- Opowiadanie: RheiDaoVan - (Nie)jeździj windą.

(Nie)jeździj windą.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(Nie)jeździj windą.

Winda zawsze znajduje się na niewłaściwym piętrze, pomyślał Robert nerwowo zerkając na zmieniające się cyferki. Zwłaszcza, gdy się śpieszysz.

 

Wreszcie rozległo się upragnione dzyń i metalowe drzwi otworzyły się z charakterystycznym szumem. Robert wszedł do niewielkiego, ale czystego i – o dziwo – nieśmierdzącego wnętrza. Wdusił klawisz z numerem dziewięć. Popatrzył krytycznie na swoje odbicie, gdy drzwi zasunęły się za nim. Śliwa pod lewym okiem była ledwo widoczna. Dobrze. Może Anna nie będzie zbytnio smędzić i truć, że nie powinien wdawać się w kolejne burdy. A jemu tak brakowało akcji, adrenaliny. Ona nigdy tego nie zrozumie. Pani psycholog od siedmiu boleści.

 

Winda zatrzymała się gwałtownie. Zbyt gwałtownie. Robert zerknął na wyświetlacz, ale żadna cyfra nie jarzyła się przyjemną czerwienią. Przydusił przycisk otwierający drzwi. Nic. Z podobnym skutkiem powciskał pozostałe, włącznie z dzwonkiem alarmowym. Wyciągnął komórkę. Brak zasięgu. Zajebiście.

 

– Przykra sprawa – odezwał się męski głos.

 

– Wkurzająca – zgodził się Robert. I zamarł. Do pustej windy wszedł sam. Nie zatrzymywał się na żadnym piętrze.

 

Odwrócił się powoli do niespodziewanego współpasażera.

 

Mężczyzna był wysoki, szczupły i wysportowany. Czarny, krótki irokez dziwnie pasował do bladej, inteligentnej twarzy, nieludzko fioletowych oczu i nieco kpiącego uśmiechu. Miał na sobie zniszczoną skórzaną kurtkę, czarny podkoszulek, wąskie spodnie i buty na grubej podeszwie. Przy pasie wisiała szabla. Na pozór nie wyróżniał się niczym szczególnym, nie licząc dziwnej broni, która przecież też nie była czymś niezwykłym. Jednak facet po prostu nie wyglądał zwyczajnie. Powietrze wokół niego lekko falowało, a on sam roztaczał jakąś migotliwą poświatę, tak bladą, że prawie niewidoczną.

 

– Boże, zwariowałem – wyszeptał Robert.

 

– Tylko nie Boże – nieznajomy skrzywił się. – Nie mieszajmy Go do tego. Azazel jestem – przedstawił się.

 

– Robert – odpowiedział machinalnie.

 

– No, skoro formalności mamy za sobą, to przejdę od razu do sedna – zawiesił na chwilę głos. – Planujemy atak na Królestwo. Mówiąc my, mam na myśli siebie, Asmodeusza, Belzebuba, Samaela i Lucyfera. I tak się zastanawialiśmy, czy nie zechciałbyś do nas dołączyć. Jako szósty dowódca, oczywiście.

 

Robert otwierał i zamykał usta. To sen, pomyślał gorączkowo. Najzwyklejszy sen. Albo wreszcie mi odbiło. Anna by się ucieszyła.

 

Azazel cierpliwie czekał.

 

– Dlaczego ja? – spytał słabo, gdy dotarła do niego realność sytuacji.

 

– Oh, widzisz, jesteśmy przesądni. Nie gap się tak. Jesteśmy i już. Istnieje pewna przepowiednia, która mówi, że udany atak na Królestwo przeprowadzić może jedynie sześć zjednoczonych armii. Dowódcą jednej z nich ma być syn Adama, człowiek, zamknięty żywcem w metalowej trumnie.

 

– Metalowa trumna – powtórzył Robert. – Winda.

 

– Dokładnie. – Filetowe oczył błysnęły triumfalnie. – Ponadto byłeś komandosem, więc masz odpowiednie przeszkolenie.

 

Myśli Roberta rozpoczęły szalony wyścig. Niestety każda pobiegła w inną stronę. Azazel milczał taktownie, czyszcząc sobie paznokcie ostrzem małego sztyletu.

 

– Więc jak? – spytał, gdy Robert przestał mamrotać pod nosem. – Rozumiesz, nie mamy przesadnie dużo czasu. Asmodeusz sprowadził już smoki bojowe, a wbrew waszym wyobrażeniom o tych gadach, najcierpliwsze to te bestie nie są.

 

Robert milczał. Przymknął oczy. Czy mógł to zrobić? Oczywiście… Za matkę potrąconą przez pijanego kierowcę, za ojca, który zwiał z kochanką za granicę, za młodszą siostrę, która wpadła w narkotyki, za jego postrzelone kolano, za zrujnowane marzenia.

 

Otworzył oczy.

 

– Wypchaj się – powiedział w końcu.

 

Teraz to Azazel otwierał i zamykał usta.

 

– Co proszę?!

 

-Wypchaj się – powtórzył Robert wyciągając paczkę fajek. – Szukajcie innego frajera. Anarchiści pieprzeni.

 

W fiołkowych oczach zagościła furia. Demon warknął coś w dziwnym, gardłowym języku. Robert wypuścił kłąb siwego dymu. Anna miałaby spore pole do popisu. Azazel uspokoił się szybko.

 

– Pożałujesz tej decyzji. Znajdziemy innego.

 

– Nie wątpię – odparł zamykając oczy. – A teraz daj mi dojechać na moją cotygodniową sesję z seksowną panią psycholog. I pozdrów Lucka.

 

Gdy otworzył oczy Mistrza Skrytobójców już nie było.

 

#

 

– Ani słowa! – warknął wysoki mężczyzna przeczesując nerwowo krótkie jasne włosy.

 

Zielone oczy jego towarzysza patrzyły z rozbawienie na nagły atak złości.

 

– Skąd wiedziałeś? – wycedził blondyn.

 

– Oj, Lampka – Mika'el taktownie starał się powstrzymać od śmiechu. – To wojskowy, były komandos, a nie tępe mięso armatnie, czy zakompleksiony gówniarz. Swoją drogą, pogratuluj Azazelowi wyobraźni. Sześciu dowódców, metalowa trumna – pokręcił głową. – Gabryś lepiej by tego nie wymyślił.

 

Lucyfer skinął głową.

 

– Koniec na dziś?

 

– Ano koniec. Pamiętaj, że przecież jesteśmy wrogami, toczymy ze sobą ciągłą wojnę i tak dalej – Pan Zastępów mrugnął okiem szczerząc zęby.

 

– Pamiętam. I następnym razem ty przynosisz wino.

 

Koniec

Komentarze

"Odgrzany kotlet", czyli coś, co (w nieco krótszej formie i z innym zakończeniem) było moim wypracowaniem na maturze z angielsiego.

Nieźle się rozbawiłem, a chyba tak powinno być, z początku można pomyśleć, że gościu ześwirował, ale ostatnia część pokazuje , o co chodziło naprawdę, wszystko w atmosferze groteskowości, do tego ta winda, zakład boga z czartem stwarzają wciągający klimat, 5.

Krótkie, ciekawe, przyjemne. Co tu więcej pisać. Literówek tym razem nie znalazłem. Tylko w tym zdaniu - może się mylę - ale chyba pasowałby myślnik: "Robert wszedł do niewielkiego, ale czystego i ,o dziwo..." i - o dziwo - nieśmierdzącego wnętrza.
Pozdro.

Miło mi :)
Rzeczywiście wygląda lepiej z myślnikami. Dzięki.

Bardzo mi się podobało. :) Sympatyczne, z przyjemnością się czyta. Ciekawy pomysł xD

Bardzo schematyczne - nieustająca walka "góry" z "dołem" o dusze tych z środka. Nic nowego.

4

Przyjemne. Dobrze się czyta.

Terebka, no właśnie to nie jest żadna walka o dusze. To zwykły "koleżeński" zakład jest. Rozrywka jeno.
 Ale fakt, wygląda schematycznie.

dobre. "anarchiści pieprzeni". ode mnie masz 5.

Ten zakład, to bardziej takie autorskie chciejstwo chyba. Przeczytałem jeszcze raz, by sprawdzić czy coś mi nie umknęło. Nie zauważyłem śladu informacji, która by sugerowała, że to o zakład chodzi, a nie zwykłe kuszenie. Chociaż może zwyczajnie mało spostrzegawczy jestem.

Nawet oklepane motywy można podać w jakiś nowy, interesujący sposób. Tyle już napisano opowieści o wampirach, a mimo to od czasu do czasu można się natknąć na coś, odkrywające legendę na nowo. Czemu by z rywalizacją diabelsko-anielską miało być inaczej? Trochę mnie rozczarowało To opowiadanko.

Hm, może i masz rację. Nie kłócę się.
 Jedynym fragmentem mogą być słowa Michała : Pamiętaj, że przecież jesteśmy wrogami, toczymy ze sobą ciągłą wojnę i tak dalej - Pan Zastępów mrugnął okiem szczerząc zęby. To "i tak dalej", mrugnięcie okiem, ewentualnie wzmianka o winie, ale to widzę tylko w mojej chorej głowie tak wyglądało.
 No cóż, praca i jeszcze raz praca.

Daję pięć, za humor. Tak trochę w obronie autora: od razu (tzn w drugiej części) wiedziałam, że chodzi o zakład. Według mnie pomysł z zakładem i humor to fajny pomysł na urozmaicenie oklepanego tematu walki dobra ze złem.

"Lucky" - genialne, hehe.

jeździć

Odmiana
Odmiana w czasie teraźniejszym: ja jeżdżę, ty jeździsz, on, ona, ono jeździ, my jeździmy, wy jeździcie, oni, one jeżdżą. Odmiana w czasie przeszłym: ja jeździłem/ jeździłam, ty jeździłeś/ jeździłaś, on jeździł, ona jeździła, ono jeździło, my jeździliśmy/ jeździłyśmy, wy jeździliście/ jeździłyście, oni jeździli, one jeździły.

W trybie rozkazującym: 2 os. lpoj jeźdź!, nie: jeździj!; 2 os. lmn jeźdźcie!, nie: jeździjcie!

Magdalena Tytuła, Marta Łosiak "Polski bez błędów. Poradnik językowy dla każdego"


JEDEN.

Może również nie chodzij, nie jeścij, nie pijij, nie piszij.

Opowiadanie nietragiczne. Błędów się nazbierało, ale nie ma sensu poprawiać.

Hmm, ok. Przyznaję wstyd. Nie sprawdziłam.

A jednak spytam jakie błędy (pomijając nieszczęsny tytuł). Tak na przyszłość.

Może w innym opowiadaniu :)

Trzymam za słowo ;p

Może to tylko w mojej wiosce tak jest, ale "jeździj" jest znacznie częściej spotykane w języku potocznym niż "jeźdź".

Przyznaję rację odnośnie tytułu, w narracji trzecioosobowej również użyłbym prawidłowej formy. Ale już w narracji pierwszoosobowej albo dialogach wolałbym formę potoczną. Wydaje mi się, że nie ma lepszego sposobu na zarżnięcie języka literackiego, niż hiperpoprawność pani nauczycielki od polaka…

Co do samego tekstu - niezłe jaja :)

Niezgoda.b... zakładam, że oberwałam jedynką tylko za to opowiadanko. Czy za wszytskie? Pytam, bo tak patrzę na moje 5 odc. Szepczących i tam też ktoś uraczył mnie jedynką. Każdy odcinek nawet został tak okraszony. I się zastanawiam czy może kopnął mnie zaszczyt "uwagi" Jedynkowicza.

RheiDaoVan - tylko za to, dokładniej za makabryczny tytuł nie licujący z treścią. Poza tym jeśli stawiam jakąś ocenę, pomijając ulubionych autorów, nie tylko piszę w komentarzu, jaką, ale też staram się ją uzasadnić.

Kurtz - może u ciebie. U mnie na wsi nie mówi się jeździj, w związku z tym również w formie potocznej i w pierwszej osobie mi się nie podoba. Jeśli chodzi o zabieg literacki, przetrawię każdy błąd. Ale w tym wypadku o to nie chodziło.

Wiesz co uzasadnia odstępstwo od hiperpoprawności, Kurtz? Znajomość prawideł, powszechnie obowiązujących norm.  Słowotworzył na ten przykład Leśmian, ale nikt nie zarzuci, że nie wiedział, co zmienia. Do czego zmierzam? Nikt nie zabrania Ci, Autorze, jeden z drugim, wprowadzać własne zasady. Jednak poznaj swój język rodzinny, by wiadomym było, że zmieniasz świadomie, nie zaś ze zwykłej niewiedzy. I udowodnij, że tak jest lepiej. Choćby w tym przypadku, niby co takiego uzasadnia użycie formy potocznej w tytule opowiadania? Przyznaję, że słownictwo głównego bohatera jest wystarczająco potoczne, ale co ma do tego tytuł?

Tak pytam, nie chciałam urazić, jeśli źle zabrzmiało (a prawdopodobnie brzmiało).
Co do tego nieszczęsnego "jeździj", to słyszałam w mowie potocznej i, jak to durne dziecko, nie sprawdziłam poprawności. Przyznaję się bez bicia.

Nie, nie zabrzmiało, wiele razy zaznaczałam, że nie wstydzę się ocen, jakie wystawiam. Aż tak zła, żeby zminusować wszystkie opowiadania, to na ciebie nie byłam :P
A "jeździj" po prostu drażni mnie tak samo jak "bynajmniej", "na prawdę", "łużko" itd itd, mam alergię, duszę się, dostaję wysypki i ogólnie szkodzi mi na nerwy, w związku z tym przeczesuję internet i atakuję ludzi zarzucając im nieznajomość rodzimego języka. Masochistka, wiem.
Ok, temat jeździjenia uważam za zamknięty ;)

I chwała za to. :D

Terebka, skoro już odwołujesz się do mojego komentarza... To znajdziesz w nim odpowiedź na Twoje pytanie: "Co takiego uzasadnia użycie formy potocznej w tytule?".
Poruszyłem ten temat, bo mnie zaciekawił, a nie żeby coś udowadniać. Jak już mówiłem, może to regionalizm, ale u mnie nawet była seria billboardów: "Jeździj bezpiecznie"...

Ciekawie wykorzystuje motyw kuszenia, tekst jest humorystyczny, przyjemnie się czyta. Miejscami zaskakujące.

Dobrze zrozumiałeś;)

Zrozumiałaś, szoszoon, zrozumiałaś ;p

RheiDaoVan, moje skojarzenie z sagą anielską M. L. Kossakowskiej chyba nie jest przypadkowe? ;)

No.. nie. Nie będę ukrywać. Skojarzenie nie jest przypadkowe. Chyba przesadziłam z tą Lampką. ;)
Cóż poradzić. Maturę pisałam świerzo po przeczytaniu "Żarn niebios". A opek ten był moim wypracowaniem egzaminacyjnym z angielskiego :)

Takie właśnie miałem wrażenie:) Znajomi bohaterowie:D

O, fajne. :P

Nowa Fantastyka