- Opowiadanie: Czystka - Mach Dąbrowskiego

Mach Dąbrowskiego

Opowiadanie nie zawiera hiper oryginalnego pomysłu, ale od czegoś trzeba zacząć. Będę wdzięczny za wszelkie oceny, sugestie :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Mach Dąbrowskiego

Na łączce dymiły świeżo przebite krasnomachy , w nozdrza uderzał kwaśny smród bolszewikdoru, gdzie niegdzie charczał niedobity koń z wbitym w ziemie obok jeźdźcem.

-„Kiedyś na wiosnę szło się ziarna wsadzać w ziemię i nozdrzami zgarniać rześki zapach odtajanizny. Teraz tylko wszelka krew pomieszana ze smarem idzie w ugory.-Stary wachmistrz Kulski westchnął.

 

-Odbijemy Warszawę, a później Kijów to i ludność będzie mogła odetchnąć i zająć się rolą. Lecz teraz wszystkim nam trzeba bić te czerwone góry stali. Zobaczycie jeszcze utopimy w smarze i bolszewikdorze te leninowskie swołocze.– Rotmistrz Wołskij próbował wtłoczyć trochę otuchy w starego towarzysza.

 

-Ach, Panie Hrabio czemuż i nie od razu Władywostoku nie zająć?– oczy figlarnie błysnęły w odpowiedzi.

 

Rotmistrz już miał się wdać w tą potyczkę słowną, jednak nadciągała potyczka innego rodzaju. Obok nich przebiegła wiejska baba cała w czerwieńcach, krzycząca– Machy! Krasnomachy! Ratuunk-uuu!- Hrabia nerwowo spiął wąsa i spojrzał na Kulskiego. Ten już, zdążył podnieść lornetkę do oczu.– Jedna czerwona i trzy błękitno siwe strużki dymu na widnokręgu– szybko zameldował.

 

– Czyli nic groźnego, 3 automobile ratunkowe krótkiego zasięgu w osłonie jednego macha rozpoznawczego. Pewnie, chcą zabrać co się da z tych zniszczonych tu…– Hrabia podrzucił bliznę na lewym policzku szelmowskim uśmiechem.

 

– Przyczaimy się na nich. Tam w tym lasku olchowym na lewo od pobojowiska wyślesz 10 ułanów, niech ostrzelają i zasypią granatami ruskich z automobili na mój znak.– wskazał dłonią odzianą w rękawice ze skóry oficera na pobliski lasek.– My zaś skryjemy się, za wzniesieniem po przeciwnej stronie, jeżeli nasz podstęp się powiedzie, mach zwróci się frontem ku lasku wystawiając ku nam swoje tyły…-

 

– Każę przygotować lance kumulacyjne– – Starszy wachmistrz skinął głową, na znak, że pojął cały plan.

 

– W żadnym razie, starszy wachmistrzu, wręcz przeciwnie, każ przygotować łańcuchy, mam ochotę dziś na jeńca. – beztrosko się zaśmiał, strzepując rękawicami kurz z munduru.

 

-Szanowny Hrabia, jest takim ryzykantem, że sama śmierć boi się przy Panu stać. E, ułani! Zbiórka! Żywo! Z łańcuchami! – wachmistrz niechętnie wykonał rozkaz.

 

Kiedy bolszewicy wkraczali na łąkę, ułani już czekali. Pierwszy szedł Krasnomach, hrabia się nie mylił był to mach rozpoznawczy. Miał korpus wielkości kotła średniego okrętu, na jego górze sterczały dwie kopułki pancerne, zdolne pomieścić dwójkę obsługi i karabin maszynowy Maxim, całość zaś poruszała się na stalowych nogach, cienkich, ale wytrzymałych i pozwalających na rozwinięcie prędkości nawet do 25 kilometrów na godzinę. Dalej jechały pojazdy półgąsienicowe z żołnierzami na tyle. Wszystko wyglądało to raczej na sielską wyprawę na piknik, niźli na działanie w sferze przyfrontowej. Widocznie, bolszewicy nie spodziewali obecności wroga w miejscu przełamania frontu. Nieprzyjacielska kolumna, zatrzymała się z trzysta metrów od olchowego lasku, silniki pojazdów ucichły, a żołnierze w kilkuosobowych grupach wylali się na pole łąki.

 

– Dawać znak do otworzenia ognia– rzucił wartko hrabia.

– T-aa jest!- starszy wachmistrz zamachał chorągiewką.

 

Sekundę po tym w lasku zajęczała palba karabinowa, dwóch czy trzech czerwonych dostało, gdzie niegdzie wznosiły się słupy czarnej ziemi po granatach. Mach momentalnie, zaczął obracać się ku ułanom, nie było ani chwili do stracenia, jeszcze moment, a mach będzie miał ułanów jak na posrebrzanej tacy.

 

– Do boj-uu! Kulski za mną na macha ! Reszta bić spieszonych! – Hrabia spiął konia, wzbijając wokół siebie ciężkie grudy błota. Ułani pognali za nim, kopyta orały orały miękką i soczystą od krwi i smaru glebę, konie prychały w przerażeniu gdy przyszło im skakać nad swymi martwymi pobratymcami. Jeźdźcy jednak nie wydawali z siebie, ani głoski, wraże plecy stanowiły zbyt łakomy kąsek, by go ot tak płoszyć. Pierwszy, który posmakował  Radziwiłłówki, był szeregowy już oglądający się za siebie na dźwięk podskakującej uprzęży. Szabla wzór 1917, gładko wytyczyła wąwóz od brody po czoło, cięty momentalnie zrównał się z ziemią. Jeden oficer spostrzegł się na tyle szybko, by uformować tyralierę z pobliskich żołnierzy , na komendę karabiny posłusznie plunęły ładunkiem, jednak zdezorientowani i przestraszeni piechurzy strzelali raczej z grzeczności. Spragniona polska stal wzniosła się nad ich czołami. Tu, bój pójdzie gładko, najtrudniejsze jednak pozostawało przed nimi.

 

Załoga macha widocznie zorientowała się w sytuacji, gdyż jego cielsko poczęło zwracać się ku miejscu rzeczywistej potyczki, ponury zgrzyt metalu obwieszczał wejście do gry nowego zawodnika. Tak, zapewne im się zdawało, gdyż maximy z góry zaczęły siekać na wiwat gdzie popadnie. W tej całej zawierusze, nikt nie zwrócił uwagi na dwóch jeźdźców z łańcuchem przytroczonym do siodeł między sobą. Kierowali się na nogi macha siejącego ogniem już coraz akuratniej. Konie wzbijały kopyta najmocniej jak potrafiły, jeszcze 100 metrów i będą u celu. Czasem pod nosem świsnęła im jakaś kula, lecz spokojnie osiągali celu. Środkowe ogniwa łańcucha oparły się na nogach maszynerii, teraz tylko wystarczyło spiąć nim nogi okrążając macha i pociągnąć za sobą machiną tak, by się przewróciła. Kulski z Hrabią zatoczyli już koło, gdy złośliwie i całkowicie nie w czasie, jedno z ogniw pękło. Konie ledwo utrzymały równowagę, zaś Rotmistrza wyrzuciło z siodła na wolny skrawek trawy. Wachmistrz podjechał do niego wymienili się zdenerwowanymi spojrzeniami, co jak co, ale tego plan nie przewidywał.

 

 -Chyba, nici z jeńca Hrabio! Mach już obniża swój korpus ,zasłoni nogi i podbrzusze. Wtedy to i lancą kumulacyjną go nie otworzymy, czas już lepiej na nas!- wachmistrz próbował przekrzyczeć ogólną wrzawę. Rotmistrz podniósł się i pełną dłonią poprawił przedziałek.

 

-Wachmistrz,  każ ułanom zejść z pola a sam przygotuj łom i linę z kotwicą ! Mach wciąż stoi do nas plecami. Dostanę swojego jeńca, choćbym miał wynieść go w białym welonie na własnych rękach!- huknął pięścią w siodło, aż koń się spłoszył.

 

-O, Boże… znowu abordaż ?! To już trzeci raz w tym miesiącu ! To miała być taka miła zasadzka! Gdybym chciał zostać piratem, zaciągnąłbym się do Flotylli Wiślańskiej albo Pińskiej!- Kulski począł żuć wąsa w oburzeniu, lecz zrobił wszystko jak trzeba.

 

– Flotylla Wiślańska jak i Pińska już nie istnieją od dwóch lat !- Rotmistrz wziął zamach i rzucił kotwicą na górę macha, tak jak myślał kotwica zahaczyła o chrapy odprowadzające bolszewidór.

 

– Nie bez przyczyny!- odkrzyknął wachmistrz, który w poirytowaniu porzucał używanie tytułu i używał formy bezosobowej. Chwycił po tym linę i sam również rozpoczął wspinaczkę. Na górze powitał go uśmiechnięty po brzegi rotmistrz, siedział na skraju macha i paląc papierosa beztrosko składał bluzę mundurową.

 

-Oj, Kulski coraz dłużej zajmuje wam wspinanie się na te machy, może wy niedomagacie?-

 

Starszy wachmistrz fuknął tylko w odpowiedzi i podał rotmistrzowi granat trzonkowy. Hrabia przyjął podarunek i podszedł do prawej kopuły pancernej, Kulski zaś zakradł się pod lewą. Maximy tak zapamiętale pruły do oddalających się ułanów, że zagłuszyły odgłosy dwóch alpinistów.

 

-Trzy-y, Cztee-ryy!- Granaty jednocześnie wśliznęły się do obydwu kopuł przez szczeliny strzeleckie. Podmuch wybuchu wyrzucił czarny kurz, strzępy mundurów i ludzkie krzyki, na zewnątrz. Łom w rękach starszego wachmistrza zaskrzypiał wdzięcznie, kopuła z trzaskiem odleciała, pozostawiając nagi otwór. Rotmistrz w śnieżnobiałej koszuli z Radziwiłłówką w prawej dłoni i z rewolwerem Lebel w lewej, skoczył w otwór. Kulskiemu pozostało tylko westchnąć i również wskoczyć. Przedział bojowy macha był szeroki mniej więcej na dwa metry, wszędzie syczały rury z bloszewikdorem, a na wewnętrznej ścianie drgała cała armia zegarów pomiarowych, panowała duchota i półmrok. Rotmistrz z rozciętym kącikiem ust, właśnie szarpał się z strzelcem na posadzce, podczas gdy drugi, wielki jak skała osiłek zmierzał w ich kierunku z wielkim kluczem francuskim. –„ Nie wygląda na to, aby Hrabia dobrze dogadywał się z tutejszym towarzystwem”– pomyślał nie bez satysfakcji. Na złośliwości, będzie jeszcze czas, teraz czas na ustalenie priorytetów.

 

– Pierwszemu ołowianą polewkę poleje się osiłkowi, ten klucz przypominał bardziej maczugę niż narzędzie. Następnie możnaby, lekko pomóc Hrabii w tych zapasach, lecz nie za bardzo, gdyż nie ma lepszego remedium na zapalczywość, niż dorodna para siniaków -

 

Kulski odciągnął kurek swojego Lebela, wpierw oddał strzał hamujący w kolano osiłka. Góra mięśni zawyła z bólu, lecz nie zaprzestała swojego marszu, wręcz przyspieszyła kroku.

 

– Psia kreww… Zapomniałem, że ten rewolwer ma naboje cieńsze od spódniczek w kabarecie!- pomyślał, mierząc tym razem między oczy. Trafił idealnie, może nie między w oczy, ale w tętnicę szyjną i osiłek padł zachłystując się własną krwią. Kolej na następnego! Wystarczy tylko nadepnąć na rękę obcasem, by Hrabia zaczerpnął trochę tchu. Jednak, nie było to tak proste, nie dość, że obaj zawodnicy robili  ze swoich rąk swoisty młyn, to jeszcze wybrali sobie najciemniejsze miejsce w przedziale. Jednak nie takie węzły gordyjskie starszemu wachmistrzowi przychodziło rozwiązywać. Zamachnął się nogą, tępy dźwięk metalu oznajmiał pudło, spróbował lewą z takim samym rezultatem. Nagle jedna ręka wyrwała się i poczęła sunąć w kierunku rotmistrzowskiej szabli. – Nie tak szybko robaczku– starszy wachmistrz przygniótł uciekiniera. – Uuuuu– przedział rozdarł jęk – Kulski, co robisz ?! To moja ręka!- No, tak samozadowolenie ma to do siebie, że tym szybciej występuje, im mniej powodów do niego, a tymczasem czerwony sięgnął po rewolwer. Tym razem Kulski wziął zamach nogą, równie poprawny ideologicznie co technicznie i przestawił szczękę agresorowi. Kopnięty chciał zapewnie odburknąć ogniem w odpowiedzi, lecz wstawiony w szyję przez rotmistrza bagnet, stanowczo ostudził palącą potrzebę mordu.

 

Hrabia zwalił z siebie bezwładne cielsko –Ughh, a teraz Kulski wyłóżcie mi taktyczne uzasadnienie deptanie ręki przełożonego zajętego walką wręcz z wrogiem, hm ?-

– Emmm…– próbował wyartykułować z siebie odpowiedź, gdy nagle zadudnił lekki łoskot kroków. Obaj równocześnie wymierzyli rewolwerami. Jednak nie było to zgoła coś biegunowo przeciwnego do nowego celu. A mianowicie, stał przed nimi chłopczyk ubrany w jakieś łachmany, blady i umorusany jakąś czarną mazią na twarzy. Wyglądałby niczym zmarnowana sierotka, gdyby nie cyniczna ciekawość ziejąca z oczu, gdzie lewe było koloru czerwonego, a prawe białego.

 

-Wy, na pewno jesteście kawalerią? Bo tempo macie niczym piechurzy…– rzekł z lekkim zawodem po polsku z dziwnym akcentem.

 

– Ymmm…– tym razem rotmistrzowi odpowiedź utonęła w bulgocie zmieszania

.

– Wy jesteście zapewne rotmistrzem Wołskim, a wy zapewne starszym wachmistrzem Kulskim ?– spytał się nie oczekując odpowiedzi. – Jestem Misza Denikinow, pilot krasnego macha „Czerwony Młot– wyciągnął rękę na powitanie.

 

– Mario Matko boska!- Kulski z hrabią przeżegnali się. – Czyli machy pilotują też dzieci…?– starszemu wachmistrzowi zrobiło się nie dobrze.

 

-Nie…, machy są sterowane tylko i wyłącznie przez dzieci i to mniejsze niż ja…, ja już jestem starszym stopniem.– na twarzy malca wystąpiło zmieszanie, zaś ułani nabrali koloru kredy.

 

– My, my nie wiedzieliśmy… zawsze, gdy otwieraliśmy komorę dowodzenia, leżała tam kupka popiołu i ulatujący bolszewikdór, nic więcej…!-

 

-Panowie, nie pragnę waszych łez, a szabel. Tym… swołoczom, muszę odpłacić. Specjalnie zamontowali mechanizm samospalania pilota, aktywowany przez obsługę w razie możliwego przejęcia macha. Teraz gdy stosują utleniony bolszewikdór, spalanie trwa do minuty.– Tu jego usta zacięły się w bólu – Lecz, gdy stosowano czysty, pilot jedynie zostawał półspalany, a następnie dusił się z braku tlenu. Na „Bezlitosnym” gdzie była moja siostra, używali jeszcze czystego.– małe piąstki zacisnęły się. –Dlatego zaaranżowałem to spotkanie, słyszałem, że często bierzecie jeńców. Zlokalizowanie waszej jednostki i uszczuplenie sił mojej drużyny, zajęło mi miesiąc, ale dzięki Bogu, udało się. Zabierzcie mnie do głównodowodzącego, jestem strasznie gadatliwym jeńcem.– Hrabi serce przyspieszyło, to może być szansa, na którą czekali tyle lat.– W końcu dowiedzą się w jaki sposób bolszewikdór porusza to całą górę żelastwa. Wtedy, koniec z lancami wypełnionymi japońską szimozą, czy łańcuchami!-

 

Kulski pomimo protestów wziął chłopaka na ramię i podał rotmistrzowi na dachu macha. Wokół ciążyła cisza , a w nozdrzach szczypał smród pobojowiska. Lecz Miszka nie reagował jak inne dzieci, patrzył na to wszystko ze zblazowanym wzrokiem weterana.

 

– Jedziemy do Poznania.– rzekł rotmistrz, w jego głowie puchł ciężki pisk myśli, a jakby w oddali słychać była jak Kulski krzyczy z Miszką na ramionach -Ułani, zbiórka!-.

Zbliżali się do dawnego zamku cesarskiego, przemianowanego na tymczasową siedzibę Naczelnika Państwa. Po okazaniu wszelkich niezbędnych przepustek na każdym przejściu, które załatwił im wuj hrabi-as wywiadu major Skrzyński. Gdy już byli na ostatnim piętrze zapewniono ich, że Naczelnik i Minister spraw wojskowych już nadchodzą. Potężna przestrzeń i zdobienia na stropie robiły wrażenie na chłopcu.-„To Carski pałac?”– spytał się.

 

– Cesarski, lecz to teraz to samo, bo cesarstwo jak i carat upadły, dając nam tym samym wolność– Hrabia również zaczął się wpatrywać w zdobienia z lekkim uśmiechem.

Wielkie drzwi zaskrzypiały, a zza nich wychynęła siwa głowa Bolesława Wienawy-Długoszewskiego osobistego adiutanta Naczelnika. – Panowie, Naczelnik was oczekuje– powiedział gładko, po czym zaczął klaskać obcasami po posadzce, dając znak by udać się za nim.

 

Gabinet Naczelnika był w panowaniu stosów papierów z kryjącymi pomiędzy nimi „jeżykami” z wypalonych papierosów, zaś sam Piłsudski siedział z chmurnie opuszczoną głową nad mapą sztabową, gdzie palce Sosnkowskiego przesuwały dywizje. Rotmistrz i wachmistrz zasalutowali przepisowo, Naczelnik przeniósł wzrok z mapy na nich, zebrał palcami z wąsów stare myśli trąc nimi o opuszki.

 

– Spocznij. Panowie mamy mało czasu,  więc do rzeczy, major Skrzyński wspominał mi że ten malec wie, jakimi drogami odbywa się transport bolszewikdoru-

 

-Posłusznie melduje, że chłopiec nie wie nic o zaopatrywaniu bolszewików w wspomniany gaz…– tu hrabia zrobił pauzę na tyle długą, by szanowne persony zdążyły podnieść zdumione brwi i na tyle krótką, by mógł kontynuować-„ Lecz, za to wie jak pilotować krasno macha, sam pilotował wersję zwiadowczą przez półtora roku. Major zataił ten fakt, by zapobiec możliwemu przeciekowi. Uprzedzam pytania kwalifikacje chłopca, już zostały sprawdzone na zdobycznym machu w Obornikach.-„ obydwaj ułani szczerzyli zęby, bo co jak co, nie codziennie widzi się tak ważne osobistości z tak komicznymi minami. Piłsudski wbił swoje sowie oczy w Miszkę i nie hamując się w swoim zwyczaju wystrzelił –„Powiedz więc…jak to żelazne kurestwo działa?”

 

Miszka o dziwo, na dźwięk takiego słownictwa, uśmiechnął się w aprobacie –Bolszewikdór, to jak określił Aleskiej Faworski, gaz inteligentny, który to potrafi wytwarzać swego rodzaju pole siłowe zdolne do napędzania przestrzeni przez niego wypełnianej. Jest to jednak tylko możliwe dzięki reakcji z impulsami elektrycznymi wytwarzanymi przez układ nerwowy człowieka, inne po prostu nie działają. Do tego właśnie potrzebni są piloci, aktywacji gazu i sterowania nim w warunkach bojowych. Istnieją dwa typy tego gazu, czysty czyli ten odkryty po zalaniu kopalni soli w Briancewce, steruje się nim swobodnie podług swojej woli. Jest i też drugi typ tzw. czysty ideologicznie…– tu dźgnął paznokciami wnętrze dłoni– i nie da się nim sterować, raczej on steruje pilotem, nie ważne jaki pilot ma światopogląd, gaz wpływa na niego w taki sposób, że wykonuje wszystko zgodnie z linią partii. Widzicie, bolszewikdór jest nazywany inteligentnym, gdyż ma coś na wzór, hmm pamięci. To znaczy, że przejmuje schemat postępowania, myśli i odczuć swojego pierwszego użytkownika i w przypadku innego użytkownika wtłacza w niego swój nabyty schemat działania i określenie „wtłacza” nie jest tu żadną metaforą. Tak, więc czysty bolszewikdór jest używany wpierw przez bolszewików z krwi i kości, a później steruje on każdym białym czy czerwonym. Ja sam jestem synem carskiego oficera. Chcę pomścić jego i moją siostrę, wiem jak odbywa się produkcja, jaki jest jego skład. Powiem wszystko, tylko błagam nie pozwólcie im wygrać.-„ skończył z hardym wyrazem twarzy.

 

-Wszystko jasne, jednak jak w takim razie udało Ci się zaprowadzić macha tam gdzie chciałeś i oswobodzić się we właściwym momencie?-

 

-To proste. Jakiś totalny głupiec, przez pomyłkę zatankował mojego macha czystym gazem.”– Misza roześmiał się po raz pierwszy. Naczelnik jednak ani drgnął, siedział cały skamieniały przez dobre pół minuty. Aż, nagle jego wąsy zadrgały od śmiechu, wstał i huknął pięścią w blat stołu.

 

– Czyli jeszcze wciąż możemy! Sosnkowski! Bierzecie malca ze sobą, postępujcie ściśle według jego instrukcji! Za miesiąc chce mieć pierwszego doświadczalnego macha, za dwa produkcje na pełnym gwizdku!- podekscytowaną ręką zagarnął papierosa z paczki. –Ja wam jeszcze skurwysyny pokażę kapitulacje!- huknął.

 

 Trzy tygodnie później mach sterowany przez Miszę, co prawda skrzypiał niemiłosiernie przy każdym ruchu, ale chodził i to z nie byle czym na wierzchu korpusu. Miał tam zainstalowane dwa Maxim’y i jedno działo bezodrzutowe Davis’a ofiarowane przez Amerykanów. Dawało to machowi odpowiednią siłę ogniową przeciwko piechocie jak i przeciwko swoim opancerzonym bolszewickim kuzynom.

 

Mach zatrzymał się na komendę chorągiewki i z górnego włazu wyłoniła się salutująca główka pilota. –Posłusznie melduje, gotowość bojową Macha Dąbrowskiego!-

Rozległy się gromkie wiwaty wszystkich zgromadzonych, czapki wystrzeliły ku górze. Hrabia nawet w tym całym rozgardiaszu zauważył jak Naczelnik ociera łzę wzruszenia.

 

-To jak Kulski? Na Władywostok?– spytał się huczącego radośnie starszego wachmistrza.

 

-„Na Władywostok, mości hrabio ! Na Władywostok, jak Boga kocham-m!-

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Upewnię się tylko, bo widzę, że jest tag “grafomania”, ale nie konkursowy, a że jesteś nowym użytkownikiem, to nie wiem, czego się spodziewać ;)

Czy tekst zawiera celowe błędy i jest przeznaczony na konkurs – Grafomania 2016 – który się właśnie odbywa (wówczas trzeba go odpowiednio oznaczyć) czy też po prostu napisałeś opowiadanko i serio chciałbyś, żeby je solidnie ocenić? 

Wybacz, że pytam, ale nie wiem, a na pierwszy rzut oka błędów i zgrzytów jest sporo…

Witam, racja trochę zmyliłem kategorią. Nie jest ona konkursowa. Solidna ocena to szczyt moich pragnień :-) Pozdrawiam

F.D

Ok, czyli jak rozumiem, grafomania nie jest zamierzona?

Przeczytałam na razie początek. Rzeczywiście wykonanie pozostawia sporo do życzenia i czyta się ciężko, bardzo to przeszkadza w odbiorze tekstu – w zasadzie chyba nic z tego, o czym przeczytałam, nie odmalowało się w mojej wyobraźni.

Sądzę, że większości błędów byłbyś w stanie uniknąć, gdybyś po napisaniu odłożył tekst na kilka dni, a potem uważnie sprawdził.

Pierwsza sprawa – popracuj nad interpunkcją. Sporo masz pominiętych przecinków, zdarzają się za to takie, których ni powinno być.

Druga sprawa – poczytaj o zapisywaniu dialogów, np tutaj: 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Po trzecie – uważaj na powtórzenia.

Po czwarte – nie ma potrzeby robić takich przerw między akapitami. To znaczy, powinno ich nie być, chyba że zaznaczasz w ten sposób jakąś odrębną część tekstu lub np nowy “rozdział”.

 

Tutaj kilka przykładów tych i innych niedociągnięć z początku tekstu. Zachęcam, abyś spróbował podobnie wyłapać kwiatki w dalszej części ;)

 

gdzie niegdzie charczał niedobity koń z wbitym w ziemie obok jeźdźcem.

-„Kiedyś na wiosnę szło się ziarna wsadzać w ziemię i nozdrzami zgarniać rześki zapach odtajanizny. Teraz tylko wszelka krew pomieszana ze smarem idzie w ugory.-Stary wachmistrz Kulski westchnął.

 

– gdzieniegdzie piszemy razem

– ziemie – literówka oraz powtórzenie

– niepotrzebne otwarcie cudzysłowu

- ugory.-Stary – brak spacji

– naturalniej brzmiałoby tutaj: “Westchnął stary wachmistrz Kulski”

 

 

Odbijemy Warszawę, a później Kijów[+,] to i ludność będzie mogła odetchnąć i zająć się rolą. Lecz teraz wszystkim nam trzeba bić te czerwone góry stali. Zobaczycie[+,] jeszcze utopimy w smarze i bolszewikdorze te leninowskie swołocze.

Zaznaczyłam brakujące przecinki.

 

 

-Ach, Panie Hrabio[+,] czemuż i nie od razu Władywostoku nie zająć?– oczy figlarnie błysnęły w odpowiedzi.

-Ach – brak spacji

– dziwna konstrukcja z podwójnym zaprzeczeniem. Raczej: “Czemuż by od razu i Włodywostoku nie zająć?”

– Oczy wielka literą. Rozumiem zamysł, aby wprowadzić bardziej kreatywne didaskalia niż “powiedział” i “odpowiedział”, ale przyznam, że mi te odpowiadające oczy za bardzo nie podchodzą, podobnie jak figlarność u starego wachmistrza…

 

Rotmistrz już miał się wdać w  potyczkę słowną

tę potyczkę

 

 

Hrabia nerwowo spiął wąsa i spojrzał na Kulskiego. Ten już[-,] zdążył podnieść lornetkę do oczu.– Jedna czerwona i trzy błękitno siwe strużki dymu na widnokręgu– szybko zameldował.

– hm, nie znam takiego zwrotu jak spinać wąsa, czy na pewno można tak powiedzieć?

– zbędny przecinek po “już”

– błękitno-siwe

– po “widnokręgu” spacja

 

 

3 automobile

10 ułanów

Liczebniki piszemy słownie: trzy automobile, dziesięciu ułanów

 

Pewnie[-,] chcą zabrać co się da z tych zniszczonych tu…– Hrabia podrzucił bliznę na lewym policzku szelmowskim uśmiechem.

Zbędny przecinek. Podrzucenie blizny niestety też mnie nie przekonuje ;/

 

– Przyczaimy się na nich. Tam[+,] w tym lasku olchowym[+,] na lewo od pobojowiska wyślesz 10 ułanów, niech ostrzelają i zasypią granatami ruskich z automobili na mój znak.– wskazał dłonią [+,]odzianą w rękawice ze skóry oficera[+,] na pobliski lasek.– My zaś skryjemy się[-,] za wzniesieniem po przeciwnej stronie, jeżeli nasz podstęp się powiedzie, mach zwróci się frontem ku lasku wystawiając ku nam swoje tyły…-

-Po “pobojowiska” zdaje się, że powinno kończyć się zdanie.

-lasek.– spacja po kropce

- stronie, jeżeli – tu też zamieniłabym przecinek na kropkę.

– ku-ku – powtórzenie. Może: “mach zwróci się frontem do lasku, wystawiając ku nam tyły”

 

 

– Każę przygotować lance kumulacyjne– – Starszy wachmistrz skinął głową, na znak, że pojął cały plan.

 

– W żadnym razie, starszy wachmistrzu, wręcz przeciwnie, każ przygotować łańcuchy, mam ochotę dziś na jeńca. – beztrosko się zaśmiał, strzepując rękawicami kurz z munduru.

– po co te dwa myślniki obok siebie?

– powtórzenie starszego wachmistrza

– “Zaśmiał się beztrosko” brzmiałoby naturalniej.

 

 

-Szanowny Hrabia[-,] jest takim ryzykantem, że sama śmierć boi się przy Panu stać. E, ułani! Zbiórka! Żywo! Z łańcuchami! – wachmistrz niechętnie wykonał rozkaz.

– zbedny przecinek

– nie ma potrzeby zapisywać “Panu” wielka literą

– za to jest potrzeba w tym przypadku zapisać wielka literą “Wachmistrz” ;) – sprawdź zasady zapisywania dialogów.

Wszystkie uwagi dotyczące tekstu dają się zamknąć w dwóch słowach: jeżu kolczasty…

Chyba że to jakiś żart, to opowiadanie.

Ogromnie mi przykro, Czystko, ale bardzo trudno mi uwierzyć, że ten tekst nie był pisany z przeznaczeniem na Grafomanię.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Serdecznie dziękuję wszystkim za uwagi i komentarze! Zwłaszcza Pani Werwenie, która włożyła w trud przeanalizowania tego mojego potworka :)) Także palce mi się palą z entuzjazmu przed czekającą mnie pracą :))

F.D

Zmęczyło mnie to opowiadanie. Nawet przy perfekcyjnym wykonaniu sposób narracji, prowadzenie fabuły i opary absurdu czyniłyby je tekstem dla hmm… koneserów. A tu trzeba się jeszcze przedzierać przez gęstwę błędów. Błędów, których – wybacz – nie wypunktuję, bo jest ich zbyt wiele, a i tak nie poprawiłeś tych wskazanych przez Werwenę.

Ale entuzjazm cenna rzecz, więc powodzenia przy kolejnych tekstach.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

No i dlaczego błędy jeszcze nie poprawione?

Był jakiś pomysł. Machy sterowane przez dzieci niezłe, inteligentny gaz “prostujący” ideologicznie pilota nawet mi się spodobał.

Gorzej z wykonaniem. Werwena chyba o tym nie wspomniała – myślniki oddzielamy spacją od sąsiednich wyrazów. Za to nie piszemy spacji przed przecinkiem ani kropką. No i wywal w cholerę te cudzysłowy przy dialogach – one czemuś miały służyć? Btw, dlaczego niektóre wypowiedzi kończą się myślnikiem (zamiast kropki)?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka