Co było i nigdy już
nie będzie
– Szykuj się, zaraz wychodzimy! – niósł donośny głos z dołu. Rafiel był cały podekscytowany, pierwszy raz jechał do miasta. Chłopiec szybko zbiegł po schodach widząc, że rodzice już są gotowi do drogi.
– Wziąłeś koszulę i spodnie? – Zapytała z uśmiechem mama Rafiela.
– Lucilia, on ma już 16 lat, niech sam zacznie myśleć o takich rzeczach. – Odparł patrząc na syna.
– Nie bądź taki surowy, Acard. Każdy ma prawo o czymś zapomnieć, a poza tym Grimshield jest 3 dni drogi stąd, musimy wziąć wszystko co potrzebne.
– Jedziemy tylko sprzedać plony, nie gorączkuj się tak. – Rzekł ze spokojem ojciec. – Zanieś wszystko na wóz. – Dodał patrząc na syna.
Chłopiec szybko zaniósł wszystkie swoje rzeczy i czekał uradowany, aż ojciec i matka wyjdą z domu. W jego głowie ciągle kłębiły się wyobrażenia jakie jest miasto. Czy zobaczy jakiegoś szlachcica? A może uratuje jakąś szlachciankę, którą potem poślubi? Jego wyobrażeniom nie było końca, ciągle układał scenariusze tego co zobaczy i zrobi w mieście. Z zamyślenia wyrwało go trzęsienie wywołane ruszeniem wozu.
– Odwiedzimy po drodze ciotkę Astrid? – Rafiel zawsze uwielbiał odwiedzać ciocię, gotowała pyszne ciastka za każdym razem, gdy przyjeżdżali.
– Jedziemy inną drogą, nie mamy czasu na wstąpienie do ciotki. Może innym razem. – Odpowiedział ojciec, spoglądając na swoją żonę, która odwróciła wzrok. – Zatrzymamy się w zajeździe w Burgsam, stamtąd rano pojedziemy przez las prosto w kierunku Grimshield.
– Jak długo będziemy w mieście? – kontynuował szereg pytań.
– To zależy od tego jakie znajdziemy ceny. Ani mi się śni sprzedać całość za mniej niż 4 denary! – Warknął Acard z oburzeniem.
Słońce już zachodziło, gdy dojechali do zajazdu. Uwagę Rafiela od razu zwróciła jego nazwa wyryta nad drzwiami “Pijana rusałka”, jak zwykle zaczął zastanawiać się jaka historia kryje się za tą nazwą. Wiele osób śmiało się z niego i historii, które sobie wymyślał widząc nowe rzeczy, ale on był na to obojętny. Lubił tworzyć sobie w głowach opowieści o bohaterach, smokach i niesamowitych przygodach, a wystarczały mu do tego proste bodźce takie jak owa nazwa zajazdu. Wysiadając z wozu zwrócił uwagę na otaczających okolicę pijaków, zdawałoby się, że nikogo więcej tutaj nie ma.
– To na pewno zwykły zajazd? – Zapytał z lekkim drżeniem w głosie Rafiel.
– Nie zwykły, a tani. I tak zostajemy tu tylko na jedną noc. – Odparł Acard. – Tak czy inaczej, bierz rzeczy i ruszaj tyłek do środka.
Wchodząc do zajazdu zastali zupełnie inni widok niż na zewnątrz. Ku ich zaskoczeniu w środku było czysto, spokojnie, a ludzie na pijanych nie wyglądali. Po prawej stronie od wejścia stała lada, a za nią właściciel. Przy każdym stoliku były co najmniej dwie osoby, uwagę chłopca szczególnie przyciągnęła trójka mężczyzn przy stole w kącie. Nosili oni zbroje z charakterystycznym namalowanym lwem na prawym ramieniu – herbem rycerzy rodziny królewskiej. Tylko co elita rycerska mogła robić w takiej norze jak ta? Rafiel zbyt długo nie miał czasu się tym interesować, bo ojciec zawołał go na górę.
– Masz ze sobą wszystko, co wziąłeś? Ponoć wśród tych pijusów na zewnątrz nie brak kieszonkowców, co i nawet ślepego okradną dla paru srebrników. – Spojrzał na chłopaka Acard.
– Tak, mam wszystko – Stwierdził Rafiel, oglądając się ostatni raz na rycerzy w kącie. – Tato, co tu robią rycerze królewscy? Przecież to elita, która chroni rodzinę królewską. – Zapytał chłopiec.
– Pewnie kogoś szukają. Nie brak tu dezerterów po wojnie, którzy postanowili zabawić się w rabusiów.
Faktycznie, po ostatniej wojnie domowej w całym królestwie było pełno takich. 8 miesięcy temu skończyła się wojna, w której ród Eberosów zdetronizował ówczesną rodzinę królewską – ród Ashardów. Wielu chłopów z wioski zostało wtedy wcielonych do armii.
– Co się stało z Ashardami? – Wysunął kolejne pytanie.
– Ponoć w trakcie oblężenia Everonu uciekli na łodzi razem z garstką ludzi. Nikt nie wie czy przeżyli i gdzie są. – odpowiedziała Lucilia, która dotychczas przez całą drogę milczała.
Weszli do pokoju. Pomieszczenie było małe, dwa łóżka, komoda i okno, nic więcej w środku nie było. Rodzice zajęli jedno łóżko, Rafiel zajął drugie, które było przy oknie. Lubił widzieć co się dzieje wokół niego, a to była idealna okazja. Nigdy nie był tak daleko od domu, ciągle widział nowe rzeczy i osoby. W duszy liczył, że w nocy zobaczy przez zajazdem jakąś walkę lub inne ciekawe zdarzenie, w którym uczestniczyliby rycerze znajdujący się w karczmie. Nikomu o tym nie mówił, ale jego największym marzeniem było zostanie potężnym rycerzem, między innymi dlatego chciałby zobaczyć walkę i umiejętności kogoś z rycerzy królewskich, którzy byli ponoć elitą wśród wojaków. Po odłożeniu bagaży chłopiec zasnął. Rano obudził go głos ojca.
-Wyspała się królewna?
Pierwsze promienie słońca wdzierały się przez nieszczelne okno do pokoju.
– Jak dasz mi jeszcze pięć minut. – Odparł z ironią Rafiel, zasmucony tym, że nic ciekawego go w nocy nie zbudziło.
– Zbieraj rzeczy, jedziemy za kwadrans.
– A gdzie mama?
– Czeka przy wozie. Ty też się lepiej śpiesz, bo Cię tutaj zostawimy. – Rzucił z lekkim uśmiechem Acard.
– Wszędzie lepiej niż na naszej wsi. – Oburzył się słysząc słowa ojca.
– Pewnego dnia docenisz uroki mieszkania w spokojnym miejscu. Koniec gadki, śpiesz się, bo przed nami kawał drogi do Grimshield.
W zajeździe nie było nikogo oprócz właściciela, co zasmuciło Rafiela. Miał nadzieję jeszcze raz zobaczyć rycerzy, których tak bardzo podziwiał. Wychodząc na zewnątrz dopiero teraz dostrzegł, że okolica, w której się zatrzymali była całkiem ładna. Pola, małe chatki, bawiące się dzieci i pracujący dorośli, zaśmiał się pod nosem przypominając sobie jak go wczoraj to miejsce wystraszyło. Wsiadając na wóz wydawało mu się, że zobaczył przyglądającą mu się dziewczynę, ale zniknęła zbyt szybko za drzewem.
Kolejne dwa dni były ciągłą jazdą, jedynie kilka razy po drodze zatrzymali się zapytać o bezpieczeństwo szlaków. Nie sposób opisać ekscytację Rafiela, gdy mijał co chwilę nowe miejsca, wszystko po drodze tak bardzo różniło się od jego wsi, że czuł się jakby był w innym świecie. W jego pamięci utknęła wioska, której nazwa zaczynała się na V, nie mógł przypomnieć sobie dalszych liter, lecz idealnie zapamiętał dziewczyny jakie tam były. W odróżnieniu od miejsca gdzie mieszkał, dziewczyny w owej wiosce były piękne, miały kształtne usta, piękne oczy, nieskazitelną cerę i wspaniałe uśmiechy. Sam pewnego dnia chciałby z taką gdzieś osiąść. Zapewne myślałby o nich długimi godzinami, gdyby nie hałas, który dobiegał z dalsza. To miasto! Myśli chłopca zaczęły grzmieć i emanować ekscytacją. Już po chwili mógł je ujrzeć, Grimshield. Nad jego głową piętrzyły się gigantyczne mury, z niezliczoną liczbą wież i żołnierzy na nich stacjonujących. Wszędzie wokół panował harmider, mimo, że jeszcze nie wjechali do miasta. Otaczały ich ogromne domy, setki, jeśli nie tysiące ludzi. Z każdej strony dochodziły głosy krzykaczy licytujących się nawzajem czyj towar jest lepszy i bardziej opłacalny. Ucisk w sercu, szybki oddech, uczucie, które można by pomylić z miłością towarzyszyło mu tylko dlatego, że zobaczył miasto. Prawdziwy szok spotkał go jednak dopiero, gdy wjechali za mury. Ulice ciasne, wszechobecne stragany, szyldy, ludzie i towary, których nawet w sto lat nie sposób zliczyć. Takie myśli ciągle mu towarzyszyły.
– Rafiel! – Wytrącił chłopca z zamyślenia ojciec. – Wynajmij nam tu pokój na 2 dni – rzucił mu sakiewkę z pieniędzmi pokazując palcem na budynek po ich lewej. – My z matką poszukamy dobrej okolicy do sprzedania plonów.
– Kiedy wrócicie?
– Przed zmierzchem Synku – Dodała matka.
W przeciwieństwie do zajazdu w poprzedniej wiosce, ten był ogromny. Wielkie drewniane belki, szklane okna, świeżo wyrzeźbione drzwi i napis “Pod Szlachetną Krwią”, co było pewnie nawiązane do położenia niedaleko zamku okolicznego szlachcica. W środku było niemniej niesamowicie, wszystko było czyste, wypolerowane i pachnące. Po zobaczeniu tego do głowy chłopcu zaczęły bić myśli o tym, czy będzie go stać na pokój tutaj. Nie chciałby się zbłaźnić tym, że zabraknie mu pieniędzy i wszyscy zobaczą, że jest przedstawicielem biednej warstwy społeczeństwa, ale mus to mus, rodzice kazali.
– Przepraszam, ile kosztuje wynajęcie pokoju z dwoma łóżkami na dwa dni? – Zapytał lekko poddenerwowany.
– 4 srebrniki za noc. – Odpowiedział surowo mężczyzna za ladą, badając chłopca oczami.
Rafiel był lekko zdziwiony, gdyż za noc w tamtym zajeździe zapłacili 3 srebrniki, a tutaj warunki były o niebo lepsze, ale uargumentował sobie to w głowie tym, że tutaj jest większa konkurencja i standardy.
Wszędzie pełno było ludzi, niemalże każdy miał miecz lub inną broń, którą można by bez problemu zabić. Wchodząc do swojego pokoju rzucił mu się w oczy przepych z jakim był ten pokój wyposażony. Z prawej strony komoda i szafa, przy łóżkach małe szafeczki, przy oknie stolik ze świecami, łóżka obszerne, a na środku dywan. Wyglądał na bogatszy niż większość domów w wiosce, z której pochodził Rafiel. Z okna był niesamowity widok na okolicę. Jako, że pokój Rafiela był najwyżej, to mógł on widzieć wszystko dookoła. Tysiące ludzi przechodzących ulicami wyglądały jak mrówki, a wielkie budynki i domy sprawiały poczucie mniejszości. Jednak najmocniej przyćmiewał to wszystko dom szlachecki umiejscowiony na wywyższeniu w środku miasta. Był to ogromny, piękny dwór o białym kolorze, mogłyby w nim zamieszkać ze dwie setki! Do tego posiadał on swój własny mur chroniony przez wojsko. Wspaniale byłoby w takim zamieszkać – pomyślał. Z podziwu wyrwało go burczenie w brzuchu, gdyż od rana nic nie jadł. W sakiewce było jeszcze dość sporo pieniędzy, więc postanowił zjeść coś na dole.