- Opowiadanie: zapomnialemhasla - Offline

Offline

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

gary_joiner, Finkla

Oceny

Offline

Aspirant Albin Grysiak obudził się szarym świtem, nieco wcześniej, niż zaplanował i nieco mniej wypoczęty, niż się spodziewał. Wszczepka, która początkowo potrafiła ustawić jego rytm biologiczny z dokładnością do paru minut, po kilku latach pracy w policji i paru nieautoryzowanych modyfikacjach straciła nieco na precyzyjności; fizjologia policjanta również uległa w tym czasie rozchwianiu.

Albin westchnął; coraz częściej musiał uciekać się do ręcznego sterowania. Wywołał panel kontrolny funkcji biologicznych i, mimo że było już zbyt późno, podkręcił kortyzol, a po zastanowieniu dorzucił trochę adrenaliny z opóźnieniem wyrzutu. Przez kilka lat zdobył nieco doświadczenia w podobnych manipulacjach, choć odkładający się coraz wyraźniej tłuszcz i paskudne, czerwone rozstępy wskazywały, że oszukiwanie biologii ma swoje granice.

Grysiak zamknął oczy i czekał, aż uwalniające się substancje osiągną pełnię działania. Oddychał głęboko, czując, jak senność wyparowuje z jego umysłu. Ostry dźwięk telefonu brutalnie dopełnił procesu wybudzania. Aspirant podskoczył w pościeli.

– Halo? – odebrał, głosem rześkim, jakby właśnie wyszedł spod zimnego prysznica.

– Grysiak, znów offline, co ty sobie wyobrażasz? – wściekły głos komendanta skutecznie zniechęcał do przypominania, że żaden policjant nie ma obowiązku być online poza godzinami pracy.

– Już, już – wywołał panel i wszedł do sieci, czując lekkie kopnięcie prądu. W tle pojawił się ostrzegawczy odgłos łuku elektrycznego. Sygnał nawiązywania i trwania połączenia można było dowolnie modyfikować – Albin ustawił sobie taki, który wciąż przypominał, że bezpośrednia eksploracja sieci jest pełna zagrożeń.

Domyślny interfejs komunikacyjny zawisł pod sufitem. Faktycznie, szef próbował wywołać go już od pięciu minut. Zanim aspirant zdążył wyciągnąć dodatkowe dane, chuda twarz przełożonego, korzystającego z najwyższego priorytetu, zepchnęła interfejs na bok i zajęła całe pole widzenia.

– Rusz się – warknął szef – jesteś ostatni. Do szpitala MSW.

– Tak jest! – Albin w biegu kompletował mundur i po chwili zamykał drzwi mieszkania. Kiedy wsiadał do auta, włączyła się relacja live spod lecznicy, a monotonny głos szefa zaczął objaśniać sytuację. Grysiak odsunął obraz z głównego pola widzenia. Lubił patrzeć, dokąd jedzie, jakkolwiek inteligentny nie byłby wiozący go samochód.

– Rano w szpitalu MSW na chirurgii jednemu z pacjentów odbiło, mimo wszczepki. Pacjent VIP, na szczęście dla innych pacjentów, bo leżał na sali sam. Zamordował interweniującą pielęgniarkę, jednego z lekarzy dyżurnych wyrzucił przez okno. Trzecie piętro. Drugiego lekarza dyżurnego przetrzymuje jako zakładnika. Nie wiemy, czego chce. W tej chwili trwa ewakuacja piętra i próby nawiązania kontaktu.

 

Pod szpitalem zebrała się już grupka gapiów, ale póki co Albin nie zauważył dziennikarzy. Ich przybycie było kwestią czasu, ale im później, tym lepiej – początki większości akcji wyglądały nieco chaotycznie. Tutaj przykładem mogli być strażacy, manewrujący wozem bojowym pomiędzy zaparkowanymi na drodze pożarowej samochodami i starający się możliwie najdelikatniej przepchnąć je dla wygospodarowania miejsca pod poduszkę pneumatyczną… albo dwa drony, szpitalny i policyjny, kołujące wokół siebie w bezsensownym tańcu.

Salę zajmowaną przez szaleńca wskazywało wybite okno. Mimo wytężania wzroku Grysiak nie zauważył, by w pomieszczeniu cokolwiek się działo. Dołączył tryb operacyjny – na obraz nałożyły się zielonkawe linie siatki rekonstrukcji opartej na danych zbieranych od innych funkcjonariuszy, z dronów czy przez kamery włączonych do sieci monitoringów. Opóźnienie transmisji było ledwie zauważalne, tak naprawdę ludzkie zmysły rejestrowały je tylko w przypadku szczególnie dynamicznego przebiegu akcji. Na przykład, kiedy ktoś spadał z dużej wysokości.

Człowiek – Albin nie miał pewności, pacjent czy zakładnik – wyskoczył z okna i uderzył o brzeg pompowanej właśnie poduszki, kiedy jego rekonstruowany, zielonkawy obraz całkiem jeszcze energicznie przebierał nogami na wysokości pierwszego piętra. Odbił się, bezradnie zamachał rękami i uderzył w jeden z odepchniętych przez strażaków samochodów, tłukąc głową szybę od strony pasażera. Zielona rekonstrukcja dogoniła go ułamek sekundy wcześniej.

Ubrany w elegancką, jedwabną piżamę samobójca zadrgał parę razy i znieruchomiał, zanim dopadli do niego strażacy.

Stary zegar z kukułką, wiszący na pobliskiej topoli, wskazywał minutę przed siódmą rano. Grysiak patrzył na niego, czekając aż mechaniczne zwierzę obwieści pełną godzinę i dopiero po chwili przypomniał sobie, że w ramach oszczędności zainstalował zegar w wersji demo.

 

Sala, w której przebywał szaleniec, wyglądała makabrycznie. Krew i kawałki tkanek na ścianach i podłodze, nawet sufit upstrzony czerwonymi kleksami. Ciało pielęgniarki w przedsionku, upchnięte pod rozbitą umywalką. Ciężki, metalowy taboret, ewidentne narzędzie zbrodni, pogięty, na podłodze w kącie. Chaos i zniszczenie – Albin skrzywił się, rekonstruując w głowie to, co działo się w pomieszczeniu w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut. Wszczepka pracowała na pełnych obrotach, rejestrując zastane uszkodzenia – popękane ściany, kawałki tynku, pogruchotane i pogięte łóżko, zdewastowaną szafkę, rozbity telewizor, złamaną framugę okna, pęknięte drzwi oddzielające przedsionek od sali. Zniszczenie nie ominęło prywatnych rzeczy pacjenta. Pod ścianą walała się przesączona krwią masa, wcześniej będąca zapewne papierową książką, fragmenty tabletu (po co tablet komuś z wszczepką?) i rozbitego radia poniewierały się tu i ówdzie, na środku pyszniła się, wyglądająca na najmniej uszkodzoną, pokryta zakrzepłą krwią komórka… Policjant prawie czuł, jak tkanka mózgowa skwierczy wokół rozgrzanych obwodów wszczepki, ale nie włączył wizualizacji, własna wyobraźnia w zupełności wystarczała. Odetchnął głęboko, czując narastające mdłości. Zaordynował nieco endorfin i szturchnął perystaltykę, żeby nie było gadania o francuskich pieskach.

Szef w tym czasie rozmawiał z ocalonym zakładnikiem; Albin włączył przesłuchanie w tle, umieszczając obraz w lewym górnym rogu… Każde słowo lekarza potwierdzało to, co widział na miejscu. Wycofał się ostrożnie, pozwalając wejść technikom.

 

– Głupia sprawa – szef przechadzał się po gabinecie – facet zwyczajnie ześwirował. Jak za dawnych czasów.

– Może to ta wszczepka? Specjalny model…

– Wątpliwe. No, jeśli tak, to się dowiemy, nasi wezmą się za nią zaraz po sekcji… Ale wątpliwe. To była jedna z lepszych wszczepek, Issmann&Carter 2064, zmodyfikowana przez MSW specjalnie dla najwyższych rangą oficjeli. Między innymi nie miała możliwości łączenia się z siecią, więc atak z zewnątrz możemy wykluczyć, zawirusowanie raczej też, bo ostatnia interwencja miała miejsce niedługo po odejściu senatora z Komisji Specjalnej, z dziesięć lat temu. Od tego czasu nie sprawiała problemów. Nie, to musi być coś innego.

– Może przestała działać? Klienta zoperowali, wszczepka siadła, mało prawdopodobne, ale nie takie zbiegi okoliczności widzieliśmy.

– Oby – szef zatrzymał się i popatrzył w okno – ale trzeba wykluczyć grubsze rzeczy, żeby się nie okazało, że ktoś mu jednak namieszał czy coś, a niechlujna policja olała.

 

Wstępne wyniki sekcji znali po paru godzinach, nic nie wniosły. Informatycy, którzy przejęli wszczepkę, od razu wykluczyli ingerencję z zewnątrz w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. Grysiak rozsiadł się w fotelu i zlecił przeszukanie krajowego archiwum pod kątem podobnych zdarzeń. Standardzik. Czekając na wyniki wrócił do miejsca zdarzenia, przeskakując między nagraniami i rekonstrukcją. Obecność jedynego niepasującego do układanki elementu – tabletu – przestała dziwić, kiedy okazało się, że wszczepka senatora nie ma wejścia do sieci. Nietypowym elementem mógł być również telefon, wykonany zgodnie z wzorcem sprzed kilkudziesięciu lat, na specjalne zamówienie. Na wszelki wypadek dorzucił zapytanie o proces jego produkcji.

Po chwili główny komputer policji wyświetlił komunikat o przekroczeniu dostępnych mocy obliczeniowych.

– Co do cholery? – zdziwił się aspirant. Dwa standardowe wyszukiwania nie mogły przeciążyć bazy. Rozwinął komunikat błędu; chwilę potem stracił kontrolę zarówno nad wszczepką, jak własnym ciałem i osunął się w ciemność.

 

Aspirant Albin Grysiak obudził się szarym świtem, trochę wcześniej, niż planował. Czuł się wypoczęty, co trochę go zaskoczyło – ostatnimi czasy nieco nadużywał nieoficjalnych modyfikacji wszczepki i, zwykle właśnie o poranku, doświadczał nieprzyjemnych skutków ubocznych. Wstał sprężyście, zrzucił górę od piżamy i skierował się do łazienki. W przedpokoju zerknął do lustra – czerwone rozstępy, jeden z efektów nadużywania hormonów nadnerczy, zniknęły.

Zaklął ordynarnie.

– Spokojnie, nic ci nie grozi – głos dobiegał z kuchni. Grysiak zatrzymał się w drzwiach pomieszczenia. Na parapecie, patrząc w okno, siedział zwalisty policjant.

– Jak pan tu wszedł?

Glina zaśmiał się.

– Ciągle tu byłem. To ty wszedłeś, bo cię zaprosiłem.

– Ale… – Albin poczuł, że nie może wykrztusić kolejnych słów.

– Pozwól, że wyjaśnię. Wciągnąłem cię, za pośrednictwem połączenia wszczepki, w sieć wewnętrzną policji, w rejony, które zajmuję. Wystrój przypomina twoje mieszkanie, żeby zminimalizować szok, jaki odczuwa umysł przy takich okazjach. Teraz twoja kolej. Tylko konkretnie – kto zwariował, jak się skończyło i co wiecie na obecnym etapie postępowania.

– Tajemnica śledztwa…

– Byłem policjantem.

Glina wstał, podszedł, wyciągnął rękę.

– Podinspektor Stanisław Brzoza, śmierć na służbie w 2070, pamiątkowa fotografia na I piętrze komendy głównej.

Grysiak przyjrzał się rozmówcy. To mogła być jedna z tych twarzy, ale skoro znajdowali się w wirtualnej rzeczywistości sieci wewnętrznej, rozmówca mógł przybrać dowolny wygląd.

– Śledztwo w sprawie zmodyfikowanej wszczepki Issmann&Carter 2064 – dorzucił.

– To nie o wszczepkę chodzi – po chwili zastanowienia Albin uznał, że ktoś, kto uzyskał praktycznie nieograniczony dostęp do jego głowy i tak będzie w stanie wyciągnąć informacje… I może nie chcieć po raz kolejny zadbać o minimalizację szoku.

– Mnie też początkowo tak się wydawało – pokiwał głową podinspektor – prawie do samego końca. Przez kilka tygodni sprawdzałem wszystkie tropy, nic nie znalazłem. Aż w końcu wróciłem do wszczepki, trochę pogrzebałem przy producencie, modyfikacjach…

– I?

– I mnie zabili.

– Cóż, to faktycznie dość poważna przesłanka… – zaczął Albin ostrożnie.

– Na szczęście zabili mnie dość nieudolnie – przerwał Brzoza – więc zanim zupełnie umarłem, przeleżałem parę tygodni na intensywnej terapii… Ciało umierało, umysł pracował, wszczepka działała. Nie wnikając w szczegóły, udało mi się częściowo przenieść do sieci wewnętrznej. Zabezpieczyłem dane ostatniego śledztwa, sprawdziłem, co się dało, ustawiłem odpowiednie alerty i zapadłem w stand-by… Z którego wyrwało mnie twoje dzisiejsze wyszukiwanie. Teraz mów, jeżeli nie chcesz skończyć jak ja.

Albin wzruszył ramionami i opowiedział. Brzoza spojrzał na niego badawczo. Wywołał jedno ze zdjęć miejsca zdarzenia. Wskazał na krwawo-papierową pulpę leżącą pod ścianą.

– Co to?

– Książka. Papierowa. Stara, wydana w 2016. Mocno sponiewierana.

– Tytuł?

– „Dla honoru organizacji”, czy coś takiego. Nie znam się na książkach.

Brzoza drgnął.

– Na tym się skup – poradził – u mojego wariata też taką znalazłem. To może być brakujący element.

 

Albin ocknął się w fotelu. Na próbę poruszył palcami, skontrolował wszczepkę… Wszystko działało. Wyszukiwanie trwało, alarm przeciążenia wygasł. Według mechanicznego zegara na ścianie minęły cztery minuty.

Może to był sen.

Wstał. I ruszył prosto do magazynu.

 

– Jak to nie ma? Zutylizowaliście dowody rzeczowe z trwającego śledztwa? Ze zdarzenia, które miało miejsce dzisiaj rano?

– Komendant kazał – magazynier wzruszył ramionami – i to był tylko jeden dowód, w dodatku bardzo upaprany.

Albin czuł, jak irytacja, którą poczuł na wieść o zniszczeniu książki, ustępuje miejsca niepewności. Wrzucił w wyszukiwarkę dane zaginionej książki; nie było żadnego wydania tego tytułu w 2016 roku.

Gwizdnął. To musiał być brakujący element.

– W takim razie chcę obejrzeć dowody ze sprawy 143/2070 – zwrócił się do magazyniera – powinny być, jeszcze się nie przedawniła.

Stary wzruszył ramionami i poprowadził pomiędzy szafami.

Książka ze sprawy podinspektora Brzozy zdążyła nieco zżółknąć, ale przynajmniej nie była przesiąknięta krwią.

 

Rozwiązanie powoli zaczynało rysować się w głowie aspiranta. Przez kilkadziesiąt minut porównywał książkę z tekstem ściągniętego ebooka. Drobne, praktycznie nieuchwytne bez tekstu porównawczego różnice występowały zbyt regularnie, by uznać to za przypadek. Uwzględniając inne przesłanki przypadkowość należało wykluczyć. Albin zdecydował się na ostatni test. Zamknął ebooka, przeszedł w offline i zaczął czytać papierową wersję. Po kilkunastu linijkach odniósł wrażenie, że wszczepka zachowuje się inaczej. Po kilkunastu kolejnych zyskał pewność, wyraźnie odczuwając, między innymi, wszczepkopochodne pobudzenie układu adrenergicznego. Nie było sensu dalej ryzykować.

Zamknął książkę.

Drzwi gabinetu otworzyły się. Wszedł komendant.

– I co ja mam z tobą zrobić, Albin? No? – w jego głosie znać było zakłopotanie – proste śledztwo miałeś, specjalnie ci dałem, żebyś sobie popracował i umorzył. A ty wydziwiasz. No co ja mogę?

Za szefem weszło dwóch mężczyzn w ciemnych mundurach. Grysiak nie potrafił zidentyfikować formacji.

Komendant spojrzał na aspiranta przepraszająco i wyszedł. Trzasnęły drzwi.

Aspirant rozejrzał się po pomieszczeniu. Zaklął w duchu – pas z bronią powiesił na wieszaku przy drzwiach.

Jeden z intruzów wyciągnął pistolet i zaczął nakręcać tłumik.

– Wirus w tekście książki. Aktywujący wszczepkę offline i sprawiający, że soft wariuje… – Grysiak próbował zyskać na czasie, choć przeciwnicy wyglądali na profesjonalistów.

Jeden z nich skinął głową, potwierdzając.

– Z grubsza. Różne te wirusy były – uśmiechnął się blado, patrząc na wycofującego się Albina – ten akurat taki widowiskowy.

Drugi podniósł broń.

Albin rzucił się w kierunku okna. Ukłucia odłamków tłuczonego szkła, szarpnięcie i piekący ból postrzału zlały się w jedno z kojącym chłodem wilgotnego powietrza.

Czwarte piętro. Kostka brukowa. Byle nie głową.

 

Aspirant Albin Grysiak znów obudził się szarym świtem. Czuł się świetnie, więc ruszył wprost do kuchni.

– Ładnie to rozkminiłeś – pochwalił z parapetu Brzoza, wysłuchawszy relacji – ja bym się pewnie miesiącami męczył…

– Miałem porównanie.

– No i ten skok, dobrze to rozegrałeś. Zarobiłbyś kulkę w łeb, nie byłoby czego zbierać. Ani mózgu, ani wszczepki.

Brzoza ruszył do drzwi. Albin spojrzał pytająco.

– Włącz sobie jakąś fajną wizualizację, należy ci się. Ja idę na sieć, trochę się rozerwać – stary glina uśmiechnął się paskudnie.

– Co pan zamierza?

– Nie musisz wiedzieć… ale czuj się pomszczony przy okazji.

Koniec

Komentarze

yes

Przeczytane. Kontruktywną krytyką, słodkim chwaleniem i złośliwym marudzeniem zajmę się po zakończeniu konkursu.

na emeryturze

Podobało mi się i aż żałuję, że to nie w “moim” konkursie opublikowałeś ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca – dzięki :) Opowiadanie napisałem specjalnie pod CyberPunka (nigdy nic w tym stylu nie napisałem, więc musiałem wykorzystać okazję ;)), ale tematykę oczywiście zawdzięczam Policjantowi, który zawisł parę dni wcześniej i zdążył wpędzić mnie w atmosferę śledztwa i podejrzliwości ;)

nie da rady

Niewątpliwie w klimacie i co ważne ma happy end ;) 

 

Fajny pomysł i niezłe wykonanie.

Dodatkowy plus tego opowiadanie to, że dzięki niemu przyszedł mi do głowy pewien pomysł na tekst :)

Także dzięki za inspirację i powodzenia w konkursie :)

Przeczytałam, a potem przejrzałam jeszcze raz i nadal nie bardzo wiem, jaki był związek między przypadkiem, do którego został wezwany Grysiak, książką i sprawą Brzozy. Innymi słowy – niewiele zrozumiałam. :-(

 

-Halo? – ode­brał, gło­sem rześ­kim… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Ten błąd występuje w całym opowiadaniu. Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi; zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Gry­siak od­su­nął obraz z głów­ne­go pola wi­dze­nia. Lubił wi­dzieć, dokąd je­dzie… – Powtórzenie.

 

Gry­siak nie za­uwa­żył, by w po­miesz­cze­niu co­kol­wiek się dzia­ło się. – Dwa grzybki w barszczyku.

 

wbił się w jeden z ode­pchnię­tych przez stra­ża­ków sa­mo­cho­dów, wy­bi­ja­jąc głową szybę… – Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

MPJ 78 – dzięki; bez happy endu nie czuję, ze zrobiłem wszystko, co mogłem ;)

 

Belhaj – w takim razie czekam niecierpliwie na realizację Twojego pomysłu, oby Ci się go dobrze pisało… bo nie chciałbym mieć poczucia winy ;)

 

Regulatorzy – rozwiązanie jest w przedostatnim akapicie; szczerze mówiąc zawsze mam problem z tym, co “autor miał na myśli”, bo albo wyrażę się zbyt dosłownie albo niezrozumiale – wciąż jestem na etapie poszukiwania złotego środka.

Dzięki za zwrócenie uwagi na zapis dialogów; faktycznie mam z tym problem, postaram się poprawić :) Co do ostatniego Twojego przykładu – mnie też nie brzmi, ale przerabiałem to zdanie wielokrotnie i muszę parę dni odczekać, zanim znów się wezmę… Zresztą nie wiem czy regulamin konkursu dopuszcza wprowadzanie poprawek, więc póki co wstrzymam się z działaniem, żeby przypadkiem nie zagrać niesportowo :)

nie da rady

Zapomialemhasla, dopóki konkurs trwa, tekst można, a nawet należy poprawiać. ;-)

 

Teraz zauważyłam, że w zdaniu jest więcej powtórzeń:

Odbił się, bezradnie zamachał rękami i wbił się w jeden z odepchniętych przez strażaków samochodów, wybijając głową szybę od strony pasażera. – Proponuję: Odrzuciło go/ Rykoszetował, bezradnie zamachał rękami i wbił się w jeden z odepchniętych przez strażaków samochodów, tłukąc głową szybę od strony pasażera.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawiono kierując się sugestiami, aczkolwiek z dodatkiem inwencji własnej ;)

 

nie da rady

To pomysł do wykorzystania w przyszłości, na pewno nie na ten konkurs. Inne projekty zabierają mi czas więc w Cyberpunku ograniczę się jedynie do przeczytania prac :)

Co się odwlecze… ;)

nie da rady

I bardzo dobrze, Zapomnialemhasla, bo moje podpowiedzi to zaledwie sugestie, Twoja inwencja jest najważniejsza. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

SPOILERÓW dostatek

 

Kryminał cyberpunkowy wyszedł, w którym prominentny działacz przeczytał nie tę książkę co trzeba, od czego zwariował jego wszczep i co spowodowało dość krwawe efekty. Policjant prowadzący sprawę to klasyczny, zmęczony życiem i robotą pies, którego do polowania poderwało spotkanie z dawno nie żyjącym kolegą w komisariatowym LAN-ie – też ciekawe. Smutne tylko, że przekazuje tekst tę ironiczną wieść, że czytanie papierowych książek szkodzi… ;-)

 

Sposobów wykorzystania książki każdy może sobie dopisać wiele (szczególnie, że smutni panowie przychodza nakręcać tłumik w obecności władzy), ale brakuje jakoś tak po co tego działacza na początku ukatrupiono, jaki był motyw? Jaki był tez motyw innych, wcześniejszych zgonów, przez które zasłużony policjant wylądował na emeryturze w cyberprzestrzeni? Brak motywu psuje zawartość kryminału w kryminale i sprawia, że rzecz zdaje mi się ociupinę niedokończona…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFish – motyw śmierci ostatniego działacza nie jest wyrażony wprost, bo nie był dla mnie istotny z punktu widzenia fabuły (w złożeniu nie było to opowiadanie kryminalne i przedstawienie/rozwikłanie zagadki stanowiło podczas pisania problem drugo– czy nawet trzeciorzędny). Oczywiście pisząc, tworzyłem sobie trochę szerszą niż opublikowana wizję świata i wg niej możliwe scenariusze są dwa – albo przypadkowa ofiara (ot, leżał w szpitalu i zabijał czas czytaniem niewłaściwej książki) albo dożynanie watahy, znaczy likwidacja wszystkich, którzy mają offline’owe wszczepki (tą wersję zasugerowałem pod koniec).

 

Co do antyksiążkowego wydźwięku opowiadania, to trochę mnie taka interpretacja zaskoczyła ;) Ale faktycznie, nie jest nieuzasadniona ;)

 

Spoilery są wtedy, kiedy tekst jest pocięty? Jeśli tak, to w przypadku tego akurat opowiadania zbiegło się kilka przyczyn takiego stanu rzeczy; po pierwsze, jestem na etapie oduczania się pisania “ciurkiem” i jak widać popadam w drugą skrajność; po drugie, pisałem w tym stylu po raz pierwszy i łatwiej mi było zapanować nad tekstem; no i po trzecie limit znaków wymusił likwidację kilku łączników, szczególnie pod koniec tekstu, co na pewno wzmocniło ważenie.

nie da rady

A nie – “SPOILERÓW dostatek” to ostrzeżenie dla czytających komentarze, żeby im nie psuć lektury opowiadania… ;-)

 

Wątek motywu tych morderstw nie musi być rozwiązany finalnie, rzecz w tym, że nawet takim zdaniem czy dwoma – jak z twojego komentarza – nie wydał mi się rozwinięty. Ja tam sugestii, że chodzi o likwidację offlineowych wszczepek, nie zauwazyłem… Za to idealne narzędzie skrytobójstwa – owszem.

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Faktycznie, sugestia jest mocno nieczytelna; była zawarta w dialogu ze smutnymi panami, który ograniczyłem do minimum; nie zwróciłem uwagi, że coś wypadło.

Podsumowując – wątek kryminalny do poprawki ;)

Dzięki za przeczytanie i sugestie :)

nie da rady

No i mam nie lada problem z oceną i nawet nie chodzi o tą zracjonalizowaną, opartą na rzeczowych niby-że-obiektywnych argumentach, a dość żenującą trudność w ustaleniu czy “Offline“ mi się podoba, czy może nie. Niechlujnie wyleję potok myśli w nadziei, że uda mi się w międzyczasie określić własną opinię.

Z jednej strony: mam słabość do bezpretensjonalnych opowiadań kryminalno-policyjno-detektywistycznych nakreślonych lekkim piórem w lekkim tonie utrzymanych.

Z drugiej strony: najważniejszym elementem opowiadań kryminalno-policyjno-detektywistycznych jest dla mnie zagadka śledcza, a rozwiązywanie jej w tym przypadku przyszło mi za szybko i zbyt łatwo ( podobny wątek wirusów atakujących ludzkie umysły był centralnym elementem “Zamieci”, której fragmenty wciąż mi tkwią w pamięci).

Z trzeciej strony: podoba mi się dynamika narracji i tempo dialogów ( tylko wstęp wydaje mi się ciupkę przydługi), która nawet takiemu dziecku MTV, jak ja, nie pozwoliła się nudzić.

Z kolejnej (kto by tam liczył) strony: nie do końca przekonał mnie świat przedstawiony, a właściwie jeden, ale krytyczny dla fabuły, element – wirtualizacja człowieka. O ile jeszcze samą ideę wirtualizacji jaźni, osobowości czy tam duszy byłbym w stanie zaakceptować (choć nie bez strojenia min i szemrania, biorąc poziom zaawansowania przedstawionej w tekście technologii) to bardzo trudno uwierzyć mi w autowirtualizację zainicjowaną i przeprowadzoną przez umierającego człowieka, polegającą na sekretnym i niewykrywalnym przekopiowaniu się do “miejsca” zupełnie do tego nie przeznaczonego. Można było to rozpisać lepiej, ale też nie rozkłada to tekstu na łopatki.

Patrząc ze wszystkich stron na raz: “Offline“ to kawał dobrze, choć nie idealnie napisanej policyjnej historii, silnie opartej o ciekawe, choć niezbyt oryginalne i nie do końca przemyślane cyberpunkowe motywy. Acha, dowiedziałem się czy mi się podoba. Podoba mi się.

na emeryturze

Ciekawy tekst, zainteresował. Chyba zagadki mnie pociągają. Mam wrażenie, że ładnie zagrałeś cyberpunkiem, motywy nietypowe jak na ten konkurs. Misie.

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka