- Opowiadanie: gruby100004 - Niedostrzeżeni, niezwyciężeni

Niedostrzeżeni, niezwyciężeni

Wymyśliłem kiedyś dla znajomego świat, w którym mógłby osadzić tworzony przez niego bitewniak, roboczo nazwaliśmy go “Cyberstorm”. Włożyłem w niego trochę pracy i nie chciałem, żeby się zmarnowała, więc pomyślałem, że fajnie będzie napisać w nim opowiadanie i popełniłem takowe. W “Cyberstormie” mamy rok 2099, ludzkość skolonizowała już dwie planety, zachowując ich naturalne biosfery – nauczeni trzecią wojną światową i wydarzeniem znanym jako “Eco-Crysis” na Ziemi, ludzie stali się znacznie bardziej “eco”. Wydzielili tereny na miejskie i dzikie, traktowane prawie jak parki narodowe, a surowce pobierają z pobliskich planet, które nie nadają się do kolonizacji. Na jednym z tych ciał niebieskich, Edenie, rozgrywa się akcja opowiadania. Ludzie są jedyną rasą zdolną do odczuwania emocji, nieliczni są w stanie manifestować moce psioniczne, co także jest ewolucyjnym fenomenem naszej rasy. Po kontakcie z obcymi formami życia utworzono nowe jednostki specjalne, szkolone do walki z nimi – by zwiększyć efektywność żołnierzy, poddano ich modyfikacjom genetycznym i cybernetycznym, choć są one na razie w powijakach.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Tensza

Oceny

Niedostrzeżeni, niezwyciężeni

Polana była jednym wielkim obrazem śmierci i rozpaczy. Zazwyczaj niebieskie kwiaty drzew, które zwieszały się całymi girlandami ku ziemi, teraz sczerniały i obumarły. Na ziemi leżało pięć trupów. Każdy wyglądał, jakby został oblany silnym kwasem – brakowało połowy ciała, było im widać wszystkie organy. Obok nich znajdowały się martwe zwierzęta, które skończyły równie nieszczęśliwie.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałem. – Manta przyjrzał się ciałom.

– Wygląda mi to na robotę jakiejś broni chemicznej. – Zauważyła Tequilla. Wraz z piątką pozostałych operatorów KWAZAR-u przeczesywała polanę w poszukiwaniu poszlak, które mogłyby powiedzieć im, co się stało.

– Kapitanie, znalazłem coś. – Husarz odwrócił jedno z ciał. – Tutaj. Ślady wypalone laserem albo inną bronią energetyczną, to one były najprawdopodobniej przyczyną śmierci. Przechodzą idealnie przez rdzeń kręgowy. – Wskazał palcem otwór o średnicy dwóch centymetrów, biegnący przez zwłoki na wylot. – Nieumarli.

– Pięknie, kurwa, pięknie. – Kapitan włączył komunikator. – Baza, znaleźliśmy pięć ciał. Nie możemy ich na razie zidentyfikować, ale poszlaki wskazują na aktywność Nieumarłych w okolicy.

– Przyjąłem, sekcja pierwsza. Kontynuujcie rozpoznanie.

– Tak jest.

– Aha, a więc natknęliśmy się na obcych, którzy w magiczny sposób przedostali się przez czujniki, a oni każą nam tylko „kontynuować”? – Tequilla prychnęła niezadowolona.

– Dzień, jak co dzień, pani sierżant. – Skomentował chłodno Manta. – Poza tym potrzebujemy potwierdzenia, że to oni. Ślady po broni energetycznej nie wystarczą.

– Yhm. – Husarz nie był przekonany. Oczywiście wiedział, co kapitan miał na myśli: przepychacze potrzebowali co najmniej zdjęcia obcych, żeby wysłać kogokolwiek więcej albo chociaż zmienić klasyfikację misji, tak to już było w biurokratycznym świecie, ale nie podobało mu się, że Manta podchodzi do wszystkiego z takim spokojem. Nieumarli mieli nad ludzkością przewagę kilku tysięcy lat rozwoju – czasem miało się wrażenie, że poznali każdą fundamentalną zasadę rządzącą wszechświatem. Nawet jeden potrafił dostarczyć nie lada wyzwania.

– Mówiłeś coś?

– Nie, kapitanie.

– Mam już rekonstrukcję wydarzeń – odezwał się badający zwłoki Royal. – Ci ludzie zostali zaskoczeni. Jeden z nich, tutaj, padł na twarz i dzięki temu można go rozpoznać. Należy do zaginionych, Michał Radwocki. Każda ofiara została zabita z broni, której profile zgadzają się z przypuszczeniami Husarza. Laser, laser, plazma, laser i coś, czego SIB nie rozpoznaje. – Kolejno wskazywał na ciała. – Następnie użyto niezwykle szybko roznoszącego się przez powietrze, niezidentyfikowanego patogenu, który strawił zwłoki i uniemożliwił ich identyfikację, przynajmniej czterech tamtych. SIB wskazuje z dużym prawdopodobieństwem, że ten patogen nie jest już aktywny. Ktokolwiek go użył, nie chciał zwracać na siebie uwagi. Zwierzęta przybyły tu po padlinę, ale nie były w stanie przeżyć nawet osłabionej wersji tego cholerstwa. Nasze pancerze powinny przefiltrować zagrożenie.

– A mi się wydawało, że każdy Nieumarły to geniusz. Czemu więc spartaczyli robotę ze zwłokami? Ja tam bym nic z nich nie zostawił – satelita znalazł je w ciągu kilku godzin.

– Może coś ich zaskoczyło i zrobili to na odpierdol. Poza tym każdemu się zdarza. Nieumarły też człowiek, nie? – zażartował Royal.

– Po kurwie śmieszne – zgasił go Kisiel. Royal już zbierał się do odpowiedzi, ale Manta skarcił ich obu. 

– Uciszcie się. – Wycelował karabin pomiędzy drzewa i ruszył na skraj polany. Cała sekcja odruchowo przygotowała broń. – Wydawało mi się, że widziałem Xetha…

– Xeth i Nieumarły w jednym miejscu i to jeszcze na Edenie? Niemożliwe. – Zaprotestował milczący dotąd Hades.

– No rękę dałbym sobie uciąć, że przed chwilą była tutaj bryła kryształu. Wrócić do lasu, broń w gotowości. – Husarz chciał zgodzić się z Hadesem, ale w tym samym momencie odezwała się nadświadomość.

– Padnij! – krzyknął do Manty, ale było już za późno. Fioletowa błyskawica przecięła powietrze i uderzyła kapitana w pierś. Padł martwy na ziemię. Husarz zareagował natychmiast, jego ciało samo złożyło się do strzału, jeszcze zanim z ukrycia wyskoczył pierwszy Xeth. Komandos nacisnął cyngiel i posłał w stronę obcego trzy pociski, które wwierciły się w kryształowe ciało i przewróciły go w powietrzu.

– Drużyna do mnie! – krzyknęła Tequilla. Z pomiędzy drzew wybiegły kolejne Xethy. Większość miała sylwetkę zbliżoną do goryla, niektóre wyglądały jak czteroramienne rozgwiazdy. Operatorzy otworzyli do nich ogień, ale Kryształowcy mieli przewagę zaskoczenia i kilku już zbliżyło się na zasięg ramienia. Husarz ustrzelił jeszcze jednego, zanim też związał się w walce wręcz. Skoncentrowaną myślą wysunął ze szczeliny w prawym karwaszu ostrze psioniczne i wbił je centralnie w korpus jadowicie żółtego Xetha tam, gdzie powinny być jego organy prądotwórcze. Niebieski, zelektryzowany gaz przebił się z charakterystycznym sykiem przez sole mineralne szarżującego obcego. Po ciele komandosa przebiegł nieprzyjemny dreszcz – zabijanie kryształowców wiązało się z uwalnianiem przez nich sporych ilości energii elektrycznej.

Husarz szybko odwrócił się w stronę Hadesa, wyczuł niebezpieczeństwo, jeszcze zanim usłyszał ostrzeżenie. W stronę żołnierza leciał różowo-czerwony kryształowiec, celując w niego stożkowatą kończyną. Porucznik na pewno nie zdążyłby się uchylić, ścisk nie pozwoliłby mu na to. Husarz machnął ręką i telekinetycznie posłał różowego agresora do tyłu. Od razu zakręciło mu się w głowie. Rzucenie ponad stukilowym obcym to nie było w kij pierdział, zużył spory zapas cukru i tlenu w mózgu. Pancerz wyczuł zmianę stężenia składników krwi i wystrzelił do krwioobiegu mieszankę odżywczą, ale potrzebnych było kilka sekund, zanim wszystko wróci do normy.

– Uważaj!- Hades dobił swojego przeciwnika nożem bojowym.

Husarz obejrzał się za siebie. Przez krótką chwilę osłabienia nie mógł polegać ani na nadświadomości ani na psi-ostrzu i właśnie w tym samym momencie doskoczył do niego kolejny Xeth. Zamachnął się na komandosa horyzontalnie kończyną wyglądającą jak nabijana maczuga. Husarz zrobił krok w tył, ale wpadł na Royala. Kolce i tak go dosięgły i przerwały płyty pancerza, raniąc go powierzchownie w brzuch. Wewnętrzna warstwa kombinezonu złożona z płynnej żywicy zareagowała na dekompresję, różnica ciśnień wypompowała ją ku szczelinom, gdzie natychmiast stwardniała w kontakcie z powietrzem, uszczelniając skafander. Gdyby nie modyfikacje genetyczne i cybernetyczne przyśpieszające refleks, mogłoby być z nim dużo gorzej.

Xeth nie dał Husarzowi czasu na oddech. Natychmiast, co byłoby niemożliwe dla człowieka, zamachnął się w drugą stronę, ale tym razem komandos był już przygotowany. Uskoczył w lewo, zbijając przedramieniem płaską część kończyny Xetha i zbliżył się do niego tak, że płyty pancerza otarły się o jego bok. Psi-ostrze zaskoczyło i wbił je głęboko w odsłonięty korpus.

– Wycofują się! – Husarz rozejrzał się po polanie. Faktycznie. Xethy uciekały z walki, skacząc ku bezpiecznym drzewom. Tylko jeden stał w cieniu, jakby obserwując. Małe błyskawice skakały po ogromnym szpikulcu wyrastającym mu z pleców. Komandos wiedział, że to niemożliwe, ale był pewien, że Xeth patrzy na niego. Pozostali komandosi posłali jeszcze za uciekającymi serie z karabinu, ale zdołały zabić tylko dwóch. Na ubitej ziemi leżał teraz tuzin ciał obcych. Niektórzy jeszcze dogorywali, ryjąc glebę w nieskładnych ruchach, ale nie było sensu ich dobijać. Różnokolorowe płyny wylewały się z ich ogniw galwanicznych, mieszając się z kryształami, które odpadły od ciał.

– Hades, Royal, Kisiel, pilnować perymetru. Mogą wrócić.

– Kurwa mać! Manta! – Tequilla podbiegła do kapitana. Husarz zbliżył się do niej, próbując złapać oddech. Przyjrzał się dowódcy i zaklął. Cały pancerz stopił się na nim, zlewając się w niektórych miejscach ze zwęgloną skórą. Wizjer zamkniętego hełmu trzaskał co jakiś czas iskrami, miejsce styku z pancerzem szyi wyglądało tak, jakby nie dało się już go ściągnąć. Z resztą i tak nikt nie chciałby teraz patrzeć na twarz Manty.

– Tequilla, zostaw go. – Husarz położył jej dłoń na barku. – On nie żyje. Wyczułbym, gdyby było inaczej.

– Jezuuu… – Jęknęła przeciągle, godząc się z faktem. Wstała powoli z kolan i spojrzała przez wizjer hełmu na Husarza. – Co to było?!

– Nie wiem. – Husarz pokręcił głową. – Nigdy jeszcze nie widziałem Xethów na Edenie, a już na pewno nie potrafiących strzelać błyskawicami.

– Nikt, kurwa twoja mać, nie widział!

– Uspokój się. Masz być przygotowana na śmierć, taką masz robotę. Mnie też boli, że już go nie ma, ale płakać będziemy później. – Tequilla sapnęła gniewnie, ale nie skomentowała, odwróciła tylko głowę. Husarz połączył się z dowodzeniem. Musiał to zrobić jako najstarszy stopniem.

– Baza, tutaj porucznik Husarz, sekcja pierwsza.

– Słuch…ę. – Głośny trzask zagłuszył rozmowę.

– Kapitan Manta zginął w akcji. Powtarzam: Kapitan Manta zginął w akcji. Potwierdzona obecność Xethów.

– Pow…rz…zakł…kanale.

– Baza? Baza?! Kurwa! Nie mogę się z nimi dogadać. Coś zakłóca łączność.

– Nieumarli? Dla nich to właściwie pikuś – podsunął Hades.

– Nie, to raczej nie oni. – Kisiel patrzył w niebo.

– Ta, to co?

– A chociażby ta burza. – Żołnierz wskazał ruchem głowy. Husarz spojrzał we wskazanym kierunku. Choć drzewa mocno ograniczały pole widzenia, nad ich koronami dało się dojrzeć ciemnogranatowe chmury, pędzące w ich kierunku. Były ogromne i sprawiały wrażenie, jakby miały zgnieść wszystko na swojej drodze. Obrazu potęgi i zniszczenia dopełniały nie gasnące błyskawice uderzające w ziemię. To nie wróżyło najlepiej. Atmosfera Edenu była gęstsza niż Ziemi, a przez to zjawiska pogodowe zachodziły dużo gwałtowniej. Zbliżające się chmury mogły być zabójcze same w sobie.

– Pięknie. Po prostu wspaniale. – Skwitowała Tequilla.

– Pewnie to dlatego w pobliżu nie ma żadnych zwierząt. Nie chcę wiedzieć, co sprawiło, że tego nie było w wywiadzie. W każdym razie nie możemy tutaj zostać. – Husarz spojrzał po pozostałej czwórce. – Przejmuje dowodzenie jako najstarszy stopniem. Cele misji się nie zmieniły. Wciąż musimy dowiedzieć się, co się tutaj odpierdala. Na północ stąd znajduje się węzeł kontroli satelitarnej. Budynki na pewno wytrzymają tę burzę. Może uda nam się skontaktować z bazą, a skoro w pobliżu są Xethy, skanery niskopułapowe powinny nam pomóc. Musimy poradzić sobie z presją czasu i ograniczoną pomocą od SIBa. Skończymy tę misję. Dla Manty.

– Dla Manty – odpowiedzieli mu chórem.

 

 

* * * *

 

 

Zabezpieczyli ciało swojego kapitana i zanurzyli się w gęsty las. Szli na północ, a za ich plecami nadchodząca burza wciąż błyskała piorunami, nie dając o sobie zapomnieć. Przedzieranie się przez gęste zarośla nie było łatwe. Na Edenie nazywano organizmy roślinami głównie dlatego, że nie poruszały się i były producentami, ale nie zaliczano ich do tego samego królestwa, co florę na Ziemi. Niektóre z nich w ogóle nie przypominały Ziemskiej flory i zajmowały właśnie warstwę pod koronami drzew. Rozrastały się szeroko, niekiedy wisząc niczym sieci między konarami większych drzew i zupełnie nie przeszkadzał im niedobór światła – wykształciły kryształopodobne organy, które zakrzywiały światło i wyłapywały nawet najmniejsze promienie. Komandosi musieli cały czas wycinać sobie przez nie drogę do celu. Najgorsze jednak były rośliny rosnące tuż przy glebie – nie potrzebowały światła, zamiast tego wykorzystywały podczerwień, a w gęstwinie drzew było naprawdę ciepło. Wizjer pokazywał trzydzieści osiem stopni. Rośliny te pobierały niewielkie ilości wody, rozmiękczając glebę i sprawiając, ze buty grzęzły w nich niekiedy do połowy podudzia. Poza tym przystawali co jakiś czas i rozglądali się dookoła, wypatrując zagrożeń. Trzeba było włożyć ogromny wysiłek w przejście nawet kilometra przez taki teren, a burza zbliżała się nieubłaganie.

– A więc… – Tequilla przerwała ciszę, która zapadła od momentu wejścia między drzewa.

– Nie zaczyna się zdania od "a więc" – skarcił ją Kisiel, rozglądając się po odcinku perymetru, który mu przypadał.

– Oczywiście, że się zaczyna. Głupi zakaz przekazywany z pokolenia na pokolenie. – nie zgodził się Husarz. Choć właściwie powinni zachować milczenie, wolał zająć czymś myśli. Gdy przedzierało się monotonnie przez grzęzawiska, umysł pozostawał wolny i wtedy łatwo było wpaść w samonakręcającą się spiralę żalu za straconym dowódcą. Tak długo, jak uważali na otoczenie, mogli sobie pozwolić na rozmowę. Ich hełmy skutecznie wygłuszały jakiekolwiek dźwięki, a fale radiowe były w tym momencie zbyt słabe, żeby ktokolwiek mógł je wykryć.

– Serio?

– Piękny polski język. – Husarz wzruszył ramionami. – Właściwie jest chyba tyle opinii, co Polaków. Poza tym znawcy też się kłócą. Niezależnie od tego, jak zaczyna się zdanie, Tequilla chciała coś powiedzieć.

– A więc – zaczęła ponownie – dojdziemy do węzła, poinformujemy obsługę, że musimy wykorzystać sprzęt. Grzecznie odmówią, ale i tak to zrobimy. Przeskanujemy okolicę. I co wtedy?

– Zależy. – Husarz przeciął kolejną sieć kryształów. – Albo czegoś się dowiemy i ruszymy dalej, albo nie dowiemy się niczego i przeczekamy burzę. Albo skontaktujemy się z bazą, albo nie. Albo zastaniemy kogokolwiek w węźle, albo nie.

– No chyba te rzeczy muszą być cały czas obsługiwane? – zdziwił się Hades.

– Muszą, ale obawiam się najgorszego. – Tą uwagą niechcący uciął rozmowę. Nikt nie miał ochoty przypuszczać, że Nieumarli albo Xethy zabili obsługę węzła. Mimo to, im dłużej o tym myśleli, tym bardziej wydawało się to możliwe.

Po godzinie zobaczyli w oddali koniec lasu, a za nim stalową siatkę, bez wątpienia pod napięciem. Słupy, na których była rozpostarta, posiadały małe, walcowate emitery mikrofal odstraszające zwierzęta. Od strony węzła dochodziło ich dziwne brzęczenie, jakby ktoś włączył ogromny odkurzacz. Husarz zatrzymał się i zastanowił się, jak podejść do placówki. Wejście w ciemno na otwartą przestrzeń odpadało. Nie mieli dronów, żeby sprawdzić sytuację z powietrza.

– Tequilla. Włącz Silverscreen i sprawdź, co się tam dzieje. 

– Tak jest. – Po ciele pani sierżant przebiegła niebieska fala wyładowania. Wyglądało to, jakby powoli tonęła w jakimś niewidzialnym płynie. Po chwili dało się ją zauważyć tylko po charakterystycznych zagięciach światła wokół sylwetki. Tequilla potruchtała skurczona w stronę węzła, a Husarz załadował podstawy dla trójwymiarowego modelu placówki, który im prześle. Nie musiał jej mówić, co ma robić. Jednostki specjalne miały na wszystko protokoły. Po chwili na płaskiej powierzchni zaczęły pojawiać się budynki. Duży, główny obiekt z anteną satelitarną na dachu i mała wieżyczka obserwacyjna obok. Oprócz tego kilka kontenerów ułożonych jeden na drugim i jakiś samochód. Po drugiej stronie płotu widać było bramę.

– Kontakt? – spytał porucznik. Na modelu nie widać było żadnych znaczników ludzi.

– Na razie tylko zwłoki i pięć much. Jest. Nieumarły.. – Czerwony model pojawił się na dachu głównego budynku. Wzrost napięcia był wręcz namacalny. „Muchami” nazywali w żargonie Gargulce, latających żołnierzy truposzy, należących do ich najbardziej zbędnych i topornie zaprojektowanych sług. Zebrani z resztek ciał po nieudanych eksperymentach, zlewani byli w niepojęty sposób z metalowymi częściami i traktowani jako mięso armatnie. Z grubsza wyglądali jak dwa silniki odrzutowe z przyczepionymi rękami. Nie byli wielkim wyzwaniem same w sobie, ale stawali się znacznie groźniejsi, gdy w pobliżu czaił się Nieumarły, który wydawał im rozkazy. – Jest jeszcze coś. Coś dużego. – Obok Nieumarłego pojawił się dwu i półmetrowy potwór szeroki jak szafa, wyglądający jak pokraka człowieka. – SIB coś wyłapał, identyfikuje ich…Nomad i Samson. – Husarz zaklął. Znał akta tego Nieumarłego. Były całkiem spore.

– Wypatruj innych obcych. Nomad ma dwóch lenników.

– Nikogo więcej nie widzę. Czekaj, on próbuje coś majstrować z satelitą.

– Niech to, jeśli ją wysadzi, niczego się nie dowiemy! Dobra, wchodzimy z direct action. – Husarz narysował myślą strzałki na modelu. – Tequilla, ściągasz jedną muchę, zajmujesz tę wieżę i zapewniasz wsparcie ogniowe. Kisiel ściąga drugą. Hades wchodzi przez bramę. Ja i Royal bierzemy się za Nomada.

Ruszyli truchtem do węzła. Tequilla już przeskoczyła przez ogrodzenie i zestrzeliła unoszącego się nad nimi Gargulca. Zszywaniec eksplodował w powietrzu, jego resztki opadły na ziemię. Husarz znowu zareagował automatycznie, zanim uświadomił sobie zagrożenie. Uchylił się w prawo, wiązka lasera minęła jego głowę o milimetry. Z boku musiało to wyglądać, jakby pociągnęła go jakaś niewidzialna linka.

– Jeden lennik na wieży! – Karabin Husarza zareagował na jego myśli i przestawił się na ogień ciągły. Komandos wystrzelił w stronę Nieumarłego długą serię, osłaniając podejście Tequilli. Wydawało mu się, że strzela w powietrze. W miejscu, z którego wystrzelił laser, nic nie było widać, na żadnym wizjerze. – Tequilla, załatw go! Kisiel, zajmij się tą muchą!

– Już się, kurwa, robi! – Sierżant wyważyła zamknięte drzwi kopnięciem i wbiegła do środka. Zostawili Kisiela przy siatce, a sami pobiegli w stronę głównego budynku. Pozostały przy życiu Gargulce przeleciały nad placem i rzuciły się na nich ze stalowymi pazurami. Husarz zarzucił karabin na magnetyczny zaczep na plecach i zaczął wspinać się po drabince. Royal znał dryl – osłaniał jego podejście z ziemi. Dwie muchy, które próbowały zaatakować porucznika, padły na ziemię. Gdy komandos znalazł się w połowie drogi, u szczytu pojawiła się biała głowa Samsona pozbawiona oczu, pokryta dziwnymi płytami. Potwór zaryczał, rozwierając żuchwę na dwie części i złapał za drabinkę, nic nie robiąc sobie ze strzałów osłaniających Royala. Oderwał ją od ściany, jakby była zrobiona z kartonu i rzucił w powietrze. Husarz odskoczył od drabiny w stronę budynku w nieprawdopodobnym, trzymetrowym skoku. Ledwo zdołał złapać się parapetu. Wbił palce w blachę pokrywającą murek na skraju budynku. Rytmiczne wstrząsy i ryk dał mu do zrozumienia, że Samson zauważył jego skok i nie miał zamiaru sobie odpuścić. Znalazł nogami oparcie i wyskoczył na dach, sięgając po karabin hybrydowy. Potwór rozpędził się i machając olbrzymimi rękami zaszarżował na Husarza. Komandos rzucił się w bok, a Samson zmiótł stojący mu na drodze stalowy przetwornik.

– Ino raz i jest po mnie. – Skomentował, patrząc, co stało się z porządną kupą stali.– Dobrze, że chociaż jesteś głupi. Royal! Przydałoby się wsparcie! – Husarz wycelował w głowę Samsona, niebieska kropa celownika wylądowała idealnie w miejscu, gdzie płyty łączyły się ze sobą. Trzy pociski pognały tam posłusznie, przyśpieszone modułem Gaussa, ale utknęły w grubej skórze monstrum.

– Ktoś mnie wołał? – Royal wybiegł z klatki schodowej, wywarzając drzwi i natychmiast zasypał Samsona gradem pocisków.

– SIB, znajdź jego słaby punkt! – Na wyświetlaczu pojawił się czerwony komunikat "Nieudane połączenie z siecią. Brak danych offline. Gatunek stworzony in vitro". – Gówno mnie to obchodzi! -Tymczasem Samson zdenerwował się i znowu zaszarżował.

– Chyba mam pomysł – Royal zdążył przesłać Husarzowi zdjęcie ładunku burzącego.

– Byleby zadziałał. – Komandosi wybiegli olbrzymowi naprzeciw. Husarz ominął go tygrysim skokiem w lewo, a Royal przyczepił mu w locie cegłę materiału wybuchowego do korpusu. Gdy tylko znaleźli się za plecami obcego, zdetonował ładunek. Samson zniknął w kuli ognia.

– Lennik martwy! – Tequilla sapała ciężko. – Kisiel idzie wam pomóc.

– Znalazłem drugiego! – Mikrofon Hadesa wyłapywał dziwne szumy. – Ten ma plazmę!

– Tequilla, ogień zaporowy na Nomada, nie pozwól mu się ruszyć. Kisiel, pomóż Hadesowi. My sobie radzimy!

– Chyba jednak nie…

– Ożesz kurwa. Teraz wiem, czemu jeszcze nikt cie nie zabił.

Gdy tylko rozwiał się dym, zobaczyli Samsona trzymającego się za brzuch, ale wciąż stojącego na nogach. Obrócił się w ich stronę i zaryczał, aż zadrżały im kolana. Potężną, trójpalczastą łapą zdzielił Royala w głowę. Na szczęście dla komandosa nie zdołał zamachnąć się z całej siły, ale impet i tak odrzucił żołnierza na dwa metry w bok. Husarz odskoczył do tyłu, unikając drugiego ciosu i natychmiast zgiął się w pół, by nie zostać trafionym przez prawą pięść Samsona. Komandos wyciągnął pistolet lewą ręką i strzelił kilka razy w łączenia płyt pokrywających ciało obcego, z takim samym skutkiem , jak wcześniej – pociski ugrzęzły w skórze, jak w kamizelce kuloodpornej. Husarz aktywował psi-ostrze i przeciął skórę Samsona. Ciął głęboko, ale żadne płyny ustrojowe nie wypłynęły – na korpusie na pewno nie dobierze się do witalnych organów. Zostawała głowa. Tylko jak się do niej zbliżyć? Husarz uniknął kolejnych ciosów Samsona, męcząc się coraz bardziej i szukając sposobu na dostanie się do jego głowy. Nawet hipernatlenowanie tkanek sztuczną oddycharką wszczepioną w tchawicę nie wystarczało w tej sytuacji. Czy to bydle w ogóle się nie męczyło? W pewnym momencie Samson stracił na moment równowagę, odsłaniając bok, na którym nie widać było linii bocznej, charakterystycznej dla Nieumarłych. Jeśli nie wyczuwał drgań, to na jakim zmyśle polegał? Przecież musiał ich jakoś widzieć! Na głowie Samsona wyrastały małe, czarne guzki, których funkcji Husarz nie domyślił aż do teraz – te twory musiały być co najmniej światłoczułe. A jeśli potrafiły wyczuć światło… Husarz rzucił pod nogi granat błyskowy. Jego hełm uchronił oczy przed rozbłyskiem, ale Samson nie miał takiego sprzętu. Złapał się za głowę i jęcząc przeciągle zasłonił guzy łapskami. Porucznik nie miał zamiaru zmarnować przewagi. Wystrzelił do przodu jak z procy i odbił się od zgiętego kolana Samsona.

– Mam nadzieję, że masz mózg! – powiedział i wbił broń w odsłonięte podgardle obcego. Ostrze przebiło kość i dotarło do czegoś miękkiego. Samson zacharczał i spojrzał na Husarza, nie mogąc zrozumieć, co się stało, po czym padł na ziemię z potężnym hukiem. Komandos stał na nim przez chwilę, próbując złapać oddech.

– Twardy…skurwiel…ale…na każdego…jest sposób. Royal, żyjesz?

– Uch… – Komandos próbował pozbierać się z klęczek. Na osłonie jego hełmu widniała siatka pęknięć, niczym na niefortunnym ekranie komórki. Górna część płyt piersiowych miał solidnie wgniecioną.

– Okej, więc tylko ja kontra Nomad, uczciwe jeden na jeden. 

– Husarz, pośpiesz się! Skończyła mi się amunicja, a on podpiął coś pod antenę! Skurwiela nie da się trafić! – Tequilla odezwała się w głośnikach hełmu.

– Już tam jestem! – Husarz pobiegł ku antenie.

Nomad oderwał się od grzebania w kablach i odwrócił w jego stronę szarą, łysą głowę. Nieumarli wzięli swoją nazwę od faktu, że po zakończeniu swojego biologicznego okresu życia byli wskrzeszani przy pomocy różnorodnych wszczepów i substancji chemicznych. Ani modyfikacje genetyczne ani chirurgia nie miały przed nimi żadnych sekretów i eksperymentując na swoich na wpół ożywionych ciałach osiągali niewyobrażalne rezultaty i każdy Nieumarły wyglądał inaczej. Nomad był sławny z ilości modyfikacji, którym się poddał, a przy każdym spotkaniu stwierdzano, że dokładał nowe i ulepszał stare. Teraz wyglądał z grubsza jak wychudzony człowiek, chociaż Husarzowi bardziej kojarzył się z pająkiem. Pochylony nad skrzynką przy satelicie grzebał w kablach nieproporcjonalnie długimi i cienkimi rękami, zakończonymi sękowatymi palcami ułożonymi promieniście na przedramieniu. Pod lśniącą, szarą skórą biegła skomplikowana sieć kabli, które co jakiś czas wydostawały się na powierzchnie. Nieumarli nie mieli oczu ani głów, jednak Nomad musiał uznać to za wadę – za prawe oko służyły mu fasadowe, czerwone czujniki wszyte w skórę, a za lewe ludzka gałka oczna podpięta do dwóch przewodów, chorobliwie ruchliwa i nie chroniona powieką, niewątpliwie zabrana jakiemuś nieszczęśnikowi. Charakterystyczne dla jego gatunku fiszbiny usunął i zaszył, zostawiając sobie jedynie mały, stalowy otwór do wprowadzania pokarmu. Korpus pokrywał pancerz z dziwnego, czarnego materiału, zrośniętego z ciałem. 

– Dobrze jest coś widzieć, ha? – Husarz sięgnął po karabin i strzelił w Nomada, ale kule przeszyły powietrze. Nieumarly zniknął w mikrosekundzie, cząstka po cząstce, jakby się zdezintegrował. – Co do kurwy?

W identyczny sposób, jak zniknął, obcy pojawił się natychmiast po przeciwnej stronie dachu. Na jego lewej ręce zmaterializował się śnieżnobiały karabin o dziwnym kształcie i niezwykle małym kalibrze. Nomad strzelił szybciej, niż Husarz był w stanie zrobić unik i powietrze wokół lufy zawirowało od ciepła. Coś trafiło go w lewy bok, przebijając pancerz na wylot i wypalając ciało na swojej drodze. Komandos wrzasnął z bólu. Otwór był nieproporcjonalny do kalibru broni i szybko się powiększał. Żywica natychmiast próbowała go zasklepić, ale nawet ona zaczęła się topić. Wygasł dopiero, gdy osiągnął dwa centymetry średnicy. Kombinezon natychmiast wylał do krwioobiegu prawie cały zapas środków przeciwbólowych i stymulantów i chyba tylko dlatego Husarz nie stracił przytomności.

– O nie, tak się nie będziemy bawić. – Wycedził przez zęby. Uskoczył przed następnym strzałem, ale nie szukał osłony. Miał przeczucie, że Nomad mógł go zobaczyć przez ścianę, a jego strzały na pewno nie traciły siły przebijając się przez beton. Zamiast tego dał upust gniewowi i zacisnął pięść, myśląc o broni obcego. Zgniótł karabin jak aluminiową puszkę, razem z przedramieniem Nieumarłego. Mógł zrobić to samo z jego szyją, ale truposze nie miały zcentralizowanego układu nerwowego i nic by to nie dało. Nomad złapał się za zdruzgotaną rękę i choć nie był zdolny do jakiejkolwiek mimiki, Husarz był pewien, że zadał mu ogromny ból.

– Husarz, skrzynka! – Tequilla przypomniała mu o urządzeniu.

– Jasne. – Porucznik podbiegł do anteny i oderwał od kabli dziwne, kopulaste urządzenie, krzesząc iskry. Lewa ręka sama powędrowała w dół, łapiąc długi szpikulec celujący w jego żebra. Nomad nie czekał na kontratak, od razu się teleportował. Husarz domyślił się, co zaraz nastąpi. Normalny człowiek nie zdążyłby zareagować na przemieszczającego się tak szybko Nomada, ale on miał asa w rękawie. Spróbował się skupić pomimo bólu, dać ponieść się nadświadomości. Obcy pojawił się w powietrzu, lecąc prosto na niego. Komandos zbił broń przedramieniem i zamachnął się psi-ostrzem, ale przeciął powietrze. Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i kopnął na ślepo, celując w głowę. Trafił. Nieumarły dopiero co się zmaterializował i nie zdążył uniknąć uderzenia. Stracił równowagę i padł ziemię. Husarz doskoczył do niego i pchnął ostrzem, ale Nomad był szybszy. Znowu się teleportował. Uchylił się i obrócił, unikając trafienia w głowę. Zbił uderzenie w pierś. Rzucił granatem błyskowym o ziemię, jednak sztuczne oczy Nomada nie dały się tej prostej sztuczce. Obcy uderzył z całej siły, pojawiając się za jego plecami. Husarz złapał prawą rękę Nomada, ale to nie ona trzymała szpikulec. Poczuł, jak stalowy stożek wbija się w jego ciało, miażdżąc obojczyk. W tym samym momencie trzy pociski trafiły truposza w głowę. Nadchodziła odsiecz. Nieumarły teleportował się do anteny, przykleił coś do niej i zniknął. Implozja wessała połowę talerza, miażdżąc go w pył, ale tego Husarz już nie zobaczył, stymulanty nie były wszechmogące. Padł nieprzytomny na beton.

 

 

* * * *

 

 

Ocuciło go uderzenie w twarz. Jedno, potem drugie. Chciał coś powiedzieć, ale był sparaliżowany. Nie mógł zmusić się do wydania jakiegokolwiek dźwięku. Uświadomił sobie, że się dusi. Z całej siły wciągnął powietrze w płuca, by przezwyciężyć skurcz tchawicy. Fala bólu, która pojawiła się z wdechem przywołała jasne plamy przed oczy. 

– O Boże, żyjesz! – Tequilla klęczała nad nim, wbijając mu w rękę strzykawkę. Roześmiała się, ulga pojawiła się na jej twarzy.

– Uch…– Obrócił się na bok i zwymiotował. Ktoś wcześniej ściągnął mu hełm i kawalerska cześć mu za to. – Kto tańczył na mojej klatce piersiowej?

– Kombinezon włączył protokół resuscytacji. Nie reagowałeś przez sześć cykli. Już myślałam, że cie nie ma.

– Lubię to życie. Mam je od kiedy pamiętam. – Husarz uśmiechnął się z udanego żartu, choć ledwo widział na oczy. – Chyba znowu zejdę…

– Zostań ze mną. Mów do mnie. – Tequilla potrząsnęła go za ramię.

– Ech…co z resztą?

– Hades jest nieprzytomny, ale stabilny. Lennik ostro go pokiereszował, zanim uciekł, ma kilka ran wypalonych plazmą. Royal żyje, ale nie ustoi na nogach, ciągle rzyga i nie może normalnie oddychać. Kisiel nie czuje prawej ręki, ale ich dogląda.

– A ty?

– Nie widzisz? – Tequilla zatoczyła palcem koło wokół głowy. Faktycznie, wcześniej nie zauważył, że była cała poparzona, prawa strona twarzy puchła jej w oczach.

– Obita morda? Wykpiłaś się obitą mordą?

– Tamta suka nie miała półmetrowego szpikulca. Słuchaj, wiem, czemu tak źle się czujesz.

– Dwie dodatkowe dziury mnie zdradziły?

– Jezu, nie. Popatrz na siebie. – Podsunęła mu hełm, w którym odbijała się jego podobizna. – Jesteś blady jak jasna cholera. Widzisz tę czarną plamę? To martwica. Sine usta. Ropa w żyłach. On cie chyba czymś zaraził.

– Pięknie kurwa. Pięknie. – Husarz zakasłał i na potwierdzenie słów przyjaciółki wypluł na beton krew zmieszaną z biało-żółtą ropą. – To pewnie to samo, co strawiło ludzi na polanie.

– Jest chujowo, ale stabilnie. Powinieneś się już w połowie rozpuścić.

-Gdzie my w ogóle jesteśmy? – Rozglądnął się wokoło. Otaczały ich szerokie monitory i nowoczesne komputery. Pod stalowym sufitem zwisały warkocze kabli.

– Burza jest już tuż-tuż, musieliśmy cię schować. Cholera, zanosi się nawałnica jak ta sprzed ośmiu lat. Pamiętasz? Pół lasu wokół Nowego Krakowa położyło.

– Czterdzieści siedem śmierci. Wiem, pamięć fotograficzna. Gdzie…pognał nasz koczownik?

– Nie wiem, rozpłynął się w powietrzu. Antenę szlag trafił. I cały plan też w pizdu.

– Szlag by to…uh…czy dzisiaj cokolwiek… – Husarz urwał i zmarszczył brwi. Mózg chyba robił sobie z niego jaja. Założył hełm. – Tutaj ktoś jeszcze jest.

– We łbie ci się miesza. Myślisz, że Nomad kogokolwiek zostawił?

– Otwórz tamtą szafkę. – Coś poruszyło się za stalowymi drzwiczkami. Tequilla wycelowała pistolet w mebel.

– Wyłaź albo wsadzę w ciebie cały magazynek.

– Okej, okej, już! – Z szafy wypadł na podłogę żylasty mężczyzna w kraciastej koszuli. – Nie strzelaj!

– Co ty człowieku wyprawiasz? Czemu się przed nami chowasz?

– A ja wiem, kim wy w ogóle jesteście? – Spojrzał na nich przestraszonym wzrokiem znad stłuczonych okularów. Husarz nie dawał mu więcej, niż dwadzieścia pięć lat.

– Nie musisz tego wiedzieć. Te serwery. – Porucznik wskazał ruchem głowy komputery. – Co zawierają?

– Mamy obowiązek archiwizować wszystkie zbierane dane do dziesięciu lat wstecz – odpowiedział szybko.

– Kiedy ostatnio robiliście skany niskopułapowe?

– Nie mamy obowiązku ich robić.

– Coś kręcisz, tak mi się wydaje. Nie musieliście, ale robiliście, mam rację? – Młody inżynier zacisnął usta w cienką linię. Oho, czuły punkt. Tequilla strzeliła mu pod nogi. Krzyknął ze strachu.

– Tak! Tak! Robiliśmy!

– Co jest? – Kisiel odezwał się przez komunikator.

– Nieważne, przesłuchujemy cywila. – Tequilla zbyła go chłodno. Husarz połączył się z komputerami i bez problemu złamał zabezpieczenia systemu. Przez monitory przelatywały zdjęcia ostatnich skanów.

– Co to jest? Ta dziwna masa?

– Złoża minerałów. Gniazdo Xethów. – Inżynier odpowiedział niechętnie.

– Wiedzieliście, że w pobliżu miasta są obcy i nie przyszło wam do głowy nikogo wezwać?! – Tequilla wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

– Nie tylko wiedzieli. Oni je badali. Patrz. – Całą ścianę zajęły ujęcia brunatno-czerwonego Xetha ze szpikulcem wyrastającym z pleców. – Kto to jest?

– Nazwaliśmy go Fulgur, to z łaciny, bo…

– Wiemy – uciął mu Husarz. – Straciliśmy przez to przyjaciela.

– Och…przykro mi.

– Przykro ci? Ja ci pokażę przykro! – Tequilla przyłożyła mu pistolet do skroni. Inżynier zapiszczał ze strachu.

– Tequilla! Uspokój się, to rozkaz! A ty powiedz mi coś o nim.

– Jest jedyny w swoim rodzaju. – Wyrzucał z siebie słowa z szybkością cekaemu. – Jak każdy Xeth ma szkielet ze związków chromu, ale wokoło krystalizuje się tylko i wyłącznie wzmocniony rodochrozyt, twardy jak diament! A w tej szerokości geograficznej nie ma rodochrozytu! Jakimś cudem był w stanie sam go zsyntetyzować. Na dodatek jest jedynym osobnikiem, który potrafi wywoływać wyładowania elektryczne. Należy do czwartej generacji….

– Jesteś pewien?

– Na sto procent. Mamy nawet…

– Macie nawet badania, które to potwierdzają. Oczywiście. Mów dalej.

– Wykazuje niezwykłe zachowanie, jak na Xetha. Zamiast szukać coraz to nowych złóż minerałów osiedlił się tutaj. Zauważyliśmy go, gdy był jeszcze sam. Nie mamy pojęcia, jak znalazł się na Edenie. Założył kabałę praktycznie od zera, nie dzieląc się. Na dodatek nie wykazywał dotąd żadnej agresji.

– Aż Nomad nie zaczął na niego polować. A te wszystkie Xethy wyglądają tak samo, bo powielają jego geny i mnożą wady. Ale wciąż nie powiedziałeś mi, co jest w nim tak niezwykłego, że Nieumarły przeleciał nie wiadomo ile lat świetlnych i ryzykował zestrzelenie, żeby go schwytać. – Inżynier spuścił wzrok.

– Nie mogę powiedzieć.

– Możesz. Uwierz mi, że możesz.

– Nie. – Inżynier po raz pierwszy pokazał, że ma jakikolwiek kręgosłup. W jego oczach pojawiła się determinacja. – Nie powiem.

Husarz westchnął.

– Nie chcę tego robić, ale mogę przeorać ci mózg w poszukiwaniu odpowiedzi. To nie będzie przyjemne ani dla mnie, ani dla ciebie. – Inżynier spojrzał na niego wyzywająco.

– Nie wierzę. Niewielu psionków to umie. – Husarz zawahał się. Naprawdę nie uśmiechało mu się gmeranie w czyimkolwiek mózgu. Obiecywał sobie, że nigdy nie będzie tego robił bez potrzeby, ale nie miał czasu na inne metody. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po raz kolejny łamał zasady. Westchnął ciężko. 

– Tequilla, złap go, żeby się nie ruszał. – Zbliżył się do młokosa. – Masz rację, niewielu. Twój pech polega na tym, że ja umiem. – Skupił się i zgrał ze świadomością inżyniera. Najpierw trafił na powierzchowne myśli, które dało się łatwo odczytać. W odpowiedzi na intruza zbiły się w chaotyczny kłębek. Inaczej mówiąc młokos nie wiedział, co myśleć. Zignorował je i zszedł głębiej, ku skrywanym myślom i zharmonizował się z impulsami części mózgu, która odpowiadała za wspomnienia. Umysł inżyniera odpowiedział gwałtownie, jakby wymiotował. Wyrzucił z siebie całą falę obrazów i dźwięków, zalewając nią Husarza. To było paskudne uczucie. Porucznik zareagował identycznie, ale opanował się. Młokos dostał spazmów, okulary spadły na posadzkę i roztrzaskały się w drobny mak. Husarz stłumił falę wyrzuconych wspomnień, mózg nigdy nie pozbywał się tego, co było cenne. Powoli i skrupulatnie przeszukiwał umysł biedaka za czymkolwiek związanym z Fulgurem. W pewnym momencie znowu zalał go nawał wspomnień, teraz połączonych z emocjami. Przez chwilę stracił panowanie nad sytuacją i zanurzył się w nie, przeżywając je tak, jak ich właściciel je zapamiętał. Ostatkiem sił zmusił je do odwrotu. Krople potu zaczęły spływać mu po czole. W końcu zamrugał i zerwał kontakt wzrokowy.

– Fulgur ma…potomka. – Tequilla puściła inżyniera i pozwoliła mu paść na posadzkę. Oczy wywróciły mu się do tyłu czaszki tak, że było widać prawie tylko białka. Z otwartych ust wylał się potok śliny.

– Nie rozumiem.

– Fulgur nie podzielił się w zygotę, nie zmienił się w kilkanaście Xethów pierwszej generacji. Zamiast tego stworzył zarodnik z własnego ciała. Wyhodował nowego osobnika od zera, lepszego. To może być nawet…piąta generacja, choć jeszcze nie jest samodzielny. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, zamknęliby go w najciemniejszej piwnicy i badali przez lata. – Karta praw gatunków obcych została już, co prawda, dawno temu ogłoszona, ale wojsko nie grałoby w tym wypadku fair. – A ten biedny gówniarz chciał tylko chronić to dziecko. Oni wszyscy chcieli. Nomad pozabijał ich tylko dlatego, że cokolwiek wiedzieli. Tak bardzo chce dostać tego Xetha w swoje łapy.

– Świetnie, niech pozabijają się nawzajem. Może nawet nie będziemy musieli ich dobijać. – Odparła cierpko.

– Nie możemy pozwolić, żeby Nomad wygrał. Manta doprowadziłby to do końca.

– Ale Manta nie żyje, właśnie przez nich.

– Chcesz siedzieć tu na dupsku, aż załatwią to między sobą? Aż Nomad dopnie swego?

 – Ty jesteś dowódcą. Ty decydujesz – odparła, choć jasno dała do zrozumienia, że wolała się nie ruszać. Husarz po raz pierwszy odczuł na sobie ciężar dowodzenia. Wcześniej wystarczało wybrać najlepszą strategię i wydać rozkazy. Teraz musiał podjąć decyzję, której konsekwencji mógł nie udźwignąć: ruszyć za Nomadem, czy przeczekać burzę w bazie? Fulgur mógł sobie sam poradzić, ale pewności nie było. Cały zespół był mocno obity. Z całej piątki tylko on i Tequilla byli w stanie jeszcze walczyć. Jedno z nich, żeby nie wskazywać palcem, dopiero co obudziło się po defibrylacji i było poprzebijane jak ser szwajcarski, a drugie nie mogło przełknąć małostkowej nienawiści. Cieniem rzucała się jeszcze na to wszystko nawałnica. Jeśli nie zdążą wrócić do węzła albo nie znajdą innego schronienia, ich szanse przeżycia drastycznie zmaleją. Husarz wziął głęboki oddech.

– Znajdziemy skurwysyna i zrobimy mu z dupy jesień średniowiecza. Tylko najpierw musimy znaleźć mi coś mocnego, co postawi mnie na nogi.

– Prowadź. Będę tuż za tobą – zapewniła niechętnie. Mogła się z nim nie zgadzać, mogła go nawet nienawidzić, ale nie puściłaby go samego. Byli drużyną i nic tego nie zmieniało.

Wzięli amunicję od reszty oddziału i uzupełnili pojemniki z płynami, zostawiając trójkę praktycznie na sucho. Husarz od razu poczuł się lepiej, wystarczyło tylko, żeby we krwi zaczęły mu pływać pochodne katecholu. Kisielowi całkowicie nie podobał się cały pomysł.

– Chmura szelfowa zbliża się tutaj z zawrotną prędkością, na horyzoncie widać już, jakie sieje zniszczenie. Macie zamiar iść sami w paszczę lwa, żeby uratować jednego obcego, który, uwaga, odwdzięczy się wam robiąc z was nawóz. Nomad pokonał cię już raz bez problemu, a teraz jesteś ranny. Gdybyśmy tylko mieli kontakt z bazą, od razu powiedziałbym im, co chcesz zrobić i że trzeba cię uziemić.

– Ale nie mamy kontaktu, więc ktoś musi podjąć decyzję. Może to i lepiej. Poza tym Nomad wcześniej miał Samsona, muchy i dwóch lenników.

– A ty trzech więcej ludzi do pomocy. Pozwól mi przynajmniej iść z wami.

– Nie. Nie możesz ruszać ręką, nie nadajesz się nawet do noszenia sprzętu, a co dopiero do walki. Pilnuj ich. – Wskazał na Royala i Hadesa. – I przygotuj się na ewentualność, że możemy nie wrócić.

– Będę tu na was czekał.

Wyszli na plac i wsiedli do samochodu, który odpalili kluczykiem elektronicznym znalezionym w głównym budynku. Wiatr przyniósł już ścianę deszczu, woda spadała z nieba hektolitrami. Mieli mało czasu.

– Gdzie jedziemy? – spytała Tequilla.

– Do gniazda. Nomad przyszedł tutaj po informacje i tak jak my dopiero dowiedział się, gdzie znajdzie Fulgura.

– Skąd pewność, że akurat tam?

– Xeth wie, że jest w niebezpieczeństwie. Coś nie pozwala mu opuścić tej okolicy, więc zaszyje się w miejscu, które dobrze zna, które, jak myśli, da mu przewagę.

Wyjechali drogą wyciętą wśród drzew, rozlewając kałuże zbierające się w głębokich koleinach. Tequilla pędziła na złamanie karku, prawie zacierając silnik. Husarz poczuł przypływ mdłości. Ściągnął hełm i zwymiotował przez okno. Zakręciło mu się w głowie. Coraz ciężej przychodził mu każdy oddech.

– Więcej zmian martwiczych. – Sierżant spojrzała na niego. – Patogen jednak jeszcze walczy. Dasz radę?

– Poradzę sobie. Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć.

– Hm?

– Wiem, że zgadzasz się z Kisielem. Myślisz, że Xethy to bezmyślnie zwierzęta, które zabijają wszystko, co zobaczą. Śmierć Manty…Fulgur bronił się przed nami. Spanikował, jeśli można tak powiedzieć. Dla niego wszyscy byliśmy tymi złymi.

– Wiem, cholera. Wiem. Po prostu…łatwiej jest ich wszystkich nienawidzić. Nie martw się. Jedziemy tam zabić tylko i wyłącznie Nieumarłych, taki jest plan. Ty dowodzisz, ja słucham. I jest ku temu dobry powód. Dobra, wysiadaj. Dalej nie pojedziemy.

Zostawili samochód na środku drogi i zanurzyli się między drzewa. Nie minęło dużo czasu, zanim usłyszeli pierwsze odgłosy walki. Przygotowali broń i pobiegli tak szybko, jak pozwalało im na to zmęczenie. Po chwili teren zaczął opadać w rozległy wąwóz, ukryty pod dachem gęstego listowia drzew. Z urwistych zboczy wyrastały grudki metali, a obok nich woda wlewała się w liczne wejścia do tuneli prowadzących w głąb ziemi, nadające całemu gniazdu wygląd rozkopanego mrowiska. Wszędzie leżały zwały przekopanej gleby. Po przeciwnej stronie stał w deszczu Nomad ze swoim lennikiem, strzelającym do Xethów w dole. Złamaną rękę trzymał w porowatym rękawie, trzy dziury w głowie zostawił nietknięte, jakby nie robiły na nim wrażenia. Za każdym razem, gdy któryś kryształowiec próbował wspiąć się na górę, od razu zostawał trafiony strumieniem plazmy, a nawet, jeśli udało mu się dostać wyżej, spychało go pole siłowe.

– Wystrzelają ich jak kaczki! Tequilla, celuj w lennika, musimy dać Xethom chwilę na oddech. – Husarz przyłożył kolbę do ramienia i wystrzelił długą serię. Wszystkie pociski wyparowały w kontakcie z ledwo widzialną, zielonkawą kopułą energii.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł – skwitowała Tequilla.

– Nie może mieć nieskończonych zapasów energii, w końcu się przebijemy. Poza tym zwróciliśmy ich uwagę. – Lennik skierował długi na półtora metra karabin w ich stronę i wystrzelił. Husarz schował się na zbitym wałem ziemi. Gleba nie oferowała nieziemskich walorów obronnych, ale przynajmniej zasłaniała linię strzału. – Widzisz? Strzela teraz do nas.

– Świetnie! To teraz zrób tak, żeby jeszcze sam się zastrzelił.

– Mam lepszy pomysł. – Husarz sięgnął myślami w stronę lennika, ale natknął się na…pustkę. Zupełnie, jakby obcy nie istniał. – O cholera. To pole siłowe blokuje też manifestacje psioniczne.

– To w ogóle jest możliwe?

– Chyba nie wiedzą, co mają. I oby tak zostało. – Husarz przetoczył się po ziemi, unikając kolejnego ładunku plazmy, który przebił się przez ziemię. Przykucnął i oddał kolejną długą serię, by osłabić pole lennika. Tequilla zrobiła to samo, gdy tylko Nieumarły skupił się na poruczniku. Husarz sięgnął do ładownicy przyczepionej poniżej żeber po nowy magazynek. Gdy przeładowywał broń, w pobliskie drzewo uderzył piorun. Roślina natychmiast stanęła w płomieniach. Wiatr wzbierał na sile.

– Myślę, że będziemy potrzebowali nowego planu.

– Może sam się ułoży. Patrz! – Husarz wskazał wyjście jednego z tuneli w dole. Wyskoczył z niego Fulgur, nosząc na plecach Xetha wyglądającego jak jego mniejsza wersja, rozmiaru psa. – Musiał się zorientować, że ma szansę uciec. – Kryształowiec natychmiast pobiegł w stronę wyjścia z wąwozu, ale Nomad nie pozwolił mu na oddalenie się. Nieumarły teleportował się dokładnie przed Fulgurem i wbił mu szpikulec w korpus. Choć broń wydawała się być wykonana ze zwykłego metalu, kryształowe ciało obcego nie stawiło jej oporu większego, niż powietrze.

– Nie! – Żołnierze krzyknęli jednocześnie. Nomad złapał dziecko Fulgura i teleportował się z powrotem na górę. A przynajmniej taki miał zamiar. W rzeczywistości zamazał się tylko przez chwilę i pozostał tam, gdzie był. Chyba się tego nie spodziewał. Jego analityczny umysł od razu wykalkulował nową drogę ucieczki. Obrócił się na pięcie i pobiegł ku wylotowi wąwozu. Inne Xethy próbowały go złapać, ale skończyły dokładnie tak, jak Fulgur. Husarz wychylił się zza zasłony, by pobiec za Nomadem, ale zatrzymał go ogień zaporowy jego lennika.

– Cholera, nie może nam uciec. Nie teraz! – Nadświadomość przejęła nad nim władzę, wszystko jakby zwolniło i wyklarowało się. Porucznik wycelował w truposza. W tym samym momencie błyskawica uderzyła z dna wąwozu w Nieumarłego. Nawet jej energia nie przebiła się przez barierę, ale zdołała ją na moment zdestabilizować. W zielonkawej kopule pojawiła się wyrwa. Husarz zobaczył dwa cele. Broń obcego i coś na jego pancerzu, co mogło emitować pole siłowe. Podjął decyzję w mikrosekundzie. Nacisnął spust. Proch wybuchł w komorze, wypychając pocisk w łuski, moduł Gaussa przyśpieszył go pięciokrotnie. Trzy kule pognały nad wąwozem w stronę zamykającej się luki. Tylko jedna zdążyła przedostać się przez wyrwę. Jedna wystarczyła. Emiter roztrzaskał się na kawałki, a bariera pękła jak mydlana bańka. Lennik przewrócił się na ziemię od impetu pocisku. Tequilla szybko zorientowała się w sytuacji.

– Biegnij, ja go zabiję! – Husarz wyskoczył zza osłony i ześlizgnął się po rozmiękłym zboczu. Zaczepił karabin na plecach i puścił się biegiem po zalanym dnie wąwozu. Xethy nie próbowały go zatrzymać, minął Fulgura. Po szpicu grzbietowym kryształowca wciąż przebiegały małe wyładowania, a elektrolity z jego ogniw mieszały się z wodą i błotem. Husarz nie zatrzymał się, by mu pomóc. Nie po to Xeth im pomagał, żeby teraz okazja przebiegła im przed nosem. Rozpędzał się coraz bardziej i bardziej, aż osiągnął prędkość niemożliwą dla zwykłego człowieka. Mimo to przewaga Nomada prawie się nie zmniejszała. Wybiegli z wąwozu w las. Nieumarły mijał drzewa prawie bez problemu, jakby nie stały mu na drodze. Obcy szybko zorientował się, że ktoś go ściga. Rzucił za siebie małą, czarną kulkę, która odbiła się od ściółki i zawisła na moment na wysokości oczu Husarza, by po chwili wybuchnąć tysiącem małych igieł. Porucznik skoczył ku najbliższemu drzewu jak profesjonalny atleta i nie zwolnił biegu. Gruby pień zasłonił go przed odłamkami. Nomad wbiegł między sieć kryształowych roślin i zgiął się w pół, by o nie zahaczyć o nie, ale prawie nie zwolnił. Prawie. Husarz skręcił w bok, wybrał ścieżkę, gdzie lian w ogóle nie było. Zrównał się z Nomadem, biegli teraz łeb w łeb. Wiatr powalał drzewa, pioruny waliły w ziemię wokół nich bez przerwy. Po ziemi płynęły potoki wody.

Husarz nie myślał już o pogodzie. Skoczył do przodu, odbił się od drzewa i obalił Nieumarłego. Dziecko Fulgura wyskoczyło w powietrze i upadło kilka metrów dalej. Splątana w uścisku dwójka ślizgiem wydostała się z pomiędzy drzew na otwartą przestrzeń, gdzie czekał już gotowy statek obcego o dziwnych, całkowicie ignorujących aerodynamikę kształtach. Husarz złapał Nomada za głowę i uderzył nią kilkakrotnie o ziemię, zanim Nieumarły obrócił się i oddał mu z zamachu, tłukąc wizjer hełmu. Komandos przeturlał się w bok. Szpikulec pojawił się znikąd i wbił się w ziemię o kilka centymetrów od jego piersi. Husarz kopnął go i wytrącił przeciwnika z równowagi. Gdy obcy opadał ku ziemi, zaatakował psi-ostrzem. Broń jednak nie pojawiła się więc zamiast tego uderzył Nomada w głowę z całej siły. Był zaskoczony, ostrze jeszcze nigdy go nie zawiodło, ale nie mógł pozwolić sobie na dekoncentracje. Złapał obcego i wyciągnął nóż bojowy z pochwy na pasie. Dźgnął go kilka razy w pierś, zanim został odepchnięty. Coś było nie tak. Nomad był niewyobrażalnie szybki, ale walczył, jakby nie widział wroga.

Obcy zamachnął się bronią, prowokując Husarza do ataku. Porucznik skoczył do przodu i zanurkował pod szpikulcem, dźgnął przeciwnika w bok. Z rany wylał się dziwny, przezroczysty płyn. A więc tu cię boli. Zbił lecącą ku jego głowie broń i ciął od pachy aż po biodro. Wiatr zawiał mocniej i rzucił obojgiem jak szmacianymi lalkami. Rozdzielili się w powietrzu i wylądowali w błocie. Husarz wrócił na nogi sprężynką i rychło w czas, bo Nomad już był przy nim. Rozdzieliło ich upadające drzewo. Porucznik zaplątał się w konary, tak samo, jak Nieumarły. On jednak miał w ręce nóż. Szybko przeciął długie pędy i odskoczył do tyłu. Dosłownie metr od niego uderzył w ziemię piorun. Choć z oczywistych powodów widać go było bardzo krótko, Husarz mógłby przysiąc, że zboczył on z prostej drogi i mocno zakręcił, zanim uderzył w ziemię. Jakby coś zmusiło go do zmiany trajektorii. Porucznik chciał podbiec do Nomada, ale kolejny powiew wiatru przewrócił go na ziemię. Nóż wypadł mu z ręki i zanurzył w głębokim błocie. Ściółka wirowała wokół nich, nie mogąc stawić huraganowi żadnego oporu. Chciał się podnieść, ale w tej samej chwili szpikulec przebił mu udo. Husarz wrzasnął z bólu. Nomad stanął nad nim, gotowy do zadania decydującego ciosu. Porucznik próbował zasłonić się ręką, choć wiedział, że nie zatrzyma dziwnej broni. Pchnięcie jednak nie nadeszło. Dziecko Fulgura rzuciło się na Nieumarłego, uderzając go tuż poniżej kolana. Husarz przezwyciężył ból i pociągnął obcego za drugą nogę, przewracając go. Przygniótł przeciwnika ciałem i wzniósł rękę do uderzenia. Psi-ostrze zaskoczyło. Strugi deszczu wyparowały z z sykiem w kontakcie z naładowanym gazem. Nomad zrozumiał, co się właśnie stało i aktywował teleporter. Porucznik pchnął bronią w prawy bok obcego, tam, skąd lał się płyn. Cząstka po cząstce Nomad znikał, wymykając mu się z rąk. Wiedział jednak, że nie zdąży. W ostatniej chwili spojrzał na Husarza, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się działo. On, spadkobierca dziesiątek tysięcy lat nauki, zabity przez podrzędną rasę. Sztych ostrza dostał się głęboko w jego ciało, niszcząc wszczep utrzymujący go przy życiu. Niespodziewana eksplozja odrzuciła Husarza do tyłu, rzucają go o pobliskie drzewo. Przed oczami rozbłysły mu wszystkie gwiazdy, a później widział już tylko ciemność.

 

 

* * * *

 

 

-Husarz? – Tequilla odezwała się w głośnikach hełmu. – Husarz, zgłoś się.

– Uch…tutaj Husarz, odbiór.

– Haha! Kurwa, żyjesz!

– Nie mamy cię na mapie, dowódco. Gdzie jesteś? – Hades włączył się do rozmowy. Czy przypadkiem łączność nie była zerwana? Porucznik otworzył oczy. Nic nie widział. Coś twardego poruszyło się obok. Xeth. O kurwa.

Wyciągnął przed siebie rękę i trafił na ścianę ziemi. No właśnie, gdzie on był? Kryształowiec zaczął się wiercić pod jego nogami i jakby odpowiadając na pytanie, zaczął kopać. Po chwili do nory dostał się pierwszy promień światła.

Husarz z trudem wydostał się na powierzchnię. Jakbym zmartwychwstał, pomyślał i rozejrzał się. Byli wciąż na przesiece, na której zabił Nomada, tylko, że teraz kąpała się w blasku słońca. Na pomarańczowym od zachodu słońca niebie nie było widać najmniejszej chmurki, ale wokoło widać było jej ślady. Powalone drzewa leżały dosłownie wszędzie. Na cud zakrawało, że żadne nie przygniotło ich małej nory. Po Nomadzie pozostał tylko czarny ślad na wypalonej ziemi. Statku też nie było widać. Musiał ulec autodestrukcji w chwili śmierci truposza. Spojrzał na małego Xetha.

– Ty mały skurczybyku. – Husarz pogroził mu palcem. – Może i nie umiesz strzelać błyskawicami, ale jesteś najgroźniejszym obcym, jakiego widziałem. Manipulacja energią, kurwa twoja mać. Dzięki, że mnie uratowałeś. Jesteśmy kwita. Uciekaj, leć do swoich. – Xeth stał przy nim przez chwilę, jakby na niego patrzył, po czym pobiegł w stronę swojego gniazda i zniknął w mroku lasu. – Tequilla?

– Słucham?

– Jestem na polanie dwa kliki na północ od gniazda. Nie mogę chodzić, więc musisz mi pomóc. A ty gdzie jesteś?

– W gnieździe. Xethy pomogły mi zabić tego gnojka i zawlekły mnie do swojej nory. Myślałam, że mnie zjedzą.

– Ha! Jak w „Imperium Kontratakuje”. Koniec żartów, sprowadźcie pomoc. Kombinezon radzi sobie świetnie, ale ja gorzej. Ledwo stoję na nogach i pewnie złapałem gangrenę.

– Pomoc jest już w drodze. Nawiązaliśmy kontakt z bazą.

 

 

* * * *

 

 

– Nieumarli? – Czarniecki nie odrywał wzroku od raportu.

– Tak, panie generale. To oni byli odpowiedzialni za śmierć ekipy badawczej. – Przytaknął Husarz, siedzący na wózku. Bandaże na nodze i tułowiu wciąż przesiąkały krwią.

– I tylko oni?

– Tak, panie generale.

– Nie do końca rozumiem więc okoliczności śmierci Manty.

– Nomad posiadał niespotykaną dotąd broń, potrafiącą emitować ogromne ilości energii. Kapitan Manta został trafiony, gdy sprawdzaliśmy ciała. Broń nie zdążyła się ponownie naładować i zmusiliśmy go do odwrotu. Niestety, uległa ona autodestrukcji, jak cały sprzęt obcych.

– Yhm. – Generał mruknął, spojrzał Husarzowi prosto w oczy. Wiedział. Doskonale wiedział, że to nie była prawda, ale nie drążył tematu. Ufał swoim ludziom. Sam ich dobierał i często sam ich szkolił. Jeśli Husarz nie chciał mu o czymś powiedzieć, to znaczy, że miał ku temu powód. Gdyby mógł, to by powiedział i tyle, koniec dyskusji. Czarniecki westchnął ciężko.

– No coż, to kończy sprawę. – Husarz odetchnął w duchu z ulgą. Żadnych więcej pytań. – Pozostaje jeszcze jednak ostatni problem.

– Jaki, panie generale?

– Dowództwo sekcji pierwszej. Mamy wakat, który trzeba uzupełnić. Nie zaskoczy cię chyba, że została zgłoszona twoja kandydatura. Masz niewątpliwie kilka wad charakteru, ale nadrabiasz je niezwykłymi zdolnościami, niezłomną siłą woli oraz umiejętnością podejmowania trudnych decyzji w, wydawałoby się, przegranych sytuacjach. Ponadto ludzie stoją za tobą murem. Każdy powiedział mi dokładnie to, co ty. – Husarz chciał powiedzieć, że to dlatego, że mówili najprawdziwszą prawdę, ale ugryzł się w język. Wystarczająco przeciągał strunę. Generał obszedł ogromne, drewniane biurko i uścisnął dłoń porucznika.– Gratuluję awansu, panie kapitanie. Po powrocie do zdrowia liczę, że poprowadzi pan sekcję pierwszą do samych sukcesów.

– „Niedostrzeżeni, niezwyciężeni”, panie generale. – Husarz zacytował motto KWAZAR-u.

– „Niedostrzeżeni, niezwyciężeni”.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Muszę przyznać, że zaczęłam czytać tekst z bardzo złym nastawieniem. Nie chodzi o gatunek, ja lubię SF, po prostu opowiadanie od użytkownika zupełnie nowego o tej objętości zazwyczaj wróży, no cóż… kaszanę. I jeszcze ten niezachęcający wstęp, w którym dowiadujemy się, że świat został stworzony na potrzeby gry ;) No, oczekiwałam koszmaru. Obiecałam sobie, że przeczytam parę pierwszych zdań i najwyżej potem do tekstu wrócę, jeśli będę miała siłę. Ha! I mimo aż tak złego nastawienia, jednak mnie zassało i doczytałam do końca. Gratuluję!

Początek skojarzył mi się z książkami Michała Cholewy (obecnie czytam “Fortę), co możesz uznać za komplement. Niemiło zaskoczyła mnie tylko jedna rzecz – wszystkie “imiona” wydają się być ksywkami, typowymi dla oddziałów wojskowych, ale potem Husarz raportuje, że “kapitan Manta” umarł. Chyba w tym miejscu powinno pojawić się jakieś normalne imię i nazwisko. I w ogóle dziwi taki nawał obcojęzycznych ksywek w – jak się okazało – polskim oddziale ;)

Niestety, tekst nie ustrzegł się przed wieloma typowymi dla początkujących błędami. Tutaj to, co wyłapałam:

wyczuł niebezpieczeństwo,[+] jeszcze zanim usłyszał ostrzeżenie.

Husarz na pewno nie zdążyłby się uchylić, ścisk nie pozwoliłby mu na to. Husarz – zmiana podmiotu by się przydała, na np. mężczyzna.

Musiał to zrobić jako najstarszy stopniem.

Atmosfera Edenu była gęstsza,[-] niż Ziemi

Zbliżające się chmury, w telegraficznym skrócie, mogły być zabójcze same w sobie. – bardzo brzydka potoczna wstawka do narracji

Głupi zakaz przekazywany z pokolenia na pokolenie. – Nie zgodził się Husarz. – zły zapis dialogu, choć z reguły zapisujesz dobrze, to jednak bardzo często zapisujesz też źle.

– A więc – zaczęła ponownie.[-] – dojdziemy

powierzchni zaczęły rosnąc budynki

– Kontakt? – Spytał porucznik.  – mała litera! zalecam poradnik o zapiscie dialogów przeczytać

Zebrane z resztek ciał po nieudanych eksperymentach, zlewane byli w niepojęty sposób z metalowymi częściami i traktowane jako mięso armatnie.

zajmujesz tą wieżę – tę wieżę

– Już się, kurwa,[+] robi!

Husarz odskoczył do tyłu, unikając drugiego ciosu i natychmiast wygiął się do tyłu

bawić. – Wycedził przez zęby.

– Nie ważne, przesłuchujemy cywila.  – błąd ortograficzny, powinno być razem.

Na prawdę nie uśmiechało mu się gmeranie w czyimkolwiek mózgu.  – błąd ortograficzny, powinno być razem.

 

Ten dialog jest bardzo niejasny – nie wiadomo, kto co mówi przez dziwny zapis (np. Husarz wzdycha w linijce, w której mówi inżynier).

– Nie. – Inżynier po raz pierwszy pokazał, że ma jakikolwiek kręgosłup. W jego oczach pojawiła się determinacja. – Nie powiem. – Husarz westchnął.

– Nie chcę tego robić, ale mogę przeorać ci mózg w poszukiwaniu odpowiedzi. To nie będzie przyjemne ani dla mnie, ani dla ciebie. – Inżynier spojrzał na niego wyzywająco.

– Nie wierzę. Niewielu psionków to umie.

Może nawet nie będziemy musieli ich dobijać. – Odparła cierpko.

 

– Prowadź. Będę tuż za tobą. – Zapewniła niechętnie.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł. – Skwitowała Tequilla.

– Nie! – Żołnierze krzyknęły jednocześnie. – mamy faceta i babkę, a zrobiłeś z nich dwie babki ;)

Husarz przełamał ból i pociągnął obcego za drugą nogę, przewracając go. – raczej “przezwyciężył”

 

Ogólnie i tak, mimo błędów, podobało mi się. Widać, że czujesz i znasz ten świat, masz kilka fajnych pomysłów i dialogi wychodzą ci naturalne, co u początkujących jest naprawdę rzadko spotykane. Chętnie dowiedziałabym się, jakie przygody kapitan Husarz i jego oddział będą mieli następnym razem :) Jakbyś poprawił wskazane przeze mnie babole (szczególnie orografy!), to kliknęłabym bibliotekę z czystym sumieniem.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dzięki za przeczytanie i pozytywny komentarz, Tensza! :D Babole poprawione. Jeśli chodzi o ksywki…może i racja, że za dużo obcojęzycznych, ale jakoś bardziej mi pasowały, nowi operatorzy KWAZAR-u na pewno nie będą ulegać temu trendowi. W sytuacji, gdy zginął Manta, Husarz nie mógł podać jego nazwiska z prostego powodu: operacja wciąż trwała, a nazwiska operatorów jednostek specjalnych to jedna z największych tajemnic tych formacji. Używa się ich tylko, gdy nie ma innej opcji.

No, to delikatnie zaznaczyłabym to w tekście, bo mam wrażenie, że nie tylko dla mnie używanie ksywek w komunikacji wyda się dziwne. Ale może się mylę.

A skoro poprawiłeś błędy, kliknęłam bibliotekę. Może jeszcze kogoś przyciągnie :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Przeczytałem z niewielkim zainteresowaniem. W science fiction szukam refleksji i jakiejś wizji przyszłości, a nie wszechobecnej rąbaniny, albo strzelaniny. Nie związałem się emocjonalnie z bohaterami i pozostałem obojętny na ich losy. Fabuła jest aż do bólu powtarzalna i mało odkrywcza – my ich, a oni nas i tak bez końca. Doczytałem do połowy i znudzony, dałem spokój. Pozdrawiam.

Zmogłem. Scena na polanie zakończona walką, potem walka i walka. A gdzie dozowanie napięcia, punkt kulminacyjny? Gdzie identyfikacja z bohaterem/ami? Gdzie jakiś cel, suspens?

Przyznaję, iż opisy walki dynamiczne i napisane dość dobrze, ale powtórzone tyle razy stają się monotonne.

A i początkowe objaśnianie świata – nie czytam takich rzeczy. Jeżeli autor nie potrafi zawrzeć tego co chce w tekście i wyjaśnia co i jak, to znaczy, iż tekst się nie obroni. I tak było w tym przypadku.

Nie znaczy, iż pisać nie potrafisz. Skup się na czytelniku, a nie swoje wizji. To czytelnikowi ma się podobać, a nie tobie.

Ignorancja to cnota.

Nie zdobyłem się na heroizm doczytania systematycznie do końca. Gdy tylko zorientowałem się, że napieprzanka goni napieprzankę, przeszedłem w tryb skanowania.

Jestem zdolny do zrozumienia dość wielu dziwnych spraw i rzeczy, na przykład skrócenia Fitzgeralda-Lorensa, ale za cholerę nie pojmę, dlaczego dziewięćdziesiąt dziewięć procent tekstów., pretendujących do miana fantastyki, bazuje na powtarzającym się do znudzenia schemacie: Obcy = wróg => walka na śmierć i życie.

A przecież można napisać coś takiego, jak “Księżycowa Ćma” albo “Lewa ręka ciemności”. No, ale Vance co nieco liznął kulturoznawstwa, a leGuin to już fachowczyni w tej branży…

Dołączam do grupki znużonych naparzankami. Totalnie nie mój klimat.

Ale napisane całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

W porównaniu z poprzednimi tekstami tutaj dzieje się o wiele więcej. Dobrze napisane i czyta się szybko, natomiast bitka za bitką :D nudzi. Jakby to tak zlepić i skończyć jakąś refleksyjną nutą…

Świat jest dobrze zbudowany, czuć klimat. Jest lepiej.

F.S

Czyli widać progres, a to też się liczy, dzięki :D Pomyślę jeszcze, co zmienić w opowiadaniu, żeby je ulepszyć, choć pracuję już nad innym, gdzie konfrontacji fizycznych nie będzie w ogóle. Zajmie mi to trochę czasu, więc może macie jakieś wskazówki w temacie budowania napięcia i punktu kulminacyjnego, zanim je skończę? Pomijając oczywiście uczenie się na własnych błędach i wyczucie dobrego suspensu?

Jestem zapewne ostatnią osobą, która powinna dawać rady, ale taka najogólniejsza rada to chyba: dużo czytaj i wyciągaj wnioski :D

F.S

Hm, nie powtarzaj się.  Nadal dobrze wspominam ten tekst, bo bitki bitkami, ale ładnie ukazanie postacie to dla mnie ogromna sztuka ;) Niemniej faktycznie pierwszą walkę czytało się ciekawiej niż ostatnią. I nie tylko o bijatyki chodzi. Nadmierne powtarzanie tych samych motywów, czy to mądrych przemyśleć, czy scen seksu, zawsze prędzej czy później nudzi. Różnorodności potrzeba :D Ja staram się wyważyć to tak – na każdą rzecz “mądrą” wrzucam coś głupszego. Wiesz, tu o sensie życia, a tam się poruchają i już coś dla każdego się znajdzie^^

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Jestem nieco zaskoczona, bo napisałeś opowiadanie zupełnie nie w moim guście, a muszę przyznać, że czytałam je z pewnym zainteresowaniem. ;-)

Gdybyż jeszcze wykonanie było lepsze. :-(

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi, nadużywasz zaimków, nie wszystkie zdania można odczytać zgodnie z Twoją intencją.

Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą zajmujące i napisane zdecydowanie lepiej. ;-)

 

Nawet jeden po­tra­fił do­star­czyć nie lada wy­zwa­nia. – Raczej: Nawet jeden potrafił stanowić nie lada wy­zwa­nie.

Można dostarczyć komuś wrażeń, ale wyzwań nie dostarcza się.

 

Ko­lej­no wska­zy­wał na ciała.Wskazywał kolejne ciała.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Nasze pan­ce­rze po­win­ny prze­fil­tro­wać za­gro­że­nie. – Z tego rozumiem, że po przefiltrowaniu przez pancerz, pozostawało zagrożenie w stanie czystym.

Pewnie miało być: Nasze pan­ce­rze po­win­ny odfiltrować za­gro­że­nie.

przefiltrowaćodfiltrować to nie to samo.

 

Z po­mię­dzy drzew wy­bie­gły ko­lej­ne Xethy.Spo­mię­dzy drzew wy­bie­gły ko­lej­ne Xethy.

 

– Uwa­żaj!- Hades dobił swo­je­go prze­ciw­ni­ka nożem bo­jo­wym. – Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

Zbędny zaimek. Chyba nie walczył z cudzym przeciwnikiem.

 

Hu­sarz obej­rzał się za sie­bie. – Masło maślane. Czy mógł obejrzeć się przed siebie?

Hu­sarz obej­rzał się. Lub: Hu­sarz spojrzał za sie­bie.

 

Z resz­tą i tak nikt nie chciał­by teraz pa­trzeć na twarz Manty.Zresz­tą i tak nikt nie chciał­by teraz pa­trzeć na twarz Manty.

 

Żoł­nierz wska­zał ru­chem głowy. Hu­sarz spoj­rzał we wska­za­nym kie­run­ku. – Powtórzenie.

 

nad ich ko­ro­na­mi dało się doj­rzeć ciem­no­gra­na­to­we chmu­ry, pę­dzą­ce w ich kie­run­ku. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Przej­mu­je do­wo­dze­nie jako naj­star­szy stop­niem. – Literówka.

 

Nie­któ­re z nich w ogóle nie przy­po­mi­na­ły Ziem­skiej flory… – Nie­któ­re z nich w ogóle nie przy­po­mi­na­ły ziem­skiej flory

 

Obok Nie­umar­łe­go po­ja­wił się dwu i pół­me­tro­wy po­twór sze­ro­ki jak szafa… – Obok Nie­umar­łe­go po­ja­wił się dwuipół­me­tro­wy po­twór, sze­ro­ki jak szafa

 

iden­ty­fi­ku­je ich…Nomad i Sam­son. – Brak spacji po wielokropku.

 

Ko­man­dos wy­strze­lił w stro­nę Nie­umar­łe­go długą serię, osła­nia­jąc po­dej­ście Te­qu­il­li. Wy­da­wa­ło mu się, że strze­la w po­wie­trze. W miej­scu, z któ­re­go wy­strze­lił laser… – Powtórzenia.

 

Po­zo­sta­ły przy życiu Gar­gul­ce prze­le­cia­ły nad pla­cem… – Literówka.

 

Royal znał dryl – osła­niał jego po­dej­ście z ziemi. – Raczej: Royal znał procedury – osła­niał jego po­dej­ście z ziemi.

 

Royal wy­biegł z klat­ki scho­do­wej, wy­wa­rza­jąc drzwi i na­tych­miast za­sy­pał Sam­so­na gra­dem po­ci­sków. – Podziwiam Royala, bowiem mimo panującego zamętu, udało mu się wygotować drzwi? ;-)

Gruby, sprawdź w słowniku znaczenie słów wywarzyćwyważyć.

 

Gówno mnie to ob­cho­dzi! -Tym­cza­sem… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Ożesz kurwa.Ożeż, kurwa.

 

Teraz wiem, czemu jesz­cze nikt cie nie zabił. – Literówka.

 

z takim samym skut­kiem , jak wcze­śniej… – Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

Ciął głę­bo­ko, ale żadne płyny ustro­jo­we nie wy­pły­nę­ły… Powtórzenie.

Może: Ciął głę­bo­ko, ale żadne płyny ustro­jo­we nie wy­ciek­ły

 

– Twar­dy…skur­wiel…ale…na każ­de­go…jest spo­sób. – Brak spacji po wielokropkach.

 

Nie­umar­li wzię­li swoją nazwę od faktu, że po za­koń­cze­niu swo­je­go bio­lo­gicz­ne­go okre­su życia… – Zbędne zaimki.

 

Nie­umar­ly znik­nął w mi­kro­se­kun­dzie… – Literówka.

 

Fala bólu, która po­ja­wi­ła się z wde­chem przy­wo­ła­ła jasne plamy przed oczy. – Fala bólu, która po­ja­wi­ła się z wde­chem, wy­wo­ła­ła jasne plamy przed oczyma

 

– Uch…– Ob­ró­cił się na bok i zwy­mio­to­wał. – Brak spacji po wielokropku.

 

Już my­śla­łam, że cie nie ma. – Literówka.

 

– Ech…co z resz­tą? – Brak spacji po wielokropku.

 

On cie chyba czymś za­ra­ził. – Literówka.

 

-Gdzie my w ogóle je­ste­śmy? – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Roz­gląd­nął się wo­ko­ło. – Raczej: Roz­ejrzał się wo­ko­ło.

 

Cho­le­ra, za­no­si się na­wał­ni­ca jak ta sprzed ośmiu lat.Cho­le­ra, za­no­si się na na­wał­ni­cę jak ta sprzed ośmiu lat. Lub: Cho­le­ra, za­powiada się na­wał­ni­ca jak ta sprzed ośmiu lat.

 

Gdzie…po­gnał nasz ko­czow­nik? – Raczej: Dokąd po­gnał nasz ko­czow­nik?

 

– Szlag by to…uh…czy dzi­siaj co­kol­wiek… – Brak spacji po dwóch pierwszych wielokropkach.

 

Całą ścia­nę za­ję­ły uję­cia bru­nat­no-czer­wo­ne­go Xetha… – Całą ścia­nę za­ję­ły uję­cia bru­nat­noczer­wo­ne­go Xetha

 

– Och…przy­kro mi. – Brak spacji po wielokropku.

 

Na­le­ży do czwar­tej ge­ne­ra­cji…. – Po wielokropku nie stawiamy kropki.

 

Po­wo­li i skru­pu­lat­nie prze­szu­ki­wał umysł bie­da­ka za czym­kol­wiek zwią­za­nym z Ful­gu­rem.

Przeszukujemy coś, nie za czymś.

Proponuję: Po­wo­li i skru­pu­lat­nie prze­czesywał umysł bie­da­ka w poszukiwaniu czegokolwiek związanego z Ful­gu­rem.

 

W pew­nym mo­men­cie znowu zalał go nawał wspo­mnień… – W pew­nym mo­men­cie znowu zalała go nawała wspo­mnień

Nawała jest rodzaju żeńskiego.

 

To może być nawet…piąta ge­ne­ra­cja… – Brak spacji po wielokropku.

 

Hu­sarz po raz pierw­szy od­czuł na sobie cię­żar do­wo­dze­nia. – Zbędny zaimek. Czy mógł odczuć ten ciężar na kimś innym?

 

Jedno z nich, żeby nie wska­zy­wać pal­cem, do­pie­ro co obu­dzi­ło się po de­fi­bry­la­cji i było po­prze­bi­ja­ne jak ser szwaj­car­ski… – Raczej: …było podziurawione jak ser szwaj­car­ski

Sera szwajcarskiego nie przebija się.

 

Wy­je­cha­li drogą wy­cię­tą wśród drzew, roz­le­wa­jąc ka­łu­że zbie­ra­ją­ce się w głę­bo­kich ko­le­inach. – Raczej: …roz­chlapu­jąc ka­łu­że, zbie­ra­ją­ce się w głę­bo­kich ko­le­inach.

 

Coraz cię­żej przy­cho­dził mu każdy od­dech. – Raczej: Oddychał z coraz większym trudem.

 

Śmierć Manty…Ful­gur bro­nił się przed nami. – Brak spacji po wielokropku.

 

Po pro­stu…ła­twiej jest ich wszyst­kich nie­na­wi­dzić. – Brak spacji po wielokropku.

 

Zo­sta­wi­li sa­mo­chód na środ­ku drogi i za­nu­rzy­li się mię­dzy drze­wa.Zo­sta­wi­li sa­mo­chód na środ­ku drogi i weszli mię­dzy drze­wa.

Nie można zanurzyć się między coś.

 

Nie mi­nę­ło dużo czasu, zanim usły­sze­li pierw­sze od­gło­sy walki.Nie mi­nę­ło dużo czasu, gdy usły­sze­li pierw­sze od­gło­sy walki.

 

ale na­tknął się na…pust­kę. – Brak spacji po wielokropku.

 

Wy­sko­czył z niego Ful­gur, no­sząc na ple­cach Xetha… – Chyba: Wy­sko­czył z niego Ful­gur, niosąc na ple­cach Xetha

 

W tym samym mo­men­cie bły­ska­wi­ca ude­rzy­ła z dna wą­wo­zu w Nie­umar­łe­go. – Błyskawica z dna wąwozu? Chyba nie rozumiem.

 

Nie po to Xeth im po­ma­gał, żeby teraz oka­zja prze­bie­gła im przed nosem.Nie po to Xeth im po­ma­gał, żeby teraz oka­zja uciekła im sprzed nosa.

 

pio­ru­ny wa­li­ły w zie­mię wokół nich bez prze­rwy. Po ziemi pły­nę­ły po­to­ki wody. – Powtórzenie.

 

Splą­ta­na w uści­sku dwój­ka śli­zgiem wy­do­sta­ła się z po­mię­dzy drzew… – Splą­ta­na w uści­sku dwój­ka, śli­zgiem wy­do­sta­ła się spo­mię­dzy drzew

 

Zła­pał ob­ce­go i wy­cią­gnął nóż bo­jo­wy z po­chwy na pasie. – Raczej: Zła­pał ob­ce­go i z po­chwy na pasie wy­cią­gnął nóż bo­jo­wy.

Bo nóż chyba nie był z pochwy na pasie.

 

Wiatr za­wiał moc­niej i rzu­cił oboj­giem jak szma­cia­ny­mi lal­ka­mi. – Piszesz o osobnikach rodzaju męskiego, wiec: Wiatr za­wiał moc­niej i rzu­cił obydwoma/ nimi jak szma­cia­ny­mi lal­ka­mi.

Obojgiem/ oboje – w przypadku mężczyzny i kobiety.

 

Po­rucz­nik chciał pod­biec do No­ma­da, ale ko­lej­ny po­wiew wia­tru prze­wró­cił go na zie­mię. – Porucznika czy Nomada?

 

Stru­gi desz­czu wy­pa­ro­wa­ły z z sy­kiem w kon­tak­cie z na­ła­do­wa­nym gazem. – dwa grzybki w barszczyku.

 

-Hu­sarz? – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Uch…tutaj Hu­sarz, od­biór. – Brak spacji po wielokropku.

 

Na po­ma­rań­czo­wym od za­cho­du słoń­ca nie­bie nie było widać naj­mniej­szej chmur­ki, ale wo­ko­ło widać było jej ślady. – Powtórzenie.

 

Ban­da­że na nodze i tu­ło­wiu wciąż prze­sią­ka­ły krwią. – Raczej: Ban­da­że na nodze i tu­ło­wiu wciąż nasiąkały krwią. Lub: Ban­da­że na nodze i tu­ło­wiu wciąż były prze­sią­knięte krwią.

To krew przesiąka przez bandaż, a bandaż nią nasiąka.

 

– No coż, to koń­czy spra­wę. – Literówka.

 

Po po­wro­cie do zdro­wia liczę, że po­pro­wa­dzi pan sek­cję pierw­szą do sa­mych suk­ce­sów. – Ze zdania wynika, że to generał ma wrócić do zdrowia.

Proponuję: Liczę że, po po­wro­cie do zdro­wia/ wróciwszy do zdrowia, po­pro­wa­dzi pan sek­cję pierw­szą do sa­mych suk­ce­sów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, nawet nie wiedziałem, że popełniłem tyle błędów :D

Toż to oczywiste, że nie wiedziałeś, bo przecież nie popełniałeś ich świadomie.

Bardzo się cieszę, jeśli uwagi okazały się przydatne. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wizja świata ciekawa, są pomysły i całkiem nieźle językowo (choć nie wiem, jak było przed poprawkami). Za to fabularnie – średnio, przydałby się lepiej zarysować bohaterów, członków oddziału wyróżniały chyba tylko imiona, a w jednym przypadku płeć. Trochę lepiej wyszedł Ci inżynier, też był sztampowy, ale przynajmniej barwny.

Racja, też zauważyłem problem “płaskości” bohaterów, ale już po opublikowaniu opowiadania, niestety. Popracuję nad nimi i pomyślę o sytuacjach i w ogóle fabule, gdzie mogliby się popisać wyrazitym charakterem. Dzięki! 

Nowa Fantastyka