Słońce pomału zachodziło za borem przeświecając przez zielone jak trawa na wiosnę liście grabi i dębów. Nadchodził zmrok i ta przyjazna za dnia okolica zmieniała się nie do poznania w okolicę straszną, i ponurą niby opuszczone przez boga i ludzi zamczysko. Zajączki, sarny i inne leśne zwierzątka, kuliły się w norach szukając ciepła i pociechy w futrach swych towarzyszy swojej nie doli, sowy hukały głośno, i ponuro kryjąc się w leśnych odmętach, a stada lejków, które to tubylcy uwarzyli jako zwiastuny niewszczęcia wyły dziko i tłukły się do okien.
-Lejki się tłuką– zauważył filozoficznie ubrany na czarno jeździec nakładając kaptur głębiej na głowę -śmierć musi tańcować po okolicy
Ale nie otrzymał odpowiedzi na swoją uwagę, bo jechał sam i mówił do swojego konia, który nazywał się Srebrno-grzywy, i nie umiał mówić, bo, był zwykłym koniem, ale ze był nie zwykle mądry to zarżał smutno w odpowiedzi, bo zgadzał się ze się ze swoim Panem w 100 procentach.
Jeździec miał na imię Tryper Ar'Adal i był Pół-elfem. Ale nie był zwykłym Pół-Elfem, bo po ojcu był Pół-wampirem. Na dodatek był Wybrańcem, bo miał w sobie królewska krew swojej matki Królowej Leśnych Elfów, dlatego, nie straszne mu były leśne odmęty nawet nocą, ale nie mógł wyjawić swojego pochodzenia, gdyż romans stojącej po Jasnej Stronie Mocy Elfki z będącym Dziecięciem Nocy Wampirem nie byłby dobrze widziany na królewskim dworze i mógłby narobić jego Matce kłopotów. Dlatego Królowa Elfów gdy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży , zaczęła ukrywać ciążę obwiązując sobie brzuch pasami z prześcieradła, a jak wymiotowała to mówiła, że to przez alergie co ją miała od dziecka. A kiedy mały Tryper przyszedł na świat to Królowa przebrała się za swoja służącą Anastazję i choć serce jej pękało na myśl o podrzuceniu swojego dziecka, bo mały Tryper był ślicznym bobasem z zaostrzonymi uszkami, i swoją śliczną błyszczącą w słonecznym blasku skórą, i trzymał ją za mały palec, jakby chciał poprosić „Mamo! Nie zostawiaj mnie!” to była odpowiedzialną Władczynią, i wiedziała, że nie morze przekładać swojego szczęścia nad Dobro Królestwa Elfów. Dlatego ukradkiem opuściła swój zamek i zaniosła niemowlę owinięte w pieluszki do klasztoru Bractwa Wojujących Mieczy, który na szczęście znajdował w pobliżu, więc nie musiała się długo włóczyć samotnie po nocy. Zostawiła kołyskę z pacholęciem tuż pod bramą klasztoru dołączając karteczkę, na której napisała, że to dziecko jest synem jej, Królowej Elfów, ale to tajemnica i prosi, żeby zakonnicy wychowali go jak swojego syna i żeby w przyszłości walczył ze Złem, aby wywabić plamę z jej honoru, która była spowodowana tym, ze podała się miłości i legła z Wampirem. I tak też się stało. A Królowa zapukała do bramy zęby zakonnicy wiedzieli, że ktoś do nich zapukał po czym odwracając się, na pięcie szybciutko wróciła do Zamku.
Tryper przez lata nie wiedział, kto jest jego matką i żył spokojnie w klasztorze ucząc się szermierki, i władania mieczem, ale ponieważ niedawno się dowiedział, gdyż skończywszy 18 lat i stając się pełnoletni Lord Dowódca Bractwa uznał, że powinien wyznać mu tę szokującą wiadomość, postanowił wypełnić dziedzictwo Królowej Elfów, i ruszyć w świat, by walczyć ze Złem. Zapytał więc Lorda Dowódcę, gdzie jest najbliższe Zło do wyplewienia, a ten mu odrzekł, że w Tajemniczym Lesie gdzie od lat w pełnię giną ludzie i bydło domowe, i było wiele skarg, więc Tryper nie wahał się ani przez minutę, tylko ucałował Lorda na pożegnanie, zarzucił na plecy swoje dwa dwuręczne, srebrne miecze i 3-funtowy, refleksowy łuk, po czym wskoczywszy na swojego ulubionego karego wałacha, ściągnął lejce, i popędził, ku przeznaczeniu, w to owiane tajemnicą i grozą miejsce.
I teraz właśnie dotarł tutaj, gdzie zaprowadził go, nieprzenikniony, Los.
Usłyszawszy nagle, cichy hałas w pobliskich chaszczach rzekł spokojnie do swojego konia:
– Zatrzymaj się Srebrno-grzywy tylko tak żeby nikt nie zauważył! Chyba jesteśmy śledzeni!
Mądry wierzchowiec pokiwał łbem i przystanąwszy na propozycji swojego Pana niepostrzeżenie znieruchomiał. Pół-elf zsunął się dyskretnie z jego srebrnego grzbietu, ale nim zdołał wyciągnąć miecze z tylnej pochwy głos z zarośli rozkazał mu głosem nie znoszącym sprzeciwu
-Ani drgnij Parszywy Krwiopijco! Bo wpakuję Ci strzałę prosto w serce.
-Nie jestem Krwiopijcą!- Oburzył się Tryper i mówił prawdę, bo po matce był zadeklarowanym wegetarianinem, i jaroszem, i nie pił krwi tylko czasem lubił przekąsić surowe mięso.
-Nie kłam Wampirzy Podmiocie! – Zawołał znowu głos, ale Tryper wiedział, że nie należy go słuchać, bo jak ktoś nie słucha argumentów rozmówcy, to nie ma z nim o czym rozmawiać tylko działać.
Poza tym nie bał się, że zostanie zabity przez strzałę, bo po ojcu, Wampirze odziedziczył trochę jego Mocy i zgładzić go mogło jedynie spenetrowanie olchowym kołkiem. Wyszarpał zatem spod swojego siodła ogromny łuk i odskakując od konia nałożył na cięciwę 3 strzały. Chciał schować się za końskim zadem i strzelać za jego winkla, ale ogon ogiera zasłaniał mu krzaki. Wyskoczył, więc zza pleców swojego wierzchowca i począł szyć z łuku do nie widocznego wroga. Zmrużył oczy, także soczewki tak mu się rozszerzyły, że ze szmaragdowo-zielonych źrenic został tylko ledwie-widoczny rąbek przypominający księżyc w nowiu, który pozwalał mu lepiej widzieć i strzelać nawet w egipskich ciemnościach. Żeby zaś nie zostać trafionym, nie stał w miejscu tylko robił uniki i skakał na lewo, i prawo nie przestawszy zakładać strzał na cięciwę i zasypując nie przyjaciela istnym gradem pocisków. Nie zdążył się nawet zdyszeć od tego skakania, gdy z buszu wyłoniła się odziana w trawiastą zieleń smukła postać i odrzuciwszy krótki prosty łuk ruszyła na niego z obnażonym mieczem i dzikim krzykiem na ustach.
Niewiele myśląc Tryper również rzucił łuk w kat, bo będąc obrońcom sprawiedliwości nie mógł niecnie wykorzystywać przewagi bojowej, tylko szybkim gestem wyciągnął zza pleców swe dwa potężne miecze i wykręciwszy nimi młynka ruszył na przeciwnika. Ten wykonał błyskawiczną zastawę rzucają się w bok i musiał przyznać, że ma do czynienia z prawdziwym fechmistrzem. Odrzucił więc na bok skrupuły i przywołując lata szkolenia w Bractwie, machnął młynka oboma swoimi mieczami, ale żeby zdezorientować okupanta, jednym kręcił do przodu, a drugim w poprzek. Była to parada, która nazywała się Taniec Ostrzy i słyszał o niej każdy szermierz na świecie, ale niewielu miało okazję podziwiać ja na własne oczy, więc gdy zobaczył go wróg przeląkł się nienażarty i zobaczył, że ma do czynienia z prawdziwym Mistrzem. Przez to stracił serce do walki, więc Tryper rozbroił go jednym ciosem mieczy. Trochę się bał, że nie zdoła powściągnąć swej nadludzkiej siły i odrąbie adwersarzowi obie dłonie, ale zostało mu trochę rozumu, także zdążył wypuścić oręż, i przyjął cios na gruby skórzany nagolennik.
Tryper odetchnął z ulgą, że obyło się bez krwi, bo chociaż jej nie pijał to widok buchającej z oderżniętych dłoni posoki mógłby przemóc jego skrupuły i rzuciwszy się na ofiarę zaczął, by chłeptać życiodajny płyn w prost z broczących krwią ran, co źle, by świadczyło o Obrońcy Sprawiedliwości. Na szczęście udało się mu uniknąć podobnie niefortunnej sytuacji.
Unieruchomił więc przeciwnika więżąc jego ramiona w stalowym uścisku swych rąk i odrzucił skrywający głowę najeźdźcy kaptur.
-O, rany… – Wyszeptał z przejęciem, a Srebrno-grzywy skinął łbem potwierdzając jego zdziwienie.
Za turkusowym skórzanym kapturem kryła się, bowiem, piękna jak u leśnej boginki dziewczęca twarz. Miała prosty piegowaty nosek i oczy błękitne jak rosnące nad pobliskim strumieniem niezapominajki (które początkowo były wypełnione rządzą mordu, ale ta znikała w miarę jak trwała w uścisku Trypra) oraz usta w kolorze świeżych malin, a na jej szyi lśnił naszyjnik z zielonych beryli. Wpatrywała się z podobną fascynacją w krępującego ją Pół-elfa, bo też zerwał z twarzy swój kaptur i objawił całemu światu swe przystojne oblicze lśniące leciutko w srebrnym świetle nowiu, a ona chowała się sama w puszczy, i nie widział dotąd równie pięknego mężczyzny. Poczuła w sobie dziwne ciepło, a jej dziewicza pierś zafalowała niczym łany zbóż pieszczone łagodnym, letnim zefirem. Spojrzała na ostre końce jego rzeźbionych niczym w marmurze uszu i przyznała
-Na prawdę nie jesteś Wampirem, a bynajmniej nie takim 100-procentowym
-Nie. Jestem synem Królowej Leśnych Elfów i przybyłem, by wyplewić lęgnące się tutaj Zło. – Wyjaśnił nieco zmieszany, bo zdradzał jej tajemnicę, ale czuł, że jest jej winien wyjaśnienia, bo wydawała się taka piękna i niewinna, że nie mogła być zła, tylko pewnie padła ofiarą życiowych perypetii. – a ty, kim jesteś? Boginią? Czy masz coś wspólnego z morderstwami, które miały tutaj miejsce?
-Nie jestem Boginią. – Powiedziała smutno. – Tylko zwykłą dziewczyną. Ale moi rodzice porzucili mnie w lesie, kiedy byłam jeszcze niemowlęciem i przygarnął mnie Krwawy Bug, który włada tutejszym Borem. Uczynił mnie swoją córką i Strużką swych Ziem. Krwawy Bug nie lubi, kiedy ktoś wchodzi do puszczy i nie pokoi jego poddanych. Starałam się wyganiać stad intruzów, ale niektórzy przemykali nie zauważenie, bo to duży las, a ja jestem sama jedna. I ginęli nieszczęśni z ręki mojego przyrodniego ojca. Widzisz, nie zawsze zgadzam się z jego zamiarami, ale prócz jego nikogo nie obchodzę i nawet nie wiem jak dałabym radę żyć bez jego pomocy.
-Mnie obchodzisz i chętnie się Tobą zaopiekuję. – Zaofiarował się rycersko Tryper, bo dziewczyna była naprawdę ładna i bardzo mu się podobała. – Nie mam do Ciebie żalu, bo jesteś tylko niewinną ofiarą nie sprzyjających okoliczności. Ale niestety muszę zabić Twojego przyrodniego ojca, gdyż nawet Bug nie może sobie tak bezkarnie chodzić i zabijać zabłąkanych wieśniaków. Przykro mi. Musisz mi powiedzieć, gdzie go znajdę.
-Na szczycie tego wzgórza między korzeniami prawiecznego dębu jest jaskinia. – Wyjaśniła niechętnie. – Tam jest wejście do jego Pałacu. A jednak kłamałeś… Nic Cię nie obchodzę… Nic a nic… – zaszlochała i wybuchła płaczem.
– Nie mów tak! Obchodzisz mnie! – Zaprotestował Tryper patrząc zbaraniały na łkająca jak bóbr niewiastę.
– Tak?!! A wiesz, co się stanie, jeśli przegrasz, a Krwawy Bug dowie się, że Ci pomogłam??!
Tryper popatrzył na zapłakaną blondynkę z szacunkiem, bo okazała się nie dość, że ładna to jeszcze inteligentna. Pomyślał przez chwilę.
– Nie martw się moja piękna. – Odezwał się po chwili. – Przywiążę Cię do drzewa. Jeśli wygram z Twoim przybranym ojcem wrócę, uwolnię Cię i będziemy żyć długo i szczęśliwie. A jeśli wygra on to będziesz mogła się bronić, że Cię zmusiłem do współpracy.
I tak zrobił. Przywiązał lejcami swojego ogiera dziewczynę do najbliższej sosny, a potem rozczochrał jej włosy i rozerwał koszulę oraz pomacał trochę po piersiach, żeby sytuacja wyglądała wiarygodniej.
Niemal już skoczył na grzbiet Srebrno-grzyw-ego, uświadomiwszy sobie, że jego przyszła wybranka jest całkiem bezbronna, a las jest pełen wilków, niedźwiedzi i innych , dzikich bestii. Chcąc nie chcąc szepnął do dzielnego wierzchowca:
– Zostań tutaj i broń Jej mój czworonożny przyjacielu. W dalszą drogę muszę ruszyć sam. Teraz, bynajmniej, wiem, gdzie szukać Krwawego Boga. Ufam Ci, bo jesteś najmądrzejszym koniem, jakiego znam.
Poklepał pocieszająco wałacha po pysku, pomachał, na pożegnanie, do jasnowłosej dziewczyny i ruszył w ciemność ku swojemu Przeznaczeniu.