby.

Nerwowe milczenie akcentował hałas napływający z ulicy.

– No więc, pytaj mnie – powiedział, prostując kręgosłup.

– Powiedz mi, czy czujesz się obco w swoim ciele?

Thomas wytrzeszczył oczy.

– Tak. Czuję się nieswojo, baaardzo nieswojo.

– Drugie pytanie. Czy czujesz, że myśli nie były twoimi myślami?

Mężczyzna wstał z łóżka. Odwrócił się do Melissy plecami. Skupił się na ciężarze myśli, które napływały do jego mózgu diabelskim, niepokojącym strumieniem, którego źródła nie mógł odnaleźć. Czuł się jak obcy w obcej skórze, człowiek, któremu skradziono ja, odebrano prawdę, tożsamość, rodzinę, to co cenne, czyli wspomnienia, dobre, złe, radosne, smutne, wszystko, odebrano mu wszystko. Pozostawiono go z cudzym bagażem, rozbitego na nieznanym lądzie.

– Tak. Czuję, że myśli nie są moimi myślami – potwierdził po chwili.

– Powiedz mi, czy boli cię głowa? – spytała.

– Czy głowa mnie boli? Szczerze powiedziawszy, to tak, boli mnie. Odkąd mnie obudziłaś. Tylko nie skupiam się na tym tak bardzo, bo są inne interesujące tematy.

– Rzeczywiście, nie wyglądasz najlepiej – bąknęła zmartwiona. Przysunęła się do Thomasa. W dobrze jej znanym odruchu chciała się do niego przytulić, objąć go, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, tak jak za dawnych lat. Ale nie mogła tego zrobić. Nigdy, nigdy więcej! – tak przynajmniej obiecała sobie przed laty, i tego będzie się trzymać.

Oprzytomniała zdając sobie sprawę, że jej twarz znajduje się o kilkanaście centymetrów od jego szyi – stał odwrócony do niej plecami. Cofnęła się o dwa kroki.

– Jak mam na nazwisko? – zapytał, odwracając się do niej twarzą.

– Defoe.

– Thomas Defoe – powtórzył w zamyśleniu.

– Pewnie huczy ci w głowie od myśli, prawda?

– Prawda. Dobre określenie. Huczy mi w głowie od nieswoich myśli. Jakby przez łeb przejeżdżały mi pociągi. Jakbym zamiast neuronów miał tory kolejowe, a wszystkie myśli to pociągi.

– Mocne porównanie – powiedziała, potakując skinieniem.

Obserwowała, jak mężczyzna zaciskał pieści w gniewie, zdziwiona, że dopiero teraz skontaktował się ze złością. Ostatecznie, stwierdziła, lepiej późno niż później.

Nic nie mówiła, tylko czekała na jego słowa, patrzyła jak błąka się po pokoju, jak zaciska zęby, jak sapie, chrząka, raz podchodzi do okna, by po dwóch sekundach wrócić na łóżko, jak siada, wstaje, podchodzi do okna, dwie sekundy i znów wraca na łóżko, siada, wstaje… niekończący się teatr błogosławionego gniewu – bo gdyby nie gniew, z jego myślami byłoby coraz gorzej.

I coś w niego uderzyło, to znaczy w jego mózgu doszło do wyładowania. Jakby natknął się na minę, która wybuchła.

– Ile jeszcze mam to znosić! Au! – Chwycił rękami głowę, ściskał skronie, zgrzytał zębami. Położył się na dywanie, zwijając z bólu.

– Mogę ci jakoś pomóc? – Odważyła się zapytać.

– Nie możesz mi… mi pomóc!

– Na wszystko jest lekarstwo – rzekła niepewnie, nie chcąc go przypadkiem podrażnić. W duchu prosiła Boga o litość, o pomoc, nasłanie na Thomasa Ducha Świętego, który przemienia cierpienie w zdrowie, smutek w radość i lęk w spokój. Błagała. Boże przyjdź, przyjdź!

Ale Bóg nie przyszedł. I zamiast niego, do głowy Thomasa przyszło wspomnienie, a ściślej ujmując fragment powieści „Ambasadorowie” Henry’ego Jamesa. Skąd się to wzięło, do jasnej cholery? klął w myślach.

– Dobrze, że masz chociaż kontakt ze złością – rzekła Melissa, stojąc nad nim. Mówiła cicho, z nutą lęku w głosie, z obawą, że on wybuchnie i w przypływie zwierzęcej agresji rzuci się na nią. – Chociaż w tym jednym przypominasz mi starego Thomasa.

– O czym ty mówisz, do jasnej ciasnej?! – sapnął, próbując wstać. Jego dłonie ściskały mocno skronie, miejsca, w których ból był najbardziej dotkliwy, przeszywający, rozrywający, niszczący, zabójczy!

– Znasz książkę „Ambasadorowie”? – wydusił.

– Znam. A czemu pytasz?

Nie odpowiadając jej, wyrecytował:  

– „Strether odtwarzał sobie obraz Chada sprzed kilku lat, Chada, który może tu również szukał czegoś po omacku i który w końcu okazał się po prostu – nie sposób tego nazwać inaczej – zbyt gruboskórny, by właściwie wykorzystać przywilej losu…”

– Skąd to pamiętasz?! – Dziewczyna cofnęła się o krok.

– Nie mam pojęcia. Słyszę tylko, cały czas, słyszę, jak… jak w głowie ktoś recytuje mi… cały czas, uh. Jakbym czytał książkę, właśnie tę, właśnie tę.

– Dziwne…

– Wiem, że dziwne!

– Spokojnie, proszę cię, nie krzycz na mnie – prosiła, kucnąwszy. Chciała spojrzeć mu w oczy, ukoić nieco jego ból.

– Wiesz, Thomas, pytam, bo ostatnio skarżyłeś się na pogorszenie pamięci, dlatego tak bardzo dziwi mnie, że pamiętasz akapit z tak trudnego tekstu.

– No nic – wysapał. – Osoba, która wszczepiła mi swoją pamięć, musiała być miłośniczką, au… miłośniczką książek. Może uczyła się na pamięć całych stron? Możliwe. Każdy ma swoje obsesje, co nie?

– Przyznam, że tak właśnie mogło być – powiedziała.

Thomas wstał, próbując złapać równowagę.

– Coś nie tak z błędnikiem…au. – To rzekłszy, zachwiał się i omal nie upadł. Musiał przytrzymać się biurka.

– Już lepiej? – Melissa chwyciła go za ramiona.

– Trochę lepiej – wycedził.

Do pokoju wdarł się kłujący strumień światła. Było już po południu, zegar wybił godzinę piątą. Znużyła ich ta nie łatwa sytuacją, a szczególnie rozmyślania i snucie teorii. Jednakże ich umysły tak bardzo wsiąkły w teoretyzowanie, że same podsuwały im przeróżne, nieraz dziwaczne myśli, domniemania, przypuszczenia.

– Może położysz się, co? Odpoczniesz – zaproponowała. – Dobra – dodała, kiedy zgodził się usiąść na łóżku. – Spokojnie, tak, właśnie tak. Połóż się wygodnie. Przyniosę ci wodę. Tutaj masz poduszkę. Tylko nie wykonuj nagłych ruchów, dobra?

Po tych słowach zniknęła za drzwiami. Wykończony dniem Thomas leżał plackiem, nasłuchując szybkiego bicia serca i dźwięku, jaki wydawała lejąca się z kranu woda. Uderzanie obcasów o parkiet… te dźwięki coś mu przypominały, ale nie wiedział co. Coś znajomego, coś pozytywnego.

Wróciwszy do pokoju, Melissa postawiła szklankę z wodą na szafce przy łóżku. Thomas podniósł się z miejsca, żeby się napić.

Nagle Melissa zerwała się z miejsca. Coś sobie przypomniała.

– Pamiętasz Adama? – spytała.

– Nie pamiętam, a co? Jest moim przyjacielem?  

– Ha! I to bardzo dobrym – zachichotała. – A propos zaraz do niego zadzwonię i wszystko mu wyjaśnię. Opowiem o tym, co ci się stało. Umówię was na spotkanie, jak najszybciej. Może on będzie wiedział jak ci pomóc. Albo, może się okazać, że to z nim wczoraj się widziałeś… i wyzna jakieś szczegóły. Trzeba zrobić wszystko, żebyśmy doszli do celu, żebyśmy…

– Dowiedzieć się, kto majstrował przy mojej głowie – przerwał jej Thomas. – Znaleźć tę osobę…

– I odzyskać twoje wspomnienia – dodała, wpatrzona w niego jak w posąg.

– Tak bardzo zależy ci na tym, żebym pamiętał naszą wspólną przeszłość? – zapytał bez ogródek.

Cisza. Z kranu kapała woda, miarowo.

– Jesteś moim kumplem – odpowiedziała, wstając z krzesła. – A kumpel, to prawie jak rodzina. – Stojąc przy drzwiach wysłała mu przyjacielski uśmiech. Na jej twarzy malowała się przekora. – A teraz leż i zbijaj bąki. Ja lecę do siebie. Muszę załatwić parę spraw. Tylko! Co najważniejsze, nie ruszaj się z domu, póki nie zadzwonię i umówię cię z Adamem. Jakbyś sobie coś przypomniał to daj mi znać. Przesłałam ci mój numer.

– Dobra – Uśmiechnął się do niej, podnosząc głowę znad poduszki.

– Tylko nie wykręcaj żadnych numerów, rozrabiako! – rzuciła z przekąsem, opuszczając pokój. – Do jutra!

Ostatnim dźwiękiem jaki zarejestrowała jego świadomość było głośne trzaśnięcie drzwiami. Później zatopił się w kojącym serce śnie.

Koniec

Komentarze

Czuję się przytłoczona tym tekstem, bo jest tu straszliwe nagromadzenie informacji, po prostu zalewasz nimi czytelnika. I tak dobrze, że jest to w formie dialogu i ma, że tak powiem, fabularne uzasadnienie, ale dla mnie za dużo naraz. W sumie to w tym fragmencie poruszyłeś kilka bardzo istotnych kwestii w Twoim świecie i wydaje mi się, że przesadziłeś: podziemie, wiara, ustrój, technologia i ingerencja w umysł człowieka, a do tego uczucia między dwojgiem bohaterów. Za dużo grzybków w barszcz. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przeczytałem tekst jeszcze raz, i myślę, że masz rację. Wywalę z fragmentu kwestię wiary i podziemia.

Pamiętam wersję opowiadania sprzed kilku miesięcy i muszę powiedzieć, że teraz  jest zdecydowanie lepiej, choć jeszcze nie całkiem dobrze. Tym razem już nie brnęłam przez tekst, a zwyczajnie czytałam. Nie chcę teraz oceniać treści, bo skoro to początek, wolałabym poczekać na rozwój wypadków.

 

Był wy­peł­nio­ny pu­sty­mi pusz­ka­mi po piwie, nie­któ­re były zgnie­cio­ne. – Powtórzenie.

 

Głę­bo­ko wzdy­cha­jąc prze­szła przez próg pro­wa­dzą­cy do sa­lo­nu. – Czy próg może prowadzić dokądkolwiek?

 

Na le­go­wi­sko na­su­nię­ta była koł­dra, pod którą ktoś leżał… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Przed kil­ko­ma laty mieli ro­mans, który trwał do­pó­ki, do­pó­ty jej nie zdra­dził. – …który trwał, do­pó­ki jej nie zdra­dził. Lub: …który trwał do­póty, do­pó­ki jej nie zdra­dził.

 

Pięk­ne­go dnia wcho­dzi do domu z za­ku­pa­mi w ręce, ra­do­sna, że zaraz go spo­tka i rzuci mu się w ra­mio­na i, gdy wcho­dzi do po­ko­ju… – Powtórzenie. Czy oba zaimki są niezbędne?

 

wy­krzyk­nę­ła, po­zby­wa­jąc się kon­tro­li. – Raczej: …wy­krzyk­nę­ła, tracąc kontrolę nad sobą.

 

Spo­dzie­wam się, że za prze­kro­cze­nie za­ka­zu można do­stać mocną karę. – Nie wydaje mi się, aby kara mogła być mocna.

Proponuję: …można do­stać dotkliwą/ srogą/ surową  karę. Lub: …grozi dotkliwa/ sroga/ surowa kara.

 

na­słu­chi­wa­li mia­ro­wych ude­rzeń na­ścien­ne­go ze­ga­ra. – …na­słu­chi­wa­li mia­ro­wych ude­rzeń ścien­ne­go ze­ga­ra.

 

Jaki zdro­wy czło­wiek chciał­by po­zbyć się swo­jej pa­mię­ci?Który zdro­wy czło­wiek chciał­by po­zbyć się swo­jej pa­mię­ci?

 

Czuł się jak ktoś inny, obcyobcej skó­rze, czło­wiek… – Czy to celowe powtórzenie.

 

– Nie mo­żesz mi– mi pomóc! – Raczej: – Nie mo­żesz mi… mi pomóc!

 

Skąd się to wzię­ło, do ja­snej cho­le­ry?, klął w my­ślach. – Po pytajniku nie stawiamy przecinka.

 

Sły­szę tylko, cały czas, sły­szę, jak– jak…Sły­szę tylko, cały czas, sły­szę, jak… jak…

 

Było już po po­łu­dniu, zegar wybił go­dzi­nę piątą. Oboje byli już znu­że­ni… – Powtórzenie.

 

Me­lis­sa po­sta­wi­ła szklan­kę z wodą na szaf­ce usta­wio­nej przy łóżku. – Nie brzmi to dobrze.

Może wystarczy: Me­lis­sa po­sta­wi­ła szklan­kę z wodą na szaf­ce przy łóżku.

 

Tho­mas pod­niósł się z miej­sca, aby móc na­wod­nić or­ga­nizm. – Raczej: …aby się napić.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Obcy w obcej skórze – napisałem tak celowo, a to dlatego, że zdanie, według mnie, dobrze brzmi. Dla przykładu z literatury wymienię tytuł książki: Obcy W Obcym Kraju.

 

I wielkie dzięki za komentarze, które okazały się pomocne, jak zwykle.

Niebawem wrzucę następny rozdział.

 

 

Ja przytłoczenia informacjami nie poczułem (może tak było w poprzedniej wersji), za to tekst wydał mi się dość przegadany. Motyw amnezji nienowy, ale trudno wyrokować, bo nie wiem, jak to rozwiniesz. Jest jakiś rys świata, ale samej fabuły nie sposób ocenić. Brakuje kilku przecinków, posprawdzaj zwłaszcza zdania z “wiem”.

Nowa Fantastyka