- Opowiadanie: Lexis93 - Kuszenie

Kuszenie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kuszenie

Do osobistych pokoi ówczesnej władczyni Rosji nie mógł wejść bez pozwolenia żaden człowiek. Przy głównym, w zasadzie jedynym, wejściu dzień i noc pełniło wartę dwóch żołdaków. Nikt nie wszedł do komnat, ani nie opuścił bez wiedzy i powolnienia ich pani – Katarzyny II zwanej Wielką.

 Tej nocy caryca spała niespokojnym snem, raz po raz zmieniała ułożenie ciała. Miotała się, przygryzała dolną wargę, dusiła się nie mogąc złapać powietrza – co wyglądało jakby coś ciężkiego ugniatało jej klatkę piersiową.

 Cztery bogato zdobione płaskorzeźbami kolumny z dębowego drewna otaczały łoże, na którym spała pulchna tyranka wielkiego rosyjskiego narodu. Przytrzymywały one wielki szkarłatny baldachim z jedwabiu. Za uchylonym teraz oknem świecił księżyc w pełni. Jego nienaturalnej barwy światło padało na twarz carycy, na której dało się dostrzec krople potu.

 Wybiła północ.

 Tajemnicze cienie otoczyły śpiącą Katarzynę. Uważny – i odważny! – obserwator mógłby zauważyć dziwne kształty tychże cieni. Dałoby się dostrzec, że ci którzy rzucają owe cienie mają rogi, kopyta i ogony. Tajemniczy intruzi okrążyli swoją dzisiejszą ofiarę.

 Wśród panującej dookoła ciemności dało się słyszeć cichą rozmowę, którą toczyły między sobą cienie.

 – Depcz! Chwytaj!

 – Zasnęła. Wpadnę w sen jej jak dziki zwierz!

 – Duszę do piekieł wrzuć. Smaż! Piecz!

 Postać na łóżku zaczęła się jeszcze bardziej miotać. Do cieni otaczających carycę dołączył jeszcze jeden, większy od pozostałych.

 – Wara! – wydał rozkaz odsuwając jednocześnie inne cienie od śpiącej kobiety. Ta po chwili uspokoiła się.

 – Coś ty za jeden?

 – Voland.

 – No i co z tego wynika?

 – Mej ofiary nie płoszcie!

 – Ale odkąd zasnęła tyranka do mnie należny. Jam jest Smarra! To ja mam ją we śnie! – sprzeciwił się Volandowi jeden z pomniejszych diabłów.

 – Gdy we śnie pokażesz jej kary jakie na nią czekają po śmierci zlęknie się. Jutro, gdy przypomni sobie sen, może z obawy przed karą się poprawić. A daleko jej jeszcze do śmierci. – Pouczył młodsze diabły.

 Niedoświadczone demony zaczęły się śmiać ze słów i ostrzeżenia Volanda.

 – Pozwól nam na zabawę. Czy ty się o nią boisz? – Naśmiewały się. – Gdy ona się poprawi, my weźmiemy w ręce krzyż i będziemy Go wychwalać!

 – Jak za bardzo ją nastraszysz, gotowa będzie oszukać nas po tym, jak przypomni sobie swój sen – tłumaczył cierpliwie Voland. – Wypuścisz myszkę z łap!

 – Ale siostrzyczka ma, ta ma najsłodsza córa… – Wykłócający się Smarra, diabli młodzik, spojrzał z żalem w czerwonych ślepiach na śpiącą Katarzynę II. – Będzie ona spała bez mąk? – spytał Volanda, a gdy nie doczekał się odpowiedzi ponownie spojrzał na twarz swej ukochanej ofiary. – Nie chcesz? Ja ją pomęczę sam!

 – Łotrze! Wiesz kim jestem?! – zapytał wściekły Voland.

 Diabły otaczające Zofię Fryderykę Augustę von Anhalt-Zerbst z zaciekawieniem słuchały tej wymiany zdań.

 Smarra pokręcił głową w geście zaprzeczenia.

 – Nad duszą tą – wskazał ruchem głowy na śpiąca monarchinię – władzę dostałem od Lucypera!

 Usłyszawszy to diabły pochyliły swe rogate głowy przed Volandem.

 – Pardon – odrzekł Smarra. – Co każesz waść?

 Zdobywszy posłuch wśród zebranych w carskiej sypialni diabłów, Voland miał wreszcie czas aby wymyślić plan pozyskania dla swego Pana duszy Katarzyny II.

 – Na jej duszy nam zależy – mruknął pod nosem. Podniósł oczy na Smarra, diabeł wyraźnie skurczył się pod jego spojrzeniem, które pełne było podstępu, chytrości i dumy. – Możesz połechtać jej dumę. Możesz utopić ją w jej własnej pysze. Ale o piekle – sza!

 Zaraz po tym jak Voland wypowiedział ostatnie słowo, w ciemnym pokoju rozległo się ciche „puch”, a w powietrzu pojawił się delikatny smród kojarzący się ze spaloną ziemią. Volanda już nie było.

 Na placu boju pozostał tylko Smarra klęczący przy zagłówku wielkiego łoża. Łakomym wzrokiem spoglądał na swą ofiarę. Wyciągnął dłoń w jej stronę, dotknął twarzy. Zadrżała czując na swoim ciele wpływ przeklętego dotyku.

 – Ah, morderczyni, drżysz? – spytał uradowany Smarra.

 Położywszy już obie dłonie na skroni zaczął sączyć w jej umysł stworzony przez siebie, specjalnie dla niej, sen.

 Tuż przed rozpoczęciem kuszenia usłyszał jeszcze ostatnią wskazówkę Volanda:

 – Tylko ją bierz do rąk lekko, jak kocur mysz.

***

 Na plac boju o duszę carycy wybrałem salę tronową wszystkich władców Rosji, zarówno tych co już byli, jak i tych którzy dopiero nadejdą. Sama Katarzyna II znajdowała się w sercu bogato zdobionej komnaty – siedziała na misternie zdobionym tronie ze złota, okrytym szkarłatnym jedwabiem. Stopy wspierała na podnóżku zrobionym z tych samych materiałów co tron. Na jej głowie błyszczała Wielka Korona Cesarskiej Rosji, mająca formę mitry złożonej ze stylizowanych gałązek i liści laurowych układających się na kształt dwóch srebrnych półkul, w obręczy korony u podstawy kabłąka lśnił czerwony brylant.

 Wszedłem stanowczym i dumnym krokiem do sali, wokół głośnym echem zabrzmiał stukot moich racic. Kobieta zasiadająca na tronie podniosła na mnie zdezorientowany wzrok. Na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie, wiedziała kim jestem. Zresztą trudno by było mnie nie rozpoznać. Postanowiłem nie przebierać się za rosyjskiego magnata lub szlachcica, tak jak robił to Boruta w kraju Lachów. Po co? Wybrałem zaś tradycyjną postać pół kozła, pół człowieka. Chciałem tym sprawić, aby odczuła przede mną respekt, lecz nie strach, chciałem aby sądziła, że mogę spełnić to, co jej obiecam.

 – O demonie nocy! – przywitała mnie wyniosłym tonem. – Czemu zakłócasz mój odpoczynek? Nie kuś, nie pójdę! Jesteś złem!

 – O ty piękna, jam twój pocieszyciel! – zacząłem ją przekonywać o tym, że mam dobre zamiary. – Nie bój się! Tam gdzie ja, tam i rozkosz więc doceń moją boskość!

 Nic nie odrzekła na moje deklaracje. Jednak dało się dostrzec z ruchów jej ciała, że zaczyna mi wierzyć. Nie, to za dużo powiedziane. Caryca przestała się mnie bać, a gdy zło przestaje nas przerażać – zaczyna kusić. Postanowiłem zacząć działać.

 Wolnym acz zdecydowanym chodem zbliżyłem się do tronu, na odległość nie większą niż długość dwóch kroków. Ukłoniłem się, po czym zacząłem swoją przemowę.

 – O, Semiramido Północy! Wenus Starego Kontynentu! – Już od dawna wiedziałem, że na ludzi próżnych najlepiej działają komplementy. – Jam jest Smarra, który przybył zaoferować ci swe usługi, pani.

 – Co ty możesz mi, carycy Wszechrosji, zaoferować demonie? – spytała z wyższością w głosie. – Przecież mam już wszystko o czym mogłabym marzyć. Blask klejnotów, sługi na każde wezwanie, szacunek i uległość innych władców a nawet ich zazdrość. – Spojrzała w moje oczy bez lęku. – Pytam więc jeszcze raz, a ty przed udzieleniem mi odpowiedzi dobrze się zastanów, Smarra. Co możesz mi zaoferować czego już sama nie zdobyłam?

 Z doświadczenia zdobytego podczas kuszenia niezliczonej ilości ludzi, począwszy od biednych chłopów a skończywszy na koronowanych głowach, wiedziałem, że tylko to co niezdobyte, tylko to co niewyjaśnione, tylko to co zakryte – kusi.

 Wyciągnąłem przed siebie dłonie, na których po chwili pojawiły się makiety dwóch miast. Nie były to jednak zwyczajne makiety. Na ich ulicach widać było spacerujących ludzi, po licznych kamiennych drogach poruszały się równie liczne powozy ciągnięte przez piękne rumaki. Już na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać owe miasta.

 Stambuł i Warszawa.

 Katarzyna zwana Drugą pochyliła się nad owymi makietami. W każdym jej geście ukryta była żądza władzy nad państwami, których serca stanowiły ukazane przeze mnie skupiska ludzi, zwierząt i budynków. Kłamstwo, jak te miasta, przyciąga gwarem i światłem, mami blichtrem i bogactwem, kusi tempem i różnorodnością.

 Gdy uznałem, że caryca już zbyt długo wpatruje się w stworzone przeze mnie iluzje, zaprzestałem ich tworzenia.

 – Po co mi to pokazałeś, demonie?! – spytała wzburzona była księżniczka anhalacka.

 – Ponieważ chciałaś wiedzieć, co mogę ci zaoferować.

 Zlękła się mojej pewności siebie, którą ujawniłem poprzez to co jej zaoferowałem. Ale to dobrze. To poczucie lęku i zagrożenia sprawia, że odczuwamy w sobie pragnienie panowania nad drugim człowiekiem. Utkwiła we mnie wzrok, z którego biła żądza władzy, zdecydowanie i pycha.

 – Co muszę uczynić, abyś mi to dał?

 – Nic wielkiego. Wystarczy tylko twój jeden podpis i dostaniesz to czego pragnie twe serce – skłamałem poprzez niemówienie wszystkiego. Wyjąłem cyrograf spisany na koźlej skórze, wręczyłem go Katarzynie do podpisania.

 Widziałem, że w jej wnętrzu rozgorzała bitwa.

 „Zrób to, zrób to” – kusiło ją serce. „Nie rób tego!” – podpowiadał rozum. „Nic nie musisz. Rób co chcesz” – szeptała dusza. Stała teraz na rozstaju dróg, między dobrem a złem. W która stronę pójdzie?

 Tam gdzie więcej jest ludzkich łez…

 A ty, jakbyś wybrał?

Koniec

Komentarze

Podobało mi się, chyba przede wszystkim ze względu na tematykę – nietypową dla portalu, odległą od klasycznych, dziejących się nigdzie fantasy i kosmicznych SF. Skojarzyło mi się z Szekspirem i Słowackim, ale poszłaś własną drogą.

Napisane przyzwoicie, tylko interpunkcja Ci mocno kuleje.

obserwator mógłby dostrzec dziwne kształty tychże cieni. Dałoby się dostrzec, że ci którzy rzucają owe cienie mają rogi, kopyta i ogony. Okrążyły swoją dzisiejszą ofiarę.

Powtórzenie. Ci, którzy (rodzaj męskoosobowy), a zaraz potem okrążyły (niemęskoosobowy). Zdecyduj się na coś. Chyba że to rogi i spółka okrążyły, ale to jednak nie one stanowią podmiot w zdaniu. ;-) Przecinki po “ci” i “cienie”.

 – Dusze do piekieł wrzuć. Smaż! Piec!

A nie duszę i piecz?

Co każesz Waść?

W dialogach pan, ty, waść itp. piszemy małą literą. Wołacze, Lexis, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł, ukazujący postać historyczną w nieszablonowej sytuacji.

Szkoda, że dobrej koncepcji nie dorównuje wykonanie. Liczne powtórzenia, zbędne zaimki, nie zawsze poprawnie konstruowane zdania, czasem błędy i inne usterki, skutecznie psuły przyjemność lektury.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania dostarczą wyłącznie satysfakcji.

 

ani ich nie opu­ścił bez wie­dzy i po­wol­nie­nia ich pani… – Czy tu nie miało być: …ani ich nie opu­ścił bez wie­dzy i po­zwol­e­nia ich pani

 

Tej nocy ca­ry­ca spała nie­spo­koj­nym snem, raz po raz zmie­nia­ła uło­że­nie swego ciała. Mio­ta­ła się, przy­gry­za­ła dolną wargę przez sen… – Powtórzenia.

Zbędny zaimek. Czy mogła zmieniać ułożenie cudzego ciała?

 

Gdy ona się po­pra­wi, my we­żnie­my w ręce krzyż… – Gdy ona się po­pra­wi, my weźmiemy w ręce krzyż

 

Dia­bły ota­cza­ją­ce Zofię Fry­de­ry­kę Au­gu­stę von An­halt-Ze­rbst z za­cie­ka­wie­niem oglą­da­ły tę wy­mia­nę zdań. – Na pewno oglądały rozmowę, a nie słuchały jej?

 

Zy­skaw­szy po­słuch wśród ze­bra­nych w car­skiej sy­pial­ni dia­błów, Vo­land miał wresz­cie czas aby wy­my­ślić plan po­zy­ska­nia dla swego Pana duszy Ka­ta­rzy­ny Dru­giej. – Powtórzenie.

 

Wy­cią­gnął dłoń w jej stro­nę, do­tknął jej twa­rzy. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Za­drża­ła czu­jąc na swoim ciele wpływ prze­klę­te­go do­ty­ku. – Zbędny zaimek. Czy mogła poczuć coś na cudzym ciele?

 

Sama Ka­ta­rzy­na Druga znaj­do­wa­ła się… – Sama Ka­ta­rzy­na II znaj­do­wa­ła się

 

sie­dzia­ła na mi­ster­nie zdo­bio­nym tro­nie ze złota, pod­szy­tym szkar­łat­nym je­dwa­biem. – Jak  można podszyć złoto jedwabiem?

 

u pod­sta­wy ka­błą­ka lśnił dum­nie czer­wo­ny bry­lant. Wsze­dłem sta­now­czym i dum­nym kro­kiem do sali… – Powtórzenie.

 

Ko­bie­ta za­sia­da­ją­ca na tro­nie pod­nio­sła na mnie swój zdez­o­rien­to­wa­ny wzrok. – Czy mogła podnieść cudzy wzrok?

 

skła­ma­łem po­przez nie mó­wie­nie wszyst­kie­go. – …skła­ma­łem po­przez niemó­wie­nie wszyst­kie­go.

 

A ty jak­byś wy­brał?A ty, jak­ byś wy­brał?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mi się Drda skojarzył.

Ciekawy pomysł, bez nadmiernej łopatologii, i nawet nieźle się czytało. Niemniej, techniczne usterki popsuły nieco przyjemność. 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Lexis, dlaczego odpowiedź na komentarze napisałaś w miejscu przeznaczonym na przedmowę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ponieważ się dopiero uczę tej strony.

 

 

Dziękuje za wszelkie słowa uznania, jak i również krytyki.

Zwłaszcza krytyki, bo to dzięki niej człowiek się uczy.

 

I rzeczywiście – inspiracją było wielkie dzieło Mickiewicza “Dziady”, jak i również zobaczona w podręczniku replika rysunku satyrycznego z Katarzyną II.

Mam nadzieję, że stronę opanujesz szybko i będziesz na niej częstym gościem. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, pomysły na opowiadania są… ale czasu niestety nie ma. Jednak zrobię co tylko w będę mogła.

Bardzo dobry pomysł – świeży. Oby tak dalej, aż się chce czekać na więcej :)

F.S

Może nie porywające, ale niezłe. Językowo też przyzwoicie.

Brakuje przecinków, choćby tu:

miał wreszcie czas aby wymyślić plan

Gdy we śnie pokażesz jej kary jakie na nią czekają

Wiesz kim jestem

A mi się rzuciły w oczy powtórzenia (ostatnio mam bzika na tym punkcie):

Do osobistych pokoi ówczesnej władczyni Rosji nie mógł wejść bez pozwolenia żaden człowiek. Przy głównym, w zasadzie jedynym, wejściu dzień i noc pełniło wartę dwóch żołdaków. Nikt nie wszedł do komnat, ani nie opuścił bez wiedzy i powolnienia ich pani – Katarzyny II zwanej Wielką.

Tajemnicze cienie otoczyły śpiącą Katarzynę. Uważny – i odważny! – obserwator mógłby zauważyć dziwne kształty tychże cieni. Dałoby się dostrzec, że ci którzy rzucają owe cienie mają rogi, kopyta i ogony. Tajemniczy intruzi okrążyli swoją dzisiejszą ofiarę.

Wśród panującej dookoła ciemności dało się słyszeć cichą rozmowę, którą toczyły między sobą cienie.

Poza tym językowo nie jest źle, czytało się bez bólu i zgrzytów, chociaż ostatnie zdanie “A ty…” jakoś tak mi nie pasuje. Wolałabym zakończenie bez tych kilku wyrazów.

 

Pomysł fajny, ciekawy i widzę, że jest takich więcej :) Pisz, rozwijaj się – jest nieźle!

Nowa Fantastyka