- Opowiadanie: MagdaLuna - Tylko po bułki

Tylko po bułki

Jako, że sesja zbliża się wielkimi krokami i czasu coraz “więcej” , stwierdziłam, że napiszę krótki tekścik na konkurs.  To mój pierwszy raz tutaj, więc liczę na komentarze :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Tylko po bułki

Wkłada buty powoli wkłada kurtkę. Jest mu gorąco. Nie przestaje…Wkłada czapkę. Odwraca się. Podchodzi bliżej oddycha mocno wkłada stanowczym ruchem. Przekręca. Drzwi odkluczone. Ciemno. Ziąb bije w twarz ulotne ciepło, które owładnęło ciałem tak szybko znikło. Zapaliło się światło. Wątłą, żółtą barwą oblało brudny korytarz. Brudny jak najbrudniejsze myśli.

 

Nienawidzę pracy. Gdyby była człowiekiem… Cierpiałaby…

 

W rozmarzeniu pokonuje pierwsze piętro.

 

Pociąłbym ja tępą żyletką i posypał rany solą. Polał woda potem spirytusem. Podpalił. Ugasił. Wyrwał paznokcie i zmiażdżył palce.

 

Ekscytował się. Podniecał.

Podwórze. Chłodny wiatr owiewa ciało, którym jeszcze przed chwilą wstrząsały spazmy, zły, podły świat.

Ludzie. Niszczy ich postępująca destrukcja. Jakby odpadały kończyny, nos, uszy próbują walczyć. Nie potrafią. Świat pochłonięty czerwienią czeka. Czeka i on. I jest! Wszyscy posłusznie, jak jeden mąż ruszyli. Siła tłumu. Moc współświadomości. Potęga współegzystencji. Szybkim krokiem pokonuje przejście dla pieszych.

Mroźny zimowy powiew układa mu włosy. Wiatr duszą. Słońce rozumem. Powietrze życiem. Z każdym oddechem powstaje. Idzie walczyć. Choćby miał zginąć przeżyje. Śmierć to już, czy jeszcze agonia.

I weszł do starej knajpki która znajdowała się za rogiem by zjeść śniadanie.

-Musk w aleosie poproszę dwie na miejscu porcje!- Powiedział do kelnerki powłóczącej rękoma, gdy podchodziła po zamówienie.

Bary podrzędnej obsługi. Nie cierpiał. Ich… Och… Ech… Łza spłynęła po policzku. Kelnerka wróciła oplątana zapachem perfum taniej marki z talerzem. Smarknął mocno na naczynie kobieta rzuciła rachunek. Dopiero teraz podniósł głowę i spojrzał na nią. Kolejna szczebel ewaluacji. Gdzieś tusz tusz obok człowieków. Żyją, bo się zaadoptowały. Gupie zombie. Myśleć się im zachciało. Wyjrzał przez okno na ludzi. Owładnął wzorkiem ich stroje idiotyczne uśmiechy bezzębne usta zaróżowione policzki pulchne pośladki podniecające bardzo podobne postaci mężczyzn i kobiet. Hermafrodyty. Chciał czuć coś. A nie potrafił nawet stwierdzić, jakiej płci są ludzie za szybą. Kradzieje. Oszukiści. Manilupanci. Tyle wiedział powiedzieć umiał o nich.  Kredują rzeczywistość dla własnych potrzeb. Wbił zęby w musk nadziany na widelec polany zielonym sosem. Szybko zmierzył się z dwiema porcjami. Wezwał kelnerkę.

-Poproszę papierację knajpy. Skąd macie muski? Dane dostawcy. Moja legitymacja? Tak, tak, proszę. Tak, Stacja Walki z Nielegalnym Jedzeniem i Brudem. Tak, kontrola. Ale, że przez to, że zatrudniacie zombie. No skądże. Tym, jeśli już powinien zająć się Rzecznik Równości Ras. Gdzie jest właściciel. A, to Pani, Pani zombiowatość. Dobrze. Proszę pokazać kuchnię. Brudzik tam za rogiem. O i warzywka przygniły troszku. Zdecydowane nie. Oddajemy fartucha. Zamknięte, aż otworzę. Nieodwołalnie. Do widzenia.

 

 

Facet wyszedł na ulicę. Wyrzucił fałszywe dokumenty i przypiął przypinkę „Walczę z zombiakami, bo są frajerami”. Nagle huk. Głośne burczenie w brzuchu wcale nie było oznaką głodu a raczej objawem, że musk się nie przyjął. Wbiegł do najbliższego sklepu. Tabletki! Szybko! Tabletki! Na co? Co się głupio pani pyta? Jak to, na co? Na sraczkę! Co, że niby ja wulgarny, o wypraszam sobie.

I wtedy jego oczom ukazała się ona. Wyłoniła się zza półek z musztardą. Piękna wysoka niosła w ręce wielką kwiecistą torbę o dużych oczach i długich nogach. Na pewno była kobietą. Nie mógł się pomylić. Serce mu podpowiadało. Chwila… w sumie raczej to nie było serce. Bo stanęło. A serce jak staje to jest źle. A to stało. No stało i nie chciało zmienić tego stanu. Opadaj! Spadaj! No spadaj…

– A spadaj pan stąd. To spożywczy! Tu takich medyków nie kupisz!- wrzasła sklepowa.

Menżczyzna spojrzał na nią i faktycznie spadło. Wszystko spadło. Spadło i wypadło nawet to co nie powinno wypłynęło.

– A wie pani już nie potrzebuję.

Bo zobaczył tą, której szukał całe życie i wiedział, że to była ona. Czasem tak jest ze patrzysz i widzisz. I jesteś szczęśliwy. Motylki, jednorożce, tęcze, gwiazdki. I te sprawy. Czujesz się spełniony. To ona! Moja druga połówka! A ją to wali. Przecież przyszła po bułki.

Koniec

Komentarze

Jestem kupiona. Dla mnie super, bo trochę tu poetyckości i filozofowania, które gładko się prześlizgują pomiędzy grafomanią. I tworzą z nią ładny witraż słów i obrazów.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Budujące jest to w tej opowieści, że bohaterowi nic to że musi się poubierać w różne ubrania i buty na nogi a potem iść spazmowanym ciałem wstrząsany i widzieć ludzi z nim współegzystujących mu nie całkiem miłych aż do starej knajpki na śniadanie, a potem kazać ją zamknąć aż do otworzenia, bo najlepsze to jest dopiero to jak na własne oczy ukazuje mu się ona, ta co przyszła po bułki a teraz zrobi z nim drugą połówkę. Ech… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Manilupanci wzruszający. W ogóle to mi się bardzo podobało. Witaj na portalu!

Grafomania w czystej formie – i historia defakto o niczym, a jednak o czymś, i stylistycznie elegancko, i płenta. Fajne.

“A ją to wali“ – aż szczerze zawspółczółem bohaterowi.

Czy to jest sygnaturka?

“Kelnerka wróciła oplątana zapachem perfum taniej marki z talerzem.“ :)

 

“Piękna wysoka niosła w ręce wielką kwiecistą torbę o dużych oczach i długich nogach.“ XD

 

Brak przecinków to potężna broń ;]

 

Mi się.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A, niech Cię, dobre! Kwintesencja mózgowatości grafomańskiej zombiatowowości!

F.S

Dziękuję za pozytywne komentarze! Nie spodziewałam się :D

Ciekawa koncepcja z barem zombiaków, jeszcze nic takiego nie czytałam. No i ten brak przecinków pięknie załatwia niektóre zdania. :-)

Babska logika rządzi!

Finał – mistrzostwo, kurde, świata.

Taki bardzo… No zachwyciłem się, no. Po prostu się zachwyciłem. Cała reszta tekstu, choć raczej ponura i ciężka, prezetuje się też bardzo dobrze, i to nie tylko jako grafomania. Z tymi przecinkami, czy raczej nie-przecinkami, faktycznie, wyszło Ci pięknie.

No i, dzięki wizji gnijących zwłok o zapachu perfum taniej marki z talerzem, od czasu do czasu dorzucających, oczywiście przypadkiem, do rosołku coś od siebie, mamy tu naprawdę srogie bizarro.

 

Ogólnie, multi kulti różnych fajnych motywów.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Finał zaiste zabójczy :) Ale to jednak parodia, nie Grafomania.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka