- Opowiadanie: Ro.Land - Anioł i zagadka

Anioł i zagadka

Drugie opowiadanie z cyklu “Z Banachem i Goldsteinerem”. Jest ono uzupełnieniem, a raczej wypełnieniem opowiadania “Aplikacja” http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/15215 (zachęcam do przeczytania), choć stanowi oddzielną, niezależną całość. 

 

Bohater “Aplikacji” przeszedł operację, podczas której był przytomny. “Anioł i zagadka” traktuje o tym, co się działo, gdy czekał na zabieg.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Anioł i zagadka

 – Anioł -

 

Leżąc na sali przedoperacyjnej, po otrzymaniu środków przeciwbólowych, doznałem wizji. Prawdopodobnie był to skutek pomieszania wypitego w knajpie alkoholu z lekami, choć nie wykluczam faktu, iż było to klasyczne objawienie.

Nagle, nie wiadomo skąd, przy łóżku pojawiła się postać w białym kitlu, ze świecącą aureolą delikatnie falującą ponad głową. Subtelne chłopięce rysy oraz długie blond włosy, opadające falami na ramiona, kontrastowały z iście herkulesową posturą. Anioł, jak się patrzy.

– Cześć, pijaku – rozpoczął subtelnie przybysz z delikatnym uśmiechem na ustach. – Mam nadzieję, że dziś zejdziesz.

– Kim ty jesteś? – spytałem lekko wytrącony z równowagi.

–Jestem twoim, kurde, Aniołem Stróżem, pijaku – odpowiedział, a subtelny uśmiech nie schodził mu z ust.

– Że niby mnie pilnujesz?

– Że niby, kurde, niestety, cię pilnuję. – Uśmiech nadal na miejscu.

– To w porządku z twojej strony.

– Nie myśl, kurde, że sobie wymyśliłem tę robotę. Przydzielili mi ciebie z urzędu. – Anioł znacząco spojrzał w górę i uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy, ustępując miejsca grymasowi niesmaku.

– Tak jak adwokata przydzielają tym, których nie stać na papugę?

– Właśnie. Dlatego mam nadzieję, kurde, że dziś zejdziesz i pozbędę się kłopotu.

– Jakiego kłopotu?

– Ciebie, pijaku, to oczywiste. I całego twojego zachlaństwa, ciągłego wpadania w kłopoty i szukania guza gdzie popadnie.

– Czy jest aż tak źle?

– Jest gorzej. Powiedziałbym, że wisisz mi kilka żyć, kurde.

– Niemożliwe, przecież nic takiego nie robię.

– Za to ja robię dużo. Mniejsza o to, kiedyś ci wytłumaczę, jak brudną robotę muszę odwalać za takich pijaczków jak ty.

– Po co więc przybyłeś? Chcesz mnie nękać przed operacją?

– Chciałbym, ale wprowadzono, kurde – znowu grymas i oczy w stronę nieba – nowe dyrektywy odnośnie wykonywania przywileju wolnej woli przez zmarlaków.

– Jakich zmarlaków? Przecież jeszcze żyję! – odparłem oburzony.

– Znajdujesz się już jedną nogą w Piekle. A drugą w Niebie, niestety. Twój bilans dobrych uczynków kwalifikuje cię do udziału w pilotażowym programie “Wybierz sobie Niebo”. Czyli możesz wybrać, gdzie chcesz wylądować po śmierci.

– Chcę do Nieba – odparłem bez namysłu.

– To by było za proste. Święty Piotr ma dla Ciebie infantylną zagadkę, pijaku. Musimy mieć jakieś bezpieczniki.

– Zagadkę? I nie mów do mnie cały czas per pijaku!

– Ano zagadkę, pijaku. Słuchaj uważnie. Włączyć nagranie!

Zanim zdążyłem zaprotestować światła przygasły, a szyby w oknach zaczęły drżeć. Zewsząd dobył się głęboki baryton, który począł melodyjnie recytować:

 

Oto, pijaczku, gdy stoisz u Nieba bram,

zagadkę dla ciebie z Piekła rodem mam.

Gdzie chcesz pójść musisz zdecydować sam

Tu gdzie ciepło, a może wolisz chłodniej, o tam?

 

Ciepło, czy zimno? Gorąco, czy mroźnie?

Łamigłówka wygląda bardzo groźnie.

Można się sparzyć, albo coś odmrozić,

wybieraj więc sam, gdzie chcesz wchodzić.

 

Wybór, niestety, tylko jeden masz,

na chemii i księgach dobrze się znasz?

Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz,

A może swych kumpli o radę zapytasz?

 

– Brygada GG -

 

– Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – wybełkotałem, gdy światła wróciły do normalnego blasku.

– Wybieraj, a pamiętaj, że ludzkimi słowami zaświatów nie opiszesz! – wypalił nagle anioł nie zwracając uwagi na moje wątpliwości. – Masz czas, do przyjścia personelu. Wtedy musisz przekazać swój wybór.

– Co się stanie potem?

– Anestazjolog cię uśpi, operacja przebiegnie pomyślnie, ale pacjent nie przeżyje.

– Że co? Jak to, nie przeżyję?

– Taką mam przynajmniej nadzieję, inaczej Piotrek nie prosiłby mnie o przekazanie łamigłówki – zakomunikował uprzejmie anioł. – Lecz dziś nie możesz być niczego pewien. Wszystko zależy od Tego, Który Jest.

– A jeśli nie wybiorę do operacji?

– Zostaniesz zakwaterowany w drodze losowania.

– W zagadce było coś o kumplach do pomocy.

– Ach tak, brygada GG.

– Jaka brygada!? – W szkole na Goldsteinera wołali Goldi, a na Banacha – Gilon – z racji chronicznego kataru siennego i związanego z tym nieustannego pociągania nosem. Byli nierozłączni, więc nazwano ich Brygadą GG.

– Gamoń i Gałgan! – roześmiał się anioł, aż tynk poleciał ze ścian. Gdy się uspokoił, rozłożył ręce i przy każdej z nich pojawili się oczywiście Banach i Goldsteiner.

– Ten tu – wskazał na Banacha, który trzymał w ręku tablet – jest podłączony do ogólno-wszechświatowej bazy danych o wszystkim, czyli bezpośrednio do źródła wiedzy o czymkolwiek. Zakres nieco ograniczony, by nie było zbyt prosto. Ten drugi – tu wskazał na Goldsteinera – po prostu trzeźwo myśli, bo dziś mało wypił. Do tego ma Biblię. To mogą być twoje koła ratunkowe, albo kamienie do szyi.

– Też mi pomoc… – prychnąłem. – Nikogo innego nie było?

– Tak się składa, że obsługuję także tych dwóch pijaczków, dostałem ich z pakiecie z tobą. Teraz się oddalę. Myśl intensywnie a produktywnie. Wybór przekaż lekarzowi.

I już go nie było. Brygada GG patrzyła na mnie głupkowato.

 

– Niebo-

 

– O co teraz? – spytałem.

– Chyba masz wybrać – odparł Goldi niepewnie.

– Możesz mnie pytać o cokolwiek! – rzekł podniecony Banach wpatrując się w tableta.

– Co jest cieplejsze Piekło, czy Niebo? – spytałem od razu.

Banach szybko sprawdził.

– Pytanie niedozwolone – odrzekł Banach niepocieszony.

– Oczywiście – dodał Goldsteiner. – A jak myślałeś, durniu?

– Po co w ogóle się zastanawiać? Wiadomo, że w Piekle jest gorąco – stwierdził Banach.

– Wcale to nie znaczy, że w Niebie jest chłodniej – odparł w przekąsem Goldsteiner.

– Głupi ty! – skwitował Banach. – Niebo jest u góry, a im wyżej, tym chłodniej. W Piekle grzesznicy się gotują. Prościej być nie może.

– Spokój! – krzyknąłem. – Tu chodzi o moje życie!

– Rzekłbym, że chodzi o twoje życie, hmm, wieczne – uzupełnił uprzejmie Goldsteiner.

– Dokładnie – zawtórował równie mile Banach. – Zastanów się dobrze.

– „Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz”, tak powiedział anioł – stwierdziłem. – Sądzę, że kluczem do rozwiązania zagadki… jest sama zagadka. – Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. – Właśnie stwierdziliście rzecz, z pozoru, oczywistą. Piekło jest gorące od ogni piekielnych, a w Niebie wieje przyjemny zefirek. Pozory mylą, a w moim przypadku prowadzą do diabła.

– Zatem należy rozgryźć samą treść zagadki, by ją rozwiązać – skonstatował Goldsteiner. – Szczególnie ostatnią część.

– I nie kierować się pozorami… – uzupełnił Banach.

– Takimi jak ten, że Piekło jest, w oczywisty sposób, cieplejsze od Nieba – zakończyłem.

 

Zapadła kłopotliwa cisza. Goldi poprawił opatrunek na nosie, Banach udawał, że grzebie w tablecie.

– Kiedy przyjdzie konował? – spytał w końcu Goldsteiner.

– Nie wiem, ale gdy przyjdzie, to będę musiał coś powiedzieć – odparłem. – Anioł wspomniał o znajomości chemii i ksiąg. Nie wiem, o co chodzi z chemią, ale księgę mamy. Od czegoś trzeba zacząć. Goldi poszukaj mi opisu Nieba w Biblii.

Goldsteiner zaczął szukać. Banach klepał w tablecie.

– Izajasz 30,26 – stwierdził sucho Banach.

– Że co?

– Idioto, poszukaj w księdze Izajasza, rozdział 30, werset 26.

– Aha, już szukam. Mam. "Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne,

a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni" – wyśpiewał Goldsteiner, wyraźnie zdziwiony swym nienaturalnie wysokim falsetem. Banach parsknął śmiechem.

– Śpiewasz jak kastrat!

– Nic z tego nie rozumiem – odrzekłem.

– Ja też nie – dodał Banach, gdy już opanował śmiech.

– To akurat nie nowina – wciął się Goldsteiner. – Trzeba to rozgryźć. Byłem dobry z astronomii i nie najgorszy z chemii.

– Horoskopy to astrologia, nie astronomia – odciął się Banach.

– Stul pysk, durniu. W opisu wynika, że Niebo otrzymuje tyle światła, ile Ziemia otrzymuje dziś od Słońca.

– No, tak… I co z tego?

– Tyle, że z dodatkiem siedem razy po siedem, gdyż światło będzie siedmiokrotnie większe i przez siedem dni. Z tego wynika, iż Niebo uzyska czterdzieści dziewięć razy więcej światła i jeszcze jeden, zatem dostanie aż pięćdziesiąt razy więcej światła słonecznego niż Ziemia od Słońca! – zakrzyknął Goldsteiner uradowany.

– Musi być tam naprawdę jasno, ale mnie nadal to nic nie mówi – stwierdziłem.

– Światło to energia. Niebo będzie nie tylko mocniej oświetlane, ale też mocniej podgrzewane niż Ziemia, gdyż będzie otrzymywać większą porcję energii – ciągnął Goldsteiner wyraźnie podniecony. – Na początku Niebo będzie wyłącznie się ogrzewać, czyli będzie przyjmować więcej energii, niż jej odda. Będzie się podgrzewać tak długo, aż zostanie osiągnięta równowaga pomiędzy tym, co dostanie, a tym, co straci. Innymi słowy, gdy Niebo będzie oddawało tyle, ile otrzyma, to jego temperatura ustabilizuje się.

– Nie kumam – stwierdził Banach.

– To ci wytłumaczę. W zimie dom się wychładza, więc trzeba go ogrzać, zgadza się?

– Zgadza.

– Kaloryfery muszą ciągle grzać, bo…?

– Ciepło ucieka i dom stygnie!

– Właśnie. Uwaga, teraz będzie ważne: aby utrzymać stałą temperaturę zimą w domu należy…?

– Dostarczyć dokładnie tyle energii przez kaloryfery, ile ucieka przez okna, ściany i wszystkie inne dziury – zakończyłem.

– Brawo! – ucieszył się Goldi. – Dokładnie to samo wynika z opisu Nieba.

– No i…? – dodałem po chwili.

– Teraz będzie już prosto. Kłania się teraz chemia z łamigłówki – stwierdził Goldsteiner. – Niebo osiągnie stabilność temperatury w momencie, gdy oddawać będzie tyle energii, ile pobierze, czyli, zgodnie z opisem z Biblii,  pięćdziesięciokrotność ziemskiej dawki, jaką serwuje nam Słońce. Taką temperaturę można więc obliczyć!

– To akurat rozumiem – odparłem zgodnie z prawdą. – Gdy poznamy temperaturę Nieba, pozostanie jedynie obliczyć temperaturę Piekła i porównać.

– Właśnie – przytaknął Banach udając, że cokolwiek rozumie.

– Banaszku, przypomnij mi prawo Stefana-Bolzmana, przy założeniu pięćdziesięciokrtotności różnic energii.

– Temperatura Nieba podzielona przez temperaturę Ziemi, wszystko do czwartej potęgi, równa się pięćdziesiąt – odparł Banach po chwili stukania w tablet.

– Pozostaje jedynie sprawdzić, tylko średnią temperaturę Ziemi, która wynosi…

– Trzysta Kelvinów – odparł Banach zapatrzony w tablet.

– Zatem temperatura Nieba musi wynosić, momencik, siedemset dziewięćdziesiąt osiem Kelwinów, a na Celsjusze to będzie…

– Pięćset dwadzieścia pięć stopni Celsjusza – uzupełnił Banach.

 

– Piekło -

 

– Świetnie, mamy połowę zagadki! – ucieszyłem się.

– Mamy całą zagadkę, Piekło i tak będzie gorętsze – stwierdził lekceważąco Banach.

– To się okaże – wtrąciłem. – Miał być zefirek, a jest ponad pół tysiąca stopni. Goldi zapodaj opis Piekła.

– Apokalipsa 1,8 – wtrącił nieproszony tableciaż.

– "A dla tchórzów i wszelkich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką" – zaśpiewał ponownie falsetem Goldsteiner wywołując  salwy śmiechu Gilona. – Tfu, żeby ja, stary Żyd, śpiewał Biblię, i to Nowy Testament! – żachnął się. – Widzisz, co ja dla ciebie robię?

– Nie mówiłem! Gorąca siarka! – podniecił się Banach.

– Stul pysk, durniu. Podaj mi temperaturę topnienia i wrzenia siarki.

– Sto dziewiętnaście i czterysta czterdzieści cztery, już w Celsjuszach – odparł posępnie Banach.

– W Piekle siarka goreje, czyli jest w stanie płynnym, racja durniu?

– Racja.

– Zatem w Piekle nie może być mniej niż sto dziewiętnaście, a więcej niż czterysta czterdzieści cztery stopnie Celsjusza! – zawyrokował Goldsteiner.

– Zgadza się – odparłem uradowany. – Wynika z tego, że… Niebo jest cieplejsze od Piekła!

 

– Trudny wybór -

 

I już ich nie było. Od tego wszystkiego zaczęło kręcić mi się w głowie, w końcu byłem nieźle nawalony. Ujrzałem białą postać zbliżającą się do łóżka. Czy to już?

Nagle przez głowę przebiegła mi iście piekielna myśl. „Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz” – stało w zagadce. A co, jeśli źle zinterpretowaliśmy pozór sam w sobie?

Nie można przecież ludzkimi słowami dokładnie opisać zaświatów, anioł sam o tym wyraźnie wspomniał zaraz po łamigłówce. Może zlitował się nade mną i chciał mi jakoś pomóc? Chcąc w ludzki sposób opisać naturę nieludzkiego świata, należy posłużyć się językiem zrozumiałym dla ludzi. Nieuchronnie należy więc operować uproszczeniem, skrótem, przenośnią, porównaniem, czyli siłą rzeczy nieprawdą i pozorem! Jeśli tak, to wszystkie nasze ziemskie wyliczenia nie przystają do natury zaświatów. Są pozorne,  błędne, więc wyniki i wnioski z nich wyciągnięte przybliżają mnie do Piekła!

 

– I jak się pan czuje? – zagaił lekarz.

– Ciepło, nie zimno! – wymajaczyłem.

– Mówił pan coś?

– Zimno, tak zimno! Czekaj pan, nie, gorąco, tam jest gorąco!

– To zimno, czy gorąco, zdecyduj się pan wreszcie! – zdenerwował się lekarz.

– Nie wiem, nie wiem, co robić, ciepło, zimno, ciepło, zimno…

– Siostro! Adrenalina! Szybko! Mamy zapaść!

 

Wskutek dodatkowych leków, jak wiecie, byłem przytomny podczas operacji. Skoro nie zasnąłem, to nie mogłem umrzeć. Anioł, który przepowiedział mój zgon, stał w rogu sali operacyjnej i rwał włosy z głowy.

 

Koniec

Komentarze

Dość naukowo podszedłeś do sprawy, co wybrać, o ile taka możliwość się nadarzy, a jednocześnie lekko i zabawnie potraktowałeś temat, skutkiem czego opowiadanie czytało się całkiem nieźle. ;-)

 

–Je­stem twoim, kurde, Anio­łem Stró­żem, pi­ja­ku – Brak spacji po półpauzie.

 

Oboje spoj­rze­li na mnie zdzi­wie­ni. – Piszesz o mężczyznach, więc: Obaj spoj­rze­li na mnie zdzi­wie­ni.

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

gdy od­da­wać bę­dzie tyle ene­gii, ile po­bie­rze… – Literówka.

 

– To aku­rat ro­zu­miem – od­pra­łem zgod­nie z praw­dą. – Literówka.

 

po­zo­sta­nie je­dy­nie ob­li­czyć tem­pa­ra­tu­rę Pie­kła i po­rów­nać. – Literówka.

 

– Tem­pe­ra­tu­ra Nieba po­dzie­lo­na przez tem­pe­ra­tu­rę Zie­mii… – Literówka.

 

– Po­zo­sta­je je­dy­nie spraw­dzić, tylko śred­nią tem­pe­ra­tu­rę Zie­mii… – Literówka.

 

za­śpie­wał po­now­nie wy­so­kim fal­se­tem Gold­ste­iner… – Masło maślane. Falset jest wysoki z definicji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, poprawione.

Cieszę się, jeśli pomogłam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miałem wrażenie, że czytam naukową książkę ze szczyptą poczucia humoru :) Całkiem dobre :)

F.S

Sympatyczne, zabawne, lekko naukowe, a jednak nic nie wyjaśnia. Udana koncepcja. :-)

Gdzie chcesz pójść musisz zdecydować sam

Dokąd. Święty Piotr powinien takie rzeczy wiedzieć. I dałabym przecinek po “pójść”.

Babska logika rządzi!

Trochę nietrafiona we mnie tematyka. Próbowałem zmrużyć oko, ale jakoś nie wyszło.

Pewien urok Twoje opowiadanko ma, prawie same dialogi są, więc czyta się leciuchno. Szkoda tylko, że postacie wydały mi się jakieś… sztywne. Wypowiedzi niby potoczne, kurdujący anioł stróż miał chyba bawić, a jednak mnie raził. I nie odgadnę dlaczego, a szkoda, bo taka wiedza mogłaby mi się przydać.

Nowa Fantastyka