W kamiennych pałacach lśni złoto,
Mieszka tam smog co mówi „Hołoto!”
Mężny woj pokonać go musi
Czy go mieczem potnie, czy może udusi?
Fragment prastarego Słowiańskiego poematu Adda
Prolog – Złowrogi półksiężyc
Hartem poszedł do króla i król mu powiedział, że jak zabije smoga i przyniesie mu jego głowę do da mu za żonę księżniczkę i pół królestwa. Hartem mówi: No to dobra. Król powiedział: Czy czegoś potrzebujesz, Hartemie? A Hartem mówi: Nie, spoko, tylko mi daj zbroję płytową taką dobrą, miecz, korbacz, dwa sztylety do rzucania i tarcze metalową, bo ten smog zieje ogniem z japy i muszę się zasłonić. I maga żeby mnie leczył i puszczał fireballe.
Król powiedział:
– No to spoko.
No i Hartem i mag który się nazywał Rogion poszli do jaskini żeby zabić smoga. Smog wyszedł z jaskini i jak zobaczył, że jest ich tylko dwóch to zaczął się śmiać a potem ział ogniem z japy. Hartem się wkurzył i mówi do maga puszczaj fireballe. Mag zaczął puszczać fireballe, a Hartem wziął miecz i rzucił się na smoga. Ale smog był taki wielki jak Smaug z Hobbita i jednym palcem rozgniótł maga, a drugą ręką pstryknął palcami w Hartema i Hartem poleciał na kilometr w górę i spadł do rzeki. Prawie się utopił i poprzysiągł zemstę na smogu.
– Zabije cie smogu za, to że się prawie utopiłem i że zabiłeś Rogiona mego wiernego druha.
Rozdział I – Czerwony skorpion
Kroniki i książki do historii milczą na temat pewnego zapomnianego przez Boga i ludzi plemienia Słowian, które żyło za czasów dawnych Słowian, długo jeszcze zanim się urodził Mieszko 1. Było, to strasznie dawno, chyba dwieście lat temu. To plemię mieszkało nad brzegiem rzeki Prącie i nazywało się Prącianie.
W tym plemieniu była słowiańska wioska Rzutniki i w tej wiosce w małej słowiańskiej chatce na pagórku, z dala od innych domostw, a w zasadzie już poza obrębem palisady, a właściwie w lesie, i, to nie najbliższym wioski, ale takim dalszym, mieszkał Gilbo. Gilbo był prostym Słowianem, kochał żonę, bił dzieci, wstawał o świcie i do zmroku siedział w piwnicy, gdzie przeprowadzał badania alchemiczne na zwłokach psów.
Pewnego razu kiedy Gilbo siedział na werandzie i palił fajkę zobaczył jak drogą obok jego domu przechodzi czarodziej.
Powiedział:
– Dzień dobry – do czarodzieja, a czarodziej się wnerwił bo nie wiedział o co mu chodzi. Potem się dogadali i czarodziej nazywał się Dandarf. Czarodziej mówi mu
– Przyjdzie jutro do ciebie czterech świnioludzi jeden będzie z mieczem drugi z łukiem trzeci z włócznią i czwarty z mieczem. Dasz im jeść i pić a po obiedzie pójdziecie do jaskini i zabijecie smoka. Tylko uważajcie bo w lesie mieszkają niedźwiedzioludzie i dzikoludzie. Oni są źli i jak was złapia to albo was zabiją (jak nie będą głodni) albo upieką i zjedzą. Gilbo zapytał a jak już dojdziemy do rzeki do tam jest bezpiecznie. Czarodziej mówi nie bo tam mieszkają ludzioniedźwiedzie i ludziodziki. A Gilbo się pyta a czym oni się różnią od niedźwiedzioludzi i dzikoludzi. Czarodziej powiedział bo niedźwiedzioludzie, to są ludzie co wyglądają jak niedźwiedzie i dzikoludzie to są ludzie co wyglądają jak dziki a ludzioniedźwiedzie to sa niedźwiedzie co wyglądają jak ludzie i ludziodziki to są dziki co wyglądają jak ludzie – rzekł.
Gilbo powiedział:
– Aha.
Rozdział II – Wschodzące słońce
Jutro przyszli do niego świnioludzie. Wyglądali jak ludzie tylko byli podobni do świń. Jeden był z mieczem, drugi z łukiem, trzeci w włócznią i czwarty z mieczem. Nazywali się Bimli, Hand, Floin i Luker. Gilbo powiedział to jak wy macie miecz, łuk, włócznię i miecz to ja biorę miecz.
Ci mówią:
– No to spoko.
Poszli w kierunku jaskini smoga aha i wcześniej jak czarodziej Dandarf był u Gilba to mu jeszcze powiedział, że ich dogoni i razem pójdą na smoga. Ale na razie ich nie dogonił i szli sami więc weszli do wąwozu. Wąwóz był taki porośnięty drzewami jak Wąwóz św. Jadwigi w Sandomierzu. No i idą przez ten wąwóz i nagle z krzaków wyskakują niedźwiedzioludzie z włóczniami i dzikoludzie z łukami.
Gilbo zawołał:
– It's a trap! – żeby im powiedzieć, że, to zasadzka.
Niedźwiedzioludzie skoczyli na nich z włóczniami i zaczęli walczyć. Jeden dzikoludź zawołał:
– Ognia!!! – i zaczęli strzelać z łuków. Gilbo dobrze że miał metalową tarczę to strzały się od niej odbijały. Ale świnioludzie nie mieli tarcz i mogli ich trafić. Floina najpierw trafiła jedna strzała w plecy, ale jeszcze walczył trochę i zabił dwóch niedźwiedzioludzi. Potem druga w brzuch i wtedy tak padł na kolana i wołał, jak ten gościu w Czasie Apokalipsy czy w Plutonie nie pamiętam już. Potem go trafiła trzecia w gardło i umar.
Wtedy inni świnioludzie krzyczeli:
– Nieeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wtedy Gilbo zobaczył, że nie wygrają, bo niedźwiedzioludzi i dzikoludzi jest jeszcze czysta, a ich zostało czterech no i Dandarf nie przybył im z odsieczą. Więc Gilbo wymyślił fortel i zawołał do świnioludzi:
– Podwójny rygiel!!!
Świnioludzie zaczęli tak dziwnie biegać wokół niedźwiedzoludzi że aż dzikoludzie byli skonsternowani i nie wiedzieli jak strzelać. I przez przypadek zabili wszystkich niedźwiedzioludzi a potem siebie nawzajem.
– No wygraliśmy powiedział Gilbo do świnioludzi a świnioludzie powiedzieli no.
Rozdział III – Okruch lodu
Gilbo i świnioludzie szli dalej do jaskini smoga, podśpiewując sobie wesołe pradawne pieśni, chociaż smutne bo zginął ich przyjaciel Floin. Wymyślili wtedy taką oto pieśń, którą później przez pokolenia śpiewali ich potomkowie (oprócz potomków Handa, ale to się później okaże dlaczego).
Tam, gdzie lasy pełne drzew,
Tam, co słychać skrzekot mew,
Tam nasz druh w bitewce padł
On miał na imię Floin, to byś pewnie nie zgadł.
Idziemy dalej na strasznego smoga
Choć nas czeka znój
Nie straszna jest nam ta droga,
Bo Floin to był zbój.
Później z nostalgią i rozrzewnieniem wspominali zabawne krotochwile z życia Floina i jak kondukt pogrzebowy doszli do jaskini smoga. A jeszcze wcześniej zanim doszli to dogonił ich Dandarf i jak podjeżdżał na wierzchowcu to zawołał:
– Ha!!! Jesteście!!!
A oni się bardzo ucieszyli i padli mu w objęcia.
Rozdział VI – Rydwany ognia
Pod jaskinią smoga naradzali się jak najlepiej zaatakować. Hand miał taką umiejkę szybki strzał z łuku że wystrzeliwuje mnóstwo strzał w krótkim czasie. I mówi ja sam zabije smoga i księżniczka będzie moja.
-Gilbo mówi głupcze sam nie dasz rady.
Ale Hand poszedł do jaskini solo. Wówczas spostrzegł, że za rogiem stoi schowany smog. Hand popatrzył się na niego, a smog powiedział:
– Co się kurwa chuju paczysz?
Smog pożarł Handa i beknął, i wtedy Gilbo padł na kolana, wziął w ręce piasek i patrzył się w niebo i wrzeszczał: „Nieeeeeeeeee!!!!!!!!” i poprzysiągł smogowi zemstę za to że zabiła Handa. Wtedy Dandarf powiedział widzisz ja też się chciałem zemścić i dlatego was wysłałem na smoga bo to on mnie kiedyś wrzucił do rzeki i się prawie utopiłem i zabił mojego wiernego druha maga Rogiona i ja się naprawdę nazywam Hartem a nie Dandarf Dandarf to ksywa co sobie wymyśliłem żeby ludzie smoga mnie nie namierzyli. No i wtedy Gilbo już wszystko wiedział ciąg dalszy nastąpi nie wiem może bo w sumie to nie chce mi się dalej pisać.
FIN