- Opowiadanie: Kandara - Grzesznik

Grzesznik

Oceny

Grzesznik

– O wielki i potężny Alunnie, władco Niebiańskiego Pałacu, który jako pierwszy wyłoniłeś się z pustki i który teraz zasiadasz w Pawilonie Słońca. Siewco i żeńcu wszelkiego życia, srogi prześladowco niewinnych istot, nie znający uczuć okrutniku, tyranie zwący się bogiem, zaklinam cię na tę samą nicość, co wydała cię na świat, bądź przeklęty! Niechaj twe stworzenia i twoi potomkowie obrócą się przeciw tobie! – ryczał klęcząc na zimnej, kamiennej podłodze pośrodku celi. Chociaż dawno zdrętwiał, wciąż tkwił w tej samej, niewygodnej pozycji, z zadartą głową, pośladkami opartymi o bose pięty i rozpostartymi skrzydłami szczelnie wypełniającymi niewielkie, pozbawione okien pomieszczenie. Czuł, jak spływające po skroniach krople krwi, sączące się spod ciężkiej, najeżonej gwoździami obręczy, zalewają mu oczy, a żelazne bransolety kajdan coraz mocniej wżynają się w opuchnięte nadgarstki i kostki nóg. Spierzchnięte, popękane usta piekły niemiłosiernie, a rany od bata, którymi pokryte było całe jego ciało, nie tylko nadal pulsowały bólem, ale wręcz paliły coraz mocniej.

Umysł jednak pozostawał trzeźwy i jasny, zdolny nie tylko do odczuwania wszelkich bodźców, ale też do tworzenia tych paskudnych bluźnierstw, przeciwko bogowi bogów. Jak bardzo go nienawidził! Jakże pragnął ujrzeć jego upadek, głowę toczącą się po schodach Słonecznego Pałacu, członki rozrzucone na wszystkie strony świata, jako pożywienie dla kruków, wron, sępów i wszelkiego innego padlinożernego ptactwa. Ludzi najpierw przeklinających, a potem zapominających na zawsze imię największego z największych, pierwszego z pierwszych, tego, który przed wszystkim wyłonił się z pustki i ciemności…

Klucz zachrobotał w zamku, skrzypnęły zawiasy i drzwi otworzyły się na oścież wpuszczając do środka słabe smugi światła z dwóch pochodni, trzymanych przez liczące ponad trzy metry wzrostu, smukłe istoty odziane w powłóczyste biało-czarne szaty. Ich podłużne ozdobione jadowicie zielonymi, fosforyzującymi oczyma twarze nie posiadały rysów. Byty ustawiły się po obu stronach wejścia i pochyliły głowy w lekkim ukłonie.

Więzień szarpnął łańcuchami we wściekłej próbie zmiany pozycji, ale jedynym efektem jaki uzyskał, było mocniejsze werżnięcie się żelaza w ciało. Zaciśnięte zęby stłumiły soczyste, pełne bólu przekleństwo dokładnie w tym samym momencie, gdy w drzwiach stanęła trzecia postać, zupełnie niepodobna do dwóch pozostałych; niższa, sięgająca im zaledwie do piersi, ale za to masywniejsza, chodź nadal szczupła, skrzydlata; utkwiła beznamiętne spojrzenie szarych oczu w klęczącym osobniku, a kąciki wąskich ust drgnęły lekko, kiedy tamten ponowił zmierzający do ruchu wysiłek, przez co kolejny, tym razem niczym nie powstrzymany bolesny krzyk wyrwał mu się z gardła.

– Nareszcie – powiedział ostatni z przybyłych, krzyżując kształtne, ładnie zarysowane ramiona na równie wyrzeźbionej klatce piersiowej, okrytej ciasno doń przylegającą skórzaną, bogato zdobioną złotem zbroją. – Już się bałem, że bluźnierstwa przeciw królowi bogów będą wszystkim, na co pozwoli ci duma, że nie wyrazisz tego, jak bardzo cierpisz, a gdyby tak się stało, straciłbym cały dwumiesięczny żołd, na rzecz tego zarozumialca Ugara.

– Gratuluję, widzę, że wreszcie zrobili cię kapitanem.

– Czyżbyś miał do mnie żal? – westchnął gwardzista, opuszczając dłonie. – Nie powinieneś, to nic osobistego, wiesz o tym.

– Wydajesz się być jednak bardzo zadowolony, Luvanie. – Więzień ostatecznie zrezygnował z prób zmiany pozycji na bardziej godną i skupił wysiłki na trzymaniu w ryzach własnego głosu. Nie chciał, aby rozmówca wyczytał z niego, że nie tylko cierpi tutaj okrutne katusze, ale także coraz bardziej się boi. W chwili, gdy usłyszał dźwięk wydawany przez klucz obracający się w zamku, tłumiony wcześniej wściekłością strach wypełzł nagle z odległych zakamarków duszy i mocno zacisnął szponiaste palce wokół żołądka, na skutek czego zawładnęła owym organem seria skurczów, sprawiająca właścicielowi dodatkowy ból.

– Istotnie, cieszę się, że w końcu awansowałem i skłamałbym mówiąc, że jest mi przykro widzieć ciebie tutaj, ale wierz mi, że akurat z tego powodu radości nie czuję. – Oparł prawą dłoń o biodro, tuż obok rękojeści przytroczonego do cienkiego paska krótkiego miecza.

– Nigdy nie byliśmy wrogami, ale przyjaciółmi też nie. Dlatego nie będę przepraszać, nie mam za co. Wiesz to.

Więzień nic nie odpowiedział, jedynie zamknął, a potem znów otworzył oczy. Spodziewał się tego, wiedział, że uwięzienie i chłosta to nie wszystko, że za to co zrobił, ten okrutny, lubujący się cierpieniu innych bóg, wymyśli coś specjalnie dla niego i nie pomylił się. Widział jak Luvan daje znak Bytom, jak one powoli wchodzą do celi, po czym zbliżają pochodnie do jego rozpostartych skrzydeł.

Zacisnął zęby. Nie chciał już więcej dawać satysfakcji ani stojącemu przed nim gwardziście, ani tym bardziej temu przeklętemu Alunnowi. Niestety, kiedy tylko płomienie dotknęły końcówek piór, wydał z gardła dziki wrzask, podobny do wycia zranionego zwierzęcia. Pozbawiony słów krzyk odbił się echem w więziennym korytarzu, wypełnił wszystkie piętra kamiennej budowli, od lochów w których się znajdowali, po ostatnią kondygnację najwyższej z ośmiu wież.

Ogień płonął powoli. Niewielkie, pomarańczowe języczki, pełzły ku ramionom, a kiedy wreszcie tam dotarły, na chwilę buchnęły ze zwojoną siłą. Krzyk zmienił się w skowyt. Skazaniec nie całkiem świadomy tego, co robi szarpnął łańcuchami, a te, podobnie jak wcześniej, mocniej werżnęły się w skórę. Oczy zaszły mu mgłą, kiedy zalała je mieszanka krwi i potu, co cienką, lepką warstwą powlekał ciało.

Ból palonych członków nie zaćmiewał umysłu, nie odbierał przytomności, chociaż skazaniec bardzo tego pragnął. Chciał osunąć się w niebyt, umrzeć i nie czuć już więcej niczego, ale nie mógł. Śmierć łatwo nie zabierała takich jak on. Nawet ogień nie był w stanie jej przywołać, tym bardziej, że trawił tylko skrzydła, roztaczając wokół duszący swąd. Skazaniec nie przestawał wyć, lecz jego głos stopniowo tracił ostrość, przeradzał w ochrypły warkot.

 

***

 

Izba cuchnęła ludzkim potem, mokrym futrem, przypalonym mięsem, kiepskim słodowym piwem i wymiocinami tu i ówdzie pokrywającymi klepisko. Ciemne, wypełnione dymem z kamiennego paleniska, na którym ułożono stary, ruszt z kiełbaskami i stekami wnętrze rozbrzmiewało radosnym gwarem wielu przekrzykujących się wzajemnie rozochoconych, pijanych chłopów oraz ich kobiet. Wszyscy zebrali się tutaj, aby, po długich godzinach spędzonych w miejscowej świątyni boga słońca, nadal świętować Dzień Narodzin Światła, już nie w akompaniamencie podniosłych chóralnych pieśni, a swojskich, radosnych melodii, podczas gdy powietrze za oknem stawało się coraz mroźniejsze, a krajobraz coraz bielszy.

Zamówiona specjalnie na tę okazję, niewielka kapela wędrowna, zajmująca miejsce na małym podeście obok ławy, właśnie skończyła grać i teraz przygotowywała liry, tamburyny i fletnie do nowego utworu, jednocześnie hojnie pociągając grzane piwo z drewnianych kufli.

Karczemne dziewki odziane w krótkie, brązowe tuniki, przepasane plecionymi, błękitnymi sznurami oraz w obcisłe spodnie z taniej, świńskiej skóry ze zręcznością godną balansujących na linie kuglarzy, uwijały się pośród ustawionych półkolem stołów, roznosząc zamówienia i zbierając puste naczynia.

Wesołe, skoczne tony rozbrzmiały ponownie i chamstwo ruszyło do tańca. Wirując podskakując i wystukując rytm drewnianymi podeszwami wypełniło pustą dotychczas przestrzeń pomiędzy ladą; za którą stał korpulentny, łysiejący mężczyzna z bielmem na lewy oku i szerokim uśmiechem, sprawiającym, że okrągła, rumiana twarz, wydawała się jeszcze bardziej okrągła i rumiana; a miejscami, gdzie odbywało się spożywanie picia i jedzenia i gdzie wciąż pozostawała spora grupa osób, w większości zbyt pijanych, aby dała radę utrzymać się na nogach. Jeden z takich osobników, niski, szeroki w ramionach chłop z czarnymi, zlepionymi w grube strąki, nierówno obciętymi włosami, sterczącymi bezładnie ponad pospolitą, ciapowatą, twarzą, gwałtownie pociągnął ku sobie przechodzącą obok posługaczkę. Zaskoczona straciła równowagę, upadając krzyknęła i wypuściła z rąk gliniany dzban, a ten roztrzaskał się o posadzkę, uwalniając zawartość, która rozlała się we wszystkie strony. Jednak muzyka zagłuszyła wszystko, zaś siedzący obok ludzie zdawali się nie widzieć niczego poza dnem swoich kufli. Spróbowała wyrwać się z uścisku, ale napastnik okazał się wyjątkowo silny, zwłaszcza, że nie był sam. Dziewczyna poczuła jak ktoś inny łapie ją od tyłu i oplątuje ramionami w taki sposób, aby nie uniemożliwić ruch, podczas gdy pierwszy z oprawców wsuwa jedną dłoń pod jej tunikę, a drugą zatyka usta. Ugryzła go w palce, ale nie puścił.

– Dajcie panience spokój. – Chociaż słowa te wypowiedziano szeptem, to rozczochrany i jego kompan usłyszeli je tak wyraźnie, jakby ktoś wykrzyczał je wprost do ich brudnych uszu. – Że też wpuszczają tutaj takie zwierzęta. – Głos brzmiał zwyczajnie, nawet niedbale, tak, że mogło by się wydawać, iż jego właściciel nawet w najmniejszym stopniu nie interesuje się zajściem, jednak pomimo tego napastnicy i dzierlatka nagle zamarli, niezdolni do jakiegokolwiek ruchu, chociaż zabawa wokół nich wciąż trwała. Siedzący w odległym kącie sali mężczyzna powoli podniósł się z ławy. Już na pierwszy rzut niewprawnego oka widać było, że ani nie jest on wieśniakiem, ani nie pochodzi z Karvy. Zdradzał to zarówno ubiór, złożony z sięgającej do kolan tuniki z ciemnogranatowego aksamitu, spod której wystawały błękitne rękawy bawełnianej koszuli, długich obszytych cętkowanym futrem butów i dopasowanej do nich futrzanej peleryny, leżącej obecnie na stole, tuż obok opróżnionego już kufla. Jak i aparycja: cera w odcieniu mleka, zielone oczy na wpół przysłonięte powiekami, ponad którymi widniały lekko skośne brwi, tak samo czarne jak okalające twarz włosy, czy wreszcie niezwykły wzrost, sprawiający, że gdy stał wyprostowany sięgał głową niemal sufitu. Lekki uśmiech obnażył zbyt białe i zbyt równe zęby.

– Powiedziałem, żebyście dali panience spokój – powtórzył takim samym beznamiętnym tonem jak wcześniej. – Czyżbym wyraził się nie dość jasno? – Uśmiech poszerzył się. – A może nie dość dobrze władam waszym językiem? W takim razie przepraszam. Powtórzę to jeszcze raz; precz mi z oczu! – Ostatnie zdanie brzmiało jak rozkaz, chociaż podobnie jak wcześniejsze nie wybiło się ponad muzykę, to jednak bez problemu dotarło do uszu tych, do których zostało skierowane, to zaś jakby ich odczarowało. Nie oglądając się za siebie, posłusznie puścili dziewczynę i chwiejnym pijackim krokiem wyszli z karczmy. Nieznajomy odprowadził ich wzrokiem, po czym zabrał płaszcz, nałożył go na ramiona i nie zaszczycając oszołomionej dziewki nawet przelotnym spojrzeniem, także ruszył w stronę drzwi.

Jak tylko je otworzył okazało się, że szalejąca od południa zamieć ustała, a śnieg grubą warstwą pokrył wszystko, co tylko mógł pokryć. Osiadł na spadzistych dachach wieśniaczych chat, nagich gałęziach otaczających wioskę lip i topoli, wiecznie zielonych jodeł i srebrzystych świerków, które pod ciężarem białych czap ugięły się lekko. Otulił rozciągające się po horyzont pola i łąki, zatarł granice pomiędzy nimi, a gościńcem, wyrównał niewysokie wzniesienia, gęsto rozsiane po całym terenie, sprawił, że chociaż słońce zaszło kilka godzin temu, to okolica była całkiem jasna. Tym bardziej, że na idealnie bezchmurnym niebie królował ogromy, okolony białą aureolą księżyc.

Cudzoziemiec spojrzał najpierw na niego, potem na głębokie ślady dwóch par stóp, brukających ten idealny obraz. Ich właściciele znikali właśnie za węgłem najbliższego domu, ale on nie patrzył w tamtą stronę, gdyż z chwilą opuszczenia karczmy ta dwójka na powrót przestała go interesować. Te nie zasługujące nawet na pogardę ludzkie ścierwa nie mogły zajmować jego umysłu zbyt długo. W czasie swojej wędrówki widział już wielu podobnych. Wszyscy wiedli żałosny, pozbawiony celu i sensu żywot i dla każdego z nich szczęście oznaczało możliwość upicia się do nieprzytomności i wychędożenia jakieś dziewki. Co za zwierzęta! Aż krew się burzy, że bogowie pozwalają im żyć! Chociaż czyż sami bogowie nie są do nich podobni? Pytanie, będące równocześnie odpowiedzią znów wypłynęło na wierzch myśli, kiedy przechodził przez furtkę w patykowatym płocie otaczającym teren gospody.

– Czekajcie, panie!

Nie myśląc o tym co robi, zatrzymał się i odwrócił. Na zadaszonym ganku stała owinięta baranim kożuchem dziewczyna. Ta sama, której pomógł przed paroma chwilami. Utkwił w niej wyczekujący wzrok, ale nie odezwał się.

– Ja chciałam wam podziękować. Wybaczcie ciekawość, ale czy jesteście może czarownikiem? – zapytała nieśmiało opuszczając głowę, pod wpływem chłodnego, przeszywającego spojrzenia.

– Nie. – Zabrzmiało to wyjątkowo szorstko. Dziewczyna mocniej otuliła się baranicą, przestąpiła z nogi na nogę i chuchnęła w nagie dłonie.

– Przepraszam – wydukała, gdy nieznajomy odwrócił się i ruszył dalej – ale błagam wyjawcie mi swoje imię.

– Sin – powiedział nie zwalniając, ani nie odwracając się już więcej w stronę dziewczyny. – Jestem Sin.

 

Koniec

Komentarze

Bardzo rozbudowane zdania z dużą ilością przymiotników, kończące się czasem w dzienych miejscach trochę utrudniają czytanie (“Zdradzał to zarówno ubiór, złożony z sięgającej do kolan tuniki z ciemno granatowego aksamitu, spod której wystawały błękitne rękawy bawełnianej koszuli, długich obszytych cętkowanym futrem butów i dopasowanej do nich futrzanej peleryny, leżącej obecnie na stole, tuż obok opróżnionego już kufla. Jak i aparycja: cera w odcieniu mleka, zielone oczy na wpół przysłonięte powiekami, ponad którymi widniały lekko skośne brwi, tak samo czarne jak okalające twarz włosy, czy wreszcie niezwykły wzrost, sprawiający, że gdy stał wyprostowany sięgał głową niemal sufitu”). Rzuca się w oczy przynajmniej kilka literówek, powtórzeń i błędów interpunkcyjnych.

Sama historia dużo ciekawsza we fragmencie o skazańcu; fragment dziejący się w gospodzie jest dość sztampowy (oczywiście nie neguję jego przydatności z punktu widzenia całości tekstu, szczególnie jeśli ma to być powieść…).

Czy Sin ma blizny na plecach?

nie da rady

 

Tak się zastanawiam… czy można odpowiadać na komentarze? Albo raczej czy wypada opowiedzieć już pod pierwszym komentarzem, który się pojawi. Ostatecznie, odpowiadam, a co ma być, to będzie.

Prawdę mówiąc umieszczając tu ten tekst cholernie się bałam. Po pierwsze dlatego, że nie wiedziałam czego się spodziewać, po drugie dlatego, że swego czasu, wrzuciłam tu (albo raczej na starą stronę) kilka fragmentów, które spotkały się z dość chłodnym przyjęciem. Korzystałam wtedy z innego konta, którego niestety (albo) stety nie zdołam odzyskać po mimo prób (podejrzewam, że adres emejlowy z interii ma z tym coś wspólnego, ale w sumie to już nieważne). Ale i tak od czasu do czasu wracam do tamtych komentarzy (chyba z czystego masochizmu… e dobra przesadzam trochę).

Tak, czy siak odczekałam kilka lat i wrzuciłam tak na próbę fragment, który moim zdaniem lepiej pasuje do tej strony i jej profilu. Zrobiłam to… tak najbardziej z ciekawości. W zasadzie nie wiem co tu więcej powiedzieć, ot zastanawiałam się jak ten fragment zostanie odebrany poza środowiskiem pewnego forum. I chyba tutaj powinnam też się przyznać, że dalszego ciągu raczej nie zamierzam tutaj umieszczać (mam nadzieję, że tak można). Zwyczajnie przyznam się, że strasznie mnie to stersuje, poza tym piszę dość wolno, a to jest coś, co z założenia nie miało być niczym specjalnie odkrywczym a raczej… realizacją takiej tam zachcianki, żeby sobie popisać o aniołach, co z kolei miało pomóc w przełamaniu dwuletniego impasu (eee w zasadzie pomogło).

(Rozpisałam się, pewnie nikogo to i tak nie obchodzi)

No, ale w sumie to byłam po prostu ciekawa, czy mój styl jako-taki się do czegokolwiek nadaje.

Odnośnie interpunkcji to próbowałam się jej kiedyś nauczyć, ale małpa chyba mnie nie lubi, więc tutaj zwykle zdaje się na innych. A nie zgłosiłam do betowania, bo jakoś mi głupio, w końcu nikogo tu nie znam.

(E, w sumie nikt nie pytał)

 

@Zapomnialemhasla, dziękuję za komentarz, chociaż… tak się teraz zastanawiam czy przez

 

“Fragment dziejący się w gospodzie dość sztampowy” – masz na myśli, że powinno się unikać pisania o karczmach tudzież o udaremnionych próbach gwałtów w tychże przybytkach (co faktycznie jest dość częste, ale jednocześnie “chyba” całkiem naturalne) czy jeszcze coś innego.

W sumie nagle wpadło mi do głowy, żeby zapytać, co właściwie nie jest sztampą (jeśli chodzi o pojedyńsze sceny) skoro to chyba dość normalne, że pewne nazwijmy to motywy się powtarzają, w wielu utworach. To samo tyczy się scen, czy scenerii. Swoją drogą w wielu książkach fantasy pojawia się jakiś pojedynek czy – czy pojedynek jest sztampowy? i czy z związku z tym, należy unikać pojedynków? (Tak w sumie pytam z czystej ciekawości)

Uf. To chyba nie jest normalne, że trzydziestoletnia baba tak bardzo stresuje się jakimiś tam opiniami i czytając je ładzi po mieszkaniu w tę i we w tę.

Kandara – miałem na myśli, że taki motyw przewija się w literaturze fantastycznej bardzo często :) Zresztą zaznaczyłem, że taka scena może być przydatna z punktu widzenia opisywanej historii (wrzuciłaś tekst jako fragment, czytelnik nie do końca wie, w jakim kierunku zmierza opowieść).

Motywy sztampowe nie są sztampowe przypadkowo – duża częstość ich występowania wynika z dużej użyteczności :)

 

Co do odpowiadania na komentarze – to chyba oczywiste, że trzeba; choćby dlatego, że komentujący może nie do końca wiedzieć, o co Autorowi chodziło, toteż Autor powinien dowiedzieć się czy wynika to z niedostatków tekstu czy z deficytów umysłowych komentującego ;)

 

Też kiedyś zapomniałem danych do konta, jak zresztą widać po nicku ;)

 

nie da rady

Musiałam doprecyzować, bo dla mnie to brzmiało trochę tak: “ Tak w zasadzie to dupy, ale …” Nie mówię, że to napisałeś, mówię tylko jak ja to odczytałam. Generalnie wierzę w umysły komentujących, a to, że mam potem kłopot z własnym to inna sprawa.

O właśnie użyteczność dobre słowo. Nawet jeśli ten fragment wpadł mi do głowy bez jakieś większej refleksji (ot, tak sobie wpadł no to piszemy i nie zastanawiamy się ile razy to już było), to wydaje mi się, że rolę wprowadzenia do świata i przedstawiania bohatera jako-tako spełnia, a do tego wprowadza odrobinę ruchu. Z punktu widzenia fabuły – wychodzi na to, że jest na swój sposób istotny, chociażby dlatego, że dziewczyna w moich planach wyrasta na dość ważną postać. Ale przyznaję, że wszystko co mam to pewien zarys i nawet jeśli jest powtarzalny, to jednak chciałabym go urzeczywistnić, bo w sumie dlaczego nie?

(Mam tylko nadzieję, że to nie brzmi to zarozumiale)

 

A tak! Jeszcze jedno, bo albo muszę zmienić okulary, albo mózg mi szwankuje (w sumie w tym wieku już może), mianowicie powtórzenia – przejrzałam to wczoraj i widziałam tylko kilka celowych. <torba?>

 

No i ja w sumie danych nie zapomniałam, ja tylko nie mogę aktywować starego konta, no bo się nie da i już. :)

Nie wypowiadam się za innych, ale moje komentarze mają dwie zasadnicze cechy – po pierwsze, pisane są przez kompletnego amatora, po drugie – nie są pisane złośliwie czy sarkastycznie. Poza tym raczej nie komentuję tekstów, które uważam za beznadziejne, bo w miarę swoich skromnych możliwości staram się komentować konstruktywnie, a co tu konstruować na beznadziei ;)

Zatem jeśli mój komentarz jest na tyle nieudolny, że nie wiadomo, co chciałem powiedzieć, to należy zinterpretować jako pozytywny ;)

 

Gdzieś mi się powtórzyło “nawet” i chyba coś jeszcze, dlatego o tym wspomniałem.

 

Tak na marginesie, chętnie przeczytam kolejne fragmenty :)

nie da rady

Przyznam, że zwabił mnie tu Twój wpis w shoutboxie. Zazwyczaj nie czytam fragmentów, ale zrobiłam wyjątek.

Według mnie nie wygląda to źle. Może i brak kilku przecinków, ale niewiele i nie ma z tego powodu tragedii. Rzuciło mi się w oczy kilka zbędnych zaimków, ale też tylko kilka, więc znów – nie ma tragedii.

Jedna rzecz, co do której mogłabym się bardziej przyczepić, to te strasznie długie i zawiłe zdania. Jak na przykład to:

 

Wirując podskakując i wystukując rytm drewnianymi podeszwami wypełniło pustą dotychczas przestrzeń pomiędzy ladą; za którą stał korpulentny, łysiejący mężczyzna z bielmem na lewy oku i szerokim uśmiechem, sprawiającym, że okrągła, rumiana twarz, wydawała się jeszcze bardziej okrągła i rumiana; a miejscami, gdzie odbywało się spożywanie picia i jedzenia i gdzie wciąż pozostawała spora grupa osób, w większości zbyt pijanych, aby dała radę utrzymać się na nogach.

 

Część z takich zdań nawet da się spokojnie czytać, ale część stanowi zbędną komplikację. Mnie osobiście nie podobają się te wtrącenia między średnikami, przez które gubi się główny wątek zdania. Można to napisać inaczej, wprowadzić opis karczmarza w innym miejscu, albo w ogóle z niego zrezygnować. Bo co on tu daje? Nic. Nic nie wnosi, jest zbędnym elementem bez znaczenia.

 

I tu napiszę jeszcze raz – nie umiem ocenić nic więcej. Dwie małe scenki, z czego jedna jest karczemną klasyką, nic mi nie opowiadają, nie pozwalają zaprzyjaźnić się z postaciami (lub je znielubić), nie wywołują żadnych emocji.

Chcesz konkretniejszej oceny? Napisz jedno pełne, skończone opowiadanie.  Pokaż, jak potrafisz poprowadzić fabułę, ożywić bohaterów, stworzyć klimat. Bo z samym warsztatem nie jest na moje amatorskie oko tak źle. Co wspomniałam wyżej, da się łatwo wyeliminować.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

O widzisz… trafiłeś na mistrzynię nadinterpretacji do tego odbierającej wszystko zdecydowanie zbyt emocjonalnie. Przynajmniej w pierwszym rzucie, logika, rozum i cała reszta przychodzą później. :) Mam tylko nadzieję, że to co napisałam wyżej nie działa odstraszająco, bo chyba nie ma nic gorszego niż brak odzewu. 

I nie twierdzę, że komentarz jest nieudolny, po prostu należę do tych ludzi, co bardziej skupiają się na “negatywach” i które krytykę dowolnego elementu odbierają mocniej niż pochwałę pozostałych. Przy komentarzach nazwijmy to wyważonych, jestem po prostu bardziej skłonna do obierania tej gorszej interpretacji, ale chyba nie jestem w tym jedyna. Do tego dochodzi coś, co chyba jest jakimś szępem ambicji – no chyba każdy by chciał, aby to co robi podobało się innym bez żadnych “ale”… Chociaż pewnie tak bez żadnych od nikogo, to się nie da. :)

 

No teraz przynajmniej wiem czego szukać, dziękuję.

 

@ śniąca

 

“Przyznam, że zwabił mnie tu Twój wpis w shoutboxie”

Teraz, to mi się aż głupio zrobiło, jednak cieszę się, że zajrzałaś. 

 

Odnośnie zbędnych zaimków to myślałam, że się z tego wyleczyłam, ale widać nie do końca. (arrr)

A zdania wielokrotnie złożone są dla mnie dość naturalne. Zwyczajnie uważam, że jeśli już mam opisać jakiś element to bardziej płynnie wychodzi opisać go w danym miejscu, niż potem się w pewnym sensie cofać. I tak w przetoczonym fragmencie takie rozwiązanie wydawało mi się najbardziej naturalne, nawet “rytminiczne”. A jeśli chodzi o wygląd karczmarza, to tak mogłam go pominąć, mogłam wrzucić grze indziej (np. do kolejnego fragmentu), ale po mojemu tam właśnie pasował najlepiej i stanowił swoiste dopełnienie obrazu. :) I nie, nie chodzi tu o to, że nie podoba mi się opinia to ją neguję, ja tylko przedstawiam swój punkt widzenia.

 

 

Przy komentarzach nazwijmy to wyważonych, jestem po prostu bardziej skłonna do obierania tej gorszej interpretacji, ale chyba nie jestem w tym jedyna.

Life is brutal, jak mówi znane powiedzenie. A takie podejście, to robienie sobie samej kuku. Gdzieś mi przemknęło, że naście lat masz skończone już dawno, więc najwyższy czas wyhodować sobie pancerzyk ;) Być może dlatego gdzieś tam inni Cię wychwalają, bo Cię znają i wiedzą, że krytyką – nawet konstruktywną – mogą Cię zranić. A nikt normalny nie chce ranić bliskich.

 

chyba każdy by chciał, aby to co robi podobało się innym bez żadnych “ale”…

Cudów nie ma :) Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie odpowiadało – Twój styl, klimat, tematyka, cokolwiek. Z tym też trzeba się pogodzić :)

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tak na logikę to ja to wiem, ale wiedzieć, a stosować, to niestety nie to samo. :)

Nic się nie będzie podobało bez żadnych ale – obserwuję tutaj dyskusje pod opowiadaniami od paru lat i nie trafiłem na takie, które nie zebrało chociaż jednej krytycznej opinii – a przeczytałem przynajmniej kilka tekstów ocierających się o perfekcję (w moim mniemaniu).

nie da rady

A zdania wielokrotnie złożone są dla mnie dość naturalne. Zwyczajnie uważam, że jeśli już mam opisać jakiś element to bardziej płynnie wychodzi opisać go w danym miejscu, niż potem się w pewnym sensie cofać.

I tu jest różnica między autorem i czytelnikiem. To, co dla autora jest klarowne i jasne (bo tkwi w jego głowie), dla czytelnika takie być nie musi – choćby dlatego, że ma inny punt widzenia, inny bagaż doświadczeń. Mnie właśnie w zacytowanym zdaniu zabrakło płynności, została ona zaburzona przez wtrącenie między średnikami. To nie było jedyne takie miejsce, ale – przyznaję – nie chciało mi się cytować wszystkich takich fragmentów.

 

I nie, nie chodzi tu o to, że nie podoba mi się opinia to ją neguję, ja tylko przedstawiam swój punkt widzenia.

I o to między innymi tu chodzi – każdy tłumaczy jak to widzi, dzięki czemu uczymy się od siebie wzajemnie :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Po mojemu ze zdaniami wielokrotnie złożonymi, także tymi zawierającymi wtrącania jest tak jak z każdym innym elementem – znaczy są dla ludzi i skoro istnieją to jak najbardziej można ich używać. :).

Piszesz o różnicy w odbiorze miedzy autorem, a czytelnikiem. Cóż, nie wiem co na to odpowiedzieć w kwestii budowy zdań, bo wydaje mi się, że w dobrze ułożonym zdaniu wielokrotnie wszystko powinno być jasne i klarowne. Jeśli nie jest… to można to zwalić na moją interpunkcję, której naprawdę próbowałam się nauczyć, a z której ciągle pamiętam tylko podstawy podstaw. Za to, szczególnie w tekstach wrzucanych po fragmencie może być rozjazd w odbiorze fabuły (tak, wiem nie dotyczy tego tam wyżej). W każdym razie mam na myśli to, że autor zna przynajmniej z grubsza całą sytuację, stąd każda sytuacja wydaje mu się oczywista, tak samo powiązania pomiędzy postaciami. Ot, wszystko to dla autora jest tak jasne i klarowne jak nie przymierzając etymologia imienia głównego bohatera Grzesznika. :) 

Swoją drogą jak bardzo naganny jest fakt, że nazwałam go tak dlatego, że spodobało mi się słowo?

To Twój bohater, masz więc pełne prawo nazwać go jak tylko chcesz. I jeszcze się chyba nie spotkałam z jakimkolwiek zarzutem dotyczącym imienia postaci. No, może poza sytuacją, gdzie akcja dzieje się w Polsce, główni bohaterowie to “rdzenni” Polacy, a imiona i nazwiska mają anglojęzyczne – kwestia dopasowania do przedstawionego świata. W czymś, co jest raczej fantasy niż np. realizmem magicznym, to już raczej masz pełną dowolność. A imiona symboliczne – czemu nie? Sama takich używam i nie ja jedna.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zgodzę się z szanownymi poprzednikami, nie ma tragedii, ale jest kilka drobnych, wspomnianych wcześniej usterek (przecinki, trochę zaimków, a ja bym dorzucił jeszcze kilka brakujących akapitów, które ułatwiłyby czytanie tekstu).

 

Co do rozbudowanej konstrukcji zdań, która wydaje się tu największym mankamentem, taki przykład:

– Nareszcie – powiedział ostatni z przybyłych, krzyżując kształtne, ładnie zarysowane ramiona na równie wyrzeźbionej klatce piersiowej, okrytej ciasno doń przylegającą skórzaną, bogato zdobioną złotem zbroją.

Można:

– Nareszcie – powiedział ostatni z przybyłych, krzyżując muskularne ramiona na dopasowanym napierśniku zdobionej złotem, skórzanej zbroi.

 

Nie musisz tak bardzo wnikać w szczegóły, daj popracować wyobraźni czytelnika. Są słowa-hasła które które wywołują natychmiastowe skojarzenia, a Ty zaoszczędzisz sobie “klepania” tak zwanej waty słownej i zaimkozy. (Nie wiem, czy to nie Hemingway powiedział, że trzy przymiotniki w zdaniu może umieszczać tylko mistrz. :P)

Chyba, że to taki styl. :) (którego, notabene fanem nie jestem).

 

A i jeszcze: Zaciśnięte zęby stłumiły soczyste, pełne bólu… – Zaciśnięte zęby nic nie stłumią, sama spróbuj. :) Co najwyżej, mogą pomóc powstrzymać przekleństwo.

 

Co do fabuły, ciężko coś powiedzieć po fragmencie.

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Przepraszam, że bez cytatów, ale nie chce mi się klepać ręcznie, a system ich wklejania w zestawieniu z moją przeglądarką/laptopem tak jakby trochę mnie drażni.

 

@Zalht

Ad. 1 – pomińmy, bo jest zbyt oczywisty.

 

Ad. 2 – Lubię szczegóły. Może ma to coś wspólnego, z tym, że niestety myślę obrazami. Stąd proces tworzenie wygląda tak – najpierw obrazek, potem głowienie się jak ten obrazek najlepiej opisać. Wiem, że istnieją słowa-hasła, czy też słowa-klucze, ale nie zawsze mi one wystarczą i zwyczajnie mam wtedy wrażenie, że czegoś w tym teksie brakuje. Oczywiście nie zawsze tak jest. Czasem potrafię się zadowolić ogólnym (w moim mniemaniu) opisem i tak mi się zdaje, że nawet w tym fragmencie dałoby się znale na to kilka dowodów. Z drugiej strony potrafię rozłożyć np. opis postaci na kilka akapitów, z tym, że jeśli już coś takiego mi się przydarzy, to nigdy nie jest to ściana tekstu, a zwykle jest jest to w jakiś sposób wkomponowane w dialog, a dokładniej w opisy dołączone do dialogu. Czasem mogę też pominąć, albo raczej przesunąć go na później, jeśli uznam, że na daną chwilę albo nie jest on istotny, albo do niczego nie pasuje, albo już tyle tego było, że kolejny by tylko wszystko zaciemnił. I może faktycznie to taki styl, bo wychodzi na to, że opisuję nawet wtedy, kiedy zdaje mi się, że tego nie robię. No myślenie obrazowe i tyle.

Ad. 3 – Teraz będę się zastanawiać czemu nikt tego nie powiedział wcześniej oraz jak bardzo mam się za to wstydzić.

Swoją drogą teraz czuję się jak nastolatka i nie wiem czy to dobrze.

Przeczytałam dwie zupełnie różne i nie związane ze sobą scenki oraz wypowiedź Autorki, że dalszego ciągu nie będzie.

Kandaro, co miałaś nadzieję osiągnąć publikując tekścik bez początku i końca?

 

Wię­zień szarp­nął łań­cu­cha­mi wście­kłej pró­bie zmia­ny po­zy­cji… – Wię­zień szarp­nął łań­cu­cha­mi we wście­kłej pró­bie zmia­ny po­zy­cji

 

w drzwiach sta­nę­ła trze­cia po­stać, zu­peł­nie nie po­dob­na do dwóch po­zo­sta­łych… – …w drzwiach sta­nę­ła trze­cia po­stać, zu­peł­nie niepo­dob­na do dwóch po­zo­sta­łych

 

mie­szan­ka krwi i potu, co cien­ką, lepką war­stwą ob­le­piał ciało. – Powtórzenie.

 

nie tłu­mił ni­cze­go, nie od­bie­rał przy­tom­no­ści, cho­ciaż ska­za­niec bar­dzo tego pra­gnął. Chciał osu­nąć się w nie­byt, umrzeć i nie czuć już wię­cej ni­cze­go… – Powtórzenie.

 

uwi­ja­ły się po­śród usta­wio­ny­mi pół­ko­lem sto­ła­mi, roz­no­sząc za­mó­wie­nia… – …uwi­ja­ły się po­śród usta­wio­ny­ch pół­ko­lem sto­łów, roz­no­sząc za­mó­wie­nia… Lub: …uwi­ja­ły się między usta­wio­ny­mi pół­ko­lem sto­ła­mi, roz­no­sząc za­mó­wie­nia

 

a miej­sca­mi, gdzie od­by­wa­ło się spo­ży­wa­nie picia i je­dze­nia… – Masło maślane.

Za SJP: spożyćspożywać «wprowadzić pokarm, napój przez jamę ustną do żołądka»

 

nie­rów­no ob­cię­ty­mi wło­sa­mi, ster­czą­cy­mi bez­wład­nie ponad po­spo­li­tą, cia­po­wa­tą twarzą… –Jeśli coś sterczy, to nie jest bezwładne. ;-)

Pewnie miało być: …nie­rów­no ob­cię­ty­mi wło­sa­mi, ster­czą­cy­mi bez­ład­nie ponad po­spo­li­tą, cia­po­wa­tą twarzą

 

ubiór, zło­żo­ny z się­ga­ją­cej do kolan tu­ni­ki z ciem­no gra­na­to­we­go ak­sa­mi­tu, spod któ­rej wy­sta­wa­ły błę­kit­ne rę­ka­wy ba­weł­nia­nej ko­szu­li… – Z opisu wynika, że spod tuniki wystawały rękawy koszuli i zastanawiam się, co rzeczone rękawy robiły w okolicy kolan… ;-)

się­ga­ją­cej do kolan tu­ni­ki z ciem­nogra­na­to­we­go ak­sa­mi­tu

 

po­wtó­rzył w takim samym bez­na­mięt­nym tonem… – …po­wtó­rzył takim samym, bez­na­mięt­nym tonem

 

po­słusz­nie pu­ści­li dziew­czy­nę i chwiej­nym pi­jac­kim kro­kiem opu­ści­li karcz­mę. – Powtórzenie.

 

Dziew­czy­na moc­niej otu­li­ła się ba­ra­ni­ną, prze­stą­pi­ła z nogi na nogę… – Wielka to osobliwość ujrzeć dziewczę w baraninie. ;-)

Pewnie miało być: Dziew­czy­na moc­niej otu­li­ła się ba­ra­ni­cą, prze­stą­pi­ła z nogi na nogę

Między baraninąbaranicą jest istotna różnica.

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@ Regulatorzy, poprawiłam większość wskazań (tak myślę), ale mam pytanie do jednego punktu. Piszesz, że spożywanie picia i jedzenia jest masłem-maślanym, a czy przypadkiem bez tego drugiego członu to zdanie nie wyglądałoby jak urwane w połowie? Dla mnie wyglądałoby. Jasne, można jeszcze zmienić czasownik, ale wolałabym zostać przy “spożywaniu”. I tak się teraz zastanawiam co lepsze. 

A co chciałam osiągnąć napisałam w tym samy poście, w którym stwierdziłam, że dalszego ciągu nie będzie. :) No i nie bez początku i końca, a jedynie bez końca i środka. To przecież istotna różnica :)

I przyznaję, zwątpiłam. Jestem tak na etapie walenia głową w mur i zastanawiania się, czy warto robić to dalej.

 

I przyznaję, zwątpiłam. Jestem tak na etapie walenia głową w mur i zastanawiania się, czy warto robić to dalej. – Pisanie to suka. :)

Nie łam się! Mimo paru ładnych lat już na karku, nie takie babole na początku waliłem, a i dalej mi się zdarza. Po to tu jesteśmy, żeby sobie pomagać i doskonalić warsztat.

Przyłóż lód do głowy, odpalaj nową kartę w edytorze, a potem coś ładnie napisz, a my powiemy co i jak. :)

Pozdro!

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Kandaro, spożywać to inaczej jeść i pić. Twoje spożywanie picia i jedzenia jest niczym innym jak jedzeniem jedzenia i piciem picia.

Proponuję: …a miejscami, gdzie pospólstwo posilało się

 

Je­stem tak na eta­pie wa­le­nia głową w mur i za­sta­na­wia­nia się, czy warto robić to dalej.

Nie warto, przestań walić. Głową muru nie przebijesz. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ej, ja próbuję… nie wiem już od kiedy, bo nie mam pojęcia, czy liczyć piratów z podstawówki/gimnazjum. To był hit. Oberwało się nawet słówku “który”, tak pisałam je przez “u”. Swoją drogą przez te wszystkie edytory tekstu czuję o siebie nawrót dysortografii, bo bywa, że nie słysząc jakiś wyraz nie potrafię go napisać i muszę sprawdzać to w jakiś słownikach. (Masakra)

Ale pomijając ortografię i to, że ciągle mi się kićka pisownia “nie” z różnymi częściami mowy, to pod względem używania języka (pleonazmy i inne takie) no powinnam być dalej. A nie jestem. I mam wrażenie, że nigdy nie będę, bo zawsze trafi się o czym nie słyszałam. No właśnie nie słyszałam. Tak, o wielu takich po prostu nie słyszałam, nie spotkałam się wcześniej i no jakoś tak głupio z tego powodu się robi.

 

@Regulatorzy – no tak, w sumie pomyślę… dzięki.

;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie warto, przestań walić. Głową muru nie przebijesz. ;-)

Gyahahahahaha, nie wierzę! :D Choć w dobrej wierze, to było na swój sposób okrutne Reg :D

Uwielbiam Cię! XD

 

Kandaro –> Dziś, aczkolwiek później, bo teraz jest trochę ZA późno, dołożę swoje trzy grosze (może  i miedziaki, choć wierzę, że z lekką domieszką złota) i również skomentuję Twój tekst :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję, Primagenie, Twoje wyznanie wprawiło mnie w zakłopotanie… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ależ macie dziwne poczucie humoru… Chyba. ;-)

Nie, nie, to chyba tylko JA mam takie dziwne!

Jak napisałem parodię, to prawie do nikogo ona nie trafiła, chlip ;P

 

Nie kłopotaj się Reg. W sojuszu nie ma na to miejsca! Jest ino wsparcie i wzajemna pomoc, tym bardziej ubolewam, że skoro nie piszesz, tudzież nie umieszczasz nic na portalu, nie jestem w stanie odwdzięczyć się za poświęcony czas i trafne uwagi :/

Niemniej, jako że przez te zimowe miesiące ewoluowałem, planuję powrócić i “uraczyć” społeczność pewną historią. Stay tuned! ;)

 

 A teraz już merytorycznie!

Przeczytałem powyższy fragment (czy raczej dwa fragmenty) i stwierdzam, że stosunek do tekstu mam neutralny. Z racji tego Kandaro, że Twój warsztat stoi na całkiem niezłym poziomie, te rozbudowane zdania, które niektórzy krytykowali, mnie czytało się całkiem dobrze. Są prawidłowo złożone i zrozumiałe, więc ok…

Już bardziej przyczepiłbym się do przesadnej szczegółowości w opisie, która moim zdaniem może jedynie znużyć. Jakby zrobić z tego książkę/nowelkę, a później dokonać porządnej korekty, to z tych fragmentów pewnie zostałaby połowa…

Tekst wydaje mi się czymś w stylu zajawki do Twojego uniwersum, co tłumaczyłoby obecność nazw własnych, jak Dzień Narodzin Światła czy Karva… Jeśli zaś są one przypadkowo wymyślonymi określeniami, to trochę słabo :/

Generalnie, jak chyba większość, zaleciłbym Ci napisanie konkretnej historii, czy to z tego świata, czy niezwiązanej z nim, by materiał do analizy był bardziej kompletny i pozwolił czytelnikowi wytworzyć pełen obraz ;D

 

A na koniec trzy babole/uwagi z brzegu, bo później nie chciało mi się notować:

 

zapominających na zawszę imię największego

zawsze

 

strach (…) zacisnął szponiaste palce wokół żołądka, na skutek czego zawładnęła owym organem seria skurczów, sprawiająca właścicielowi dodatkowy ból.

To akurat brzmi strasznie koślawo jak dla mnie. Ten “organ”, po co tak?

Nie lepiej: “strach (…) zacisnął szponiaste palce wokół żołądka, wywołując serię bolesnych skurczów” Albo w ogóle, “poczuł, jak żołądek boleśnie kurczy mu się ze strachu”, coś prostszego, szczególnie, że informacja nie jest ważna…

 

skłamałbym, gdym, powiedział, że

skłamałbym mówiąc, że

 

Tyle :)

Nie wiem co prawda od jak dawna piszesz (i ile tego jest), ale ta próbka wypada nie najgorzej.

Pozdrawiam!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Nie będę się kłopotać, Primagenie. Kłopoty to nie moja specjalność.

I nie ubolewaj nad niemożnością odwdzięczenia się. Wystarczy że wyrażasz gotowość, a to jest szalenie satysfakcjonujące i motywujące. ;-)

 

Kandaro, mam nadzieję, że wybaczysz offtop.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@CountPrimagen, ha! Mam wymówkę do nie pisania normy, przynajmniej w tej chwili, chociaż potem pewnie będę tego żałować. Prawdę mówiąc już żałuję. Ale dość wstępów.

 

Ogólnie sprawa ma się tak, że jak gdzieś tam wyżej pisałam odwaliło mi w kierunku aniołów, ale nie chciałam mieszać do tego żadnej z istniejących religii, czy mitologii, więc “stworzyłam sobie własnych bogów”, a skoro już to zrobiłam, to było dla mnie oczywiste, że umieściłam ich w innej rzeczywistości. A nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie ważnym elementem ee rzeczywistości są nazwy, bo one dookreślają przestrzeń. Stąd ich obecność we fragmencie. Nie wiem tylko ile do przypadkowości nazw liczy się to, że “Karva” została wymyślona jeszcze w gimbie, tylko jakoś nie mogła się załapać do niczego sensownego.

A poza tym… Nawet jeśli to mało profesjonalne to ja zwyczajnie lubię tworzyć własne światy, chociażby dlatego, że mogę sobie tam ustanowić własne zasady i nie przejmować się tym, że walnęłam jakiegoś strasznego babola merytorycznego w opisywaniu realiów tej czy innej epoki. Nie mówiąc już o tym, że mogę sobie walnąć np. anielskie haremy i co mi tam jeszcze wpadnie do głowy.

 

A w sprawie szczegółowego opisu, to powiem ja już naprawdę, ale to naprawdę tego nie ogarniam! Znaczy rozumiem co do mnie piszesz, ale jak dla mnie to w tym fragmencie nie ma szczegółowych opisów, a przynajmniej nie aż tak znowu wiele. Znaczy no… chyba coś ze mną nie tak. :( . No i ja lubię opisy. Do tego stopnia, że jak czytam książkę z fajnymi, szczegółowymi (a jakże) opisami to zazdroszczę autorowi. I jak tu żyć?

 

Dobra, dziś nic mi się nie klei, a myśli szczególnie, więc podziękuję za komentarz i skończę wywód.

 

Edit: Wybaczę, fajnie go się go czyta. :D

Nowa Fantastyka