- Opowiadanie: Reinee - Mechanizm

Mechanizm

Ja motyka, opowiadanie słońce. Chyba sobie strzeliłem w kolano łącząc taką fabułę z takim jej przedstawieniem, bo pisało się ciężko.  I coś mogło mi umknąć. Ale wizja naszła mnie tak silna i tak kompletna, że nie mogłem napisać nic innego. Życzę miłej lektury.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mechanizm

 

Gdy mechanizm zakończył proces, zaczął wykonywać go wstecz. By wszyscy mieli szansę zrozumieć.

 

Peill

 

Łowca biegł. Biegł nieporadnie, ślizgając się na mokrej od deszczu trawie i łamiąc gałęzie. Dżungla pochłaniała go. Myślał tylko o ucieczce, to zajmowało wszystkie jego zmysły, całe jego ciało. Lecz przez lęk, przez chęć przeżycia przebijała się jedna, złośliwa emocja. Gniew. Gniew na samego siebie. Łowca ślubował chronić bezbronnych. Nie ochronił nawet własnych braci na służbie. Gdy natknęli się na wroga, gdy na ziemię padły pierwsze ciała – młody Łowca uciekł. Uciekał zaciskając pięści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę. Deszcz go oślepiał. Nie słyszał pogoni, było tylko dudnienie morza kropli o morze liści. Ale czuł ją tak, jak czuje się ciepło słońca na plecach. Słońca, które powoli zbliża się do zenitu. Dżungla skończyła zakładać sidła. Łowca potknął się o korzeń, uderzył całym ciałem o rozmiękła ziemię. Nie chcę umrzeć jako tchórz, pomyślał. Ale to już nie miało znaczenia.

 

*

 

Otworzył oczy obudzony bólem. Głowa piekła, jakby w otwór w czaszce wsadzono mu rozżarzony kawałek węgla. Oczy odzyskały sprawność po chwili. Za nadgarstek prawej ręki przykuto go do ściany. Rozejrzał się. Zarośnięte ruiny, szkielety budynków tak wysokich, że człowiek nie byłby w stanie ich wybudować. Nie bez maszyn. Nigdy tu nie był, lecz widział to miejsce z daleka. Prastare miasto, cmentarzysko dawnej chwały jego ludu. Daleko od wioski. Łowca przymknął oczy. To koniec. Nie wiedział, czemu darowano mu życie, lecz nie czuł, że powinien mieć nadzieję na powrót. Przeciwnie, bał się, że jego los może być straszniejszy od tych, którzy zginęli wtedy w dżungli. Sam był sobie winien. Okazał się tchórzem. Tchórzostwo to najgorsza ze zdrad. Nie mówi, że jesteś zły, dwulicowy czy niegodziwy. Mówi, że jesteś słaby. Słabi zasługują na ciężkie łańcuchy. I na wszystko, co ich oprawca uzna za stosowne. Łowca wyłapał dźwięk. Coś się zbliżało. Wpierw myślał, że to bestia wyjdzie z zarośli, że zostawiono go tu jako ofiarę dla dżungli. Lecz potem przypomniał sobie, gdzie już słyszał coś podobnego. Dźwięk, jakby wiatr dudnił w pustym pniu, z którego w panicznym szale uciekają setki owadów, bzycząc przeraźliwie. Taki dźwięk towarzyszył tym, którzy zaatakowali ich w lesie. Łowca przełknął ślinę. Zza czarnej ściany rozpadającego się budynku wyłonił się jeden z nich. Ni to człowiek, ni widmo. Wielki, półprzeźroczysty, o twarzy brutala i umięśnionych ramionach. Z obłokiem szarego dymu zamiast nóg. Łańcuchy spowijały jego ciało, ciągnął nimi po ziemi kolekcję ludzkich czaszek. Na piersi nosił zamontowane pasami urządzenie. Machina, której celu istnienia i sposobu działania Łowca nie mógł znać. Monstrum zbliżyło się do chłopaka, a ten w panicznym odruchu cofnął się i przywarł do muru plecami. Potwór zatrzymał się jednak i dłuższą chwilę przyglądał zdobyczy. Dwukrotnie wyższy od Łowcy mógłby go z pewnością rozerwać gołymi dłońmi.

– Wiesz, kim jestem? – spytał duch głosem świdrującym umysł.

Chłopak nie chciał się już więcej bać. Może i nie uratuje już nikogo, niczego już nikomu nie udowodni. Ale może zrobić coś jeszcze, ostatnią rzecz, jaka cokolwiek znaczy. Może nie umrzeć jak tchórz.

– Jestem tchórzem – wypalił. Nie tak łatwo umierać, gdy jeszcze się żyje. – Nie powinienem być Łowcą. Zawiodłem, jestem tchórzem…

– Nie o to pytałem! – Duch krzyknął, a uderzony niewidzialną siłą chłopak padł na resztki posadzki. – Czy wiesz, kim jestem?

– Widmem. – Łowca wbił spojrzenie we własną, skrępowaną dłoń. – Duszą maszyny. Żyjącym wspomnieniem naszego wroga. Zemstą…

Zjawa wydała przeciągły jęk.

– Czujesz pustkę w sercu, prawda? Ale znajdziesz to, czego szukałeś całe życie. Najpierw będziemy rozmawiać, aż zobaczę w twoich oczach błysk zrozumienia. Lecz teraz wybacz. Mój pan jest niespokojny. Muszę być przy nim.

Chłopak został sam. Zaśmiał się. Jak potwór może uczyć ludzi? Łowca wiedział doskonale, czego szukał całe życie, nikt nie musiał mu tego tłumaczyć. Powoli zapadł w niespokojny sen.

 

*

 

Obudziło go poczucie czyjejś obecności, otworzył oczy. I ujrzał przepiękną dziewczynę o ciemnozłotych włosach. Klęczała przed nim odziana w biel, niczym anioł mający dać mu nadzieję.

– Przepraszam – załkała ze smutkiem. – Mam klucz do kajdan, ale nie pasuje do twoich!

Łowca spojrzał na swoją dłoń. Faktycznie, dziewczyna mocowała się z zamkiem na jego nadgarstku. Nie wiedząc, czy to jawa, czy senny majak, uśmiechnął się tylko.

– Nie szkodzi. W śmierci znajdę to, czego szukam.

– Nie! – krzyknęła. – Nie wierzę, że to, co mówią, to jedyna prawda! Trzeba żyć, trzeba…

– Ale ja wiem, czego szukam. Odwagi. To moja ostatnia szansa.

Dziewczyna rozejrzała się, podniosła coś i wcisnęła mu w rękę.

– Więc znajdź ją w życiu, teraz. A potem chodź ze mną.

Spojrzał na ciężki, ostry kamień. I nie poczuł lęku. Jakby było najoczywistszym na świecie, że życie i ciało to tylko narzędzia do odnalezienia prawdziwych skarbów.

 

*

 

Zmęczeni padli pod drzewami. Szli bardzo długo. Dziewczyna uklękła przy Łowcy, z resztek jego koszuli było dość materiału na zmianę opatrunku. Potem znalazła liście, na których zebrała się woda i napoiła nią towarzysza.

– Jak ci na imię? – spytała, gdy przełknął ostatni łyk.

– Peill. A tobie?

– Podróż.

– Hę?

Dziewczyna uśmiechnęła się. Bardzo szczerze i bardzo radośnie.

– Jestem Podróżą. Jak my wszyscy. Chcę wiedzieć dlaczego żyję. Gdzieś tam jest odpowiedź głębsza niż wszystko, co jesteśmy w stanie zrozumieć i wszystko, w co jesteśmy w stanie wierzyć. Pojęłam to niedawno i tak musi być, bo zniknął ze mnie smutek, zniknęły obawy, zniknął niepokój i zachciało mi się żyć! Uwierz, proszę, gdyby czas się cofnął, gdyby wszyscy mogli zobaczyć wszystko jeszcze raz i móc zacząć żyć od nowa, każdy by w to wierzył!

Mimo bólu i zmęczenia Łowca zaśmiał się głośno.

– Jesteś nieco szalona, co? Ale dzięki tobie i ja zrobiłem w końcu pierwszy krok w kierunku tego, co zawsze chciałem znaleźć. I mam chęć żyć, by iść dalej.

Podróż uśmiechnęła się.

– Więc chodźmy dalej. W miejsca, gdzie nikogo jeszcze nie było.

 

Ele

 

Na początku był błysk. Niewielka iskra w ciemnościach. A wraz z nią zrodziła się myśl. Co to takiego? Jak cokolwiek mogło powstać w niezmiennej od stuleci pustce? Wtedy błysk zmienił swój kształt. Rozciągnął się w długą linię, a ta zaczęła rozszerzać się, aż ze światła wyłonił się świat. Odrodziły się instynkty i wspomnienia. Dziewczyna powoli poruszyła kończynami, nieśmiało wstała. Wiedziała, co widzi wokół siebie, lecz musiała to zrozumieć na nowo. Jak człowiek wybudzony z szalonego snu. A jej był przerażająco długi. Wyszła z kapsuły – kuli, niegdyś białej, teraz osmolonej i popękanej. Trawa mroziła gołe stopy. Bujna roślinność była kojąco zielona. Tak, to jest rzeczywistość, to obrazy ze świata dziewczyny. Tylko czemu spała? Czemu tak długo? Dopadła małej kałuży, nachyliła głowę, przyjrzała się swemu odbiciu. Młoda twarz, gładkie lica, oczy migdałowe, nieco skośne, pełne życia. I długie, proste, równo przycięte włosy o barwie ciemnego złota. Dziewczyna długo nie mogła zrozumieć. To nie jest jej twarz. Spojrzała w dół. To nie jej ciało, nie jej ręce, nie jej nogi. Usiadła i spojrzała w górę. Była noc. Jak mogła widzieć barwy tak wyraźnie, tak dobrze rozpoznawać kształty? Czemu nie jest jej zimno, gdy ma na sobie jedynie cienki, biały kombinezon sięgający połowy ramion i ud? Co się z nią stało, gdy spała? Może nie spała? Może umarła, a to jest inny świat? Lub jej kolejne wcielenie? Usiłowała sobie przypomnieć coś ważnego ze swojego życia. Coś, co podpowie jej, dokąd powinna się udać i czego szukać. Coś, co stanie się jej światłem latarni i jej kotwicą w rzeczywistości. I myśl pojawiła się, kompletna, jakby istniała od zawsze i trzeba było tylko ją przywołać. Dziewczyna miała brata. I czuła, gdzie powinna iść, by go znaleźć. Wstała więc i poszła, przedzierając się przez gęstą dżunglę. Nie zauważyła nawet, że nie czuje lęku, nie czuje niepewności i zdziwienia tak wielkiego, jak czuć powinien człowiek. Przypomniała sobie za to swoje imię. Dziewczyna miała na imię Ele.

 

*

 

Nieopisane przeczucie doprowadziło ją do miejsca, gdzie las porastał żelazne ruiny. Ele rozpoznała znajome kształty. Kiedyś zwiedziła wiele miast pełnych wysokich wieżowców. Czy to jedno z nich? Jeśli tak, to musiała spać jeszcze dłużej, niż myślała. Im bliżej była swego brata, tym jego obecność stawała się mniej wyraźna. Teraz mogła wierzyć już tylko oczom i uszom. Stąpała miękko po popękanych, asfaltowych drogach niegdyś pełnego życia miasta. Lecz teraz było ciche, wypełnione jedynie pogwizdywaniem wiatru. I nagle wiatr wydawał się wyć głośniej i głośniej. Czy raczej – bliżej i bliżej. Jakby nadlatywało stado trzmieli. Dziewczyna zatrzymała się, gdy z bocznych uliczek przed nią wyłoniło się kilka istot. Duchy, pomyślała. Potężni, eterycznie mężczyźni oplątanie łańcuchami, straszący zawieszonymi na nich czaszkami. Na piersi wszyscy mieli niewielki urządzenia różnych kształtów. Ele przypomniała sobie, że wie, jak część z nich się nazywa. Jak działa. I że korzystała z nich, kilka nawet posiadała. A te wspomnienie otworzyło wrota do kolejnego. Ele widziała już kiedyś duchy. I teraz czuła, że musi z nimi porozmawiać. Uśmiechnęła się niepewnie, a kolosy spoglądały na siebie zdziwione, jakby nie mogły uwierzyć w obecność dziewczyny.

– Przepraszam! – Uniosła dłoń. – Czy nie widzieliście w okolicy chłopca w moim wieku?

Duchy jeszcze raz wymieniły spojrzenia, największy z nich zaczął powoli sunąć ku Ele. Górował nad nią tak, że musiała unieść głowę, by móc spojrzeć w jego oczy. I dostrzegła w nich niepokojącą żądze. A jednak nie bała się. Jakby miała pewność, że nie spotka jej nic złego..

– Wiesz, kim jesteśmy, dziewczyno?

Pokręciła głową.

– Nie. Naprawdę, szukam tylko swojego brata.

– Rozumiem. Chodź z nami. Pomożemy ci.

Duch wyciągnął do niej dłoń. Ucieszyło to Ele niesamowicie, chwyciła ją i ruszyła do przodu wraz z nowymi kompanami. Czuła, że wszystko układa się bardzo dobrze. Kolejne wspomnienie napłynęło na nią. Misja. Ele miała misję, która była ważniejsza niż wszystko inne. Lecz jej cel niknął w mroku. Już wiedziała, o co spyta brata, gdy go odnajdzie.

 

*

 

Nie rozumiała, czemu duchy ją zdradziły. Czemu przykuły do cokołu nieistniejącego już pomniku pośrodku dawnego placu. Siedziała na gołej ziemi i miała ochotę płakać. Zostawiono ją samą na niedługą chwilę, gdy niebo rozjaśniało blaskiem pierwszych promieni słońca, pojawiły się widma. Było ich dwóch i nie byli to ci, którzy ją tu zwabili. Sprezentowano ją. Był z nimi ktoś jeszcze. Dziewczyna. Brudna, poobijana i zakrwawiona. Duchy przykuły ją do cokołu obok Ele.

– Czemu to robicie? – załkała – Obiecaliście mi pomóc!

Gigant bliżej niej westchnął. Dziesiątki czaszek zatrzęsły się.

– A więc mieli rację. W końcu przybyłaś. Patrz.

Masywne ramię uniosło się. Ele spojrzała we wskazane miejsce i niemal krzyknęła. Daleko, wysoko na ścianie budynku dostrzegła kształt ludzkiego korpusu. Ukrzyżowany człowiek. Natychmiast zrozumiała, kto to.

– Nazywacie nas zjawami. – Zachichotał duch. – Upiorami waszego dawnego wroga. Lecz teraz, gdy wasze przeznaczenie jest bliskie, możecie poznać prawdę. To nie z maszynami walczyliście, lecz z nami. Tysiąc lat temu człowiek zwany Odyseuszem dostrzegł istotę machiny i nauczył jej innych. A oni uwierzyli i oddali dusze maszynom. Gdyż wiedząc, czym jest machina, człowiek chce się z nią połączyć. Jam jest skupiskiem dusz. – Rozłożył szeroko ręce. – Zebranych wokół maszyny. – Dotknął urządzenia na swojej piersi. – Moja maszyna trzyma mnie na tym świecie, moje czaszki świadczą o tych, którzy zrozumieli. Moje łańcuchy mnie krępują, bym pamiętał o skrępowanych umysłach ludzi, wymierzał sprawiedliwą karę za grzech i przygarniał tych, którzy nie podniosą na mnie ręki. Jesteśmy kolejnym etapem waszego rozwoju, bardziej wami, niż wy sami, bardziej machinami, niż same machiny. I rozumiemy, że jesteśmy tak jak i wy jedynie etapem wielkiej drogi. Po prostu jesteśmy etapem kolejnym. Połączenie to punkt wielkiego planu! Maszyna nie ma duszy, lecz jest najlepszym pojemnikiem na nią! Pozwala łączyć się we wspólnym rozwoju! To ratunek przed waszym przekleństwem!

Nieznana dziewczyna uniosła głowę, otworzyła szerzej oczy. Ale Ele nie miała pojęcia, o czym mówił duch. I nie obchodziło jej to. Czuła obecność brata, nie mógł nie żyć. Pogrążyła się w rozpaczy i niezrozumieniu.

– Lecz ty… – Duch pochylił się nad nią. – Jesteś heretyckim połączeniem. Ciebie i twojego brata stworzono, by pogodzić walczących. Byście znali oba światy. Ale powstaliście z fałszywego przeświadczenia, że ktoś musi nam coś tłumaczyć. Dla nas jesteś po prostu odrażająca. Co za głupota, jedna ludzka dusza w jednym mechanicznym ciele… Jakiż potwór mógł w ten sposób potraktować dzieci, skierować je na pustą ścieżkę ewolucji.

Umysł Ele rozjaśniło zrozumienie. Lecz nim zdołała poukładać wszystkie myśli i wspomnienia, olbrzymia dłoń złapała głowę dziewczyny. I zabrała z niej wszystko.

Bezwładne ciało upadło, gdy kolos rozluźnił chwyt.

– Wspaniale móc uratować niewinną duszę. – Rzekł, odlatując. – Druga jest dla ciebie. I zrób coś z tą obrzydliwą lalką! – rzucił do kompana, nim zniknął za zaułkiem.

Dziewczyna przykuta do cokołu trzęsła się ze strachu, patrząc to na martwe ciało obok, to na zbliżającego się do niej giganta. I gdy był już blisko, gdy miała zacząć krzyczeć – on zatrzymał się.

– Spokojnie – rzekł. Jego ton był miły i łagodny, niczym zaklęcie przepędził strach. – Nie zrobię tego z tobą. Nie chcę. Ele… – Spojrzał ze smutkiem na ciało. – Biedna, kochana Ele. Ale ma jeszcze szansę. Może uda jej się stać głosem Odyseusza, tak jak mi udało się stać głosem… tego. – Rozłożył ręce. – A nasza misja przestanie być mrzonką. Co do ciebie…

Dziewczyna spuściła wzrok, oczekując wyroku.

– Widziałem, co ci się stało, czułem twój ból, gdy tknąłem twego ciała. Bez pomocy nie przeżyjesz. A pomocy nie znajdziesz. Klucz do kajdan. – Rzuciła jej pod stopy błyszczący przedmiot. – Wybierz swój los. To łatwe, jeśli chcesz. Wrócę, tu, gdy ciebie już nie będzie. Żegnaj

Oddalił się. Dziewczyna ukryła twarz w dłoni i dała upust emocjom, płakała długo, aż poczuła, że siły opuszczają ją bezpowrotnie. Chciała wiedzieć, czy opłaca się żyć w tak okrutnym świecie. Ale zostało jej za mało czasu, by znaleźć odpowiedź.

 

Neim

 

Wioska była jedynym, co znała Neim. Kapsuły mieszkalne uczepione potężnych, kamiennych iglic górujących nad dżunglą – to był jej dom. Dom setki metrów nad ziemią, dom zimny, dom oddalony od świata. Ale dzięki temu bezpieczny. Część kapsuł kursowała w przestworzach, przewożąc ludzi i towary. Łowcy dbali o porządek, z polowań przywozili żywność i materiały. Mieszkańcy żyli, jedli, spali. Neim nigdy nie opuściła wioski, ale była pewna, że to najzwyklejsze miejsce na świecie. Do czasu, aż jedna z kapsuł spadła. Dziewczyna nie widziała tego, jej dom był po drugiej stronie skały. Ale słyszała krzyki, słyszała niesiony echem wybuch – niczym odległe uderzenie pioruna. Wioska na kilka godzin zatrzymała się w czasie, wszystkie kapsuły osiadły na skalnych półkach. Niczym ptaki schowane przed przelatującym drapieżnikiem. W końcu co odważniejsi przewoźnicy podnieśli swoje machiny. Liczyli sobie podwójnie, potrójnie. Z jednym z nich zabrała się Neim, przycupnęła w kącie i podsłuchiwała rozmowy innych.

– Tam chyba był mój mąż. Boże, czuję, że on tam był…

– Wiedziałem, że do tego dojdzie, wiedziałem, kurwa. Od lat mówiłem… Jeśli dolecimy, to ich kurwa pozabijam!

– Ludzie, uspokójcie się, zaklinam was! Też jestem oburzony, też chcę usłyszeć wyjaśnienia, ale na wszystkie świętości! Nie krzyczcie i nie! Wykonujcie! Gwałtownych! Ruchów!

Neim spuściła głowę. Jakie są szanse, że kolejna kapsuła może się zepsuć? Jakie, że padnie właśnie na tę, którą leci? To byłoby straszne. Nie dotarłaby do celu, nie dowiedziała, co się dzieje. Zginęłaby nie wiedząc czemu. Okropna śmierć.

– Mechanizmie świata, nie zawiedź mnie… – szepnęła do siebie. Zaraz potem niemal krzyknęła, gdy kapsuła zatrzęsła się. Ta jednak tylko wylądowała niezgrabnie na placu przed venatorium. Ludzka masa cisnęła się w drzwiach i na wąskim pomostku, a potem zlała z tłumem który zebrał się już wcześniej, dodając mu nowych sił i nowych przekleństw do repertuaru. Neim wyszła ostatnia, uniosła dłoń by zasłonić oczy przed wieczornym słońcem. Kilkunastu Łowców starało się opanować tłum, nie pozwalało ludziom zbliżyć się do venatorium.

– Jak mogło do tego dojść?! Jak?! – Wybiło się ponad inne głosy. – Kto za kapsuły odpowiada?! Łowcy! Kiedy coś powiecie?! Prywaciarze już latają, a wy nie wysłaliście jeszcze patrolu na miejsce wypadku! Jak o nas dbacie?!

Czarny cień padł na krzykaczy z pierwszych szeregów. Jeden z Łowców wspiął się na beczkę, gestem nakazał ciszę. Zaciekawieni ludzie umilkli nieco, on sam zdjął kapelusz i spojrzał na zebranych z gniewnym grymasem.

– Ludzie! Czy wyście powariowali? Gorączka wam rozum odbiera? Jak służby mają działać, kiedy zamiast siedzieć w domach przylatujecie tu, by hałasować i złorzeczyć! Sami widzieliście, jak kapsuła spada, a już kilka godzin później pchaliście się do innych? Złość dla was ważniejsza niż życie? Słuchajcie mnie! Święty Abe Willson poświęcił własne dzieci, by dać światu nadzieję na pokój! Nie posłuchano go jednak i nastał koniec! Czy i wy nie posłuchacie? Czy i wy…

Tyle usłyszała Neim z tyrady. Zdążyła przecisnąć się przez tłum, Łowcy poznali ją z daleka i pomogli uwolnić się z masy ciał. Przebiegła kilka metrów weszła do największej z kapsuł, potężnego, złotego jaja na szczycie najwyższej skały. Jego blask rozpraszał mroki dolin. Ostatnia latarnia świata. Na wypadek, gdyby gdzieś tam, w miejscach, których nazwy zapomniano byli inni ludzie.

Neim wbiegła na schody i wspięła się na samą górę.

– Co o tym sądzisz, moja droga?

Wschodnią ścianą drugiego piętra było bajecznie wielkie okno. Podobno gdy pierwszy raz się przez nie spogląda człowiek z miejsca staje się mądrzejszy. Neim podeszła do szyby, stanęła ramię w ramię z mistrzem Goetrykiem. Staruszek od dziesięciu lat wyglądał, jakby mógł w każdej chwili położyć się i umrzeć. Nie przeżyłby gdyby wstrzymał oddech na pięć sekund. Mistrz Goetryk składał się ze zmarszczek, okularów, rzadkich, białych włosów i kitla, pod którym mogły być jeszcze inne ubrania lub tylko więcej zmarszczek. Ale było coś jeszcze, spoiwo, które nie pozwalało staruszkowi rozpaść się na miliony ziarenek. Poczucie obowiązku. Goetryk był ostatnim Strażnikiem Machiny, ostatnim Profesorem i ostatnim z Prawem Do Poznania. Strasznie dużo strasznie ważnych funkcji, jak na jeden kruszący się szkielet obleczony skórą. Neim zostało mało czasu na naukę.

– Mistrzu, może ty ich uspokoisz? – Spoglądała na zebrany w dole tłum. Kolejna kapsuła przywiozła nowy zastęp mieszkańców, w odpowiedzi z venatorium wyszło kilku Łowców. Zaczynało się ściemniać.

– Nie, moja droga. – Goetryk zdawał się mówić z trudem większym, niż zazwyczaj. Dłonie splecione na plecach drżały nerwowo. – Mnie nienawidzą, a ich nienawiść jest przerażająco chłodna. Od lat jest mi tak zimno…

Mistrz zatoczył koło palcem. Neim zrozumiała i przyprowadziła jego wózek. Usiadł, otulił się kocem.

– Wiesz przecież, że nie trzymam sekretów dla siebie. Nie pozwalam im ich poznać, bo dbam o nich.

Uśmiechnął się delikatnie, Neim odpowiedziała tym samym.

– Wioska nie przetrwa rozłamu. – Goetryk powiedział to, o czym dziewczyna myślała cały czas. – Czy przepadniemy przez coś takiego? Taka głupota, taki dowcip mechanizmu…

Sytuacja na dole wydawała się nieco uspokajać. Do tłumu wyszli dwaj Łowcy wyższego stopnia. Musieli mówić konkrety, bo ludzie kiwali z aprobatą.

– Moja droga…

– Tak, mistrzu?

– Za wiele wiedzy jest w tej starej głowie. To jak trzymać diament w pudełku z trawy. Dziś ci wyjawię wszystkie sekrety. I będę mógł w końcu sobie odpocząć.

Neim pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Przecież to o wiele za wcześnie! Tak mało wiem!

– Więc w końcu dowiesz się więcej. Bez obaw, jesteś gotowa. Zresztą, zaraz ktoś tam na dole może rzucić kamieniem, Łowca kogoś niechcący zabije i za trzy miesiące wszyscy będziemy trupami. Przynajmniej umrzesz wiedząc o świecie dość, by odpowiedzieć sobie na swoje ostatnie pytanie, prawda? Ech, jak głupi jesteśmy. Na zbyt długo uziemiliśmy nasze kapsuły, cywile mieli więcej odwagi od nas… Mogą być źli. Obiecano im bezpieczeństwo. Kapsuły były gestem dobrej woli maszyny. Ostatnim prezentem od przodków… Do tego jesteśmy tu w rozsypce, rano nie wrócił patrol z doliny. Wice-komendant Elyyen zabrała część ludzi i polecieli na poszukiwania. A komendant Vereń… Zniknął. Siedzi w domu i boi się latać. Albo zginął wtedy w wadliwej kapsule. Nie mamy ludzi, nie mamy dowódców… Czemu to ma być problem takiego staruszka, jak ja? Przejedźmy się.

Neim pchnęła wózek. Objechali cały pokój wzdłuż długich rzędów regałów.

– Może to był błąd, że nie wyrzekliśmy się kapsuł, że poprzestaliśmy na zakazie tworzenia. – Dumał Goetryk. – Ale to maszyny, nie mogły działać wiecznie, skoro przestaliśmy o nie dbać. Że też za mojego życia… Podjedź pod tamten obrazek.

Obrazek był trzymetrowym portretem Ulyssesa Maddocka, Zapomnianego Świętego. Mężczyzna patrzył złowrogo w głąb duszy Neim za każdym razem, gdy zerkała w jego kierunku. Jaką tajemnicę skrywa ten człowiek? Czym zasłużył, by zostać najpierw świętym, a potem wyrzuconym z pamięci społeczeństwa? Wiedza jest tak ulotna…

– Człowiek stworzył maszynę – powiedział półszeptem staruszek wpatrzony w portret . – I to było dobre. Lecz maszyna stała się zbyt potężna. I człowiek zniszczył siebie i zniszczył maszynę. A na gruzach powstał nowy świat. Czym jest maszyna, Neim?

Dziewczyna zawahała się.

– Dziełem człowieka… Przedmiotem ożywionym, by spełniać zadanie, jakie nadał mu człowiek.

– Wiesz, jak działa maszyna?

– Nie. To zapomniana wiedza. I dla naszego dobra lepiej, by tak zostało. By nie powtórzyć błędu.

Staruszek pokiwał głową. Powoli, z wielkim wysiłkiem obrócił wózek i spojrzał w twarz dziewczyny.

– A jednak wszyscy używamy kapsuł. Bez nich nie przetrwalibyśmy. A jednak w tym budynku są setki planów, setki mechanizmów lub ich części zbierane przez Łowców. Po cóż Strażnicy? Po co Prawo? Wiesz?

Neim pokręciła głową. Czysta chęć wiedzy? Poznanie swojego wroga? Pamięć o przeszłości? Często sobie wmawiała jedną z wersji. Ale to nie było nic z tego. To musiało być coś więcej. Coś, co kazało Goetrykowi wierzyć w mechanizm świata.

– Bóg stworzył człowieka, moja droga. – Mistrz sięgnął do wewnętrznej kieszeni kitla, wyciągnął do dziewczyny zamkniętą dłoń. – A ten stworzył maszynę. Wiele maszyn tak niesamowitych i tak skomplikowanych, że nie jesteśmy w stanie tego pojąć. Bóg daje umysł, zsyła inspirację, a ludzkie dłonie powołują to do życia. Rozumiesz, moja droga? Maszyna to wielkie przymierze. To kolejny etap. To największa świętość i najważniejsza relikwia. Im bardziej niesamowita, tym więcej mająca w sobie boskiej iskry. Bóg jest w maszynie, Neim.

Na dłoni dziewczyny wylądował niewielki kluczyk. A potem staruszek z niezwykłą szybkością zacisnął palce na jej przegubach.

– Rozumiesz, Neim?

– Mistrzu… – Chciała uciec wzrokiem. Ale spojrzenie Ulysessa Maddocka podążało za nią wszędzie. Zmierzch powoli otulał świat i na placu zapłonęły lampy oliwne. Rano padał taki ciepły deszcz.

– To co mówisz, to…

– Herezja? Nie! – Staruszek potrząsnął nią, chyba cały pozostały mu wigor zachowywał na tę chwilę. Za szkłami okularów pojawiły się drobne gwiazdy. – To jest właśnie prawda, moja droga. Okrutna, i taka, jaką musisz znać, żeby poznawać jej nie musieli inni. Ja też na początku nie wierzyłem, nie rozumiałem, walczyłem z tym. Ale księgi opowiadają jak było. Zawiedliśmy Boga. Zniszczyliśmy maszyny, zniszczyliśmy świat, niemal zniszczyliśmy siebie. A teraz żyjemy w strachu przed wszystkim wokół nas, dla własnego bezpieczeństwa wyrzekając się największego daru od Stwórcy. Jesteśmy grzesznikami i uciekinierami. I dotarliśmy w naszej ucieczce na szczyt świata. A teraz i tu przychodzi na nas kres. Przemyśl to. Klucz jest twój, otwiera przejście za portretem Maddocka. Znajdziesz tam wiele ksiąg, wiele zabytków. I nasz największy skarb. To wszystko teraz twoje.

Uścisk Goetryka zelżał, jak zawstydzony cofnął dłonie. Na przegubach Neim zostały czerwone ślady palców. Spojrzała na klucz. Spojrzała na swojego mistrza. Poczuła wilgoć łez.

– To jest ten sekret? Jesteśmy przeklęci przez Boga? – Pokręciła głową. Od teraz aż po koniec swoich dni będzie zasypiać i budzić się dręczona myślą, że ona i jej gatunek są potępieni? Ogarnął ją strach. I bezsilność. Nieświadomość ma najcudowniejszy smak na świecie, a my nawet nie zauważamy, gdy się nim delektujemy.

-Jeśli nie wierzysz… Zapomnij o tym. Daj ludziom maszyny, naucz ich je tworzyć. Zobaczysz, co się stanie, gdy człowiek, ten, który zniszczył wszystkie dzieła Boga, stanie oko w oko z jego najwspanialszym tworem. Ale mnie to przeraża. Boję się walki, której nie mogę wygrać. Boję się wieczności jaka na mnie czeka. Przez dekady badałem maszyny, oddawałem im należną część, prosiłem o wybaczenie. Modliłem się w tajemnicy za duszę każdego człowieka, licząc, że pewnego dnia wrócimy do łask Pana. Ty rób co chcesz. Jestem już stary. Odwieziesz mnie do łóżka?

Ze spuszczoną głową, powłócząc nogami Neim obeszła wózek. Dosłownie w ostatnim momencie, by przez wielkie okno zobaczyć spadającą z niezwykłą szybkością kapsułę. Nastąpiło uderzenie, które zatrzęsło całym venatorium. Neim upadła, a wózek z mistrzem popędził po przekrzywionej podłodze w stronę okna. Dziewczyna wydała urwany krzyk, podniosła się płynnym ruchem i pobiegła, zatrzymując Goetryka tuż przed szybą. Nie wybiłby jej pewnie, ale samo uderzenie wystarczyłoby do zabicia staruszka. Oboje spojrzeli przez okno. Venatorium przechyliło się nieco do przodu, dokładnie widzieli zmasakrowane ludzkie ciała, pobojowisko, jakie nie było udziałem ludzkości od tysiąca lat. Kapsuła musiała podchodzić od północy, wysokim korytarzem. I zacząć spadać w czasie podchodzenia do lądowania. Teraz nie było po niej śladu, tylko płomień w czarnym cieniu, daleko na dole. Zabrała ze sobą kawałek placu i pewnie wielu ludzi. Musiała zahaczyć też o drugą, która teraz, płonąc, leżała u wrót. Kilku Łowców próbowało podnieść ją na tyle, by mogli wydostać się przygnieceni ludzie. Krzyki bólu mieszały się z głośnymi rozkazami. Chaos.

Goetryk otworzył powoli usta w przerażeniu.

– Czyli… To jest koniec. Neim, ja…

Nagle oboje uderzyli ciałami w szybę. Regały przewracały się z trzaskiem. Puściła część lin mocujących kapsułę do skały. Venatorium nachylało się ku ciemności.

– Mistrzu! – krzyknęła Neim. On podniósł obolałą głowę i spojrzał na dziewczynę półprzytomnym wzrokiem. – Musimy uciekać!

– Nie… – wysapał z trudem Goetryk. Strużka krwi znaczyła jego czoło i policzek. – Ulysses, moja droga, U…

Podniósł palec, lecz nie miał siły dalej mówić. Neim czuła narastający lęk. Panika atakowała strategicznie – serce, głowa, płuca, żołądek. Jak ciężkie są nasze grzechy, że zesłano na nas taki dzień? Zacisnęła zęby. Podniosła się i złapała równowagę. Miała w życiu jeden cel i jedno marzenie. Pragnęła w momencie śmierci wiedzieć jak i dlaczego umiera. Chciała znać świat na tyle, by w tym ostatnim momencie nie mógł jej zaskoczyć. Chciała wiedzieć. Wiedząc byłaby w stanie zrozumieć. Rozumiejąc nie czułaby żalu. Słusznie spędzone życie to takie, które nie skończy się łzami, krzykiem i rozpaczą. Poznała tajemnicę, która miała jej dać spełnienie. A zrodziła tylko pytania, smutek i wątpliwości. Neim nie mogła jeszcze zginąć. Wyciągnęła rękę do profesora. Kapsuła zachwiała się po raz kolejny i przechyliła jeszcze mocniej. Książki zaczęły sunąć po podłodze, Neim kątem oka widziała plac rozsypujący się i pochłaniany przez ciemność. Już niemal dosięgła dłoni Goetryka, gdy zobaczyła zimne spojrzenie Ulyssesa Maddocka, który zbliżał się do niej, posępny i bezlitosny. Wielki, ciężki obraz odbił się jeszcze od podłogi, przekoziołkował w powietrzu.

– Ratuj się, głupia! – wykrzyknął w ostatecznym wysiłku Goetryk, odrzucając dłoń dziewczyny. A potem w trzasku, jakby tysiąc diabłów stłukło tysiąc luster, ostatni mędrzec wyruszył w ostatnią podróż. Krótką, szybką, wprost w majaczące w ciemności płomienie. Porwany przez Zapomnianego Świętego, w towarzystwie swych książek, ulubionego wózka i milionów szklanych łez. Lecz bez uczennicy. Ta odskoczyła w ostatniej chwili i przywarła plecami do ściany. Została sama. Tylko ona, piekło wokół niej i piekło przed nią. Ale nie mogła jeszcze umrzeć. Nie byłaby w stanie odpowiedzieć na ostateczne pytanie. Dostrzegła drewniane drzwi, zasłonięte wcześniej obrazem. W lewej dłoni wciąż ściskała klucz. Ruszyła bez wahania, jeszcze kilka chwil, kolejne zerwane liny i nie będzie w stanie się wspiąć. Dopadła drzwi, wcisnęła klucz w zamek, spróbowała otworzyć. Zaciął się. Mechanizm. Mały agent Boga.

– Nie! – krzyknęła rozpaczliwie. – Nie, nie, nie! Nie jestem potępiona! Nie wierzę! To tylko rzecz! Rzecz! A ja żyję! Ja…!

Puściło. Wbiegła do pomieszczenia i zatrzasnęła drzwi. Kolejne szarpnięcie, po którym nadziała się plecami na klamkę. Krzyknęła i upadła. A kapsuła zaczęła powoli staczać się ze skały. Neim rozejrzała się. Jasny pokój, metalowe szafki, dziwne krzesła, wielka, biała kula na podeście pośrodku… Jest! Dziwaczne ni to łoże, ni wanna, wyłożone poduszkami. Jeśli ma zwiększyć swoje szanse na przeżycie, to to jedyne, co jej zostało. Wgramoliła się do środka. Wieko zamknęło się za nią bezgłośnie. Wystraszona uderzyła w nie raz, drugi. Poczuła wilgoć. Metalowa trumna zapełniała się cieczą. Neim wciągnęła powietrze. Ciemność, szybsza i szybsza podróż w dół. I ostatnie sekundy, by odpowiedzieć na pytanie. Przecież nie mogę jeszcze umrzeć, pomyślała. Nie powinnam jeszcze umrzeć. Nie chcę. Jedno życie to tak mało czasu, by cokolwiek zrozumieć. A przy tym tak wiele lęku, który nas powstrzymuje.

Koniec

Komentarze

Trochę chaotycznie, trochę niejasno. Fragmenty różnej jakości. Ładnie o duszy i człowieczeństwie. Czegoś jednak zabrakło, nie wiem czego.

Ignorancja to cnota.

Przeczytałem!

 

Dziękuję za udział w konkursie. 

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Obawiam się, że nie zdołałam pojąć wszystkiego. Nie umiem dostrzec związku między kolejnymi wątkami, skutkiem czego całe opowiadanie jest dla dość niejasne, by nie rzec, mało zrozumiałe.

W opowiadaniu jest sporo powtórzeń i trochę mi przeszkadzały, ale odniosłam wrażenie, że są celowe, że taki był Twój zamysł.

 

Łowca wbił spoj­rze­nie we wła­sną, skre­po­wa­ną dłoń. – Literówka.

 

-Nie! – krzyk­nę­ła. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

i wszyst­ko, w co je­ste­śmy wsta­nie wie­rzyć. – …i wszyst­ko, w co je­ste­śmy w sta­nie wie­rzyć.

 

Usi­ło­wa­ła sobie przy­po­mnieć coś waż­ne­go ze swo­je­go życia. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Coś, co pod­po­wie jej, gdzie po­win­na się udać i czego szu­kać.Coś, co pod­po­wie jej, dokąd po­win­na się udać i czego szu­kać.

 

Dziew­czy­na miła brata. – Pewnie miało być: Dziew­czy­na miała brata.

 

I czuła, gdzie po­win­na iść, by go zna­leźć.I czuła, dokąd po­win­na iść, by go zna­leźć.

 

jakby nie mogły dać wiary w w obec­ność dziew­czy­ny. – Raczej: …jakby nie mogły uwierzyć w obec­ność dziew­czy­ny.

Dajemy wiarę czemuś, nie w coś.

 

Gó­ro­wał nad nią tak, że mu­sia­ła po­nieść głowę, by móc spoj­rzeć w jego oczy. – Literówka.

 

Moje łań­cu­chy mnie kre­pu­ją, bym pa­mię­tał o skre­po­wa­nych umy­słach ludzi… – Literówki.

 

wszyst­kie kap­su­ły osia­dły na skal­nych puł­kach. – …wszyst­kie kap­su­ły osia­dły na skal­nych pół­kach.

Zakładam, że nie chodzi o skalne jednostki wojskowe. ;-)

 

Neim wbie­gła na scho­dy i wpię­ła się na samą górę. – Literówka.

 

Mistrz Go­etryk skła­dał się ze zmarsz­czek, oku­la­rów, burzy rzad­kich, bia­łych wło­sów… – Skoro włosy były rzadkie, trudno mówić o burzy włosów.

 

by od­po­wie­dzieć sobie na swoje ostat­nie py­ta­nie… – Czy oba zaimki są konieczne?

 

pod­nio­sła się płyn­nym ru­chem i po­bie­gła do przo­du… – Czy można przypuszczać, że pobiegłaby do tyłu?

 

Po­zna­ła ta­jem­ni­cę, jaka miała jej dać speł­nie­nie.Po­zna­ła ta­jem­ni­cę, która miała jej dać speł­nie­nie.

 

ostat­ni me­drzec wy­ru­szył w ostat­nią po­dróż. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyznaję, że pewne elementy umiem poskładać w jakąś całość, ale innych już nie umiem dopasować. Nie nazwałabym tego chaosem, tylko zbytnią enigmatycznością, która utrudniała mi zrozumienie wszystkiego.

Podobały mi się Zapomniany Święty i rozprawa o maszynach będących boskim przymierzem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za komentarze. Mam nadzieję, że nie jest zbyt niejasno :) Może przesadziłem nieco z zagmatwaniem, ale z drugiej strony nie chciałem też zbytnio upraszczać, bo opowiadanie od początku miało być historią w kawałkach do ułożenia przez czytelnika. 

Znaczy – literackie puzzle? Zastanawiam się, czy to nie nazbyt karkołomny eksperyment ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To chyba moje pierwsze podejście do sprezentowania czytelnikowi takiej zagadki, ale zawsze chciałem spróbować :) Mam nadzieję, że mimo wszystko komuś podoba się taki sposób przedstawienia historii i znajdzie radość w samodzielnym łączeniu wątków w całość.

Świetny pomysł na formułę opowiadania. Tekst dość wymagający, ale i satysfakcja z układania fabularnych puzzli ogromna. Znakomite spojrzenie na maszyny – naprawdę, najsilniejszy punkt opowiadania. Warsztat – bez zarzutu.

 

 

Z wad: Trudność lektury może rozczarować czytelnika. Układanka sprawiła mi pewne trudności, a nie każdy może mieć ochotę na ponowne czytanie.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Napisanie przyzwoicie. Nie wiem tylko, czy to przez poniedziałkowy poranek i tylko jedną kawę, czy też odwrotnie poukładałem te puzzle. Czytając opowiadanie, lubię na bieżąco czerpać z lektury przyjemność. Niestety enigmatyczność tekstu wywołała raczej niefajne wrażenie. Ale widać, że autor napracował się nad opowiadaniem i za to wyrazy uznania. Pozdrawiam B.

to zajmowało wszystkie jego zmysły, całe jego ciało. → zaimkoza

 

Robisz powtórzenia, których można by uniknąć → młody Łowca uciekł. Uciekał zaciskając pięści; → rozumiem, że takie zabiegi bywają celowe, ale z mojego doświadczenia, redaktorów i korektorów nie urzeka magia powtórzeń.

 

że jego los może być straszniejszy od tych, którzy zginęli wtedy w dżungli. → losy zginęły w dżungli? od losu tych/ tego, co spotkało ludzi, którzy…

 

Łowca wyłapał dźwięk. → przydałoby się to od nowego akapitu.

 

nie uratuje już nikogo, niczego już nikomu nie udowodni. – strasznie dużo tej nicości obok siebie

 

ujrzał przepiękną dziewczynę o ciemnozłotych włosach. → przeraźliwie tanie

 

Chcę wiedzieć(,) dlaczego żyję.

 

Pojęłam to niedawno i tak musi być, bo zniknął ze mnie smutek, zniknęły obawy, zniknął niepokój i zachciało mi się żyć! Uwierz, proszę, gdyby czas się cofnął, gdyby wszyscy mogli zobaczyć wszystko jeszcze raz i móc zacząć żyć od nowa, każdy by w to wierzył! → fatalnie skonstruowana, fajna myśl.

 

Zostawiono ją samą na niedługą chwilę, gdy niebo rozjaśniało blaskiem pierwszych promieni słońca, pojawiły się widma. → to nie powinno być jedno zdanie

 

Brakuje paru przecinków przed który, by, gdyby

 

Raczej nie powinno zaczynać się zdania od byście

 

Nie zaczyna się zdania od więc

 

Oddalił się. Dziewczyna ukryła twarz w dłoni i dała upust emocjom, płakała długo, aż poczuła, że siły opuszczają ją bezpowrotnie. → to powinny być dwa zdania

 

Uścisk Goetryka zelżał, jak zawstydzony cofnął dłonie. → niezgrabne

 

Goetryk otworzył powoli usta w przerażeniu. → niezgrabne, zły szyk

 

Panika atakowała strategicznie – serce, głowa, płuca, żołądek. → serce, głowę

 

A potem w trzasku, jakby tysiąc diabłów stłukło tysiąc luster, ostatni mędrzec wyruszył w ostatnią podróż. → nie mam słów, by wyrazić, jak złe jest to zdanie :P

 

 

Bywają tu bardzo naiwnie skonstruowane zdania i cała historia mnie nie przekonuje, ale trzeba przyznać, że jest w niej głębia i czar. Masz wyobraźnię. I łatwo się czyta, jest wartko. Trudność lektury, Nazgul? Nie widzę takowej ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nie jest dobrze… Musiałem przeczytać dwa razy. Ale najważniejsze, że bez przykrości.

Czy to jest sygnaturka?

Ciężkie to jest w odbiorze, chaotyczne, niejasne. Zbyt wiele wątków, powiązania między nimi wydają się zbyt luźne, a co najmniej za mało zrozumiałe. Warsztatowo średnie. Dużo powtórzeń, błędów. Zbyt wiele skrótów myślowych.

Przemyślenia sprawiają wrażenie nie do końca przemyślanych. Wydają się mieć pewną wartość, ale zarazem trącą bełkotem. Pytanie czy od początku były miałkie, czy są tylko źle zapisane, czy może autor poszedł na łatwiznę.

No i bohaterowie – wycięci z tektury.

No i jeszcze: mało oryginalne użycie obrazków.

Umyka mi związek między wątkami. Być może dlatego, że zaczęłam wczoraj.

pojawiły się widma. Było ich dwóch i nie byli to ci,

Zdecyduj się, czy widma to “one”, czy “oni”.

Babska logika rządzi!

Pomysł bardzo dobry, nieco gorzej z wykonaniem. I to nie tylko to słońce tu za bardzo świeciło – chociaż formula, jaką przyjąłeś, rzeczywiście wymagałaby dopracowania, bo tekst jest nieco zbyt chaotyczny. Ja widzę też braki warsztatowe: są literówki, jest mnóstwo powtórzeń, co bardzo utrudnia czytanie. Dialogi są nienaturalne, to bardziej monologi wygłaszane do publiczności. Ich patos mnie osobiście raził. Szkoda, bo sama koncepcja wykorzystania konkursowych obrazków jest bardzo oryginalna, a cały pomysł na fabułę i stojącą za nią “filozofię” – bardzo ciekawy.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Składam to, składam i nic mi nie wychodzi. To znaczy nawet jeśli jestem w stanie sobie jakoś to poukładać – a mam co do tego ogromne wątpliwości – to całość i tak nie ma dla mnie większego sensu. Chronologicznie, logicznie, przyczynowo-skutkowo, zupełnie mi się ten tekst nie układa w spójną całość. Mam w głowie tyle pytań, które aż krzyczą o odpowiedzi, że gdybym zaczął je wypisywać, pewnie straciłbym pół soboty.

I jest to frustrujące, bo nie wierzę, iż zamysł padł na całej linii, zwłaszcza, że niektórzy ponieli jednak to i owo. Ergo, mam kolejny dowód, że zidiociałem.

Abstrahując jednak od tego, o czym było opowiadanie i czy miało jakiś sens, i tak zupełnie średnio mi podeszło. Za bardzo przegadane, a przy tym wszystko niemal na jedno kopytko, bo każdy bohater chciał tylko znaleźć jakiś sens w życiu i śmierci, jak na konwencie filozofów. A przecież nie każdy miał do tego zadatki. Znudziłem się więc, niemal zraziłem, tym dosyć szybko. Przy czym pewnikiem miała na to wpływ rosnąca konsternacja wynikająca z braku zrozumienia, o czym w ogóle czytam.

Wykonanie też zostawia jeszcze sporo do życzenia. Czyta się w sumie płynnie, a czasem – jak to zwykle u Ciebie – trafiają się zdania-perełki, dla których warto było przeczytać to opowiadanie, ale czasem trafiają się też i rafy, jak na przykład ta:

 

Rozciągnął się w długą linię, a ta zaczęła rozszerzać się, aż ze światła wyłonił się świat.

Zdanie obok kolejne “się”.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Wydaje mi się, że te trzy klocki jako tako połączyłem, ale i tak zbyt wiele nie zrozumiałem i nie powstała mi spójna całość. Za to podobały mi się elementy światotwórcze.

Nie poskładałam sobie wątków w całość, przez to nie jestem w stanie zrozumieć tekstu. ALe czyta się nieźle. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Widzę, że naprawdę było niejasno. Dziękuję tym, którzy przebrnęli i podjęli się próby odgadnięcia o co właściwie chodzi :) Pozostaje mi ćwiczyć warsztat przed ponownym użyciem takiej formuły.

 

 

mogli zobaczyć wszystko jeszcze raz i móc

niby poprawnie, ale dziwnie

Dziewczyna miała na imię Ele

Bez tego lepiej brzmi, moim zdaniem.

Potężni, eterycznie mężczyźni oplątanie łańcuchami

Pokręciło się to zdanie.

Wrócę, tu, gdy ciebie już nie będzie

Pierwszy przecinek zbędny

Boję się wieczności jaka na mnie czeka

A tu brakuje.

 

Cóż, chciałbym móc powiedzieć, że wiem, o co chodzi i właściwie w zarysie wiem, myślę, że rozumiem Twój pomysł, ale na szczegółach muszę mrużyć oczy, bo jakoś mi te puzzle w siebie nie wchodzą. Rozumiem, że trzeba tu zaakceptować koncept duszy, co mi zawsze przychodzi z trudem :) Ale i tak nie rozumiem, po co jest pierwsza część. Może zabrakło raptem kilku zdań-tropów. Punkty przy odrobinie wysiłku można połączyć, ale mam wrażenie, że kilka zostało jednak w Twojej głowie.

Rzeczywiście pewna pompatyczność wypowiedzi bardzo rażąca. Tematyka ech… spoko, jeśli sobie pozamieniam słowa-klucze na własne, to mogę nawet łyknąć. Ale fabułą/pomysłem to opowiadanie biło inne w tym konkursie na głowę… gdyby była ona spójna, a tego nie da się stwierdzić, moim zdaniem. Na teraz mam np. wrażenie, że wątek brata jest zupełnie zbędny, służy bodaj jednej wypowiedzi, za to okrutnie miesza.

Usterki są, ale napisane z wyczuciem – pomijając dialogi. Niezłe.

Nowa Fantastyka