- Opowiadanie: targowiskoslow - Trup

Trup

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Trup

Trup

 

Ostatnio umarł mój szef. Zawał. Zdarza się to w tym kraju ok. dziewięćdziesięciu tysiącom osób rocznie. Nie byłoby więc w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że szef tego po prostu nie zauważył… Jak zwykle cały weekend przeglądał różne dokumentacje, robił plany na nowy tydzień, obmyślał strategie dla firmy i zupełnie przeoczył moment własnej śmierci.

Kiedy w poniedziałek wszedł do biura, wszyscy patrzyli po sobie ze zdziwieniem. – Szef nie żyje – dyskretne szepty przelatywały od pracownika do pracownika. Nikt jednak nie ośmielał się powiedzieć tego głośno.

– Co tak stoicie!? – Nieboszczyk nieprzyzwoicie żywo rozpoczął codzienny rytuał „mobilizacji negatywnej”. – Do roboty! Samo się nie zrobi! – I dla dobrego przykładu, osobiście zabrał się do działania. Zawsze miał co robić. Stale zabiegany, nie potrafił zupełnie zrozumieć, jak ktoś w firmie może nie mieć zajęcia, choćby przez ułamek sekundy. Drżał przed nim cały zespół. Ale dziś wszystko to wydawało się jakieś niewłaściwe. No bo jak tu bać się zmarłego… Każdy co chwila zerkał zza swojego boksu w stronę przeszklonego gabinetu szefa, w nadziei, że sytuacja jakoś sama się rozwiąże i w końcu do zainteresowanego dotrze ewidentny fakt o własnym zgonie. Jednak nikt się jakoś nie kwapił, aby samemu stać się nośnikiem przeznaczenia…

Chyba nie muszę mówić, z jaką ulgą opuszczaliśmy tego dnia biuro? To znaczy, zawsze opuszczaliśmy je z wielką ulgą, ale tym razem czuliśmy się, jakbyśmy po całym dniu pod wodą, wreszcie wypłynęli na powierzchnie i mogli w końcu pełną piersią zaczerpnąć powietrza.

Niestety następnego dnia sytuacja wcale nie stała się jaśniejsza. Szef, jak co dzień, wkroczył do firmy i od razu zabrał się za swoje typowe obowiązki, ochrzanianie pracowników oraz nakreślanie przed nami świetlanej przyszłości firmy, jeśli tylko zgodzimy się na odrobinkę większe zaangażowanie. Przez tę odrobinę rozumiał oczywiście nadgodziny – od 4 do 6 dziennie…

– My, w przeciwieństwie do niego, mamy jeszcze jakieś życie – stwierdził ktoś ironicznie. Ale nie za głośno, żeby przypadkiem nie dotarło do niewłaściwych uszu. Kilka najbliższych osób uśmiechnęło się nieśmiało, ale jakieś dziwne ambiwalentne uczucie zaczęło kłuć ich w okolicy wyrostka…

Sytuacja ciągnęła się przez cały tydzień. Już nawet zaczęliśmy się do niej przyzwyczajać. Aż wreszcie w piątek, jeden z pracowników nie wytrzymał:

– CO!? Nie może mnie pan zwolnić!

– Oczywiście, że mogę. Jestem tu szefem.

– Ale pan NIE ŻYJE!! – Całe biuro zamarło w napięciu. Zdawało się, że nawet muchy przestały bzyczeć, z zaciekawieniem obserwując, co się będzie działo.

– Co za niedorzeczność. – Oburzył się szef, ale w jego głosie słychać było jakieś niespotykane dotąd zawahanie. – Oczywiście, że żyję. Czy nie rozmawiam właśnie z panem?

– Tak. Ale to niczego nie zmienia! Jest pan martwy. I to już od tygodnia! Wszyscy to wiedzą, oprócz pana! – Słowa zwalnianego kolegi były stanowcze i dało się zobaczyć, jak miażdżący skutek wywierają na naszym prywatnym, biurowym nieboszczyku. Pewnie cały by zbladł, gdyby nie to, że jego ciało dawno już utraciło takie właściwości. Wśród przejmującej ciszy, tak nietypowej dla tego rozkrzyczanego miejsca, szef nagle wykonał szybki zwrot na pięcie i nerwowym krokiem udał się w stronę łazienki. Tam wreszcie spojrzał w lusterko (do tej pory robił to tylko podczas golenia, ale też niezbyt uważnie, bo był zajęty słuchaniem radiowych doniesień z porannej sesji na giełdzie). Z drugiej strony lustra spoglądały na niego zupełnie martwe oczy. Przez chwilę przyglądał się ustom bez krztyny życia i zmęczonej, zielonkawej twarzy. Prawda była porażająco oczywista – był martwy.

 

* * *

 

Największy dylemat mieli policjanci. W żaden sposób nie byli w stanie zrozumieć, co ciało, zmarłego od tygodnia Zbigniewa Kurcińskiego, robi w łazience na siódmym piętrze, w budynku firmy KurcinskyTeam Sp. z o.o. A wyjaśnienia pracowników ani odrobinę nie rozjaśniały sytuacji. Po kilku godzinach żmudnych przesłuchań, funkcjonariusze postanowili dać sobie spokój (w końcu zgon był i tak z przyczyn naturalnych) i puścili wszystkich do domu.

 

* * *

 

Siedziałem w fotelu rozważając dziwne wydarzenia minionego tygodnia. W telewizorze przede mną przesuwały się jakieś obrazy całkowicie bez znaczenia. I nagle dziwne ukłucie w okolicach wyrostka zaczęło świdrować mnie od środka. Jak oparzony zerwałem się z fotela i popędziłem do łazienki. Stanąłem nad umywalką i spojrzałem w lustro. Mroźny lęk ścisnął moje serce. Lęk, czy po drugiej stronie nie zobaczę trupa… 

Koniec

Komentarze

Najwięcej dylematu – raczej największy dylemat.

utraciło takie właściwości. – jakie właściwości? Powinieneś sprecyzować.

 

Gdzieś wyżej widziałem jeszcze może z jedną literówkę.

 

Napisane bardzo przyzwoicie, ale zakończenie jakoś bez fajerwerków. Pomysł z martwym szefem całkiem ciekawy, ale myślę, że tekst byłby o niebo lepszy, gdybyś w fragmencie z policjantami zrobił coś na kształt:

 

… i długo nie wracał z łazienki – kontynuował jeden z pracowników – więc poszliśmy sprawdzić, czy żyje, to znaczy, czy już wie, że nie żyje, i wtedy właśnie zobaczyłem go leżącego na podłodze. 

Policjant notował zeznania w swoim notesiku, nie mogąc uwierzyć, że ktoś bierze go za aż takiego debila. Nie wyglądał przecież na debila…

– Pojedzie pan ze mną – powiedział w końcu.

Oczywiście “po Twojemu” :)

 

 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Interesująca koncepcja. Tak z ciekawości: po czym pracownicy poznali?

Twoje zdania niekiedy brzmią nieco chropawo.

Zdarza się to w tym kraju ok. 90 tysiącom osób rocznie.

Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie.

w końcu do zainteresowanego dotrze ewidentny fakt własnym zgonie.

Czegoś tu brakło. A i tak chyba lepiej brzmi “fakt własnego zgonu”.

 

Aha, nie wstawiaj tylu tekstów jednego dnia. I tak mało kto zajrzy do wszystkich.

Babska logika rządzi!

Zdarza się to w tym kraju ok. 90 tysiącom osób rocznie.

Należałoby zmienić na zapis słowny.

 

Całkiem dobrze napisany tekst. I chyba tyle. Pozdrawiam.

Ciekawe opowiadanie i całkiem nieźle napisane. Taki absurd podoba mi się.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

rozwiąże i w końcu do zainteresowanego dotrze ewidentny fakt własnym zgonie.

Chyba uciekło “o”.;)

 

Mimo małych niedoróbek, tekst w fajnym nonsensowym klimacie. Bardzo mi się podobał. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Irytują błędy i niezgrabności, wynikające chyba bardziej z niechlujstwa niż z braku umiejętności. Sugerowałbym więc czytanie z uwagą przed dodaniem tekstu. 

 

A szort mi się podobał. Fajny, absurdalny pomysł z odrobiną czarnego humoru i bez przesilonego heheszkowania. Dobrze napisane.

Nie rozumiem tylko, dlaczego dodałeś, Autorze, tak wiele tekstów na raz.

Wow! Bardzo dziękuję za te uwagi. Naprawdę są dla mnie cenne. To mój pierwszy raz, kiedy poddaję swoje teksty merytorycznej ocenie. Wrzuciłem tyle tekstów, bo nie wiedziałem jeszcze jak działa ten portal. Dałem więc wszystko, co akurat miałem pod ręką. Chciałem usłyszeć obiektywną ocenę. Następnym razem będę to robił rozważniej :)

Absurdalny humor w dobrym guście. ;-)

Wykonanie, niestety, pozostawia sporo do życzenia. :-(

 

wszy­scy pa­trzy­li po sobie ze zdzi­wie­niem – Szef nie żyje… – Dlaczego szef jest wielką literą?

 

Jed­nak nikt się jakoś nie kwa­pił, aby sa­me­mu stać się no­śni­kiem prze­zna­cze­nia… – Przeznaczenie, moim zdaniem, już się dokonało, więc żaden nośnik nie był potrzebny.

 

wkro­czył do firmy i od razu za­brał się za swoje ty­po­we obo­wiąz­ki… – …wkro­czył do firmy i od razu za­brał się do swoich typowych obowiązków

 

od 4 do 6 dzien­nie… – …od czterech do sześciu dzien­nie

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Pew­nie cały by zbladł, gdyby nie to, że jego ciało dawno już utra­ci­ło takie wła­ści­wo­ści. – Czy tu nie powinno być: …jego ciało dawno już utra­ci­ło takie możliwości.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Naprawdę dobry pomysł. Na ewentualne błędy nie zwracałem uwagi.

Nie jest źle. Pomysł zacny. W sumie to jest dobrze :D

F.S

Bardzo mi się podobało! Napisane lekko, dowcipnie, bez dłużyzn. Zakończenie na miarę tytułu, zupełnie się takiego rozwiązanie nie spodziewałam – ​dodatkowy plus króciaka.

Hmm... Dlaczego?

Fajne. Niezły absurd. Podoba mi się :-)

Nowa Fantastyka