- Opowiadanie: Michu - Zombie, postęp i guma do żucia

Zombie, postęp i guma do żucia

Krótka historia o tym, że świat się zmienia i stereotypy tracą rację bytu. W rolach głównych: nieposkromiony barbarzyńca na etacie oraz nekromanta, który chyba zapomniał, jak powinno się praktykować naprawdę mroczną magię.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zombie, postęp i guma do żucia

– Staramy się iść z duchem czasu – powiedział nekromanta do kroczącego obok wojownika.

Rufus Barbarzyńca nie mógł wyjść z podziwu, jak dał się namówić na tę całą zabawę w pracę. Księżniczka Moya, którą uratował z rąk mrocznego kultu czegoś tam (nie miał pamięci do mrocznych kultów), miesiącami męczyła go, by poszukał jakiegoś stabilnego zatrudnienia. Nie masz ubezpieczenia, mówiła, a na wyprawie łupieżczej łatwo o kontuzje. Jesteś coraz starszy, w końcu zrobisz sobie krzywdę szturmując jakąś fortecę. Kto nas wtedy utrzyma?

Wojownik miał już za sobą dwadzieścia pięć lat życia, co w tym fachu oznacza zbliżające się widmo emerytury, musiał więc przyznać narzeczonej rację. Zresztą, zaraz po rozcieńczanym piwie i sałatkach wegetariańskich, kobiece jęczenie było właśnie tą rzeczą, która najszybciej doprowadzała go do szału. I nie chodziło o jęczenie z gatunku „Rób mi tak!”, ale raczej takie w stylu „Od dwóch dni proszę cię, żebyś wyczyścił smocze klatki, a ty tylko siedzisz w karczmie i żłopiesz piwo. W ogóle nie można na ciebie liczyć”.

Zanim się zorientował, szedł już ręka w rękę z lordem Heksorem, oprowadzany po pierwszej w życiu fortecy, którą zamiast zdobywać, miał chronić.

– A tutaj – niemal krzyknął podekscytowany czarnoksiężnik – tutaj znajduje się nasze laboratorium do badań nad matematyczną teorią czarnej magii!

Rufus rozejrzał się po mrocznej izbie zastawionej drewnianymi ławami, na których piętrzyły się stosy zapisanego papieru.

– Matematycznej? – spytał drapiąc się po głowie. – Takiej z cyframi, dziwnymi znaczkami i mnóstwem zasad, które nikomu się do niczego nie przydały?

– Może kiedyś tak było, ale my to zmieniamy – powiedział nekromanta podchodząc do najbliższego stosu papierów i łapiąc jeden z nich. – W czasie gdy szaleni magowie i śmierdzące wiedźmy bawią się w swoje kuglarskie sztuczki, w moim laboratorium poznajemy zasady rządzące mroczną materią i mroczną energią. Ostatnio odkryliśmy nawet nowe obiekty astralne, które roboczo nazwaliśmy Mrocznymi Dziurami.

– Brzmi jak większość miasteczek, które mijałem po drodze. Okropne dziury, bardzo mroczne…

Barbarzyńca nie dokończył, ponieważ nekromanta ciągnął go już w stronę następnego pomieszczenia, z którego bił niesamowity smród. No, myślał wojownik, przynajmniej w tym miejscu pachnie jak w klasycznym zamku czarnoksiężnika. Ten cały Heksor chyba nie do końca wie, jak powinna wyglądać solidna, złowieszcza forteca.

Gdy jednak weszli do ogromnej sali, oczom Rufusa ukazały się dziesiątki łóżek, na których leżeli nieumarli. Przy większości z nich krzątali się ubrani w robocze szaty akolici obmywający i, gdy zajdzie potrzeba, zszywający odpoczywających zombie.

– Nie żebym się wymądrzał – barbarzyńca podrapał się w głowę – ale chyba nie tak powinny wyglądać żywe trupy. Co z potwornym jęczeniem, snuciem się po ciemnych piwnicach i wyjadaniem mózgów?

– Mój drogi przyjacielu, właśnie to staram ci się wyjaśnić. Duch czasu! Zmiany! Wypuszczanie w teren armii zombie, które zniszczą gospodarstwa, pozabijają zdolnych do pracy wieśniaków i nie zgwałcą nawet jednej kobiety wydaje się kiepskim pomysłem. W długofalowej perspektywie, oczywiście.

– Nie zgwałcą nawet jednej kobiety?

– No wiesz – nekromanta popukał się znacząco w bok nosa. – Nie mają za bardzo czym. Jeśli chodzi o zdolności seksualne, czarna magia wprowadza pełne równouprawnienie płci. Żadna przywrócona światu osoba nie posiada, hmm, daru fizjologicznej perswazji, jeśli wybaczysz mi ten nietaktowny eufemizm.

– Z trudem, ale wybaczam – rzekł poważnie Rufus, który co prawda nie miał pojęcia o czym mówi gospodarz, ale zawsze warto mieć dług u ludzi posiadających ogromne zamczysko i góry złota. – Chodziło mi raczej o to, czemu to źle, że zombie nie gwałcą kobiet?

– Ekonomia! Jeśli zombie wybiją mężczyzn i nie zabiorą się za tworzenie nowych, w ciągu jednego ludzkiego życia ziemie, którymi władam, zmienią się w pustkowie. Dlatego jesteśmy w tyle sto lat za wikingami – oni wiedzą, jak zapewnić ciągłość pokoleniową plądrowanych wiosek.

– Skoro przywołane przez ciebie trupy nie służą do siania grozy i rozsądnych dawek terroru, po co ci ich aż tyle?

– Siła najemna! – Heksor krzyknął tak głośno, że kilku nieumarłych pospadało z pobliskich łóżek. – Wypożyczam moich zombie wieśniakom za symboliczne kwoty, a oni wykorzystują je do prac polowych, kopania rowów i co tam jeszcze robi się poza zamkiem. Żywe trupy są łatwe w utrzymaniu, nie jedzą, nie wdają się w bójki i, co nie mniej ważne, nie gwałcą cudzych żon, dzięki czemu moi poddani nie boją się zostawiać ich na noc w zagrodach.

Nie wierzę, myślał Rufus kierując się wraz z nekromantą w stronę zamkowych stajni. Zabawy z cyferkami jestem w stanie zrozumieć, to zawsze była dla mnie czarna magia, a matematycy zachowywali się trochę jak opętani przez wyjątkowo nieobliczalne demony. Ale przekwalifikowanie nieumarłych w wiejskie zapasy siły roboczej? A widzieliście tę jego zbrojownię? Same linijki, cyrkle i książki. Że niby można się tam uzbroić w niezbędną wiedzę, bardzo zabawne. Wystarczy chwila nieuwagi, a kilku chłopaków z hordy zrówna ten inteligencki zameczek z ziemią.

– Rufusie, słuchasz mnie?

– Wybacz, lordzie Heksorze, zamyśliłem się.

– Nic nie szkodzi, nie szkodzi. Wiem, że łatwo wpaść w egzystencjalną zadumę widząc osiągnięcia współczesnej myśli nekromanckiej. Pytałem, co sądzisz o logistycznym centrum planowania podboju świata?

– Cóż… – Barbarzyńca rozejrzał się po komnacie znajdującej się na szczycie jednej z wież, ale widział tylko stoły, krzesła, mapy i mnóstwo walających się wszędzie papierów. – Przypomina trochę tę budę od matematyki.

– Tak właśnie wygląda postęp!

 

***

 

Rufus czuł, że to będzie jego szczęśliwy dzień. Od dwóch tygodni kierował obroną fortecy Heksora, a jeszcze nikt nie próbował się do niej wedrzeć. Owszem, zamek codziennie odwiedzały rzesze ludzi, ale wszyscy wchodzili główną bramą w poszukiwaniu pracy. Najbliższe „wdarcia się” były odwiedziny pijanego krasnoluda, który otumaniony alkoholem błąkał się bez celu po korytarzach. Barbarzyńca nie miał jednak serca skracać go o głowę. I tak ledwo odstawał od ziemi.

Zresztą nie tylko to irytowało wojownika. Kierowanie obroną, na przykład. Rufus spodziewał się przynajmniej kilku doświadczonych żołnierzy, z którymi mógłby potrenować w wolnych chwilach. Tymczasem jego podwładnymi okazali się, w kolejności od najbardziej przydatnego: przemądrzały woźny, drewniana atrapa konia i bratanek lorda Heksora, który przyjechał do wuja w ramach praktyk studenckich z zarządzania kapitałem nieludzkim.

Z jakiegoś powodu nikt nie atakował fortecy nekromanty, za to każdy chciał u niego pracować. Barbarzyńca nudził się więc niemiłosiernie i z niecierpliwością czekał na okazję do rozruszania zastygłych mięśni.

Taka mogła nadarzyć się tej nocy. Księżyc w pełni stanowił idealne źródło światła dla potencjalnych złodziei, podobnie jak rozpalone w kluczowych miejscach fortecy pochodnie, już barbarzyńca się o to postarał. Liczył na to, że rosnący w szybkim tempie majątek niecodziennego nekromanty przemoże w bandytach strach przed trupami odzianymi w ogrodnicze spodnie.

Godziny mijały, a coraz bardziej zrezygnowany barbarzyńca jedynie z poczucia obowiązku patrolował blanki fortecy. Już chciał przekazać dowodzenie woźnemu Stiffowi, gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk kotwiczki uderzającej o kamień.

Oho, pomyślał, chyba czeka nas mały szturm.

 

Harry Osiłek zwinnie przeskoczył przez mur fortecy i rozejrzał się czujnie wokół.

– Nie wierzę – mruczał pod nosem. – Zdechlak zarabia góry forsy, a nie trzyma żadnej straży. Ta robota będzie łatwa jak chleb ze smal….

Opryszek nie dokończył, ponieważ poczuł ostrze noża na gardle.

– Mamy dwa wyjścia, kolego – powiedział Rufus stojący za jego plecami. – Mogę poderżnąć ci gardło od razu, albo pozwolić na wymyślenie historyjki zdolnej chwycić mnie za serce. Jeśli zrozumiałeś, kiwnij głową.

Kilka minut później barbarzyńca skończył czyścić nóż i wyrzucił zwłoki do fosy.

– Ci złodzieje są coraz głupsi. Przecież nie kazałem mu kiwać w dół.

 

***

 

Wieści o rosnącym bogactwie nekromanty rozchodziły się w tempie porównywalnym jedynie z plotkami dotyczącymi jego życia seksualnego. Wszystko dzięki duchom, które Heksor wywoływał prawie codziennie i wykorzystywał jako posłańców. Od kiedy pomysły czarnoksiężnika okazały się dużo bardziej dochodowe niż terror i przemoc, wielu kolegów po fachu chciało wiedzieć, jak pracodawca Rufusa osiągnął taką pozycję bez sprowadzania Pradawnych Sił Przedwiecznego Zła. A duchy, jak to duchy – po przekazaniu informacji zamieniały jeszcze kilka słów z innymi zjawami, które z kolei plotkowały z upiorami straszącymi w miastach, a te podrzucały wieści z wielkiego świata błąkającym się po wsiach marom.

Wszystko to sprawiało, że próby wdarcia się do fortecy i ogołocenia jej ze wszystkich kosztowności (oraz, gdy nadarzy się sposobność, ogołocenia jakichś panien) podejmowane były przez rzezimieszków niemal każdej nocy. Rufus powoli przestawał za nimi nadążać – czasami do rana walczył z kilkunastoosobowymi oddziałami doświadczonych w bojach bandytów. Nie żeby się skarżył, ale nawet tak doświadczony wojownik jak on nie mógł się rozdwoić i być w kilku miejscach jednocześnie. A Heksora o wsparcie prosić nie chciał, ponieważ, do cholery, był w końcu dumnym barbarzyńskim najeźdźcą.

 

Dzisiejsza noc była dla Rufusa wytchnieniem. Po wczorajszej masakrze na murach, której dokonał przy pomocy zastawy kuchennej pracodawcy, napastnicy dwa razy zastanowią się, zanim ponownie spróbują swoich sił z barbarzyńcą. Nawet pogoda była po stronie wojownika – lało nieprzerwanie od kilkunastu godzin, co praktycznie uniemożliwiało niezauważalne wdarcie się do zamku.

To przez to zmęczenie, mówił później Rufus, gdy wspominał wydarzenia tej nocy. Kończąc ostatni obchód po blankach nie zauważył napastnika, który bezszelestnie, mimo zalegających wszędzie kałuż, podkradł się do niego od tyłu i przystawił nóż do gardła.

– Mamy dwa wyjścia, koleś – usłyszał barbarzyńca zza pleców. – Mogę wyciąć ci na szyi drugie usta, albo wymyślisz szybciutko powód, dla którego nie powinienem tego robić. Kiwnij głową, jeśli zrozumiałeś.

Rufus, wykorzystując wszystkie zasoby energii potencjalnej, z całej siły odchylił głowę do tyłu, miażdżąc napastnikowi nos, i odtrącił dłonią sztylet. Jednym płynnym ruchem obrócił się wokół własnej osi, wyjmując schowany za pasem miecz i skierował ostrze w stronę przeciwnika.

Jak się okazało, niepotrzebnie. Walka były skończona, zanim się na dobre zaczęła. Napastnik, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany jedynie w skórzane spodnie, trzymał się za strzaskany nos, który obficie krwawił, i nie wykazywał chęci dalszej walki.

– Na wszystkie demony, dlaczego mnie uderzyłeś, gówniarzu? Na żartach się nie znasz?! – krzyknął.

Barbarzyńca wziął kilka głębokich wdechów, by uspokoić umysł, i przewertował szybko pamięć w poszukiwaniu twarzy, która w tym momencie klęła na niego w co najmniej trzech językach.

– Zaraz, zaraz… Oddmar Do Czasu?! – zawołał zdziwiony Rufus chowając broń. – Myślałem, że zatłukli cię pod Mumwerdaffe!

– Próbowali – odpowiedział przybysz tamując krwotok kawałkiem wyciągniętej ze spodni szmaty. – Ścigałem suczych synów przez trzy kontynenty. Ostatniego zabiłem jego własnym ołówkiem.

– Stary, dobry Oddmar! – zaśmiał się barbarzyńca klepiąc niedoszłego grabieżcę po ramieniu. – Poborcy podatkowi nie mają z tobą lekko! Co cię do mnie sprowadza?

– Podobno ten twój magik dobrze płaci.

– Nie wierzę! Czyżby wielki Oddmar Do Czasu, pogromca hord spod Ciemnej Góry, zabójca kilkunastu cesarzy i takiej samej liczby obłąkanych kapłanów przybył w moje skromne progi w poszukiwaniu etatu?! Zaraz pęknę ze śmiechu!

– A pękaj, pękaj. Przynajmniej zwolnisz dla mnie miejsce. Nie wiesz co się dzieje teraz na świecie – zaczął smętnie Oddmar wyjmując dwie butelki piwa. – Wszyscy kombinują, zmieniają koncepcje i wdrażają nowe polityki. Obłąkani kapłani zamiast tworzyć plany religijnych wojen, wydają podziemne czasopisma, smoki wyzbywają się kosztowności i otwierają muzea ze starociami, a plemiona dzikich wojowniczek pozakładały związki zawodowe i nie chcą porywać mężczyzn z pobliskich wiosek, by ci pracowali na ich rzecz. Równouprawnienie, psia mać! – Wojownik splunął pokazowo i otworzył drugą butelkę. – Coraz mniej jest do grabienia. Wszyscy teraz prowadzą działalność gospodarczą. A wiesz co robią z pieniędzmi?! No wiesz?! Inwestują! Znaczy się, wydają. I gdzie się nie włamiesz, wszyscy ci mówią, że właśnie przeznaczyli środki i nie mają gotówki! Łatwiej dzisiaj doścignąć nimfę niż zgarnąć komuś trochę forsy!

– Nie musisz mi tego mówić – odpowiedział spokojnie Rufus wyjmując zza pasa butelkę warzonego w fortecy lagera. – Lord Heksor jest podobny. Kiedyś nekromanta wzywał nieumarłych, szedł z nimi na równiny i siał grozę. Teraz jedyne co siejemy to przenjęczmień, jakąś mutację jednego z jego mrocznych, agrarnych eksperymentów. Ale płaci solidnie, tego mu nie odmówię.

– No właśnie, Rufus. Może byście mnie wzięli do siebie? Mam dosyć latania bezmyślnie od wioski do wioski. Za stary jestem już na takie zabawy.

– Wiesz co – barbarzyńca podrapał się po głowie. – Ostatnio zamek atakuje coraz więcej typów spod ciemnej gwiazdy, już ledwo za nimi nadążam. Pogadam z Heksorem.

– Dzięki chłopie, na tobie zawsze można było polegać! – zawołał Oddmar otwierając kolejną butelkę czegoś, co tylko z wyglądu przypominało sok jabłkowy.

 

***

 

– Mamy dwa wyjścia, przyjacielu – za plecami Einara Ekologisty rozległ się zachrypnięty, zmęczony głos. – Obejrzymy sobie wnętrze twojego przełyku, albo w tym właśnie momencie wyrecytujesz mi poemat, który mnie do tego zniechęci.

– Panowie, kurwa, no co wy? – krzyknął Einar przez zęby, zapobiegawczo nie wykonując gwałtownych ruchów. – Starych kumpli nie poznajecie?

Rufus schował sztylet, którym groził podstarzałemu wojownikowi i poklepał go przyjacielsko po plecach.

– Spodziewaliśmy się ciebie dopiero za jakieś dwa tygodnie – powiedział, rozstawiając przy zamkowej wieżyczce dodatkowe krzesło dla przybysza. – Póki co, radzimy sobie z Oddmarem całkiem nieźle.

– Przybyłem pierwszym smokiem, bo wieści o bogactwie zdechlaka dotarły już do nadmorskich marchii. Nie było tygodnia, żebym nie słyszał o kolejnej wyprawie, której celem jest ograbienie was z bogactwa. – Einar wyciągnął zza pasa butelkę wina i odgryzł metalowy kapsel, którym była opieczętowana. – Moim zdaniem za kilkanaście dni zacznie się tutaj prawdziwy cyrk, przysięgam na pamięć mojej dupodajnej matki nieboszczki.

– Tego się spodziewałem. Wysłaliśmy wieści do wszystkich żyjących członków naszej hordy. Einar, przez trzy miesiące zarobiłem tutaj więcej, niż uzbierałbym podczas dwóch kampanii grabienia i palenia. Jeśli zgodzisz się zostać naszym strategiem, dostaniesz taką samą pensję i nieograniczony dostęp do zamkowej warzelni.

– Kupiłeś mnie tym jak paczkę żelków, mały – sapnął Einar strącając ciosem pięści złodzieja, który niefortunnie postanowił zdobyć fortecę w miejscu spotkania barbarzyńców.

 

***

 

W ciągu następnych dwóch miesięcy do trójki przyjaciół dołączyli jeszcze Semingr Włochaty – dwumetrowy kolos wyspecjalizowany w rabowaniu kupieckich karawan, Bryn'Tvar Kurator – biegły w ładunkach wybuchowych mieszkaniec południowych rubieży, Kott Zzłoczyńca – jąkający się postrach paladynów i czarnych rycerzy oraz Laura Klej – jedyna kobieta, która posiadła umiejętność latania (to pewnie przez te wyrastające z pleców skrzydła) oraz niespodziewanego wyciągania zza pasa butelek piwa. Cała siódemka odpoczywała właśnie w jednej z wielu zamkowych jadalni, zmęczona odpartym niedawno szturmem Obłąkanych Kapłanów Oio i ich mrocznych bestii.

– Posłuchajcie mnie, pacany – kolejny raz zaczęła Laura, która szybko objęła przywództwo w grupie. – Wszyscy wiemy, jakie bogactwa znajdują się w skarbcach Heksora. Rufus i Oddmar na własne oczy widzieli, że pod nami leży roczny budżet połowy naszego kontynentu. Jeśli zarżniemy nekromantę i dobrze przygotujemy karawany do transportu złota – w tym miejscu spojrzała wymownie na Semingra – damy radę zniknąć stąd w tydzień.

– Nie rozumiem, co ci się nie podoba – podniósł głos Rufus. – Dobra, roboty jest coraz więcej, ale mag płaci nam tyle, że i tak nie mamy jak tego wydać. Kott nie ma już miejsca w swoich komnatach na kolejne bezcenne dzieła sztuki, nie mówiąc już o luksusowych nałożnicach Oddmara. Możemy mieć wszystko, co dusza zapragnie, a ty chcesz jeszcze i jeszcze!

– Tak myślałam – syknęła Laura. – Zero ambicji, najlepiej osiąść na laurach i grzać dupsko ciepłą posadką! Żadni z was barbarzyńscy wojownicy! Jesteście zwykłymi kundlami, którym się płaci za robienie sztuczek!

– Jakbym słyszał swoją starą – z uśmiechem powiedział Einar. – Ciągle tylko kwęka, że ja nie to, ja nie tamto, a w ogóle to nie można na mnie polegać. Bo do tego dążyłaś, prawda? – zwrócił się bezpośrednio w stronę Laury. – Zaraz miałaś zacząć tę część z poleganiem i życiowymi obowiązkami, prawda?

– Ja, mmm…

– Niemniej jednak, panowie, lala ma trochę racji. Wszyscy zgodziliśmy się porzucić barbarzyńskie rzemiosło, bo z pracą było coraz gorzej, a etat zapewnia stały przypływ gotówki. Problem z nami polega na tym, Rufusie, że mamy barbarzyństwo we krwi. Sam przyznasz, że przez jakiś czas możemy pobawić się w ochroniarzy, ale na dłuższą metę wszyscy zaczynamy wariować, jak dziki tygrys trzymany od miesięcy w klatce. Sam lord Heksor też jest całkiem w porządku. Fakt, korzysta z mrocznej magii, przywołuje do życia trupy i poświęcił chyba na ołtarzu jakieś dziewice, ale przyznacie, że w ostatecznym rozrachunku jego działania prowadzą pobliskie ziemie w stronę kwitnącego dobrobytu. A dziewice są dzisiaj szczęśliwymi mamami in spe.

– Do czego zmierzasz, staruszku? – zapytał milczący dotąd Bryn'Tvar.

– Mówiąc najprościej: jeśli nie odwalimy niedługo jakieś barbarzyńskiej akcji, to ja odwalę kitę. Jesteśmy barbarzyńcami, do jasnej cholery, a barbarzyńcy plądrują mroczne fortece! Nie stają w ich obronie!

 

***

 

Rufus kiwnął głową Laurze Klej, która ustawiła się po przeciwnej stronie drzwi do pracowni nekromanty. Mocnym kopnięciem wyważył wrota i razem z partnerką wpadli do środka z bojowym okrzykiem.

Plan był prosty. Sporej wielkości pracownia posiadała cztery wejścia, każde znajdujące się pomiędzy regałami zastawionymi starymi księgami. Barbarzyńcy mieli w tym samym momencie sforsować wszystkie drzwi i z różnych stron zaatakować swojego byłego pracodawcę. Ktoś musiał go dosięgnąć.

Mniej więcej w połowie drogi do biurka czarnoksiężnika, które znajdowało się na samym środku owalnej komnaty, Rufus stwierdził, że nie może się ruszać. Kątem oka zauważył, że w podobnych jak on pozycjach zastygli pozostali wojownicy (za wyjątkiem Semingra, który z niezrozumiałych dla Rufusa przyczyn, stał na jednej ręce).

– Szanowni przyjaciele, z niechęcią muszę przyznać, że nasza wzajemna współpraca potoczyła się w niezbyt pożądanym kierunku – nekromanta podniósł wzrok znad stosu leżących przed nim pergaminów. Płynnym ruchem wstał z krzesła i zaczął chodzić wokół biurka. – Jeśli moje obliczenia są słuszne, a wierzcie mi jak demony, że są, przez prawie pół roku naszej współpracy staliście się najbogatszymi mięśniakami w historii tej krainy. Ach, proszę o wybaczenie! – krzyknął, gdy przypomniał sobie o obecności Laury. – Mięśniakami i jedną niezadowoloną z życia kulturystką. Wydawało mi się, że nasz układ był jasny i zdrowy, bez szans na wzajemne szlachtowanie, a już zwłaszcza kąśliwe uwagi o czyjejś matce. Rufusie – skierował wzrok w stronę unieruchomionego barbarzyńcy. – Jak do tego doszło?

Wojownik poczuł, że zaklęcie, którym najprawdopodobniej sparaliżował ich nekromanta, ustąpiło na tyle, by mógł mówić.

– Nie bierz tego do siebie, Heksorze. Jesteśmy barbarzyńcami, plądrowanie i gwałty mamy we krwi. Stała posada jest w naszym przypadku gorsza od połamanych kończyn. Niszczy ducha.

– A co na to urocza Moya?

Rufus uciekł wzrokiem w bok i zrobił zakłopotaną minę.

– Szczerze mówiąc liczyłem na to, że dowie się o wszystkim, gdy ja będę już wiele mil stąd. Oczywiście chciałem zostawić jej większość swojego majątku, tylko by przeszkadzał w podróży – dodał szybko, gdy zauważył karcące spojrzenie Heksora.

– I naprawdę myśleliście, że uda wam się zaskoczyć mnie w fortecy, którą zbudowałem własnymi rękoma, kamień po kamieniu? Z tą całą masą duchów, widm i mar informujących mnie o wszystkim, co dzieje się w naszej części świata?

– No wiesz, barbarzyńcy nigdy nie słynęli z mocnych, intelektualnych planów. Chcieliśmy improwizować – gdy Rufus kończył zdanie poczuł, że zaklęcie paraliżujące zanika i może już ruszać rękoma.

– Zdjąłem z was czar unieruchomienia, żeby pokazać moją dobrą wolę – zawołał nekromanta widząc, że napastnicy szykują się do kolejnego ataku. – Zanim ponownie skoczymy sobie do gardeł, a chciałbym zaznaczyć, że tak naprawdę tylko ja będę tutaj skakał, muszę wyjaśnić jedną kwestię. Złamaliście warunki naszej umowy, ponieważ ważniejszy od wysokiego dochodu jest fakt plądrowania i grabieży? – Barbarzyńcy kiwnęli głowami. – Wasze wojownicze dusze nie mogą znieść stagnacji, więc dalej będziecie kraść i gwałcić, oczywiście tylko ci, którzy nie posiadają stałego partnera, bo tak nakazuje wam serce? – Ponowne kiwnięcie. – I nie żywicie do mnie żadnej osobistej urazy?

– Daj spokój, Heksorze. Jesteś sympatycznym gościem – odpowiedział Rufus, który, w przeciwieństwie do pozostałych, podejrzewał, do czego zmierza jego były pracodawca.

– W takim razie macie mnie!

– Eee, co? – wybrzmiało kolektywne pytanie.

– Dołączam do was! – zawołał nekromanta, a w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk. – Całą młodość byłem kujonem, którym pomiatano w szkole. Życie nieokiełznanego wojownika to moje największe marzenie! Oczywiście, trzeba będzie popracować nad udoskonaleniem barbarzyńskiego fachu – Heksor aż zatarł z przejęcia dłonie. – Nowe sposoby szturmowania fortec, rejestr wymuszeń i płatnych protekcji, zrewolucjonizujemy ten biznes!

Barbarzyńcy patrzyli na niego z niedowierzaniem. W jednej chwili potężny nekromanta z wroga, który mógł pozbawić ich życia skinieniem dłoni, stał się prekursorem postępu w barbarzyńskiej profesji?

– A co z nekromanckim biznesem, co z całym tym majątkiem? – dopytywał się Rufus.

– Nie ma obawy, wszystko przejmie mój bratanek. W tym roku kończy studia i solidne miejsce pracy spadnie mu, oczywiście metaforycznie, prosto z najgłębszych otchłani Piekła.

– Jedna sprawa – powiedział Einar. – Dasz sobie radę z trudami podróży, walką wręcz, uciekaniem przez skute lodem bagna i innymi wygodami, które spotykają nas praktycznie codziennie?

– Żartujesz? – odpowiedział zawadiacko Heksor, przerzucając płaszcz przez lewe ramię. – Urodziłem się, by kopać tyłki i wprowadzać postęp, a właśnie skończyła mi się guma do żucia! Czy jakoś tak.

Koniec

Komentarze

Michu, ubawiłam się szczerze, szczególnie na początku. Parę razy wybuchnęłam śmiechem, aż kot mi się spłoszył. Bardzo sympatyczna lektura na piątkowy wieczór.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Sprawnie napisana, zabawna i lekka historyjka, która uśmiechnęła mi mordkę. Umiejętność niespodziewanego wyciągania zza pasa butelek z piwem jest zaiste bezcenna.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zabawne opowiadanie. Też jestem zachwycony zdolnością niespodziewanego wyciągania butelek – muszę potrenować. “Mroczne Dziury” też świetne. Cały tekst jest dobry. Bardzo mi się. :D

Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowo! =]

 

Edit dół:

Podejrzewam, że w tym miejscu, dla męskiej części widowni będzie to śmiech przez łzy =p.

Mnie najbardziej rozbawiło to:

I nie chodziło o jęczenie z gatunku „Rób mi tak!”, ale raczej takie w stylu „Od dwóch dni proszę cię, żebyś wyczyścił smocze klatki, a ty tylko siedzisz w karczmie i żłopiesz piwo. W ogóle nie można na ciebie liczyć”.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tak, to też jest świetne yes

Żadna przywrócona światu osoba nie posiada, hmm, daru fizjologicznej perswazji, jeśli wybaczysz mi ten nietaktowny eufemizm.

moje ulubione zdanie!

Wypożyczam moich zombie wieśniakom za symboliczne kwoty, a oni wykorzystują je do prac polowych…

je zmieniłabym na ich, zresztą chyba ogólnie odmieniasz zombich jak rodzaj niemęskoosobowy, podczas gdy mnie się wydaje, że lepiej by było w męskoosobowym.

To tyle czepialstwa, bo opowiadanie jest świetne. Banan mi z twarzy nie schodzi!

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Czyta się na tyle lekko, że jakieś drobne niedociągnięcia szybko idą w zapomnienie ;) 

Dodatkowy plus za poruszenie moich zanikających uczuć wyższych – dobywanie butelek piwa zza pasa to przepiękna wizja :)

nie da rady

Bardzo spodobało mi się niezwykle nowatorskie podejście do tematu i ukazanie całkiem nowych możliwości nekromanty, zombie oraz barbarzyńców, funkcjonujących w nietypowych dla nich okolicznościach.

Niezaprzeczalnym atutem opowiadania jest bardzo zacnej jakości humor. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szczerze mówiąc byłem przekonany, że akcja z piwem zostanie potraktowana jako mocno pretensjonalna. Miłe zaskoczenie =]. Co do zombie – możliwe, że poprawna odmiana to ta zaproponowana przez fleurdelacour. Niemniej jednak trzymał się będę odmiany niemęskoosobowej.

Spojrzałem na tytuł, przypis… i mnie odrzuciło. Barbarzyńca, nekromanta, zombie – to musiało być wtórne i najpewniej pseudo-śmieszne. Z czytanie oczywiście zrezygnowałem.

Później jednak pojawiły się pozytywne opinie, przejrzałem kilka pierwszych linijek i z zapartym tchem pochłonąłem całość :)

Humor nie pseudo, a wyjątkowo wysokiej jakości, pomysły również wymykają się konwenansom. Wartka fabuła i wyraziste postacie zwielokrotniają przyjemność odbioru.

Kawał dobrego tekstu Michu, gdybym mógł, również kliknąłbym bibliotekę ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Michu, masz świetne poczucie humoru :) Ubawiłam się, a do tego jakość wykonania uczyniła lekturę nie tylko rozweselającą, ale i bardzo przyjemną. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

zrobisz sobie krzywdę(+,) szturmując jakąś fortecę.

 

oprowadzany po pierwszej w życiu fortecy, którą zamiast zdobywać, miał chronić. ← to była pierwsza forteca, jaką widział w życiu? oprowadzany po fortecy, którą pierwszy raz w życiu miał chronić, a nie zdobywać.

 

po mrocznej izbie(+,) zastawionej drewnianymi ławami

 

spytał(+,) drapiąc się po głowie.

 

nikomu się do niczego się nie przydały?

 

powiedział nekromanta(+,) podchodząc do najbliższego stosu papierów

 

nie zgwałcą nawet jednej kobiety(+,) wydaje się kiepskim pomysłem.

 

– No wiesz.nNekromanta popukał się znacząco

 

 

Sorry, mogę być przewrażliwiona, ale nic mnie to nie obchodzi – ta gadka o potrzebie gwałcenia kobiet przez zombie nie przejdzie. Rezygnuję z czytania tekstu tak niesmacznego i nieprzyjemnego. To nie jest zabawne, tylko uprzedmiotawiające i odrzucające. Nie wiem, czemu na moim dyżurze ciągle dostaję takie teksty.

Edit: Blackburn, mogę mieć prośbę? Przeważnie czytasz tekst wcześniej, niż ja. Ostrzegaj mnie, że będzie coś, co mi się nie spodoba, to spróbuję siąść do takiego tekstu z dobrym humorem, tarczą w ręku i zaciśniętymi zębami.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dzięki wielkie c21h23no5.enazet za komentarz, w wolnej chwili przeanalizuję kwestie językowe przez Ciebie wskazane i poprawię, co trzeba.

Co zaś się tyczy gwałcenia kobiet – wydawało mi się, że ukazałem to w wystarczająco krzywym zwierciadle by stwierdzić, że wcale nie pochwalam gwałcenia kobiet. Co więcej, wskazuję wprost, że nekromanta zrobił co do niego należało, by kobiety nie były gwałcone na jego ziemiach. Ale nie zamierzam się kłócić, szanuję Twoje zdanie ;).

Drogi autorze, nie chodzi tylko o jakieś psychopatyczne wizje… ;) Przejrzałam opko (nie uciekłam z krzykiem od razu ;) i nie widzę żadnego pozytywnego bohatera kobiecego, tylko bierną, negatywną pozycję kobiet – a ta <baba>, co ją trzeba było ratować, a potem tylko zrzędzi i jest “lalą”, to sprawa nie mniej smętna, jak gwałcone przez zombie kobiety. Jeśli myślisz, że przyklasnę temu, że zombie “nie gwałcą cudzych żon”, to… Cóż, lepiej nie będę na głos wypowiadać swoich przemyśleń ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz, powoli zaczynam łapać, co może Ci nie podejść, więc postaram się sygnalizować. ;-)

No coz, wysmiewam tutaj na swoj skromny sposob stereotyp barbarzyncy-miesniaka i mrocznego lorda-nekromanty. Choc jestem wojujacym feminista nie uwazam, by w kazdym tekscie powinna byc pozytywna kobieca postac. Jesli jednak chcialabys taka zobaczyc, polecam moje inne opowiadanie – "Eliksir milosci po okazyjnej cenie". Tak czy siak, dzieki za troche osobistego zaangazowania w odbior tego tekstu.

Proszę, jaki odważny mężczyzna, obwołujący się wojującym feministą! :) Na plus, choć na pewno wiesz, że większość ludzi w naszym pięknym kraju nie rozumie, że feminizm to tylko walka o równouprawnienie i emancypację? ;) Kojarzą feministki z wygolonymi babochłopami, nienawidzącymi mężczyzn, a feministę z jakimś zniewieściałym hipokrytą. Świadomość, że każdy demokrata to feminista, jest u nas zerowa. Ja się doktoryzuję z filozofii feminizmu i nic nie poradzę na to, że jestem jak byk, który wszędzie zauważy skraweczek czerwieni (stereotypu, lekceważenia, seksizmu itp.) Uważam, że literatura utrwala pewne społeczne wzorce, dlatego bezbronność twoich kobiet, które muszą być ratowane i można je gwałcić (a nawet trzeba, będąc postępowym zombiakiem) podziałała mi na nerwy ;)

Tekst, o którym wspomniałeś, chętnie przeczytam, jak znajdę chwilkę. Z klasą odebrałeś moje pretensje. Już nie męczę tematem. Dzięki, Blackburn! ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz, a wiesz, że byki nie rozróżniają kolorów i to nie czerwień je tak porusza? ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Niestety, nie w każdej dziedzinie można być ekspertem! :) Przepraszam byki, że użyłam porównania, będącego nieprawdziwym stereotypem!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

W imieniu wszystkich byków (jako zodiakalny chyba mogę), przyjmuję przeprosimy ;) I zalecam mniej filozofowania, a więcej luzu :)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A ja nie lubię, jak mi ktoś coś zaleca, bo ja będę sobą, a nie luzakiem. I nie ciągnę już tego offtopu! 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałem skuszony zombie, spodziewałem się czegoś innego po tytule, mimo to zostałem pozytywnie zaskoczony. Początek opowiadania dosyć wciągający, niestety humor panujący w jego pozostałej części niezbyt przypadł mi do gustu. Zakończenie mimo, że nie było dla mnie zaskoczeniem było pozytywne jak reszta twojej pracy :)

 

Rufus, wykorzystując wszystkie zasoby energii potencjalnej, z całej siły odchylił głowę do tyłu, miażdżąc napastnikowi nos, i odtrącił dłonią sztylet.

 

:/

Sympatycznie pożeniłeś klasyczne fantasy ze współczesnym kapitalizmem. Mariaż może nie jakoś szalenie oryginalny, ale ciekawy. Tekst lekki i przyjemny w odbiorze. Dopieszczony.

Czy mi się wydaje, czy widziałam ten tytuł na liście konkursowej?

Babska logika rządzi!

@Krikos – co jest nie tak w tym stwierdzeniu?

@Finkla – tak jest, to było opowiadanie na konkurs.

 

Dzięki Wam obojgu za opinię =].

Wydaje mi się, że Krikosowi chodziło o to, że odtrącając sztylet ręką, można stracić dłoń. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie, jeśli jest się stereotypowym barbarzyńskim najeźdźcą ;p

Powtórzę za Reg: zacny humor. Ta półka to właściwe miejsce w Bibliotece.

Nowa Fantastyka