- Opowiadanie: IreneWrite - Gra

Gra

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Corcoran

Oceny

Gra

 

Na początku było tchnienie. Ono przewróciło pierwszą, czarną kostkę domina w układance z nieskończoną liczbą ścieżek. Czas ruszył, choć nie było nikogo, kto by to zauważył i odnotował poza Twórcą. “Ten Który Wydał Tchnienie” był wtedy bardzo młody i beztroski. Czarne domino utworzyło gigantyczny szkielet, a wtedy drugie tchnienie wypełniło jego mroczną pustkę.

Pierwsi Mędrcy, którzy w przyszłości będą zadawać pytania o przyczynę istnienia wszystkiego, nazwali ją Zimnym Piekłem. Mędrcy wierzyli, że było to najciemniejsze, najzimniejsze i zupełnie pozbawione życia miejsce, nie mające ani początku ani końca.

 

Wszechobecna ciemność, lodowaty chłód i całkowita martwota już wkrótce zaczęły nudzić i niepokoić młodego Twórcę. Wchodził w okres dorastania i zapragnął zmian. Zaczął zbierać pojedyncze kostki czarnego domina i kiedyś cisnął nimi w przestrzeń tak, że nastąpiło wielkie, gorące bum! W jednym odprysku czasu z ogromną energią wybuchły widowiskowe fajerwerki, co sprawiło radość ich wyzwolicielowi. Kilka miejsc ogrzało się na tyle, że można było zamieszać prującą, kosmiczną zupę.

W dalekiej przyszłości, pierwsi Mędrcy, badający pochodzenie bezkresnej galaktyki, nazwą ten moment narodzinami Gorącego Piekła.

Tymczasem, w gwałtownych wybuchach, powstała pierwsza materia, pulsująca, wirująca, kurcząca i rozszerzająca się poza wszelką kontrolą. Roztopiona breja bulgotała i rozprzestrzeniała się błyskawicznie w nieopisanej ciemności i trzeba było ją jakoś powstrzymać, bo inaczej pochłonęłaby całkowicie Zimne Piekło, czego nie chciał jego Twórca. Do ujarzmienia gorącej materii użył różnych foremek, niczym w dziecięcej piaskownicy. W jednych powstały gwiazdy, w innych planety, a w jeszcze innych przejścia do Zimnego Piekła, zupełnie martwej ciemności bez życia. Pomiędzy nimi Twórca wydrapał kilka czarnych dziur, które działały niczym odkurzacz i bardzo był z nich zadowolony.

Później spontanicznie pojawiły się różnorakie mgławice, magnetyczne jaja, strzępiaste obłoki gazów, wirujące kowadła, olbrzymie lewo – i prawoskrętne ślimaki, a z tego, co się przy okazji rozsypało, tu i ówdzie powstały zwyczajne, aczkolwiek gigantyczne, skały i wszelkiego rodzaju schłodzona kosmiczna kruszonka zwana pyłem.

Ogromna ilość nowych zjawisk musiała być jakoś rozlokowana, inaczej doszłoby do katastrofy. Twórca pomyślał chwilę i wydał trzecie tchnienie. Tak zajaśniały połączone ze sobą galaktyki, a w każdej z nich znalazły się gwiazdy, planety i inne twory. W ciemność wdarło się światło, a gdy jedne gwiazdy przygasały, inne się rodziły i odtąd tak miało być aż po kres czasu. Lecz na tym nie koniec aktów tworzenia.

“Ten Który Wydał Tchnienie” wchodził powoli w wiek męski i zapragnął nowych doświadczeń. Nie lubił się nudzić, dlatego wymyślił coś, co nazwał Grą i wciąż ją udoskonalał, testował, dodawał nowe wątki i rozwijał strategię, aż ta stała się na tyle złożona i skomplikowana, że nie mógł już w nią grać sam ze sobą, co wzbudziło w nim wielką tęsknotę za jakąś istotą, która będzie na tyle doskonała, aby zagrać z nim zagrać.

Wiedział, że kiedyś nadejdzie czas, w którym jego istnienie dobiegnie końca, a jego świat ponownie wypełni ciemna pustka, ale nie stanie się to, nim dojdzie do ostatecznej rozgrywki, podliczenia punktacji i rozdania nagród. Wzdrygnął się jednak na samą myśl, że nie będzie to łatwe i może trwać bardzo, bardzo długo, zanim pojawi się ktoś, kto zdoła stawić mu czoła, a ta myśl nużyła go niemiłosiernie, czyniąc coraz bardziej samotnym i zgorzkniałym. Dlatego postanowił nie zwlekać. Pokruszył kilka kostek czarnego domina, które zachował sobie na wszelki wypadek, i wybrał się na rekonesans po wszystkich galaktykach, uważnie obserwując gwiazdy i robiąc szybkie obliczenia. Szukał takiego układu planet, gwiazd i księżyców, które stałyby się odpowiednim schronieniem dla istot, zdolnych podjąć wyzwanie i zasiąść z nim kiedyś do wielkiej rozgrywki.

 

Znalazł w końcu kilka planet, które wydały mu się odpowiednie i rozrzucił okruchy domina, niczym ziarno w zaoraną glebę. Postanowił, że spokojnie zaczeka na rozwój wypadków i zmęczony swą pracą udał się na drzemkę.

Niektóre okruchy nie wzbudziły do życia materii, inne szybko wzrosły i wydały owoce. Lepsze lub gorsze, mniej lub bardzie efektowne, skomplikowane lub nużąco proste, ale nie na tyle rozwinięte, aby mogły podjąć grę z Wielkim Twórcą. Czas mijał, a “Ten Który Wydał Tchnienie” powoli się starzał i codziennie odkurzał swoją Grę. Długie wyczekiwanie na efekty jego zasiewu, odcisnęły swoje piętno. Twórca był nieco rozdrażniony albowiem doskwierała mu samotność, a istota mogąca zasiąść z Nim do Gry wciąż się nie pojawiła. Nic spektakularnego się nie działo. Kilka planet, na których istniało życie, zdążyły pochłonąć umierające gwiazdy, inne uległy samounicestwieniu lub katastrofom kosmicznym, a jeszcze inne wegetowały bez nadziei na progres. Czas płynął łapiąc w swoje sieci coraz to inne stworzenia i niezliczoną ilość rzeczy, które mijały bezpowrotnie. Czasem ten nowy świat zwalniał i wyciszał jedną lub drugą strunę życia, a wtedy Twórca zasypiał głęboko i śnił sen o wielkiej rozgrywce z niepoznaną istotą.

 

Podczas kolejnego z Jego snów na niewielkiej, zielononiebieskiej planecie pojawiła się niezwykle żywotna i uparta istota, która sama siebie nazwała człowiekiem. Dość szybko anektowała przestrzeń i walczyła o przetrwanie. Tworzyła przedmioty i zabijała inne gatunki, żeby przeżyć. Zdobywała i oswajała naturę, nauczyła się mówić, a z czasem budowała i walczyła zajadle siejąc spustoszenie wszędzie tam, gdzie dotarła.

Twórca tymczasem spał i przeoczył to krótkie zamieszanie. Człowiek zaś rozwijał się, dojrzewał i zaczął intensywnie myśleć, tworzyć i zadawać pytania. Na wiele z nich nie umiał sobie odpowiedzieć, ale to go nie zniechęcało. Eksplorował już swoją planetę i chciał więcej. Dawno już pojawili się Pierwsi Mędrcy i wymyślili metafizykę i astrologię. Patrzyli w gwiazdy i szukali przyczyny wszelkiego bytu. Byli na tyle aroganccy, że wierzyli iż nie są na swojej planecie bez ważnego powodu. Niektórych przepełniała pewność, że gdzieś, poza zasięgiem ich wzroku, istnieje Twórca wszystkiego, co ich otacza, i kiedyś poznają jego plany.

Podobnie jak “Ten Który Wydał Tchnienie”, większość myślących i ciekawskich istot zamieszkujących coraz mniej piękną i zieloną planetę, lubiło najróżniejsze gry, zagadki i łamigłówki. Doskonalili zatem swoje gry i stawali się coraz bardziej niebezpieczni dla samych siebie. Sporą część swej życiowej aktywności poświęcali na zabawę, hazard oraz produkcję i konsumpcję różnych używek. Nikt jednak nie miał pojęcia o istnieniu najdoskonalszej z gier, która czekała na zdolnych do podjęcia rozgrywki graczy.

Tymczasem, Twórca spał głęboko i tylko od czasu do czasu przewracał się na drugi bok i chrapał. Wywoływało to większą aktywność Słońca i nic poza tym. Śniło mu się, że gra, gra z istotą na tyle doskonałą i rozumną, że szanse są niemal wyrównane, a wynik gry jest bardzo niepewny. Twórca ożywił w sobie nadzieję, że oto nadchodzi moment, gdy będzie mógł ostatecznie odejść w niebyt i skończy się jego wyczerpujące wyczekiwanie na przeciwnika w grze, którą obmyślił.

Cieszył się w duchu z psikusa, jaki miał przygotowany na koniec rozgrywki. Wiedział, że wielkie ryzyko Gry podejmie tylko ten, którego skusi wygrana. Dlatego wymyślił Wielką Tajemnicę. Jej poznanie miało być nagrodą. Wiedział jednak, że bez względu na to, kto wygra, wszystko i tak się skończy. Zgaśnie światło i zniknie zarówno “Ten Który Wydał Tchnienie” jak i cały wszechświat, wszelkie istoty, całe jego dzieło, jego Gra i maleńka planeta, na której pojawił się człowiek na tyle ambitny, by móc wierzyć, że kiedyś pozna tajemnice swego istnienia i zagra z Wielkim Twórcą w najlepszą grę jaką kiedykolwiek wymyślono.

 

 

Koniec

Komentarze

Interesująca wizja. Może niespecjalnie odkrywcza czy oryginalna, ale ładnie napisana.

Wybitnie subiektywna opinia – niezwykła ilość Wyrazów Z Dużej Litery nieco mnie raziła.

 

Witaj na forum, IreneWrite!

Hmm... Dlaczego?

Dziękuję za powitanie i pierwszą opinię. Pozdrawiam.

Irene Write

Czy mogę to interpretować jako niejawny dytyramb na cześć naszego gatunku?

Raczej alternatywny mit o powstaniu świata. :-)

Irene Write

Chyba to wina wczesnej godziny, ale nie wszytko zrozumiałem. Niemniej, ładnie napisane. Lubię sobie poczytać takie tworzone przez miłośników fantastyki mitologiczne ujęcia powstawania świata, bo czego to ludzie nie wymyślą… :)

Aha, i możesz usunąć tag <SF 2015>, bo odnosi się do nieaktualnego już (hły-hły, portalowcy wiedzą o co chodzi) konkursu.

 

Witamy!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania Zalth. To jest moja osobista wizja kosmogonii. W ujęciu nie do końca poważnym. ;-)

Pozdrawiam

Irene Write

Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem. Kolejna filozoficzna powiastka kosmogoniczna z przymrużeniem oka. Można ją dołączyć do kolekcji już opublikowanych na tym portalu. Pozdrawiam z uśmiechem.

Dziękuję ryszard i także pozdrawiam z uśmiechem.

Irene Write

Przeczytałam bez przykrości, bo Gra jest napisana dość przyzwoicie, ale też bez szczególnej satysfakcji, jako że opowieść do odkrywczych raczej nie należy.

 

Czas za­czął pły­nąć, chodź nie było ni­ko­go, kto by to za­uwa­żył i od­no­to­wał.Czas za­czął pły­nąć, choć nie było ni­ko­go, kto by to za­uwa­żył i od­no­to­wał.

Sprawdź w słowniku znaczenie słów chodźchoć.

 

strzę­pia­ste ob­ło­ki , olbrzymie lewo– i pra­wo­skręt­ne ga­zo­we śli­ma­ki… – Zbędna spacja przed przecinkiem.

Zamiast półpauzy powinien być dywiz: …olbrzymie lewo- i pra­wo­skręt­ne ga­zo­we śli­ma­ki

 

Ciem­ność roz­świe­tla­ło świa­tło… – Nie brzmi to dobrze.

Może: Ciem­ność roz­jaśniało/ rozpraszało świa­tło

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowieść ma dla mnie wartość nie dzięki odkrywczości, (bo jest to kolejna, wersja mitu o powstaniu świata), ale dlatego, że powstała we śnie i udało mi się ją zapisać dość wiernie. Do słownika nie muszę zaglądać, błąd wkradł się przy automatycznym sprawdzaniu. Już poprawiłam. Co do półpauzy zgadzam się.

Pozdrawiam i dobrego poranka życzę.

Irene Write

Przed napisaniem tego komentarza przeczytałam wszystkie trzy teksty Autorki, żeby sobie wyrobić jakiś szerszy pogląd.

Piszesz ładnie, sprawnie. Tylko treści mi trochę w tym brakuje. Gra jest ciekawą wizją powstania wszystkiego, ale taką bardziej na zasadzie bajdy-mitu, niż pełnokrwistego opowiadania. Jak dla mnie przekaz raczej obojętny. 

 

Jedna rzecz mi nie daje spokoju i może ktoś rozstrzygnie. Piszesz jako imię: Ten Który Wydał Tchnienie – czy jednak nie powinno być przecinka po Ten?

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, dziękuję za poświęcony mi czas. Ten Który Wydał Tchnienie to imię. Zastanawiałam się nad przecinkiem, ale uznałam, ze w imieniu nie powinno go być. Gra to jak najbardziej mit, może nie bujda, a sen.

Pozdrawiam :-)

Irene Write

To bliskie mi klimaty, sam nie wiem dlaczego. I choć brakuje chyba tu próby interakcji, to tekst jest 'całkiem, całkiem' :)

Nie biegam, bo nie lubię

Zgadzam się z przedpiścami – dobrze napisany tekst, ale to kolejna wersja czegoś, co już kilka razy czytałam…

Mam wrażenie, że tylnymi drzwiami wraca przekonanie o niezwykłości człowieka. Wiadomo, że nasz gatunek jest najnasiejszy, ale żeby od razu z powodu odkryć kończył się Wszechświat? Ciekawam, czy chodzi o teorię wszystkiego… Mam nadzieję, że to jednak coś kilka kroków dalej. Ech, i tak ci wredni naukowcy wszystko muszą zepsuć. ;-)

Babska logika rządzi!

W tym opowiadaniu nie chodzi o wyjątkowość ludzkiego gatunku, a o postawę domniemanego stwórcy, który zainteresowany jest jedynie rozegraniem swojej gry, która bez względu na wynik zakończy istnienie wszystkiego. Nie jesteśmy wybrańcami, a jak widać po komentarzach, pycha głęboko się w nas zakorzeniła i lubimy myśleć o swojej wyjątkowości. W opowiadaniu nie ma też wzmianki, że to człowiekowi uda się ostatecznie przystąpić do rozgrywki. Paradoksalnie, im dłużej będziemy niedoskonali, tym dłużej nasz świat będzie istniał. Taka jest wymowa tego mitu i tym różni i się od pierwowzorów o stworzeniu świata.

Irene Write

Zabiły dzwony w tym samym kościele, ale bez fałszu :)

Czytało się przyjemnie.

Rozumem, że świat się nie skończy dopóki będziemy niedoskonali?

F.S

Mniej więcej. No chyba, że jakiś inny gatunek będzie mądrzejszy od nas i przystąpi do gry przed nami. :-) Stwórca ma nas generalnie… gdzieś. A dla mnie najbardziej ujmujące w człowieku bywają jego słabości. :-)

Irene Write

Całkiem mi się podobało, ciekawa koncepcja.

Nie bardzo tylko rozumiem funkcję tego „ever” na końcu.

Podczas kolejnego z Jego snów […]

Twórca tymczasem spał i przeoczył to krótkie zamieszanie.

Nie do końca rozumiem, jak przeoczył, skoro opisany jest jego sen. Niby możliwe – jeśli narrator jest ponad Tym Który Wydał Tchnienie – ale jakoś tak nie gra.

 

pytania o przyczynę istnienia wszystkiego,[Tu są dwie spacje]nazwali ją Zimnym Piekłem.

Pierwsi[Tu są dwie spacje]Mędrcy badający przeszłość swojej galaktyki

pojawiła się niezwykle żywotna[Tu też są dwie spacje]istota

 

Skandal ;P

 

Spodobał mi się obrazowy opis szkieletu z czarnego domina, na którym rozciąga się połać ciemności.

Ogółem to trochę mi przeszkadzało schodzenie z wysokiego tonu. Czy to miało nadać lekkości, żeby kosmogonia nie była zbyt nadęta? 

 

Nowa Fantastyka