- Opowiadanie: gradziel - Pojedynek z wiatrakami

Pojedynek z wiatrakami

Oparte na faktach

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pojedynek z wiatrakami

Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Po porannej ablucji i śniadaniu, złożonym z parówki i trzech kromek chleba posmarowanych keczupem, ruszyłem codzienną drogą do pracy wzdłuż oczadzonych smogiem kamienic. Siorbał szary deszcz, rozbryzgane kałuże zalewały przesiąkniętych wilgocią i mrozem przechodniów z nienawiścią patrzących na kierowców ciepłych i wygodnych samochodów. Nieprzyjemnym grymasem przyjęła moje zamówienie kioskarka, wydając strasznie drogi bilet komunikacji miejskiej i wielokrotnie droższe papierosy. W tle brzmiała syrena pędzącej karetki, przypominając, że z prochu powstałeś, proch z papierosa strzepujesz, w proch się obrócisz.

Tramwaj podjechał na przystanek. Zagasiłem zwilgotniałego papierosa i wskoczyłem między tłum. Stałem pośrodku wagonu trzymając się gumowej rączki i rozmyślałem nad drobnoustrojami. Ludzie wokół kaszleli, patrzyli tępo w okno, lekko kiwali się w rytm muzyki sączącej się z ich słuchawek. Ale nie wszyscy. Osobnik, który siedział niemal naprzeciwko mojej pozycji, wpatrywał się we mnie świdrującym, hipnotyzującym wzrokiem. 

Albo mi się zdawało. Na pewno mi się zdawało. Odwróciłem spojrzenie lecz po chwili znowu na niego zerknąłem. Ukradkiem, lekko z boku. Dalej się we mnie wpatrywał.

Sprawdziłem zapięcia kurtki, poprawiłem dość bezpiecznie schowany portfel w wewnętrznej kieszeni bluzy, chwilę udawałem, że nie zauważyłem, iż nieznajomy się we mnie wpatruje. 

Znów zerknąłem. Dalej wlepiał we mnie ślepia.

Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Idealny spokój z obojętnością. Twarz mordercy. 

Wiedziałem już, że nie mogę pozwolić na taką zuchwałość. Mój wzrok spoczął na nim. Prosto w oczy.

Sekunda. Półtorej. Zachowywałem powagę. Nie chciałem wyrazić groźby. Chciałem tylko, żeby ustąpił. Żeby przestał we mnie wpatrywać się w ten okrutny, niezrozumiały sposób.

Dwie sekundy. Adrenalina. Pompa ją dostarczająca waliła z siła podręcznego młota pneumatycznego. Po skroni spłynęła kropla potu. 

Walka wciąż trwała, jej ciężar spadł już nie tylko na ducha, ale również na ciało, naprężone, w pełnej gotowości, na najwyższym stopniu gotowości. 

Niebieskie oczy nie ustępowały. Świat poza nimi nie istniał. Na twarzy mojego przeciwnika nie rysowała się najmniejsza emocja. 

Trzy sekundy. Cztery, pięć, może więcej. 

Poddałem się. 

Oderwałem wzrok od stalowego spojrzenia mojego Wroga.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Spojrzałem w bok. Spojrzałem w dół. Spojrzałem w górę.

Wtedy zorientowałem się, że dokładnie nad moją głową wisi mały ekran tramwajowy, na którym wyświetlały się reklamy, ciekawostki i skróty wydarzeń dnia. 

Zerknąłem jeszcze raz. Mój Wróg lekko uśmiechnął się czytając, że rocznie więcej osób zostaje zabitych przez osły, niż ginie w wypadkach lotniczych.

Koniec

Komentarze

Puenta mi się podobała. Reszta umiarkowanie, chyba za sprawą niezbyt (a może nazbyt) trafnych konstrukcji. Np.: “porannej ablucji“, “Siorbał szary deszcz“, “rozmyślałem nad drobnoustrojami“, choć siorbiący deszcz, jako taki, mi się podoba.

Czy to jest sygnaturka?

Prawdę powiedziawszy, nie bardzo wiem, o czym jest opowiadanie. Czy może o tym, że bohater pomylił gadającą głowę z innym pasażerem?

Osobliwe  sformułowania i takaż konstrukcja niektórych zdań utrudniają lekturę. Przeszkadza też nadmiar zaimków.

Nie zauważyłam fantastyki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chyba taka poniedziałkowa refleksja w komunikacji miejskiej.

Brak fantastyki, poza tym tekst okej, puenta nawet śmieszna, każdemu mogło się zdarzyć.

“Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny.“ – zawsze mam obawy co do opowiadań z tak oryginalnym otwarciem. No cóż, nie zaskoczyłem się.

Nie powaliło, nawet puenta. Napisane cokolwiek słabo.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

e tam zły dzień miałeś Zalth

"Ora et Labora"

Napisane w miarę poprawnie, ale bez większego polotu. Fantastyki brak, przesłania też nie wyłapałam.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Życzę Ci, autorze, ciekawszych przeżyć, skoro czerpiesz z nich inspirację. Przejażdżka autobusem do ekscytujących nie należy. Taka sobie scenka.

Spodziewałam się bardziej niespodziewanego zakończenia :) Takie  “zwykłe” wydało się dzięki temu niezwykłe – uśmiechnęłam się.

Co do wykonania – czasem zdania były zbyt długie i miałam wrażenie, że umieszczasz przecinki nie tam, gdzie trzeba. Ale podobał mi się sposób budowania napięcia podczas pojedynku wzrokowego :D

Nowa Fantastyka