- Opowiadanie: Bellatrix - Czarownica

Czarownica

Życzę Wam, żebyście się bawili tak dobrze, jak ja przy przepisywaniu tego tekstu ;) Jak dostanę nagrodę, to na następną grafomanię wrzucę drugą część :)

 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Czarownica

Było letnie popołudnie. Euralia Morrison wracała do domu. Mieszkała w niedużej wsi, w pobliżu miasta. Była śliczna. Miała twarz aniołka, piękne niebieskie oczy i długie, czarne włosy poskręcane w drobne loczki. Nie mogła jednak, mimo swej urody, znaleźć męża. We wsi wszyscy mówili o niej – czarownica. Było w tym trochę prawdy. Euralia pasjonowała się magią i czasem potrafiła zrobić z niej użytek. Cierpiała z powodu braku męża, a dokładniej nie tyle męża co dziecka. Bardzo chciała mieć dziecko. To było dla niej najważniejsze. Wpadła na pomysł, że znajdzie odpowiedniego kandydata na ojca, uwiedzie go i będzie miała z nim dziecko. Właśnie wracała z poszukiwań. Niestety – bezowocnych. Żaden mężczyzna w pełni nie odpowiadał Euralii. Jak któryś był przystojny – to biedny jak mysz kościelna. Jak bogaty to brzydki, gruby i świńtuch. Euralia była zmęczona, gdyż jej poszukiwania trwały już trzy miesiące. Zniechęcona usiadła w fotelu i włączyła telewizor. Właśnie nadawali regionalne „Wiadomości”.

– Do naszego miasta przybył na wypoczynek Antoine de la Vega – rozległ się głos spikera. – Dzień dobry.

– Dzień dobry – na ekranie pojawił się przystojny mężczyzna. Blondyn o piwnych oczach. Euralia aż podskoczyła.

– On byłby idealnym ojcem mego dziecka! – pomyślała.

– Dlaczego pan przyjechał bez żony i córki?

– Żona woli spędzać wolny czas nad morzem, a ja muszę tu załatwić parę służbowych spraw.

– Więc on ma rodzinę. Trudno. Pragnę tylko dziecka! – Euralia wysłuchała dokładnie i zanotowała, gdzie i kiedy ma przebywać Antoine de la Vega. Miała już w głowie plan. Poszła do swej ciemnej izdebki i zaczęła odprawiać czary. Z różnych ziół przyrządziła 10 kropli bardzo stężonego napoju miłości – jak go nazywała. Przelała ten wywar do malutkiej buteleczki i poszła na spotkanie z Antoine'm.

Ze wsi do miasteczka było dwanaście kilometrów. Euralia przebyła tę drogę tak szybko, jak nigdy dotąd. Doszła do rynku. Tak jak mówili w telewizji Antoine de la Vega właśnie wychodził z Ratusza. Euralia schowała się i niby to przypadkiem wyskoczyła zza rogu domu i zderzyła się z Antoine'm.

– Bardzo panią przepraszam – odezwał się.

– Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się czarująco. – Właśnie wyszłam, by napić się czegoś.

– Wobec tego zapraszam panią na kawę.

– To dla mnie zaszczyt.

– Jestem Antoine de la Vega.

– A ja Euralia Morrison.

– Bardzo mi miło. O, tu jest przyjemna kawiarenka. Wejdźmy.

Zamówili kawę. Euralia, upuściła torebkę. Antoine schylił się, by ją podnieść i wtedy dziewczyna wlała mu do kawy swój wywar. Antoine podniósł torebkę.

– Przepraszam. Ale ze mnie niezdara – powiedziała.

Rozmawiali ze sobą na różne tematy. Euralia czekała na skutki wypicia napoju.

– Masz osobliwe imię. Euralia. Nigdy o takim nie słyszałem.

– Wiem. To moja mama mnie tak nazwała.

Nagle on pochylił się nad nią i wyszeptał:

– Euralio. Chyba się w tobie zakochałem.

Ona tylko na to czekała.

– Więc chodźmy do mnie.

Pojechali jego samochodem. W domu Euralia uwiodła go, po czym zapadł w głęboki sen.

– Nie uwolnisz już się ode mnie. – powiedział i polała go kolejnym odwarem – dzięki temu nigdy nie przestaniesz mnie kochać!

Antoine obudził się nad ranem.

– Gdzie ja jestem? Co się stało?

– Było nam cudownie – odparła Euralia.

– Co ja zrobiłem?

– Nie martw się. Przecież mnie kochasz!

– Ale mam rodzinę.

– Teraz to nieważne. Ja ci dam rodzinę. Spodziewam się dziecka.

– Co???

– To prawda. Czuję to.

– Euralio, nie mogę odejść od żony i dziecka.

– Wyjdę za ciebie!

– Nie o to chodzi, ale moja kariera! Stracę wszystko, jeśli porzucę żonę! Euralio, proszę cię, to co się stało, niech zostanie między nami! Nie niszcz mi życia.

Euralia pomyślała przez chwilę.

– Dobrze, ale będziesz mnie odwiedzał co pół roku i dasz naszemu dziecku nazwisko.

– Zgadzam się, ale musisz dochować tajemnicy. Nie chcę robić skandalu. Kocham Cię!

Antoine niedługo odjechał. Euralia została sama, ale zrealizowała swe marzenie. Była w ciąży. Antoine, tak jak obiecał, zjawił się po pół roku.

– Więc naprawdę jesteś w ciąży.

– Tak. Proszę cię, bądź przy narodzinach naszego dziecka!

– To znaczy kiedy?

– Czuję, że ona urodzi się w nocy z 30 na 31 kwietnia. W noc Walpurgii – tą ostatnią uwagę skierowała tak, by ojciec dziecka jej nie słyszał.

– Ona?

– Wiem, że to jest dziewczynka.

– Jedną córkę już mam.

– To będziesz mieć drugą! Jakie chcesz jej nadać imię?

– Bardzo podoba mi się imię Marianna.

– Nie!

– Dlaczego?

– Najwyżej damy jej tak na drugie. A co myślisz o imieniu Kamilla?

– Dobrze. Więc będzie Kamilla – Marianna.

– Tylko pamiętaj! Bądź tu 30 kwietnia.

– Dobrze.

Nadeszła wreszcie ta data. Antoine był przy Euralii. W pewnym momencie ona krzyknęła:

– Będę rodzić! Dzwoń po pogotowie!

Pogotowie przyjechało dość szybko, ale za późno, aby przewieźć Euralię do szpitala. Rozpoczął się poród. Antoine trzymał cały czas Euralię za rękę.

O 23:59 przyszła na świat dziewczynka.

– Euralko, tak jak mówiłaś, mamy córkę.

Euralia uśmiechnęła się lekko i zemdlała.

Spisano akt urodzenia. Antoine podał się za ojca. Euralia była bardzo szczęśliwa. Jej radość trudno opisać słowami. W następną noc, gdy Antoine spał, Euralia wzięła małą i zeszła z nią do swojej izdebki. Tam sporządziła wywar, którym delikatnie naznaczyła czoło córki mówiąc:

– Kamillo Marianno, daję ci moc, dzięki której nikt nigdy cię nie opuści. Będziesz mogła uzależnić od siebie, kogo tylko będziesz chciała, gdy skończysz 16 lat.

Oczy Kamilli zabłysły w ciemności.

– Tak! Ta moc będzie ukryta w twych oczach. Wszyscy będą cię kochać!

Euralia zaśmiała się i odniosła córkę do łóżka.

Wychowywała ją. Pieniądze otrzymywała od Antoine'go, który przyjeżdżał co pół roku, lub jak mógł to częściej. Euralia nigdy nie zdradziła się, kto jest ojcem Kamilli. Postanowiła, że nie będzie gnębić Antoina, który był dla niej dobry i dał jej dziecko. Ale mieszkańcy wsi jeszcze bardziej się do niej uprzedzili.

– Puszczalska czarownica! Ma za swoje! Wychowuje bękarta!

Takie docinki słyszała. Tymczasem Kamilla rosła, stawała się coraz ładniejsza. Nie była podobna ani do Euralii, ani do Antoine'a. Miała długie blond włosy i przenikliwe niebieskie oczy oraz ładnie wykrojone czerwone usta. We wsi jej dokuczali, toteż Kamilla poszła do szkoły w mieście. Euralia ją zawsze odprowadzała i przyprowadzała. Jednak w szkole dzieci nie lubiły Kamilli. Mówili o niej „córka czarownicy”. Nosiła ona nazwisko matki – Morrison. Kama skarżyła się, że nie chce chodzić do szkoły bo inne dzieci jej dokuczają, ale matka mówiła jej zawsze, aby nie zwracała na to uwagi. Euralia wiedziała, że gdy Kamilla skończy 16 lat to zadziałają jej czary. Największym marzeniem Kamy było mieć siostrę. Często mówiła:

– Mamo, wszystkie dzieci mogą mnie nienawidzić, ale chcę mieć siostrę, która będzie mnie kochać! Mamo, proszę, chcę mieć siostrę.

Euralia sądziła, że z wiekiem te pragnienia się zmienią, ale Kamilla coraz natarczywiej domagała się siostry. Gdy skończyła 14 lat, przyjechał Antoine.

– Spory kawałek czasu, Antoine! Nie było cię u córki 5 lat!

– Ale pieniądze dotarły pocztą?

– Tak. Wyjaśnij mi proszę dlaczego nas zaniedbujesz?

– Euralio najdroższa, to ostatnie chwile mego życia! Jestem chory, od pięciu lat próbowałem się leczyć, ale wiem, że to mój koniec. Przed śmiercią chciałem Cię zobaczyć Euralio i naszą córkę też.

– Kamilla jeszcze jest w szkole, ale niedługo przyjdzie.

Kamilla przyszła.

– Cześć mamo… O… Tatuś! – krzyknęła z radości i rzuciła mu się na szyję – tyle czasu cię nie było!

Antoine uśmiechnął się.

– Córeczko odchodzę.

– Już? Niedawno przyjechałeś.

Uśmiechnął się.

– Odchodzę gdzieś dalej. Umieram.

– Nie, to nieprawda – krzyknęła.

– Nie powinieneś być tak brutalny – wtrąciła się Euralia – to jeszcze dziecko!

– Wybacz. Euralko, jeśli umrę przyjedź po spadek. Po mojej śmierci może się wszystko wydać, ale mam nadzieję, że moja żona utrzyma to w tajemnicy. Dlatego nie zostawiam testamentu. Kamilla niech jako dowód przedstawi swój akt urodzenia, a moja żona lub Mary podzielą się spadkiem.

– Nie mów tak! Nie umrzesz!

– Każdy kiedyś umrze. Masz tu adres i żegnaj na zawsze, Euralio.

To mówiąc wybiegł i odjechał.

– Antoine! – krzyknęła. – Antoine!

Gdy przyszła, zobaczyła Kamillę przy stole, całą zapłakaną.

– Nie chcę, by tatuś umarł! Ja go jeszcze nie poznałam! Gdybym miała siostrę! – i rozpłakała się ponownie.

Antoine de la Vega umarł miesiąc po tej wizycie. W dzień jego śmierci, Euralia zamknęła się na cały dzień w swojej izdebce i czarowała, próbując wywołać jego ducha. Udało jej się, choć duch był niewyraźny. Mówił:

– Nie płacz Euralio. Za cztery lata będziesz ze mną i moja żona też tam będzie!

Euralia się przeraziła.

– Więc umrę za cztery lata???!!!

Kamilla siedziała u siebie w pokoju i rozmyślała.

– Prawie go nie znałam, ale kochałam go. Mój biedny tatuś! – rozpłakała się. – Nawet nie będę na pogrzebie.

Z czasem jednak prawie zapomniała o nim. Skończyła 16 lat. Zadziałały wtedy czary Euralii. Każdy chłopak oglądał się za Kamą i sporo ich się oświadczyło, grożąc samobójstwem w razie odmowy, jednak dziewczyna była za młoda do ślubu. Miała gdzieś tych zalotników. Kamilla stała się oschła i nieprzyjemna. Jej złośliwe uwagi dobijały chłopców. Tymczasem we wsi szeptano, że Euralia rzuciła uroki na chłopców, by latali za Kamillą. Tak było przez 2 lata. Kama skończyła 18 lat, zdała też maturę. Była jednak zdenerwowana, gdyż znowu jakiś chłopak powiedział, że z powodu odmowy ręki Kamy zabije się. I co gorsza, zrobił to!

– Gdy ludzie we wsi się dowiedzą! – myślała. – Co oni nam zrobią!

Opowiedziała o wszystkim matce. Zakończyła swą wypowiedź:

– Gdybym miała siostrę, ona by mi pomogła!

Euralia zdecydowała, że nadszedł czas powiedzenia prawdy.

– Masz siostrę Kamillo.

– Co?

– To prawda. To córka twego ojca, twoja przyrodnia siostra.

– Dlaczego teraz mi to mówisz?

– Ona nic o tobie nie wie. Wiesz, że nikt nie wie kto był twym ojcem!

– Ile ona ma lat?

– Jest trzy lata od ciebie starsza. Tu masz jej adres. Będziesz mogła pójść do niej i mieszkać z nią, gdy ja umrę. A wiem, że umrę niedługo!

– Co ty mówisz!

– Matka Mariki też nie żyje.

– Więc moja siostra ma na imię Marika!

Tę rozmowę przerwały jakieś krzyki.

– Wyłaź czarownico!

– Zabiłaś Stacha!

– Rzuciłaś urok na niego!

– Spalić ją!

Do domu Euralii wdarli się jej sąsiedzi ze wsi.

– Co chcecie zrobić – krzyknęła Kamilla zasłaniając matkę – zostawcie nas!

– Cicho, bo i ciebie spalimy! Przez jej czary Stach się utopił!

Schwycili Euralię i Kamillę. Nadciągała burza.

– Nie!!! Zostawcie nas!!! – krzyczała Kama. – Mamo!

Stos był przygotowany. Przywiązali Euralię do pala pośrodku owego stosu. Ktoś trzymał krzyczącą Kamillę.

– Podpalać! – wydał komendę ojciec Stacha.

W tym momencie zaczął padać deszcz. Z początku tylko kropił, ale wkrótce przekształcił się w ulewę, zalewając stos. Rozległy się grzmoty i błyskawice.

– Psiakość! Ta czarownica rozpętała burzę!

– Chodźmy. Później przyjdziemy. Puście jej córkę.

Puścili. Kamilla chciała podbiec do matki i rozwiązać ją, gdy w tym momencie uderzył piorun. Prosto w Euralię. Ona nawet nie krzyknęła. Zginęła z godnością.

– Mamo! Mamusiu! – Kamilla usiłowała się przedostać przez płonący od pioruna stos, ale było już za późno. Euralia spłonęła.

– Moja mamo! Zabili cię! – Kama płakała nad szczątkami rodzicielki. Co ja teraz zrobię bez ciebie? Nie zostanę tu ani chwili dłużej z tymi wstrętnymi ludźmi!

Przypomniało jej się o czym rozmawiały przed niespełna dwiema godzinami. Wzięła adres, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Zgarnęła przed tym szczątki matki i pochowała je w rogu wiejskiego cmentarza.

– Wystawię ci pomnik, mamo. Żegnaj. – to mówiąc wyruszyła z rodzinnej wsi przed siebie.

– Odnajdę cię, siostrzyczko!

Koniec

Komentarze

Wow! Ależ emocje! A jaki warsztat!

Chyba mi się pogorszyło, skoro takie komentarze piszę ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Aż mnie osłabiło z napięcia tak umiejętnie wybudowanego wokół Euralii, Antoine i ich córki Kamilli Marianny. Bardzo mi się podobało, że uczucie rozkwitło nagle i z ogromną siłą i choć wiem dlaczego tak się stało nic nie przeszkodziło mi cieszyć się szczęściem bohaterów, choć czasem było ono mącone zawistnymi i ostrymi słowami ludzi i sąsiadów, co mieszkali w bezpośredniej bliskości, a niektórzy chyba trochę dalej

Zdawałoby się, że piszesz o zwyczajnej matce, co bez męża i samotnie wychowuje córeczkę i dlatego bardzo mnie poruszyło to co się potem powydarzało, ale z drugiej strony myślę sobie, że może jak to się już stało, to się nie odstanie, a w końcu Kamilla się dowiedziała tego i owego, to opowieść przyniesie nowe plony w postaci dopisania dalszego ciągu, bo przecie jest o czym pisać. Chyba…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie wiem, jak Ty się bawiłaś, ale ja wyśmienicie. Tak jak napisała śniąca – emocje, napięcie – pierwsza klasa.

Czy to jest sygnaturka?

Prawda, że napięcie aż bzyczy, niczym transformator na mrozie? ;) Ciąg dalszy oczywiście jest. Zawiera m.in. historię siostrzanego uczucia, burzliwej miłości, zemsty z zimną krwią oraz wiele prawd i mądrości życiowych :-)

Kchrobak – bawiłam się znakomicie, akurat święta spędzałam u rodziców i znalazłam segregator z czasów podstawówki/wczesnego liceum. Na casting na grafomanię zaprezentowało się kilka opek, ale to urzekło mnie wytrwałością bohaterki w poszukiwaniu męża (aż trzy miesiące!), konsultacjami z ojcem dziecka w sprawie nadania imienia oraz elementem fantastycznym (te wszystkie eliksiry, wywary i odwary;))

Powinnaś dostać pierwsze miejsce choćby po to, bym mógł poznać dalszy ciąg! Kim naprawdę był Antoine La Vey… To jest, przepraszam, De La Vega i czy naprawdę tak zupełnie nie żyje, jakie moce (bo fajnie by było, gdyby jakieś miała) posiada druga (znaczy pierwsza) jego córka, kogo zakocha w sobie i doprowadzi do zguby Kamilla, jakie nieszczęście spadnie na wieśniaków z widłami i pochodniami, no bo przecież jakieś powinno oraz kto jest ojcem Milagros… A nie, to ostatnie to chyba jakaś inna historia…

A tak na poważnie, to właściwie nie wiem. Bo z jednej strony jest to dokładnie taka grafomania, jaką lubię, to znaczy podejście serio, bez parodii, sadzenia sztucznych błędów i celowego błaznowania. Z drugiej strony nie wiem, czy na miano porządnej grafomanii zasługuje tekst spłodzony przez niewinne pacholę, tudzież stylizowany na takowy…

E tam, pal licho. Wszak bawiłem się przednio.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, niezmiernie mnie cieszy, że się przednio bawiłeś przy czytaniu :) Myślę, że śmiało możesz tekst uznać za porządną grafomanię, aŁtorka liczyła wówczas gdzieś z 15 wiosen, więc już nie takie pacholę ;)

Cześć.

Bardzo podobają mi się teksty grafomańskie, dlatego z chęcią je czytam (a te długie chociaż zaczynam). I naprawdę dałem szansę temu tekstowi. Znudził mnie po około 40 wierszach. Druga próba skończyła się w połowie tekstu. Było nudno. I nic mnie nie ubawiło. Szkoda.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Bezinwazyjny środek nasenny. Gratuluję. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Tym razem Grafomania oryginalna. Jak mocno opierałaś się na młodzieńczym tekście?

Babska logika rządzi!

Przepisałam w 100% ;)

:))))

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nowa Fantastyka