- Opowiadanie: Bojownik - Ufo 3 Krowy

Ufo 3 Krowy

Ufo 3 i jedna druga– proszę o komentarze. Wersja light. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ufo 3 Krowy

 

 

Obudziło mnie silne kopnięcie. Drugie poderwało z łóżka, a trzecie przesunęło pod okno. Pistolet był wycelowany w moją głowę. Olbrzymi Colt Magnum robił wrażenie. Wylot lufy był tak duży, że widziałem jego gwintowane wnętrze.

Lufa pistoletu dotykała już mojego czoła, a to oznaczało kłopoty, bardzo duże kłopoty i potencjalną sytuację bez wyjścia.

 

– Byłem niegrzeczny? – spytałem. Napastnik nie znał się na żartach. Kolejne kopnięcie. Moje zęby nie miały szans wyjść cało ze spotkania z wojskowym buciorem i kaloryferem, od którego się odbiłem.

– Jesteś mi coś winien – oznajmił głos dochodzący z przedpokoju. – Nie widziałem drugiego osobnika. Automatyczny włącznik światła nie reagował. Wszędzie panował półmrok.

Z ciemności przybył po mnie stwór. Bawił się jednym ze swoich trzech sutków, Nie dowierzałem, sądziłem, że to sen a wistość rzeczy, czy może raczej rzeczywistość, sam nie wiedziałem.

– Powinienem wtedy rozwalić ci łeb ty sukinsynu – powiedział człowiek trzymający spluwę. Nazwijmy go Rewolwerowcem.

– Co ty pieprzysz Ridge – zaprotestował stwór, spec od sutków, po czym dotknął Rewolwerowca, sprawiając, że i on miał suty.

– Maskowanie – wycedziłem przez zęby.

Sytuacja stawała się napięta. Jeszcze chwilę i ten kretyn wpakuje mi kulkę. Bałem się i bałbym się jeszcze bardzo długo, gdyby ten drugi nie przerwał całej zabawy. Stwór zabrał broń kolegi, po czym ją zdematerializował. Wyglądało to iście epicko.

– Proszę się ubrać – powiedział obcy. Pójdzie pan z Ridge do samochodu. Tam czaka na pana ktoś, kto nie lubi czekać, a robi to już od pięciu minut.

Nie mam z nimi zbyt dobrych układów. Przypuszczalnie chcą się zemścić za tych dwóch. Ostatnim razem podziurawiłem ich na sito. Zasłużyli sobie, bo najpierw podwędzili bydło i kury sąsiadowi w Durnopałkach, później ukradli i moją rogaciznę.

Stwory z kosmosu aktywowały swoje ludzkie ciała. System maskujący ukrywał ich przed ludźmi. Patrzyli na mnie. Gestem czegoś w rodzaju głowy, wskazali na szafę. Wszedłem do niej.

– Po jakiego grzyba wlazłeś do szafy – spytał, ten cały Rewolwerowiec. – Chcemy, żebyś się ubrał.

Ubierałem się powoli. Obcy z kosmosu przeszukiwał moją odzież, a ja tymczasem miałem plan. Schyliłem się, próbując dosięgnąć schowany pod łóżkiem kij golfowy.

– To nie będzie konieczne, proszę pana – powiedział Rewolwerowiec. – Bo widzisz, my nie lubimy widoku krwi, prawda? Pan też nie lubi, więc proszę się ubierać.

Zrozumiałem aluzję. Ubierałem się, ale niezbyt pospiesznie. Musiałem mieć czas na wymyślenie jakiegoś sposobu na ucieczkę lub wykiwanie frajerstwa.

Wyszliśmy z mojego mieszkania. Zaparkowany elegancki Lincoln już na mnie czekał. Zamaskowani obcy szli tuż za mną. Spiąłem się, czekałem na okazję, aż wyjdziemy z kamienicy. Niestety, wszystko spaliło na panewce. Ktoś musiał mieć zabawny widok. Stałem ze spuszczonymi gaciami, a Rewolwerowiec jednym kopnięciem wepchnął mnie do Lincolna. Ridge siedział po mojej prawej stronie a drugi stwór po lewej. Nadal nie wiem, czego chcieli i wolałem się tego nie dowiadywać. Mam tylko nadzieję, że nie chodzi im o jakieś eksperymenty.

Osobnikiem, który nie lubił czekać była krowa ubrana w garnitur. Na głowie miała jakieś cholerne ustrojstwo. Kompletnie nie rozumiałem, o co może chodzić. Czyżby moi starzy przyjaciele byli zoofilami? Może mają ochotę na grupowy seks międzygatunkowy?

Zawieźli mnie do lasu, więc wiedziałem, że czeka mnie gwałt, albo śmierć. Rewolwerowiec wysiadł pierwszy, otworzył bagażnik, z którego wyciągnął łopatę, oparł ją o wóz i zapalił papierosa.

Wysiadłem z samochodu, natychmiast zabrałem się do kopania, a dwóch obcych i krowa w garniturze gapiło się na to, co robię. Czekałem tylko, aż się odwrócą, by im przywalić w te głupie łby, choć bałem się jak cholera. Krowa była dość postawna, na dwóch nogach mierzyła ze trzy metry. Wolałem nie ryzykować, że przeciągnie mnie rogami po krzyżu, więc kopałem dalej.

– Dlaczego kopiesz dziurę w ziemi? – spytała zdziwiona krowa.

– Przecież chcecie mnie zabić i pochować, czyż nie?

– Nawet jeśli, to najpierw byśmy cię pochowali, a zdechłbyś sam – odparł kosmita, ten cały Rewolwerowiec, strasznie miał ciężki charakter. -

– wyłaź z tej dziury, no już! – Zdenerwowała się krowa – i oddawaj cholerną łopatę!

Łaciata złapała łopatę w swoje ręce, to znaczy kopyta. Próbowała jakby coś wcisnąć na jej trzonku. Wkurzyła się jeszcze bardziej, zaklęła i oddała łopatę Rewolwerowcu. Kosmita wcisnął na trzonku jakiś sekretny przycisk i niemal od razu pojawił się nad nami latający spodek.

Dostałem niespodziewanego kopa od krowy, niestety prosto w jaja.

– Cholera, dlaczego mnie kopiesz! – Zdenerwowałem się i zacząłem ściskać moje dziedzictwo.

– Przecież to normalne zachowanie u ludzi. Staramy się traktować cię naturalnie. Dokładnie tak samo, jak traktują się różne istoty z tej planety – powiedział jeden z kosmitów. Teraz ich nie rozróżniałem, bo przed chwilą zdjęli swoje maskowanie.

– Wielokrotnie widywaliśmy człowieka kopiącego osła – powiedziała krowa. Dzięki temu zwierzę się poruszało do przodu. W zasadzie ciekawiło nas to, bo nigdy nie zaobserwowaliśmy osła, który poganiałby kopnięciami człowieka. Wprawdzie nie rozumiemy tych zachowań, ale staramy się je naśladować.

– Nie chcemy przecież, żebyś czuł się nieswojo – dodał jeden z obcych.

Zgłupiałem. Nie mogłem uwierzyć, że obcy naśladują wzorce spotkane na ziemi w tak irracjonalny sposób.

– A tak w ogóle, to uwielbiamy być brutalni – powiedział Rewolwerowiec. Poznałem go po jego nastawieniu do mnie.

– Może mi w końcu powiecie, czego ode mnie chcecie? – spytałem.

Obcy milczeli.

– Wiesz, z takimi wargami to wolałbym nie przechodzić przez drut kolczasty – powiedziałem do Rewolwerowca. Chciałem go sprowokować.

– Zamknij ryj. Idziesz na audiencję do naszego króla, Sigmy. Dopiero teraz zauważyłem, że obcy nie posiadają nosa. Zamiast tego, mają troje oczu i sześcioro uszu.

– To nie są uszy – powiedziała krowa.

– Widzę, że nasze genitalia cię zafascynowały – oznajmił jeden z obcych.

– Cholera, jak to możliwe, że macie to na głowie?

Już dawno przestaliśmy rozmnażać się płciowo, co oznacza, że chyba nie posiadamy płci.

– Czyli nie wiecie, czy posiadacie płeć?

– W zasadzie to nie mamy pojęcia – powiedział obcy. Miał łagodne usposobienie, więc to chyba Ridge.

– Rozmnażamy się bezpłciowo jak ślimaki. Popatrz, zaraz ci pokażę – Obcy poprosił kolegę Rewolwerowca o pomoc. Zbliżyli się do siebie i ujrzałem najobrzydliwszą rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Prawie zwymiotowałem. Dwoje obcych zamieniło się w zieloną breję, które wymieszała się jak kisiel, po czym rozdzieliła się na trzy części. Teraz miałem przed sobą dwóch obcych i cielaka!

– Macie cielaczka, gratuluję!

Obcy zabrali mnie na statek, gdzie spotkałem się z Sigmą, królem ich całej popieprzonej cywilizacji. Jedyną rzeczą, która mnie ucieszyła, to pistolet, który wypadł Rewolwerowcu w trakcie tego czegoś, co przed chwilą robił. Wprawdzie nie byłem pewien, czy broń na nich zadziała, ale cóż. Teraz czekałem tylko na odpowiednią okazję.

– Jestem Sigma Yi Pięć. – Król obcych wyglądał równie obleśnie, jak reszta.

– Więc czego chcesz ode mnie, dlaczego mnie tutaj sprowadziłeś? – spytałem.

– Wszyscy na statku nazywali się Ridge Forester i Thomy Lee Jones. Tylko ja mam prawo nazywać się Chuck Norris – odparł kosmita – Zwracaj się do mnie Chuck, bo inaczej nie będę musiał się obrazić.

Wolałem nie wiedzieć, dlaczego obcy nadali sobie takie imiona. Dziwna rasa, i do tego uwielbiają krowy.

Kosmici uprawiali statku rolnictwo. Posiadali tam jedno pomieszczenie wypełnione ziemią, z setkami kombajnów, traktorów i rozrzutników obornika. Co kilkaset metrów stała farma, zagrody na świaniaki, kórniki, a dróżkami przechadzały się krowy. Niektóre z nich czytały gazety, inne paliły fajkę, lub skręta. Zaczynałem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem pod wpływem jakiegoś halucynogenu…

Dziwne, bo wnętrze statku było znacznie większe, niż pozwalałyby na to jego wymiary. W zasadzie w środku znajdował się jakby osobny wszechświat.

Z początku miałem zamiar wystrzelać parszywców, ale nie sądziłem, że będzie ich cały statek, dlatego, i w związku z ich przewagą liczebną postanowiłem się powstrzymać.

– Więc czego chcesz Chuck? – spytałem.

– Hej, jeszcze raz uważaj! Jak ty się zwracasz do króla i prezydenta zarazem. – Zdenerwował się Ridge. – Zgadza się, Chuck był także prezydentem twojego kraju. Miał na imię Lech! – powiedział Rewolwerowiec.

– Drogi królu i prezydencie Chucku, dlaczego mnie tutaj sprowadziłeś – spytałem, tym razem uprzejmiej.

Król kosmitów się zastanawiał nad moim pytaniem, a ja tymczasem i kątem oka obserwowałem innych obcych. Ładowali na statek kolejne krowy, konie, świniaki, kury wraz z całymi kurnikami. Nie gardzili nawet indykami.

– Przybyliśmy po inwentarz, ale przy okazji chcielibyśmy ci podziękować i spełnić jedno twoje życzenie. Bardzo nam pomogłeś – odpowiedział po bardzo długim namyśle król Chuck.

– Życzenie, pomogłem?

– Pomogłeś – powiedział król Chuck. Wiemy, że to ty zabiłeś Ridge Forestera.

– Że co? – Udałem zaskoczonego. – Faktycznie, przypomniałem sobie. Załatwiłem jednego czy dwóch kosmitów w swoim życiu.

– Musiałem. Parszywiec mnie okradł, ale później obdarował złotem. Nie ważne. Najpierw mnie okradł, więc dostał, co mu się należało i zastanawiam się, bo niby w jaki sposób wam to pomogło?

– Ten Ridge, którego zabiłeś, był poszukiwanym zbiegiem – oznajmił Chuck.

– Królu, właśnie przypomniałem sobie, że Ridge siedział ze mną kiedyś w więzieniu – powiedział Ridge.

– Co z tego Ridge, może jeszcze powiesz, że był twoją szmatą?

– Dobra, czytam ten cholerny dekret. – Król wziął od Ridge holograficzny wyświetlacz, na którym pojawiło się moje zdjęcie, strasznie zdeformowane zresztą. Wyglądałem jak kocie…nie ważne.

– Oto oznajmiam, że Marcel ma prawo do jednego dowolnego życzenia. – Król przeczytał dekret i poszedł w oglądać wprowadzane na pokład zwierzęta. Widziałem jak władca kosmitów, zakłada każdemu zwierzęciu translator mowy. Pytał krówki, jaką lubią paszę, i ile dają mleka. Później uczył je grać w pokera. Nie muszę chyba dodawać, że krowy strasznie kantują.

– Chcecie spełnić moje jedno życzenie – spytałem Ridge oraz Thoma Rewolwerowca.

– Zgadza się – odparł Ridge. Jego kolega Thom potwierdził to skinieniem chyba głowy. Ciężko określić, którą częścią głowy skinął.

– Więc życzę sobie stu dodatkowych życzeń – odarłem.

– Kłamaliśmy, tego życzenia nie spełnimy. Król jak zwykle nie przewidział takiej sytuacji – zdenerwował się Rewolwerowiec.

– Wasz król wspominał o każdym życzeniu. Zresztą, na Ziemi też nie spełnił obietnic wyborczych – zakpiłem.

– Dobra, mam kolejne życzenie, nie chcę więcej widzieć swojego szefa.

– Czy takie jest twoje życzenie? – spytał Ridge.

– Tak, nie chcę już więcej widzieć swojego szefa.

– Dobrze, myślę, że możemy spełnić to życzenie. Zamknij oczy i licz do trzydziestu.

Zacząłem liczyć i przy ósemce poczułem straszliwy ból. Okazało się, że Thom wbił mi dwie szpilki w gałki oczne. Więcej szefa nie zobaczyłem.

– Pogrzało was, nie chciałem być ślepy!

– Spokojnie, my tylko spełniamy życzenia.

Kilka minut później odzyskałem wzrok dzięki urządzeniu medycznemu Ridge.

– Dobra, spełnimy jeszcze jakieś twoje życzenie. Mamy gest – powiedział Thom.

– Chcę nieśmiertelności!

Kosmita obrzygał mnie jakimś zielonym i świecącym świństwem.

– Jesteście obrzydliwi, co to ma być! – zbulwersowałem się i sięgnąłem po gnata, jednak broń była zbyt śliska. Nie mogłem jej wyciągnąć zza pazuchy.

– Przekazałem ci moje komórki macierzyste. Od dziś jesteś nieśmiertelny i nawet jak stracisz sto procent ciała, to się odrodzisz.

Kosmici wykopali mnie ze statku na biegunem północnym, wisząc dwa kilometry nad ziemią, czy raczej lodem. Mówili, że muszą się upewnić, czy rzeczywiście jestem nieśmiertelny. Wtedy umarłem po raz pierwszy, bo przywaliłem w lód z prędkością pocisku. Odradzanie się mojego ciała trwało dobę. W straszliwym męczarniach odzyskałem formę. Pogroziłem palcem w kierunku lewitującego spodka obcych i udałem się w podróż do Polski. Niestety, zasuwałem na piechotę przez całą pieprzoną Arktykę. Byłem głodny, czasem zamarzały mi ręce i nogi, ale mimo to szedłem i szedłem. Nawet jak straciłem kończynę, ta odrastała. Nie mogłem umrzeć. Kosmici dotrzymali słowa. Jestem nieśmiertelny i miało to swoje konsekwencje, których kompletnie nie przewidziałem.

Po wielu miesiącach dotarłem do fiordów Norwegii. Oczywiście na piechotę, bo z jakiegoś tajemniczego powodu nie mogłem złapać żadnego stopa. Zresztą, oprócz miśków nikogo nie spotkałem. No właśnie. Miśków…

Podczas mojej podróży dwa razy zeżarł mnie niedźwiedź polarny. Odrodziłem się i misiek żarłby mnie pewnie i dalej, ale chyba mu się znudziło. Miesiąc później moją nogę i kawałek ręki zeżarły wilki. Cieszyłem się z nieśmiertelności. Przynajmniej mogłem poznać mojego oprawcę od wewnątrz, a nawet trochę od tyłu.

Dotarłem wreszcie do Polski. Durnopałki, mój dom. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po dotarciu do swojej wioski, było kupno na krechę dziesięciu butelek wina o wdzięcznej nazwie Tur. Obaliłem wszystkie w pół godziny. Okoliczne żule nie dowierzały, a ja byłem najebany jak świniaki mojego dziadka, karmione resztkami z różnych imprez strażackich. Zlewano tam niedopitą wódkę i by się nie zmarnowało, wszystko szło w koryto. Świniaki dziadka to miały życie. Wesela, imprezy strażackie i stypy były co tydzień. Bidulki pewnie wpadłyby w alkoholizm, gdyby nie rzeźnia…

 

W gazetach pisali o ufo nad biegunem. Podobno pilot myśliwca zrobił zdjęcie, jak wyrzucali kogoś z pokładu. Później polecieli do Durnopałek i zawinęli cały zapas paszy dla krów, wódy i wina z wszystkich sklepów.

Czytałem jeszcze, że z jakiegoś nieznanego powodu kosmici okaleczyli zboże na polach i układali bydło w kręgi. Nie wiem, czy to im się coś pomieszało, czy może to wina alkoholu…

Warto jeszcze dodać, że ktoś nagrał filmik z lądowania spodka. Wszystkie stwory wypełzły wraz z krowami na zewnątrz, po czym zaczęły z nimi dyskutować i planach przejęcia planety Ziemia. Krowy żyjące na Ziemi od milionów lat są tak naprawdę kosmitami, a ich głównym zadaniem jest anihilacja ludzkości, tylko jakoś o tym zapomniały. Teraz dostawały ostry opierdol, że nie wywiązały się z zadania. Inwazji wprawdzie dokonały, ale dały się omamić ludziom, którzy karmili je w zamian za mleko, a wszystko przez to, że krowy są uzależnione od siana, paszy i pokera.

Koniec

Komentarze

Bojowniku, ten tekst wcale nie jest śmieszny, wręcz przeciwnie, to raczej żenuje, trochę zniesmacza, ale na pewno nie bawi. Wykonanie też fatalne, jakby tekst został opublikowany od razu po napisaniu. A to bardzo zła strategia: masz multum błędów językowych i logicznych: literówki (z przecinkami ubojnia), jakieś tam ortografy mi chyba mignęły, błędy w zapisie dialogów, momentami gramatyka kuleje… No, jest źle. Fabularnie też, niestety, słabo. Dosyć prosta, a przy tym niespójna i nielogiczna historyjka, tak naprawę bez żadnego sensownego pomysłu i zakończenia. Ująłbym to jako lanie wody, byle dowcip miał po czym płynąć. Niestety ta woda nie pomogła i dowcip pozostał suchy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Hmmm. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że już kiedyś ten tekst czytałam.

Babska logika rządzi!

No cóż, teraz już jestem pewna, Bojownik, że opowiadania, tak żenujące jak powyższe, nigdy nie zdobędą mojego uznania. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka