- Opowiadanie: sathe - KAŚKA NIEZGODY, część ostatnia

KAŚKA NIEZGODY, część ostatnia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

KAŚKA NIEZGODY, część ostatnia

XII

Nieopodal wioski pojawiły się dwa głębokie doły. Mieszkańcy kopali je zawzięcie cały dzień, walcząc ze zmrożoną ziemią i niską temperaturą. Zakończyli dopiero późnym wieczorem: akurat wtedy, gdy w osadzie pojawił się dybuk, już jawnie odwiedzający swoją ukochaną. I chociaż nie był mile widziany, przyjęto go dobrze i – z wdzięczności za ocalenie wioski – zaoferowano mu pół tuszki świniaka. Monstrum odmówiło: tak się nażarło zeszłej nocy, że aż do teraz bekało żelastwem Twierdzy.

W pierwszym dole pochowano zmarłych mieszkańców Kolkowa. Ich ciała owinięto w białe prześcieradła, a dusze polecono bogom światła. Zabitych żegnano z honorami i głębokim żalem.

Tego nie doczekali wojownicy Twierdzy. Sh'elala patrzyła w milczeniu, jak kolkowianie wrzucają ich zwłoki do obszernego dołu. Robili to pośpiesznie, byle jak, beznamiętnie, jakby mieli do czynienia z workami kartofli. To zadziwiające, jak te kilka godzin walki zmieniło zwykłych ludzi. Kto by jeszcze dwa dni temu pomyślał, że rychło każdy z nich stanie się mordercą?

Wszyscy bez wyjątku mieli krew na rękach.

– Tu jesteś. – powiedziała Di'janna, otulając się ciepłą chustą. – Wreszcie odzyskałaś swoją zbroję.

Sh'elala skinęła głową, niemal z czułością głaszcząc kolczugę z czarnego mithrilu.

– Muszę przyznać, że prezentujesz się w niej imponująco.

– Jak sołtys? – Sh'elala z obojętnością przyjęła komplement i zmieniła temat.

– Ciężko ranny. – odparła elfka.

Jędry i Walek stanęli tuż przy krawędzi zbiorowej mogiły, przytrzymali zmasakrowane ciało za ręce i nogi, rozhuśtali je, a potem wrzucili do środka.

– Straszny widok, prawda? – szepnęła znachorka, odwracając wzrok.

– Musicie się jakoś pozbyć trupów. – skwitowała morderczyni, wzruszając ramionami.

– Nie o tym mówiłam. – mruknęła uzdrowicielka i wskazała przed siebie.

– Ach. To.

Po drugiej stronie masowego grobu, pomiędzy ciemniejącymi drzewami, przycupnął dybuk z Kaśką. Siedzieli razem na niewielkim głazie i przytulali się do siebie. Potwór głaskał brzuch dziewczyny, a ona cały czas trzymała go za łapę.

– Co z tym zrobicie? Kolkowo jest chyba dla niego za ciasne.

– Daj spokój! Chyba nie myślisz, że zgodzimy się z Ezajaszem na ten związek… Tę ciążę… Ona nie może… – wybuchła elfka, ale Sh'elala obcesowo jej przerwała.

– Czasem lepiej odpuścić, niż potem do końca życia żałować swojego uporu. – rzekła, a głos jej dziwnie zadrżał. – Wiem, co mówię. Zresztą, nie będę ci tego tłumaczyć. Po prostu uwierz mi na słowo.

– Wierzę. Bo przecież wiem, kim jesteś i kim byłaś, zanim stałaś się… Sh'elalą… tą Sh'elalą, którą znam. – westchnęła Di'janna, pocierając nerwowo czoło – Ale jak ci mówiłam… Ich dziecko będzie samym złem, posłannikiem Przeznaczenia, krwawym mieczem boga losu, który sięgnie każdego napotkanego po drodze człowieka.

Mieszkańcy Kolkowa strącili do grobu nagie ciało kapitan Ysmail. Potem przytaszczyli zmarzniętą górę pokiereszowanego mięsa. Jędry mocnym kopniakiem zrzucił je na dół, a potem splunął. Tak skończyła Sedlakowa, po śmierci potraktowana gorzej niźli jakikolwiek strażnik Twierdzy.

Na znak kowala mężczyźni chwycili za łopaty i – dodając sobie sił gorzałą – zaczęli zasypywać grób. Widać alkohol uderzał im coraz mocniej do głowy, bo z ich ust popłynęły pierwsze, rubaszne przyśpiewki ludowe.

– A teraz zastanów się: kogo z nich ocaliłabyś od spotkania z twoim wnukiem? – spytała Sh'elala.

– Z nich…? Nikogo. Jedynie Ezajasza. – szczerze rzekła elfka, z rosnącym niesmakiem patrząc na zabawiających się kolkowian.

– Prawdopodobnie nie dożyjecie chwili, w której dziecko Kaśki chwyci na broń. Po prostu umrzecie. Dopadnie was starość. Nie musisz więc troszczyć o innych. – Sh'elala zadrżała z zimna. Potarła ramiona i mruknęła. – Jutro z rana opuszczam wioskę. Jesteś mi winna zapłatę, Di'janna. Pamiętasz, tak?

Elfka skinęła głową.

– Nie wyjedziesz z pustymi rękami.

– Nie mogę więc się doczekać. Dobranoc. – Sh'elala odeszła, zostawiając uzdrowicielkę sam na sam ze swoimi myślami.

Elfka otuliła się chustą. Przenosiła wzrok raz na Katarzynę i dybuka, raz na mieszkańców wioski. Westchnęła. Nagle uśmiechnęła się lekko i posłała jednookiej myśl:

– Jeszcze ciebie ocaliłabym przed moim wnukiem.

– Chyba nie musiałabyś. Dogadałabym się z nim świetnie. Przecież nie jestem człowiekiem. To znaczy… Normalnym człowiekiem.

To powiedziawszy, morderczyni odwróciła się i pomachała Di'jannie na do widzenia. Elfka odmachała i zatopiła się w myślach. Sh'elala… dybuk… mapa… Wyrocznia Lodowej Przełęczy i jeszcze Calta na dokładkę. Cokolwiek by się nie działo, przyszłość zapowiada się ciekawie.

Przeznaczenie nie mogło sobie znaleźć lepszego powiernika niźli jednooka, chociaż ona sama jeszcze o tym nie wie.

Ale ta niewiedza naprawdę już długo nie potrwa.

EPILOG

Sh'elala ziewnęła. Była potwornie zmęczona, a na dodatek dobijała ją monotonia podróży.

Od paru ładnych godzin krajobraz nie zmieniał się. Jednostajny las, białe czapy śniegu i prosta droga, ciągnąca się w nieskończoność bez jakichkolwiek zakrętów czy chociaż małych wzniesień. Potworność.

Znowu ziewnęła, aż jej westchnienie pochwyciło echo i poniosło w dalekie leśne ostępy. Ta noc była bardzo ciężka. Sen przerywały co chwilę kwilenia dzieci, postękiwania starców i przeciągłe, głośne chrapanie. Dom sołtysa jako jedyny nie ucierpiał zbytnio podczas potyczki z Twierdzą. Nic więc dziwnego, że na czas odbudowy pozostałych chatek posłużył za noclegownię. Gnieździli się w nim wszyscy, którzy przeżyli. Sh'elala, nie mogąc znieść hałasu i smrodu, wyruszyła więc w drogę ciut wcześniej, niż planowała.

Zresztą i tak jej nikt nie zatrzymywał. Nie była mile widzianym gościem, pomimo że wraz z dybukiem wyrżnęła w pień większość wojowników. Co ciekawe, także i sołtys doczekał się dnia, w którym jego poddani podziękowali mu za dalszą współpracę. Jednooka słyszała całą rozmowę. Dialog był krótki i treściwy. Kilkuosobowej grupie mężczyzn przewodził kowal Jędry. Wszyscy pokaszliwali i posmarkiwali, nie wspominając o czerwonych z przepicia nosach. Kolkowianie zażądali, by tego samego wieczora – gdy znowu pojawi się demon – Ezajasz wraz z rodziną opuścił wioskę. Mieli ku temu ważne powody i Sh'elala właściwie rozumiała ich punkt widzenia.

To jasne, że ich największym zmartwieniem był dybuk. Cóż z tego, że najedzony i chwilowo uładzony? Sytuacja się zmieni, gdy stwór znowu zgłodnieje i zacznie z powrotem pustoszyć wioskę. A mieszkańcy nie mieli żadnego interesu w dokarmianiu potwora czy hołubieniu jego miłości z Kaśką. Bo że on do dziewczyny przychodzić będzie, to pewne. Tym bardziej, że córka sołtysa niedługo zostanie matką. Poza tym… całe nieszczęście ściągnęła na wioskę właśnie Katarzyna. Gdyby nie ona, potwór by nie przyłaził, nie byłoby żadnej ciąży. A skoro wina leżała po stronie dziewczyny, to w zadośćuczynieniu powinni pomóc rodzice. Ci jej karać nie chcieli – bo i sami bali się dybuka. Najlepszym rozwiązaniem stało się wypędzenie ich z Kolkowa. I to tak, by odeszli razem z monstrum.

Di'janna początkowo protestowała, ale sołtys szybko się zgodził na takie rozwiązanie. Widać podzielał ich zdanie, bo specjalnie nie dyskutował z Jędrym. Poprosił go tylko o wikt i tyle. Nie zważał na swoją ranę, ani na niebezpieczeństwo podróży. Po prostu chciał wyjechać. Zdaje się, że nawet zaakceptował swojego zięcia. Być może za namową Di'janny, może ze względu na córkę… Grunt, że wspólne bytowanie z przerażającym monstrum było dla niego mniej bolesne niż zerwanie wszelakich kontaktów z Kaśką.

W nieznane chcieli wyruszyć z Sh'elalą, przynajmniej do głównego traktu, ale morderczyni nie zgodziła się. Było jej spieszno, poza tym nie miała ochoty na towarzystwo ciężarnej dziewuchy, rannego zarządcy, starej elfki i zakochanego demona. To by była drużyna, naprawdę.

Di'janna pożegnała ją więc chłodno i mało wylewnie. Pomimo to zabójczyni odebrała swoją nagrodę, ma się rozumieć.

– Oto twoja zguba. – rzekła wtedy elfka, przekazując pakunek.

– Nareszcie. – odetchnęła Sh'elala – Więc nasze drogi tu się rozchodzą…

– Tak myślisz?

– Jestem tego pewna. A wy? Dokąd pójdziecie? Gdzie osiądziecie? – spytała morderczyni, chociaż niezbyt ją to interesowało.

– Damy sobie radę. – znachorka odrzekła, doskonale odczytując ton głosu jednookiej – Wiem, gdzie mamy cień szansy na normalne życie.

– Nie wątpię. – kobieta wzruszyła ramionami i wskoczyła na konia – Żegnaj zatem.

– Do zobaczenia, Sh'elala.

– Z całą pewnością żegnaj. – jednooka powtórzyła z naciskiem.

– Żyj w tym przeświadczeniu. Dopóki Los ponownie nas nie złączy. – powiedziała Di'janna i dodała po chwili – A wtedy to ty poprosisz mnie o pomoc.

– Jasne. – rzekła morderczyni, puszczając tę uwagę mimo uszu, po czym popędziła konia – Będę się modlić, żebyś miała wtedy dobry humor.

I odjechała, zostawiając uśmiechającą się Di'jannę na środku placu, otoczonego przez stos piętrzących się ku niebu zgliszczy.

Sh'elala bardzo szybko zapomniała o tej rozmowie. Sprawdziła, czy fragmenty mapy były w nienaruszonym stanie.

Taaaak. Dzięki bogom.

Jednooka poczuła olbrzymią ulgę, gdy wreszcie mogła ścisnąć je w ręku. Drogocenną paczuszkę wsunęła pod koszulę i co chwilę łagodnie ją przyklepywała, upewniając się, że jest na swoim miejscu. Poza tym odzyskała zbroję i miecz, a na dodatek – konia, którego wybrała sobie spośród wierzchowców, należących do wojowników Twierdzy. Rumak spisywał się świetnie i dzielnie sobie radził z oblodzoną dróżką.

Kobieta potarła powiekę i przeciągnęła się.

Najważniejsza jednak z tego wszystkiego była wiedza. Di'janna dotrzymała słowa i powiedziała, gdzie znajduje się trzeci fragment mapy. Sh'elala mogła się domyślić, ale nie dopuszczała do siebie nachalnie nasuwającej się odpowiedzi.

Teraz więc otrzymała informację na tacy: kolejna część mapy do Smoczych Koron znajdowała się w skarbcu Wyroczni Lodowej Przełęczy.

Morderczyni całe swoje dorosłe życie unikała konfrontacji z jasnowidzką. Robiła wszystko, by ją ominąć, zlekceważyć, zapomnieć. Myślała, że Trisengeurb kłamie, tłumacząc powody, dla których powinna spotkać się z wieszczką. Uznała, że wypełnienie woli Przeznaczenia, jakim była rozmowa z Wyrocznią, jest jednoznacznym opowiedzeniem się po stronie innorasowców, dołączeniem do ich Armii, a nade wszystko: zrezygnowaniem z celu, jaki obrała tyle lat temu.

Widać Los trzyma się swoich planów i zawsze ma awaryjne rozwiązanie.

Skoro więc zabójczyni nie odwiedziła Wyroczni z czysto etycznych pobudek, należało ją przywieść na miejsce w inny sposób. I nieważne, czy pokierować nią miała chęć wsparcia sprawy nieludzi czy może ślepa żądza realizacji własnych zamiarów. Istotne jest to, aby wreszcie zawitała do Lodowej Przełęczy.

A mapa?

Mapa jest tylko wabikiem.

Sh'elala doskonale o tym wiedziała.

Ale jechała tam, do stu tysięcy diabłów.

Jechała na złamanie karku….

… chociażby po to, by usłyszeć wyrok.

Koniec

Komentarze

6/6

Daję najwyższą notę za opowiadanie.

Tak więc, jak ostatnie wiersze sugerują, niewykluczony dalszy ciąg.
Nie mam nic przeciw temu. Jestem nawet za.
Drobna podpowiedź: unikaj, jeśli zdołasz, takich form, jak (...) jasnowidzką. Jasnowidzącą proponuję.
Zacznij poprawnie zapisywać dialogi...

Dziękuję Wszystkim za komentarze i oceny. AdamieKB - ciąg dalszy i uprzedni już istnieje :) Mam jeszcze prośbę. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam uwagę dotyczącą dialogów, czy mógłbyś ją nieco rozwinąć...? Będę Ci bardzo wdzięczna. Pozdrawiam gorąco!

Sprawa dialogów. Nie Tobie jednej zapis partii dialogowych sprawia kłopoty. Zajrzyj do Hyde Parku --- "Dialogi" --- i poszukaj pod opowiadaniem fasolettiego "Mieczem i toporem" komentarza w_baskerville.
Co do istnienia... Przyznaję, że przestaję orientować się w tym rosnącym zamęcie. Próbuję przeczytać jak najwięcej, ale skutek taki, że lepiej nie mówić...

Witaj. dziękuję za odpowiedź. A kontynuując kwestię "istnienia" :) - nie sprecyzowałam wypowiedzi. Ciąg dalszy i uprzedni istnieje, ale nie został upubliczniony (prócz "Nie kradnij...", czyli opowieści ze smokiem). Pozdrawiam i zerkam do Hyde Parku.

Nowa Fantastyka