- Opowiadanie: Derkacz - Drugie podejście Tułacza

Drugie podejście Tułacza

Za­pew­ne nikt nie pa­mię­ta już Tu­ła­cza z wcze­sno­stycz­nio­we­go opo­wia­da­nia “Stało się!”? Cóż, dajmy mu drugą szan­sę :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Cień Burzy

Oceny

Drugie podejście Tułacza

Daw­niej nie wy­brał­bym tej karcz­my, nie usiadł­bym przy wa­szym stole. Nie, nie wsta­waj! Nie chcę cię ob­ra­zić. Po pro­stu widzę, że macie dwa krze­sła wolne a tutaj naj­bli­żej ognia. Daw­niej… tak, stare czasy, tyle się zda­rzy­ło. Hm…? Spo­koj­nie, mnie się nie śpie­szy. Ale zanim za­cznę, karcz­ma­rzu, znaj­dzie się dzba­nu­szek? Ja sta­wiam! I kufel, to­wa­rzysz jesz­cze nie wró­cił.

Za­wie­ja okrut­na, aż przy­po­mi­na mi się moja mło­dość, Aka­de­mia Ate­ryj­ska, sły­sze­li­ście? Tak, czasy świet­no­ści miała dawno… Ale nie to jest te­ma­tem. Tam też wie­czo­ra­mi sie­dzia­łem przy ogniu nad księ­ga­mi, teraz księ­gi za­mie­ni­łem na ko­stur. Tak, do­brze zga­dłeś! Je­stem Emi­sa­riu­szem, lu­dzie zwą mnie Tu­ła­czem. Każdy stu­dent V roku musi odbyć swoją po­dróż, wie­rzy­my, że to Ullua kie­ru­je na­szy­mi kro­ka­mi… Nie! To nie jest gadka ja­kie­goś fa­na­ty­ka. Po pro­stu zmie­rzam do tego, że do­sta­je­my pustą księ­gę, ko­stur, kilka zwoi i kopa w dupę. Co? Kuzyn two­jej matki ze stro­ny ojca? A… ze stro­ny matki, tam stu­dio­wał? Nie mówił o czymś takim?  Że niby od razu po­szedł na do­rad­cę? Praw­da, pil­nym stu­den­tem nie byłem, dla tych, ci, którym nie udało się zna­leźć miej­sca w bi­blio­te­ce ja­kie­goś za­cisz­ne­go uni­wer­sy­te­tu lub na pod­nóż­ku ja­kie­goś wa­taż­ki, wy­ru­szali w Drogę. Tak, nie sie­dzia­łem nad księ­ga­mi tylko nad ku­flem, racja! Ale nie wtrą­caj się tak czę­sto, to moja opo­wieść.

Droga była dla praw­dzi­wych krze­wi­cie­li i po pro­stu dla tych, któ­rzy nie umie­li się okre­ślić. Ot, dar­mo­wa siła ro­bo­cza. „Idziesz na Za­chód? To za­hacz o Im­pe­rium, mamy dla nich parę li­stów.” I tak mi jakoś po­wo­li ucie­ka­ło życie.

A co z to­wa­rzy­szem? Z nim po­roz­ma­wia­cie jak przyj­dzie, teraz daj­cie mi się wy­ga­dać. Na po­cząt­ku wę­dro­wa­łem sam. Sze­dłem od wio­ski do wio­ski, le­czy­łem wie­śnia­ków, jak mieli ja­kie­goś To­le­do to po­ma­ga­łem. Spa­łem na sia­nie, jak ja­kie­muś bo­gac­kie­mu spodo­ba­ły się moje ku­glar­skie sztucz­ki ze świa­tłem – spa­łem i w łóżku. Pie­nię­dzy z tego nie było pra­wie żad­nych, ale czasu na Księ­gi było dużo.

Księ­gi… tak, to była pod­sta­wa. We­stal­ka do­sta­je ja­kieś man­try, przy­pi­na łań­cu­chem do pasa i hajda na Ru­bie­że macać Nie­umar­łych bu­ła­wą po cze­re­pie. My pi­sa­li­śmy sami, ot zwy­kły zbiór mą­dro­ści, sen­ten­cji, z cza­sem prawd. I tak szło to­misz­cze za to­misz­czem. Do czasu aż nie stwo­rzy­li­śmy war­to­ścio­wej – zo­sta­wa­li­śmy na Dro­dze

A ty? Twój ga­da­tli­wy to­wa­rzysz pyta i pyta, ty mil­czysz. A ten amu­let na two­jej pier­si? Czy to nie jeden z tych jakże taj­nych zna­ków Re­pu­bli­ki, które każdy zna? Do­brze, do­brze, już nie pytam, ro­zu­miem, po­dróż tajna, misja tajna.

Ale do Re­pu­bli­ki przy­sy­ła­ją tych z Mo­no­li­tu, nie mam szans zo­ba­czyć jed­ne­go z tych sław­nych krysz­ta­łów? Po­dob­no to z nich czer­pie­cie wręcz nie­ogra­ni­czo­ną… Hej! Nie od­chodź! Już nie pytam…

No kam­rat, zo­sta­li­śmy sami. Ty, ja, ogień, dwa wolne krze­sła i pół dzba­na. Wiesz co wy­da­je mi się pra­wi­dło­we? Za­mó­wić ko­lej­ny dzban!

Po to­po­rzy­sku widzę, że ra­czej opo­wie­ści o Aka­de­mii cię nie za­in­te­re­su­ją, ale może o którejś podróży chciałbyś usły­szeć? Ty masz czas, ja mam chęć i wino, więc graj mu­zy­ko!

Może chciał­byś usły­szeć jak na­wra­ca­łem orków ze wschod­nie­go wy­brze­ża? Wy­cho­wu­jesz do­brych orków, da­jesz im na­dzie­ję, wy­sy­łasz z po­wro­tem do dzi­kich po­bra­tym­ców, by sze­rzy­li dobrą no­wi­nę, za­kła­da­li sekty, szy­ko­wa­li spi­sek, pod­wa­ża­li mo­ra­le, gło­si­li klę­skę Khana!

Nudne? Czło­wie­ku, gdyby to się udało, za­chwia­li­by­śmy całym po­rząd­kiem może nawet ca­łe­go kon­ty­nen­tu!

Mó­wisz, żebym za­czął od tej, z któ­rej teraz wra­cam? Nie była cie­ka­wa, ot nor­mal­na prze­chadz­ka, chyba że… dwa dni temu spa­łem w Wieży, ko­ja­rzysz chyba? Mnisz­ko­wie od… któ­re­goś boga ją za­ję­li, prze­bu­do­wa­li, pra­wie po­ło­wa to go­ścin­ne, drogo sobie nie cenią, ale i tak nie było mnie stać.

Wieży… tej na pół­noc stąd, gdzieś dzień konno, mu­sisz ko­ja­rzyć. Ist­nie­ją le­gen­dy, że niby ja­kieś złoto po daw­nych wład­cach, ale to oczy­wi­ście nie może być praw­da. A że niby czym pła­ci­łem teraz? O nie! Nie wcią­gniesz mnie w te gier­ki, po pro­stu przy­cho­dzę z da­le­ka.

Py­tasz, że skoro nie mia­łem pie­nię­dzy, to co niby tam ro­bi­łem? A taki jeden mni­szek mnie wpu­ścił. Oczy­wi­ście, że nie za darmo! Miał pro­ble­my z… no wiesz. Co z tego, że mni­szek? On też czło­wiek!

I tak sobie skry­cie miesz­ka­łem. Ha! Gdy­byś wi­dział te go­ścin­ne… Gdyby jesz­cze ja­kieś miłe ka­pła­necz­ki mieli, cóż, cho­ciaż ka­pło­ny mieli dobre. I tak sobie po­miesz­ka­łem, dzień a nawet dwa. Coś tam sobie nawet po­skro­ba­łem, ale… sam chyba wiesz jak bywa.

Już mam się zbie­rać, bo ile można leżeć w cie­płym łóżku jeśli brud­ne go­ściń­ce cze­ka­ją. Czyż nie pa­ra­dok­sem wy­da­je ci się, brat, że pusty tubus wiąże się z peł­nym kał­du­nem, na­to­miast naj­le­piej wy­peł­niać go swo­imi dzie­ła­mi je­dy­nie na głod­ne­go? Sty­ra­ne­go całym dniem, zdar­te­go, prze­tar­te­go, spra­gnio­ne­go, zu­peł­nie jak teraz!

Nie ro­zu­miesz…? Nie­waż­ne. No, zbie­ram się, jakoś mi się dłuży, bo jed­nak… chcia­ło­by się te pięć mi­nu­tek… A tu nagle jak nie krzyk­nie! Kto? Jakiś mnich. Też nie­waż­ne kto, ważne po co! Bo to na­jazd był!

Ro­zu­miesz? Wieżę ktoś na­je­chał! Idio­ta czy tylko głupi? Nie! Nie od­chodź! Żar­tu­ję tylko, prze­cież wiesz, że tu tylko or­ko­wie. Po co? Bo nuda, bo trzos trze­ba na­peł­nić, może dla samej ucie­chy? Sam za­py­taj, ot, wy­star­czy wyjść.

Knech­cie, nie po­ga­niaj, już mówię. Niby każdy na­zy­wa to wieżą, ale tylko po­ło­wa jest na górze. Resz­tę po­bu­do­wa­li na dole, może ich bożek lubi zimno i mrok? Ja nie wiem, go­ścin­ne były na górze. Zbie­gam tak szyb­ko jak tylko mogę, torba mi ciąży, bo na­kra­dłem ile mo­głem, nie samą mo­dli­twą czło­wiek żyje. No uśmiech­nij się cho­ciaż! Co, że grzech? Że pie­kło mnie czeka? Toż już tutaj pie­kła do­zna­łem… Nie­waż­ne, zbie­gam a przede mną ko­ry­tarz. Na samym końcu wyj­ście a tuż obok zej­ście na dół.

Pa­trzę tam, a oni ucie­ka­ją. Są­dzi­łem, że te ba­ry­ły w ha­bi­tach stur­la­ją się po scho­dach, a jak się trzę­śli, mówię ci! Ostat­ni ledwo się za­trzy­mał i za­wró­cił. My­śla­łem, że to przez takie zło­co­ne cu­deń­ko, co mi z torby wy­sta­wa­ło. Nie dość, że ja tu bez za­pła­ty, to jesz­cze cosik wzią­łem. Ale ich bóg się zli­to­wał i mni­szek o ba­ry­ka­dach sobie przy­po­mniał!

I tutaj chyba pod­ją­łem naj­lep­szą de­cy­zję w życiu, mówię ci! Ge­stem ręki go uspo­ka­jam i każę scho­dzić. Niby ba­ry­ka­dy same się nie po­sta­wią.

O! drzwi się wła­śnie otwo­rzy­ły! Mój to­wa­rzysz wró­cił! Ach, kam­rat, nie zdziw­cie się. To Uurg z Gar­my­aru, zwany teraz także ka­tru­pem spod Wieży. Co z ba­ry­ka­da­mi? Zdją­łem wszyst­kie, po­myśl, wo­lał­byś mieć wście­kłe­go orka po dru­giej stro­nie mie­cza czy kufla?

Koniec

Komentarze

Choć ta opowieść jest nieco mniej chaotyczna od poprzedniej, to także nie wychodzi poza schemat podobnych gawęd. Tak po prawdzie to nie do końca zrozumiałam, co tytułowy Tułacz miał do powiedzenia.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

 

Po pro­stu widzę, że macie 2 krze­sła wolne… – Po pro­stu widzę, że macie dwa krze­sła wolne

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

dla tych, któ­rym nie udało się zna­leźć miej­sca w bi­blio­te­ce ja­kie­goś za­cisz­ne­go uni­wer­sy­te­tu lub na pod­nóż­ku ja­kie­goś wa­taż­ki, wy­ru­szał w Drogę. – …ci, któ­rym nie udało się […] wy­ru­szali w Drogę. Lub: …ten, któ­remu nie udało się […] wy­ru­szał w Drogę.

Co to znaczy znaleźć miejsce na podnóżku watażki?

 

Sze­dłem od wio­ski do wio­ski, le­czy­łem wie­śnia­ków, jak mieli ja­kie­goś To­le­do to po­ma­ga­łem. – Kim jest Toledo i dlaczego pomoc była od uzależniona od jego obecności?

 

ale czas na Księ­gi było dużo. – Literówka.

 

Ty, ja, ogień, 2 wolne krze­sła i pół dzba­na.Ty, ja, ogień, dwa wolne krze­sła i pół dzba­na.

 

może któ­rąś po­dróż byś chciał usły­szeć? – Raczej: …może o któ­rejś po­dróży byś chciał/ chciałbyś usły­szeć?

 

Może chciał­byś usły­szeć jak na­wra­ca­łem Orków ze wschod­nie­go wy­brze­ża? Wy­cho­wu­jesz do­brych orków, da­jesz im na­dzie­ję… – Dlaczego raz wielka, a raz mała litera?

 

chyba że… 2 dni temu spa­łem w Wieży… – …chyba że… dwa dni temu spa­łem w Wieży

 

Miał pro­ble­my z … no wiesz. – Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

chcia­ło­by się te 5 mi­nu­tek… – …chcia­ło­by się te pięć mi­nu­tek

W jaki sposób odmierzał pięć minut?

 

a tuż obok zej­ście na dół. Pa­trzę tam na dół, a oni ucie­ka­ją. – Powtórzenie.

 

Ostat­ni ledwo się za­trzy­mał i za­wró­cił. My­śla­łem, że to przed takie zło­co­ne cu­deń­ko… – Literówka.

 

I tutaj chyba pod­ją­łem naj­lep­szą de­cy­zje życia… – I tutaj chyba pod­ją­łem naj­lep­szą de­cy­zję w życiu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak napisała reg wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Sama historia również nie powala, choć jakiś talent narracyjny niewątpliwie masz.

Spróbuj może napisać pełnokrwisty tekst, z podziałem na akcję, dialogi i opisy. Bo sama historia ani ziębi, ani parzy. Puenta też słabiutka, niestety…

Dziękuję za uwagi :)

Silę się na wyjaśnienia, Toledo – student magii (główny bohater Trylogii Husyckiej Sapkowskiego), z pomocą chodziło mi o naukę

Podnóżek watażki – główną rolą magów, którzy nie zajmowali się wojaczką było doradzanie, bardziej sterowanie władcami, ale doradzanie. Jako iż Akademia Tułacza nie była czołowym uniwersytetem, uznałem, że słowo watażka będzie o wiele lepiej określało, na jakim poziomie się znajdowali :)

Przeczytałam bez przykrości, Derkaczu, ale też bez większej przyjemności. Historia prosta, jednak sporo dygresji ją zaciemnia, a pointa faktycznie średnio zadowalająca. Poza tym co to za “zdejmowanie” i “stawianie” barykad? Domyślam się, że chodzi o magię, niemniej kojarzy mi się to raczej z pracą fizyczną, więc mi zgrzytnęło i musiałam się pół sekundy zastanowić.

Nie czytałam wcześniejszej opowieści, ale jeśli była napisana podobnie, również zadam pytanie: czemu nie spróbujesz napisać opowiadania w trzeciej osobie? Sądzę, że to byłoby dobre ćwiczenie.

Z kwestii technicznych – w oczy rzucają się przede wszystkim dość liczne powtórzenia tych samych słów albo konstrukcji w sąsiadujących ze sobą zdaniach. Zwalczaj to w miarę możliwości.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hm. Chyba jakoś mgliście kojarzę poprzednią opowieść i jeśli słusznie, to rzeczywiście ta jest bardziej uporządkowana, ale jeszcze mało satysfakcjonująca. Moim zdaniem przydługi, wypełniony dygresjami początek można by śmiało sobie podarować, za to rozbudować właściwą część opowieści – czyli ten fragment, który rzeczywiście ma jakąś fabułę. Doszlifować stylizację i wskazane usterki, zastanowić się, o czym to właściwie ma być… Zgadzam się z belhajem, że widać, że pióro za bardzo Ci nie ciąży, gawędziarska narracja w Twoim wykonaniu ma duży potencjał, ale sądzę, że warto abyś popracował nad pozostałymi elementami – fabułą, bohaterem, kompozycją :)

Pewne błędy techniczne są i owszem, ale generalnie czytało się przyjemnie. Fajna gawęda, bohater ładnie wpisuje się w typ awanturnika z rodzaju: “Skur…! Ale przynajmniej swój skur…”. A i finał bardzo mi się w sumie podobał. Masz waszeć dryg.

 

Co mi z kolei nie podeszło, to forma. Nie lubię takiego monologu z dopowiadaniem. Nie przeszkadzało to jakoś bardzo (pomijając odwieczne wrażenie, że narrator takich gawęd jest albo przygłuchy albo tępa strzała), ale jednak nieco nużyło.

 

Bibliotekę Ci jednak klepnę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jest chyba lepiej, trochę więcej fabuły.

Niespecjalnie lubię wysłuchiwać monologów przy piwie. Twój bohater przynudza jak wielu odpowiedników z realu. Nie wiem, czy to komplement. :-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka