– Anioł -
Leżąc na sali przedoperacyjnej, po otrzymaniu środków przeciwbólowych, doznałem wizji. Prawdopodobnie był to skutek pomieszania wypitego w knajpie alkoholu z lekami, choć nie wykluczam faktu, iż było to klasyczne objawienie.
Nagle, nie wiadomo skąd, przy łóżku pojawiła się postać w białym kitlu, ze świecącą aureolą delikatnie falującą ponad głową. Subtelne chłopięce rysy oraz długie blond włosy, opadające falami na ramiona, kontrastowały z iście herkulesową posturą. Anioł, jak się patrzy.
– Cześć, pijaku – rozpoczął subtelnie przybysz z delikatnym uśmiechem na ustach. – Mam nadzieję, że dziś zejdziesz.
– Kim ty jesteś? – spytałem lekko wytrącony z równowagi.
–Jestem twoim, kurde, Aniołem Stróżem, pijaku – odpowiedział, a subtelny uśmiech nie schodził mu z ust.
– Że niby mnie pilnujesz?
– Że niby, kurde, niestety, cię pilnuję. – Uśmiech nadal na miejscu.
– To w porządku z twojej strony.
– Nie myśl, kurde, że sobie wymyśliłem tę robotę. Przydzielili mi ciebie z urzędu. – Anioł znacząco spojrzał w górę i uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy, ustępując miejsca grymasowi niesmaku.
– Tak jak adwokata przydzielają tym, których nie stać na papugę?
– Właśnie. Dlatego mam nadzieję, kurde, że dziś zejdziesz i pozbędę się kłopotu.
– Jakiego kłopotu?
– Ciebie, pijaku, to oczywiste. I całego twojego zachlaństwa, ciągłego wpadania w kłopoty i szukania guza gdzie popadnie.
– Czy jest aż tak źle?
– Jest gorzej. Powiedziałbym, że wisisz mi kilka żyć, kurde.
– Niemożliwe, przecież nic takiego nie robię.
– Za to ja robię dużo. Mniejsza o to, kiedyś ci wytłumaczę, jak brudną robotę muszę odwalać za takich pijaczków jak ty.
– Po co więc przybyłeś? Chcesz mnie nękać przed operacją?
– Chciałbym, ale wprowadzono, kurde – znowu grymas i oczy w stronę nieba – nowe dyrektywy odnośnie wykonywania przywileju wolnej woli przez zmarlaków.
– Jakich zmarlaków? Przecież jeszcze żyję! – odparłem oburzony.
– Znajdujesz się już jedną nogą w Piekle. A drugą w Niebie, niestety. Twój bilans dobrych uczynków kwalifikuje cię do udziału w pilotażowym programie “Wybierz sobie Niebo”. Czyli możesz wybrać, gdzie chcesz wylądować po śmierci.
– Chcę do Nieba – odparłem bez namysłu.
– To by było za proste. Święty Piotr ma dla Ciebie infantylną zagadkę, pijaku. Musimy mieć jakieś bezpieczniki.
– Zagadkę? I nie mów do mnie cały czas per pijaku!
– Ano zagadkę, pijaku. Słuchaj uważnie. Włączyć nagranie!
Zanim zdążyłem zaprotestować światła przygasły, a szyby w oknach zaczęły drżeć. Zewsząd dobył się głęboki baryton, który począł melodyjnie recytować:
Oto, pijaczku, gdy stoisz u Nieba bram,
zagadkę dla ciebie z Piekła rodem mam.
Gdzie chcesz pójść musisz zdecydować sam
Tu gdzie ciepło, a może wolisz chłodniej, o tam?
Ciepło, czy zimno? Gorąco, czy mroźnie?
Łamigłówka wygląda bardzo groźnie.
Można się sparzyć, albo coś odmrozić,
wybieraj więc sam, gdzie chcesz wchodzić.
Wybór, niestety, tylko jeden masz,
na chemii i księgach dobrze się znasz?
Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz,
A może swych kumpli o radę zapytasz?
– Brygada GG -
– Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – wybełkotałem, gdy światła wróciły do normalnego blasku.
– Wybieraj, a pamiętaj, że ludzkimi słowami zaświatów nie opiszesz! – wypalił nagle anioł nie zwracając uwagi na moje wątpliwości. – Masz czas, do przyjścia personelu. Wtedy musisz przekazać swój wybór.
– Co się stanie potem?
– Anestazjolog cię uśpi, operacja przebiegnie pomyślnie, ale pacjent nie przeżyje.
– Że co? Jak to, nie przeżyję?
– Taką mam przynajmniej nadzieję, inaczej Piotrek nie prosiłby mnie o przekazanie łamigłówki – zakomunikował uprzejmie anioł. – Lecz dziś nie możesz być niczego pewien. Wszystko zależy od Tego, Który Jest.
– A jeśli nie wybiorę do operacji?
– Zostaniesz zakwaterowany w drodze losowania.
– W zagadce było coś o kumplach do pomocy.
– Ach tak, brygada GG.
– Jaka brygada!? – W szkole na Goldsteinera wołali Goldi, a na Banacha – Gilon – z racji chronicznego kataru siennego i związanego z tym nieustannego pociągania nosem. Byli nierozłączni, więc nazwano ich Brygadą GG.
– Gamoń i Gałgan! – roześmiał się anioł, aż tynk poleciał ze ścian. Gdy się uspokoił, rozłożył ręce i przy każdej z nich pojawili się oczywiście Banach i Goldsteiner.
– Ten tu – wskazał na Banacha, który trzymał w ręku tablet – jest podłączony do ogólno-wszechświatowej bazy danych o wszystkim, czyli bezpośrednio do źródła wiedzy o czymkolwiek. Zakres nieco ograniczony, by nie było zbyt prosto. Ten drugi – tu wskazał na Goldsteinera – po prostu trzeźwo myśli, bo dziś mało wypił. Do tego ma Biblię. To mogą być twoje koła ratunkowe, albo kamienie do szyi.
– Też mi pomoc… – prychnąłem. – Nikogo innego nie było?
– Tak się składa, że obsługuję także tych dwóch pijaczków, dostałem ich z pakiecie z tobą. Teraz się oddalę. Myśl intensywnie a produktywnie. Wybór przekaż lekarzowi.
I już go nie było. Brygada GG patrzyła na mnie głupkowato.
– Niebo-
– O co teraz? – spytałem.
– Chyba masz wybrać – odparł Goldi niepewnie.
– Możesz mnie pytać o cokolwiek! – rzekł podniecony Banach wpatrując się w tableta.
– Co jest cieplejsze Piekło, czy Niebo? – spytałem od razu.
Banach szybko sprawdził.
– Pytanie niedozwolone – odrzekł Banach niepocieszony.
– Oczywiście – dodał Goldsteiner. – A jak myślałeś, durniu?
– Po co w ogóle się zastanawiać? Wiadomo, że w Piekle jest gorąco – stwierdził Banach.
– Wcale to nie znaczy, że w Niebie jest chłodniej – odparł w przekąsem Goldsteiner.
– Głupi ty! – skwitował Banach. – Niebo jest u góry, a im wyżej, tym chłodniej. W Piekle grzesznicy się gotują. Prościej być nie może.
– Spokój! – krzyknąłem. – Tu chodzi o moje życie!
– Rzekłbym, że chodzi o twoje życie, hmm, wieczne – uzupełnił uprzejmie Goldsteiner.
– Dokładnie – zawtórował równie mile Banach. – Zastanów się dobrze.
– „Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz”, tak powiedział anioł – stwierdziłem. – Sądzę, że kluczem do rozwiązania zagadki… jest sama zagadka. – Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. – Właśnie stwierdziliście rzecz, z pozoru, oczywistą. Piekło jest gorące od ogni piekielnych, a w Niebie wieje przyjemny zefirek. Pozory mylą, a w moim przypadku prowadzą do diabła.
– Zatem należy rozgryźć samą treść zagadki, by ją rozwiązać – skonstatował Goldsteiner. – Szczególnie ostatnią część.
– I nie kierować się pozorami… – uzupełnił Banach.
– Takimi jak ten, że Piekło jest, w oczywisty sposób, cieplejsze od Nieba – zakończyłem.
Zapadła kłopotliwa cisza. Goldi poprawił opatrunek na nosie, Banach udawał, że grzebie w tablecie.
– Kiedy przyjdzie konował? – spytał w końcu Goldsteiner.
– Nie wiem, ale gdy przyjdzie, to będę musiał coś powiedzieć – odparłem. – Anioł wspomniał o znajomości chemii i ksiąg. Nie wiem, o co chodzi z chemią, ale księgę mamy. Od czegoś trzeba zacząć. Goldi poszukaj mi opisu Nieba w Biblii.
Goldsteiner zaczął szukać. Banach klepał w tablecie.
– Izajasz 30,26 – stwierdził sucho Banach.
– Że co?
– Idioto, poszukaj w księdze Izajasza, rozdział 30, werset 26.
– Aha, już szukam. Mam. "Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne,
a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni" – wyśpiewał Goldsteiner, wyraźnie zdziwiony swym nienaturalnie wysokim falsetem. Banach parsknął śmiechem.
– Śpiewasz jak kastrat!
– Nic z tego nie rozumiem – odrzekłem.
– Ja też nie – dodał Banach, gdy już opanował śmiech.
– To akurat nie nowina – wciął się Goldsteiner. – Trzeba to rozgryźć. Byłem dobry z astronomii i nie najgorszy z chemii.
– Horoskopy to astrologia, nie astronomia – odciął się Banach.
– Stul pysk, durniu. W opisu wynika, że Niebo otrzymuje tyle światła, ile Ziemia otrzymuje dziś od Słońca.
– No, tak… I co z tego?
– Tyle, że z dodatkiem siedem razy po siedem, gdyż światło będzie siedmiokrotnie większe i przez siedem dni. Z tego wynika, iż Niebo uzyska czterdzieści dziewięć razy więcej światła i jeszcze jeden, zatem dostanie aż pięćdziesiąt razy więcej światła słonecznego niż Ziemia od Słońca! – zakrzyknął Goldsteiner uradowany.
– Musi być tam naprawdę jasno, ale mnie nadal to nic nie mówi – stwierdziłem.
– Światło to energia. Niebo będzie nie tylko mocniej oświetlane, ale też mocniej podgrzewane niż Ziemia, gdyż będzie otrzymywać większą porcję energii – ciągnął Goldsteiner wyraźnie podniecony. – Na początku Niebo będzie wyłącznie się ogrzewać, czyli będzie przyjmować więcej energii, niż jej odda. Będzie się podgrzewać tak długo, aż zostanie osiągnięta równowaga pomiędzy tym, co dostanie, a tym, co straci. Innymi słowy, gdy Niebo będzie oddawało tyle, ile otrzyma, to jego temperatura ustabilizuje się.
– Nie kumam – stwierdził Banach.
– To ci wytłumaczę. W zimie dom się wychładza, więc trzeba go ogrzać, zgadza się?
– Zgadza.
– Kaloryfery muszą ciągle grzać, bo…?
– Ciepło ucieka i dom stygnie!
– Właśnie. Uwaga, teraz będzie ważne: aby utrzymać stałą temperaturę zimą w domu należy…?
– Dostarczyć dokładnie tyle energii przez kaloryfery, ile ucieka przez okna, ściany i wszystkie inne dziury – zakończyłem.
– Brawo! – ucieszył się Goldi. – Dokładnie to samo wynika z opisu Nieba.
– No i…? – dodałem po chwili.
– Teraz będzie już prosto. Kłania się teraz chemia z łamigłówki – stwierdził Goldsteiner. – Niebo osiągnie stabilność temperatury w momencie, gdy oddawać będzie tyle energii, ile pobierze, czyli, zgodnie z opisem z Biblii, pięćdziesięciokrotność ziemskiej dawki, jaką serwuje nam Słońce. Taką temperaturę można więc obliczyć!
– To akurat rozumiem – odparłem zgodnie z prawdą. – Gdy poznamy temperaturę Nieba, pozostanie jedynie obliczyć temperaturę Piekła i porównać.
– Właśnie – przytaknął Banach udając, że cokolwiek rozumie.
– Banaszku, przypomnij mi prawo Stefana-Bolzmana, przy założeniu pięćdziesięciokrtotności różnic energii.
– Temperatura Nieba podzielona przez temperaturę Ziemi, wszystko do czwartej potęgi, równa się pięćdziesiąt – odparł Banach po chwili stukania w tablet.
– Pozostaje jedynie sprawdzić, tylko średnią temperaturę Ziemi, która wynosi…
– Trzysta Kelvinów – odparł Banach zapatrzony w tablet.
– Zatem temperatura Nieba musi wynosić, momencik, siedemset dziewięćdziesiąt osiem Kelwinów, a na Celsjusze to będzie…
– Pięćset dwadzieścia pięć stopni Celsjusza – uzupełnił Banach.
– Piekło -
– Świetnie, mamy połowę zagadki! – ucieszyłem się.
– Mamy całą zagadkę, Piekło i tak będzie gorętsze – stwierdził lekceważąco Banach.
– To się okaże – wtrąciłem. – Miał być zefirek, a jest ponad pół tysiąca stopni. Goldi zapodaj opis Piekła.
– Apokalipsa 1,8 – wtrącił nieproszony tableciaż.
– "A dla tchórzów i wszelkich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką" – zaśpiewał ponownie falsetem Goldsteiner wywołując salwy śmiechu Gilona. – Tfu, żeby ja, stary Żyd, śpiewał Biblię, i to Nowy Testament! – żachnął się. – Widzisz, co ja dla ciebie robię?
– Nie mówiłem! Gorąca siarka! – podniecił się Banach.
– Stul pysk, durniu. Podaj mi temperaturę topnienia i wrzenia siarki.
– Sto dziewiętnaście i czterysta czterdzieści cztery, już w Celsjuszach – odparł posępnie Banach.
– W Piekle siarka goreje, czyli jest w stanie płynnym, racja durniu?
– Racja.
– Zatem w Piekle nie może być mniej niż sto dziewiętnaście, a więcej niż czterysta czterdzieści cztery stopnie Celsjusza! – zawyrokował Goldsteiner.
– Zgadza się – odparłem uradowany. – Wynika z tego, że… Niebo jest cieplejsze od Piekła!
– Trudny wybór -
I już ich nie było. Od tego wszystkiego zaczęło kręcić mi się w głowie, w końcu byłem nieźle nawalony. Ujrzałem białą postać zbliżającą się do łóżka. Czy to już?
Nagle przez głowę przebiegła mi iście piekielna myśl. „Kieruj się pozorem, a diabła przywitasz” – stało w zagadce. A co, jeśli źle zinterpretowaliśmy pozór sam w sobie?
Nie można przecież ludzkimi słowami dokładnie opisać zaświatów, anioł sam o tym wyraźnie wspomniał zaraz po łamigłówce. Może zlitował się nade mną i chciał mi jakoś pomóc? Chcąc w ludzki sposób opisać naturę nieludzkiego świata, należy posłużyć się językiem zrozumiałym dla ludzi. Nieuchronnie należy więc operować uproszczeniem, skrótem, przenośnią, porównaniem, czyli siłą rzeczy nieprawdą i pozorem! Jeśli tak, to wszystkie nasze ziemskie wyliczenia nie przystają do natury zaświatów. Są pozorne, błędne, więc wyniki i wnioski z nich wyciągnięte przybliżają mnie do Piekła!
– I jak się pan czuje? – zagaił lekarz.
– Ciepło, nie zimno! – wymajaczyłem.
– Mówił pan coś?
– Zimno, tak zimno! Czekaj pan, nie, gorąco, tam jest gorąco!
– To zimno, czy gorąco, zdecyduj się pan wreszcie! – zdenerwował się lekarz.
– Nie wiem, nie wiem, co robić, ciepło, zimno, ciepło, zimno…
– Siostro! Adrenalina! Szybko! Mamy zapaść!
Wskutek dodatkowych leków, jak wiecie, byłem przytomny podczas operacji. Skoro nie zasnąłem, to nie mogłem umrzeć. Anioł, który przepowiedział mój zgon, stał w rogu sali operacyjnej i rwał włosy z głowy.