- Opowiadanie: CyprysowyPaczek - chwytny tytuł o początku

chwytny tytuł o początku

Oceny

chwytny tytuł o początku

Zapomnij o wszystkim czego się uczyłeś w szkole. Największa bzdura jaka w życiu usłyszałam to nauka geografii. Największa propaganda na świecie a wbrew pozorom ten świat wcale nie jest taki mały jak ci się wydaje. Rzeczy które wydaja ci się totalnie absurdalne okazują się być prawda i potwierdza to sam Bóg.

Dowiedziałam się wszystkiego sama. Miałam chyba z 13 może 14 lat. Mieszkaliśmy w poznaniu na osiedlu rusa. Wielkie szare bloki i jednocześnie w perspektywie jeszcze większa szara przyszłość. Chodziłam już do szkoły z 7 lat i nie byłam orłem choć mniemanie o sobie i wyższości nad moimi rówieśnikami miałam od zawsze. Chyba nic bardziej w życiu nienawidziłam niż szkoły. Nigdy nie miałam koleżanek. Każda moja próba nawiązania z kimś jakichkolwiek bliższych relacji od pożyczania długopisu kończyła się albo tym ze byłam totalnie wydymana przez moja niedoszła przyjaciółkę albo za bardzo przypominała mi moja pawią matkę. Nauczyciele również mnie wkurwiali niemiłosiernie. Oni i ich niesprawiedliwy system oceniania doprowadzał mnie do szału, ale tak sobie teraz myślę ze z perspektywy lat jak to nie miało to żadnego znaczenia. Wedle narzuconego mi odgórnie obowiązku chodziłam do tej gównianej szkoły. Wychodziłam rano i wracałam ze szkoły wieczorami. W domu nigdy nie czekało mnie nic dobrego. Matka zawsze siedziała w kuchni z papierochem. Nigdy nie zapomnę tego zapachu. Nie był dla mnie śmierdzący, nawet lubiłam zapach palonego tytoniu. Zapamiętałam ja jako dość atrakcyjna babkę w średnim wieku. W moim domu nigdy nie było pusto. Nie ważne o której godzinie bym wróciła i o której bym wyszła to zawsze przy kuchennym stole siedziała ona z grupka koleżanek. Siedziały jak kwoki we falbaniastych spódnicach, tylko krzyczały, śmiały się i paliły papierosy. Tak głośny wokoło świat dla mnie zawsze był taki cichy. Nie miałam rodzeństwa. Nie miałam tez taty. Matka nigdy mi nie powiedziała co się z nim stało. Oczywiście pytałam ja o to ale udawała ze nie słyszy. Nie wpadała w agresje ani smutek, po prostu jakby tego nie słyszała. Tak naprawdę nie zależało mi żeby się tego dowiedzieć. Wychodziłam z założenia ze skoro nigdy go nie widziałam to trudno i tylko byłoby gorzej gdyby nagle się pojawił. Pewnie wprowadziło to chaos w mój spokojny mały poukładany świat. I tak żyłam sobie spokojnie z dnia na dzień i schłam. Wtedy mi się wydawało że umierałam kawałek po kawałku, okruch po okruchu.

Był to dzień jak każdy inny. Kończyłam szkołę chyba o 17, w każdym razie było już ciemno. Dzień wcześniej padał śnieg i wszędzie było śniegu jak to notorycznie mawiał mój kumpel z klasy ‘od zajebania’. Wyszłam ze szkoły i poczułam jak otula mnie mroźny wiatr. Pierwsza myśl jaka mi się wtedy nasunęła ze nasz szkolny woźny to leniwa kurwa i nie odśnieżył schodów na których się można zabić. Spojrzałam a drogę przede mną i ruszyłam w stronę domu. Droga zleciała mi bez żądnych myślowych ekscesów. Nie myślałam o niczym. Żwawo ciągnęłam nogę za noga do domu. Nie spieszyło mi się w sumie. Wiedziałam ze jak tylko wejdę do domu to rzuci mi się w oczy matka z grubym malboro i jej setki przyjaciółek. Często nawet opóźniałam wejście do domu nie jadąc winda tylko wchodząc po schodach. Mieszkałam na ostatnim,15 piętrze. Od 13 już było je słychać a od 11 czuć. Byłam przekonana ze mieszkanie z nią w jednym bloku dostarcza mieszkańców niezwykle doświadczenia zapachowe. Papierosowy dym z litrami per fumów i zapachem lakierów do paznokci. Miałam w zwyczaju zanim weszłam do mieszkania mówić „to już ostatni raz”. Nie wiem nawet skąd mi się to wzięło. Potem jak głębiej o tym myślałam może było to cos stylu życzenia naciarzowi „połamania nart!” albo durnego zwyczaju kopania w tyłek kolanem ‘na szczęście’. Może sama siebie okłamywałam ze kiedy wejdę to cos się we mnie zmieni. Nigdy nie oczekiwałam zmiany w innych, to zawsze problem był we mnie. Stałam pod drzwiami i patrzyłam na odrapana na nich farbę. Wtedy stało się to pierwszy raz. To trwało może z ćwierć sekundy. Pokazał mi się przed oczami obraz człowieka w domu, siedzącego na fotelu ale w tak nienaturalny sposób jakby siedział u fotografa. Nie uśmiechał się. Miał zaczesane do tyłu przerzedzone siwe włosy. Obraz był czarno biały. Uczucie jakie temu towarzyszyło to jakby w oczach ci pękło szkło. Zwaliłam się na drzwi i wpadłam do środka. Padłam na posadzkę. Szumiało mi w uszach i słyszałam tylko szepty. Kompletnie niezrozumiałe szepty jakby w innym języku. To było cos jakby szeptał tłum. Po chwili szepty zamieniły się w pisk, pisk tak wielki ze mimo tłumu pań koleżanek wokoło mnie nie słyszałam nic poza nim. Stały wokoło mnie a ja patrzyłam nienieprzytomnie. Poczułam tylko spływające łzy po moim policzku. Nie mogłam się ruszyć. Uczucie jakie temu towarzyszyło przypominało usychanie. Czułam jak moje ciało się powoli kurczy i wykręca we wszystkie strony jak liście wierzby ale gdy spoglądałam na dłoń przy mojej twarzy wyglądała normalnie. Piszczenie w uszach nagle ustało a wszystkie pudernice wokoło mnie zamarły. Czas stanął. Sekundalnie odzyskałam władze w ciele.

– stało się, musiało się kiedyś stać. Twoje dotychczasowe życie się skończyło kochana.– powiedziała gasząc papierosa na drewnianym stole.– dopuściłaś go do siebie i teraz wie że tu jesteśmy.– z obojętnością jej godna spojrzała na mnie moja mama. Moja mamusia.

Koniec

Komentarze

Największa bzdura jaka w życiu usłyszałam to nauka geografii.

 

jakĄ – to po pierwsze.

Usłyszałaś “nauka geografii” i stwierdziłaś, że to bzdura? Masz na myśli wyrażenie, a raczej nie masz go na myśli, ale tak wychodzi z tekstu. Sprawdź, co to bzdura. Wyrażenie "nauka geografii" nie może być bzdurą, ewentualnie może być bzdurne.

Nie stosujemy w tekście cyfr, liczby zapisujemy słownie.

Z czystego szacunku dla czytelnika mogłaś przeczytać tekst choć jeden, jedyny raz, bo nie wierzę, że nie znalazłabyś literówek nawet w pierwszym akapicie.

Twoje przecinki nie istnieją.

 

Dalej nie czytam.

 

Edit: Teraz dopiero przeczytałem tytuł. Sprawdź, co napisałaś.

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

A ja przeczytałam samą końcówkę. I Kwisatz ma całkowitą rację. Od kiedy zdania w języku polskim zaczynamy małą literą? 

sStało się, musiało się kiedyś stać. Twoje dotychczasowe życie się skończyło przecinek kochana. zbędna kropka– powiedziała przecinek gasząc papierosa na drewnianym stole.– dDopuściłaś go do siebie i teraz wie  przecinek że tu jesteśmy.– zZ obojętnością jej godn spojrzała na mnie moja mama. Moja mamusia.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A ja przeczytałam całość. Pomysł jakiś jest, jednakże wykonanie leży i kwiczy. Liczne literówki, brak interpunkcji i składnia znacznie utrudniają czytanie.

Proponowałabym poprawić błędy, popracować nad budową zdań i dopisać nieco więcej w zakończeniu. Tekst ma potencjał – szkoda byłoby go zmarnować.

Hmm... Dlaczego?

Jeśli wrzucasz fragment większej całości, to postaraj się, aby zawierał jakieś elementy fantastyczne. Czy końcówka jest takim elementem, czy to jest tylko opis ataku astmy, wywołanej biernym paleniem?

Kwisatz ma rację. Czytaj to, co napisałaś.

Przykro mi to pisać, CyprysowyPaczku, ale w obecnym kształcie chwytny tytuł o początku nie nadaje się do czytania. Twój tekst, od tytułu począwszy,  a na przedostatnim zdaniu skończywszy, składa się niemal wyłącznie z błędów, czasem jest ich kilka w jednym zdaniu. Zdumiało mnie dwanaście przecinków w całym tekście! Mogę przyjąć do wiadomości, że nie interesuje Cię geografia, ale skoro postanowiłaś napisać opowiadanie, wypadałoby najpierw nauczyć się pisać po polsku.

Nawet jeśli miałaś zamiar przekazać jakieś zajmujące treści, zamiar, niestety, kompletnie się nie powiódł.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ejkum, kejkum.

Do wcześniejszych uwag dołożę kilka nowych: zwróć uwagę, co chcesz przekazać czytelnikowi danym zdaniem, bo czasami sens się gubi. Powtórzenia. Poznań i nazwa osiedla małymi literami. Tytuł z błędami – też powinien zaczynać się dużą i miał być “chwytny” czy “chwytliwy”? Czymś czytelnika wypada zachęcić do lektury…

nie byłam orłem choć mniemanie o sobie i wyższości nad moimi rówieśnikami miałam od zawsze.

Sens zdania. Co oznacza, że bohaterka miała “mniemanie o wyższości”?

Chyba nic bardziej w życiu nienawidziłam niż szkoły.

Tu też. Niczego nie nienawidziłam bardziej niż szkoły?

nie ważne => nieważne

per fumów => perfum

Babska logika rządzi!

Dziękuję za wszystkie komentarze. Zabieram się do poprawek. Szczególnie dziękuje Drewian za słowa otuchy. Chociaż jedno miłe słowo jest dla mnie wielką motywacją!

Nowa Fantastyka