- Opowiadanie: Ardrarg Wardcrown - Werwan

Werwan

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Werwan

Werwan wracał do domu o wiele później niż zazwyczaj. Zatrzymał go natłok papierkowej roboty, związanej z ostatnimi dziwnymi wydarzeniami, w których miał nieprzyjemność brać udział. „To na pewno oni, chcą mnie zmęczyć, dają znać iż o mnie wiedzą, te wszystkie dziwne akcje.” – myślał. Szedł zwyczajną dla siebie drogą, jak co dzień. Właśnie odniósł wrażenie, że ktoś za nim podąża. Odwrócił się ale nie zauważył nic nadzwyczajnego. Jednak uczucie pozostało, od teraz starał się niespostrzeżeni sprawdzać co się dzieje za nim. Pokonał większość drogi, nadal nie odkrywając źródła swego niepokoju, zaczynał się uspokajać. Dochodził już do dzielnicy, w której mieszka, gdy nagle jego serce przyspieszyło. Teraz jest pewien. Jest śledzony. Od samego początku drogi idzie za nim ten sam łysy facet w okularach. Trzymał się zbyt daleko aby spostrzec coś więcej. Teraz jednak kiedy wszedł do opustoszałej części miasta stało się to oczywiste. Zbir przyspieszył wyraźnie zmniejszając dystans jaki ich dzielił. Werwan nerwowo rozejrzał się szukając drogi ucieczki, do najbliższego skrzyżowania zostało mu około pięćset metrów, gdyby zaczął natychmiast biec miał by szanse, na skrzyżowaniu skręcił by w lewo w gęste alejki i klucząc nimi łatwo by zniknął. Już miał ruszyć gdy na skrzyżowanie wjechał czarny samochód z przyciemnianymi szybami, odcinając jedyną drogę ucieczki, całkowicie blokując wąską uliczkę. Łysy facet tymczasem był coraz bliżej, Werwan obejrzał się szybko – „Skądś znam tę łysinę” – pomyślał, zrobił jeszcze kilka kroków i poczuł rękę zaciskającą się na jego ramieniu.

– Pójdziesz z nami, mamy do ciebie interes. Skręć teraz w lewo – usłyszał szept za plecami, teraz już wiedział kto go śledził wszędzie rozpoznał by ten głos. Skręcili w ślepą uliczkę prawie pozbawioną światła.

–Macie do mnie interes? – zapytał –Więc to jakaś grubsza sprawa skoro nie przyszedłeś sam. Więc to cały czas byłeś ty, wielka szycha, obrońca sprawiedliwości.

Chciał grać do końca, że tak naprawdę nie wie o co chodzi. Zgasły latarnie na całej ulicy, pozostała tylko blada poświata rzucana przez księżyc.

– Hah, to nie tylko ja, a sprawa jest grubsza niż możesz sądzić – mówił już normalnie, z wyraźną drwiną w głosie – Ostatnio zbliżyłeś się do nas troszkę za bardzo… Nie nadajesz się już do wypełniani roli, którą pozwoliliśmy ci odgrywać. Byłeś przydatny aby stwarzać pozory, pozorne szanse na złapanie nas za rękę. Zresztą, mamy tam już tylu ludzi iż niedługo nikt nie będzie potrzebny. To, że tu jesteśmy powinno ci schlebiać, nikt nie przewidział, że okażesz się aż tak skuteczny.

– Zawsze przeczuwałem że tak naprawdę nie masz kręgosłupa ale upadłeś o wiele niżej niż był bym w stanie to sobie wyobrazić. I gdzie są twoi pomocnicy? Nie myśl, że łatwo będzie ci mnie dopaść w tym miejscu.

Plan ucieczki miał już dawno wymyślony, to w końcu jego ulice, jego własne podwórko. Obok stały kosze na śmieci, a dalej już tylko sus na drabinkę ewakuacyjną i tyle go widzieli w tych ciemnościach nie trafią, zresztą nie znalazł nigdy informacji aby zwyczajnie zabijali swoje cele, usuwają niedogodności o wiele ciszej. Szkoda tylko, że nie wiedział jak. Mówiąc to zerwał się do biegu i wtedy tuż przed nim w cieniu zmaterializował się zbir z durnym uśmieszkiem na twarzy, niemalże w tym samym momencie poczuł też chwyt za ramiona. Znów jednak nie docenili go, jednym zwinnym ruchem uwolnił się z chwytu, ręką od razu sięgając po broń, praktycznie bez celowania, strzelił, facet przed nim padł. Wbił łokieć w żebra temu za nim, płynny obrót, strzał, dwóch wyeliminowanych. Jednak tym razem to on się przeliczył , poczuł lufę przy samej szyi, która zmaterializowała się wraz z właścicielem, następna z drugiej strony oraz po jednym z przodu i z tyłu. Nie była to broń palna, dostał zastrzyk, sparaliżowało mu wszystkie mięśnie od dołu do góry i wylądował w ramionach jednego z oprawców.

– Skończcie się bawić debile – powiedział łysy facet – nie jesteście w stanie schwytać jednego, drobnego mężczyzny? Załadujcie go i posprzątajcie po tych dwóch idiotach. – uśmiechnął się – widzisz przyjacielu jesteś na to za malutki, a pamiętasz jak proponowałem Ci abyś zrezygnował z tej sprawy? Naprawdę cię lubiłem. W tym momencie Werwan poczuł kolejną igłę i po chwili stracił przytomność.

Powoli dochodził do siebie, oprzytomniał ale nie miał władzy w mięśniach nie był w stanie otworzyć oczu ani ust. Po czym znów osunął się w ciemność. Następnym razem to samo, przytomny ale ciało jak kłoda. Teraz w końcu ocknął się i było inaczej, od razu uniósł powieki. Znajdował się w wielkim hangarze między kilkoma innymi bezwładnymi osobami ale tylko on podnosił głowę. Nie miał na sobie żadnych ubrań. Wszędzie naokoło stały jakieś dziwne urządzenia, których przeznaczenia nie znał. Dalej z jednej strony pomieszczenia krzątała się grupa ludzi w białych fartuchach a inni w takich samych strojach obsługiwali komputery. Z drugiej strony przemknęło kilka osób w szarych kombinezonach. Na jednej ze ścian znajdowały się podnoszone metalowe drzwi. Całe pomieszczenie było wymalowane na nieskazitelny, biały kolor, wszędzie naokoło biel, ściany oraz podłoga.

–Witam w naszym małym laboratorium. Teraz gdy twój mózg już w pełni funkcjonuje zobaczysz dalszą część przedstawienia. Na razie powiem tylko iż wszystkie informacje przez ciebie zdobyte były prawdziwe – wyszczerzył się – pewnie już się domyślasz co chcemy z tobą zrobić. Tak cię to interesowało, teraz nawet pozwolimy ci odczuć jak to działa, sam się przekonasz jaka to cudowna technologia – uśmiech nie schodził mu z twarzy – Świat leży u naszych stóp. – dodał – Chłopaki bierzcie go i podłączcie do „kuli” . – Mężczyźni w szarych kombinezonach  zakneblowali go, spięli mu nogi i ręce pasami, choć i tak nie miał w nich na tyle władzy aby zrobić cokolwiek. Unieśli go i ruszyli w lewy róg pomieszczenia, minęli wielkie metalowe ustrojstwo wyposażone w szklane szybki o nieznanym przeznaczeniu, po czym jego oczom ukazała się fotel wyglądający trochę jak krzesło elektryczne tyle że z wielką czarną kulą w miejscu gdzie wypadałaby głowa osoby siedzącej. –„Więc jednak…” – dopiero teraz uderzyło go to w jak fatalnej sytuacji się znalazł – „Tego się bałem, dlatego chciałem się wycofać, zakończyć to jak najszybciej. Mówiłem im, że mnie mają… jebać – odrobinę spokojniejszy i tym razem jedna z jego cech mu pomoże, spokój i pozorna obojętność nawet w najgorszym gównie – „Jeśli chcą mi to zrobić muszę być opanowany, spokojny to powinno zwiększyć moje szanse, zresztą mam tyle tego ich gówna w żyłach, ledwo czuję cokolwiek poza własną głową. Jeszcze się zdziwią, jeszcze mnie nie mają.” – zamknął oczy wmawiając sobie iż jest gotów na wszystko co najgorsze. Ogolili mu głowę, umocowali ją na sztywno i podłączyli kilka białych elektrod, a nawet wwiercili się bezpośrednio w czaszkę, zainstalowali przewód po czym przymocowali go do tego tajemniczego krzesła i zamknęli głowę w czarnej jak noc kuli.  Obok przy maszynerii siedziała już grupa ludzi, wyglądało to jakby mieli zaraz pokierować co najmniej lotem na Marsa.

– Osobnik zabezpieczony i gotowy do rozpoczęcia procedury – padło gdzieś z boku.

– No Werwan naprawdę mi przykro, teraz czeka cię najgorszy lot w twoim życiu. Rozpocząć procedurę czytania.

Urządzenie zostało włączone, ludzie przy stanowiskach natychmiast zmienili postawę z wielką uwagą śledząc wskazania na swoich wyświetlaczach i mówiąc coś jeden do drugiego.

– Pamiętajcie staramy się wyrządzić możliwie jak najmniej szkód, wiem że nie muszę wam tego powtarzać ale doprowadzenie zabiegu do końca nie doprowadzając człowieka do śmierci lub bez zmieniania go w roślinę pozwoli zebrać nowe cenne dane. Teraz do roboty.

Przerażający, piskliwy dźwięk przeszył uwięzioną głowę powodując niesamowity ból jak gdyby pękała czaszka. Słyszał to tylko on. Wspomnienia nie przywoływane, same zaczęły napływać. Obrazy pojawiały się całymi seriami, pomieszane w bezsensowny film. Odczucia z przeszłości dokładne, wyraźne i takie żywe… Werwan nie siedział już na czarnym fotelu w białym hangarze lecz znów miał kilka lat i biegał za piłką z innymi chłopakami. Teraz, trochę starszy wrócił do domu, ojciec znów pijany do nieprzytomności, matka w niewiele lepszym stanie leżała pobita w kącie. Następnie to on stał przed ojcem ze spuszczoną głową, wiedział że dostaje za nic, dla zachcianki pijanego głupca, spokojnie by z nim wygrał w tym stanie, ale to przecież ojciec, prawda? Ciało uwięzione w maszynie zaczęło się trząść, spod kuli wypłynęły łzy.

– Panowie nie tak daleko, nie tak intensywnie. – łysy mężczyzna odwrócił głowę od jednego z wyświetlaczy – To ustrojstwo ciężko skalibrować, każdy ma przeżycia o różnej intensywności ale chyba zdołaliście zauważyć, że to czego szukamy jest o wiele płyciej? Po co tu do chuja jesteście?

Gwałtownie ruszył na przód, właśnie trafił do domu wujka, rozpoczęcie studiów, tu na chwilę znów stanął dłużej, po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłą dziewczynę, stała pośrodku korytarza tak piękna i chyba ona też na niego patrzyła, taka nierzeczywista.

– Reagujcie kurwa szybciej, nie wytrzyma tego! – dodał wściekły – Musimy uruchomić procedurę numer dwa. To mnie potem rozliczą.

Werwan znów skoczył naprzód, jego ciało całe drgało. Pierwsza praca, pierwsze zlecenia, awanse

– Dobra macie go, to tutaj. Uporządkujcie ten obszar zgodnie z instrukcjami. Nie ruszamy osobowości.

Było widać iż nadzorującemu pracę mężczyźnie daleko do zadowolenia, ale starał się opanowywać. Stał dłuższą chwilę obserwując sytuację:

– Chyba nie jest najgorzej. Przygotujcie się aby go odwiązać i od razu zbadać wszystkie funkcje życiowe. I posprzątajcie to, gówno mu spływa po nogach. Tylko ja poczułem, że się zesrał?

 

Werwan oblany potem miotał się w swoim łóżku. Zerwał się nagle. Śniło mu się, że boli go głowa. Głowa bolała go nie tylko we śnie, na jawie było o wiele gorzej, potworny ucisk w czaszce ledwo pozwalał mu otworzyć oczy. Z wysiłkiem wstał i poszedł do kuchni zażyć jakiś proszek, napić się wody bo suszyło go ja na najgorszym kacu. Po drodze prawie się przewrócił w wyjątkowo dziwny sposób aż przyszła mu do głowy myśl, że jakby szedł pierwszy raz. Zwalił winę na ten nieustępliwy, narastający, przeraźliwy i nieznanej przyczyny ból. Gdy znów się położył przypomniał sobie co mu się śniło, dziwaczny koszmar. Otworzył oczy leżał w małym pomieszczeniu na białych kafelkach, cały pokryty maziowatym płynem, oczy bolały go od patrzenia. Przed nim stały dwie osoby w kitlach i rękawicach. Zauważyli, że na nich patrzy jeden szybko podbiegł i zamknął mu oczy i trzymał dłoń na powiekach aby czasem znów ich nie podniósł. Dobiegł go głos zdecydowanie kobiecy który coś mówił, czuł w tym głosie zdenerwowanie. Drugi mu odpowiedział mówił krótko po czym ukłucie w szyję i odpłynął. Po chwili rozmyślań nadal nie miał pojęcia czemu nie wie co mówili ludzie w pomieszczeniu. Czyżby śnił sen o ludziach mówiących w języku, którego nie zna? Czy to w ogóle jest możliwe? Proszek zaczął działać, sen znów do niego przyszedł. Postanowił zostawić tę zagadkę i zasnął.

 

Para siedziała na kanapie w ciemnym pokoju, niedużego mieszkania w milczeniu oglądając film. Tak naprawdę tylko patrzyli w kierunku ekranu, a panujący spokój był pozorny i oboje o tym wiedzieli, lecz nie chcieli tego przerywać. Mężczyzna w końcu postanowił się odezwać, wcale nie miał ochoty tego robić, zdawał sobie sprawę z reakcji z jaką się spotka. Jednak musiał, to było zbyt ważne.

– Mam do ciebie prośbę. Niedużą, nic trudnego ale proszę nie dopytuj o nic. – Zaczął trochę nerwowo mężczyzna, bawiący się łyżeczką, którą przed chwilą wyjadał lody. Chciał wypaść możliwie spokojnie.

– Znów zaczynasz? – kobieta spojrzała na niego z przykrym wyrazem twarzy – Nie wiem co tam robisz. Wiem, wiem nie możesz nic nikomu mówić. To nie mów. Zostaw to. Wyjedź… – urwała, zdała sobie sprawę, że prowadziła już tę rozmowę i zna odpowiedź. Nie ma ochoty na jej powtórkę.

– Dobrze wiesz, że to niemożliwe, tak z dnia na dzień. Mam zobowiązania, nie mogę tak tego rzucić. Nie potrafiłbym spojrzeć w lustro gdybym tak zwyczajnie stchórzył. Muszę to pociągnąć jeszcze jakiś czas, potem zniknę – spojrzał w jej oczy – My znikniemy. Jeśli tylko będziesz chciała zniknąć ze mną. – Dalej patrząc w te wielki błękitne oczy. Odłożył łyżeczkę, przybrał możliwie najspokojniejszy wyraz twarzy – To nic takiego. – sięgnął do kieszeni – Po prostu chciałbym abyś to wzięła, nieistotne co znajduje się w środku. Wiesz, że nigdy nie wpakowałbym cię w nic dziwnego. Weź go i oddaj mi za jakiś czas… – nie wytrzymał, niekontrolowanie przełknął ślinę nie potrafił kłamać jej prosto w oczy – … jak jak – nie wytrzymał, zająknął się – byś zauważyła, że jestem jakiś inny, obcy. – Dodał niezbyt zadowolony z siebie wyciągnął rękę z malutkim, dobrze zabezpieczonym zawiniątkiem – może nigdy nie zajdzie taka potrzeba. Proszę to dla mnie ważne. – trafił na jej spojrzenie mimo iż starał się go uniknąć.

– Żadnych pytań, tak? – po chwili dodała z wyrzutem – I co myślisz, że to takie łatwe? Na co dzień widzieć jak coś cię gnębi? Budzisz się czasem w nocy zadyszany. – Była bliska płaczu ale zdeterminowana aby wytrzymać, nie martwić go bardziej jej złym humorem. Wyciągnęła rękę i schowała przedmiot do kieszeni. – Nie mówisz nic o tym co robisz, ale ja cię znam, po prostu znam cię – zadrżał jej głos, szybko się opanowała – mam oczy i widzę, że nie jest dobrze.

– Dziękuję – uśmiechnął się najszczerzej jak tylko teraz potrafił – Wiesz, że jesteś najkochańszą osobą na świecie? Ale co cię skłoniło aby być z takim samolubnym draniem jak ja, co? – roześmiał się, możliwie jak najszczerzej – To ten mój urok, co? Zawsze działał. – Chciał choć trochę rozluźnić wprowadzoną przez siebie ciężką atmosferę, nie chciał aby wieczór upłynął w niej do końca. Nie był jednak zadowolony z usiłowanego żartu.

– Nie słódź już tak sobie – pociągnęła dowcip – żal mi cię było. I znów z żalu zniknę razem z tobą, żebyś czasem nie był samotny na wygnaniu.

Przygotowany przez Werwana plan był prosty. Chciał się zabezpieczyć na wypadek gdyby śledzona organizacja rzeczywiście miała dostęp do technologii pozwalającej mieszać we wspomnieniach. Pewien informator zarzekał się nawet iż udoskonalili metody hodowli klonów. W kilka miesięcy osiągają ciało dorosłego człowieka, a przez odpowiednią stymulację także odpowiednie umięśnienie, potrafią nadać im też wszystkie cechy osoby sklonowanej, niezależne od DNA. Jeśli się za niego wezmą, zanim zdąży się odsunąć, a kto wie może i potem. Zapewne wymażą mu wszystkie ważne wspomnienia związane ze sprawą lub je zmodyfikują tak aby zostały same śmieci zamiast prawdziwych materiałów które zdobył. Już jakiś czas temu przygotował dwa takie same dyski, każdy z inną zawartością jeden z dowodami drugi z dowodami oraz pewnym dodatkiem od siebie. Od samego początku wmawia sobie, że dysk jest tylko jeden ten w jego szufladzie i są tam tylko dowody największej wagi. Musi to sobie zakodować, musi to być pierwsza myśl, przeważająca nad świadomością iż istnieje dysk drugi. Zastosować autohipnozę, usunąć ze świadomości dysk zostawiony w rękach ostatniej, zaufanej osoby. Jego przewaga polega na tym, że maszyny do czytania wspomnień ponoć nie pozwalają odczytać wszystkiego bardzo dokładnie i wie zawczasu co może go czekać, może spróbować się przygotować, ocalić cokolwiek. Jeśli sam uwierzy, że dysk jest tylko jeden to i maszyna nie doszuka się tego drugiego. W razie gdyby doszło do najgorszego, podczas badania sam w miarę możliwości podsuwać będzie myśl o dysku leżącym w szufladzie w biurku. Tymczasem wszystko przetrwa bezpiecznie schowane u niej, a ona, ona na pewno zauważy iż coś jest nie tak, choć by była to drobna zmiana. Musi ich przechytrzyć zbyt wiele wysiłków włożył w tę pracę, na zbyt wiele się naraża aby pozwolić im wygrać. Jest już tak cholernie blisko sedna, czuł to i dlatego bał się coraz bardziej. Cały ten plan oparty jest na niepotwierdzonych informacjach i domysłach na temat nie znanej mu technologii.

Koniec

Komentarze

500 metrów – słownie

miał by – miałby 

był bym – byłbym 

a pamiętasz jak proponowałem Ci abyś zrezygnował z tej sprawy – Ci mała literą, bo to nie list

Gwałtownie ruszył na przód – naprzód 

Zapis dialogów skopany.

Przecinki wołają chórem: “Użyj nas!”

Bardzo męczący tekst, a właściwie blok tekstu, niestety – znowu pudło.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Znów ściana tekstu. Nieco więcej akcji niż poprzednio, ale napisane tak fatalnie, że nie robi to większej różnicy.

Autorze – ​publikowanie tekstów jeden po drugim nie jest dobrym pomysłem. Po pierwszym opowiadaniu daj czytelnikom czas, poczekaj na uwagi, rozważ je, zastosuj w kolejnym tekście i dopiero potem publikuj drugi.

 

Hmm... Dlaczego?

Ardrargu, z prawdziwą przykrością wyznaję, że choć przeczytałam Werwana, nie wiem, o czym jest opowiadanie.

Często nie mogłam się zorientować, gdzie jakiś wątek się kończy, a inny zaczyna, tekst zlewa się, co szalenie utrudnia czytanie, postaci niby są, ale kto zacz, już nie wiadomo. Opisujesz jakieś zdarzenia, jakieś doświadczenia, jakieś spotkanie, ale to wszystko jest tak mętne i niezrozumiałe, że opowiadanie do mnie zupełnie nie trafiło.

Nie najlepszego wrażenia dopełnia fatalne wykonanie.

 

We­rwan obej­rzał się szyb­ko za sie­bie… – Masło maślane. Czy można się obejrzeć przed siebie?

Proponuję: …We­rwan obej­rzał się szyb­ko… Lub: …We­rwan szybko spojrzał za sie­bie

 

–„Skądś znam tę ły­si­nę” – po­my­ślał… – Brak spacji po pierwszej półpauzie.

 

hah, to nie tylko ja… – Dialog rozpoczynamy wielką literą.

 

nie był wsta­nie otwo­rzyć oczu ani ust. – …nie był w sta­nie otwo­rzyć oczu ani ust.

 

Na­stęp­nym razem to samo, przy­tom­ny ale ciało jak kłoda. Tym razem w końcu ock­nął się i było ina­czej, od razu uniósł po­wie­ki. – Powtórzenia.

 

Wszę­dzie na około stały ja­kieś dziw­ne urzą­dze­nia… – Wszę­dzie naokoło stały ja­kieś dziw­ne urzą­dze­nia

 

wszę­dzie na około biel… – …wszę­dzie naokoło biel

 

w miej­scu gdzie wy­pa­dał by głowa osoby sie­dzą­cej. – …w miej­scu, gdzie wy­pa­dałaby głowa osoby sie­dzą­cej.

 

„Tego się bałem, temu chcia­łem się wy­co­fać… – „Tego się bałem, dlatego chcia­łem się wy­co­fać

 

ledwo czuję co­kol­wiek po za wła­sną głową. – …ledwo czuję co­kol­wiek, poza wła­sną głową.

 

Zgo­li­li mu głowę… – Głowy nie można zgolić, głowę można ogolić.

 

wy­glą­da­ło to jak by mieli zaraz po­kie­ro­wać co naj­mniej lotem na Marsa. – …wy­glą­da­ło to, jakby mieli zaraz po­kie­ro­wać co naj­mniej lotem na Marsa.

 

z pod kuli wy­pły­nę­ły łzy. – …spod kuli wy­pły­nę­ły łzy.

 

stała po środ­ku ko­ry­ta­rza… – …stała pośrod­ku ko­ry­ta­rza

 

We­rwan znów sko­czył na przód… – We­rwan znów sko­czył naprzód

 

myśl, że jak by szedł pierw­szy raz. – …myśl, że jakby szedł pierw­szy raz.

 

Mam do cie­bie proś­bę. Nie dużą, nic trud­ne­go… – Mam do cie­bie proś­bę. Niedużą, nic trud­ne­go

 

Do­brze wiesz, że to nie moż­li­we… – Do­brze wiesz, że to niemoż­li­we

 

Nie po­tra­fił bym spoj­rzeć w lu­stro gdy bym tak zwy­czaj­nie stchó­rzył.Nie po­tra­fiłbym spoj­rzeć w lu­stro, gdybym tak zwy­czaj­nie stchó­rzył.

 

Po pro­stu chciał bym abyś to wzię­ła, nie istot­ne co znaj­du­je się w środ­ku.Po pro­stu chciałbym, abyś to wzię­ła, nieistot­ne, co znaj­du­je się w środ­ku.

 

Wiesz, że nigdy nie wpa­ko­wał bym cię w nic dziw­ne­go.Wiesz, że nigdy nie wpa­ko­wałbym cię w nic dziw­ne­go.

 

Dodał nie zbyt za­do­wo­lo­ny z sie­bie… – Dodał, niezbyt za­do­wo­lo­ny z sie­bie

 

To ten mój urok, co?. – po pytajniku nie stawiamy kropki.

 

Za­sto­so­wać auto hip­no­zę… – Za­sto­so­wać autohip­no­zę

 

W razie gdy by do­szło do naj­gor­sze­go… – W razie gdyby do­szło do naj­gor­sze­go

 

Tym cza­sem wszyst­ko prze­trwa bez­piecz­nie… – Tymcza­sem wszyst­ko prze­trwa bez­piecz­nie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak, również odnoszę wrażenie, że trochę za wiele informacji pozostawiasz sobie. Nie sknerz tak, podziel się z czytelnikiem. ;-) Coś tam zrozumiałam, ale czuję się, jakbym obejrzała kilka krótkich scenek z dwugodzinnego filmu – wystarczy, żeby ustalić gatunek, ale nie, żeby poznać bohaterów i dowiedzieć się, do czego dążą.

Interpunkcja leży i kwiczy. Na przykład wołacze, Ardrargu, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

Dochodził już do dzielnicy, w której mieszka, gdy nagle jego serce przyspieszyło. Teraz jest pewien.

Dlaczego tak przeskakujesz między czasem przeszłym i teraźniejszym?

Od samego początku drogi idzie za nim ten sam łysy facet w okularach. Trzymał się zbyt daleko aby spostrzec coś więcej. Teraz jednak kiedy wszedł do opustoszałej części miasta stało się to oczywiste.

Uważaj na podmioty. Kto wszedł do opustoszałej części miasta, Werwan czy łysy? Dobra, wiem, że obaj, ale o kim mówisz w ostatnim zdaniu? Przecinki po “daleko”, “jednak” i “miasta”.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za rady. Wszystkie są cenne, dopiero zaczynam i z pewnych rzeczy nawet nie zdawałem sobię sprawy. Właściwie w początkowym pomyślę to miało być coś więcej, pewnie temu brakuje informacji. Interpunkcja zawsze sprawiała mi spore problemy, ale staram się nad nią pracować.

Nowa Fantastyka