- Opowiadanie: Agiks - Tajemnicze przebudzenia Misato - Dzień VI i VII

Tajemnicze przebudzenia Misato - Dzień VI i VII

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tajemnicze przebudzenia Misato - Dzień VI i VII

Dom państwa Agashi.

 

Misato zostaje wyrwana ze snu przez odgłos przypominający piekielne trąby wydzierające się wprost do jej ucha. Zrywa się z posłania i czuje niesamowity ból głowy. Próbując zlokalizować źródło nieznośnego dźwięku odkrywa, że zasnęła na kanapie w salonie. Piekielny odgłos nadal wdziera jej się do głowy, ale teraz dziewczyna już rozpoznaje, że to dzwoniący telefon.

– Witaj, skarbie – zaćwierkała pani Agashi w odpowiedzi na ciężkie jak ołów „Halo?” swojej córeczki. – I jak tam? Dajecie sobie jakoś radę sami?

– Taaa – odparła Misa-chan głosem zupełnie pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu.

– Dziwnie brzmisz – zauważyła rodzicielka. – Znowu balowałaś w nocy?

– Ależ skąd, mamo – zaprzeczyła dziewczyna bez większego przekonania w głosie. – Po prostu dobrze mi się spało.

– Oczywiście. – Pani Agashi dyplomatycznie oszczędziła sobie komentarza. – Zresztą, wszystko mi jedno. Wracam dopiero w piątek, więc do tego czasu musicie jakoś sobie radzić… Jeżeli zabraknie wam pieniędzy, to pożyczcie od kogoś. No to pa.

Matka rozłączyła się, a Misa-chan próbowała w jakiś sposób poukładać to sobie wszystko w głowie.

W piątek… Cholera czuję się jak po wielkiej popijawie.

Wody…!

Misa-chan ruszyła do kuchni, by zatankować jakiegoś chłodnego płynu; na kredensie znalazła kilka butelek po piwie. Lodówka ziała pustką, no może z wyjątkiem kilku butelek piwa i paru pustych opakowań po jedzeniu.

To na pewno Taiki.

Kurde… Pewnie wydał na to całą forsę, którą zostawiła mama.

Aaargh! No to dzisiaj idę bez śniadania, ale najpierw zabiję tego bęcwała.

Misato, wrząca z wściekłości, udała się do sypialni brata. Taiki spał sobie w najlepsze, rozwalony na całe łóżko, z otwartą gębą. Agashi powstrzymała się przed uduszeniem go gołymi rękoma i ograniczyła się jedynie do siarczystego policzka – aż ją ręka zabolała – który momentalnie porwał jej braciszka do pozycji siedzącej.

– Dżizas! – zawył chwytając się w miejscu ataku pan student. – Misato!? Odwaliło ci? O, Boże… Mój łeb…

– Ty głupi… parszywy… śmierdzący… ocenzurowano… ocenzurowano… ocenzurowano! – wydarła się Misa-chan. – Jak zwykle wykazałeś się dojrzałością i inteligencją pierwotniaka! Mamy nie będzie do piątku, a ty całą forsę pewnie przechlałeś?!

– Ja pier…ocenzurowano – odezwał się Taiki boleśnie. – Mogłabyś się tak nie wydzierać? Zaraz mi kopuła odleci…

– A żebyś zdechł! – warknęła dziewczyna, zdzieliła go po łbie i ruszyła do drzwi. – Mogłeś chociaż oszczędzić jedzenie w lodówce… Miałabym przynajmniej śniadanie.

W swoim pokoju Misa-chan znalazła kolejną niespodziankę (i nie były to jedynie butelki po piwie) – a mianowicie, w jej kochanym łóżeczku leżeli dwaj nieprzytomni kolesie w jej majtkach na głowach, reszta bielizny walała się po całym pomieszczeniu.

Bez komentarza…

Kolejne dwa pierwotniaki.

Dziewczyna wzięła się za robienie porządków. Po ogarnięciu domu i wyrzuceniu niepotrzebnych śmieci wzięła się za kolegów swojego kochanego braciszka. Nie mając ochoty na jakieś finezyjne lub szczególnie sadystyczne sposoby budzenia, po prostu zrzuciła ich kopniakami na podłogę.

– Bardzo delikatne podejście. – Usłyszała czyjś głos z zagranicznym akcentem.

W drzwiach do jej pokoju stało zjawisko z importu, na dodatek ściskało pod pachami torby z zakupami. Misato zamknęła usta i zakręciła palcem młynek.

– Mój pokój, moje łóżko, moje majtki. Następnym razem może się zastanowią zanim wpadną na podobny pomysł.

– To nie myśmy to wymyślili – wysapały zwłoki z wysiłkiem, podnosząc się z podłogi.

– A co mnie to obchodzi? – odparła Misato pogardliwie, rzuciła każdemu zimne spojrzenie i z przymilnym uśmiechem podeszła do nieznajomego. – Jestem Misato… Czy to, co tam trzymasz – wskazała na zakupy – jest przeznaczone także dla mnie?

– Jeżeli nie masz zamiaru mnie tłuc… – Roześmiał się przystojniak, miał bardzo przyjemny śmiech. – Nazywam się Simon Robertson, miło mi cię poznać, Misato.

Simon był opalonym brunetem z włosami do brody, które niedbale opadały mu na twarz. Jego błękitne tęczówki przywodziły na myśl wody niebieskiej laguny, nietkniętej ludzką stopą – były krystalicznie czyste i bił od nich delikatny blask. Miał na sobie luźne lniane spodnie w grafitowym kolorze, związane niezbyt dokładnie cienkim sznureczkiem, a do tego czarną koszulkę sportową bez rękawów. Na szyi zawieszonych miał kilka rzemyków z wisiorkami przedstawiającymi różne symbole, a palce prawej dłoni – kciuk, palec wskazujący i serdeczny – przyozdabiały grube metalowe obrączki z asymetrycznymi wzorkami. Lewy nadgarstek zakrywała gruba skórzana opaska, na której wyryta została poskręcana podwójna helisa DNA. Styl ten wydawał się idealnie do niego pasować, swobodny, wyrażający lekką niedbałość, a zarazem przywiązanie do szczegółów. Młodzieniec dużo się uśmiechał i często, gestem pełnym nonszalancji, zakładał wpadające do oczu włosy za ucho.

Razem z Misato pan Robertson przygotował śniadanie dla całej grupy i opowiedział jej odrobinę o sobie. Okazało się, iż jest studentem z wymiany, i że ma problemy ze swoją uczelnią, ponieważ stwierdził, że ten kraj mu odpowiada i nie czuje tęsknoty za domem.

Gdy jedzenie było naszykowane szybko zjawili się pozostali biesiadnicy. Wszyscy trzej zaczęli od gorących przeprosin, byli tak gorliwi, że Misa-chan znowu poczuła zew krwi, po czym przerzucili się na komplementy i podziękowania za śniadanie.

– Nie czaruj mnie tu, Tai-chan – odezwał się zagraniczniak. – Dałeś ciała na maksa. Nie zadbałeś o to, żebyśmy mieli co jeść i zdenerwowałeś swoją śliczną siostrę. No i… Nigdy mi nie mówiłeś, że to taka fajna laseczka.

Wszyscy spojrzeli na niego zakłopotani, tylko jedna Misato zachowała się tak, jakby codziennie słyszała takie rzeczy od bosko przystojnych nieznajomych i posłała mu delikatny uśmiech.

Ale bezpośredni facet…Ech, ci Amerykanie.

– Em, Misato – zagadnął Taiki. – A tego twojego kolegę, to wykopałaś stąd na czczo?

– Hę? – zdziwiła się Agashi. – Jakiego… kolegę?

– Tego, z którym balowaliśmy – wytłumaczył Seiji, odrobinę przygruby, pozujący na intelektualistę, chłopak z lekkim zezem. Niestety jego twarz przywodziła na myśl człowieka nieskalanego żadną głębszą refleksją, a do tego Misato podejrzewała, że posiadał najwyżej trzy szare komórki: jedną odpowiedzialną za picie alkoholu, drugą za świntuszenie i ostatnią do grania w gierki. – Zresztą, tak w ogóle, to on wpadł na pomysł, żeby pobawić się twoją bielizną – zakończył lekko obronnym tonem.

Słysząc to, naszej bohaterce ostatni kęs stanął w gardle i zaczęła się krztusić.

– Że jak? – Misa-chan spojrzała na wszystkich po kolei.

– Na nas nie patrz – zaoponował Simon w imieniu swoim i brata dziewczyny. – Myśmy w tym nie uczestniczyli… Ale to prawda, Morisato zaproponował w pewnym momencie, wyjmując z kieszeni twój biustonosz, że możemy sobie poprzymierzać twoją bieliznę.

Agashi poczuła, że robi jej się słabo.

– A skąd on się tu wziął – spytała Misato z wysiłkiem – jeśli można wiedzieć?

– No… Już tu był – oświadczył Taiki. – Siedział na kanapie w salonie i gapiąc się w tele popijał browarek. Bardzo się ucieszył, kiedy przyszliśmy, stwierdził, że ma ciężki wieczór i potrzeba mu jakiejś rozrywki.

Misa-chan ruszyła do szkoły z głową pełną ponurych myśli.

A może… Morisato jest tą moją klątwą?

Jest znajomym Yuki, którego ta cholera na mnie nasyła.

To by nawet pasowało do sprawy pobicia Saikiego… Załatwił go tak, że ten musiał zwrócić się do niej o pomoc, a wtedy ona go odzyskała.

Jeżeli to jej sprawka, to już ja się z nią policzę… I żadne czary jej nie pomogą!

 

Po szkole Agashi pognała prosto do domu panny Konse. Drzwi otworzyła jej matka, z twarzą pełną zrozumienia, i zaprowadziła naszą bohaterkę przed oblicze córeczki.

– Ach, już jesteś? – Okazała lekkie zdziwienie Zła Wiedźma podnosząc wzrok znad jakiejś starej, opasłej księgi. – Myślałam, że będziesz później.

Misa-chan zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na nią lekceważąco.

– Widocznie powinnaś sobie dokładniej stawiać tarota – odezwała się sucho. – Przejdźmy do rzeczy, w końcu to nie jest wizyta grzecznościowa… Chcę wiedzieć, kim jest Morisato.

– E, e. – Pokręciła głową Yuki i odłożyła tomiszcze na bok. – Za dobrze by ci było. Skoro do tej pory tego nie odkryłaś, to ja nie mam zamiaru ci sprawy ułatwiać… Ale powiem ci kim nie jest, żeby nie było, że jestem taka wredna… W końcu udało ci się jakoś połączyć go z moją osobą, a to wielki sukces. No dobra… – podjęła patrząc na nią złośliwie. – Po pierwsze to nie jest żaden mój znajomy, który ma za zadanie obrzydzić ci egzystencję, chociaż jak na razie nieźle mu idzie. Po drugie, nie wykonuje moich poleceń. On po prostu robi to, co mu się podoba… No i na koniec. Przyznaję, że to ja przywołałam go do, hm, życia… Ale na tym kończy się moja ingerencja w jego istnienie. Reszta to już wasza sprawa.

– Jak to… nasza? A, do cholery z tobą! Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie teraz nim zadręczasz?

– On może odejść w każdej chwili… Jeżeli tylko się postarasz. A powód… Chyba się domyślasz? Oczywiście chodzi o Saikiego. Nie mogłam dłużej patrzeć jak on się zachowuje wobec ciebie… Wiedząc, że w twoim sercu w każdej chwili może znaleźć się ktoś inny. Jesteś niestała, niepewna w uczuciach. Wystarczyło, żeby ten barman zajął twoją uwagę i pokazał ci się od drugiej, bardziej interesującej strony, a ty od razu przerzuciłaś swoje uczucie na niego. – Prychnęła dziewczyna. – Wiedziałam to od dawna… Ty sama nie wiesz, czego chcesz. Nie pozwolę, żeby mój Saiki marnował energię na takie małe ladaco, jak ty.

– Piękna przemowa… Może i masz rację, może jestem niezdecydowana, ale jakoś mi się nie widzi to, co ty robisz. Myślisz, że zawsze masz rację, że wiesz najlepiej, co dla innych jest dobre? Ale jakoś Saiki nie daje się nagiąć… Ciągle od ciebie ucieka i dobrze wiesz, że w końcu nie uda ci się go zatrzymać. Jeżeli zawsze odchodzi, to znaczy, że wcale nie jest twój. Myślę, że kiedyś nabierze odwagi i powie ci „Żegnaj skarbie”, a ty swoją zaborczością tylko utwierdzasz go w przekonaniu, że powinien tak zrobić.

Agashi odwróciła się i ruszyła do wyjścia, a Wiedźma pobiegła za nią.

– Nic o nas nie wiesz! Nie masz bladego pojęcia o tym, co nas łączy.

– Oczywiście, że nie… Tak samo, jak ty nie rozumiesz tak naprawdę, co się dzieje w moim sercu. Skoro życie Morisato jest ode mnie zależne, tak samo, jak moje od niego, to myślę, że w końcu zrozumiem, o co w tym wszystkim chodzi… Wiesz, że on zostawia po sobie znaki? To też oczywiście przewidziałaś?

Po powrocie do domu Agashi najpierw wzięła się za naukę, a później za jedzenie i robienie się na bóstwo. W pewnym momencie, gdy stojąc w bieliźnie przed szafą zastanawiała się, co na siebie włożyć, poczuła na sobie czyjś wzrok.

– W tej sukience będzie ci bardzo dobrze – zagadnął bez krępacji Simon, wskazując na obcisłą czarną sukienkę z golfem bez rękawów. – Prosta i nie przesadnie seksowna… Drzwi były otwarte na oścież – dodał po chwili w ramach wyjaśnienia. – Wypadłaś rano z domu tak szybko, że nie zdążyliśmy ci powiedzieć. Twój brat zgodził się, żebym został u was na parę dni.

– A–haa… – odparła Agashi przeciągając ostatnią sylabę i obrzuciła chłopaka niechętnym spojrzeniem. – To fajnie, że mnie o tym informujesz, a teraz, jeżeli byłbyś tak uprzejmy… – Misa-chan machnęła dłonią, żeby wyszedł.

Amerykanin obejrzał się na korytarz i chwilę zastanowił.

– Ta propozycja mnie nie zadowala. Wolę zostać tu, gdzie stoję… Tu jest tak przyjemnie. – Uśmiechnął się dwuznacznie i pozostał na miejscu wpatrując się w naszą bohaterkę intensywnie.

Misato niemal czuła jak on ją rozbiera z tego, co miała na sobie i aż ją paliło wewnątrz ze wstydu i wściekłości. Podeszła do niego i wyprowadziła cios pięścią prosto w jego boską twarzyczkę. Pan Robertson z łatwością złapał jej piąstkę zanim zdążyła ona dotrzeć do celu i energicznie przyciągnął pannicę do siebie. Drugą ręką objął ją w talii, przytrzymując jej lewą kończynę. Misa-chan poczuła się jak zwierzę w potrzasku. Rozważała właśnie, czy nie spróbować przywalić mu z główki – mimo że nie miała pojęcia jak to się robi, ani jakie będą z tego konsekwencje dla jej własnej czaszki – gdy nagle napastnik zaczął przybliżać swoją twarz w jej kierunku. W ostatniej dosłownie chwili Agashi odwróciła głowę w bok i wtedy poczuła na twarzy dmuchnięcie, po czym Amerykanin się roześmiał.

– Naprawdę niezły z ciebie narwaniec… – rzucił rozbawiony, nie przejmując się wzbierającą w dziewczynie złością i dalej skutecznie uniemożliwiając jej wyrwanie się z uścisku. – Oj, nie rób już takiej miny, jakbym ci matkę zamordował. Nic ci nie zrobię, tak się tylko wygłupiałem. Nie powinnaś być taka przewrażliwiona.

– Takie wygłupy to możesz sobie stosować na innych, ale nie na mnie. Jeżeli mnie w tej sekundzie mnie nie puścisz, to będziesz sobie szukał noclegu w przytułku. No ju…

Niestety w dokończeniu tej myśli przeszkodziły jej usta Simona.

Agashi poddała mu się i pozwoliła, aby ją pocałował, wiedząc, że w ten sposób najłatwiej będzie mogła się uwolnić z jego rąk (tacy faceci wierzą, że babki w ich ramionach po prostu topią się z rozkoszy, więc łatwo można wykorzystać taką sytuację przeciwko nim). Kiedy tylko poczuła, że Amerykanin rozluźnia uścisk, delikatnie wyjęła lewą rękę i zarzuciła mu ją za szyję. Odczekała jeszcze chwilę tego namiętnego pocałunku, po czym krótkim i precyzyjnym ciosem z kolana uderzyła delikwenta w jego klejnoty rodowe. Biedaczek momentalnie zbladł na twarzy i chwycił się za to miejsce, a Agashi z pełnym spokojem odstąpiła krok do tyłu, chwyciła drzwi i popchnęła je razem z nim. Gdy usłyszała wyraźne łupnięcie ciała o ścianę dokończyła ubieranie, nawet uwzględniła propozycję pana kaleki.

Gdy wreszcie nasza bohaterka była gotowa do wyjścia, ostatni raz przejrzała się w lustrze, wzięła torebkę, zarzuciła sobie sweter na ramiona i poszła spotkać się ze swoim nowym obiektem westchnień.

W klubie było na razie niewiele osób, więc nasze dwa gołąbki mogły sobie pogruchać. Byli w najwyższym stopniu zajęci sobą nawzajem. Ikeru raczej udawał, że pracuje i nie mógł się doczekać końca, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że Agashi będzie chciała pójść wcześniej niż on kończy pracę. Gdzieś po godzinie dwudziestej trzeciej nagle zaczęło się robić tłoczno i dymno. Misa-chan zaczęła odczuwać potworne zawroty głowy, więc przeprosiła Tanakę i poszła się przewietrzyć.

 

 

Dzień VII

Bliżej nieokreślone mieszkanie.

 

Nasza bohaterka podnosi powieki, po czym w ułamku sekundy stwierdza, że znowu obudziła się w obcym mieszkaniu oraz, że jest całkowicie naga. Podnosząc się do pozycji siedzącej odkrywa nieciekawe uczucie bólu w odbycie.

O rzesz! Matko przenajświętsza…

Wolę się nawet nie zastanawiać skąd ten ból… Chociaż nasuwają mi się pewne wyjaśnienia…Brrr!

Hmm… Co my tu mamy?

Agashi rozgląda się po pokoju. Wszystko wygląda raczej przyzwoicie, utrzymane w tonacji biel – pastelowy fiolet.

Niedaleko łóżka, na mięciutkim, włochatym dywanie, porozrzucane leżą sobie jej ubrania. Misa-chan właśnie miała zamiar się po nie udać, gdy ktoś zbliżył się do drzwi podzwaniając naczyniami. Dziewczyna przykryła się szczelnie kołdrą i zaczęła się gorączkowo zastanawiać. Gospodarz postawił śniadanie na szafce obok łóżka i usiadł przy Misato.

– …Morisato… Śpisz jeszcze? – Usłyszała Agashi niepewny męski głos, po czym osobnik ten chwycił ją za ramię i delikatnie potrząsnął. – Zrobiłem ci śniadanie… No, śpiochu, sam prosiłeś, żeby cię obudzić o siódmej.

To jest na bank sensei Kimeru…

Błeee! To on jest gejem? No cóż… Taki przystojny, miły i zupełnie go nie poruszają wdzięki jego uczennic…

Nauczyciel złapał kołdrę i zaczął odkrywać głowę Misy-chan, wtedy ona zerwała się z posłania, zarzucając pościel na pana Kimeru. Usiadła na nim, wymacała jego głowę i uderzyła w to miejsce, po czym rzuciła się do swoich ubrań i szybko je na siebie włożyła.

Ma za swoje, dupek!

Pewnie wtedy śpieszył się na spotkanie ze swoim kochasiem… Zostawił mnie samą jak ostatni cham.

– Może to cię czegoś nauczy – rzuciła Agashi i czmychnęła z miejsca zbrodni.

Ja tego Morisato nie pojmuję… To teraz dla odmiany przerzucił się na facetów? I co ja mam z tego wywnioskować? Że jest niewyżyty i nie przepuści niczemu, co się rusza?

Następnym razem to się pewnie obudzę w psiarni…

Misato poczuła, że robi jej się ciężko na serduchu i stwierdziła kategorycznie, że w takim stanie nie może iść do szkoły… Szczególnie z uwagi na to, że miała mieć matmę i nie zniosłaby widoku swojego nauczyciela. W domu, mimo iż łudziła się, że będzie miała spokój, natrafiła od razu na pana Robertsona.

– Ja także cieszę się, że cię widzę. – Odpowiedział uśmiechem na jej piorunujący wzrok. – A może zapomnimy o wczorajszym, żeby nie zatruwać sobie niepotrzebnie życia?

– Ty się lepiej ciesz, że poprzestałam na tym jednym kopniaku – odparła Misa-chan jadowicie. – Jeżeli jeszcze raz spróbujesz czegoś podobnego, to mogę nie być taka delikatna…

– Uznam to za zgodę na rozejm. – Misato wzruszyła ramionami i ruszyła do pokoju. – Ach… Wczoraj w nocy dzwonił jakiś mocno wkurzony koleś…

Oooch… Pewnie uznał, że go olałam.

– A co mówił? – Agashi poczuła, że traci siłę w nogach.

– No, złorzeczył, że się z nim nie pożegnałaś, a kiedy oświadczyłem, że jeszcze nie wróciłaś do domu, to dopiero zaczął kląć. Na koniec stwierdził, że on nie pozwoli sobą igrać jakiejś smarkuli i rzucił słuchawką.

Nasza bohaterka osunęła się na podłogę, pierwszy raz w życiu tracąc przytomność z powodu faceta… No cóż, tak bywa.

 

Po paru minutach wizyty w strefie cienia poczuła, wracając do rzeczywistości, że czyjeś palce dotykają jej ust. Oczywiście był to uroczy Amerykanin, który po prostu zwilżał jej śliczne wargi wodą i gdy królewna otworzyła oczęta, podał jej szklankę z tym płynem.

– Aż tak druzgocące wrażenie wywarły na tobie te słowa, czy może jesteś chora? – zapytał przyglądając jej się z troską.

– Nie wiem… Ale faktem jest, że nie czuję się zbyt dobrze.

Na dodatek przed chwilą śniło mi się, że robię panu Kimeru laskę…

– Chyba powinnaś sobie odpocząć… Ale najpierw weź prysznic, a ja zrobię ci coś do jedzenia.

Misato spojrzała na niego pytająco.

– …Hm, co jest? Nie masz siły wstać?

Agashi pokręciła głową i podniosła się.

– Wiesz… Jesteś dziwny, zupełnie nie wiem, czego się po tobie spodziewać.

– To chyba dobrze, co? – Uśmiechnął się Simon. – Przynajmniej nie jestem nudny.

Po zjedzeniu porządnego śniadania Agashi poczuła się lepiej na ciele, ale nadal miała marny humor. Widząc jej niewyraźną minę pan Robertson zagadnął.

– Skoro tak się tym martwisz, to po prostu do niego zadzwoń…

– Jakie to proste. – Skrzywiła się gorzko Misato. – Niestety… Problem w tym, że ja nie znam jego numeru i nawet bym nie wiedziała, czy bym go zastała.

– No tak… – Zasępił się gość. – Ale chyba wiesz gdzie mieszka? – Na to nasza bohaterka odpowiedziała ciężkim westchnieniem. – Boże drogi… A ty w ogóle wiesz jak on się nazywa?

– Dotąd mnie nie interesował jego numer telefonu ani adres… – Zignorowała drwinę dziewczyna. – W ogóle mnie on niezbyt interesował.

– Tylko jakiś inny? – załapał Simon. – No cóż… W takim razie będziesz się musiała za nim nabiegać. Pewnie mu się to spodoba… Taka odmiana!

– Idę spać – oświadczyła nagle Misa-chan wstając. – Do wieczora jeszcze daleko, a ja nie mam ochoty dłużej zamęczać się przykrymi myślami.

Amerykanin szybko wstał i chwycił dziewczynę za rękę.

– Misato, ja jestem facetem i mogę ci pomóc. Jak chcesz mu wytłumaczyć, że nie nocowałaś w domu?

– Coś wymyślę – odparła Agashi nie odwracając się do niego.

Moje życie ostatnio przypomina jazdę kolejką górską bez trzymanki…

Ci wszyscy faceci… Doprowadzają mnie do szału!

Misa-chan położyła się spać; gdzieś koło godziny piętnastej zerwała się z łóżka, z dziwnym pomysłem w głowie. Nie namyślając się długo chwyciła za telefon i zadzwoniła do Hanedy.

– Halo? – Usłyszała jej słodki głosik w słuchawce.

– Hej, tu Misato – odparła pospiesznie dziewczyna. – Mam do ciebie małą prośbę… Mogę u ciebie dzisiaj nocować?

– …No, w sumie – zastanowiła się Totomo.

– Pliiiz – zaskamlała nasza bohaterka. – To jest dla mnie sprawa życia i śmierci.

– Och, Misato… – Roześmiała się dziewczyna. – No dobra, a słuchaj… Co tam słychać u Tanaki?

– No… Jest na mnie wściekły. Ale wiesz co, pogadamy jak przyjdę. Mam zamiar z nim dzisiaj rozmawiać i jakoś go przeprosić.

– To znaczy… – Zawahała się Hane-chan. – Czy wy jesteście ze sobą?

– No, nie nazwałabym tego tak, ale… Prawdę mówiąc, bardzo tego chcę.

Tego jednego przynajmniej jestem pewna… Mam tylko nadzieję, że Ikeru w to uwierzy.

 

Do wieczora Agashi czuła się tak, jakby siedziała na szpilkach. Nawet Taiki to zauważył i starał się ze swoim kolegą poprawić jej humor. Efekt był zadowalający, kiedy Misa-chan opuszczała swoje rodzinne gniazdo nie czuła się, jakby szła na stracenie.

Pierwszy raz w życiu Agashi poczuła niepokój na widok świecącego neonu High Lightu. Weszła nieśmiało do środka i z przerażeniem stwierdziła, że za barem stoi jakiś nieznany jej chłopak. Misato, trzęsąc się na całym ciele, podeszła do kontuaru.

– Cześć – zagadnęła dziewczyna. – Tanaka dzisiaj nie pracuje? Mam do niego sprawę.

Nieznajomy zmierzył ją wzrokiem i powiedział jakby do siebie.

– Dość wysoka blondynka z krótkimi włosami… Misato? – Nasza bohaterka przytaknęła. – Miło mi, jestem Sentaro, znajomy Ikiego… Poprosił mnie, żebym go dziś zastąpił i dał mi kartkę dla ciebie.

To mówiąc wyjął z tylnej kieszeni spodni pomięty papier i podał jej z przepraszającym wzrokiem.

 

Cześć mała,

Wziąłem sobie wolne. Naprawdę mnie wczoraj wkurzyłaś i po prostu muszę trochę ochłonąć. Poza tym w piątek idę na przedtermin z ciężkiego przedmiotu i muszę się uczyć, więc do pracy wracam dopiero w sobotę. Możesz mnie szukać… Ale ani nie znasz mojego adresu, ani numeru telefonu, a ja Ci go nie mam zamiaru dawać. Znamy się nie od wczoraj, a Ty dotąd mnie o te informacje nie pytałaś, więc, że tak powiem…Sama jesteś sobie winna.

Może w końcu sama się postarasz o to, żeby się ze mną zobaczyć i przekonać moją skromną osobę, że warto dalej marnować na Ciebie czas, a jeżeli Ci nie zależy, to cóż… Nie jesteś jedyna, tyle Ci powiem. Ty naprawdę nic o mnie nie wiesz, dziecino.

Do zobaczenia

Ikeru

 

Misato, po raz kolejny tego dnia, zrobiło się słabo. Nie mogąc uwierzyć, przeczytała list jeszcze trzy razy, zawsze kończąc westchnieniem.

– Potrafi być brutalny, co? – odezwał się Sentaro widząc jej załamanie. – Ale powiem ci jedno… Był wobec ciebie bardzo cierpliwy, mimo że w międzyczasie przeszedł przez kilkanaście burzliwych romansów.

Agashi wybałuszyła oczy.

– Naście…? Cierpliwa skała… – wymamrotała nasza bohaterka. – To niby w czym się objawiała ta cierpliwość?

– No widzisz – zawahał się młodzian. – Jakby to ująć…? Tamte były po prostu partnerkami seksualnymi. Nigdy nie wytrzymywał z nimi długo. Ponoć zdarzyło mu się nawet podczas igraszek z kilkoma z nich wymówić twoje imię.

– To akurat nie świadczy o niczym pozytywnym. – Skwasiła się Misato. – Znaczy tylko, że ma na mój temat fantazje erotyczne.

Ekstra… Zakochałam się w Casanovie.

I to on mnie ostrzegał przed Saikim. To się dopiero nazywa hipokryzja. Przy nim Hanamura to prawiczek, niemający żadnych doświadczeń z dziewczynami.

– W ostateczności mógł wrócić do tej, z którą prawie się zaręczył. – Przerwał rozmyślania Misy-chan jej rozmówca.

– Zaręczył? – Spojrzała na niego ze zdziwieniem Agashi.

– Taa… Znają się jeszcze z liceum, ale dopiero na studiach zostali parą. To było naprawdę poważne, ale jakieś dziesięć miesięcy temu Ikeru stwierdził, że nie jest do końca zdecydowany i zrobili sobie przerwę. Teraz Aya siedzi w Europie na stypendium.

– Ale… On chyba… Myślisz, że może do niej wrócić?

– Jeżeli uzna, że jednak inne opcje go nie usatysfakcjonowały. – Uniósł chłopak brwi w wiele mówiącym geście.

– No, chyba mi nie powiesz, że to z mojego powodu z nią zerwał… – sarknęła Misato. – A jeżeli nawet, to skąd może wiedzieć czy ona go zechce po czymś takim?

– He, he… Jasne, że zechce. W nim jest coś takiego, że żadna mu się nie oprze… Trochę mu tego wszyscy zazdrościmy.

– Jakoś ja się na niego dotąd nie rzucałam – odparła powątpiewająco Agashi.

– Bo wobec ciebie wcześniej tego nie stosował… W sumie ciekawe dlaczego? – zastanowił się Sentaro.

Sama się zastanawiam, skoro to dla niego takie proste i naturalne? Nie musiałby się tak denerwować Saikim i tym, że nie zwracam na niego zbytniej uwagi.

Nie rozumiem, dlaczego Ikeru tak się mną interesuje. Jestem dla niego za smarkata, za głupia. Dopiero kończę liceum, a on prawie kończy studia. Wydaje się, że nie mam mu nic do zaoferowania poza moją dziecinnością.

– Słuchaj… Co on tak właściwie studiuje? – Otrząsnęła się z zamyślenia Misa-chan.

– On? Genetykę… Tego też nie wiedziałaś? Stoi całkiem wysoko w rankingu, chociaż oczywiście Aya jest najlepsza. Iki jest zbyt zalatany, żeby uczyć się tyle, co inni.

– Jestem straszna… W ogóle się nim nie interesowałam. Błagam, daj mi jego adres.

– Mogę dać ci wszystkie jego dane… Nawet PESEL, ale to ci niewiele pomoże. Nie ma go w domu rodzinnym, bo, jak to powiedział… „Strasznie mu zawracają dupę i nie może się skupić”. Komórę powiedział, że wyłącza do zakończenia egzaminu i zabukował się gdzieś, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał.

– Ten egzamin jest aż tak ciężki?

– Ciężki? To mało powiedziane… Magisterka to przy tym pikuś. Egzaminator to totalny świr.

– A on chce się na to nauczyć do piątku?

– Nie… Zaczął już miesiąc temu, bo musiał mu zrobić projekt badań genetycznych… Teraz to on doszlifowuje wszystko.

– To chyba mu nie będę przeszkadzać… – zawahała się dziewczyna.

– Ty lepiej zamiast próbować po prostu mu przeszkodź, dobrze ci radzę, inaczej możesz mu pomachać na pożegnanie… Podam ci kilka numerów do jego znajomych, może ktoś wie coś więcej na temat jego kryjówki niż ja.

– A jego numer? Adres? – podchwyciła nasza bohaterka.

Młodzian uśmiechnął się do niej i wszystko zapisał na kartce. Agashi schowała ten skarb do kieszeni i wstrząśnięta, aczkolwiek niezmieszana, udała się na nocleg do Hanedy Totomo.

 

Panna Totomo mieszkała z rodzicami i młodszą siostrą w jednym z szarych, dziesięciopiętrowych, nabitych średnio zamożnymi ludźmi, bloków na rozległym osiedlu usytuowanym na wzgórzu, z dala od centrum. Było to nieduże, trzypokojowe mieszkanko, skromnie urządzone, z wietrzącą się na barierce balkonu pościelą i sznurkami do suszenia odzieży. Na małej powierzchni lokatorzy prawie ocierali się o siebie.

– Masz szczęście – oświadczyła koleżanka zapraszając Misę-chan do swojego ciasnego pokoiku. – Udało mi się namówić moją siostrę, żeby poszła spać do kumpeli… Jak widzisz, my nie mamy takiej przestrzeni jak wy… Zwykłe mieszkanko w bloku.

Pokój dziewczyny był o jedną trzecią mniejszy od tego, który zajmowała panna Agashi. Na jasnej macie rozłożone były już dwa futony. Wszystkie dodatkowe sprzęty, stolik do odrabiania lekcji oraz składane krzesła, zostały uprzątnięte – pomieszczenie zostało przetransformowane w sypialnię. Misato poczuła ucisk w żołądku na ten widok. Przy czymś takim jej rodzina wręcz pławiła się w luksusie.

– Spoko – zmusiła się do uśmiechu Agashi – moi rodzice po prostu mają forsę. Powinnam cię przeprosić, że tak ci się zwalam… ale to jest naprawdę ważna dla mnie sprawa.

– No to gadaj, bo ciekawość mnie pali od środka.

– Widzisz… – zaczęła Misato niepewnie. – Chodzi o Morisato, on tak naprawdę wcale nie jest moim bratem.

– Jak to? – zdumiała się mocno Hane-chan. – Sama mówiłaś… No i to podobieństwo…

– No właśnie, to podobieństwo… Dzisiaj mnie w końcu olśniło i jedyny sposób sprawdzenia mojej hipotezy, to żeby ktoś to zobaczył na własne oczy…

– Misato… – wtrąciła Haneda z coraz wyraźniej malującym się na twarzy niepokojem. – Trochę się pogubiłam. Niby co mam zobaczyć?

Agashi wbiła w nią wzrok i chwilę się zawahała.

– Czy się w niego zamienię – wydusiła w końcu nasza bohaterka*.

Zapadła chwila niezręcznej ciszy. W bloku naprzeciwko, który znajdował się niemal na wyciągnięcie ręki, na parapet wskoczył rudy kot; w pękatym kloszu złota rybka zamachała spazmatycznie ogonem i odwróciła się brzuchem do góry; chomik w klatce, w pokoju piętro wyżej, nerwowo poruszył łapką przez sen.

– Mi…sa…to – Przycięła się Totomo. – Co ty gadasz??? Ahahaha!… – Haneda dostała głupawki. – Jaja sobie robisz, nie? Nadal masz mi za złe tamten poranek w twoim pokoju…?

– Hane… Ja jestem śmiertelnie poważna – oświadczyła Agashi grobowym głosem. – Wiem, że to brzmi jak totalna bzdura… Sama nie mogę uwierzyć, że coś takiego przeszło mi przez usta. Uznaj mnie za szaloną, ale ja muszę wiedzieć.

– To znaczy – zaczęła słodka dziewczynka – że ty… serio twierdzisz, że zmieniasz się w nocy w faceta? I to na dodatek w faceta, z którym… Uprawiałam seks?!

– Nie drzyj się tak… – uciszyła ją nasza bohaterka. – Może mi jedynie odwala z powodu nagminnego przeżywania traum…

Agashi wstała i podeszła do drzwi.

– Może coś zjemy, robi mi się dziwnie… słabo…

– Mi-saa-tooo… – Usłyszała niewyraźnie głos Hanedy Misa-chan, po czym obraz pociemniał i jej świadomość ustąpiła miejsca panu Hyde’owi.

________________________________

* W końcu! Ależ ta mała ciężko kojarzy… Potrzebowała przeszło pięćdziesięciu stron wypełnionych poszlakami.

Przecież do tej pory każdy imbecyl rozgryzłby całą „tajemnicę” tajemniczego Morisato.
Koniec

Komentarze

Wyczuwam Strzelbę Czechowa, która czai się w fakcie kierunku studiów Tanaki.

Gdzieniegdzie są niepotrzebne duże litery i brakuje znaków zapytania, z technikaliów

Żadnych eksperymentów na biednej Misie Tanaka urządzać nie będzie ;) Po prostu drobny wyraz sympatii dla tej dziedziny nauki. Gdybym nie była takim leniem, to sama bym się szarpnęła na zdawanie na genetykę.

 

Ta historia nie pretenduje do czegoś więcej niż lekka komedia :D Maniacy głębszych sensów niech ją rozbierają na części pierwsze pod względem psychologicznym, bo te elementy świadomie umieściłam.

Lekka komedia czy nie, w naturze człowieka leży zgadywanie, co może być dalej :)

No cóż, mam nadzieję, że jakieś zaskoczenie się pojawi... Przynajmniej w jednym, szczególnym momencie kolejnej części :)

fajne fajne

Dzięki, dzięki

Nowa Fantastyka