- Opowiadanie: Lord Vedymin - Gærhart va'Nish i Klejnot Korony

Gærhart va'Nish i Klejnot Korony

Pełne dzieje króla mam w głowie, ale spisuję je cyklicznie ta epopeja stanowi tylko część, jednak jest to jeden z najważniejszych epizodów. Przeczytałem poradnik zapisywania dialogów, więc technicznie powinło być dobrze.

Tu link do melodii, na którą idzie pieśń. Można sobie puścić i czytać pieśń w rytm muzyki.

Miłej lektury.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Gærhart va'Nish i Klejnot Korony

Świetliste niebo czerwieniło się płomieniami błękitu kiedy Gærhart wstał ze swojego leża w komnacie, która miała jedną, wielką przeszkloną okiennicę z szybą, przez którą wpadało mnóstwo światła. Gærhart często, tak jak tym razem budził się z tego powodu za wcześnie, ale bynajmniej mógł obserwować wschód i zachód Królestwa jednocześnie. W czasach gdy toczył topór wojenny z wrogami było to na der ważne. Za szybą wznosiły się łąki, lasy i wzgórza obsiane trawą, dzięcieliną, pałą i innem ziołem rozmaitem* (patrz: na końcu). Gdzie nie gdzie były też wioski, ale miasta otoczone wałami z bastionami i wieżami również, bo ojciec Gærharta, król Airel va’Nish zostawił Królestwo Ragnarii murowane, jak też napisano w Kronice. A zastał drewniane i ze słomy, bo mieszkały tam chłopy pańszczyźniane. Jednak Gærhart nie myślał o tym teraz, bo miał inne sprawunki na głowie.

W wierzeje komnaty zapukał jego lokaj Ludwik i zapytał się czy może wejść.

– Wejdź.

– Wchodzę.

– To wchodź.

– Zaiste wchodzę. – I wszedł, nacisnąwszy, wcześniej zdobną w motyw nutrii platynową klamkę, po czym ciągnął. – Panie przynoszę złe wieści – rzek.

– O co chodzi? – zapytał Gærhart odwrócony już tyłem do szyby a miał ubraną na sobie przetykaną jaspisami piżamę z norki, która tak jak klamka i zresztą nie tylko ale też inne rzeczy w pałacu była ozdobna w motyw nutrii, gdyż „w polu srebrnem nutria wspięta” był to szlachetny herb dynastii va’Nishów nadany jeszcze przez Wielkiego Renegata co pamiętaliby tylko najstarsi górnicy gdyby jeszcze żyli.

– Wróg sieje zamęt na południowych rubieżach. Zajęli Heimfurt.

– Każ wysłać tam kwiat rycerstwa.

– Waść rycerze mówią że nie pojadą, bo nie zapłaciliśmy żołdu. Chcą po sto złota.

– Hmm, hmm – zasępił się król. – Mamy mało złota w skarbcu. W takim razie poradzimy sobie w inny sposób. Pomóż mi założyć zbroję Ludwiku.

Lokaj pomógł królowi założyć zbroję. Gærhart zrobił przysiad, salto i potrójnego rittbergera, bo średniowieczne zbroje płytowe tak naprawdę nie ograniczały ruchów, a ta była wykonana przez dobrego płatnerza ze stopu złota i marmuru, dla nadania twardości, bo król nie był tak naiwny jak jego pyszni przodkowie, którzy paradowali w zbrojach z czystego króla metali, w które miecze wchodziły jak w masło.

Wyjechali potem końmi przez bramę Rymarską i kiedy odjechali już trochę od stolicy król dał Ludwikowi pokaz prawdziwego kunsztu jeźdźca. Slalomem w pełnym stępie rączo wymijał owce na pastwisku które tam stały w dużej ilości i się pasły co około trzy metry, ale różnie, bo nie były karne jak królewskie wojsko. 

Potem sielanka się skończyła.

 

***

 

Gdy zbliżali się już do południowych krańców Ragnarii, za rozległą przełęczą Fils de Pute chłopy staneły im na drodze i powiedzieli, że spalili im wioskę.

– Kto? – spytał Gærhart.

– Co? – spytały chłopy.

– Kto wam spalił wioskę, nakopię im do zadów.

– Hrabia Cedryk Chuyavort z dynastii Langwecjuszy, lord projektor i samozwańczy burmistrz Heimfurtu.

– Dzięki. Jeśli chcecie możecie się do nas dołączyć. Właśnie jedziemy POROZMAWIAĆ z Cedrykiem.

– Chętnie – odparły chłopy.

Po czym postawili grabie na sztorc i poszli za jeźdźcami spod herbu nutrii. Śpiewali wtedy pieśń wychwalając swojego władcę, który zdjął z ich obojczyków brzemię ognia i pogardy.

 

Nad Heimfurtem wisi łuna,

Ale zaraz nie będzie jej już,

Bo nasz władca pojawi się tam,

Przyjedzie w chwałie i stanie w szranki,

I miasto wróci do Korony jeszcze przed rankiem.

 

Ref.: Ram pam pam pam,

Wielki nasz król,

Będzie rządził nam,

I nie podskoczą mu żadni projektorzy.

 

Weźmiemy swoje szturmem,

I wróci klejnot Korony tam,

Gdzie winien być zawsze,

Bo się należy nam.

 

Ref.: Ram pam pam pam,

Wielki nasz król,

Będzie rządził nam,

I nie podskoczą mu żadni projektorzy.**

 

I śpiewali tak całą drogę, aż dotarli do Heimfurtu.

 

***

 

Miasto było imponujące i okazało się, że grabie nie wystarczą aby zniszczyć mury. Kiedy łucznicy na wieżach skapli się, że ktoś stoi pod murami zaczęli szyć strzałami. Chłopy stawiały opór, ale nie mieli zbroi i przyszło im umrzeć śmiercią godną wojowników. Za co król nadawał im tytuły szlacheckie, rączo galopując wzdłuż muru i pasując mieczem leżących w kałużach szlachetnej posoki wiernych poddanych. Zawsze starał się zdążyć przed ich śmiercią, aby mogli chodź przez chwilę nacieszyć się błękitną krwią, ale tak naprawdę każda krew była czerwona. Władcy strzały się nie imały, tak samo Ludwika, bo miał też zbroję, ale srebrną, i nie stopioną z marmurem, ale co i tak wystarczało do tego aby odeprzeć wirujące groty.

Tak naprawdę Gærhart czuł się zatrwożony galopując między padającymi jak rozdarte brzozy poddanymi, ale jak przystało na wodza nie dał tego po sobie poznać i zachował kamienną twarz.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, ale Ludwik zobaczył wtedy coś niesamowitego. Jeden z chłopów zręcznie wywijał grabiami, tak, że żadna strzała go nie dosięgła chodź stylisko było cienkie, ale wszystkie strzały wbijały się w nie. Kiedy już cały uchwyt narzędzia był napakowany bełtami, bojownik robił zamach tak, że siłą niewładności strzały wychodziły z niego i wracały celnie i rączo do łuczników. W ten sposób udało mu się dotrzeć do zbocza góry na końcu muru miejskiego, a tam był drewniany właz w ziemi, który prowadził zapewne do miasta jako brama ratunkowa…

 

***

 

Pod zasłoną nocy, kiedy słońce nie paliło już swoimi płomieniami weszli trzej teraz już szlachcice do tunelu i po wielu perypetiach dotarli do miasta.

Przebrali się dla niepoznaki w szare burki i odbili miasto podstępem, przekupując mieszkańców tytułami szlacheckimi i zmuszali ich do podpisywania zwojów lojalności, a udowadniali swoją władność tym, że przed takim “klientem” rozdzierali burkę  na piersi pokazując nutrię wspiętą na zbroi. A chłop, który przyjął imię Bolko Waleczny herbu Grabiszczał ukazywał wams z wyszytymi grabiami, które w tunelu wyszył mu Ludwik, bo jako lokaj znał się na takich sprawach. Tak, że w ten oto sposób doprowadzili do buntu przeciwko Cedrykowi Chuyavortowi i przejęli klejnot koronny Heimfurt prawie bez rozlewu krwi. Tako prawi kronikarz Jaevelnicus z Kronenbergu, któremu tę opowieść podyktował i pieczęcią w posoce unużaną przybił sam król na łożu śmierci.

 

KONIEC

 

 

 

 

PRZYPISY:

 

* – Do chejterów już z góry piszę, że wiem, że się tak nie piszę ale to jest stylizacja żeby, dodać klimat średniowiecza. Potem jeszcze kilka razy, ale już nie zaznaczałem gwiazdką, bo wytrawny czytelnik powinneł się wczuć.

 

** – Jak wspomina Kronika pieśń śpiewano zapewne w linii melodycznej zbliżonej do Also sprach Zaratustra Richarda Straussa, ale tamtą pieśń spisał mnich Jaevelnicus z Kronenbergu, i pełny zapis nutowy znajduje się w Kronice w Xiędze XIV wieku.

Koniec

Komentarze

zacna pieśń i nie tylko

Ignorancja to cnota.

Dziękuję za ciepłe przyjęcie.

:-) Ram pam param, zdolny nasz Lord V…  :-)

Kłaniam się.

Tu był mój wpis, ale wyraźnie nie na temat. Usuwam go.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Piotrze,

 

opowiadanie jest na konkurs – ​grafomania 2016, czyli najgorzej napisane opowiadanie.

Przeczytaj odpowiedź na Twój komentarz w opowiadaniu Zaltha.

 

Ignorancja to cnota.

Dzięki, Piotrze, za chęć pomocy, ale przemyślałem sobie dokładnie każde zdanie i jest na pewno nietragicznie, chociaż elementy fabuły są tragiczne, jak to bywa w poważnych eposach ;-)

PS.: Tak na serio też dzięki.

Jak na Lorda przystało, wysiliłeś się Lordzie na opowieść z bliskich Ci dobrze urodzonych kręgów, i nawet jak się okazało, że uczestnicy ataku z grabiami-szturmówkami na sztorc nie wrócą do domu, to przynajmniej nie wrócą szlachetni, a nie jako chłopi. I bardzo mi się podobało, że chłopi zanim się obrócili w zabitą szlachtę, to szli do boju z pieśnią pomagającą w maszerowaniu, bo to nie jest wcale łatwo nadążyć za tymi co jadą koniem.

Fajnie też napisałeś jak trzej szlachcice wykazali się upartością i jak nie udało się wprost, to podstępnie zdobyli miasto bez prania wroga, za to dzięki, że tak powiem, zaprzyjaźnieniu się z tubylcami i sprawieniem buntu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, że się podobało, ale to wyszło spontanicznie, że szlachcice wykazali się upartością, bo napotykając mur, fabuła stanęła w miejscu, i musieli oni wymyślić coś podstępnego. To nie jest mój plan od górny, tylko tak wynikło z ich charakterów, jak je przeanalizowałem, że tak się zachowają. Pełno krwiści bohaterzy żyją własnym życiem.

Nie da się nie zauważyć, Lordzie, że bardzo dobrze rozumiesz, co napisałeś, a przecież nie każdy tak potrafi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mocne nazwy własne. :-)

Klasyczne, epickie fantasy. Grabie na sztorc to musi być straszna broń…

Babska logika rządzi!

Dziękuję. W nazwach musi być moc.

Jednak grabiami muru nie przebijesz. Do tego musieliby mieć hałbice, armaty, katapulty, balisty, arkbalisty, strzały zapalające, ale takie do kusz, bo z łuku tak mocno nie strzelisz, w ostateczności buzdygany wojenne, albo przynajmniej włócznie stopione z marmurem.

Nowa Fantastyka